Hyacinth Sprout
Nazwisko matki: Skamander
Miejsce zamieszkania: rodzinna chata
Czystość krwi: czysta ze skazą
Wzrost: 172 cm
Waga: 69 kg
Kolor włosów: rude
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: szczupła budowa ciała, duże dłonie opatrzone długimi palcami, piegi oraz rude kędziorki
12 cali, giętka, drzewo sandałowe, pióro pegaza
Hufflepuff
póki co bezkształtne strzępy srebrnej mgły
śmierciotula
konwalie, wilgotne powietrze i świeżo skoszona trawa
on sam spoczywający w hamaku, pośród sielankowych pejzaży, wokół cała rodzina urządzająca sobie popołudniowy piknik, życie bez zmartwień
quidditch, zielarstwo, literatura, a w szczególności poezja
Zjednoczeni z Puddlemore
gra w quidditcha, hodowanie roślin
country
Harris Dickinson
Ósmego dnia ósmego miesiąca w roku tysiąc dziewięćset czterdziestym słońce wisiało wysoko nad horyzontem, na kompletnie bezchmurnym niebie, a skwar był nie do zniesienia. Promienie największej gwiazdy paliły trawy wokół, pszczoły leniwie zbierały pyłek z ogródkowych kwiatów, zaś w chacie Sproutów jak zwykle panowało zamieszanie - tym większe, że na świat pchał się kolejny już potomek. Dziecko nie należało do najurodziwszych - miało pomarszczoną, czerwoną skórę, kępkę rudych włosów na środku głowy i tylko oczy w kolorze lapis lazuli przywodziły na myśl drobne kwiaty hiacyntów z przydomowego ogrodu, co z pewnością dodawało mu uroku. Nowo narodzonego Sprouta nazwano więc Hiacyntem.
Wychowywał się w iście sielankowej scenerii, nawet jeśli widmo Wielkiej Wojny Czarodziejów wisiało już wtedy nad Anglią - państwo Sprout skutecznie kryli swoje dzieci przed wszelkimi okropnościami tego świata, i tak mały Hyacinth obcował w dzieciństwie z lokalną florą i fauną, nie zaś potwornościami niezrozumiałych batalii. Od zawsze był personą wrażliwą, o jasnej skórze, na której łatwo zostawić fioletowy ślad, zaś jego magiczne zdolności ujawniły się bardzo szybko i był to naprawdę piękny pokaz magii - kiedy pani Sprout ułożyła drobne ziarenko na dłoni swojego syna, to momentalnie wykiełkowało w niewielki, błękitny kwiat, który po tym wydarzeniu został zasadzony w przydomowym ogrodzie i rośnie tam do tej pory, dojrzewając wraz z młodym czarodziejem. Nie straszne mu są ulewy ani śniegi - ozdabia włości Sproutów przez cały rok. Już wtedy było wiadomo, że chłopak talent do zielarstwa, ale także miłość do roślin, wyssał wraz z mlekiem matki.
I faktycznie! Odkąd tylko nauczył się chodzić bardzo chętnie pomagał oporządzać domową florę, nieco bardziej nieufnie podchodząc z kolei do zwierząt, choć i te dostrzegały w nim nader wysokie pokłady wrażliwości oraz empatii, jakiejś naiwnej szczerości, która nie pozwalała im zrobić mu krzywdy. Chował się więc wśród matczynych hipogryfów, oczarowany ich dumną posturą oraz spojrzeniem; z chęcią pielęgnował rośliny dojrzewające w szklarniach, a swoją pierwszą dynię wyhodował już w wieku lat ośmiu. Równie szybko co talent do zielarstwa, odkrył w sobie także zamiłowanie do Quidditcha, które zresztą zaszczepiła w nim starsza siostra Rowan. To z nią najczęściej kłócił się o to, kto tym razem dosiądzie rodzinnej miotły, z nią rozprawiał godzinami o owej magicznej grze, tym samym poznając zasady i drużyny. Do dzisiaj pamięta swój pierwszy lot, to niezwykle przyjemne uczucie, kiedy pęd powietrza targa włosy, a stopy nie sięgają już podłoża, gdy patrzysz w dół i widzisz jedynie zielone masy okolicznych lasów - umiejętność latania na miotle opanował bardzo szybko. W przestworzach czuł się nawet pewniej niż na ziemi. Ale nie tylko Rowan miała wpływ na rozwój zainteresowań swojego młodszego brata - to w końcu Daphne nauczyła go gotować, a Pomona zaszczepiła w nim miłość do jedzenia. Zaś w wolnych chwilach pogrążał się w świecie fantazji, zaczytując w literaturze pięknej, najwięcej przyjemności czerpiąc z poezji. I tak mijały kolejne lata beztroskiej swawoli na rodzinnych ziemiach, nawet jeśli gdzieś w międzyczasie dotknęła ich rodzinna tragedia - śmierć jednej z sióstr. Hyacinth był jednak wtedy ledwie dziecięciem i nie do końca rozumiał co się wydarzyło. Opłakiwał odejście dziewczyny, ale z czasem przyzwyczaił się do tego, że od tej pory spotykali się już tylko na cmentarzu, a śmierć zaczął pojmować jako coś całkiem naturalnego, coś co ostatecznie czeka nas wszystkich.
Ósmego dnia ósmego miesiąca w roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym pierwszym słońce wisiało wysoko nad horyzontem, na kompletnie bezchmurnym niebie, a skwar był nie do zniesienia. Młody Sprout odpoczywał w hamaku, kiedy nieznajoma sowa spuściła mu na głowę grubą kopertę opatrzoną jego nazwiskiem. Wiedział doskonale, że kryje się w niej list z najznamienitszej szkoły magii i czarodziejstwa i od tej chwili nie mógł się doczekać aż przekroczy wreszcie progi Hogwartu. Reszta miesiąca upłynęła w słodkiej atmosferze przygotowań, aż pierwszego września wsiadł na pokład pociągu i w towarzystwie starszego rodzeństwa ruszył w swoją pierwszą, tak daleką podróż, uprzednio czule żegnając się z rodzicami.
Nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem, że gdy tylko Tiara Przydziału dotknęła jego rudej czupryny, od razu wykrzyknęła Hufflepuff!, a on w podskokach powędrował do stołu Puchonów, od tej pory zasilając szeregi żółtych krawatów. Zbawienne okazało się także umiejscowienie pokoju wspólnego w okolicach kuchni, do której drogę odkrył już w pierwszym tygodniu nauki. Był tam stałym bywalcem, a domowe skrzaty, choć z początku nastawione doń trochę nieufnie, szybko przekonały się, że młody Sprout jest iście uroczym chłopcem. Nic więc dziwnego, że chętnie częstowały go ciastkami oraz innymi smakołykami przygotowywanymi w hogwarckich podziemiach, a on pogłębiał swoją kulinarną wiedzę próbując potraw, o których wcześniej nawet nie słyszał. Uczniem z kolei od zawsze był przeciętnym - błyszczał na lekcjach zielarstwa, lubił zwierzęta, był całkiem niezły z obrony przed czarną magią i zaklęć, radził sobie z transmutacją oraz eliksirami, chociaż nigdy nie wykazywał specjalnych talentów w tych dziedzinach. Wciąż czuł się wspaniale mknąc przez przestworza. Nudziła go natomiast historia magii i zawsze wtedy myślał o niebieskich migdałach, bądź spisywał swoje myśli układając je w wiersze, a chociaż nauka o gwiazdach wydawała mu się zwyczajnie romantyczna, nie potrafił się odnaleźć wśród odległych galaktyk.
Kiedy Gellert Grindewald przejął władzę nad szkołą wiedział, że nadeszły niespokojne czasy. Był wówczas w drugiej klasie. I choć nie podobało mu się to, co zaczęło dziać się z Hogwartem, będąc delikatnym chłopcem nie nadawał się do czynnej walki. Zresztą nigdy nie wykazywał się nadzwyczajną odwagą, ba! W dzieciństwie bał się własnego cienia, dopiero z czasem przezwyciężając lęk przed ciemnością. Szybko jednak zrozumiał, że wcale nie musi wystawać przed szereg by przydać się na coś w nieoficjalnej wojnie z dyrektorem Hogwartu. Już wtedy miał niemałą wiedzę na temat roślin, także tych posiadających lecznicze właściwości, szczególnie że jego ojciec prowadził aptekę na ulicy Pokątnej. To książki, jego najlepsze przyjaciółki, otworzyły mu drogę do poznania magii leczniczej. Dzięki nim nauczył się podstaw anatomii oraz kilku prostych zaklęć uzdrawiających, a podczas kolejnych wakacji suszył ojcu głowę o kolejne nauki w tej dziedzinie. Nie tylko zresztą jemu! Pomagało mu również starsze rodzeństwo, mające w tej kwestii znacznie większe doświadczenie. Na owe wybory miała także wpływ choroba brata - przerażony wizją kolejnej rodzinnej tragedii obiecał sobie, że nie powoli mu przedwcześnie odejść. Na szczęście czarne widmo nie wypaliło jeszcze jednej iskierki Sproutów.
Będąc w trzeciej klasie spróbował wreszcie swoich sił biorąc udział w naborze do drużyny Quidditcha i jak się szybko okazało na boisku nie miał sobie równych. Zajął stanowisko szukającego, z niemałą zwinnością łapiąc znicza, zaś ledwie dwa lata później objął również urząd kapitana drużyny. Zmuszony był więc dzielić owe obowiązki z przygotowaniami do SUMów, które zbliżały się wielkimi krokami.
A zeszłoroczne wakacje spędził wraz z rodzicami w Ameryce Południowej, u podnóża Andów, gdzie pan Sprout badał tamtejszą florę, również pod względem właściwości leczniczych, a pani Sprout poznawała nawyki lokalnej fauny. Był to niezwykle pouczający wyjazd dla całej trójki, nawet jeśli pierwotny plan nie obejmował obecności Hyacintha... Nie mniej zwyciężyła jego upartość i może trochę fakt, że w gruncie rzeczy nie było go z kim zostawić (starsze rodzeństwo miało przecież swoje własne życia i prace), a samotne wakacje w rodzinnej chacie niespecjalnie do niego przemawiały. Ale to właśnie tam, podczas jednej z pieszych wycieczek po okolicy natknął się na przedziwną roślinę, o której do tej pory czytał jedynie w książkach - diabelskie ziele. Zafascynowany relaksacyjnymi właściwościami nie wahał się ani chwili - spróbował palonego suszu, po raz pierwszy doświadczając oczekiwanych efektów błogiego odprężenia. Zachwycony tym wszystkim z niemałym trudem pozyskał kilka nasion od wioskowego zielarza, które po powrocie chował w swoim pokoju gdzieś pomiędzy kolorowymi skarpetkami, bo przecież wtedy było już za późno by zacząć własną hodowlę, jednak gdzieś w jego umyśle zrodziła się myśl, coby w przyszłości spróbować swoich sił, szczególnie, że nikt raczej nie spodziewałby się kontaktu z jakimikolwiek używkami takiego poukładanego chłopca! On sam z kolei nie widzi nic złego w obdarowywaniu ludzi odrobiną relaksu. Jeszcze nie wie, że tuż po jego wyjeździe do Hogwartu wpadły w ręce pana Sprouta i choć ten z początku chciał się ich pozbyć, jako zapalony zielarz ostatecznie nie miał do tego serca. Nasiona są więc bezpieczne, a Hyacinth zapewne będzie chciał je odzyskać jak tylko jego stopy przekroczą domowy próg.
Posiada ogrom pozytywnych wspomnień, więc ciężko stwierdzić, które z nich okaże się na tyle silne by ujarzmić srebrzyste szczęście.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 8 | +2 |
Zaklęcia i uroki: | 10 | Brak |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 3 | +3 |
Transmutacja: | 2 | Brak |
Eliksiry: | 2 | Brak |
Sprawność: | 2 | Brak |
Zwinność: | 10 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Opieka nad magicznymi stworzeniami | II | 10 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Zielarstwo | III | 25 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Nazwa biegłości | zależne | zależne |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Gotowanie | II | 3 |
Literatura (wiedza) | II | 3 |
Literatura (tworzenie) | II | 3 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | II | 7 |
Pływanie | I | 1 |
Taniec współczesny | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (jasnowidz, półwila, wilkołak lub brak) | - | 0 |
Reszta: 3 |
różdżka
Ostatnio zmieniony przez Hyacinth Sprout dnia 16.05.18 16:11, w całości zmieniany 5 razy
Witamy wśród Morsów
[09.08.18] Zdobycie osiągnięcia: Na głowie kwietny ma wianek, +30 PD
[05.01.19] Zakup: diable ziele (10 sztuk), -10 PD