Vanora Greengrass
Nazwisko ojca: Greengrass
Miejsce zamieszkania: Posiadłość Greengrass'ów na Grove Street 12 w hrabstwie Derby.
Czystość krwi: Czysta krew szlachetna.
Status majątkowy: Bogacz.
Zawód: Hodowca.
Wzrost: 175 cm
Waga: 61 kg
Kolor włosów: Naturalnie - odcień gorzkiej czekolady. Zmienne (Metamorfomag)
Kolor oczu: Szmaragdowa zieleń z drobnymi ciemnymi plamkami wokół źrenic.
Znaki szczególne: Blizna na górnej wardze, po prawej stronie twarzy. Często maskowana.
Heban. Długość 13,5 cala. Dosyć giętka. Rdzeniem jest pióro Abraksana. Na całej długości różdżki widnieją drobne ornamenty.
Griffindor
Koń
Ona sama nie mogąca się zmienić. (Metamorfomag)
Wanilia. Woń końskiego potu. Zapach gorącej czekolady-mlecznej.
Ona trzymająca małe dziecko. Chęć posiadania prawdziwej rodziny.
Hodowla skrzydlatych koni
Malarstwo
Nietoperze z Ballycastle
Wyścigi skrzydlatych koni. Czy raczej szkolenie do tego wyhodowanych przez siebie sztuk.
Country, Johnny'ego Cash'a.
Audray De Macedo
Od czego by tu można było zacząć…? Z pewnością od początku, czyli od osoby Walendy Greengrass. Kobiety w pewnym czasie pięknej, dumnej, a przy tym niesłychanie wymagającej i stanowczej. Walenda nie była osobą do towarzystwa. Od zawsze znała swoje przeznaczenie, wiedziała, czego chciała i co musiała osiągnąć. I koniec końców osiągnęła swe cele. Poślubiła szlachetnie urodzonego czarodzieja i wydała na świat dzieci, z których każde musiało być idealne tak samo jak ona. No bo jak inaczej? Charles jednak nie sprostał oczekiwaniom matki. Już w wieku dziecięcym był… inny. Chorowity za młodu, marny czarodziej, którego zaklęcia nie były ani spektakularne ani nawet porządne. Z eliksirami też mu nie szło, a po incydencie, w którym niemal wysadził siedzibę rodziny na Grove Street 12 w powietrze, całkowicie zakazano mu wstępu do pracowni alchemicznej. W wyniku tego wypadku właśnie Charlie doznał poważnych obrażeń, które pozbawiły go nie tylko młodzieńczej urody, ale również kilku zmysłów, takich jak węch czy wzrok w prawym oku. Co innego z charakteru. Duma i samozaparcie w dążeniu do celu były w Charlesie widoczne już w chwili, kiedy zaczął mówić! Co jednak nie zmieniło faktu… nie był godnym następcą swych rodziców, a przynajmniej nie w ich oczach. Krótko acz treściwie: spisali syna na straty. Charles jednak, mimo bycia kompletnym nieudacznikiem w oczach większości rodziny, odkrył w sobie pewny talent. Przyszedł on doń z czasem, a naprawdę rozwinął się dopiero po kilkunastu latach. Czym był talent? Ręką do magicznych stworzeń.
W Hogwarcie Charles Greengrass pod względem Opieki nad Magicznymi Stworzeniami był więcej niż dobry. Przedmioty zadań zwyczajnie go lubiły! Z tego właśnie powodu ostatecznie go nie wydziedziczono, ale nie znaczy to, że od tak wykupił się z pogardy, jaką darzyła go matka. Zresztą z przywróceniem do łask dał sobie spokój po ukończeniu piątego roku w Hogwarcie. Uznał, że nie będzie robił łaski osobom, które uważały, go za gorszego tylko przez to, że nie potrafił całkowicie normalnie rzucić zaklęcia albo uwarzyć eliksiru wielosokowego bez spopielenia pomieszczenia. Nie okazywał swych negatywnych uczuć do matki publicznie, ale Walenda doskonale wiedziała, jakie nastawienie miał doń syn marnotrawny.
Greengrassowie od wielu lat wspierali finansowo rezerwat smoków. Przed i po ukończeniu szkoły Charles tam właśnie uwielbiał przebywać. Z dala od wymownych spojrzeń, szeptanych po kątach uwag i obelg. Prowadząc swój własny mini rejestr osobników dla Ministerstwa Magii, mógł się oderwać od rzeczywistości. Charlie w głębi duszy był marzycielem. Podczas jednego z dłuższych wypadów do rezerwatu doszło do bardzo niebezpiecznego spotkania. Czarodziej nadział się na młodego smoka… Czy raczej smoczka albowiem stworzenie było bardzo małe. Charlie nie zdążył nawet się spokojnie wycofać, kiedy z nieba spadła matka pisklaka. Samica Trójogona Edamskiego, rzecz jasna, chciała bronić młodego i przy okazji pewne załatwić kolację. Ratunkiem była czarownica, która pojawiła się diabli wiedzą skąd. Szybka teleportacja załatwiła sprawę i Greengrass nie skończył jako pieczeń. Wybawczynią ówcześnie dwudziestoletniego mężczyzny była Ismena Skamander również dwudziestolatka.
Na rezultaty tej znajomości nie trzeba było czekać zbyt długo. Greengrassów mało krew nie zalała, kiedy dowiedzieli się o „znajomości” ze skażoną krwią. No bo jak? Chociaż wybrakowany to jednak Charles był Greengrassem. Chyba tylko przez to, że mężczyzna uchodził za hańbę rodziny, pozwolono mu dalej tę hańbę nosić. Młodzi postanowili wyruszyć w podróż po Europie. Ot dwójka pasjonatów na tropie magicznych stworzeń. Odwiedzili takie miejsca jak Rumunia, Grecja czy Hiszpania. Jednak w drodze powrotnej zahaczyli o mroźną Skandynawie, w której Ismena chciała pokazać Greengrassowi jedne z najpiękniejszych zwierząt. Skamanderowie zajmowali się hodowlą skrzydlatych koni aeotanów, jednak w Skandynawii występowała ciekawsza odmiana. Graniany. Piekielnie szybkie oraz niewyobrażalnie płochliwe. Greengrass był urzeczony.
Zaręczyny tej dwójki nie były żadnym zaskoczeniem. Rodzina Charlesa względnie zaakceptowała Ismenę jako utalentowaną czarownicę i poniekąd miała nadzieję, że z Charlie’ego coś jeszcze może być. I cóż… Było. Czy raczej była. Bo z Charlesa była córka. Radość z wnuczki nie była jakaś wielka, spodziewano się, że będzie podobnie jak Charlie, chorowita i nieutalentowana w takich dziedzinach jak Obrona przed Czarną Magią, eliksiry lub transmutacja. Jakby zwiastunem kolejnego cienia, który miał paść na ród Greengrassów była odmienność dziewczynki. Zdolności metamorfomagiczne niemal doprowadziły do wydziedziczenia dziewczynki oraz jej ojca. Ratunkiem okazała się być, o dziwo, Walenda, która widząc dziewczynkę, dostrzegła w niej cząstkę siebie. Postanowiła, że poczekają i zobaczą, co z „potworka” wyrośnie. A wyrosło coś niezwykłego.
W pierwszych latach życia Vanora była bardzo żywym dzieckiem, które ze swą różową czupryną kursowało między Grove Street 12, a rodzinnym domem swej matki. Beztroskie lata dzieciństwa skończyły się jednak, kiedy w grę weszło reprezentowanie rodziny ojca publicznie. Lekcje etykiety i dworskich zwyczajów z początku nie przychodziły hardej osóbce łatwo… Jednak inteligencja szybko zwyciężyła i Van przekonała się, że im bardziej przykładała się do swych obowiązków, tym szybciej je kończyła i mogła z ulgą oddać się bardziej przyziemnym zajęciom. W domu Greengrassów najbardziej lubiła ogród. Zaciszne, urokliwe miejsce, w którym mogła być sama, przynajmniej przez jakiś czas. Jej drugim ulubionym miejscem była hodowla aeotanów prowadzona przez Skamanderów. To właśnie oni zarazili ją miłością do magicznych zwierząt, do których z resztą miała istotnie cudowną rękę.
Kiedy w dzień jej jedenastych urodzin przyleciała sowa z listem zawiadamiającym o przyjęciu jej do Hogwartu, wszyscy byli zadowoleni. Rodzice, bo kochali swoją córkę i chcieli, by się rozwijała, a Greengrassowie dlatego, iż dostrzegali w Vanorze potencjał, którego brakło jej ojcu. Potencjał, który zaczął się uaktywniać wcześnie, podczas podstawowych zajęć magicznych, prowadzonych przez wprawione guwernantki. Van przez całkowity przypadek zmieniła igłę w zapałkę, mając dziewięć lat. Wcześniejsze oznaki na moc magiczną objawiały się w najmniej spodziewanych momentach, kiedy dla przykładu z praktycznie żadnej przyczyny pękał wazon albo haftowane serwetki niczym zamknięte w klatce dzikie ptaki, próbowały wylecieć przez okno ku wolności. Było również parę sytuacji wręcz kryzysowych, kiedy Vanora nie zrobiła krzywdy drugiej osobie. Taaak. Jako dziecko okazywała spory potencjał.
Hogwart otworzył swe podwoje nie tylko przed Vanorą, ale również przed sporą grupą innych czarodziejów. Niektórych Van polubiła z miejsca, inni mieli jej załazić za skórę do końca szkoły. Przywdziawszy barwy domu Godryka Gryffindora, Greengrass starała się godnie reprezentować swój dom… Naprawdę! Co mogła poradzić na to, że nie mogła trzymać języka za zębami, widząc dyskryminacje mugolaków? To również wyniosła z Grove Street 12. Pozytywne nastawienie do mugoli, którego większości uczniów szlachetnej krwi brakowało… Ach, ta młodzież.
Podczas pierwszego roku Van przeżyła również pierwszy dramat szkolny, którym było pierwsze otwarcie Komnaty Tajemnic i śmierć mugolaczki. Chyba właśnie to dało jej kopa, dzięki któremu zaczęła jeszcze bardziej przykładać się do nauki zaklęć i obrony przed czarną magią. Zresztą mocno zainteresowała się owym „potworem”, który stał za terrorem wśród uczniów Magii i Czarodziejstwa. Jakoże z Opieki na Magicznymi Stworzeniami była prymuską, szczerze wątpiła w winę Rubeusa Hagrida i jego „stworzonka”, mimo wielu różnic polubili się jako osoby szanujące stworzenia żywe. Wstawiła się zresztą za Hagridem, ale przez wzgląd na wiek oraz „smarkate doświadczenie” w ogóle nie wzięto jej pod uwagę. No zastanówmy się: słowo pierwszoroczniaczki, dodatkowo rozpieszczanej i nie znającej krzywd prawdziwego życial przeciw słowu prefekta i prymusa szkolnego jakim był Tom Riddle. Vanora do końca nie przestałą winić Toma za wydalenie Hagrida. Dopiero po fakcie zdecydowała się wykorzystywać moc swego nazwiska, które, chcąc nie chcąc, budziło posłuch.
Kolejne dwa lata nauki nie były czymś szczególnie wielkim, poza męczeniem przez niestrawność, kiedy Riddle został Prefektem Naczelnym. Przez żywe zainteresowanie Magicznymi Stworzeniami, w młodej arystokratce rozwinął się dryg do sztuki malarstwa i szkicu.
Następnym burzliwym epizodem był pojedynek i śmierć Albusa Dumbledora z Gellertem Grindlewaldem. Vanora chodziła przybita jak większość uczniów, którzy widzieli w nauczycielu Hogwartu wzór. Nie mogąc znieść atmosfery panującej za murami Hogwartu Van zaczęła urządzać wędrówki po błoniach i dalej. W wymykaniu się niepostrzeżenie z zamku pomagały jej zdolności metamorfomaga, które rozwijały się w zastraszającym tempie. A właśnie, a propos metamorfomagii, to Van nie obnosiła się bardzo ze swymi umiejętnościami, wiedziała, że zarówno w szkole, jak i poza nią, znajdą się ludzie chcący je wykorzystać. Zmianę koloru włosów naprzemiennie tłumaczyła alergią albo źle użytym zaklęciem lub eliksirem. Aż dziwne, że większość w to uwierzyła. Nauczycieli trudno było jednak nabrać i parokrotnie za wykorzystywanie swych zdolności była upominana oraz karana.
Wojna Czarodziejów, która również w roku śmierci Albusa Dumbledora nawiedziła Anglię, nie odbiła się na Vanorze aż tak bardzo, głównie dzięki rodzinie, która trzymała ją z dala od tego rodzaju spraw. Mimo to martwiła się o los świata magicznego, ale nie mogąc nic zrobić, starała się jak najlepiej przygotować na najgorsze.
Z czasem rwetes powstały w Hogwarcie osłabł, ale brak nauczyciela transmutacji dał się odczuć, mimo że jego zastępca doskonale wiedział, co robił. Sam dyrektor Dippet też sytuacji jakoś nie poprawiał.
Po ukończeniu szkoły Van powróciła do domu, zajmując się sprawami osobistymi oraz, rzecz jasna, rodzinnymi, zaczynając mieć swój udział w sprawach rodu Greengrass jako działaczka na rzecz mugoli, jednak niewiele zdziałała, czując, że to jednak nie dla niej. Na wieść, że Grindlewald został dyrektorem, pisała notę do Ministerstwa Magii, domagając się sprawiedliwości, której ostatecznie nie wymierzono. Greengrass była rozgniewana nie na żarty, ale niestety dyskretna wiadomość od Miniesterstwa odwiodła arystokratkę od prób dalszego drążenia tematu. Van właśnie wtedy doceniła, że opuściła Hogwart, zanim nastał w nim Grindlewald.
Kobieta ostatecznie pisała jeszcze kilka listów, ale po paru wielce nieprzyjemnych rozmowach dała za wygraną. I właśnie tego do obecnej chwili nie jest w stanie sobie wybaczyć. Żeby odciągnąć myśli od ponurej rzeczywistości, Vanora coraz bardziej zaczęła oddawać się pracy, jaką była hodowla skrzydlatych koni Skamanderów oraz cząstkowe kontrolowanie populacji smoków z rezerwatu w Peak District. Widząc coraz większe wycieńczenie córki, Charles postanowił przerwać błędne koło i zabrał swą latorośl w podróż po powojennej Europie. Ostatecznie nie było nawet tak źle, przebyli szlak, który przetarli rodzice Vanory, podczas samej podróży Van goblidegucki poznała głównie dla własnej wygody podczas stosunków z goblinami w różnych oddziałach banku Gringrota.
Końcowym etapem podróży ojca i córki była Skandynawia, gdzie Charlie pokazał Van tamtejszą chlubę, płacą przy tym sporą ilość w galeonach. Czemu? Bo Vanora ani myślała opuścić kraju bez chociaż jednego przedstawiciela granianów. Zakochała się i Charles nie widział w tym nic dziwnego.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 5 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 10 | 2 (Różdżka) |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 1 | Brak |
Transmutacja: | 5 | 3 (Różdżka) |
Eliksiry: | 5 | Brak |
Sprawność: | 2 | Brak |
Zwinność: | 3 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Goblideucki | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Opieka nad magicznymi stworzeniami | IV | 40 |
Historia Magii | I | 2 |
Starożytne Runy | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Mugoloznawstwo | I | 5 |
Silna wola | I | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Malarstwo (tworzenie) | II | 3 |
Brak | - | 0 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec balowy | I | 1 |
Jazda Konna | II | 7 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Reszta: 1 |
Ostatnio zmieniony przez Vanora Greengrass dnia 22.03.18 23:32, w całości zmieniany 6 razy