Wydarzenia


Ekipa forum
Podwórko
AutorWiadomość
Podwórko [odnośnik]28.03.18 11:53
First topic message reminder :

Przed domem

Dom przy Manor Road nie wyróżnia się niczym na tle innych domostw. Podwórko przed domem jest dość duże, większość to trawnik, krzaki i kwiaty rosnące wokół drewnianej werandy, niegdyś tętniącej życiem. Do domu prowadzi ścieżka z kamieni porośniętych mchem. W nocy miejsce rozświetlone jest lampionami, co nadaje mu magicznego wyrazu.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Podwórko - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Podwórko [odnośnik]11.01.19 10:25
Trochę inaczej wyobrażał sobie ten wieczór. Mieli dziś zabłysnąć na Gali, doskonale się bawić i wymęczyć się nawzajem w tańcu tak, by zapomnieć o całym merlińskim świecie. Impreza z pompą, morze czarodziejskiego wina i szampana i światowej sławy znakomitości... Przecież na to zasłużyli, prawda? Po tych wszystkich ponurych wydarzeniach, po ciągłym nękaniu przez anomalie mogliby się trochę rozerwać. Tak, jak za dobrych dawnych czasów...
Im dłużej jednak przyglądał się Just, tym bardziej utwierdzał się w przeświadczeniu, że nie powinien jej dziś nigdzie zabierać. Co chwilę znajdował nowe ślady zmęczenia na jej twarzy i te bandaże...
Z ponurych przemyśleń szybko go jednak wyrwała Just.
- Aurorski...? - powtórzył za nią zaskoczony. Czego jak czego, ale takich wieści to się nie spodziewał. Nie wiedział, że Just ciągnie do takiego niebezpiecznego zawodu, do łapania czarnoksiężników i innych padalców... Jackie to co innego, ale drobną, wesołą i postrzeloną Just?
- No to gratulacje! - uśmiechnął się jednak momentalnie rozpromieniony. Jasne, że dojdzie mu kolejna osoba, o którą będzie się martwił... ale cieszył się jej szczęściem. Bo skoro się na coś takiego zdecydowała, to znaczy, że to właśnie chciała robić, prawda? A to przecież najważniejsze.
I tak, szczerze mówiąc kurs aurorski faktycznie mógł wyjaśniać jej obecny stan, co od razu przyjął za pewnik.
- Tylko kto mnie teraz będzie składał i zszywał do kupy? - udał zmarkotnienie. - Muszę sobie znaleźć jakąś inną ładną ratowniczkę? - westchnął ciężko. Tego, że tak uroczej osóbki jak Just nie znajdzie, to akurat był pewny. Niestety.
- Zaczyna mnie też trochę niepokoić, że wszyscy moi znajomi jeśli nie pracują w branży sportowej, to idą na aurora - parsknął jednak zaraz śmiechem. Oczywiście uogólnił, ale jednak... coś w tym było, nie?
- Byłaś ostatnią ostoją i co...? - pokręcił głową jak gdyby właśnie stracił nadzieję, ale i tak nie mógł powstrzymać warg wyginających mu się co chwilę w uśmiechu. Dobry nastrój wrócił do niego jak zawsze jak bumerang. Dobrze, że to nie żadne anomalie czy inne szumowiny, na kursie aurorskim nic poważnego nie powinno jej grozić, prawda? Tym bardziej, że była tam Jackie czy Sam, którzy z pewnością by na nic takiego nie pozwolili.
Zresztą rozbawienie w nim wywołała tym stwierdzeniem o swojej domniemanej nieatrakcyjności. Nie powstrzymał się i parsknął śmiechem, choć jednocześnie nie cofnął, pozwalając jej majstrować do woli przy swoich kłakach.
- Możesz mi wyjaśnić jakim cudem metamorfomag może czuć się mało atrakcyjny? - zapytał starając się chociaż trochę opanować swoją wesołość. Słabo mu szło. Zresztą... szybko otrzymał odpowiedź na swoje pytanie. Wprawdzie ekspertem w tej dziedzinie nie był... ale sądził, że taką metamorfomagią można było z łatwością zaradzić na swoje poczucie atrakcyjności... a właściwie jego brak. No... pod warunkiem, że nie było się niezdecydowaną kobietą.
Znów zaśmiał się, choć tym razem bezgłośnie, za to ochoczo przytaknął głową i podniósł się z kucek, przy okazji i jej pomagając wstać. Proszę bardzo, był gotów do podejmowania poważnych, męskich decyzji... dotyczących włosów, szminki i butów.
I co? Już chwilę później Just prezentowała się olśniewająco, a Joe uśmiechał z uznaniem.
- Zostaw, tak jest dobrze - odparł co do rękawów. Zresztą... prawie nie było widać tych bandaży, tak? Tylko na kolejny pomysł Just, jakoby Joe wolał pójść na galę z jej młodszą siostrą, zmarszczył brwi. To nie tak, że Leanne nie lubił (prędzej po prostu jej nie rozumiał) czy mu się nie podobała, ale...
Podszedł do niej i delikatnie ujął ją za podbródek zadzierając jej głowę, by na niego spojrzała.
- Nie wolałbym - odpowiedział spokojnie, patrząc prosto w jej niebieskie oczy. - Nie wolałbym żadnej innej towarzyszki dzisiejszego wieczoru, Just - uśmiechnął się lekko, samym kącikiem warg. Mówił szczerze i tak, żeby nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Koniec z jakimiś pomysłami na "podmiankę" wybranki, tak? Dopiero kiedy uznał, że to do niej dotarło, puścił ją i nawet wspaniałomyślnie odrobinę od niej odsunął.
- Jeśli nie będzie ci się podobać albo będziesz miała dość albo źle się poczujesz... - zaczął wymieniać - to od razu mi powiesz, dobrze? - rzucił jej jeszcze badawcze spojrzenie. Mimo wszystko miała te bandaże, nie? I zapewne nie tak całkiem od parady nawet, jeśli to przez kurs aurorski.
Wsunął dłoń do kieszeni marynarki, po czym wyciągnął z niej zawiniętą w kawałek szkarłatnego materiału monetę - świstoklik.
- Ruszamy? - uśmiechnął się zawadiacko zupełnie jak to on, kiedy podawał przedmiot Justine do aktywacji.

***
Joseph w zasadzie też nie wiedział dokąd świstoklik ich przeniesie, więc kiedy po gwałtownym szarpnięciu i wirowaniu w końcu wylądowali (na wszelki wypadek przyciągnął do siebie Just, nie pozwalając jej nawet pomyśleć o upadku) sam rozglądnął się po miejscu, w jakim się znaleźli.
Stali zaś na szerokim, drewnianym tarasie. Był przyjemnie chłodny wieczór, raz po raz częstujący ich morską bryzą, nad głową mieli zaś rozgwieżdżone niebo. Z jednej strony znajdowało się kilka schodów wychodzących wprost na śnieżnobiałą plażę, a dalej na molo przecinające wgłąb ciemną, szumiącą otchłań morza. Morza rozświetlonego kołyszącymi się na wodzie czarodziejskimi latarniowymi bojami. Z drugiej strony znajdowało się wejście na wielką, jasną salę, skąd też dobiegała ich muzyka, szum rozmów i raz po raz śmiech gości.

l już tutaj


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Podwórko [odnośnik]15.04.19 17:57
15-20 listopad

Gdy Poppy napisała do niej list a ona odczytała go nie była jeszcze świadoma tego wszystkiego. Wyjaśnienia nie znaczyły dla niej na samym początku zbyt wiele bo nie potrafiła pojąć ich dokładnego znaczenia. Wszystko stało się jasne kiedy wyjaśniła je dokładniej na spotkaniu Zakonu Feniksa.
Wzmocnienia różdżek. Tak, to było coś co zdecydowanie przyciągnęło mocniej jej uwagę. Potrzebowali każdej możliwej pomocy, która byli w stanie zdobyć. Ich wróg nie spał i nie zatrzymywał się w miejscu więc i oni nie mogli pozwolić sobie na to samo. Informacja więc o tym, że jest to osiągalna nie ominęła Tonks bez echa. Wiedziała, że podejmie się wzmocnienia własnej różdżki - a właściwie, nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Musieli łapać się dokładnie za każdą pomoc która była w zasięgu ich ręki dokładnie tak, jak robili to ich przeciwnicy. Nie mogli odstępować im na krok, na krok też nie mogli się zatrzymywać. Nie, jeśli nie chcieli zginąć właśnie z ich rąk. Miała nadzieję, że wojna którą prowadzą zakończy się ich zwycięstwem.
Cieszyło ją też to, że Poppy zgodziła się udzielić jej swojej pomocy. Ale i martwiła jednocześnie. Nie o siebie, a bardziej o to, jak ryzykowne dla uzdrowicielki może okazać się jej towarzystwo. Do szwalni w Domu Mody Parkinson skierowały swe kroki późną nocą. Za dnia miejsce wypełnione było ludźmi, trudno byłoby przemknąć się tam niezauważenie. Jeszcze trudniej byłoby wytłumaczyć czego uzdrowicielka i kobieta z protezą poszukują w szwalniach domu mody. Zwłaszcza, że Tonks wątpiła, by ktokolwiek spojrzał przychylnie na jej odzienie. Skryte pod ciemnymi płaszczami znalazły się stosunkowo szybko w środku, choć Tonks czuła obowiązek zapewnienia Poppy, by nie obawiała się uciekać zostawiając ją, jeśli na kogoś tutaj trafią. Ale miejsce było puste. Żadnego żywego ducha wokół nich, mogły na spokojnie zająć się tym, po co tutaj przyszły, choć Tonks do końca nie wiedziała jak to miało wyglądać. Ale Poppy wyjaśniała jej wszystko po kolei. Wybudzenie anomalii, lekki jedynie, żeby oddała to, co było im potrzebne i choć rozglądała się uważnie nie widziała nigdy pyłu, ani mazi których poszukiwała. Oba dostrzegła Poppy i dopiero gdy do nich podeszła zobaczyła je po raz pierwszy. Ciemna maź wypływała z ucha jednego z manekinów. Tonks dostrzegła w nim tego z którym tańczyła gdy wraz z Arturem naprawiali tą anomalię. Pył odnalazł się na materiałach ale na ich widok zwolniła odrobinę wyciągając różdżkę. Wyglądały dziwnie podobnie do tych, które wcześniej ich zaatakowały. Ale udało się. Nawet wszystko przebiegło spokojnie. Zdecydowanie za spokojnie jak na jej odczucie, ale jednocześnie czuła ulgę, kiedy odprowadzała Poppy do mieszkania, by pożegnać ją tego wieczoru. Miała jeszcze kilka rzeczy do zrobienia.
Kolejny dzień również nie zwiastował szybkie złożenia się do snu. Ale Justine już od jakiegoś czasu sypiała kiepsko. Czasem, gdy Danny nocą wchodził do niej pod koc była w stanie przespać chwilę dłużej. Ale gdy rano wychodziła z nieswojego domu czuła jedynie wyrzuty sumienia że ściągnęła na niego niebezpieczeństwo swojej osoby. Zagryzała wtedy wargę i wędrowała dalej. Dzień minął na znajomej już rutynie kursu aurorskiego a noc zapowiadała nadejście kolejnej wyprawy. Tym razem wyruszyła razem z Poppy do Działu Ksiąg Zakazanych. Miał on dla niej - ze wszystkich naprawionych lokacji - prawie największe znaczenie. To tutaj udało jej się poskromić ich moc po raz pierwszy. Ale i tutaj wejście nie należało do najłatwiejszych. Ciągała biedną Poppy po miejscach w których żadna z nich nie powinna być. Ale była jej wdzięczna za to. Możliwe, że tym razem dałaby radę sama dostrzec maź i pył wiedząc już jak one wyglądają, ale wolała nie ryzykować że je przeoczy. Weszły do pomieszczenia w ramię w ramię i dokładnie tak jak wcześniej w ciemności nocy rozbudziły w niej anomalię. Nie dużo, na tyle by wyciągnąć z niej to, co było im potrzebne. Tym razem udało jej się dostrzec maź. Znajdowała się na jednym z opasłych tomów mówiących o transmutacji ludzkiego ciała. Wzięła od Poppy fiolkę i nabrała do niej odrobinę substancji w momencie w którym z jednego ze stolików Poppy zbierała pył. Dziś jednak poprosiła ją by odwiedziły jeszcze trzecie miejsce - tak na wszelki wypadek. Pogoda zdecydowanie nie zachęcała do spacerów, ale w obecnych okolicznościach nie miały możliwości na inne działania. Poleciały na miotle docierając do Pracowni Twórcy Perfum. Jakimś trafem wszystkie z miejsc które odwiedzały za dnia były użytkowane. co było im mocno nie na rękę. Trudno się było temu dziwić. Naprawa anomalii nie była legalna. I musiały o tym pamiętać. Zresztą, tak samo jak wtargnięcie do lokalu należącego do kogoś, ale Tonks potrzebowała każdej możliwej pomocy. Zresztą, nie było to już jej pierwsze włamanie. Sprawne alahomora pozwoliło dostać się do środka. Ale żadna z nich nie przewidziała pułapki, którą twórca zastawił. Szczęśliwie dla nich, możliwej do poskromienia zanim zawiadomiła kogokolwiek o ich obecności w środku. Spojrzała w kierunku uzdrowicielki z przepraszającym uśmiechem i weszła głębiej do środka. Rozejrzała się po pomieszczeniu pełnym niewielkich buteleczek i ustawionych na szafkach szkatułek i innych rzeczy, których nazw Tonks nie znała. Pobudzona magia anomalii ukazała im - tak jak w poprzednich miejscach - zarówno pył jak i maź którą zebrały skrupulatnie. Pożegnała się z Poppy, oddając jej swoją różdżkę z którą żegnała się na kilka dni. Wiedziała jakie to uczucie już po pobycie w Mungu, jednak teraz miało być zdecydowanie trudniej ze względu na to, że nie miała leżeć w łóżku i czekać na to, aż pozwolą jej z niego wyjść.
Dni nie minęły szybko. Ograniczyła wyjścia z mieszkania do minimum. I czekała, znów zasiadając do ksiąg, które wertowała z uporem maniaka bez przerw. Studiując każdą możliwą informację o nauce zarówno oklumencji jak i magii bezróżdzkowej. Tych dwóch umiejętności potrzebowała, ale wiedziała, że zdobycie ich nie będzie należało do najprostszych.
W końcu otrzymała swoją różdżkę z powrotem. Wzięła ją w dłonie z lekko uniesionymi brwiami lustrując ją uważnie i próbując doszukać się jakiś dokładniejszych zmian. Ale nie widziała żadnych. Musiała jednak wrócić do domu, by ją przetestować. Czy może raczej do mieszkania. Do którego powróciła tak szybko, jak szybko pozwalała jej na to proteza. Wybrała się za tył domu, na ogród przed którym stanęła i wzięła głębszy wdech. Najpierw białą magia. Protego, [/i]Protego Maxima[/i]. - wypowiedziała jedno po drugim patrząc jak jasna tarcza formuje się przed nią. Sprawnie, szybko, tak jak wcześniej. Nie, nie tak jak wcześniej, szybciej jednak. Spróbowała raz jeszcze, przy drugim razie obrywając piorunem. Skierowała więc różdżkę na siebie, rzucając zaklęcie lecznicze, które miało jej pomóc. Udało się bez niespodzianek ze strony anomalii. Przeszła zaraz do uroków. Zaczynając od Incendio by sięgać po trudniejsze. Darowała sobie Bombardę. Rzuciła jeszcze Desperperes z transmutacji które udało się dopiero za drugim razem. A później rozpoczęła cały krąg dziedzin od początku, tym razem jednak sięgając po inne zaklęcia i uroki. Nie wiedziała kiedy na niebie zaczęło się ściemniać. Chyba straciła poczucie czasu, ale musiała przecież nauczyć się panować nad nową mocą, którą widziała zwłaszcza w zaklęciach z Ochrony Przed Czarną Magią. I dobrze, bo to właśnie z nią miała walczyć. Obrywała od anomalii i leczyła się po nich, by znów przystępować do ćwiczeń. Czuła jak nadgarstek pulsuje jej z bólu, ale zmusiła się jeszcze do rzucenia kilku uroków. Protego, kolejnego potem Maxima, następnie Totalum, które postawiło wokół niej kopułę. Działało, choć nie dało się ustrzec przed anomaliami. Spojrzała w niebo marszcząc lekko brwi. Deszcz skapywał na nią i dopiero teraz uświadomiła sobie, że cała przemokła. To nic, wszystko było tego warte. Z anomalii które wywołali wyszło coś dobrego.
A oni? Oni już niedługo, mieli zatrzymać je raz na zawsze - jeśli, oczywiście wszystko pójdzie zgodnie z planem.

| zt



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Podwórko - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Podwórko [odnośnik]23.05.19 3:40
|listopad

Wiedziałem gdzie szukać kluczy, jak dostać się do środka dziwnie pustego w tej chwili mieszkania. W końcu przychodziłem tu kiedy tylko miałem okazje by wywiązać się ze zobowiązania danego Justine. Dlatego też nie tracąc czasu znalazłem się pod Tonksowym dachem. Marudząc na ten pieprzoną burzę, cały ociekający z deszczu szamotałem się w przedpokoju z mokrą kurtką, butami mając za przewodnika w ciemności najpierw kaskadę piorunów, a potem światło kiedy to udało mi się wymacać na ścianie włącznik. Zrobiło się jaśniej. Chwyciłem nie lekką torbę i podążyłem z nią już bez większego kłopotu do garażu w którym czekał na mnie garbus. Staruszek śnił mi się już po nocach, a to był znak, że należało się jakoś streścić z tym koksem bo inaczej przyjdzie mi zwariować.
Przebrałem się w bardziej robocze ciuchy, które zdążyłem już usmarować olejem i innymi samochodowymi sokami czy też żarciem. W garażu czekały na mnie wszystkie części które wraz z Bertim znaleźliśmy na śmietniku oraz te wszystkie nówki zakupione za grube pieniądze. Odpaliłem se fajka i co - zabrałem się za grzebanie. Wszystko zacząłem po kolei montować zaczynając oczywiście od tych części w głębi do których ciężko byłoby mi się dostać po umieszczeniu wewnątrz silnika. Co się nagimnastykowałem to oczywiście moje bo chyba nie muszę ukrywać, ze i bez tego było w tej samochodowej dupie ciasno, a moje paluchy do najdrobniejszych niezależały. Tyle dobrego, ze jak na razie wyglądało na to, że wszystko do siebie pasuje, a kolejne części były jak kawałki układanki którą rozpracowywałem jak jakiś mistrz, co nie. Aż zadowolony z siebie, po tycianiu wihajstrem takiego eciapecia w dyrdymale i uznaniu, że siadło zacnie wszystko wytarłem łapy w szmatę i sięgnąłem po odstawionego na kant dachu papierosa. Zaciągnąłem się nim i pokiwałem sam do siebie z uznaniem dla własnej roboty głową.


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : 8+2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3
ZWINNOŚĆ : 17+3
SPRAWNOŚĆ : 24+6
Genetyka : Wilkołak

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Podwórko [odnośnik]23.05.19 3:40
The member 'Matthew Bott' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 38
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Podwórko - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Podwórko
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach