Bastian J. Nott
Nazwisko matki: Parkinson
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Szlachetna
Zawód: Łowca wilkołaków
Wzrost: 188 cm
Waga: 82 kg
Kolor włosów: Ciemny blond
Kolor oczu: Niebieskie
Znaki szczególne: Pozioma około trzy centymetrowa blizna pod prawym okiem
13 ¾ cala, sztywna, cedr, jad bazyliszka
Slytherin
Kot syjamski
Moją rodzinę rozszarpywaną przez wilkołaki
Mieszanina zapachu mocnego tytoniu, whisky, damskich piżmowych perfum i końskiego potu
Ród Nottów jako najpotężniejsza rodzina w czarodziejskim świecie, a siebie samego pełniącego rolę jego seniora
Czarna magia, sztuka , literatura, polowania, opera
Tajfuny z Tutshill
Qudditch, magiczne polo, jeździectwo
Klasyczna, jazz, opera
Clement Chabernaud
Genoveva de Velde, guwernantka:
„Młody panicz Bastian? Tak, oczywiście, że pamiętam. Nie dałoby się łatwo zapomnieć o tym dzieciaku. Jeden z ciekawszych przypadków w mojej pedagogicznej karierze. Do państwa Nott trafiłam w 1928 roku, gdy panicz miał pięć lat. Początki były trudne, nie polubił mnie. Ale w sumie nie ma się czemu dziwić. W końcu trafił na osobę, której nie mógł wejść na głowę. Rozumie pani, ojciec chłopaka bardzo rzadko bywał w domu - typowy karierowicz. Ponoć był jednym z najbardziej znanych i utalentowanych łowców wilkołaków, tak słyszałam, ale nie wiem ile w tym prawdy, bo sama nigdy się podobnymi rzeczami nie interesowałam. A matka? Sądzę, że kochała syna. Jednak nie poświęcała mu wiele czasu, jej zainteresowania skupiały się głównie na niej samej. Poza tym była osobą chorowitą, rzadko kiedy opuszczała swoje pokoje, oczywiście nie dotyczyło to wydarzeń towarzyskich i powrotów męża do domu. O tak, przyjęcia w tym domu były na porządku dziennym. Zamieniała się wtedy w naprawdę czarujące stworzenie, nie dałoby się w niej rozpoznać widma zazwyczaj krążącego po pustych korytarzach rezydencji. Miała problemy psychiczne, to fakt mało powszechnie znany, starannie maskowany przez najbliższą rodzinę madame. Jednak to wcale nie taka rzadka rzecz wśród tych szlachetnie czystych rodów, prawda?
No, ale wracając do młodego panicza. Doskonale pamiętam nasze pierwsze spotkanie i wrażenie jakie na mnie wywarł. Siedział na podłodze w salonie, nieopodal raźno płonącego kominka. Jasne loki opadały mu na czoło i co rusz odgarniał je z oczu. Rysował coś na kartce leżącej przed nim. Wydawał się bardzo mocno skupiony na tym co robi, nawet nie zwrócił uwagi na moją obecność w pokoju. Dopiero, gdy zawołałam go po imieniu zwrócił na mnie swoje ogromne hipnotyzujące oczy. Przedstawiłam się, a on skinął głową i na powrót wrócił do rysowania. Jakby mnie tam wcale nie było. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że było to jego zwykłe zachowanie. Nie potrzebował towarzystwa, doskonale potrafił zająć się samym sobą. Czas spędzał głównie na rysowaniu, czytaniu i jeździe na swoim kucyku. Raczej nie miał znajomych, chociaż był czarującym dzieckiem. Od najmłodszych lat drzemała w nim dusza manipulanta, potrafił człowieka owinąć sobie wokół małego palca. Nie miał problemów z nawiązywaniem znajomości, wydaje mi się, że po prostu nie był tym specjalnie zainteresowany. Nie podobało mi się to, żadne dziecko nie powinno być skazane wyłącznie na towarzystwo książek i zwierząt. Postanowiłam porozmawiać na ten temat z panem Nottem, który na szczęście zaangażował się w tę sprawę. Nie powiem, zdziwiło mnie to, ale bardzo zadowoliło. To chyba mniej więcej w tym czasie rozpoczęła się przyjaźń młodego panicza z Anthonym Burke, synem przyjaciela rodziny. Bastian nareszcie trafił na chłopca, który usatysfakcjonował go na tyle, by chciał poświęcić mu swoją uwagę. Anthony był idealnym towarzyszem Basty, udało mu się wyciągnąć panicza z jego skorupy. Dzięki chłopcu Burków mały dziedzic stał się bardziej towarzyski, częściej można było go zobaczyć wśród innych dzieci…
Horacy Slughorn, opiekun Slytherinu:
„Nott nigdy nie miał talentu do eliksirów, szły mu one wręcz tragicznie. Tak samo było z zielarstwem. Nigdy nie mogłem zrozumieć dlaczego, nauka innych przedmiotów szła mu przecież bez większych problemów. Celował szczególnie w zaklęciach i obronie przed czarną magią, nie przypominam sobie żeby kiedykolwiek z któregoś z tych przedmiotów uzyskał ocenę niższą niż PO. Był jednostką wybitną jeśli chodzi o te dwie dziedziny. Reszta szła mu raczej przeciętnie albo dobrze. Oprócz tych nieszczęsnych eliksirów! Troll gonił trolla, dopiero w okolicach piątego roku coś się zmieniło i zaczął uzyskiwać z nich zadowalające oceny. Wydaje mi się, że groźba oblania egzaminów zadziałała na niego cucąco. W końcu był niesamowicie zdolny i pracowity, a do tego dumny jak mało kto. Pewnie nie mieściło mu się w głowie, że mógłby być w czymś gorszy od swoich szkolnych kolegów. Tak, owszem. Miał ich dużo, zdecydowanie można było nazwać go popularnym chłopcem. Sama pani rozumie: raczej przystojny, szlachetnie urodzony, bogaty i charyzmatyczny. Dzieciaki ciągnęły do niego jak muchy. Typ przywódcy, jakby nie patrzeć. Miał w sobie „to coś”. Ojciec na pewno był z niego dumny. Każdy chciałby mieć takiego syna.”
Joseph Wood, szkolny kolega:
„Ha, złoty chłopak, co nie? Tak, każdemu się tak wydawało przy pierwszej styczności z Bastianem. Był doskonałym aktorem, przekonywująco grał rolę chodzącego ideału. Zawsze uprzejmy, pomocny i kulturalny, na dodatek cholernie uzdolniony. Rzygać się niekiedy chciało, gdy po raz kolejny słyszało się poematy na jego cześć, a samemu wiedziało się jaki jest naprawdę. Owszem, był dobrym kumplem. Zawsze pierwszy do dobrej zabawy, wydawało się, że nie ma żadnych hamulców. Takich się ceni w czasie dojrzewania, prawda? Głupota, ale młodość rządzi się swoimi prawami. Bastian miał słabość do używek. O tak, doskonale pamiętam liczne wieczory w dormitorium spędzone nad przemyconą butelką ognistej. Inne, mniej legalne substancje, także lubił. Już od czasów szkolnych udawało mu się skołować co nieco. Znajomości i kasa, dzięki nim dla Notta nie było rzeczy niemożliwych.
Victory Bahshot, szkolna koleżanka:
„Dziwkarz i kłamca. Nie potrafił utrzymać portek na tyłku, a rąk przy sobie. Co? No tak, byliśmy parą. Miesiąc. Na siódmym roku. Myślałam, że mnie kocha. Naiwna byłam, ale także młoda więc miałam prawo popełniać błędy. Wtedy jeszcze myślało się o romantycznych związkach; trzymaniu się za rączki i wpatrywaniu w gwiazdy. A ten dupek potrafił być czarujący, bez problemu owijał sobie dziewczyny wokół palca. Przyłapałam go z inną, wybaczyłam. Dwa razy, później mnie zostawił. „Bo to jednak nie to”. Chciałam zabić jego, później siebie. Tak jak już mówiłam, głupia byłam. Udobruchał mnie, jemu nie dało się oprzeć. Zostaliśmy przyjaciółmi… Chociaż nie, nie jestem pewna czy ta gnida z kimkolwiek potrafi się przyjaźnić. W każdym razie utrzymywaliśmy znajomość przez lata… Zdaje sobie sprawę pani z tego, ile kobiet przewinęło się przez jego życie od czasu, kiedy zaczął się nimi interesować? Ja sporo z nich poznałam. Naiwność można zrozumieć u nastolatki, ale żeby dorosłe kobiety także były aż tak ślepe? Śmieszne. Babiarz nie zna pojęcia wierność.”
Colin Fawley, szkolny znajomy:
„Ten idiota? Po co pani do mnie przychodzi, żeby rozdrapywać stare rany? Czy żeby usłyszeć kilka pikantnych szczegółów z jego szczeniackiego życia? Był gówniarzem, gdy go poznałem, a i tak zostawił po sobie smród, od którego wciąż się krzywię. Zadufany w sobie ślizgoński arystokrata, który uwielbiał mi wypominać moje pochodzenie i szczycił się na każdym kroku swoją wspaniałą rodziną, doskonale wiedząc, jakie ja miałem stosunki z moją. Czy robił to celowo? Nie mam pojęcia, ale zdarzało się to tak regularnie, że nie mogło być zwykłym przypadkiem. Złośliwy chu... a zresztą nieważne, szkoda na niego czasu. Może pani napisać, że za nim nie przepadałem. Tak samo jak nie przepadała za nim ta część uczniów, której zalazł za skórę. Oj, potrafił sobie robić wrogów równie szybko, jak zjednywać przyjaciół. Siłą rzeczy tych drugich miał mniej z racji towarzystwa w jakim się obracał... nieszczególnie zainteresowanego osobami o odmiennej... hm... sytuacji życiowej. I o mniejszej zawartości sakiewek. Cóż więcej mogę powiedzieć? Nie przepadałem za nim i nic pod tym względem się nie zmieniło. Jego nonszalancki styl bycia i podejście do nauki, już nawet pomijając to, jak się do mnie odnosił, nie uczyniłyby z niego nigdy mojego przyjaciela. Poza tym... to co robił w Hogwarcie, ach... czasami nie zachowywał odpowiedniej ostrożności w swoich poczynaniach i gdyby pani wiedziała, jakie rzeczy się działy, gdy myślał, że nikt go nie obserwuje. Cud, że go nie wywalili ze szkoły, ale to już nie pani sprawa, nie dam sobie wyrwać asa z rękawa. Więc jeśli pani nic nie kupuje, to żegnam.”
Emmanuelle Nott, matka:
„Bastian? Ach, mój złoty chłopiec. Taki przystojny, taki zdolny. Dokładnie jak jego ojciec… Mój mąż Jonathan… Słucham? Ach, tak. Mamy mówić o Bastianie. Oni byli do siebie tacy podobni! Jak dwie krople wody, jak dwie krople wody. Te złociste loki, przeszywające spojrzenie, identyczna mowa ciała… Czasami patrząc na Bastiana miałam wrażenie, że cofnęłam się w czasie i Jonathan znowu jest przy mnie. Rozdzierało mnie to od środka, nienawidziłam tego i kochałam. Rozumie pani? Nie, na pewno nie.
Kiedy Bastian skończył Hogwart i postanowił iść w ślady ojca, myślałam, że pęknie mi serce. Nie mogłam stracić i jego. Oczami wyobraźni widziałam jego ciało rozszarpane na strzępy… Prosiłam, krzyczałam, płakałam. Był nieugięty nawet wtedy kiedy stan mojego zdrowia gwałtownie się pogorszył i przez miesiące nie wstawałam z łóżka. Taki uzdolniony… Mógł zostać kimkolwiek tylko by zechciał. Dlaczego musiał iść w ślady ojca?! Dlaczego nie mógł zająć się sztuką, jak większość jego przodków? Na Merlina, mój mały chłopiec… Taki przeżarty przez pragnienie zemsty… Ono go zniszczy, tak sądzę… Skończy jak ojciec. Rozszarpany w jakimś dzikim zakątku świata z dala od domu. Przez te bestie… Zostawi mnie samą, całkiem samą. Jak jego ojciec… Przepraszam, nie mogę. Niech pani już idzie, jestem zmęczona”
Victor Coblack, współpracownik:
„Podręcznikowy przykład indywidualisty. Nie lubił pracować w grupie. Jego metody były dosyć… kontrowersyjne. Nie zawsze profesjonalne. Trzeba jednak przyznać, że zazwyczaj skuteczne – wyniki miał naprawdę imponujące. Nie podobał mi się jednak sposób działania Notta. Wiem, sam jestem łowcą wilkołaków i rozumiem zasady rządzące tą profesją, jednak wciąż pozostaję przy tym ludzki. A Bastian? Obserwując jego pracę nie wiem, kto jest większym potworem - bestia, na którą poluje czy on sam. Zawsze stara się załatwić swoją robotę jak najwolniej i jak najbrutalniej, nie jest zimnym profesjonalistą, którym być powinien. Czy sądzę, że ma to związek ze śmiercią jego ojca? Oczywiście, że tak”
Chantal Decrixe, była kochanka:
„Nie znam nikogo podobnego do Bastiana. Z jednej strony jest strasznie irytujący i odpychający, a z drugiej… No cóż, ujmujący. Spędziliśmy ze sobą naprawdę ciekawy czas, nie żałuję tego. Owszem, swoje przez niego wycierpiałam. Ale cierpienie ponoć uszlachetnia, czyż nie tak? Żartuję. Gdyby nie połączyło nas dziecko, więcej tego chuja nie chciałabym widzieć na oczy. Stało się jednak. Kocham naszą córkę, a on na zawsze stał się częścią mojego życia. Nie widujemy się często, dwa razy do roku. Nie jest przykładnym ojcem. Wiem, że nasza Madeleine jest dla niego ważna, jednak ten egoista nie potrafi spojrzeć dalej niż za czubek swojego nosa. Wie pani ile razy widział ją w ciągu siedmiu lat? Dokładnie piętnaście. To i tak nieźle jak na niego, spodziewałam się mniejszej ilości odwiedzin. Przynajmniej z alimentami się nie spóźnia. Małżeństwo? Nie wchodziło w grę. Nie jestem szlachetnie urodzona, nie mam nawet do końca czystej krwi. Myśli pani, że ktoś taki jak Nott ożeniłby się ze mną? Właśnie. Długo byłam sama, nie było mi z tym łatwo. Konserwatywne społeczeństwo nie pomagało. Jednak wyszłam za mąż pięć lat temu za cudownego człowieka. Zupełne przeciwieństwo Bastiana. Ciepły, cierpliwy i oddany. Czego można by chcieć więcej? Na dodatek jest lepszym ojcem mojej córki, niż Nott kiedykolwiek będzie.”
Aleksander Gołubiew, przyjaciel:
„Zaręczył się! Do tej pory w to nie wierzę. Oczywiście zawsze wiedziałem, że do tego prędzej czy później dojdzie. Taki los czystokrwistych, rodzice lubują się w swataniu swoich dzieci. Łączą ich i rozmnażają jak rasowe psy, tak to wygląda moim zdaniem. Dlatego cieszę się, że jestem najmłodszym synem i nikogo nie interesuje mój stan cywilny. Bastian nie miał tego szczęścia – z tego co się orientuję rodzice lata temu wybrali mu przyszłą małżonkę, pannę Burke. Tak, tak. Z tych Burków. Owszem, jej brat jest jego najlepszym przyjacielem. Kolejny chichot losu, kto by chciał, żeby kumpel posuwał ci siostrę? Przepraszam, zapędziłem się. Dawno nie rozmawiałem z kobietą, proszę o wybaczenie. Wracając do tematu. Tak, wszystko jest już ponoć uzgodnione. Evelyn zmieni nazwisko na Nott. Kiedy? Nie wiem. Czy do siebie pasują? Na Merlina, nie spotkałem jeszcze kobiety, która by do niego pasowała. Jest typem samotnego wilka, ale kto wie czy założenie swojej watahy dobrze mu nie zrobi. Trochę tandetny przykład, wiem. Ale dobrze to obrazuje. A może po prostu się nawzajem zagryzą? Kto wie, pożyjemy zobaczymy.
Jeremy Zabini, znajomy:
„Przyjęcia u Notta? Owszem, bywałem na nich – zarówno na tych oficjalnych, jak i na tych mniej. Które wolałem? Głupie pytanie. Oczywiście, że te drugie. Nie obowiązywały na nich sztywne normy towarzyskie, nie trzeba było mieć się cały czas na baczności. Poker czarodziejów, ognista i rozmowy do białego rana. Niekiedy coś więcej, niekiedy często. Tak, Nott razem ze swoim kuzynem Caesarem potrafili być ujmującymi gospodarzami. No tak, panicz Lestrange często był współorganizatorem tych spotkań. Nadawał się jak mało kto, prawda? Ale wracając do Basty… Był czas kiedy zawiesił swoje słynne przyjęcia, dużo wtedy pracował, nie miał czasu na zabawę – jak głupi uganiał się za tym wilczym pomiotem. Na szczęście, dla nas i dla niego, to już przeszłość. Po długiej nieobecności w Londynie, słyszałem że przebywał wtedy głównie w Europie Wschodniej, wrócił w końcu na stare śmieci i ponownie otworzył swoje drzwi dla starych znajomych.”
8 | |
1 | |
7 | |
0 | |
1 | |
5 | |
4 |
Różdżka, sowa (zwana Panem)
[bylobrzydkobedzieladnie]
Skoro tak nas pragną tratować głupio tego nie skosztować"
Witamy wśród Morsów
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot