Sala treningowa
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sala treningowa
Przestronne pomieszczenie pozbawione wszelakich niemagicznych i magicznych dekoracji, które mogłyby niepotrzebnie rozproszyć uwagę bądź zakłócić magię podczas magicznych bądź szermierczych pojedynków odbywających się właśnie w tym miejscu zaprawiając w boju kolejne pokolenia Carrow. Ze względu na usytuowanie oraz liczne okna sala treningowa wymaga oświetlenia jedynie podczas pochmurnych nocy. Latem zaś, pomimo żaru wylewanego przez słońce, wnętrze sali jest zawsze chłodne. Wszystko za sprawą magicznego białego marmuru pokrywającego każdą jej powierzchnię, który nie odpuszcza również podczas zim.
The member 'Isabelle Carrow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
21.11
Po wizycie Priscilli, Isabelle postanowiła spróbować nowych eliksirów. Jeszcze nigdy nie warzyła trucizn, ale eliksir osłabiający nie będzie szkodliwy dla alchemika (nawet alchemika w ciąży) i może się przydać zarówno Priscilli...jak i jej. Czasy były niebezpieczne, a Isabelle chciała być przygotowana na wszystko. Oczywiście istniały silniejsze trucizny i eliksir osłabiający nie powstrzyma nikogo naprawdę niebezpiecznego, ale nie czuła się na siłach ani nie ryzykowałaby w ciąży warzenia czegoś mocniejszego.
Zaczęła od piołunu, serca eliksiru. Wywar musiał się nim porządnie nasycić. Następnie dodała krew nietoperza i suszone pająki. Dość obrzydliwe, ale jako alchemiczka i medyczka-amatorka widziała nie takie rzeczy.
Dla złagodzenia smaku dolała do eliksiru wody miodowej. Odczekała, aż wywar zagotuje się i na samym końcu dorzuciła muchy siatkoskrzydłe.
Przyrządzała już...przyjemniejsze eliksiry, ale była bardzo ciekawa, jak ten się rozwinie. Ponadto wszystkie składniki były szybkie w przygotowaniu - albo płynne, albo na tyle małe, że nie musiała nic kroić i siekać.
Pierwszy raz w życiu przyrządzała truciznę i chociaż pewnie nikomu jej nie poda, to gdzieś w głębi jej serduszka tliły się wyrzuty sumienia. Czyż nie powinna skupić energii na bardziej pożytecznych sprawach? Niemniej, miała aż nadmiar czasu. Na szczęście dobrze znosiła ciążę, a z powodu burzy nie mogła nawet wyjść z zamku. Pozostawało jej towarzystwo rodziny, książki i eliksiry. Czyż był lepszy moment na uczenie się nowych umiejętności?
Mimowolnie pomyślała o wszystkich osobach, które mogłyby zasłużyć na pewne osłabienie. Ku jej zdziwieniu, było ich całkiem sporo - poczynając od koleżanek z Beauxbatons, a na pewnym zdrajcy kończąc. Odpędziła jednak tą przedziwną pokusę i skupiła się na wywarze i zastanowieniu, czy powinna opowiedzieć o wszystkim ojcu, jeśli eliksir się uda. Zawsze był z niej dumny, gdy rozwijała się naukowo, ale czy nie przekroczyła właśnie pewnej granicy?
2 roślinne - piołun, woda miodowa
3 zwierzęce -krew nietoperza, pająki, muchy
Astronomia I
Po wizycie Priscilli, Isabelle postanowiła spróbować nowych eliksirów. Jeszcze nigdy nie warzyła trucizn, ale eliksir osłabiający nie będzie szkodliwy dla alchemika (nawet alchemika w ciąży) i może się przydać zarówno Priscilli...jak i jej. Czasy były niebezpieczne, a Isabelle chciała być przygotowana na wszystko. Oczywiście istniały silniejsze trucizny i eliksir osłabiający nie powstrzyma nikogo naprawdę niebezpiecznego, ale nie czuła się na siłach ani nie ryzykowałaby w ciąży warzenia czegoś mocniejszego.
Zaczęła od piołunu, serca eliksiru. Wywar musiał się nim porządnie nasycić. Następnie dodała krew nietoperza i suszone pająki. Dość obrzydliwe, ale jako alchemiczka i medyczka-amatorka widziała nie takie rzeczy.
Dla złagodzenia smaku dolała do eliksiru wody miodowej. Odczekała, aż wywar zagotuje się i na samym końcu dorzuciła muchy siatkoskrzydłe.
Przyrządzała już...przyjemniejsze eliksiry, ale była bardzo ciekawa, jak ten się rozwinie. Ponadto wszystkie składniki były szybkie w przygotowaniu - albo płynne, albo na tyle małe, że nie musiała nic kroić i siekać.
Pierwszy raz w życiu przyrządzała truciznę i chociaż pewnie nikomu jej nie poda, to gdzieś w głębi jej serduszka tliły się wyrzuty sumienia. Czyż nie powinna skupić energii na bardziej pożytecznych sprawach? Niemniej, miała aż nadmiar czasu. Na szczęście dobrze znosiła ciążę, a z powodu burzy nie mogła nawet wyjść z zamku. Pozostawało jej towarzystwo rodziny, książki i eliksiry. Czyż był lepszy moment na uczenie się nowych umiejętności?
Mimowolnie pomyślała o wszystkich osobach, które mogłyby zasłużyć na pewne osłabienie. Ku jej zdziwieniu, było ich całkiem sporo - poczynając od koleżanek z Beauxbatons, a na pewnym zdrajcy kończąc. Odpędziła jednak tą przedziwną pokusę i skupiła się na wywarze i zastanowieniu, czy powinna opowiedzieć o wszystkim ojcu, jeśli eliksir się uda. Zawsze był z niej dumny, gdy rozwijała się naukowo, ale czy nie przekroczyła właśnie pewnej granicy?
2 roślinne - piołun, woda miodowa
3 zwierzęce -krew nietoperza, pająki, muchy
Astronomia I
Stal hartuje się w ogniu
♪
♪
The member 'Isabelle Carrow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 43
'k100' : 43
21.11
Ośmielona sukcesem z ostatnim eliksirem Isabelle postanowiła spróbować sił z jeszcze jedną podstawową trucizną. Caput nie było trudne w przygotowaniu, lady Carrow posiadała odpowiednie składniki, a poza tym efekty trucizny były dokuczliwe, lecz nie nazbyt szkodliwe. Trucizna godna damy, którą można podać nielubianej osobie bez nadmiernych wyrzutów sumienia i ze świadomością, że nieszczęśnik wyleczy się choćby zaklęciem. O ile nie uzna tego oczywiście za przeciągającą się migrenę. Isabelle dziwnie rozbawiła ta myśl - czyżby długotrwałe siedzenie w domu wprawiło ją w otępienie albo początki depresji? Zwykle bywała bardziej empatyczna, ale teraz kierowała nią chęć nauki, żądza wiedzy. Poprzedniej nocy długo wpatrywała się w niebo i, choć dopiero rozwijała swoją zdolność odczytywania gwiazd, miała nadzieję, że pora miesiąca sprzyja warzeniu eliksirów. Miała już przygotowany cały warsztat w dawnej sali treningowej, a rodzina przywykła, że zaszywa się tutaj w samotności. Ostatnio służba miała pełno spraw na głowie, ale niedługo poprosi ich o przygotowanie jej własnej pracowni.
Rozpoczęła proces od neutralnej krwi salamandry, która dobrze będzie współgrać z resztą, plugawych już, składników. Dodała pokruszone skorupki stożków, które potrzebowały chwili w cieple. Mieszała powoli eliksir, w myślach recytując przepis. Gdy oba składniki przegryzły się ze sobą, dodała serce eliksiru - akonit. Ostatnio ceny tojadu wzrosły, bo był wykorzystywany w trudnym do przyrządzenia wywarze dla wilkołaków, ale Carrowowie wciąż mieli trochę w swojej piwniczce. Isabelle nie znała żadnych wilkołaków, więc z czystym sumieniem mogła wykorzystać cenny składnik do zwykłej trucizny. Wsypała do wywaru skrzydełka bahanek, a dla zabicia smaku ingrediencji zwierzęcych dodała na koniec trochęszafranu. Następnie czekała cierpliwie, mieszając od czasu do czasu w kociołku. Gdy następnym razem ciotka zacznie jej wypominać nieudane małżeństwo, będzie sobie wyobrażać, że dodaje jej Caput do herbaty. Nie zamierzała jednak marnować trucizny - jeśli się uda - na własną ciotkę. Przez lata przywykła do jej nieustannego biadolenia i znała osoby, które o wiele, wiele bardziej zasługiwały na niespodziewany ból głowy.
2 roślinne - akonit, szafran
3 zwierzęce - krew salamandry, skorupki stożków, skrzydełka bahanek
Astronomia I
Ośmielona sukcesem z ostatnim eliksirem Isabelle postanowiła spróbować sił z jeszcze jedną podstawową trucizną. Caput nie było trudne w przygotowaniu, lady Carrow posiadała odpowiednie składniki, a poza tym efekty trucizny były dokuczliwe, lecz nie nazbyt szkodliwe. Trucizna godna damy, którą można podać nielubianej osobie bez nadmiernych wyrzutów sumienia i ze świadomością, że nieszczęśnik wyleczy się choćby zaklęciem. O ile nie uzna tego oczywiście za przeciągającą się migrenę. Isabelle dziwnie rozbawiła ta myśl - czyżby długotrwałe siedzenie w domu wprawiło ją w otępienie albo początki depresji? Zwykle bywała bardziej empatyczna, ale teraz kierowała nią chęć nauki, żądza wiedzy. Poprzedniej nocy długo wpatrywała się w niebo i, choć dopiero rozwijała swoją zdolność odczytywania gwiazd, miała nadzieję, że pora miesiąca sprzyja warzeniu eliksirów. Miała już przygotowany cały warsztat w dawnej sali treningowej, a rodzina przywykła, że zaszywa się tutaj w samotności. Ostatnio służba miała pełno spraw na głowie, ale niedługo poprosi ich o przygotowanie jej własnej pracowni.
Rozpoczęła proces od neutralnej krwi salamandry, która dobrze będzie współgrać z resztą, plugawych już, składników. Dodała pokruszone skorupki stożków, które potrzebowały chwili w cieple. Mieszała powoli eliksir, w myślach recytując przepis. Gdy oba składniki przegryzły się ze sobą, dodała serce eliksiru - akonit. Ostatnio ceny tojadu wzrosły, bo był wykorzystywany w trudnym do przyrządzenia wywarze dla wilkołaków, ale Carrowowie wciąż mieli trochę w swojej piwniczce. Isabelle nie znała żadnych wilkołaków, więc z czystym sumieniem mogła wykorzystać cenny składnik do zwykłej trucizny. Wsypała do wywaru skrzydełka bahanek, a dla zabicia smaku ingrediencji zwierzęcych dodała na koniec trochę
2 roślinne - akonit, szafran
3 zwierzęce - krew salamandry, skorupki stożków, skrzydełka bahanek
Astronomia I
Stal hartuje się w ogniu
♪
♪
The member 'Isabelle Carrow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 50
'k100' : 50
3 X
Bose stopy chłonęły zimno marmurowej sceny, na której wirował w tańcu ostrza. Trzymał rękojeść pewnie, klingą ciął powietrze niestawiające mu żadnego oporu; dla urozmaicenia zaczął krążyć pomiędzy kolumnami, ustawiając się tak, by znacznie ograniczyć sobie pole manewru. By każdy ruch musiał być przemyślany, by jemu przyszło wyginać się w mało wygodne pozy, przyjmować je wbrew oporowi mięśni i ścięgien. Oporu nie stawiało mu wszak powietrze, lecz robiło to jego ciało, ze sobą tak naprawdę walczył. I to siebie próbował pokonać.
Lubił tu przychodzić; mało gdzie w zamku panowała taka cisza - może tylko w górze, gdy wspinał się na arkady, na dachy, lecz w pomieszczeniach trudno było uciec od dźwięków tętniącego życiem Sandal Castle. Pośród marmurów sali treningowej słyszał tylko swoje głośne myśli, każdy, najlżejszy nawet krok i świst przecinanego powietrza.
Jego usłyszał z dali, poznał brata od razu po chodzie, nie musiał obracać się, by upewnić się, że to Ares przygląda się, jak uparcie kąsa poddańcze powietrze.
- Nie stój tak, bracie, chwytaj za szablę - ta w jego dłoni obróciła się ku drugiemu Carrowowi, zaraz za nią wygięło się też całe ciało Icara; miał na sobie tylko rozchełstaną koszulę i bryczesy, włosy rozsypały się w ćwiczebnym nieładzie, wijąc się kasztanowo niemal do ramion. - Czytałeś już Walczącego Maga? - nie powstrzymał irytacji, doskonale widocznej na jego twarzy; dzisiejsze wydanie, przyniesione przez sowę, przeczytał niemal w całości, na dłużej zatrzymując się na artykule z pierwszej strony. Nie rozumiał, czemu to z gazet dowiaduje się o zdarzeniach w Yorkshire. - Wiadomo ci było coś o przepuszczonym przez mugoli ataku? Na śpiącą czarownicę? - nie dał mu zbyt wiele czasu; mówiąc o ataku, sam również zaatakował. Najpierw ruch dłonią, potem doskok nogą. Krótki wypad. Kontrolnie zerknął na kolano, poprawiając się, by nie przekraczało linii palców stopy. Tylną nogę docisnął do podłoża, całą powierzchnią, czując wyraźnie zimno oplatające podeszwę. - To prawda czy dziennikarskie banialuki? - chciał wiedzieć, czy Ares słyszał coś więcej - skoro sam atak miał miejsce w Yorkshire, czemu dowiadują się o nim z gazety? Po drugie - od kiedy w mugolach było tyle buty, by myśleć, że dadzą radę spalić na stosie czarodziejów? - Jeśli to prawda, a oni wciąż żyją, jedynie ranieni przez hipogryfa, to może czas najwyższy odwiedzić miasteczko, w którym się to zdarzyło... niech spłoną na stosie, którego nie powstydziłaby się Wendelina, a wiatr niech poniesie tę wieść - ogniste ostrzeżenie - daleko, po krańce Yorkshire - dokończył impulsywnie, pod wpływem silnego wzburzenia, i zawirował w furkoczącym piruecie. Zapędy ludu należało ostudzić, póki iskra głupoty nie wznieci pożogi. Takich jak tamci agresorzy w obecnej sytuacji politycznej bez wątpienia jest wielu. Nie mogą myśleć, że zabijając jednego czarodzieja są w stanie cokolwiek wskórać.
Bose stopy chłonęły zimno marmurowej sceny, na której wirował w tańcu ostrza. Trzymał rękojeść pewnie, klingą ciął powietrze niestawiające mu żadnego oporu; dla urozmaicenia zaczął krążyć pomiędzy kolumnami, ustawiając się tak, by znacznie ograniczyć sobie pole manewru. By każdy ruch musiał być przemyślany, by jemu przyszło wyginać się w mało wygodne pozy, przyjmować je wbrew oporowi mięśni i ścięgien. Oporu nie stawiało mu wszak powietrze, lecz robiło to jego ciało, ze sobą tak naprawdę walczył. I to siebie próbował pokonać.
Lubił tu przychodzić; mało gdzie w zamku panowała taka cisza - może tylko w górze, gdy wspinał się na arkady, na dachy, lecz w pomieszczeniach trudno było uciec od dźwięków tętniącego życiem Sandal Castle. Pośród marmurów sali treningowej słyszał tylko swoje głośne myśli, każdy, najlżejszy nawet krok i świst przecinanego powietrza.
Jego usłyszał z dali, poznał brata od razu po chodzie, nie musiał obracać się, by upewnić się, że to Ares przygląda się, jak uparcie kąsa poddańcze powietrze.
- Nie stój tak, bracie, chwytaj za szablę - ta w jego dłoni obróciła się ku drugiemu Carrowowi, zaraz za nią wygięło się też całe ciało Icara; miał na sobie tylko rozchełstaną koszulę i bryczesy, włosy rozsypały się w ćwiczebnym nieładzie, wijąc się kasztanowo niemal do ramion. - Czytałeś już Walczącego Maga? - nie powstrzymał irytacji, doskonale widocznej na jego twarzy; dzisiejsze wydanie, przyniesione przez sowę, przeczytał niemal w całości, na dłużej zatrzymując się na artykule z pierwszej strony. Nie rozumiał, czemu to z gazet dowiaduje się o zdarzeniach w Yorkshire. - Wiadomo ci było coś o przepuszczonym przez mugoli ataku? Na śpiącą czarownicę? - nie dał mu zbyt wiele czasu; mówiąc o ataku, sam również zaatakował. Najpierw ruch dłonią, potem doskok nogą. Krótki wypad. Kontrolnie zerknął na kolano, poprawiając się, by nie przekraczało linii palców stopy. Tylną nogę docisnął do podłoża, całą powierzchnią, czując wyraźnie zimno oplatające podeszwę. - To prawda czy dziennikarskie banialuki? - chciał wiedzieć, czy Ares słyszał coś więcej - skoro sam atak miał miejsce w Yorkshire, czemu dowiadują się o nim z gazety? Po drugie - od kiedy w mugolach było tyle buty, by myśleć, że dadzą radę spalić na stosie czarodziejów? - Jeśli to prawda, a oni wciąż żyją, jedynie ranieni przez hipogryfa, to może czas najwyższy odwiedzić miasteczko, w którym się to zdarzyło... niech spłoną na stosie, którego nie powstydziłaby się Wendelina, a wiatr niech poniesie tę wieść - ogniste ostrzeżenie - daleko, po krańce Yorkshire - dokończył impulsywnie, pod wpływem silnego wzburzenia, i zawirował w furkoczącym piruecie. Zapędy ludu należało ostudzić, póki iskra głupoty nie wznieci pożogi. Takich jak tamci agresorzy w obecnej sytuacji politycznej bez wątpienia jest wielu. Nie mogą myśleć, że zabijając jednego czarodzieja są w stanie cokolwiek wskórać.
give me a bitter
glory.
Icar Carrow
Zawód : niosą mnie skrzydła
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
sure he fell, but in that glorious moment, as he floated in staunch defiance of heaven's fire, he knew no one had flown higher.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Tętniący życiem Sandal Castle dla mnie nie był aż tak.. tętniący. I to akurat mi nie przeszkadzało. Lubiłem porównywać zamek z głośnymi ulicami Londynu albo zagranicy i dziekować wszystkim bogom za to, że nie słyszę sąsiadów zza ściany. Wydawało mi się to w pewien sposób obleśne, by być świadkiem dźwięków dochodzących z innego pokoju. Tak bardzo dbałem o ogarniającą mnie ciszę i spokój, że specjalnie zakląłem drzwi w pokoju tak, by efektownie tłumiły jakiekolwiek dźwięki z zewnątrz. Dni spędzałem w ciszy, a każde wysunięcie nosa poza pokój, oznaczało, że szukałem kontaktu. Na szczęście domownicy już o tym wiedzieli i rzadko zdarzało im się niepokoić mnie w czasie odosobnienia. Tak się zdarzyło, że ostatnie dwa dni prawie nie wychodziłem z pokoju. Pisałem listy do kuzynek, zbierałem się do napisania listu do lady Burke, a nawet zorganizowałem sobie sam (!) bukiet dla owej damy. Bardzo nie podobało mi się, że Daniel wciąż pozostawał poza zasięgiem. Kiedy ja przeżywałem wielkie rozterki, on nawet nie raczył odpisać na list! Nie wiedziałem nawet czy już jest po ślubie, czy może nie? Mówił, że ma to się wydarzyć pod koniec września, niby mieliśmy październik... więc może faktycznie, to kwestia owego małżeństwa? Podejrzewałem, że jeżeli tak, to znaczy, że uszczęśliwia swoją nową żonkę, co z jednej strony cieszyło mnie, bo wydawał się być spięty od jakiegoś czasu, ale z drugiej wcale nie. Oczekiwałem, że będzie bardzej dostępnym sługą, może za bardzo go rozpieszczałem? Nieco obrażony na Wrońskiego, a także poruszony wieścią o śmierci Blacka i tym, że już tylko miesiąc dzieli mnie od oficjalnego narzeczeństwa opuściłem swój pokój.
Przechodząc przez kolejne komnaty, mijałem służących czyszczących ściany i pucujących obrazy, mijałem skrzaty taszczące wielkie pudła, nawet wydawało mi się, że mignął mi nasz rodowy duch snujący się zwykle o tej godzinie w bibliotece. Każda osoba, która nie należała do rodziny, na mój widok przestawała pracować, ale tego już prawie nie zauważałem. Przemierzałem zamek prędko, jakbym nieco się bał, że gdybym został w jednym miejscu dłużej, mogliby zacząć zadawać mi pytania. W końcu trafiłem do sali w której spożywaliśmy posiłki. Była pusta, ale jak zwykle czekała tam na nas ciepła kawa. Nalałem sobie filiżankę i rzuciłem okiem na prasę. Taka sama przyszła dzisiejszego rana na parapet mojego pokoju. Przeleciałem spojrzeniem po krzyczącym tytule i przełknąłem łyk kawy. Smakowała nieco podlej niż zazwyczaj, uznałem więc, że poinformuję o tym gospodynię.
Picie kawy w pustym pokoju nie różniło się prawie niczym od picia kawy w moim pokoju, poszedłem więc szukać kogoś, kto ulżyłby tej mojej samotności. I tak właśnie trafiłem na Icara, który ćwiczył sobie w sali treningowej.
Mój brat z innej matki rzucił mi wyzwanie, nim zdążyłem dokończyć filiżankę. Ale widać po mojej minie, że nie odmówię, nim się obejrzał, już stałem naprzeciwko niego z kawką w jednym ręku, a szablą w drugiej.
- Widziałem tylko nagłówki. Wydaje się, że sprawy są coraz bardziej podniecające - mówię w zupełnie niepodniecony, jakbym się jeszcze nie obudził z drzemki, albo po prostu mnie to mało obchodziło. Rzeczywiście, nie rzuciło mi się w oczy, że na naszych ziemiach grasują niebezpieczni mugole, chociaż sam się bardziej zainteresowałem rubryką z doniesień na świecie a nie w kraju. Unoszę szablę, dając znać bratu, że właśnie w taki sposób będziemy walczyć. Obym tylko nie potłukł porcelany, którą moja matka wraz ze swoim posagiem wniosła do Sandal Castle.
Icar zaatakował, na co uchylam się, zapominając o przyjęciu odpowiedniej pozycji - wyglądałem w tej chwili może nawet dość zabawnie, kiedy unikając ciosu przyjmowałem pozycję wyjściową.
- Mugoli na czarownicę? Bynajmniej - odpowiadam, oddając ruch w jego stronę. Przesunąłem się może o długość palca, nie sądzę, by ktoś mógł pochwalić mnie za ten atak. Nim się zorientowałem, Icar niesiony na skrzydłach emocji naparzał we mnie ciosami, a ja cofałem się, albo chowałem za kolumnami.
Mugole atakujący czarownice, hipogryfy ratujące przed owymi? To brzmiało dość... niesamowicie, ale nie w dobrym tego słowa znaczeniu. Obdarzam swoje zwierzęta bardzo szeroką gamą uczuć, ale nawet ja nie mogłem jakoś sobie wyobrazić, by nasze aetonany same ruszyły na ratunek mi, kiedy mugol zakradłby się zjeść mój mózg. Na miejscu zwierzęcia również bym uciekał przed tymi obleśnymi kreaturami.
Biorę łyk kawy i znów pojawiam się przed Icarem.
- Chcesz spalić całe miasto wypełnione po brzegi mugolami? - upewniam się, zdając sobie sprawę z tego, że Icar chyba przecenia swoje możliwości. Ja sam nie wyobrażałem sobie spotkania z chociażby jednym mugolem, a on chciał jechać do miasta gdzie były ich tysiace?! - Powstrzymaj swe konie bracie - zawołałem tym razem starając się parować jego ciosy a może nawet zaatakować. - Takie działanie byłoby mówiąc delikatnie: misją samobójczą. Pchać się do wioski niebezpiecznych mugoli, też wymyślił! - prychnąłem, może zbyt lekceważąco, bo już widzę jak patrzy na mnie Icar.
Przechodząc przez kolejne komnaty, mijałem służących czyszczących ściany i pucujących obrazy, mijałem skrzaty taszczące wielkie pudła, nawet wydawało mi się, że mignął mi nasz rodowy duch snujący się zwykle o tej godzinie w bibliotece. Każda osoba, która nie należała do rodziny, na mój widok przestawała pracować, ale tego już prawie nie zauważałem. Przemierzałem zamek prędko, jakbym nieco się bał, że gdybym został w jednym miejscu dłużej, mogliby zacząć zadawać mi pytania. W końcu trafiłem do sali w której spożywaliśmy posiłki. Była pusta, ale jak zwykle czekała tam na nas ciepła kawa. Nalałem sobie filiżankę i rzuciłem okiem na prasę. Taka sama przyszła dzisiejszego rana na parapet mojego pokoju. Przeleciałem spojrzeniem po krzyczącym tytule i przełknąłem łyk kawy. Smakowała nieco podlej niż zazwyczaj, uznałem więc, że poinformuję o tym gospodynię.
Picie kawy w pustym pokoju nie różniło się prawie niczym od picia kawy w moim pokoju, poszedłem więc szukać kogoś, kto ulżyłby tej mojej samotności. I tak właśnie trafiłem na Icara, który ćwiczył sobie w sali treningowej.
Mój brat z innej matki rzucił mi wyzwanie, nim zdążyłem dokończyć filiżankę. Ale widać po mojej minie, że nie odmówię, nim się obejrzał, już stałem naprzeciwko niego z kawką w jednym ręku, a szablą w drugiej.
- Widziałem tylko nagłówki. Wydaje się, że sprawy są coraz bardziej podniecające - mówię w zupełnie niepodniecony, jakbym się jeszcze nie obudził z drzemki, albo po prostu mnie to mało obchodziło. Rzeczywiście, nie rzuciło mi się w oczy, że na naszych ziemiach grasują niebezpieczni mugole, chociaż sam się bardziej zainteresowałem rubryką z doniesień na świecie a nie w kraju. Unoszę szablę, dając znać bratu, że właśnie w taki sposób będziemy walczyć. Obym tylko nie potłukł porcelany, którą moja matka wraz ze swoim posagiem wniosła do Sandal Castle.
Icar zaatakował, na co uchylam się, zapominając o przyjęciu odpowiedniej pozycji - wyglądałem w tej chwili może nawet dość zabawnie, kiedy unikając ciosu przyjmowałem pozycję wyjściową.
- Mugoli na czarownicę? Bynajmniej - odpowiadam, oddając ruch w jego stronę. Przesunąłem się może o długość palca, nie sądzę, by ktoś mógł pochwalić mnie za ten atak. Nim się zorientowałem, Icar niesiony na skrzydłach emocji naparzał we mnie ciosami, a ja cofałem się, albo chowałem za kolumnami.
Mugole atakujący czarownice, hipogryfy ratujące przed owymi? To brzmiało dość... niesamowicie, ale nie w dobrym tego słowa znaczeniu. Obdarzam swoje zwierzęta bardzo szeroką gamą uczuć, ale nawet ja nie mogłem jakoś sobie wyobrazić, by nasze aetonany same ruszyły na ratunek mi, kiedy mugol zakradłby się zjeść mój mózg. Na miejscu zwierzęcia również bym uciekał przed tymi obleśnymi kreaturami.
Biorę łyk kawy i znów pojawiam się przed Icarem.
- Chcesz spalić całe miasto wypełnione po brzegi mugolami? - upewniam się, zdając sobie sprawę z tego, że Icar chyba przecenia swoje możliwości. Ja sam nie wyobrażałem sobie spotkania z chociażby jednym mugolem, a on chciał jechać do miasta gdzie były ich tysiace?! - Powstrzymaj swe konie bracie - zawołałem tym razem starając się parować jego ciosy a może nawet zaatakować. - Takie działanie byłoby mówiąc delikatnie: misją samobójczą. Pchać się do wioski niebezpiecznych mugoli, też wymyślił! - prychnąłem, może zbyt lekceważąco, bo już widzę jak patrzy na mnie Icar.
Na finezyjnie ozdobionej filiżance zatrzymał wzrok tylko na chwilę, kąciki ust zadrżały nieznacznie, najpewniej z rozbawienia, nie skomentował jednak tego oryginalnego rynsztunku w żaden inny sposób. Skoro taki był wybór Aresa, przyjdzie mu walczyć z kawą w dłoni. Tej lury, którą od niedawna im sprowadzano, właściwie nawet nie szkoda rozlać.
- W istocie brzmisz na rozemocjonowanego - zaszydził jawnie; bo choć brat o emocjach wspominał, to mówił o tym tak, że w jego głosie próżno było doszukać się krzty zainteresowania tym, co działo się już nie w oddali, w Londynie, lecz także tu, na ich ziemiach. Zapozorował pchnięcie, czekając aż Ares sięgnie po zasłonę; wtedy też szablę skierował błyskawicznie w odsłonięty wycinek pola trafienia. - Właściwie nie wiem, jaka jest w tym wszystkim nasza rola, czego wymaga od nas rodzina - a raczej jej głowa, wszak wszyscy podążali za stanowiskiem nestora, który podejmował autorytarnie decyzje. Wiedział tylko tyle, co podpowiadało mu serce; czuł powinność, konieczność zaangażowania się w sprawy rodu. Przez tyle lat był traktowany jako rodowa anegdota, opowiadano o jego sportowych sukcesach na salonach, kiedy on sam znajdował się daleko, nie mając właściwie pojęcia, co dzieje się na terenach Yorkshire. Te czasy jednak nie wrócą. Tak z jego wyboru, jak i z wyboru losu.
Przyjął na chwilę postawę szermierczą, by zaraz potem podjąć natarcie; zwinnie, nie rozczulając się nad chyboczącą się w dłoni brata filiżanką. Z rytmu wybiło go nie tyle upicie łyka przez Aresa, co słowa, które padły zaraz potem. Obrzucił go uważnym spojrzeniem, jakby upewniał się tylko, czy ta postawa to tylko żart. Nic jednak na to nie wskazywało.
- Myślisz, że czarodzieje zamieszkujący centrum Leeds trzymają w swych mieszkaniach hipogryfy? - w tych ciasnych, wąskich budynkach, gdzie ledwie człowiek może nabrać tchu pełną piersią. - Przypuszczałbym raczej, że miało to miejsce gdzieś w pomniejszym mieście, bądź w wiosce, acz gdybać nie ma najmniejszego sensu, może ojca doszły słuchy - właściwie zapyta o to zaraz po treningu; był pewien, że i tak nie uwolni się od myśli krążących wokół tego tematu. - Zapewniam cię, bracie, że nie pokusiłbym się o wmaszerowanie do Leeds w pojedynkę w celu skonfrontowania się z tysiącami mugoli - skąd w ogóle ta myśl? Może zdarzało mu się mierzyć wysoko, lecz tylko wówczas, gdy niosły go pewne skrzydła. Zaczął zwodzić Aresa, prowokując do kolejnego pchnięcia, lecz wyprowadzonego po myśli Icara.
- Nie dostrzegasz tego, Aresie? - zapytał nagle, mało zrozumiale, zbierając jeszcze myśli i próbując ubrać je w słowa tak, by przekazać mu swój punkt widzenia. - To nie jest bez wątpienia odosobniony przypadek, najpewniej niektórzy czarodzieje nie mieli u swego boku hipogryfa i podobne starcia skończyły się dla nich tragicznie, lecz istotą jest, że temu jednemu nadano wagę, opisano go w Walczącym Magu, zestawiając tę historię z nazwą naszych ziem. Myślisz, że nikt nas o to nie zapyta? Co wtedy odpowiemy? Że dowiedzieliśmy się o tym sącząc poranną kawę? I na tym poprzestaliśmy? - przełykając gorzką informację wraz z łykiem napoju. I niepokoju. Zasłonił się oporowo, a zaraz potem przeszedł do kolejnego ataku. - Musimy podjąć odpowiednie działania, w przeciwnym razie nasz brak reakcji okrzyknięty zostanie słabością - niemal zazgrzytał zębami, wypowiadając to jedno słowo, którego jego duma nie potrafiła znieść. - Nie potrzebujemy do tego nawet ludzi Malfoya, mamy swoich, wymierzmy sprawiedliwą karę, śmierć za śmierć - choć pierwsza się nie dokonała, próbowano ją przecież zadać - lecz my nie zrobimy tego jak tchórze, nocą, a w dzień, tak, by wszyscy zobaczyli, jak na stosie płoną ci, którzy zapragną krwi czarodzieja - nie całe miasto chciał spalić, lecz płonne nadzieje zdusić w ogniu oczyszczenia. - Niegdyś na nas polowano, wrzucano magów na stosy, lecz niech przekonają się, że płomienie nienawiści mogą sięgnąć i ich. Ogień strawi ochoczo i ich ciała - ich, podział zarysował się jednoznacznie.
- W istocie brzmisz na rozemocjonowanego - zaszydził jawnie; bo choć brat o emocjach wspominał, to mówił o tym tak, że w jego głosie próżno było doszukać się krzty zainteresowania tym, co działo się już nie w oddali, w Londynie, lecz także tu, na ich ziemiach. Zapozorował pchnięcie, czekając aż Ares sięgnie po zasłonę; wtedy też szablę skierował błyskawicznie w odsłonięty wycinek pola trafienia. - Właściwie nie wiem, jaka jest w tym wszystkim nasza rola, czego wymaga od nas rodzina - a raczej jej głowa, wszak wszyscy podążali za stanowiskiem nestora, który podejmował autorytarnie decyzje. Wiedział tylko tyle, co podpowiadało mu serce; czuł powinność, konieczność zaangażowania się w sprawy rodu. Przez tyle lat był traktowany jako rodowa anegdota, opowiadano o jego sportowych sukcesach na salonach, kiedy on sam znajdował się daleko, nie mając właściwie pojęcia, co dzieje się na terenach Yorkshire. Te czasy jednak nie wrócą. Tak z jego wyboru, jak i z wyboru losu.
Przyjął na chwilę postawę szermierczą, by zaraz potem podjąć natarcie; zwinnie, nie rozczulając się nad chyboczącą się w dłoni brata filiżanką. Z rytmu wybiło go nie tyle upicie łyka przez Aresa, co słowa, które padły zaraz potem. Obrzucił go uważnym spojrzeniem, jakby upewniał się tylko, czy ta postawa to tylko żart. Nic jednak na to nie wskazywało.
- Myślisz, że czarodzieje zamieszkujący centrum Leeds trzymają w swych mieszkaniach hipogryfy? - w tych ciasnych, wąskich budynkach, gdzie ledwie człowiek może nabrać tchu pełną piersią. - Przypuszczałbym raczej, że miało to miejsce gdzieś w pomniejszym mieście, bądź w wiosce, acz gdybać nie ma najmniejszego sensu, może ojca doszły słuchy - właściwie zapyta o to zaraz po treningu; był pewien, że i tak nie uwolni się od myśli krążących wokół tego tematu. - Zapewniam cię, bracie, że nie pokusiłbym się o wmaszerowanie do Leeds w pojedynkę w celu skonfrontowania się z tysiącami mugoli - skąd w ogóle ta myśl? Może zdarzało mu się mierzyć wysoko, lecz tylko wówczas, gdy niosły go pewne skrzydła. Zaczął zwodzić Aresa, prowokując do kolejnego pchnięcia, lecz wyprowadzonego po myśli Icara.
- Nie dostrzegasz tego, Aresie? - zapytał nagle, mało zrozumiale, zbierając jeszcze myśli i próbując ubrać je w słowa tak, by przekazać mu swój punkt widzenia. - To nie jest bez wątpienia odosobniony przypadek, najpewniej niektórzy czarodzieje nie mieli u swego boku hipogryfa i podobne starcia skończyły się dla nich tragicznie, lecz istotą jest, że temu jednemu nadano wagę, opisano go w Walczącym Magu, zestawiając tę historię z nazwą naszych ziem. Myślisz, że nikt nas o to nie zapyta? Co wtedy odpowiemy? Że dowiedzieliśmy się o tym sącząc poranną kawę? I na tym poprzestaliśmy? - przełykając gorzką informację wraz z łykiem napoju. I niepokoju. Zasłonił się oporowo, a zaraz potem przeszedł do kolejnego ataku. - Musimy podjąć odpowiednie działania, w przeciwnym razie nasz brak reakcji okrzyknięty zostanie słabością - niemal zazgrzytał zębami, wypowiadając to jedno słowo, którego jego duma nie potrafiła znieść. - Nie potrzebujemy do tego nawet ludzi Malfoya, mamy swoich, wymierzmy sprawiedliwą karę, śmierć za śmierć - choć pierwsza się nie dokonała, próbowano ją przecież zadać - lecz my nie zrobimy tego jak tchórze, nocą, a w dzień, tak, by wszyscy zobaczyli, jak na stosie płoną ci, którzy zapragną krwi czarodzieja - nie całe miasto chciał spalić, lecz płonne nadzieje zdusić w ogniu oczyszczenia. - Niegdyś na nas polowano, wrzucano magów na stosy, lecz niech przekonają się, że płomienie nienawiści mogą sięgnąć i ich. Ogień strawi ochoczo i ich ciała - ich, podział zarysował się jednoznacznie.
give me a bitter
glory.
Icar Carrow
Zawód : niosą mnie skrzydła
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
sure he fell, but in that glorious moment, as he floated in staunch defiance of heaven's fire, he knew no one had flown higher.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Jego rozbawiła moja poza z filiżanką w dłoni, a ja odpowiedziałem lekkim uśmiechem, kiedy zasugerował, że muszę być faktycznie niezwykle podniecony, skoro brzmię jakbym wstał zza grobu. W odróżnieniu do poruszanego gorącą krwią, młodszego brata, wydawało się, że jestem raczej tym bardziej spokojnym. Nie jest to jednak regułą. Oboje przejawiamy symptomy młodzieńców w gorącej wodzie kąpanych. U mnie przejawiało się to przede wszystkim głupstwami, które wyprawiałem będąc za granicą Tu, na ziemiach rodowych staram się świecić przykładem opanowanego lorda. Mieszkając w Yorkshire miałem też spadek energii życiowej, więc tym mniej mam zapału. Ale i mi zdarza się poczynić coś co nestor komentuje uniesieniem brwi. Wysoko, wysoko, tak że prawie łączą się ze zmarszczkami na czole, aż w nich giną i nagle wygląda jakby miał brwi całe 5 - czyli tyle ile fałd.
- Ja wiem czego oczekuje ode mnie - skrzywiłem się w niezadowoleniu, uświadamiając sobie, że jeszcze nie przekazałem bratu dosadnie tego co powiedział mi lord Aaron a wcześniej lord Burke. - Wybrali mi narzeczoną, zaręczamy się za miesiąc - oświadczyłem, jakbym przyznawał się Icarowi do tego, że jednak poległem po bardzo długiej bójce. Może dlatego, że tak się właśnie czułem. Wcześniej upiekło mi się i nie stanąłem na małżeńskim kobiercu przed młodszym bratem. To on zdążył mieć żonę, założyć z nią rodzinę, kiedy ja jeździłem za granicę i pracowałem nad wiedzą biznesową. Może powinno być inaczej, skoro to ja jestem starszy, ale udało mi się odroczyć tę nieprzyjemność. Tylko, że teraz... teraz wszystko to mogę sobie wsadzić, bo oto nie jestem panem swego losu tylko marionetką w rękach lorda nestora. Zresztą, jak my wszyscy. -Jak widać, same nieszczęścia spadają na nas w tym miesiącu. A dopiero dzień drugi
Chcę odeprzeć podstępny atak brata, ale temu udaje się wycelować w nieosłonięte miejsce. Gratuluję mu skinięciem głowy i zaczynam działać, by nie polec w tym pojedynki. Zmuszam go do tego, by cofnął się kilka kroków. Kiedy oprze sie plecami o kolumne, jego pole ucieczki zmniejszy się o połowę.
- Mam nadzieję, że nie trzymają. Ale pamiętam z kim chodziłem do Hogwartu i podejrzewam, że niektórzy z moich dawnych szkolnych kolegów, mogliby mieć ptasie móżdżki podpowiadające im podobne rzeczy - wzdycham, podejrzewając, że krukoni z którymi dzieliłem sypialnię siedem lat, pewnie teraz są takimi właśnie półgłówkami. Chociaż akurat dwóch z nich widziałem na listach gończych. Uśmiech powoli zaczyna zdobić moją twarz, bo Ikar idzie dokładnie tak, jak tego chciałem. Cofa się, mimo że wcześniej udało mu się trafić w nieodsłonięte miejsce. Chcę mu pokazać jak bardzo jest to dla mnie łatwe i biorę łyk kawy. Przymykam oczy i znów dostaje cios pod żebro. Uchylam się i robię szybki obrót, by wyskoczyć z drugiej strony kolumny.
- A może to rzeczywiście tylko dziennikarskie banialuki, Ikarze. Już samo przywołanie hipogryfa w tej historii brzmi absurdalnie. Stworzenie, które zamiast uciekać przed niebezpiecznym mugolem, chce ratować swojego pana? Poza tym, znam tylko kilku czarodziejów na naszych ziemiach, którzy potrafią zajmować się tymi stworzeniami... - poddaję znów w wątpliwość tekst, który tak rozpalił wyobraźnię brata, ale musze też przyznać, że wychodzi mu to na dobre, bo wyprowadza coraz to bardziej trafne ciosy. Na jego 8 udanych prób, mi przyszło tylko 5. A przecież to ja jestem starszy... może więc to kwestia tężyzny? Od jakiegoś czasu zacząłem jeść bardziej uważnie i nie wlewać w siebie litrów alkoholu, bo przybrało mi się na wadze. Gdybym był szczuplejszy, na pewno poprawiłbym zwinność i uniki. Póki co pracowałem chyba nad tym, by zacząć górować w sporcie takim jak boks.
Tymczasem brat mój zaczął wykładać mi jaśniej swoje podejrzenia, co mi również dało do myślenia. Już od jakiegoś czasu się nad tym głowiłem, wcześniej obarczałem winą za podobne teksty fakt, że przez los Isabelli, jesteśmy skazani na wyśmiewanie. Cierpiała na tym moja duma Carrowów. Ikar wydawał się o tym pamiętać częściej niż ja. Zacisnąłem usta i przyśpieszyłem krok i ruchy, jakby samo wspomnienie o tym, mnie również zirytowało. Kropelki potu wystąpiły na moim czole, ale na jego również. On jednak bardziej był zaaferowany tym, co miał w głowie. Myśl jedną, mnie przerażającą.
- O czym ty mówisz, Ikarze - chcę się upewnić, więc podsumowuję: - Chcesz wszcząć polowanie na mugoli na ziemiach Yorkshire? - bo chyba tak to rozumiem? Czy mi się to podobało? Bynajmniej. Każda przemoc rodziła przemoc, to jasny schemat, będący częścią cywilizacji od samych początków. Czytałem o tym w kodeksie Hammurabiego, ale to wie każdy, kto chociaż trochę zna historię: losy Aleksandra Macedońskiego, Sargona Wielkiego, Naramsina, Ramzesa, Juliusza Cesara, Sulejmana, Napoleona to ciągły obraz bitw, które niszczyły i rozwijały świat, ale obiektywnie ujmując, w większości były aktami przemocy, które więcej niosły złego niż dobrego. Jako naukowiec wiedziałem, że wraz z tym, szły największe osiągnięcia - bądź te uznawane za największe. Ale nie mogłem się moralnie zgodzić, że to jedyna droga. A samo to, ze mój brat postanowił dać się wmanipulować w przekonanie, że tak jest, odbierałem za ostrzegawczy sygnał, by i mnie się to nie udzieliło.
Zatrzymałem się na chwilę, oboje się zatrzymaliśmy. Generalnie się z nim zgadzałem. Co ciekawe, w przeciągu ostatnich kilku dni, dwukrotnie zadano mi to pytanie. Tyle, że kiedy Burkowi nie zamierzałem ujawniać jasno moich poglądów, z bratem mogłem być szczery. Ostatecznie, był mi najbliższy.
-Zgadzam się, że należałoby zająć się mugolami i tym, że panoszą się po naszych ziemiach. To oburzające, że pod naszym nosem dzieją się takie rzeczy... jeżeli faktycznie się dzieją. Myślę, że po pierwsze, powinniśmy sprawdzić, czy dziennikarze nie starają się nami zmanipulować Ikarze. Niczym nie gardzę tak jak plotkami! - oddaję atak, tym razem starając się zwinniej posuwać w jego kierunku i szybciej machać ręką. - Ale jeżeli to prawda... Ikarze, chcesz się ich pozbywać? Odpłacać za ich czyny w ich stylu? Zniżać się do palenia? Zastanów się... a może powinno się ich zamknąć w specjalnych osiedlach albo obozach. Moglibyśmy mieć ich pod kontrolą. A poza tym pozyskalibyśmy ogromny materiał badawczy. Dzięki temu można by było zbadać ich zachowania, może nawet poddać ich ciała eksperymentom, które dotychczas były niemożliwe... - głowię się właśnie, czy mugole mają podobne do czarodziejów ciała? A może jednak czymś się różnimy? Na pewno mają mniejsze mózgi, ale w takim razie dlaczego tak bardzo pragną zjeść nasze? I jak zbudowane mają zęby, że wysysają z czarodziejów nie tylko soki ale też i magię? - Ale czy zabijanie nie byłoby zbyt... lekkomyślne? Stracilibyśmy taką okazję...
Rozmarzyłem się nagle i nic dziwnego, że Ikarowi udało się przyprzeć mnie do muru. A moja filiżanka zawisła na jednym palcu, pozwalając kawie spłynąć na posadzkę. Unoszę brew, pytając brata bezgłośnie, czy na pewno woli mordować.
I to, to właśnie nieco mnie poruszyło.
- Ja wiem czego oczekuje ode mnie - skrzywiłem się w niezadowoleniu, uświadamiając sobie, że jeszcze nie przekazałem bratu dosadnie tego co powiedział mi lord Aaron a wcześniej lord Burke. - Wybrali mi narzeczoną, zaręczamy się za miesiąc - oświadczyłem, jakbym przyznawał się Icarowi do tego, że jednak poległem po bardzo długiej bójce. Może dlatego, że tak się właśnie czułem. Wcześniej upiekło mi się i nie stanąłem na małżeńskim kobiercu przed młodszym bratem. To on zdążył mieć żonę, założyć z nią rodzinę, kiedy ja jeździłem za granicę i pracowałem nad wiedzą biznesową. Może powinno być inaczej, skoro to ja jestem starszy, ale udało mi się odroczyć tę nieprzyjemność. Tylko, że teraz... teraz wszystko to mogę sobie wsadzić, bo oto nie jestem panem swego losu tylko marionetką w rękach lorda nestora. Zresztą, jak my wszyscy. -Jak widać, same nieszczęścia spadają na nas w tym miesiącu. A dopiero dzień drugi
Chcę odeprzeć podstępny atak brata, ale temu udaje się wycelować w nieosłonięte miejsce. Gratuluję mu skinięciem głowy i zaczynam działać, by nie polec w tym pojedynki. Zmuszam go do tego, by cofnął się kilka kroków. Kiedy oprze sie plecami o kolumne, jego pole ucieczki zmniejszy się o połowę.
- Mam nadzieję, że nie trzymają. Ale pamiętam z kim chodziłem do Hogwartu i podejrzewam, że niektórzy z moich dawnych szkolnych kolegów, mogliby mieć ptasie móżdżki podpowiadające im podobne rzeczy - wzdycham, podejrzewając, że krukoni z którymi dzieliłem sypialnię siedem lat, pewnie teraz są takimi właśnie półgłówkami. Chociaż akurat dwóch z nich widziałem na listach gończych. Uśmiech powoli zaczyna zdobić moją twarz, bo Ikar idzie dokładnie tak, jak tego chciałem. Cofa się, mimo że wcześniej udało mu się trafić w nieodsłonięte miejsce. Chcę mu pokazać jak bardzo jest to dla mnie łatwe i biorę łyk kawy. Przymykam oczy i znów dostaje cios pod żebro. Uchylam się i robię szybki obrót, by wyskoczyć z drugiej strony kolumny.
- A może to rzeczywiście tylko dziennikarskie banialuki, Ikarze. Już samo przywołanie hipogryfa w tej historii brzmi absurdalnie. Stworzenie, które zamiast uciekać przed niebezpiecznym mugolem, chce ratować swojego pana? Poza tym, znam tylko kilku czarodziejów na naszych ziemiach, którzy potrafią zajmować się tymi stworzeniami... - poddaję znów w wątpliwość tekst, który tak rozpalił wyobraźnię brata, ale musze też przyznać, że wychodzi mu to na dobre, bo wyprowadza coraz to bardziej trafne ciosy. Na jego 8 udanych prób, mi przyszło tylko 5. A przecież to ja jestem starszy... może więc to kwestia tężyzny? Od jakiegoś czasu zacząłem jeść bardziej uważnie i nie wlewać w siebie litrów alkoholu, bo przybrało mi się na wadze. Gdybym był szczuplejszy, na pewno poprawiłbym zwinność i uniki. Póki co pracowałem chyba nad tym, by zacząć górować w sporcie takim jak boks.
Tymczasem brat mój zaczął wykładać mi jaśniej swoje podejrzenia, co mi również dało do myślenia. Już od jakiegoś czasu się nad tym głowiłem, wcześniej obarczałem winą za podobne teksty fakt, że przez los Isabelli, jesteśmy skazani na wyśmiewanie. Cierpiała na tym moja duma Carrowów. Ikar wydawał się o tym pamiętać częściej niż ja. Zacisnąłem usta i przyśpieszyłem krok i ruchy, jakby samo wspomnienie o tym, mnie również zirytowało. Kropelki potu wystąpiły na moim czole, ale na jego również. On jednak bardziej był zaaferowany tym, co miał w głowie. Myśl jedną, mnie przerażającą.
- O czym ty mówisz, Ikarze - chcę się upewnić, więc podsumowuję: - Chcesz wszcząć polowanie na mugoli na ziemiach Yorkshire? - bo chyba tak to rozumiem? Czy mi się to podobało? Bynajmniej. Każda przemoc rodziła przemoc, to jasny schemat, będący częścią cywilizacji od samych początków. Czytałem o tym w kodeksie Hammurabiego, ale to wie każdy, kto chociaż trochę zna historię: losy Aleksandra Macedońskiego, Sargona Wielkiego, Naramsina, Ramzesa, Juliusza Cesara, Sulejmana, Napoleona to ciągły obraz bitw, które niszczyły i rozwijały świat, ale obiektywnie ujmując, w większości były aktami przemocy, które więcej niosły złego niż dobrego. Jako naukowiec wiedziałem, że wraz z tym, szły największe osiągnięcia - bądź te uznawane za największe. Ale nie mogłem się moralnie zgodzić, że to jedyna droga. A samo to, ze mój brat postanowił dać się wmanipulować w przekonanie, że tak jest, odbierałem za ostrzegawczy sygnał, by i mnie się to nie udzieliło.
Zatrzymałem się na chwilę, oboje się zatrzymaliśmy. Generalnie się z nim zgadzałem. Co ciekawe, w przeciągu ostatnich kilku dni, dwukrotnie zadano mi to pytanie. Tyle, że kiedy Burkowi nie zamierzałem ujawniać jasno moich poglądów, z bratem mogłem być szczery. Ostatecznie, był mi najbliższy.
-Zgadzam się, że należałoby zająć się mugolami i tym, że panoszą się po naszych ziemiach. To oburzające, że pod naszym nosem dzieją się takie rzeczy... jeżeli faktycznie się dzieją. Myślę, że po pierwsze, powinniśmy sprawdzić, czy dziennikarze nie starają się nami zmanipulować Ikarze. Niczym nie gardzę tak jak plotkami! - oddaję atak, tym razem starając się zwinniej posuwać w jego kierunku i szybciej machać ręką. - Ale jeżeli to prawda... Ikarze, chcesz się ich pozbywać? Odpłacać za ich czyny w ich stylu? Zniżać się do palenia? Zastanów się... a może powinno się ich zamknąć w specjalnych osiedlach albo obozach. Moglibyśmy mieć ich pod kontrolą. A poza tym pozyskalibyśmy ogromny materiał badawczy. Dzięki temu można by było zbadać ich zachowania, może nawet poddać ich ciała eksperymentom, które dotychczas były niemożliwe... - głowię się właśnie, czy mugole mają podobne do czarodziejów ciała? A może jednak czymś się różnimy? Na pewno mają mniejsze mózgi, ale w takim razie dlaczego tak bardzo pragną zjeść nasze? I jak zbudowane mają zęby, że wysysają z czarodziejów nie tylko soki ale też i magię? - Ale czy zabijanie nie byłoby zbyt... lekkomyślne? Stracilibyśmy taką okazję...
Rozmarzyłem się nagle i nic dziwnego, że Ikarowi udało się przyprzeć mnie do muru. A moja filiżanka zawisła na jednym palcu, pozwalając kawie spłynąć na posadzkę. Unoszę brew, pytając brata bezgłośnie, czy na pewno woli mordować.
I to, to właśnie nieco mnie poruszyło.
Zastygnął na chwilę - w zaskoczeniu, dłoń ułożyła się niepoprawnie, zsunęła się nieco z rękojeści szabli; poprawił chwyt, jednocześnie wbijając w brata uważne spojrzenie. - Masz absolutną pewność? - oczywiście, że tak, nie podzielono by się z Aresem tą informacją, gdyby wszystko nie było już ustalone; miesiąc to niewiele czasu, aby poznać kogoś, z kim spędzi się resztę życia - ale, po prawdzie, Icar nie miał go wiele więcej. - Kim ona jest? - zapytał więc po prostu; jaki sojusz był w obecnej sytuacji politycznej istotny dla nestora? Z którymś z ościennych rodów? Czy z Nottami wciąż jeszcze mogli planować jakiekolwiek mariaże? Czy zadra pozostawiona przez jednego z nich została tak szybko zapomniana? A Burke? Nestor ma wprawdzie siostrę na wydaniu, ale... - Poznałeś już ją? - zbyt rozkojarzony dał się podejść bratu; szabla znowu zatańczyła nerwowo, niewystarczająco szybko.
- Jeśli sytuacja w kraju będzie eskalować w dotychczasowym tempie, to nudy nie uświadczymy do końca roku - i przez kilka następnych lat; jeszcze jakiś czas temu łudził się, iż będzie mógł w końcu wieść spokojne życie, wreszcie zatrzymując się na dłużej w Yorkshire. Nie to miał jednak do zaoferowania los. Nastały czasy niepokoju i nie zapowiadało się, by w najbliższej przyszłości miało się to zmienić.
Ares spróbował przyprzeć go do kolumny, pozwolił mu na to, kupując sobie tym samym chwilę na zastanowienie się nad kilkoma kwestiami; nie przywykł do tego rodzaju treningu, zawsze koncentrował się wyłącznie na jak najstaranniejszym wykonaniu poszczególnych ćwiczeń i figur, tym razem jednak skupienie pozostało poza jego zasięgiem. Poczuł przez cienką koszulę zimno marmuru, przesunął się więc w bok, okrążając kolumnę i zmuszając brata do tego, by ruszył za nim.
- Właściwie ten fragment zdaje mi się najmniej wzbudzać zastanowienie; nie wątpię, że przywiązane do czarodzieja stworzenie miast ratować własne życie, ruszy na odsiecz - a hipogryfy słyną z tego, iż są magom wierne. On sam rzuciłby się na pomoc swemu aetonanowi - i miał pewność, że Ksantos zrobiłby to samo dla niego. Że nie zostawiłby go w potrzebie. - Lecz tak, upewnimy się, co w tej historii było prawdą, o ile cokolwiek - skinął bratu głową; zajmie się tym i przekaże mu wszystko, czego się dowie. Razem ustalą - być może za sugestią ojca lub nestora - co z tym należy zrobić. I czy płomienne wizje Icara należy próbować urzeczywistniać.
- Wszcząć? - powtórzył za nim, marszcząc nieznacznie brwi - byłem wczoraj w Londynie, załatwić formalności związane z prowadzeniem stadniny... wiesz, jak teraz wygląda stolica? Nad miastem górują olbrzymy, po ulicach snują się dementorzy, tam nie ma już miejsca dla mugoli, ale sam dobrze wiesz, bracie, że qui multum habet, plus cupit, a Cronus głodny jest tak, jakby swój pierwszy posiłek spożył dopiero po oczyszczeniu Londynu... to już się dzieje, u nas zaczyna się to samo... pytanie tylko, na czyich warunkach? Na tym etapie możemy jeszcze mieć wpływ na to, w jaki sposób Yorkshire zostanie oczyszczone z mugoli... chcesz, by nasze ziemie trzęsły się od kroków stawianych przez te bezmózgie bryły? Żeby nad naszymi lasami krążyli dementorzy? Jeśli zaczniemy działać, jeśli się zaangażujemy, być może ich uwaga skupi się na tych obszarach, na których arystokracja daleka jest od podejmowania jakichkolwiek działań bądź opiera się rządowej polityce - dodał, właściwie nawet nie przesiewając swych myśli przez jakiekolwiek sito; wiedział, że może przy Aresie myśleć głośno - że nic z tego, o czym teraz rozmawiają, nie zostanie przekazane nikomu innemu. Chyba że za obopólną zgodą.
- Nie, bracie, nie marzy mi się ziemia Yorkshire wyścielona trupami mugoli, ale tych, którzy planowali zabić czarodzieja, należy stosownie ukarać, to tylko akt prewencji, nic więcej. Jeśli nie zareagujemy, poczują się bezkarni, śmielsi. Może znajdą się ich następcy, kolejni, którzy pod osłoną nocy jak tchórze zakradną się do czarodziejskich domostw - najwidoczniej nie wszyscy zapewnili sobie bezpieczeństwo - ktoś powinien pomóc czarodziejom przeżyć w tych trudnych czasach - nade wszystko musimy chronić naszych ludzi, demonstracja siły jest w mojej ocenie niezbędna. Ponadto być może warto zastanowić się nad zorganizowaniem w każdym z większych miast schronów dla czarodziejów, miejsc, gdzie mogą się teleportować, gdyby znaleźli się w niebezpieczeństwie. Po naszej stronie jest magia, wystarczy zabezpieczyć te lokacje tak, aby mugole nie mogli ich dostrzec... w każdym z takich schronów winny się znajdować eliksiry lecznicze, dobrze byłoby także, aby uzdrowiciele wyrazili gotowość, by pomóc rannym. Każda różdżka władająca magią leczniczą jest teraz cenna, dla przykładu mógłbym pojawić się w jednym z takich miejsc, lecząc u boku innych, status społeczny w tym przypadku nie ma najmniejszego znaczenia, wojna trwa ponad podziałami, niezależnie od pozycji każdy powinien poczuwać się do obowiązku wsparcia naszych inicjatyw - powinni wyznaczać kierunek działań, zaangażować się w nie, by nie byli tylko figurami z odległego zamku, których słowa jedynie słychać, lecz nie widać ust, które je wypowiadają. - Wykorzystajmy magię, by chronić samych siebie, by pacyfikować przewyższających nas liczebnie mugoli - niewzruszone spojrzenie zaczepił o roztrzaskaną filiżankę, tylko przez chwilę, zaraz potem znowu przeszedł do ataku, przeskakując nad rozlaną kawą - eksperymenty na nich mnie nie interesują - dodał jeszcze, skonfrontowany z propozycją utworzenia czegoś, co kojarzyło mu się jednoznacznie z Departamentem Tajemnic pod rządami Malfoya. Może prowadzi się już tam badania na mugolach? - Czego chciałbyś się o nich dowiedzieć? W tym momencie zastanawia mnie tylko, w jaki sposób są w stanie się bronić, do czego mogą się posunąć - i co my możemy zrobić, żeby wytrącić im z ręki broń, którą dysponują - to nie są bezbronne owce prowadzone na rzeź, całe ich stado może rozdeptać wilka z najostrzejszymi kłami.
- Jeśli sytuacja w kraju będzie eskalować w dotychczasowym tempie, to nudy nie uświadczymy do końca roku - i przez kilka następnych lat; jeszcze jakiś czas temu łudził się, iż będzie mógł w końcu wieść spokojne życie, wreszcie zatrzymując się na dłużej w Yorkshire. Nie to miał jednak do zaoferowania los. Nastały czasy niepokoju i nie zapowiadało się, by w najbliższej przyszłości miało się to zmienić.
Ares spróbował przyprzeć go do kolumny, pozwolił mu na to, kupując sobie tym samym chwilę na zastanowienie się nad kilkoma kwestiami; nie przywykł do tego rodzaju treningu, zawsze koncentrował się wyłącznie na jak najstaranniejszym wykonaniu poszczególnych ćwiczeń i figur, tym razem jednak skupienie pozostało poza jego zasięgiem. Poczuł przez cienką koszulę zimno marmuru, przesunął się więc w bok, okrążając kolumnę i zmuszając brata do tego, by ruszył za nim.
- Właściwie ten fragment zdaje mi się najmniej wzbudzać zastanowienie; nie wątpię, że przywiązane do czarodzieja stworzenie miast ratować własne życie, ruszy na odsiecz - a hipogryfy słyną z tego, iż są magom wierne. On sam rzuciłby się na pomoc swemu aetonanowi - i miał pewność, że Ksantos zrobiłby to samo dla niego. Że nie zostawiłby go w potrzebie. - Lecz tak, upewnimy się, co w tej historii było prawdą, o ile cokolwiek - skinął bratu głową; zajmie się tym i przekaże mu wszystko, czego się dowie. Razem ustalą - być może za sugestią ojca lub nestora - co z tym należy zrobić. I czy płomienne wizje Icara należy próbować urzeczywistniać.
- Wszcząć? - powtórzył za nim, marszcząc nieznacznie brwi - byłem wczoraj w Londynie, załatwić formalności związane z prowadzeniem stadniny... wiesz, jak teraz wygląda stolica? Nad miastem górują olbrzymy, po ulicach snują się dementorzy, tam nie ma już miejsca dla mugoli, ale sam dobrze wiesz, bracie, że qui multum habet, plus cupit, a Cronus głodny jest tak, jakby swój pierwszy posiłek spożył dopiero po oczyszczeniu Londynu... to już się dzieje, u nas zaczyna się to samo... pytanie tylko, na czyich warunkach? Na tym etapie możemy jeszcze mieć wpływ na to, w jaki sposób Yorkshire zostanie oczyszczone z mugoli... chcesz, by nasze ziemie trzęsły się od kroków stawianych przez te bezmózgie bryły? Żeby nad naszymi lasami krążyli dementorzy? Jeśli zaczniemy działać, jeśli się zaangażujemy, być może ich uwaga skupi się na tych obszarach, na których arystokracja daleka jest od podejmowania jakichkolwiek działań bądź opiera się rządowej polityce - dodał, właściwie nawet nie przesiewając swych myśli przez jakiekolwiek sito; wiedział, że może przy Aresie myśleć głośno - że nic z tego, o czym teraz rozmawiają, nie zostanie przekazane nikomu innemu. Chyba że za obopólną zgodą.
- Nie, bracie, nie marzy mi się ziemia Yorkshire wyścielona trupami mugoli, ale tych, którzy planowali zabić czarodzieja, należy stosownie ukarać, to tylko akt prewencji, nic więcej. Jeśli nie zareagujemy, poczują się bezkarni, śmielsi. Może znajdą się ich następcy, kolejni, którzy pod osłoną nocy jak tchórze zakradną się do czarodziejskich domostw - najwidoczniej nie wszyscy zapewnili sobie bezpieczeństwo - ktoś powinien pomóc czarodziejom przeżyć w tych trudnych czasach - nade wszystko musimy chronić naszych ludzi, demonstracja siły jest w mojej ocenie niezbędna. Ponadto być może warto zastanowić się nad zorganizowaniem w każdym z większych miast schronów dla czarodziejów, miejsc, gdzie mogą się teleportować, gdyby znaleźli się w niebezpieczeństwie. Po naszej stronie jest magia, wystarczy zabezpieczyć te lokacje tak, aby mugole nie mogli ich dostrzec... w każdym z takich schronów winny się znajdować eliksiry lecznicze, dobrze byłoby także, aby uzdrowiciele wyrazili gotowość, by pomóc rannym. Każda różdżka władająca magią leczniczą jest teraz cenna, dla przykładu mógłbym pojawić się w jednym z takich miejsc, lecząc u boku innych, status społeczny w tym przypadku nie ma najmniejszego znaczenia, wojna trwa ponad podziałami, niezależnie od pozycji każdy powinien poczuwać się do obowiązku wsparcia naszych inicjatyw - powinni wyznaczać kierunek działań, zaangażować się w nie, by nie byli tylko figurami z odległego zamku, których słowa jedynie słychać, lecz nie widać ust, które je wypowiadają. - Wykorzystajmy magię, by chronić samych siebie, by pacyfikować przewyższających nas liczebnie mugoli - niewzruszone spojrzenie zaczepił o roztrzaskaną filiżankę, tylko przez chwilę, zaraz potem znowu przeszedł do ataku, przeskakując nad rozlaną kawą - eksperymenty na nich mnie nie interesują - dodał jeszcze, skonfrontowany z propozycją utworzenia czegoś, co kojarzyło mu się jednoznacznie z Departamentem Tajemnic pod rządami Malfoya. Może prowadzi się już tam badania na mugolach? - Czego chciałbyś się o nich dowiedzieć? W tym momencie zastanawia mnie tylko, w jaki sposób są w stanie się bronić, do czego mogą się posunąć - i co my możemy zrobić, żeby wytrącić im z ręki broń, którą dysponują - to nie są bezbronne owce prowadzone na rzeź, całe ich stado może rozdeptać wilka z najostrzejszymi kłami.
give me a bitter
glory.
Icar Carrow
Zawód : niosą mnie skrzydła
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
sure he fell, but in that glorious moment, as he floated in staunch defiance of heaven's fire, he knew no one had flown higher.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
- Tak - odpowiadam na wszystkie pytania za jednym razem. - To Primrose Burke. Jest bardzo młoda - to jedyne określenie, które potrafiłem w tej chwili przypisać drogiej lady Burke. Miała dwadzieścia dwa lata i mieszkała w hrabstwie Durham, które sąsiadowało z naszym. Słyszałem o niej kilka uwag, które wcale nie tworzyły mi żadnego jej obrazu, natomiast najabrdziej pamiętam ten obraz, który widziałem podczas naszej przejażdżki konnej pod ruinami Withby. - Byłem z nią raz przy ruinach Withby - wyjawiam, a Ikar pewnie zdziwi się na tą wieść, bo tam właśnie zwykle zabierało się swoje narzeczone, żeby im zaimponować pięknymi terenami Yorku. Sam Ikar na pewno nie raz się tam wybierał ze swoją teraz już żoną. - Przebiegła dziewczyna, wmanewrowała mnie w to, jak naiwnego nastolatka. A wtedy jeszcze nawet nie wiedziałem, że Nestor Aaron z nimi się układa - sam się wystawiałem na komentarze brata, widząc w tym jakiś sens, dlatego, że jakiś czas temu był w podobnej sytuacji. Nigdy nie podziękowałem mu za to, że dzięki niemu ja mogłem dłużej bawić jako kawaler.
Machamy szablami ganiając się po całej przestrzeni sali treningowej. Cieszy mnie wymiana zdań z Ikarem, bo wiedziałem, że zna się na Magicznych Storzeniach na tak samo wysokim poziomie jak ja, a wszelkie argumenty były poparte wiedzą.
- Może masz rację, a jednak to ciekawe, że akurat posiadała hipogryfa. Jak sądzisz, jak wiele jest czarodziei, którzy prawdziwie udomowili takie stworzenie. A ilu ich jest w Yorkshire? Nie może być ich dużo. A mnie aż korci, by poznać jej nazwisko - przyznałem, notując sobie w głowie, by zlecić to Danielowi. Z drugiej strony, to wie jak długo Daniela nie będzie? Nie byłem przyzwyczajony do nieposiadania go pod ręką. A więc może będę musiał sam się dowiedzieć? Jakoś wizja bawienia się w detektywa bardzo mało mnie poruszała, nie widziałem się w tej roli.
Słowa brata poruszają mnie dogłębnie, wymierzam mu chaotyczny cios w ramie, przy okazji zastanawiając się, jak wyglądałoby Yorkshire z olbrzymami depczącymi nasze mokradła. Czy traktowaliby je jak bajora z których rozchlapywaliby błoto?
-Ikarze, tak się składa, że byłem niedawno w Londynie i po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że to najgorsze miejsce do życia, jakie można sobie wybrać. Nigdy nie chciałbym ujrzeć naszego Yorku w podobnym stanie. Musimy działać, zaraz zróbmy coś ! - a kiedy to postanowiłem, wskakuję na krzesło, na stół i wglądam jak mały chłopiec, który uparł się, by się bawić i tą zabawą zabić nudę.
- Rozumiem, że sobie to wszystko już przemyślałeś - wycelowaną w jego stroną szablą kieruję pytanie. Podoba mi się sposób w który myśli mój brat. Nie kieruje nim nienawiść, ale odpowiedzialna troska za hrabstwo nad którym dzierży opiekę. Mi samemu zabrakło tej świadomości, w swoim egoizmie zatraciłem się i myślałem tylko o dniu dzisiejszym, końcu swojego nosa i nie zajmowały mnie żadne sprawy Yorku. Ale teraz to się zmieni. Oby. - Myślę, że mam idealną kandydatkę na zarządzcę takimi schronami. Poznałem ją na konferencji naukowej i myślałem, że będziemy wspólnie pracować nad eliksirem, który mógłby odmienić oblicze tej wojny, ale dziś Ikarze widzę, że musimy również pracować nad bardziej przyziemnymi sprawami. Na pewno Daniela w to włączymy, jego znajomości się tu przydadzą. - już widzę, jak Daniel prowadzi nam armię medyków gotowych pomagać w schronach. - A co sądzisz o tym, że powinniśmy poznać bliżej mieszkańców ziem, któe sa pod naszą opieką? Może drzemie w nich już potencjał, o którym nie wiemy? - gdybym tylko wiedział, że drzemie w nich czterdzieści procent poparcia Zakonu, no to bym wiedział dokładnie jaki potencjał jest tym, któego nie chce.
Jakiś czas temu, zeskoczyłem ze stołu. Skrzyżowane szable coraz prędzej tańczyły w powietrzu. Nagle zastosowałem podejrzanie prędki ruch i dźgnąłem brata w brzuch. Trzymam ostrze na wyciągniętej ręce i mierzę go wzrokiem.
- Czy zdajesz sobie sprawę Ikarze, że to co planujemy może zakończyć się tym, że będziemy musieli kogoś zabić? - iskrzą się moje oczy, ale tylko dlatego, że jestem pobudzony walką. Wizja zabijania kogokolwiek nie jest mi bliska. - Jak się zaptrujesz na to?
Machamy szablami ganiając się po całej przestrzeni sali treningowej. Cieszy mnie wymiana zdań z Ikarem, bo wiedziałem, że zna się na Magicznych Storzeniach na tak samo wysokim poziomie jak ja, a wszelkie argumenty były poparte wiedzą.
- Może masz rację, a jednak to ciekawe, że akurat posiadała hipogryfa. Jak sądzisz, jak wiele jest czarodziei, którzy prawdziwie udomowili takie stworzenie. A ilu ich jest w Yorkshire? Nie może być ich dużo. A mnie aż korci, by poznać jej nazwisko - przyznałem, notując sobie w głowie, by zlecić to Danielowi. Z drugiej strony, to wie jak długo Daniela nie będzie? Nie byłem przyzwyczajony do nieposiadania go pod ręką. A więc może będę musiał sam się dowiedzieć? Jakoś wizja bawienia się w detektywa bardzo mało mnie poruszała, nie widziałem się w tej roli.
Słowa brata poruszają mnie dogłębnie, wymierzam mu chaotyczny cios w ramie, przy okazji zastanawiając się, jak wyglądałoby Yorkshire z olbrzymami depczącymi nasze mokradła. Czy traktowaliby je jak bajora z których rozchlapywaliby błoto?
-Ikarze, tak się składa, że byłem niedawno w Londynie i po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że to najgorsze miejsce do życia, jakie można sobie wybrać. Nigdy nie chciałbym ujrzeć naszego Yorku w podobnym stanie. Musimy działać, zaraz zróbmy coś ! - a kiedy to postanowiłem, wskakuję na krzesło, na stół i wglądam jak mały chłopiec, który uparł się, by się bawić i tą zabawą zabić nudę.
- Rozumiem, że sobie to wszystko już przemyślałeś - wycelowaną w jego stroną szablą kieruję pytanie. Podoba mi się sposób w który myśli mój brat. Nie kieruje nim nienawiść, ale odpowiedzialna troska za hrabstwo nad którym dzierży opiekę. Mi samemu zabrakło tej świadomości, w swoim egoizmie zatraciłem się i myślałem tylko o dniu dzisiejszym, końcu swojego nosa i nie zajmowały mnie żadne sprawy Yorku. Ale teraz to się zmieni. Oby. - Myślę, że mam idealną kandydatkę na zarządzcę takimi schronami. Poznałem ją na konferencji naukowej i myślałem, że będziemy wspólnie pracować nad eliksirem, który mógłby odmienić oblicze tej wojny, ale dziś Ikarze widzę, że musimy również pracować nad bardziej przyziemnymi sprawami. Na pewno Daniela w to włączymy, jego znajomości się tu przydadzą. - już widzę, jak Daniel prowadzi nam armię medyków gotowych pomagać w schronach. - A co sądzisz o tym, że powinniśmy poznać bliżej mieszkańców ziem, któe sa pod naszą opieką? Może drzemie w nich już potencjał, o którym nie wiemy? - gdybym tylko wiedział, że drzemie w nich czterdzieści procent poparcia Zakonu, no to bym wiedział dokładnie jaki potencjał jest tym, któego nie chce.
Jakiś czas temu, zeskoczyłem ze stołu. Skrzyżowane szable coraz prędzej tańczyły w powietrzu. Nagle zastosowałem podejrzanie prędki ruch i dźgnąłem brata w brzuch. Trzymam ostrze na wyciągniętej ręce i mierzę go wzrokiem.
- Czy zdajesz sobie sprawę Ikarze, że to co planujemy może zakończyć się tym, że będziemy musieli kogoś zabić? - iskrzą się moje oczy, ale tylko dlatego, że jestem pobudzony walką. Wizja zabijania kogokolwiek nie jest mi bliska. - Jak się zaptrujesz na to?
Strona 2 z 2 • 1, 2
Sala treningowa
Szybka odpowiedź