Louise Moody
Nazwisko matki: O’Donnell
Miejsce zamieszkania: Hogsmeade, Szkocja
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożna
Zawód: Początkujący auror
Wzrost: 168 ½ cm
Waga: 61kg
Kolor włosów: Brązowe
Kolor oczu: Miodowe
Znaki szczególne: Blizny na stopach po ugryzieniach druzgotek
Włókno ze smoczego serca, modrzew, 12 cali, dość giętka
Ravenclaw
Kot
Tryton
Jaśmin, dynia, pergamin, poranna rosa
Ona otoczona najbliższą, kochającą rodziną
Literatura magiczna szczególnie związana z obroną przed czarną magią, eliksiry
Sroki z Montrose
Latanie na miotle
Rock ‘n’ roll
Jenna Coleman
Nowe życie. Pierwszy września 1934 roku. Posiadłość na obrzeżach niewielkiego, magicznego miasteczka Hogsmeade w Szkocji. Wybudowany kilkadziesiąt lat temu dom zamieszkujący przez Thomasa Moody i jego niedawno poślubionej małżonki wywodzącej się z domu O’Donnell. W tym właśnie miejscu, w pierwszy dzień rozpoczęcia nowego roku szkolnego w Hogwarcie narodziła się Louise Moody. Zdrowa, mała i uśmiechnięta. Jednak nie zarażała tym uśmiechem w żaden szczególny sposób swoich rodzicieli. W rzeczywistości państwo Moody byli bardzo szczęśliwi z narodzin, nie pałali jednak zbyt szczególnym entuzjazmem wszakże spodziewali się syna. Niezadowoleni z rzeczywistego faktu stanu płci rodzice niemniej jednak dość szybko pokochali małą Louise i postanowili ją rozpieszczać przedmiotami materialnymi. Nie trwało to długo, bo Pani Moody już niecałe dwa lata później urodziła upragnionego chłopca, który od razu stał się „oczkiem w głowie” rodziców. Nie zapomniano jednak o małej Louise, u której wciąż oczekiwano pierwszych objawów magii. Ojciec był alchemikiem i bardzo oczytanym czarodziejem dlatego też w niesamowicie szybkim tempie zainspirował do zabaw w warzenie niby-eliksirów w zabawkowych kociołkach i zaraził pasją do czytelnictwa. Wszakże ich domowa biblioteka wypchana po brzegi wyłącznie czarodziejskimi woluminami nie mogła zostać pokryta kurzem i odejść w zapomnienie. Jednakże ta wspomniana domowa biblioteka i malutkie, zabawkowe kociołki zastąpiły małej Louise matczyną miłość, wszakże państwo Moody byli wciąż zachwyceni swoim synem, który z większą łatwością i swobodą przyswajał wszystkie nauki przekazywane przez rodziców jak i seniorkę rodziny, a co najważniejsze magia u młodszego brata ujawniła się wcześniej niż u samej Louise. Większość wolnego i błogiego czasu dzieciństwa spędziła pomiędzy pergaminami i czarodziejskimi tomami, a jej towarzyszami był jedynie domowy skrzat Grotek oraz babcia Heather Moody. To od niej Louise głównie czerpała wiedzę na temat eliksirów oraz zielarstwa i poznawała historię jej ukochanego zmarłego męża, który niegdyś był wybitnym aurorem. Louise lubiła to, a wręcz uwielbiała opowiadane historie na temat dziadka Roberta Moody’ego i jego poczynaniach jak i osiągnięciach w roli „pogromcy” czarnoksiężników. Od tamtej pory w głowie małej Louise kształtował jej się pomysł na to, aby zostać kiedyś takim jak jej dziadek aby móc tropić tych wszystkich czarodziei posługujących się czarną magią i wtrącać ich do Azkabanu. O ile oczywiście magia się objawi i nie okaże się, że jest przypadkiem charłakiem. Panna Moody jest niezdarą od urodzenia. Mając osiem lat wpadła nawet do sadzawki w ogrodzie, gdzie druzgotki ponadgryzały jej stopy (po czym spędziła kilka dni w Szpitalu Świętego Munga), przez co panicznie boi się głębokiej wody, przerażają ją wszelkie morskie stworzenia. Na widok trytona potrafi zemdleć, a kiedy ujrzy druzgotki może zacząć przeraźliwie krzyczeć. Dlatego też nigdy w życiu nie nauczyła się pływać, ale czy będzie jej ta umiejętność kiedykolwiek potrzebna? Są przecież istotniejsze dziedziny. Przede wszystkim ta nieszczęśliwa sytuacja ujawniła magiczne zdolności Louise, po których miała niejednokrotnie niekontrolowane „wybuchy magii” jak przypadkowe podpalenie zasłon, czy wymuszenie lewitacji niektórych książek w bibliotece. Raz nawet całkowicie przypadkowo podpaliła włosy swojego młodszemu bratu. Całkowicie przypadkowo… Dzięki tym zdarzeniom Państwo Moody odetchnęli z ulgą, a ich obawy, że Louise jest charłakiem poszły w niepamięć. Nie poprawiło to jednak ich miłości do córki.
Po ukończeniu jedenastego roku życia Louise musiała jeszcze zaczekać rok czasu na przekroczenie progów zamku magicznej szkoły Hogwart. Urodzona we wrześniu musi wyczekiwać sowy z listem dopiero w nadchodzącym roku. Niesprawiedliwość. Louise uważała to za totalną irracjonalność – w końcu spóźniła się z narodzinami tylko jeden niepełny dzień. Postanowiła jednak nie marnować cennego czasu i dalej studiować i odkrywać nowe księgi w domowej biblioteczce, a co więcej nauczyć się warzyć kilka podstawowych eliksirów (z pomocą babci udało jej się nawet uwarzyć napój leczący z czyraków). Wielką wiarę przykłada do przeczytanych przez siebie ksiąg i magicznych pergaminów, dlatego też kieruje się zazwyczaj rozsądkiem i rozumem będąc na bakier z sercem czy intuicją. Intuicja nigdy nie jest pewna, nie jest podparta żadnym dowodem, nie jest zapisana w żadnej księdze. Dzięki odkrywaniu kolejnych zakamarków domowej biblioteczki pogłębiała podstawową wiedzę na temat zielarstwa, eliksirów oraz obrony przed czarną magią oczywiście tylko w kwestiach teoretycznych, a w Księdze Czarów Mirandy Goshawk znalazła intersującą wzmiankę na temat zaklęcia Patronusa, które miała nadzieję opanować w przyszłości. Zresztą nie tylko, te zaklęcie – miała przecież plan, żeby kiedyś być jak jej dziadek i zostać aurorem. Rok później w Hogwarcie Louise dumnie nosiła niebieskie barwy domu Ravenclaw (jak jej babcia! Co dodatkowo ją podbudowywało) i szybko odnalazła drogę do biblioteki. Była jedną z lepszych, choć nie najwybitniejszych uczennic, a mogła to zawdzięczać wyłącznie sobie i swojej determinacji. Jej osiągnięcia w Hogwarcie zostały również docenione przez Profesora Slughorna, dzięki czemu już na trzecim roku dołączyła do Klubu Ślimaka. Poza członkami Klubu, w murach Hogwartu nie odnalazła zbyt wielu przyjaciół. Tylko nieliczne grono osób, którym zaufała mogła oficjalnie nazwać bliskimi przyjaciółmi – mogła jednak ich zliczyć na palcach jednej dłoni. Wszakże Louise jest jedną wielką tajemnicą. Nieodgadnioną, nie dającą szans na rozwiązanie skomplikowanej zagadki kryjącej się pod pojęciami: charakter czy też osobowość. Po części zamknięta w sobie i w swoich księgach. Drzemie w niej ogromne pragnienie miłości, której we wcześniejszych latach od rodziców nie otrzymała. Lousie jest też bardzo dobrym obserwatorem. Uwielbia patrzeć na otaczający świat i ludzi, których dogłębnie analizuje. Dzięki obserwacji otoczenia, udało jej się dostrzec niezbyt wyróżniającego się z tłumu, ale przystojnego młodego czarodzieja z domu Gryffindora. Gryfon wraz z Krukonką po jakimś czasie nawiązali wspólną znajomość, przede wszystkim połączyły ich zajęcia z obrony przed czarną magią i wspólne zainteresowanie tematyką zaklęcia patronusa. Louise spędzała z Alexandrem mnóstwo wolnego czasu, tak naprawdę stał się jej najlepszym przyjacielem, czymś w rodzaju bratniej duszy. Wspólnie też próbowali przełożyć teorię Expecto Patronumw praktykę, dlatego ćwiczyli w każdej chwili wolnej od nauki. Pokój Przychodź-Wychodź ukazał im swoje oblicze po kilku tygodniach nauki ów zaklęcia i stał się idealnym miejscem gdzie mogli spędzać jeszcze więcej czasu tylko i wyłącznie razem. Na czwartym roku udało im się wyczarować pierwszą postać patronusa. Louise próbując skutecznie rzucić to zaklęcie zawsze wspominała swoje najszczęśliwsze chwile spędzone w dzieciństwie razem z matką. Było ich niewiele, ale zawsze w głowie miała wspomnienie kiedy razem z mamą piekła dyniowe ciasto, a obie były wtedy takie radosne i uśmiechnięte. Może nie była to postać cielesna patronusa, tylko niewielkie strumienie białego światła, ale były ogromnym powodem do dumy. Ponadto czas jaki młodzi spędzali ze sobą wspólnie był jednym z najwspanialszych. Między nimi zaiskrzyło. Pierwsza, młodzieńcza miłość. Zakochanie. Motyle w brzuchu. Najcudowniejsze uczucie. Wspólne wizyty podczas wakacji. Gryfon praktycznie nie rozstawał się z Louise. W końcu czuła się szczęśliwa.
Po powrocie z wakacji beztroski czas prysł jak bańka mydlana. W końcu na głowie stanęły zupełnie inne problemy. Mianowano nowego dyrektora Hogwartu Gellerta Grindelwalda. Dla Louise to już nie był ten sam Hogwart – wprowadzono nawet naukę czarnej magii, co przerażało Louise. Bała się. Wszystkie historie, opowieści o mugolach, mugolakach o których się słyszało i czytało przeszły i zostały w murach Hogwartu. Louise tego nie znosiła. Nienawidziła tego, czuła okropną niesprawiedliwość, dlaczego czarodzieje pochodzące z niemagicznej rodziny są od nas gorsi? Przecież są równie dobrze wspaniałymi czarodziejami i myśląc o tym miała przed sobą postać jej ukochanego Alexandra, którego rodzice byli mugolami. Rozsądek toczył ogromną bitwę z sercem, wszakże sprzeciwiając się woli nowego dyrektora Hogwartu jej plany i marzenia o zostaniu aurorem mogły przecież legnąć w gruzach. Musiała podjąć tą ważną decyzję, zrobić to co robiła zawsze. Posłuchać głosu rozsądku, dlatego też natychmiast zakończyła z Alexandrem wszelką znajomość wysyłając żałosny list sową i tym samym inicjując kłótnię, która nigdy nie będzie mieć szczęśliwego zakończenia. Musiała zmienić taktykę. Od tamtej pory już nigdy więcej nie interesowała się poczynaniami i życiem Gryfona. A przecież w jej żyłach wciąż płynie ogromna potrzeba bliskości…
Więcej - tak sobie powtarzała każdego dnia zaglądając do ksiąg. Chociaż pomimo ambitnych planów i ciągłej nauki nie otrzymała oceny wybitnej z każdego przedmiotu, ale rozsądek podpowiadał jej, że jest to nie do osiągnięcia. Dlatego też cele mierzy realnie i dostosowuje do swoich możliwości. Owutemy zdała naprawdę dobrze co otworzyło jej drzwi możliwości odbycia kursu na zostanie aurorem, może się poszczycić oceną wybitną z obrony przed czarną magią i zielarstwa, ale już nie pochwali się głośno, że z historii magii otrzymała tylko powyżej oczekiwań. Po raz pierwszy w życiu rodzice otwarcie powiedzieli, że są z niej dumni. Chociaż raz w życiu usłyszała to z ich ust. Po ukończeniu Hogwartu Louise podeszła do wszystkim testów, aby dostać się na trzyletni kurs przygotowujący do zostania aurorem. Rodzice pałali taką dumą, że oprzytomnieli. Próbowali nawiązać bliższy i lepszy kontakt z Louise, jednak ta nie potrafiła się już na to otworzyć. Zamknięcie się i odtrącenie miłości dało jej porządnie w kość. Przede wszystkim już zawsze powtarzała sobie, aby kierować się rozsądkiem. Nastąpił jednak ważny moment, który stał się na pewien sposób terapią szokową dla Louise. Śmierć jej ukochanej babci Heather poruszyło niebo i ziemię. Jedyna osoba, którą kochała, tak prawdziwie kochała. Wszakże babcia była jej najlepszą przyjaciółką, przewodniczką życia. Dopiero wtedy Louise została opowiedziana historia poznania babci i dziadka, jej bohatera, wielkiego aurora. Po śmierci babci ojciec widząc załamanie córki chciał jej tym dodać otuchy i w pewien sposób pomóc. Może dopiero wtedy poczuł wyrzuty sumienia za zaniedbanie i nie poświęcanie odpowiedniego zainteresowania swojej jedynej córce. Babcia Heather Moody, ani razu nie wspomniała że też była aurorem i że właśnie w Kwaterze Głównej Aurorów poznała dziadka. Ojciec wyznał Louise, że jego rodzice byli zawiedzeni, że nie poszedł w ich ślady i nie wybrał tej samej ścieżki kariery, że wyłamał się z ich tradycji, bowiem wielu członków rodziny Moody w przeszłości było aurorami. Najprawdopodobniej to był powód dla którego, ojciec nie potrafił okazywać troski i miłości swojej córce. Najprawdopodobniej, gdyż Panna Moody nie miała okazji więcej o tym porozmawiać z rodzicami. Oboje bowiem zginęli podczas wyprawy do Azji, która miała być jednocześnie krótkim odpoczynkiem oraz poszukiwaniem nowych i rzadkich ingrediencji, które mogły się przydać Panu Moody’emu jako alchemikowi. Louise nie wierzy w kwestię przypadku. Ostatnimi czasy było mnóstwo tajemniczych zniknięć i śmierci czarodziejów, którzy popierali wartości promugolskie i żyli w pozytywnych stosunkach z czarodziejami wywodzącymi się z niemagicznych rodzin. Tak zaczęła jej podpowiadać intuicja.
Czas jednak przemijał, a rany się zabliźniały. Strach towarzyszący samotności szybko się goił, wszakże w przyszłości stając się aurorem musiała być odważna, a uczucie strachu winno być jej prawie obce. Dzięki ciężkiemu i czasochłonnemu kursowi Louise nieco otworzyła się na ludzi, wszakże wcześniej w Hogwarcie była raczej cichą myszką z nosem schowanym w książkach i z niewielką garstką przyjaciół. Podczas kursu nie chowała się już za stertami książek, tylko działała w terenie, pogłębiała swoje umiejętności i chciała stać się jednym z lepszych i przede wszystkim skutecznych aurorów. Tak jak za czasów Hogwartu była pilną uczennicą, tak również jej starania były brane pod uwagę. Przede wszystkim szlifowała zaklęcia defensywne, ale również skupiała się na zaklęciach ofensywnych. Jako wielbicielka ksiąg nie miała też problemów z opanowaniem podstaw magicznego prawodawstwa podczas kursu. Nauczyła się również warzyć kilka przydatnych antidotów, co przyswajała z wielką przyjemnością. Miała również okazję poznać wielu czarodziejów, głównie pracowników Ministerstwa Magii, którym to mogła towarzyszyć podczas wykonywania ich pracy zarówno w terenie jak i na terenie ministerstwa. Wszakże jako auror, będzie również swego rodzaju ochroną dla czarodziejów. Przede wszystkim była zorientowana na cel, a jej celem było znajdować tych, którzy czarną magią się posługiwali. Zapewne też dzięki temu odnajdzie kiedyś też tych, którzy zamordowali jej rodziców, a była przekonana, że uśmierciła ich czarna magia. Podpowiadała jej to intuicja i to był punkt zwrotny w jej życiu, kiedy postanowiła zaufać także samej sobie, a nie podpierać się wyłącznie zapisami w księgach i na pergaminach. Trzyletni kurs Louise ukończyła pozytywnie obejmując tym samym stanowisko początkującego aurora. Pod opieką mentora, który został jej wyznaczony udało jej się w końcu wyczarować również cielesną formę patronusa.
W maju 1956 roku kiedy czarna magia daje o sobie znać coraz bardziej Louise zaczyna mieć coraz więcej pracy. Przede wszystkim większość czasu spędzała w pracy w Ministerstwie, gdzie zaczęły dziać się dziwne rzeczy z samą Minister Magii, która trafiła do Azkabanu. Nadeszły zmiany, dzięki którym w końcu będzie mogła działać sprawniej. Pod opieką swojego mentora postanowiła pracować jak najwięcej i jak najciężej, zwłaszcza teraz kiedy czarna magia jest coraz bardziej wyczuwalna.
Próbując wyczarować patronusa, Louise przypomina sobie jedną z najszczęśliwszych chwil ze swojego dzieciństwa jakie spędzała wspólnie z rodziną, a było takich chwil tak niewiele, ze można je zliczyć na palcach jednej dłoni. Pamięta ten zapach domowego ciasta dyniowego, które upiekła wspólnie z mamą żartując przy tym i uśmiechając się od ucha do ucha. Pomimo, tego, że ciasto było przypalone każdy cieszył się tą wspólną chwilą. Pamięta tą radość swojego młodszego brata, kiedy nakładała mu kawałek domowego wypieku oraz kamienną twarz ojca, gdzie i tak kąciki jego ust lekko chyliły się ku górze. I przede wszystkim była tam też babcia, która zawsze była przy niej. Jest to jedno z nielicznych wspomnień gdzie jej rodzina spędzała wspólnie i radośnie czas. Czuje przy tym zawsze spokój, poczucie bezpieczeństwa, a przede wszystkim te beztroskie chwile.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 17 | +3 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 12 | +2 (różdżka) |
Czarna magia: | 1 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 5 | Brak |
Sprawność: | 2 | +1 (waga) |
Zwinność: | 3 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Kłamstwo | I | 2 |
Spostrzegawczość | III | 25 |
Ukrywanie się | II | 10 |
Zielarstwo | II | 10 |
Historia Magii | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Silna wola | III | 10 |
Jasny umysł | I | 2 |
Szczęście | I | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | II | 3 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (jasnowidz, półwila, wilkołak lub brak) | - | 0 |
Reszta: 0 |
Różdżka
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Louise Moody dnia 04.04.18 19:59, w całości zmieniany 14 razy
Witamy wśród Morsów
Walcz ze złem, Louise, dla swego dziadka i ukochanej babci.
[16.04.18] Ingrediencje (majoczerwiec)
[19.04.18][G] Zakup fretki domowej; -20PM