Wydarzenia


Ekipa forum
[sen] Dziewczynka i wilk
AutorWiadomość
[sen] Dziewczynka i wilk [odnośnik]12.04.18 1:43
Las ze snów Lysandry był miejscem ogromnym, kryjącym w swoich progach przede wszystkim zwierzęta. Był jak jeden wielki, żyjący organizm, w którym niezmiennie ktoś oddawał swoje życie, by inni mogli przeżyć następną noc. Bo tutaj wiecznie trwała noc. Jedynym dobrze znanym jej światłem nie były promienie słońca, a księżyc, olbrzymi i lśniący, oraz gwiazdy, rozsiane po granatowo-czarnym płótnie niczym drobiny rozkruszonych diamentów. Być może był tu kiedyś dzień, a zza horyzontu, który wiecznie przesłaniały drzewa, wyglądała kopuła oślepiającego blasku, ale sama Lysa nigdy go nie widziała. Doskonale dogadywała się ze wszędobylską ciemnością, z jej ciszą przerywaną jedynie przez cykady, brzęczący lot drobnych owadów i szelest traw; z jej otulającą miękko ciemnością, która sprawiała, że wszystko dokoła paradoksalnie stawało się wyjątkowo wyraźne.
W Hogwarcie sny miewała niemal co noc. Na początku denerwowały ją, irytowały, mnogość kręcących się obok niej stworzeń doprowadzała ją do szału. Kocury wypełzały spomiędzy krzaków, myszy i szczury plątały się między źdźbłami traw, których pieśń nie była już taka dobra, tak intymna; wróble, gołębie i bez przerwy wrzeszczące sroki gnieździły się między gałęziami, które niegdyś zarezerwowane były na ich gniazdo – gniazdo jej i matki. Pełno było kąsających szerszeni i frustrującego mew, zupełnie nie pasujących do krajobrazu. Rzeka, która płynęła nieopodal, zaroiła się od ryb, co wyjątkowo mocno zaniepokoiło Lysę. Bo jeśli było pożywienie, szybko znajdą się też i drapieżniki. A drapieżniki zagrażały również i jej samej.
Tiara Przydziału pokierowała ją do domu Kruków, gdzie ponoć nadawała się idealnie – była mądrą czarownicą, jak powiedziała jest stara czapka, ale nie na tyle, by osiąść na laurach i nie sięgnąć po więcej. Sądziła, że znajdzie sobie podobnych, ale na jej drodze stawały tylko tchórzliwe króliki i patrzące na nią krzywo łasice. Musiała odnaleźć inne miejsce w lesie, gdy okazało się, że jej wizje, przestrzegające przed niebezpieczeństwem, są dla innych przekleństwem i powodem, dla którego nikt nie powinien mieć z nią nic do czynienia. I historia zatoczyła koło.
Odnalazła spokój w książkach, w nauce i przedmiotach, na które z chęcią chodziła. Nauczyciele wyjątkowo nie okazywali strachu przed tym, co po lekcjach może im zdradzić – albo udawało im się to umiejętnie schować przed jej oczami. Nie była wybitną uczennicą, ale przywoziła do domu dobre oceny, których matka mogła być dumna. I do samego domu wracała z mocno bijącym w piersi sercem. Do lecznicy skrytej wśród cieni Nokturnu; do Umhry, wciąż tak samo lojalnego, jak zawsze; do czarnowłosej, ukochanej matki, do której teraz tak bardzo się upodobniła.
I do snów – spokojnych, pozbawionych ogromu niepotrzebnych stworzeń; otoczonych cudowną ciszą i szelestem jej ukochanych traw.

Jej drobne, wronie szpony wczepiały się w niską gałąź, a skrzydła, posiadające już nie pucha pisklęcia, a prawdziwe, lśniące pióra, rozwijała od czasu do czasu, jakby gotując się do lotu. Paciorkowate, czarne niczym węgiel ślepia obserwowały doskonale znane tereny, od dłuższej jednak chwili skupiły się na jednym ich elemencie. Między dwoma rosłymi dębami rósł głóg – nigdy nie kwitł, stanowił tylko pusty szkielet dawnej chwały samej natury, nawet liście rzadko się na nim zieleniły. Ale stanowiły idealną kryjówkę dla wilków. To zawsze stamtąd wychodziły. Złote ślepia jednego z nich błyszczały tylko zza głogu.
Dobrze go znała. Jego czarne futro i sprężysty krok. Szczęki rozwarł tylko raz, doskonale pamiętała – Wronę w konwulsjach, ogara o ślepiach czerwonych i błyszczących, jego ślinę skapującą z obnażonych kłów. Upiorna wizja z biegiem lat zamieniła się w lekcję zaufania. Przychodził do snów coraz częściej. Coraz częściej wyglądał zza głogu. Mimo to trzymała go na dystans, nie do końca wiedząc, czy powinna pozwolić sobie na przełamanie granicy między nimi.
Dzisiaj również się pojawił. Skrzyżowali spojrzenia – Wrona i Wilk – obserwując siebie nawzajem, ale nie jako ofiara i drapieżnik. Nie byli dla siebie zagrożeniem. Stali na równi, chociaż Lysandra dzięki niemu dowiedziała się, co znaczy słowo ojciec.
Najniżej położona gałąź zniżyła się, kiedy wrona złożyła ciężar swojego ciała na szpony i rozwinęła skrzydła, wzbijając się do lotu. Ciche krakanie poniosło się po zatopionej w czerni polanie, między piórami zafurkotał wiatr. Była pewna, że żółte ślepia prześledzą dokładnie jej lot i będą wiedziały, dokąd się uda.
Nie była jednak pewna, czy czarne futro poruszy się na biegnącym w jej stronę ciele.
Od kiedy to małe dziewczynki kusiły do siebie groźne wilki?




mógłbyś przysiąc, że widziałeś wczoraj
skrzydła jej
jak je chowała pod sukienką
Lyssandra Vablatsky
Lyssandra Vablatsky
Zawód : Szepciuszka
Wiek : 8
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ktoś musi pilnować nocy
musi wziąć na siebie
wiarę w strachy, moce
zmory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5781-lysandra-vablatsky#136398 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f94-smiertelny-nokturn-17 https://www.morsmordre.net/t7704-lysandra-vablatsky#213293
Re: [sen] Dziewczynka i wilk [odnośnik]15.04.18 14:24
Nim wilki założą swe stada, żyją w samotności. Przemierzają tysiące kilometrów, popełniają błędy, których konsekwencje czasem noszą pod grubym futrem całe swoje życie. Uczą się przetrwania, walki z losem, ze światem, który je otacza, na własną rękę poszukują swojej ścieżki i dążą do indywidualnej siły. Był jednym z nich. A jednak kolor jego sierści odbiegał od pozostałych. Była czarna i gruba, chroniąca przed srogim zimnem, choć nie pasował do krajów wiecznych mrozów. Na śniegu pozostawał widoczny, odstraszał zwierzynę, nie wpasowywał się w stada swych szarych pobratymców. Stał się dla nich obcy. Pod osłoną nocy jednak znikał wszystkim z oczu, stapiał się z ciemnymi drzewami, pogrążoną w mroku trawą, kolczastymi krzewami. Tylko żółte ślepia, niczym dwie małe gwiazdy błyszczały w ciemności.
Przesiadywał pod głogowym krzewem, którego czarna kora dobrze ukrywała ciemne bydle. Pojedyncze liście lekko drżały na wietrze. Zdawały się ledwie trzymać gałęzi, poruszały się niespokojnie, jakby przy silniejszym podmuchu miały dać ponieść się z prądem powietrza i zniknąć w ciemności. Cierniste gałęzie zapewniały bezpieczeństwo w trakcie odpoczynku, żadne zwierze lekkomyślnie nie przedzierałoby się przez nie, by trafić wprost do rozwartej paszczy potwora. Wychodząc z kryjówki, czasem napotykał siedzącą na drzewie wronę. Dni, w których gniazdo wysoko ponad głogiem rozbrzmiewało raz po raz od pisklęcego krzyku już dawno minęły. Niewiele uwagi wtedy zwracał na ptaki, żyły własnym życiem, nie ingerując w codzienne życie wilka. Kiedy świat stawał na głowie, on dążył do samorealizacji, piął się w swoich zamierzeniach coraz wyżej, przesuwał ustanowione przez siebie granice coraz dalej. Mijające dni ściągały nad jego głowę ciemne, burzowe chmury, zwiastowały niekończącą się noc — czas, w którym czarny wilk urośnie w siłę. Wychodził z głogu i ruszał na łowy, czasem powracając po kilku godzinach, czasem po kilku dniach nieobecności. Nigdy jednak nie opuszczał swojego terenu na długo, codziennie patrolując wilczy rewir. I tak było dopóki na jego drodze nie stanęły inne wilki; szare, trzymające się w jednej watasze. Nie pobratymcy, obce, wrogie stwory, które podążając za jego zapachem dotarły aż tutaj, do jej lasu, do jej krainy snów. Wyszedł z tego starcia cało, lecz był ranny, wygłodniały, osłabiony, a dookoła obce wilki wyły swe złowrogie pieśni do księżyca. Ruszyły za nim w pogoń. I wtedy po raz pierwszy pojawiła się wrona. Kracząc głośno z wysoka wskazała drogę powrotną, zaprowadziła go aż po głóg, niosąc w dziobie gałązkę drobnych owoców, którą zostawiła tuż przed nim. Od tamtej pory przesiadywał pod krzewem, wpatrując się w wysokie gałęzie, na których przesiadywała, strzegąc dopiero co wyklutego pisklęcia. Czarna jak noc, o oczach błyszczących i mądrych. Gdy napełniał żołądek do syta, odchodził kilka kroków i kładł się na ziemi, z wysoko uniesioną głową i postawionymi uszami. Pilnował padliny, aż nie zleciały się wrony, by ucztować. Z czasem odganiał od gniazda inne ptaki, odpędzał wspinające się po czarnej korze małe drapieżniki, które sam pożerał jednym kłapnięciem szczęki.
Dziś znów siedział pod głogiem, strzygąc uszami. Wpatrywał się w małą wronę póki nie poderwała się do lotu. Minęło dużo czasu, odkąd po raz pierwszy jej matka ocaliła mu skórę. Rozpoczynając spłacanie długu, który nieustannie się zwiększał nieświadomie stał się towarzyszem złowróżebnych stworzeń, codziennie siadając bliżej drzewa, bliżej żerujących wron. Gdy poleciała przed siebie, pomiędzy szumiącymi drzewami, uniósł zad i ruszył za nią, sprężystym, bezszelestnym biegiem pomiędzy zaroślami, pokrywającymi dno lasu. Jego sylwetka zbiła się w ciemną masę przemykającą blisko ziemi, gdy przyspieszał, straciła swój dostojny kształt, a żółtawe ślepia zniknęły w ciemności. Poderwał się do skoku przez zawaloną na swej drodze kłodę, zbiegł ze stromego zbocza. Ostre gałęzie targały jego grube futro, wyczesywały pojedyncze ciernie, zagubione w błyszczącym, czarnym włosiu. Zbiegł aż do potoku, gdzie ją zastał, siedzącą na jednym z kamieni na brzegu. Machała skrzydłami, ale trzymała się twardo ziemi. Zwolnił, w końcu przystanął, patrząc na nią z dystansu, póki nie złożyła skrzydeł i nie obróciła głowy, choć i bez tego dostrzegła jego obecność. Pochylił łeb czujnie, nakierowując uszy w jej stronę i zbliżył się powoli. Obwąchał ją ostrożnie, mimo krzykliwych protestów i odsunął się nim ostry dziób miał okazję wbić się w pysk.
— Mama wie, że tu jesteś?— spytał, wsuwając dłonie do kieszeni, spoglądając na nią z góry, gdy siedziała z podkulonymi nogami na brzegu, wrzucając do wody zebrane kamyczki.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
[sen] Dziewczynka i wilk 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: [sen] Dziewczynka i wilk [odnośnik]17.04.18 21:20
Las przywitał ich w swojej upiornej cichości. Zazielenione drzewa zaszeleściły, te o pustych gałęziach zabrzmiały jak grzechoczące węże, trawa ugięła się pokornie pod miękkimi wilczymi łapami, wiatr niósł sobą drobne ciało młodej wrony. Stali się znów istotą tego zjawiska, naturalną całością ze wszystkim co mijali, nad czym lecieli. Do tej pory nie wpuszczała świadomie nikogo do świata swoich snów – snów przepełnionych obrazami nienaturalnymi dla dziecięcej wyobraźni; śmiercią stworzeń nieprzystosowanych do cyklu walki o przetrwanie; bólem i cierpieniem łamanych skrzydeł, kocimi kłami bawiącymi się dychającymi jeszcze myszami; ćmami umierającymi od płomieni jasnych lamp. Czarny Wilk był poniekąd intruzem. Samotnik wśród bestii, któremu Wrona zaoferowała pomoc, składając tym samym na jego barki dług wdzięczności. Kiedy tylko rany po wilczych pazurach się zasklepiły, a apetyt na krwiste ofiary wrócił, wcale nie odszedł. Został, odnalazł dom w cierniach głogu, bacznie obserwując starą wierzbę, na której uwiły gniazdo dwie Wrony. Strzegł je przed niebezpieczeństwami, pozwalał pożywiać się w spokoju na świeżej padlinie.
Lysandra przyzwyczaiła się do jego obecności, chociaż wciąż w jej głowie tłukła się myśl, że zabrał jej matkę, jej przyjaciółkę, powierniczkę i nauczycielkę. Uczynił ją swoją, chociaż Wronie skrzydła nigdy nie pasowały do Wilczych kłów, spłodził synów, którzy zajęli jej miejsce. Powinna być zazdrosna – i była. Chowała sobie to uczucie tak długo, aż uświadomiła sobie, że jej bracia wyrosną na mądre Wilki, a ojciec, górujący nad nimi, nie pozwoli, żeby coś stało się którejkolwiek z Wron.
Wiele wody w leśnym strumieniu upłynęło, zanim Lysandra zaczęła zdradzać oznaki zaufania wobec Ramseya. I choć wciąż ich relacja była sztywna, napięta, ostrożna, przez tę grubą otoczkę zaczynało przenikać dziwne ciepło, którego jeszcze nie potrafiła pojąć.
Znała wszystkie leśne ścieżki lepiej niż on, chociaż i on zdołał się ich nauczyć, zaglądając do jej rzeczywistości coraz częściej. Leciała nad nim, sprawdzając, czy mimo upływu lat jego długie, okraszone czarnym futrem łapy wciąż potrafią biegać i uskakiwać przed przeszkodami. Nad potok często przychodziła, o tym też wiedział. Żywiła się wodnymi owadami, ślimakami, których cienkie muszle łatwo się rozbijało; zbierała kamienie, usypując z nich niewielki kopczyk tuż przy linii brzegu. Nie wrzucała tam jakichkolwiek kamyków, starannie wybierała te najgładsze, owalne, w kolorze bieli lub jasnej szarości.
Dotarła jako pierwsza i przysiadła na mokrym kamieniu omywanym stale przez przejrzystą wodę. Czarne skrzydła zatrzepotały jeszcze raz, wzniecane delikatnie powietrze zakłóciło stały bieg wody. Na wilka spojrzały paciorkowate oczy – oczy dobrze znanej mu Vablatsky. Ciekawe, ale nie zaniepokojone, uważnie obserwujące jego zbliżającą się sylwetkę.
Zakrakała, odganiając dłonią jego pysk. Kolejny kamyk zanurzył się w wodzie z cichą melodią plusku.
Mogłabym zadać ci to samo pytanie – nie patrzyła już na niego, spojrzenie szmaragdowo zielonych oczu kręciło się wśród zniekształceń na wodzie. Czarna sukienka była już mokra przy kostkach. W końcu, obracając w dłoni niewielki, biały kamyk, podniosła głowę do góry. Skóra zdarta z Cassandry. – Mama wie, że tu jesteś?w mojej rzeczywistości, w moim śnie, w moim świecie. Zwierzęca symbolika z biegiem lat stała się dla niej oczywista w niektórych aspektach. Tylko on był Czarnym Wilkiem. Tylko ona Czarną Wroną. – Nie przyszła za tobą? Ani Ignotus? Ani Nikolay?
Wstała ostrożnie, ciągnąc za sobą lekko sukienkę. Zamknęła kilka kamyków w niewielkiej pięści i wystawiła ją przed jego tors.




mógłbyś przysiąc, że widziałeś wczoraj
skrzydła jej
jak je chowała pod sukienką
Lyssandra Vablatsky
Lyssandra Vablatsky
Zawód : Szepciuszka
Wiek : 8
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ktoś musi pilnować nocy
musi wziąć na siebie
wiarę w strachy, moce
zmory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5781-lysandra-vablatsky#136398 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f94-smiertelny-nokturn-17 https://www.morsmordre.net/t7704-lysandra-vablatsky#213293
Re: [sen] Dziewczynka i wilk [odnośnik]18.04.18 13:46
W lesie czekało wiele niebezpieczeństw. Drapieżniki czasem słabły, stawały się ofiarami innych, groźniejszych stworzeń. Nie będąc w stanie uciec umierały najczęściej samotnie, w agonii, skryte w gęstwinie traw, w wykopanych przez same siebie dołach, jakby pomagały matce naturze ukryć swoje istnienie. Niektóre były pożerane, rozszarpywane na kawałki, wnikając do cudzych organizmów i przyczyniając się tym samym do ich dalszego przetrwania, do funkcjonowania ekosystemu, trwania świata.
I trwania snów.
Była taka jak jej matka, łudząco do niej podobna, nie, dokładnie taka sama. Jej szmaragdowe oczy posiadały to samo zacięcie i błysk, skrywaną od pokoleń mądrość przodkiń, wyjątkowo uzdolnionych wróżbitek. Już wtedy, gdy jako kilkuletnią wronę przyglądającą mu się z ciemnych zakamarków Alei Śmiertelnego Nokturnu zgarniał do lecznicy, do jej domu, widział w niej dojrzałość niepodobną do innych dzieci. Dlatego nigdy nie darzył jej niechęcią, nigdy nie stanowiła dla niego żadnej przeszkody w drodze do celu. Tolerancja, jaka zaistniała pod przymusem spotkań ze starszą Vablatsky przerodziła się z czasem w akceptację, mającą swój początek w opowiedzianej przez Cassandrę historii koralików z jarzębiny; opowieści, która zmusiła go do milczenia i poszukiwania wyniesionych z niej wartości, tak szalenie obcych i odległych dla niego samego. Próby odpowiedzenia sobie na pytanie, czym to wszystko właściwie było, kończyły się fiaskiem. Analizy i rozkładanie tego na czynniki pierwsze mijało się z celem, nie przynosiło oczekiwanych efektów, a rozpisanie numerologicznych schematów za pomocą cyfr wywoływało niemożliwy do pokonania błąd logiczny. To wszystko sprowadzało się do błędu logicznego, który nie miał racjonalnego sensu, a wciąż istniał. Tak jak istniał on w jej snach, czarny wilk uparcie tkwiący pod płaczącą wierzbą, na której zasiadały wszystkowidzące wrony. I trwali w abstrakcyjnej symbiozie, choć nic porozumienia wydawała się niemożliwa do uzyskania.
Z biegiem czasu wilczy sposób patrzenia na nią się zmienił. Nie była ofiarą, ani jego córką, lecz i swoich dzieci nigdy nie traktował inaczej niż ją. Nie stał się ojcem, którego rówieśnicy mogli im zazdrościć. Patrzył głównie w ich przyszłość, pchając ich w rozwój i życie bez strachu, dążąc do zdobycia przez nie siły i możliwości. Przyglądał jej się z dystansu, zachowując pełną swobodę w jej towarzystwie, ofiarowując jej to samo w zamian. Żadne z nich nie było gotowe na pewne zmiany. Obserwował jak rośnie, rozwija się, z każdym kolejnym dniem przypominając matkę coraz bardziej. Nie mogła być mu obca.
Nie była.
Na wodzie pojawiały się okręgi, rozrastały, tworzyły kolejne. Woda w tamtym miejscu mętniała, muł unosił się do połowy i powoli opadał. Zielonkawy kolor wody odbijał się w jej oczach, nadając jej tęczówkom jeszcze bardziej intensywnej barwy. Lewy kącik jego ust uniósł się w jednostronnym uśmiechu. Czego mógł się spodziewać po córce Cassandry?
— Nie. Nie będzie wiedzieć, chyba, że postanowisz inaczej. Możesz jej powiedzieć, lub jeśli chcesz, pozostanie to nasza tajemnicą — odpowiedział jej, przenosząc wzrok na wodę. — Na szczęście nie. To by mogło znaczyć, że przydarzy się coś niedobrego, prawda? – Lepiej, że nie pojawiali się w jej snach. Ich nieobecność wróżyła im długi i dostatni żywot, a nic innego nie mogło napawać go większym spokojem niż ta świadomość. W tym czasie Ignotus z pewnością patrzył jak śpi lub odpoczywał tuż obok, zajęty przeglądaniem kart tarota Cassandry, a Nikolay złośliwie żądał atencji swojej matki, albo wspinał się na niezadowolonego trolla.
Kiedy się podniosła z ziemi, a mokry materiał sukienki oblepił jej kostki, znów na nią spojrzał, poważniejąc. Wahał się przez krótką chwilę, patrząc na jej pięść, w której zaciskała kamyki.
— Wiesz dlaczego tu jestem?— spytał ciszej, układając lewą, otwartą szeroko dłoń pod jej zaciśniętą. Zerknął na jej twarz, cierpliwie czekając, aż spojrzy mu w oczy. Chciał wiedzieć, czy rozumie, co to oznaczało.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
[sen] Dziewczynka i wilk 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: [sen] Dziewczynka i wilk [odnośnik]28.04.18 16:00
Dobrze było jej w snach, w tym lesie. Czuła się tak tylko w Londynie, w niewielkiej sypialni na Nokturnie, dzielonej jeszcze z dwoma braćmi. Tylko tutaj była prawdziwie wolna, a jej serce pozbawione obaw i lęków przed tłumami. Tylko tutaj mogła zbudować kiedyś swoje własne gniazdo i tak jak matka uniezależnić się od wszystkich, liczyć tylko na siebie.
Zawsze było tu tak cicho, tak spokojnie, ujmując momenty, kiedy drapieżniki wychodziły na swoje łowy i łamały w niewysokich trawach karki ofiar; zawsze było tu tak chłodno, tak bezpiecznie. To ona tworzyła ten świat, to ona była jego architektem. I chociaż życie zwierząt i śpiew traw nie należały do niej, tylko ona potrafiła je dostrzec i zapobiec albo wręcz przeciwnie – pozwolić, by trwały bez końca. Jej ostrzeżenia w większej mierze straszyły, zniechęcały do jej osoby i sprawiały, że stawała się wyrzutkiem, dlatego nauczyła się, że nie warto otwierać ust tylko po to, by za chwilę spotkać się z wyzwiskami i spojrzeniami pełnymi pogardy. Uciekała więc w świat snów, szukając znajomych kształtów, czarnych, grubych futer i piór, błyszczących w ciemności złotych i szmaragdowych oczu, ostrych pazurów, które broniły ją, mimo innej krwi płynącej w ich żyłach. Chociaż gromadziła się w niej pewna niechęć do nowych członków rodziny, nigdy nie ujmowała im przydatności. I swego rodzaju przedziwnego przywiązania, którego nie potrafiła wyjaśnić. Przecież zawsze było jej z matką tak dobrze. Radziły sobie same, nie potrzebowały nikogo innego, otaczały się równie silnymi jak one kobietami, a teraz? Teraz nagle musieli zaistnieć w ich życiu, dotąd zamkniętym na te istoty, mężczyźni. Złość, jaka towarzyszyła jej od urodzin Ignotusa, powoli, wręcz ospale zamieniała się w pogodzenie się z tym przykrym faktem. A potem przepoczwarzyła się w zaufanie, by finalnie rozwinąć skrzydła w czymś, co zaczynało przypominać rodzinę.
Rodzina.
Jak dziwne było to pojęcie.
Jak obce w ich przypadku.
Obserwowała go nie jak dziecko obserwujące ojczyma, a jak rozmówca nie do końca rozumiejący słów, które są w jego stronę wypowiadane. Uczył ją wielu rzeczy, od zawsze. Czasami wychodziło mu to lepiej niż profesor Trelawney, która próbowała zmusić ją do wypowiadania w jej stronę wyraźniejszych wizji, ukazujących się w szklanych kulach i fusach spokojnie leżących na dnie filiżanek. Oczy koloru roztopionej stali już nie budziły w niej strachu. Otworzyła lekko dłoń, oddając mu kamyki, które zebrała z brzegu. Kilka białych, wygładzonych przez wodę, osuszonych przez wiatr, ogrzanych przez słońce. Zamknęła jego dłoń i odwróciła się, podwijając poły czarnej sukienki, żeby przeskoczyć na brzeg.
Prawda – odparła cicho, ale wciąż wyraźnie. Szemrzący strumień nie mógł zagłuszyć jej głosu. – Widziałam ostatnio Nikolaya. Niemądrze pobiegł w stronę wysokich sosen. Niemądry, młody wilk. Dziadek go odnalazł, przyniósł w zębach, położył pod wierzbą. Był taki zmęczony, zbity, krwawił z boku. – obróciła się, patrząc na niego przez ramię. Chciała, żeby towarzyszył jej w trakcie spaceru, którego się podjęła. Zatrzymała się jednak, widząc jego pochmurniejącą minę. Do tej pory nienachalnie przyjacielski, teraz stawał się burzową chmurą. Podeszła bliżej niego i pokręciła głową, bo wielu rzeczy jeszcze nie rozumiała, a jedną z nich była jego ludzka obecność tutaj. Przełknęła ślinę. Trawa na polanie zaszumiała delikatnie. – Powiedz.
Jej myśli, napędzane zawsze snami, w których działy się niemal same przerażające rzeczy, teraz prowadziły ją już same. Był żywy, musiał być – stał przecież przed nią taki, jakiego znała. A jeśli to były omamy? Miewała je. A jeśli to była tylko jej wyobraźnia, niewytłumaczalna potrzeba posiadania kogoś blisko siebie, kto byłby tylko i wyłącznie jej?




mógłbyś przysiąc, że widziałeś wczoraj
skrzydła jej
jak je chowała pod sukienką
Lyssandra Vablatsky
Lyssandra Vablatsky
Zawód : Szepciuszka
Wiek : 8
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ktoś musi pilnować nocy
musi wziąć na siebie
wiarę w strachy, moce
zmory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5781-lysandra-vablatsky#136398 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f94-smiertelny-nokturn-17 https://www.morsmordre.net/t7704-lysandra-vablatsky#213293
Re: [sen] Dziewczynka i wilk [odnośnik]29.04.18 10:52
Jej wizje, nieraz bardzo mroczne jak na dziecko w jej wieku, budziły niechęć i pogardę osób, które nie rozumiały. Jak wtedy, gdy Cassandra zabrała go do swej rodziny, gdy po raz pierwszy był świadkiem zmieszanych spojrzeń, ukrytego pomiędzy poradami dorosłych zniesmaczenia. To właśnie w nich, obcych budziło dziecko o krwawych snach. Obawy, skrytą niechęć. W ich głowach pewnie kotłowały się myśli, w oczach malowało współczucie. Biedne dziecko, musieli myśleć, nie powinno doświadczać takich okrucieństw, powinno znać beztroskę i radość. Może tak. Wiedział, że i Cassandra, by tego wolała dla swojego dziecka. Gdzieś indziej. W innym życiu. Sama nigdy nie posiadała u swego boku osoby, która widziałaby w tym coś cudownego. On widział. Ten dar go tak samo przerażał jak fascynował, wzbudzał w nim szaleńcze myśli i budował wrażenie o wewnętrznej przychylności losu. Sądził, że Lysandra, jeśli będzie miała u swego boku odpowiednich przewodników nie będzie długo trwała w rozpaczy i wycofaniu. Nie będzie czuła się wyobcowana, nie będzie czuła się szalona, gorsza, szkodliwa — a jeśli tak się kiedykolwiek stanie to spojrzy w głąb siebie i zrozumie, że posiadana przez nią moc może służyć do czynienia rzeczy wielkich. Tego właśnie dla niej chciał, by tak jak w końcu Cassandra wierzyła w swe dziedzictwo wielkich Vablatsky. Ich władza nad światem nie musiała otulać je w klejnoty, aksamity i jedwabie. Nie musiała sadzać na wielkim tronie, ani nadawać im tytułu. Jako kobiety — silne i wyjątkowo mądre, a do tego znające przyszłość, mogły wszystko. Ty zawsze będziesz mogła wszystko, Lysandro.
Na jego dłoni wylądowało kilka kamieni. Zmarszczył brwi, patrząc jak zamyka je palcami. Jej wciąż wydawały się takie małe, takie drobne, choć przecież była już panną, nie małą dziewczynką. Woda obmywała jego buty, czuł, że przemokły. Nie przywiązywał do tego wagi. Nieważne.
— Niemądry, młody wilk — powtórzył po niej z lekkim uśmiechem. — Czasem trzeba pognać w stronę dzikiego lasu i przynieść z niego kilka ran, by poznać smak niebezpieczeństwa, wartość własnego życia i zrozumieć swoje słabości, a potem je przezwyciężyć. Tylko to pozwoli mu wyrosnąć na dużego i groźnego wilka. Nie obawiając się lisów, dzików, psów, będzie polował na jelenie. Jeśli dziadek go odnajdzie, to dobrze. To będzie dobra nauka— powiedział, poruszając palcami w dłoni, przewracając kamyki, które w niej trzymał. Spojrzał na nie, gładząc je kciukiem, przez chwilę głęboko nad tym myśląc. Schował je do kieszeni szaty, upewnił się, że nie wypadną, gdy odejdzie. Wróciła, podeszła. Podniósł na nią chmurne spojrzenie.
— Słyszysz?— spytał, nie odrywając od niej spojrzenia. — Las. — Bo w ślad za trawą, poruszyły się i drzewa za polaną. — Wzmaga się wiatr. Pogoda się zmieni. Myślę, że zbiera się na deszcz. — Gdzieś z tyłu, nad gęstymi koronami gromadziły się chmury. — Tu nie jest bezpiecznie. Musisz wrócić do domu, ostrzec mamę, braci. Dziadka. Przede wszystkim jego, będzie wiedział, co robić. — Patrzył w jej duże, mądre oczy, oczy Cassandry. Sięgnał ku niej dłonią i zaczesał za uszy opadające na twarz, czarne jak krucze pióra kosmyki. Ułożył dłonie na jej chudych ramionach. Wyczuwał w powietrzu ten zapach, zapach wojny, grozy, czuł na karku oddech śmierci. Znał go dobrze, towarzyszył mu przez wiele lat, a może nawet całe życie. Traktował ją na równi, jak towarzyszkę, wierzył, że poszedł z nią na układ, który zapewnił mu długie życie. Ale była tu, obecna. Zwietrzył nosem zapach krwi.
Wyciągnął z kieszeni jeden z kamyków, który mu dała.
— Zachowaj go ten jeden, polecił jej, wkładając go z powrotem w jej dłonie i obrócił głowę za siebie. W oddali słyszał ujadanie psów. A byli tak daleko od wierzby. — Chodźmy stąd — zaproponował, marszcząc brwi. Pomiędzy nimi pojawiła się pionowa zmarszczka.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
[sen] Dziewczynka i wilk 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: [sen] Dziewczynka i wilk [odnośnik]29.05.18 21:27
Nie bała się już śmierci tak jak kiedyś. Ze snów, gdzie umierały wydry, lisy czy sowy, rozszarpywane brutalnie przez ostre pazury i zębiska, budziła się bardziej ospała, nieprzytomnie rozglądała się po swoim pokoju, gdy już powieki uniosły się ku górze, finalnie odłączając ją od krainy nocnych poematów. To wrażenie nie nadeszło jednak samo. Potrzebowała wielu słów matki, wielu jej nauk i cichych tłumaczeń szeptanych do poduszki. Potrzebowała dystansu i zaznaczenia granic pomiędzy życiem na Nokturnie a śmiercią w leśnej głuszy jej snów. Potrzebowała obecności mężczyzny, który, jak dowiadywała się z biegiem lat, był ze Śmiercią prawie na „ty”. Osobliwe połączenie, myślała, obserwując zza futryny matkę i jego. Osobliwe połączenie posłańca Pani Śmierci i tej, która potrafiła łagodnym ruchem dłoni odsunąć od ciała jej obecność. Oczywiście, Cassandra jak nikt inny była w stanie przeciąć nić życia, kiedy wymagała tego sytuacja, ale zazwyczaj w jej chudych palcach wydry wracały do życia, sroki znów zapełniały gęste powietrze lecznicy swoim skrzekiem, a groźnie patrzące niedźwiedzie znów kłapały zębiskami. On za to nie miał w sobie litości – był jak wiatr, który wzmagany porywał ze sobą wszystko, co tylko napotkał na swojej drodzy, tworząc przy tym śmiercionośną trąbę. Ale w samym jej środku trwała absolutna cisza.
Przez to nauczyła się szukać u innych mężczyzn podobnych cech. Musieli znać się ze Śmiercią doskonale. Oddzielała w ten sposób ziarno od plew, szukała sojuszników w najsilniejszych, nie w słabych, nie w tych, którym pozostało na tym padole zaledwie kilka krótkich mrugnięć.
A jeśli nie odnajdzie go stary niedźwiedź, a inny wilk? Taki, który posiada swoją watahę i poluje w gromadzie, nie akceptujący obcej krwi? Co się wtedy stanie? – mimo że ich nazwisko, nazwisko Mulciber, liczyło się bardziej niż jakiekolwiek inne, dorastające, wciąż uczące się na swoim błędach dzieci były łakomym kąskiem dla wynaturzeń ciemnych ulic Nokturnu. Kiedy walczono o wolność, nie mówiono, że nie obejdzie się bez ofiar – nawet wśród tych, którzy bezsprzecznie trzymali w swoich rękach potęgę i siłę.
Chciała zadać kolejne pytanie, wstrętnie ciągnąć go za język i słuchać wysnuwanych wniosków z tego, co działo się w jej wizjach, jednak gdy otworzyła usta, po północnych łąkach rozszedł się znajomy szept. Szept traw. Wołał ją do siebie, rozkazywał wręcz powrócić na znajome ziemie, gdzie działo się coś złego, gdzie zawisła wizja, nieprzekazana wiadomość z jej pełnej sprzeczności wyobraźni. Niebo, dotąd bezchmurne, pokryte milionami gwiazd, teraz zaszło dziwną mgłą, ciemną, groźną. Pierwszy huk przeszedł między drzewami, wiatr zmusił je do uległości. Słyszała jego głos niczym bajarza snującego swoją opowieść. Ale on nie znał jej całej, potrafił mówić razem z rytmem pojawiających się obrazów. Potrafił nadać burzy charakter, wiatru jego moc, deszczu pozwolić na zrzucenie swojego ciężaru na cały jej nocny świat. Obróciła się w jego stronę przejęta strachem. Nie pamiętała, żeby w jakiejkolwiek ze swoich wizji miała do czynienia z taką mnogością doznań. Zazwyczaj widziała śmierć jednostek, oddaloną od ich gniazda na bezpieczną odległość.
Rzeka, w której stali po kostki, stała się dziwnie ciepła, lepka. Lysandra spojrzała pod nogi i zacisnęła mocno pięść, chowając w niej biały kamyk. Jej kotwicę w czasie najbliższych chwil.
Obiecałeś ją chronić! Przyrzekłeś na własne życie! – wykrzyknęła mu prosto w twarz, nie kryjąc pretensji. Jeśli byli tu oboje, przy starej wierzbie nie było nikogo prócz dwóch młodych szczeniąt i wrony, która mimo swej dojrzałości i doświadczenia, nie była wszechmogąca. – Dlaczego jesteś tu ze mną, a nie z nią?!
Niedaleko nich rozległ się wilczy skowyt, za chwilę usłyszeli warczenie kolejnego z nich, mieszające się z mrożącym krew w żyłach ujadaniem psów. Obejrzała się na gęste zarośla, ruszające się pod naporem walczących ze sobą zwierząt. Jedno truchło młodego wilka wyrzucone zostało poza gałęzie i opadło bezwładnie na brzeg, łapami burząc silny, jednostajny nurt spływającej krwią rzeki. Oboje wiedzieli, kto to był.
Czarnowłosa spojrzała na niego z wyrzutem.
To twój syn. Nie nauczyłeś go w porę, jak należy wysuwać pazury, żeby obronić swoją matkę – słowa wycharczane przez zęby zaczynały zlewać się z szemrzącą wodą, gdy Lysandra, odnajdując stare, doskonale znane ścieżki, zaczęła biec w stronę starej wierzby.
Oby nie zabrakło jej czasu, żeby zapobiec spotkania Cassandry z samą Śmiercią.




mógłbyś przysiąc, że widziałeś wczoraj
skrzydła jej
jak je chowała pod sukienką
Lyssandra Vablatsky
Lyssandra Vablatsky
Zawód : Szepciuszka
Wiek : 8
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ktoś musi pilnować nocy
musi wziąć na siebie
wiarę w strachy, moce
zmory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5781-lysandra-vablatsky#136398 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f94-smiertelny-nokturn-17 https://www.morsmordre.net/t7704-lysandra-vablatsky#213293
Re: [sen] Dziewczynka i wilk [odnośnik]04.06.18 13:15
W śmierci nie było nic strasznego, uwłaczającego i obrzydliwego. Była osobliwa, wyjątkowo i niewdzięczna. Przychodziła nagle, niespodziewanie kończąc żywot, przez to stawała się niechciana i nierozumiana. On sam nie chciał jej przyjąć, powitać ani z nią odejść. Robił wszystko, by nie spoglądała w jego stronę tęsknie, ani nie odczuwała pragnienia, by przyjść po jego bliskich. Nie zorientował się, kiedy tacy się stali, kiedy ludzie, którzy go otaczali zaczęli go obchodzić, ich los, życie zaczęło mieć dla niego znaczenie równorzędne z jego własnym. Przegapił ten moment, w którym miał szansę odwrócić bieg zdarzeń i zatrzymać samonapędzającą się spiralę zależności, przerwać cienką pajęczynę, która tkała się między nimi zacieśniając więzy. Teraz nie było już odwrotu. Patrzył na młodą czarownicę w sposób poważny i odpowiedzialny, co będzie dla niej najodpowiedniejsze, choć nie miał do tego żadnego prawa. Nadał je sobie sam — samozwańczy władca cudzego losu i życia — gdy roztoczył ochronny płaszcz nad małą wroną.
— Dlaczego tak miałoby się stać? — spytał, szczerze zdumiony marszcząc brwi. Stalowymi oczami wpatrywał się w nią nieprzerwanie, z uwagą i szacunkiem, nie lekceważył ani jej słów, ani obaw. Jej mądrość i nieporównywalna do rówieśników dojrzałość zawsze go zaskakiwała, choć w życiu mało co mogło go zaskoczyć.  — Żaden inny wilk nie ośmieliłby się go zaatakować, jest moim synem — odpowiedział pewnie, z przekonaniem, choć w tej wysłowionej pewności sporo było kłamstw. Nie ufał prawie nikomu, nie wierzył, że inne stworzenia nie ostrzyły kłów na widok jego stada. Wypracował latami szacunek i pozycję w leśnej gromadzie, lecz chwila nieuwagi wystarczyła, by ktoś lekkomyślnie podjął próbę ataku. Stał się przez to słabszy. Wzbogacił się o słabe punkty, dzięki którym stawał się łatwiejszym celem do ataku. Musiał stale wzmacniać barierę, trzymać uniesioną gardę i mieć oczy dookoła głowy. Popełnił błąd, którego nie potrafił żałować, a teraz nie pozostało mu nic innego, jak zmocnić straże i zadbać o to, by żaden wilk nie warknął na szczenięta i wrony. Była mądra, bardzo mądra. Powstrzymał westchnięcie, nie czas na wyrazy aprobaty.— Wilki będą stać po naszej stronie, tak jak niedźwiedzie, czarne koty. To psów myśliwskich należy się wystrzegać. Potrafią zwęszyć każdą norę i każde gniazdo.— Posłuszne i wierne wyższym ideałom, o niespełnionych ambicjach i wielkiej woli walki, która jest w stanie ich ściągnąć w ciemność. Las ich ochroni, ale nie będzie stanowił przeszkody dla gończych psów, które nastawione są na dorwanie dzikich zwierząt. — Wysoko, pośród drzew nigdy was nie dopadną. Jesteście, zawsze będziecie poza ich zasięgiem— przypomniał jej. Miała skrzydła, które potrafiły wznieść ją wysoko, z dala od zagrożenia, pozwalały uniknąć pułapek i nieprzychylnego losu. Musiała jedynie pamiętać, by paciorkowe oczy nieustannie pozostawały czujne. W porę zauważone zagrożenie zwiększa szansę przetrwania.
Wiatr zmierzwił jego włosy, pociągnął ciemny płaszcz, lecz nie poruszył jego sylwetki, był zbyt słaby, by drgnął. Z niepokojem patrzył w stronę lasu, oddychając powoli, zaciągając się zapachami które niosła nadchodząca burza. Jej wybuch gniewu zmusił go, by na nią spojrzał, przypominając sobie o tym, że jest tu wraz z nim.
— Nie marnuj sił na gniew — skarcił ją, marszcząc brwi. Panika nie była wskazana, podobnie jak nagły, nieprzewidziany wybuch żalu i emocji, które jakby tylko wyczekiwały dogodnego momentu, by zostać wyciśnięte przez bezpieczny wentyl. — Mąci twój umysł — uniemożliwia racjonalne podejmowanie słusznych decyzji. W tej chwili widział jedną - by przekazała matce, że nadchodzi burza, że muszą się ukryć. Cassandra była otoczona opieką, jej gniazdo było bezpieczne, lecz nigdy nie żyła złudzeniami, że kiedykolwiek przyjdzie jej żyć bez cienia strachu przed jutrem, wątpił, by ten obrót zdarzeń ją zaskoczył. Zawsze sądził, że przeczuwała nadejście takiego dnia.
Nie odpowiedział jej na zarzuty. Nie musiał się przed nią tłumaczyć, wciąż wiele nie rozumiała.  
— Trzymaj kamień. I pamiętaj  o tym, co zobaczyłaś; kazał w odpowiedzi, nie dopuszczając słów sprzeciwu. Któregoś dnia pojmie ten obraz i zrozumie znaczenie wizji, która ją nawiedziła. Może nawet będzie wiedzieć już wtedy, gdy się przebudzi, otworzy oczy - kilka dni lub wiele lat wstecz, nim to wszystko będzie mieć miejsce. — Ostrzeż matkę — przypomniał jej jeszcze bez słowa wyjaśnienia.
Wilczy skowyt, jęk, a może płacz rozdarł mu umysł, niczym błyskawica, która po chwili rozjaśniła ciemniejące niebo. Jej rozbłysk widoczny był w jego szarych, szeroko otwartych oczach wpatrzonych w skraj lasu. Ciało młodego wilka nieruchomo leżało na brzegu; zesztywniał mimowolnie. Nie pozwolił rozwinąć się złości, ani pragnieniu zemsty, która zwiedzie go szybko na manowce. I on już rozumiał, czym to wszystko było. Jej słowa dotarły do niego po chwili, dość przytomnie odwrócił się za nią, lecz biegła już przed siebie. Obserwował malejącą sylwetkę tak długo, aż nie wydała mu się mniejsza niż główka od szpilki. Wspinała się na wzgórze, między drzewami, powoli tracił ją z oczu.
Woda wezbrała, choć jeszcze nie padał deszcz. Sięgnął po różdżkę dłonią, która nosiła znamiona szatańskich płomieni. Nie miał wątpliwości, że młoda wrona jeszcze przez pewien czas, jeśli będzie biegła dostatecznie szybko, będzie bezpieczna, a później zagrożenie całkiem minie, jeszcze nim zbliży się do gniazda. Pod postacią gęstej mgły wzbił się w tężejące powietrze, by stanąć znów na skraju lasu, a z końca jego różdżki wylał się szmaragdowy błysk w kierunku drzew. Chwilę później czaszka z wężem rozgromiła kłębiące się chmury.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
[sen] Dziewczynka i wilk 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: [sen] Dziewczynka i wilk [odnośnik]25.07.18 12:21
Znowu to zrobiłaś, Lysa.
Po raz kolejny nadała wizji kształt, który chciała zobaczyć, a nie ten, jaki faktycznie istniał. Upływ czasu pozwolił nasycić się potęgą tym, którzy na nią zapracowali i zasługiwali – jednym z nich był właśnie on, czarny wilk dumnie przechadzający się wśród zdechłych ciał, które padły pod naporem jego mocy. Zaraz za nim był niedźwiedź, kroczył dumnie, obrośnięty w przetkane siwizną futro, już nie tak chudy i słaby jak wcześniej. Korzystając z tej niecodziennej sytuacji, kiedy to on znalazł się w jej śnie w ludzkiej postaci, instynktownie chciała mu nadać rangę słabszego – im silniejszy się stawał – słuchając podszeptów usłyszanych w dzieciństwie. Mężczyźni od zawsze grali w jej życiu podrzędną rolę – począwszy od Vasyla, ofiary swoich własnych decyzji, a kończąc na Ramseyu i Ignotusie. Z biegiem lat coraz bardziej przyzwyczajała się do ich towarzystwa i brała coraz więcej nie tylko z ich zachowania, ale też i doświadczenia, stając się dziwną hybrydą nazwisk. Mimo to nie wybyła się idei, które zaszczepiła w jej umyśle Cassandra.
Chciała wmusić w niego, że to ona ma rację, ukształtować sen tak, by był tylko jej tworem. Ale on jak zwykle był nieomylny w tych kwestiach, był drogowskazem wskazującym jej odpowiedni kierunek, poprawiającym jej warsztat, zdolności. Przejrzał ją na wskroś. To nie były wilki, tylko psy myśliwskie – tak, miał rację. I właśnie te słowa przywróciły jej trzeźwość umysły, którym powinna się kierować – Wrona przecież powtarzała jej uparcie, że nie może zmyślać swoich snów, musi je przyjmować takimi, jakimi były, bez zniekształcania, bez ulepszania, bez koloryzowania. Śmierć była prawdziwa i do bólu szczera, taka powinna pozostać, jeśli Lysandra chciała umieć ją opowiadać. Taka powinna pozostać, jeśli chciało się zawrzeć z nią sojusz. Żadnych oszustw, żadnych gier.
Leśna rzeczywistość stała się o wiele ciemniejsza, głębsza i koszmarna, ale jednocześnie jakby bardziej znajoma, jakby ułaskawiona i zadomowiona.
Był dobrym narzędziem dającym nauczkę. I najlepszym w uświadamianiu, jak bardzo obie stały się bezpieczne, gdy pojawili się w ich życiu. Powinna to docenić – może nie samą ich obecność, ale przywileje, jakie z niej płynęły. I fakt, że to właśnie Ramsey dał życie jej braciom.
Braciom, którzy niedługo mogli to życie stracić, jeśli ich w porę nie ostrzeże.
Spojrzała na biały kamień leżący w jej dłoni, obróciła go w palcach. Znów stała w miejscu. Jak zwierzę niepewne tego, czy chce zostać przy opiekunie, czy zanurkować w sam środek bitwy. Spojrzała na niego, jej twarz nie wyrażała już złości. Wyrażała jedynie zawód własną postawą i kłębiący się pod cieniutką, jasną skórą strach. Wiatr nabierał mocy, burza zaczynała już nawarstwiać się nad ich głowami. Dźwięki walki wciąż było słychać.
Zobaczę cię po drugiej stronie? – zobaczyłaby go na pewno, ale w innych okolicznościach, pod inną postacią. Już nie tą wykreowaną przez jej umysł. Był autorytetem w wielu kwestiach i zdawało jej się teraz, że chociaż bardzo chciała być od niego lepsza, mądrzejsza, uzyskane doświadczenia przelewały się nawet przez kruchą otoczkę jej podświadomości. W jej żyłach płynęła krew jego rodziny. I czasami wolała myśleć, że należała do niego, nie jego brata. – Ostrzegę ją – obym zdążyła ostrzec też braci. Zaczęła pojmować tę skomplikowaną plątaninę powiązań. – Ale obiecaj mi, że jeśli nie zdążę, ochronisz ją. Obiecaj mi!
Już nie chciała go okłamywać, wciągać w swoje dziecinne gierki. Musieli poradzić sobie z tym razem. Jeden wilk prawdopodobnie już nie żył, ale to wcale nie przekreślało jego życia na drugim brzegu – tym realnym. Biegła, ile miała tylko sił, pokonując odległość liczoną w krokach. Stara wierzba nie znajdowała się od nich tak daleko, ale Lysandra tym razem musiała wybrać stare, wydłużone i plączące się ścieżki. Nie wiedziała, w którym momencie jej oczy przybrały postać czarnych paciorków, a ciało pokryło się gęstymi, lśniącymi w świetle księżyca piórami. Leciała między gałęziami, omijając je szeroko, chcąc jak najszybciej dotrzeć do opuszczonej zasłony wierzbowych witek. Paliły się, wyglądały jak skrząca się kurtyna. Ciało Wrony leżało martwe przy drzewie, niedaleko drgającego w ostatnich spazmach truchła młodego, przeciętego szarymi i szkarłatnymi pręgami wilka. Wroni, żałosny krzyk rozdarł powietrze, docierając aż za granice leśnej polany.
Musisz się obudzić, Lysa. Obudź się natychmiast!




mógłbyś przysiąc, że widziałeś wczoraj
skrzydła jej
jak je chowała pod sukienką
Lyssandra Vablatsky
Lyssandra Vablatsky
Zawód : Szepciuszka
Wiek : 8
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ktoś musi pilnować nocy
musi wziąć na siebie
wiarę w strachy, moce
zmory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5781-lysandra-vablatsky#136398 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f94-smiertelny-nokturn-17 https://www.morsmordre.net/t7704-lysandra-vablatsky#213293
Re: [sen] Dziewczynka i wilk [odnośnik]12.08.18 15:07
Nie próbował nadać swej roli większego znaczenia, nie starał się zmienić nastawienia wron względem mężczyzn, czy samego siebie, samotnego wilka z lasu. Miały prawo tak sądzić, go tak oceniać — świat był brutalny, kobiety niewiele w nim znaczyły, ich rolę sprowadzało się do jednego, umniejszało się ich potędze, ale zawsze wiedział, że były mądre i potrafiły sobie radzić z kajdanami jakie narzucał im współczesny czarodziejski świat. Wysuwały smukłe dłonie z palących obręczy i boso kroczyły po zimnej ziemi w brudzie i ubóstwie, będąc wolne i samodzielne, nie zależne od niczyjej woli, siły, władzy. Cwano potrafiły znaleźć swoje miejsce, otoczyć się odpowiednimi ludźmi. Podejrzewał od zawsze, że mógł dać im się oszukać; że to nie z jego kaprysu i dobrej woli kroczył tuż za nimi, gdzieś obok, nawet, gdy nie zdawały sobie sprawy z jego obecności — że to ich sztuczki i czary skłoniły go do tego, budując fałszywe wrażenie o własnych potrzebach. Tego jednego nigdy nie był pewien, nigdy nie posiadł nad tym upragnionej kontroli, choć nieustannie próbował, to wszak leżało w jego naturze. Dobrze sobie radziły, i z nim również. Dręcząca świadomość przypominała mu jednak o ich mądrości, której nikt nie powinien lekceważyć. Patrząc na Lysandrę wiedział, że z nią będzie podobnie. Matka przekazywała jej wszystko, co powinna, aby wyrosła na mądrą i silną kobietę, która poradzi sobie w męskim świecie. Pasowała mu podrzędna rola, jaką objął. Gdyby wszystko potoczyło się inaczej, każde z nich straciłoby część siebie, rozpadliby się wszyscy, doprowadzając do wzajemnego upadku. Zachowali harmonię, rozważną równowagę, o którą wyjątkowo, choć nieświadomie dbali.
Nie miała racji, nie mogła, nie mógł jej jednak o to winić, była wciąż dzieckiem, którego perspektywa była zgoła odmienna niż jego własna. Nie próbował spojrzeć na świat jej oczami, nie potrafiłby tego uczynić, był niezdolny do podobnych poświęceń, ale mógł cierpliwie znosić jej fochy i foszki, cudaczne zachcianki, podobnie jak jej matki, wpoić jej do głowy wszystko, co mogło uczynić z niej silną, potężną czarownicę, która pewnego dnia sprowadzi świat do swoich stóp. Nie płynęła w niej jego krew, jego własna, płynęła jednak krew Mulciberów, a w jego żyłach płynęła również krew Vablatskich. Istniało znacznie więcej zależności, którymi kierował się w dbaniu o jej wciąż młode życie. Chłopcy byli jeszcze młodzi, jeszcze niezdolni do tego, by chronić matkę, choć mieli już ostre kły i potrafili gryźć jak niejeden pies.
Spojrzał jeszcze na nią, na moment, gdy grzmot hukiem rozniósł się echem po okolicznych drzewach, wpadając na polanę jak zrzucony ze szczytów schodów kamień.
— Oczywiście — odpowiedział ciszej, marszcząc brwi. — To się jeszcze nie zdarzyło, prawda? — Nie był tego pewien, ale mieli szansę zmienić bieg zdarzeń, przyszłość — jeśli nie swoją własną to może przyszłość swoich wiernych odbić w innych, lustrzanych rzeczywistościach.
Pokiwał głową w ramach obietnicy, nie pierwszej w tym tonie, jaką składał Vablatsky. Musiała biec, gnać przed siebie, wznieść się w powietrze, wysoko, ponad korony drzew, unikając ciągnących się nad nimi chmur. Jego łapy twardo stanęły na miękkim podłożu, ciemna sierść na karku nastroszyła się wraz ze wzniesionym grzbietem, w agresywnej, ostrzegawczej postawie. Przez chwilę tylko żółte ślepia świdrowały przestrzeń pomiędzy drzewami, zatoczył okrąg wokół truchła młodego wilka, obwąchał je dokładnie, pyskiem trącił nieruchomą głowę. Ujadanie zbliżających się psów było coraz donośniejsze. Wzniesioną głowę okręcił, postawił uszy nasłuchując. Zawył krótko, lecz donośnie. Wrona powinna oddalić się już dostatecznie, powinna lecieć pomiędzy gałęziami prosto do gniazda, w którym czekać na nią będzie matka. Usłyszy ten skowyt, zlokalizuje go dokładnie — pozna, jak wiele czasu jej pozostało, by dotrzeć na miejsce. Psy były już blisko, były tuż tuż. Czuł je swoim doskonałym węchem, czuł smród wilgotnej, brudnej, skołtunionej sierści. Położył uszy po sobie, pochylił głowę nisko. Wysoko uniesione wargi odsłoniły jasne, długie kły, z rozwartego pyska pociekła gęsta ślina, a z gardła wydostał się niski, ostrzegawczy warkot.
Były tuż tuż.

| zt :pwease:



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
[sen] Dziewczynka i wilk 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
[sen] Dziewczynka i wilk
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach