Gabinet Cygnusa
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Gabinet Cygnusa
Gabinet należący do najstarszego z braci mieści się naprzeciwko jego sypialni. Czas jaki tu spędza jest wprost proporcjonalny do zarwanych nocek. Właśnie tutaj Black spędza ogrom czasu, przeglądając kolejne dokumenty, składając na nich swoje podpisy, a na koniec przemyślając kolejny ruch biznesowy. Po wejściu do pomieszczenia na dzień dobry jesteśmy przywitani ciekawą nutą zapachową - połączeniem wanilii oraz tytoniu. Gabinet jest całkiem nieźle oświetlony, zatem dobrze widać całą jego zawartość utrzymaną dość surowo. Całkowicie przebija się ilość drewna jaka była wykorzystana do aranżacji tego pomieszczenia. Cała ściana przerobiona na prywatną biblioteczkę wypełnioną po brzegi. Niewielki, najzwyczajniejszy w świecie kominek, stolik, dwa skórzane fotele. Największą uwagę przykuwa duże, dębowe biurko na którym zawsze jest idealny ład i porządek, a za nim największy z obecnych tutaj skórzany fotel. Ponadto dostrzec można barek pełen alkoholowych rarytasów z najwyższej półki, kilka cygar i jeszcze więcej paczek jego ulubionych, waniliowych fajek.
Gość
Gość
Zauważył to jak zbliżyła się do niego gdy zaczął zajmować się swoją sową. Nie skomentował tego, przynajmniej na razie. Cygnus bardzo dokładnie myślał nad swoimi słowami, żadne nie mogłoby być wypowiedziane przypadkiem, czy pod wpływem emocji. Zanim jakkolwiek zareaguje musiał ją troszeczkę bardziej poznać, chociaż miał już pewien szeroki obraz.
- Rozumiem. - tak skomentował jej krótką służbę u siostry. Oznaczało to że była niedoświadczona i nie miała styczności z arystokracją. Trochę mu to w niesmak ponieważ nie miał aż tyle czasu aby uczyć służki jak się powinna zachowywać w jego towarzystwie, ale chyba nie będzie miał wyboru. Będzie musiał jasno i klarownie wytłumaczyć granice i różnice jakie ich dzielą.
Ponownie zignorował jej kolejne pytania i westchnął głośno. Niestety miał wrażenie że dziewczyna nic nie zrozumiała.
- Raczej nikt nie uczył Cię odpowiedniej etykiety, ale już trudno, wyjaśnię Ci podstawy. Jeżeli chcesz zadać mi jakieś pytanie niedotyczące twoich aktualnych obowiązków, najpierw musisz poprosić o możliwość porozmawiania. Jeżeli się nie zgodzę to powodów może być dużo, akurat to jest nie ważne, jednak jak się zgodzę wysłucham twoich pytań i dopiero wtedy przemyśle czy na nie odpowiedzieć. - odpowiedział jak najprościej umiał. Miał nadzieje, że przed nim stoi inteligentna osoba, która szybko pojmie jakie jest jej stanowisku w tym domu czy w ich relacjach. - Nie jesteśmy na poziomie koleżeństwa. Jesteś służącą Aquili. Jeżeli działasz w jej imieniu, nawet w sprawach tak mało istotnych prezentuj się jak najlepiej, aby nie przynieść swojej Pani wstydu. Ludzie często oceniają szlachciców przez pryzmat zachowania ich służących. Chyba nie chcesz przynieść Aquili wstydu? Jeżeli zobaczą w tobie niewychowanego wolnoducha będą mogli tak samo pomyśleć o niej. - dodał trafnie poruszając temat siostry. Jeżeli Celine była służącą z rodu Black to musiała odpowiednio się prezentować, aby nie było wstydu przed innymi arystokratycznymi rodami.
Rozsiadł się w fotelu i spojrzał na nią. Ostatnie pytanie wyjątkowo go zainteresowało, więc postanowił odpowiedzieć ignorując ten jeden raz brak kultury.
- Odpowiedź jest bardzo prosta, nie. Jest z rodu Blacków. Jeżeli ginie ktoś z naszej rodziny tracimy cząstkę siebie, której żadne prezenty, słowa, czy czyny nie przywrócą. Pozostaje pustka, której nie da się wypełnić, a to dlatego że omylnie twierdzi się że pustka jest pusta. Jest wypełniona wspomnieniami po zmarłym bracie, tylko przykryta czarną powłoką żalu i bólu. Jak wszystko to co istnieje da się przekształcić to i tą pustkę można zmienić w siłę, zachowując najwspanialsze chwile. - to mu się zebrało na filozofowanie. Tak naprawdę myślał. Sam zaczął proces przekształcania swojej pustki w siłę, która pozwoli mu działać jeszcze bardziej efektywnie, nie zapominając tym samym o swoim ukochanym bracie.
- Rozumiem. - tak skomentował jej krótką służbę u siostry. Oznaczało to że była niedoświadczona i nie miała styczności z arystokracją. Trochę mu to w niesmak ponieważ nie miał aż tyle czasu aby uczyć służki jak się powinna zachowywać w jego towarzystwie, ale chyba nie będzie miał wyboru. Będzie musiał jasno i klarownie wytłumaczyć granice i różnice jakie ich dzielą.
Ponownie zignorował jej kolejne pytania i westchnął głośno. Niestety miał wrażenie że dziewczyna nic nie zrozumiała.
- Raczej nikt nie uczył Cię odpowiedniej etykiety, ale już trudno, wyjaśnię Ci podstawy. Jeżeli chcesz zadać mi jakieś pytanie niedotyczące twoich aktualnych obowiązków, najpierw musisz poprosić o możliwość porozmawiania. Jeżeli się nie zgodzę to powodów może być dużo, akurat to jest nie ważne, jednak jak się zgodzę wysłucham twoich pytań i dopiero wtedy przemyśle czy na nie odpowiedzieć. - odpowiedział jak najprościej umiał. Miał nadzieje, że przed nim stoi inteligentna osoba, która szybko pojmie jakie jest jej stanowisku w tym domu czy w ich relacjach. - Nie jesteśmy na poziomie koleżeństwa. Jesteś służącą Aquili. Jeżeli działasz w jej imieniu, nawet w sprawach tak mało istotnych prezentuj się jak najlepiej, aby nie przynieść swojej Pani wstydu. Ludzie często oceniają szlachciców przez pryzmat zachowania ich służących. Chyba nie chcesz przynieść Aquili wstydu? Jeżeli zobaczą w tobie niewychowanego wolnoducha będą mogli tak samo pomyśleć o niej. - dodał trafnie poruszając temat siostry. Jeżeli Celine była służącą z rodu Black to musiała odpowiednio się prezentować, aby nie było wstydu przed innymi arystokratycznymi rodami.
Rozsiadł się w fotelu i spojrzał na nią. Ostatnie pytanie wyjątkowo go zainteresowało, więc postanowił odpowiedzieć ignorując ten jeden raz brak kultury.
- Odpowiedź jest bardzo prosta, nie. Jest z rodu Blacków. Jeżeli ginie ktoś z naszej rodziny tracimy cząstkę siebie, której żadne prezenty, słowa, czy czyny nie przywrócą. Pozostaje pustka, której nie da się wypełnić, a to dlatego że omylnie twierdzi się że pustka jest pusta. Jest wypełniona wspomnieniami po zmarłym bracie, tylko przykryta czarną powłoką żalu i bólu. Jak wszystko to co istnieje da się przekształcić to i tą pustkę można zmienić w siłę, zachowując najwspanialsze chwile. - to mu się zebrało na filozofowanie. Tak naprawdę myślał. Sam zaczął proces przekształcania swojej pustki w siłę, która pozwoli mu działać jeszcze bardziej efektywnie, nie zapominając tym samym o swoim ukochanym bracie.
Cygnus Black
Zawód : Pracownik Departamentu Międzynarodowej Współpracy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Chyba nie chcesz przynieść Aquili wstydu? Coś zalśniło w oczach, w błękicie i w zieleni, kiedy uniosła głowę i pozwoliła sobie spojrzeć wprost na surową twarz arystokraty. Oczywiście, że nie chciała, oczywiście, że miał rację, ale newralgiczne granice ich świata tak abstrakcyjnie różniły się od zwyczajności portu czy chociażby szkolno-tanecznych okoliczności. Jej lady z pewnością życzyłaby sobie, by prędzej pojęła podstawy rządzące otaczającym ją na Grimmauld Place misterium, ale czy to w ogóle było możliwe? Myśląc nad odpowiedzią, nad tym, czym mogłaby zamazać swoje winy, Celine zacisnęła dłonie na połach czarnej, prostej sukienki, chyba dość nieelegancko, choć subtelnie, miętosząc materiał w palcach. Czy ktoś nie mógłby stworzyć poradnika mającego na celu zapoznać zwyczajnego śmiertelnika z Olimpem wyniosłych bogów?
A jednak herosów zawsze zradzały trudności.
- Chciałabym nie przynieść jej wstydu. To znaczy... Nie przyniosę, będę się starać, obiecuję - odparła szybko, ale nie bez namysłu. Słowa te były prostsze, bo płynęły prosto z serca, z wolności ducha, którą lord Cygnus tak dobitnie podkreślił w obszernej wypowiedzi, na której za wszelką cenę próbowała się skupić - jednocześnie ignorując fakt, że wciąż nie miała pojęcia czym był smakołyk, jakim nakarmił swoją sowę. Nie, to teraz nieistotne, błahe, nieważne; do półwili chyba pierwszy raz w życiu dotarło to, że musiała zacząć uczyć się szybciej. Że było to konieczne, by komuś, kto wyciągnął do niej pomocą dłoń dodatkowo nie uprzykrzyć, nie zatruć życia. Skinęła więc głową do swoich myśli, nowonarodzonych postanowień, po czym pozwoliła spojrzeniu powrócić do upierzonego ptaka, który przyglądał się im uważnie z żerdzi.
- Czyli ta książka dziś nie pomoże? - dopytała, czując, jak ulatuje z niej ostatek nadziei na spokojniejszy dla swej pani wieczór. Sama Celine nie pamiętała już żalu, tęsknoty, a może po prostu udawała, że wszelkiego rodzaju ból stał się obcy i odległy dzięki zbawiennemu wpływowi narkotyków, które choć na moment oferowały ulgę: a potem coś zaskoczyło pod złotą czupryną i czarownica wzdrygnęła się nieznacznie, przypomniwszy sobie jego wcześniejsze słowa. - Nie, nie tak, przepraszam. Lordzie Cygnusie, czy możemy... porozmawiać? Mogę o coś lorda spytać, sir? - o tym mówił, prawda? O prośbie nawiązania kontaktu, której równie dobrze mógł odmówić, dbając o własne samopoczucie. Ale Celine chciała pytać. Dowiedzieć się czegoś o USA, by móc o tym porozmawiać z Aquilą, kiedy arystokratkę najdzie potrzeba przerwania ciszy w komnacie pogrążonej w całunie żałoby. Ponownie odszukała go spojrzeniem. Dobrze?
A jednak herosów zawsze zradzały trudności.
- Chciałabym nie przynieść jej wstydu. To znaczy... Nie przyniosę, będę się starać, obiecuję - odparła szybko, ale nie bez namysłu. Słowa te były prostsze, bo płynęły prosto z serca, z wolności ducha, którą lord Cygnus tak dobitnie podkreślił w obszernej wypowiedzi, na której za wszelką cenę próbowała się skupić - jednocześnie ignorując fakt, że wciąż nie miała pojęcia czym był smakołyk, jakim nakarmił swoją sowę. Nie, to teraz nieistotne, błahe, nieważne; do półwili chyba pierwszy raz w życiu dotarło to, że musiała zacząć uczyć się szybciej. Że było to konieczne, by komuś, kto wyciągnął do niej pomocą dłoń dodatkowo nie uprzykrzyć, nie zatruć życia. Skinęła więc głową do swoich myśli, nowonarodzonych postanowień, po czym pozwoliła spojrzeniu powrócić do upierzonego ptaka, który przyglądał się im uważnie z żerdzi.
- Czyli ta książka dziś nie pomoże? - dopytała, czując, jak ulatuje z niej ostatek nadziei na spokojniejszy dla swej pani wieczór. Sama Celine nie pamiętała już żalu, tęsknoty, a może po prostu udawała, że wszelkiego rodzaju ból stał się obcy i odległy dzięki zbawiennemu wpływowi narkotyków, które choć na moment oferowały ulgę: a potem coś zaskoczyło pod złotą czupryną i czarownica wzdrygnęła się nieznacznie, przypomniwszy sobie jego wcześniejsze słowa. - Nie, nie tak, przepraszam. Lordzie Cygnusie, czy możemy... porozmawiać? Mogę o coś lorda spytać, sir? - o tym mówił, prawda? O prośbie nawiązania kontaktu, której równie dobrze mógł odmówić, dbając o własne samopoczucie. Ale Celine chciała pytać. Dowiedzieć się czegoś o USA, by móc o tym porozmawiać z Aquilą, kiedy arystokratkę najdzie potrzeba przerwania ciszy w komnacie pogrążonej w całunie żałoby. Ponownie odszukała go spojrzeniem. Dobrze?
paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Na pewno ich zwyczaje mogły dziwić osoby, które nie były w tym środowisku, ale jeżeli ktoś do niego wchodzi, musi być gotowy do adaptacji. Do pogodzenia się ze zmianą całego, swojego życia. Zasady życia arystokracji mogą być dla zwykłych śmiertelników trudne do zrozumienia, a nawet okrutne. Dla niego to było normalne i nie chciałby zmieniać środowiska.
- Dobrze. Masz być stanowcza w swoich postanowieniach. Jeżeli ktoś w tobie zobaczy niepewność na pewno wykorzysta to przeciwko tobie. - rzucił kolejną radą. Jeżeli już miała być służącą to dobrą w swoim fachu. Blackowie nie potrzebowali miernot które potrafią się przewrócić przez własne nogi, mieli zbyt wiele problemów na głowie. Służba która wykonuje wszystko co do nich należy bez mrugnięcia okiem, czy narzekania jest na wagę złota.
- Dzisiaj? Wątpię, lecz patrząc w przyszłość może być ogniwem, które posłuży do zmiany bólu w siłę. - przed pogrzebem nic nie poprawi im humoru. Dopóki poprawnie się nie pożegnają z bratem nie ma mowy o jakiejkolwiek uldze. Każdy musiał sobie poradzić z tą stratą na swój sposób. On już jako tako to zrobił rzucając się w wir pracy i obowiązków jako najstarszego syna. Miał wiele niedokończonych spraw, które musiały być zamknięte jeszcze przed pogrzebem. Na jutro miał już umówione odpowiednie spotkania. Jedne przyjemne, drugie wręcz odwrotnie.
- Dobrze... mam chwilę więc pytaj, ale jeszcze jedna, istotna rzecz. Jeżeli masz sprawę do jakiegoś arystokraty, a ten wcześniej nigdy Cię nie widział wypada się przedstawić. Wymaga tego kultura, a także osoba z którą masz rozmawiać. Musi wiedzieć kim jesteś. - nie wierzył, że musi ją uczyć takich podstaw. Chyba będzie musiał porozmawiać z Aquelią o tym, że źle szkoli swoich służących. Jeżeli nie zatrudnia się profesjonalistów trzeba się liczyć z ich późniejszym wytrenowaniem w tej sztuce. Z dobroci własnego serca, a bardziej z chęci utrzymania dobrego wizerunku rodziny postanowił dać kilka rad dziewczynie, aby przy innych arystokratach nie przyniosła im wstydu.
- Dobrze. Masz być stanowcza w swoich postanowieniach. Jeżeli ktoś w tobie zobaczy niepewność na pewno wykorzysta to przeciwko tobie. - rzucił kolejną radą. Jeżeli już miała być służącą to dobrą w swoim fachu. Blackowie nie potrzebowali miernot które potrafią się przewrócić przez własne nogi, mieli zbyt wiele problemów na głowie. Służba która wykonuje wszystko co do nich należy bez mrugnięcia okiem, czy narzekania jest na wagę złota.
- Dzisiaj? Wątpię, lecz patrząc w przyszłość może być ogniwem, które posłuży do zmiany bólu w siłę. - przed pogrzebem nic nie poprawi im humoru. Dopóki poprawnie się nie pożegnają z bratem nie ma mowy o jakiejkolwiek uldze. Każdy musiał sobie poradzić z tą stratą na swój sposób. On już jako tako to zrobił rzucając się w wir pracy i obowiązków jako najstarszego syna. Miał wiele niedokończonych spraw, które musiały być zamknięte jeszcze przed pogrzebem. Na jutro miał już umówione odpowiednie spotkania. Jedne przyjemne, drugie wręcz odwrotnie.
- Dobrze... mam chwilę więc pytaj, ale jeszcze jedna, istotna rzecz. Jeżeli masz sprawę do jakiegoś arystokraty, a ten wcześniej nigdy Cię nie widział wypada się przedstawić. Wymaga tego kultura, a także osoba z którą masz rozmawiać. Musi wiedzieć kim jesteś. - nie wierzył, że musi ją uczyć takich podstaw. Chyba będzie musiał porozmawiać z Aquelią o tym, że źle szkoli swoich służących. Jeżeli nie zatrudnia się profesjonalistów trzeba się liczyć z ich późniejszym wytrenowaniem w tej sztuce. Z dobroci własnego serca, a bardziej z chęci utrzymania dobrego wizerunku rodziny postanowił dać kilka rad dziewczynie, aby przy innych arystokratach nie przyniosła im wstydu.
Cygnus Black
Zawód : Pracownik Departamentu Międzynarodowej Współpracy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Nawet nie chodzi o mnie - wyszeptała trochę za cicho, za miękko, zanim z wznieconym przez maga rezonem spojrzała wprost na twarz Cygnusa, dumną i poważną. Celine zrozumiała dzisiaj, że jeśli pewnego dnia ten człowiek stanie na czele swojej rodziny, z pewnością będzie w stanie o nią zadbać. Poprowadzić ku wzniosłemu spokojowi. Nie żeby nie robił tego lord Pollux - ale lord Pollux nigdy nie mówił do niej w ten sposób, nigdy nie odezwał się nawet minąwszy ją w szlacheckiej posiadłości. - Nie mogę pozwolić, żeby ktoś wykorzystał to - cokolwiek - przeciwko lady Aquili. Ma lord rację - półwila zacisnęła jedną z dłoni w piąstkę i przycisnęła ją do piersi, zupełnie jakby składała przeznaczeniu uroczystą przysięgę. W pewien pokraczny, absurdalny sposób nie żyła już dla siebie, ale reprezentowała też kogoś delikatnego, pięknego, dobrego, o gołębim sercu... A to znaczyło, że musiała postarać się bardziej - szczerze. Uświadomił jej to dziś dopiero lord Black.
Skinęła głową w zrozumieniu, ostrożnie układając pakunek w dłoniach, tak, by nie pogiąć złotego papieru, a potem jej oczy rozwarły się gwałtownie, słysząc jego słowa - zadrżała, poczuła, jak od wewnątrz ogarnia ją pożoga zażenowania. Naprawdę zapomniała mu się przedstawić? Wspomniała o przynależności do lady Aquili, ale nie uwzględniła swojego imienia? Gdyby mogła, czarownica zapadłaby się teraz pod ziemię.
- Och, słodki Merlinie, jak mi głupio - przyznała, czerwona na twarzy, ze wzrokiem znów uparcie utkwionym w podłodze. Aż dziwne, że nie dosięgnął jej jeszcze piorun, nie przeistoczył niemądrego ciała w przykry, zawstydzony popiół, a przecież powinien. Gafa za gafą, kto rzucił klątwę na ten wieczór? - Proszę mi wybaczyć, lordzie Cygnusie. Nazywam się Celine. Celine Delacour - dygnęła - nie służalczo, a zamiast tego baletowo, jak tancerka kłaniająca się przed publicznością. Przynajmniej nie brakowało jej zwinności, nie brakowało wprawy, tym jednym gestem nie powinna była wyrządzić sobie społecznej krzywdy. Celine wyprostowała się później i odetchnęła głęboko, próbując odegnać od siebie głębokie, szkarłatne rumieńce. - Bo chciałam zapytać... O dwie rzeczy, tak właściwie. Czy mógłby mi lord opowiedzieć coś o tym miejscu, Ameryce? I o tym co dał lord swojej sowie? - poprosiła, ponawiając wcześniejsze pytanie. Zignorował je, ale fistaszek nie utracił intrygującej natury mimo upływu kilku minut zaniedbania. Chciała wiedzieć.
Skinęła głową w zrozumieniu, ostrożnie układając pakunek w dłoniach, tak, by nie pogiąć złotego papieru, a potem jej oczy rozwarły się gwałtownie, słysząc jego słowa - zadrżała, poczuła, jak od wewnątrz ogarnia ją pożoga zażenowania. Naprawdę zapomniała mu się przedstawić? Wspomniała o przynależności do lady Aquili, ale nie uwzględniła swojego imienia? Gdyby mogła, czarownica zapadłaby się teraz pod ziemię.
- Och, słodki Merlinie, jak mi głupio - przyznała, czerwona na twarzy, ze wzrokiem znów uparcie utkwionym w podłodze. Aż dziwne, że nie dosięgnął jej jeszcze piorun, nie przeistoczył niemądrego ciała w przykry, zawstydzony popiół, a przecież powinien. Gafa za gafą, kto rzucił klątwę na ten wieczór? - Proszę mi wybaczyć, lordzie Cygnusie. Nazywam się Celine. Celine Delacour - dygnęła - nie służalczo, a zamiast tego baletowo, jak tancerka kłaniająca się przed publicznością. Przynajmniej nie brakowało jej zwinności, nie brakowało wprawy, tym jednym gestem nie powinna była wyrządzić sobie społecznej krzywdy. Celine wyprostowała się później i odetchnęła głęboko, próbując odegnać od siebie głębokie, szkarłatne rumieńce. - Bo chciałam zapytać... O dwie rzeczy, tak właściwie. Czy mógłby mi lord opowiedzieć coś o tym miejscu, Ameryce? I o tym co dał lord swojej sowie? - poprosiła, ponawiając wcześniejsze pytanie. Zignorował je, ale fistaszek nie utracił intrygującej natury mimo upływu kilku minut zaniedbania. Chciała wiedzieć.
paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Cygnus nigdy nie pozwoli aby ktoś przyniósł hańbę jego rodzinie, dlatego był zdania, że służbę trzeba szkolić. Im lepsza służba tym godniej będą postrzegani. Najlepiej zasiać małe ziarenko zazdrości wśród innych rodów, aby pragnęli takiej świetnej służby. Celine jeszcze sporo brakowało do ideału. Wygląd już posiadała, wręcz nawet za bardzo. Swoją urodą jest w stanie przyćmić nie jedną damę szlachetnie urodzoną. W pewnych warunkach może to być zaleta, lecz czasem może się spotkać z krzywymi spojrzeniami. Nie jest w stanie być bierną służącą słuchającą w cieniu, przyciąga zbyt dużo uwagi. Dlatego też musi być odpowiednio wychowana, aby z należytym szacunkiem, a także dumą służenia rodowi Blacków rozmawiać z arystokracją, która będzie chciała z nią porozmawiać.
- Dobrze, tak trzymaj. - powiedział na zakończenie kwestii, że jej zachowanie będzie leciało na konto Aquili. Od tego momentu Cygnus będzie się jej bacznie przyglądać, bezwzględnie oceniać, a także karać każde złe zachowanie. Będzie wytykał każdy, najmniejszy błąd, aby na ich podstawie mogła się poprawić w przyszłości.
- Celine Delacour. Delacour... pochodzisz z Francji? - zapytał się, ponieważ te nazwisko jest dość popularne i jak był we Francji spotkał kilka osób o tym nazwisku. - Kolejna lekcja. Gdy przedstawiasz się do szlachcica podaj od razu imię i nazwisko. Nie rób przerwy. Ma to być prosta informacja dla rozmówcy z kim ma do czynienia. Przedłużanie tego może zostać odebrane nawet za próbę flirtu, jeżeli będziesz rozmawiała z mężczyzną, a damy mogą to odebrać jako próbę wywyższenia własnej osoby nad rozmówczynią. Nie muszę mówić jakby to się skończyło. Każda twoja rozmowa powinna być pozbawiona emocji, przyozdobiona lekkim, miłym uśmiechem, lekko uniżonym wzrokiem i głową. - skończył tutaj, bo już poczuł że się zagalopował. Nie był nauczycielem etykiety, ale naprawdę poczuł się w obowiązku, aby dobrze przeszkolić Celine. Być może wziąłby ją na takowe, asystowałaby mu przy różnych sprawach? Będzie musiał porozmawiać o tym z siostrą.
- Ameryka, bardzo duży kraj, mieszący się pomiędzy Oceanem Atlantyckim i Oceanem Spokojnym. Wschodnia część jest bardziej zamieszkana niż zachodnia. Mieszkałem w Nowym Jorku, gdzie znajduje się Magiczny Kongres Stanów Zjednoczonych. Miasta są tam większe, budynki wyższe, lecz tak jak niegdyś u nas wszystko zdominowane przez mugoli, czy raczej nie-magicznych jak ich tam nazywają. Czarodzieje są tam dumni, waleczni, ale uparci. Uważają siebie za pępek świata i ciężko jest im przemówić do rozsądku. - odpowiedział na jedno pytanie, po czym wyciągnął fistaszka z kieszeni i na wyciągniętej dłoni podał do Celine. - Jest to orzech ziemny, częściej nazywany fistaszkiem. Rośnie w ziemi i pochodzi z Ameryki Południowej. Po rozłupaniu skorupki wyjdą połówki orzecha, które są smaczne. Spróbuj. - dodał po chwili chyba wyjaśniając wszystko. Jego sowa po prostu uwielbia fistaszki i w ramach nagrody za dobrą pracę daje jej ulubione przysmaki.
- Dobrze, tak trzymaj. - powiedział na zakończenie kwestii, że jej zachowanie będzie leciało na konto Aquili. Od tego momentu Cygnus będzie się jej bacznie przyglądać, bezwzględnie oceniać, a także karać każde złe zachowanie. Będzie wytykał każdy, najmniejszy błąd, aby na ich podstawie mogła się poprawić w przyszłości.
- Celine Delacour. Delacour... pochodzisz z Francji? - zapytał się, ponieważ te nazwisko jest dość popularne i jak był we Francji spotkał kilka osób o tym nazwisku. - Kolejna lekcja. Gdy przedstawiasz się do szlachcica podaj od razu imię i nazwisko. Nie rób przerwy. Ma to być prosta informacja dla rozmówcy z kim ma do czynienia. Przedłużanie tego może zostać odebrane nawet za próbę flirtu, jeżeli będziesz rozmawiała z mężczyzną, a damy mogą to odebrać jako próbę wywyższenia własnej osoby nad rozmówczynią. Nie muszę mówić jakby to się skończyło. Każda twoja rozmowa powinna być pozbawiona emocji, przyozdobiona lekkim, miłym uśmiechem, lekko uniżonym wzrokiem i głową. - skończył tutaj, bo już poczuł że się zagalopował. Nie był nauczycielem etykiety, ale naprawdę poczuł się w obowiązku, aby dobrze przeszkolić Celine. Być może wziąłby ją na takowe, asystowałaby mu przy różnych sprawach? Będzie musiał porozmawiać o tym z siostrą.
- Ameryka, bardzo duży kraj, mieszący się pomiędzy Oceanem Atlantyckim i Oceanem Spokojnym. Wschodnia część jest bardziej zamieszkana niż zachodnia. Mieszkałem w Nowym Jorku, gdzie znajduje się Magiczny Kongres Stanów Zjednoczonych. Miasta są tam większe, budynki wyższe, lecz tak jak niegdyś u nas wszystko zdominowane przez mugoli, czy raczej nie-magicznych jak ich tam nazywają. Czarodzieje są tam dumni, waleczni, ale uparci. Uważają siebie za pępek świata i ciężko jest im przemówić do rozsądku. - odpowiedział na jedno pytanie, po czym wyciągnął fistaszka z kieszeni i na wyciągniętej dłoni podał do Celine. - Jest to orzech ziemny, częściej nazywany fistaszkiem. Rośnie w ziemi i pochodzi z Ameryki Południowej. Po rozłupaniu skorupki wyjdą połówki orzecha, które są smaczne. Spróbuj. - dodał po chwili chyba wyjaśniając wszystko. Jego sowa po prostu uwielbia fistaszki i w ramach nagrody za dobrą pracę daje jej ulubione przysmaki.
Cygnus Black
Zawód : Pracownik Departamentu Międzynarodowej Współpracy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zadowoleniu Cygnusa odpowiedział uśmiech, szczęśliwy, ale na pewno nie dumny - była mu wdzięczna za cierpliwą lekcję, którą niechybnie przyjdzie jej wykorzystać już w najbliższej przyszłości. Sprawdzianów dobrego wychowania wśród szlachetnie urodzonych lordów i dam nie brakowało, a ona, nawet mimo narkotycznego stępienia i spowolnienia procesów myślowych, musiała uczyć się szybko.
Na pytanie o jej pochodzenie oczy Celine błysnęły zdziwieniem, zakłopotaniem - i tęsknotą, choć to ostatnie przeminęło prędko; nie mogła pozwolić sobie na łzy w obecności kogoś tak ważnego jak powracającego na Grimmauld Place lorda, nie teraz, kiedy starała się zatrzeć złe pierwsze wrażenie. Na moment przygryzła dolną wargę, po czym nabrała więcej powietrza do płuc i uspokoiła rozedrgane wnętrze.
- Moja mama urodziła się we Francji, sir. To... to jej nazwisko, jest o wiele piękniejsze niż moje prawdziwe - Lovegood - odpowiedziała powoli, licząc na to, że tym razem odpowiednio dobierała słowa. Właściwie Cygnus i tak prędzej czy później dowiedziałby się o jej pełnej tożsamości, a fakt konotacji z ojcem oskarżonym o morderstwo nie uszedłby jego uwadze, jeśli zacząłby doszukiwać się prawdy. Łatwiej było powiedzieć o tym wprost. Niczego nie kryć. Nie przed nim. Był w końcu Blackiem, a im należał się jej szacunek i posłuszeństwo. - Sama jedynie uczyłam się w Beauxbatons - wyjaśniła, zwracając się do mężczyzny po francusku, w języku, którego nauczyła się nie tyle z powodu wybranej szkoły magii, a w większej mierze z powodu baletniczej pasji. Chciała rozumieć. Chciała dotrzeć do jego korzeni, do wysublimowanych nazw, pięknych słów i zakotwiczonych w miłosnym, namiętnym języku historii. Opowiedziałaby mu o tym, gdyby nie... Jasne brwi ściągnęły się w nawracającym wyrazie zakłopotania. Flirt? Nie planowała niczego takiego, nie śmiałaby do Cygnusa zwracać się w intencji innej niż czysta, niewinna, służebnicza, a tymczasem on insynuował takie rzeczy... Instynktownie cofnęła się o krok i zniżyła głowę względem jego uwagi, ucieknąwszy spojrzeniem na wypolerowane, ciemne drewno podłogi. - Bardzo przepraszam, będę o tym pamiętać - zapewniła prędko, chcąc jak najszybciej pozbyć się z głowy wrażenia, że nieumyślnie mogła postawić lorda Blacka w niestosownej sytuacji. Nie potrafiła jednak uśmiechnąć się jeszcze raz, tak jak tego wymagał; Celine miała wrażenie, że każdy jej ruch przynosi jej coraz więcej wstydu. Czym innym byli portowi zawadiacy i marynarze złaknieni dobroci głodującej ślicznotki, czym innym zaś arystokrata.
Dopiero historia o tym odległym miejscu pozwoliła jej troszeczkę rozluźnić mięśnie. W jej oczach znów zalśnił zachwyt, podkreślił różny koloryt tęczówek unoszących się ku twarzy mężczyzny i półwila pozwoliła sobie znów podejść o ten jeden krok wcześniej powzięty do tyłu, z uwagą przyglądając się przekąsce, którą Cygnus wyciągnął z kieszeni.
- Czyli nie był lord tam szczęśliwy? - zapytała niepewnie na wspomnienie o tym, że ludzie w Ameryce byli zbyt uparci, a potem przechyliła głowę lekko do boku, dygnąwszy, zanim lekkim ruchem odebrała od niego fistaszka. Obróciła go ostrożnie w palcach. - Dziękuję, sir - wyszeptała zafascynowana, rozłupując orzech, którego cząstki rzeczywiście wypadły ze skorupki na otwartą dłoń. - Ta część jest niejadalna? - upewniła się i skosztowała jednej z połówek. - Ojej! Jakie to dobre!
zt
Na pytanie o jej pochodzenie oczy Celine błysnęły zdziwieniem, zakłopotaniem - i tęsknotą, choć to ostatnie przeminęło prędko; nie mogła pozwolić sobie na łzy w obecności kogoś tak ważnego jak powracającego na Grimmauld Place lorda, nie teraz, kiedy starała się zatrzeć złe pierwsze wrażenie. Na moment przygryzła dolną wargę, po czym nabrała więcej powietrza do płuc i uspokoiła rozedrgane wnętrze.
- Moja mama urodziła się we Francji, sir. To... to jej nazwisko, jest o wiele piękniejsze niż moje prawdziwe - Lovegood - odpowiedziała powoli, licząc na to, że tym razem odpowiednio dobierała słowa. Właściwie Cygnus i tak prędzej czy później dowiedziałby się o jej pełnej tożsamości, a fakt konotacji z ojcem oskarżonym o morderstwo nie uszedłby jego uwadze, jeśli zacząłby doszukiwać się prawdy. Łatwiej było powiedzieć o tym wprost. Niczego nie kryć. Nie przed nim. Był w końcu Blackiem, a im należał się jej szacunek i posłuszeństwo. - Sama jedynie uczyłam się w Beauxbatons - wyjaśniła, zwracając się do mężczyzny po francusku, w języku, którego nauczyła się nie tyle z powodu wybranej szkoły magii, a w większej mierze z powodu baletniczej pasji. Chciała rozumieć. Chciała dotrzeć do jego korzeni, do wysublimowanych nazw, pięknych słów i zakotwiczonych w miłosnym, namiętnym języku historii. Opowiedziałaby mu o tym, gdyby nie... Jasne brwi ściągnęły się w nawracającym wyrazie zakłopotania. Flirt? Nie planowała niczego takiego, nie śmiałaby do Cygnusa zwracać się w intencji innej niż czysta, niewinna, służebnicza, a tymczasem on insynuował takie rzeczy... Instynktownie cofnęła się o krok i zniżyła głowę względem jego uwagi, ucieknąwszy spojrzeniem na wypolerowane, ciemne drewno podłogi. - Bardzo przepraszam, będę o tym pamiętać - zapewniła prędko, chcąc jak najszybciej pozbyć się z głowy wrażenia, że nieumyślnie mogła postawić lorda Blacka w niestosownej sytuacji. Nie potrafiła jednak uśmiechnąć się jeszcze raz, tak jak tego wymagał; Celine miała wrażenie, że każdy jej ruch przynosi jej coraz więcej wstydu. Czym innym byli portowi zawadiacy i marynarze złaknieni dobroci głodującej ślicznotki, czym innym zaś arystokrata.
Dopiero historia o tym odległym miejscu pozwoliła jej troszeczkę rozluźnić mięśnie. W jej oczach znów zalśnił zachwyt, podkreślił różny koloryt tęczówek unoszących się ku twarzy mężczyzny i półwila pozwoliła sobie znów podejść o ten jeden krok wcześniej powzięty do tyłu, z uwagą przyglądając się przekąsce, którą Cygnus wyciągnął z kieszeni.
- Czyli nie był lord tam szczęśliwy? - zapytała niepewnie na wspomnienie o tym, że ludzie w Ameryce byli zbyt uparci, a potem przechyliła głowę lekko do boku, dygnąwszy, zanim lekkim ruchem odebrała od niego fistaszka. Obróciła go ostrożnie w palcach. - Dziękuję, sir - wyszeptała zafascynowana, rozłupując orzech, którego cząstki rzeczywiście wypadły ze skorupki na otwartą dłoń. - Ta część jest niejadalna? - upewniła się i skosztowała jednej z połówek. - Ojej! Jakie to dobre!
zt
paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Ostatnio zmieniony przez Celine Lovegood dnia 07.03.23 0:24, w całości zmieniany 1 raz
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Cygnus nie szkolił Celiny z czystej chęci pomocy, aby odnalazła się w tym świecie, jest wręcz odwrotnie. Musiał dbać o dobre imię rodziny, dlatego też służba musiała być na odpowiednim poziomie. Służący wiele mówią o swoich Panach. Dziewczyna musi jak najszybciej zmienić swoje dzikie i źle ukształtowane wychowanie. Jeżeli nie ma przynieść wstydu Aquili, a co ważniejsze całej rodzinie to czekała ją długa droga. Nie da się tego zmienić w jeden dzień. Trzeba nad zachowaniem pracować bardzo sumiennie.
- Rozumiem. - skomentował krótko jej słowa na temat nazwiska. Nie chciał się rozwodzić na temat nazwiska Lovegood. Studiował kiedyś o różnych rodzinach, którzy miej przykładali uwagi do czystości krwi, a także nie posiadali ambicji. Lepiej zawczasu znać potencjalnych wrogów. Na pewno kiedyś w wolnej chwili wróci do tej lektury i przeczyta dokładną wzmiankę o Lovegood'ach.
- Kolejna lekcja. Ze szlachcicami rozmawiaj w języku z jakiego pochodzi ich ród i w jakim czują się najlepiej. Jeżeli odezwiesz się do kogoś w innym języku i ten ktoś tego nie zrozumie, może potraktować jako obrazę. Źle też wygląda gdy służba jest lepiej wyedukowana od szlachcica, więc unikaj tego jak ognia. - odpowiedział w języku francuskim. Jego lekcje etykiety powinny być płatne, bo coraz bardziej sobie uświadamia, że Aquilia niczego jej nie nauczyła. Chyba będzie musiał porozmawiać ze swoją siostrą, dlaczego nie zrobiła podstawowego przeszkolenia. Celine może nie przetrwać w świecie wyższych sfer. Cygnus nie miał czasu szkolić służby, więc może tylko rzucić kilka uwag, ale to wszystko. Ma ważniejsze rzeczy na głowie. Być może dlatego też nie ma własnej służby. Nie jest w stanie nikomu na tyle zaufać, że nie poplami jego imienia, a także nazwiska.
- Szczęście to pojęcie względne. Nie odczuwam takiego szczęścia jaki rozumiesz. Odczuwam satysfakcje swoimi działaniami, mogę być zadowolony ze swoich osiągnieć, lecz szczęście w polityce nie istnieje. Jestem Blackiem, arystokratą i politykiem. Nie mogę sobie pozwolić na takie przyziemne sprawy jak bycie szczęśliwym ze zwykłego miejsca pobytu, czy innych małostkowych rzeczy. - odpowiedział spoglądając na biurko i układając papiery. Poświęcił jej już zbyt dużo czasu, a miał jeszcze sporo pracy na głowie, zwłaszcza że przyleciała kolejna sowa. Tym razem nie była to jego sówka, a kogoś z ministerstwa. Cygnus podszedł do niej i wziął list. Otworzył, a także zaczął szybko czytać.
- To dobrze że smakuje, a też wybacz mi, obowiązki wzywają. Zanieś lepiej tą książkę Aquili, zanim się zniecierpliwi czekaniem. - odpowiedział Celinie, która zapewne pośpiesznie wyszła, bo być może już zapomniałą o swoim pierwotnym celu. Gdy Cygnus został sam, wrócił do pracy.
/zt
- Rozumiem. - skomentował krótko jej słowa na temat nazwiska. Nie chciał się rozwodzić na temat nazwiska Lovegood. Studiował kiedyś o różnych rodzinach, którzy miej przykładali uwagi do czystości krwi, a także nie posiadali ambicji. Lepiej zawczasu znać potencjalnych wrogów. Na pewno kiedyś w wolnej chwili wróci do tej lektury i przeczyta dokładną wzmiankę o Lovegood'ach.
- Kolejna lekcja. Ze szlachcicami rozmawiaj w języku z jakiego pochodzi ich ród i w jakim czują się najlepiej. Jeżeli odezwiesz się do kogoś w innym języku i ten ktoś tego nie zrozumie, może potraktować jako obrazę. Źle też wygląda gdy służba jest lepiej wyedukowana od szlachcica, więc unikaj tego jak ognia. - odpowiedział w języku francuskim. Jego lekcje etykiety powinny być płatne, bo coraz bardziej sobie uświadamia, że Aquilia niczego jej nie nauczyła. Chyba będzie musiał porozmawiać ze swoją siostrą, dlaczego nie zrobiła podstawowego przeszkolenia. Celine może nie przetrwać w świecie wyższych sfer. Cygnus nie miał czasu szkolić służby, więc może tylko rzucić kilka uwag, ale to wszystko. Ma ważniejsze rzeczy na głowie. Być może dlatego też nie ma własnej służby. Nie jest w stanie nikomu na tyle zaufać, że nie poplami jego imienia, a także nazwiska.
- Szczęście to pojęcie względne. Nie odczuwam takiego szczęścia jaki rozumiesz. Odczuwam satysfakcje swoimi działaniami, mogę być zadowolony ze swoich osiągnieć, lecz szczęście w polityce nie istnieje. Jestem Blackiem, arystokratą i politykiem. Nie mogę sobie pozwolić na takie przyziemne sprawy jak bycie szczęśliwym ze zwykłego miejsca pobytu, czy innych małostkowych rzeczy. - odpowiedział spoglądając na biurko i układając papiery. Poświęcił jej już zbyt dużo czasu, a miał jeszcze sporo pracy na głowie, zwłaszcza że przyleciała kolejna sowa. Tym razem nie była to jego sówka, a kogoś z ministerstwa. Cygnus podszedł do niej i wziął list. Otworzył, a także zaczął szybko czytać.
- To dobrze że smakuje, a też wybacz mi, obowiązki wzywają. Zanieś lepiej tą książkę Aquili, zanim się zniecierpliwi czekaniem. - odpowiedział Celinie, która zapewne pośpiesznie wyszła, bo być może już zapomniałą o swoim pierwotnym celu. Gdy Cygnus został sam, wrócił do pracy.
/zt
Cygnus Black
Zawód : Pracownik Departamentu Międzynarodowej Współpracy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zapukała cicho do gabinetu brata, pogrążona we własnych myślach, w oczekiwaniu, aż brat zaprosi ją do środka. Wydarzenia w Staffordshire z pewnością na długo pozostaną jeszcze w jej pamięci. Rozlana krew i krzyki uciekającego z mugoli życia zmieniały postrzeganie świata. Niepewna była tylko czy na lepsze. Wsparcie, jakie okazywał Aquili Cygnus od kiedy tylko wrócił na Grimmauld Place, było niezastąpione. Żałoba wciąż trwała, ale dobiegając końca, oznaczała nowe wyzwania, a ona chciała upewnić się, czy brat zostanie przy niej, gdy będzie potrzeba. Gdy otworzyła drzwi i dostrzegła go, spokojny uśmiech spłynął na twarz dziewczyny. Był przy niej na pogrzebie, był na Connaught Square i był na sabacie. - Jak mija ci popołudnie, Cygnusie? - spytała, siadając miękko na jednym ze skórzanych foteli, a zaraz za nią wleciała taca z podwieczorkiem, który został przygotowany specjalnie na spotkanie. Upieczone z cukrem pokrojone drobno bułeczki maślane miały na sobie musy z kiwi, z bananów, marakui i pomarańczy. Różnorodność owoców i tropikalnych smaków zamknięta w przystawkach w londyńskiej kamienicy. Dzbanek pełen kwiatowej herbaty pachniał wiosną, a dwie porcelanowe filiżanki postukiwały o siebie, lądując miękko na stoliku w gabinecie. - Byłam wczoraj w Stroke-on-Trent - pochwaliła się z dumą na twarzy, nalewając sobie herbaty. - W Staffordshire znaczy się... Oh, co to było za wydarzenie - pokręciła głową na wspomnienie o wieczorze. Zachowywała się tak, jakby do niej nie doszło to co się stało, albo jakby zupełnie zaakceptowała ten fakt, dumna z potęgi, którą tam dostrzegła. Mogła własną twarzą reprezentować system, który uwielbiała w każdej swojej formie i akceptowała jego następstwa. To gdy wczoraj ścinano głowy, palono na stosie tych, którzy nie zasłużyli, aby żyć w ICH świecie, skutecznie dawało Aquili do zrozumienia, że jest dokładnie tam, gdzie powinna być. Wśród czarodziejów. - Żałuję, że nie mogłeś uczestniczyć w tym wydarzeniu, ale lord Malfoy pięknie przemawiał. Lord nestor Rosier też, ale... - zawahała się, odwracając wzrok delikatnie w prawo. - Melisande tam nie było, wiesz? Tylko ja i Evandra - zmarszczyła nosek. W duchu uważała, że była narzeczona zmarłego bohatersko Alpharda powinna angażować się w to co on po sobie zostawił, tak samo jak Blackowie, nieść schedę. Nie wiedziała, z czego wynikała tan nieobecność damy, ale nie śmiałaby jej o to zapytać. Nie żyły przecież w najlepszych stosunkach, tak samo zresztą jak całe ich rodziny, które mimo wszystko działały na wspólną korzyść. Sojusz, jakiego miał dopiąć Alphard oddalał się z każdym dniem, o ironio, pocieszenie było w trwającej jeszcze żałobie jego narzeczonej.
Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Gabinet Cygnusa
Szybka odpowiedź