Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Wzgórze
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wzgórze
Znajdujące się tuż przy brzegu morza wzgórze stanowi doskonały punkt widokowy. Nieporośnięte drzewami, wystawione na działanie mocnego, nadmorskiego wiatru, pozwala na obejrzenie terenu Festiwalu Miłości z góry. Przez pierwsze trzy dni sierpnia na szczycie wzniesienia stoi Wiklinowy Mag: kilkunastometrowy drewniany posąg czarodzieja. Zostaje on magicznie ożywiony oraz podpalony trzeciego dnia Festiwalu, przyciągając śmiałków chcących zademonstrować swoją odwagę. Gdy opadają popioły, wzgórze staje się miejscem spacerów zakochanych - gwarantuje ono intymną atmosferę, ciszę oraz niezapomniane widoki.
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 10, 24
'k100' : 10, 24
-Dziękuję. - odebrał od Artemisa ciekawskie oko, starając się nie zdradzić zakłopotania na widok łez w oczach młodzieńca. Dla własnej wygody uznał, że być może wpadło mu po prostu coś do oka. Bardziej od łzy interesowała go rana stworzenia, ale nie uniósł jeszcze ciekawskiego oka do oczu—ryba póki co trwała względnie nieruchomo, a okiełznanie tłumu wydawało się pilniejsze.
-Ryba też może pana zmieść, więc dziękuję za informacje i proszę o zachowanie bezpiecznego odstępu—chyba, że czuje się pan na siłach do pomocy magią albo krzepą. - odpowiedział Jerry’emu. -W Plymouth na pewno znajdzie pani rozmówców chętnych do dywagacji o teorii magii, ale teraz muszę zabezpieczyć teren. - zwrócił się do zainteresowanej czarną magią kobiety tonem sugerującym ucięcie tematu, ale z bladym uśmiechem (nieco szerszym, jeśli była młodsza). Po chwili Sonorus zwiększyło jego silę głosu, Roger i Artemis podjęli się pomocy, a kilka osób wystąpiło naprzód. Samemu mierzył wzrokiem tłum, gotów mówić dalej lub interweniować—i wtedy z tyłu rozbrzmiało zaczepne pytanie.
-Aurorzy mają licencję na różne rzeczy. - odparował błyskawicznie pyskatemu czarodziejowi (czy to jakiś młokos? Spojrzał w tamtą stronę, ale nie mógł przypisać twarzy do głosu) i wymownie zawiesił głos. "Na przykład licencję na zabijanie" - dopowiedział sobie w myślach. -I jeszcze nie powiedziałem, czy będziemy łowić rybę. - zastrzegł z pokerowym wyrazem twarzy, bo choć miał licencję na zabijanie czarnoksiężników i szmalcowników, to—jeśli stwór żył—walka z gigantyczną i silną rybą nie była rozsądną decyzją. -Zapraszam pana naprzód, proszę wystąpić, nie gryzę. - no chyba, że w pełnię. -Przyda się nam ktoś z podobnym zapałem i być może nawet doświadczeniem rybackim. - zwrócił się do zainteresowanego licencją nieznajomego, szukając go wzrokiem i błyskając zębami w wilczym uśmiechu. Wolał mieć tego śmiałka z przodu niż ryzykować chaos na tyłach. A jeśli ekspert od licencji był nastolatkiem, to w jego wieku pewnie samemu wpadłby na podobnie błyskotliwy dowcip (wyrozumiałości jednak w żaden sposób nie okazał) i dałby się obryzgać rybim śluzem za równie fantastyczną przygodę.
Zamierzał spiorunować wzorkiem osoby, które nie dostosowałyby się do rozkazów i prośby Artemisa, ale ten poradził sobie sprytnie za pomocą kuli światła.
Tonks wykorzystał zatem moment, by kontrolnie przesunąć spojrzeniem po cofającym się tłumie*. Nie chciał dać się zaskoczyć ani dopuścić, by sytuacja wymknęła się spod kontroli, próbował więc wychwycić najbardziej niespokojne i niezadowolone twarze. Korzystając z doświadczenia w służbie, starał się odróżnić miny zwykłych marud lub ciekawskich gapiów od zdeterminowanych twarzy tych, którzy mogli być zdolni naprawdę namącić. Miał też wrażenie, że widział przy Lovegoodzie kobietę (Iris), której twarz kojarzył—czy z podziemia? Spodziewał się, że ktoś z Ministerstwa zostałby przy nich, ale szybko przestał szukać jej wzrokiem, bo podchodzili już do niego Percy, Ben i Roger.
-Jest w porządku. - mruknął do zdziwionego Rogera w kwestii Percivala, zniżając głos. Z uwagi na trwające wciąż zaklęcie nie chciał mówić pod Sonorusem zbyt wiele; jak na przykład to, że Nott nie używa już swojego dawnego nazwiska.
Nie okazał zaskoczenia pytaniem Bena—choć w kontekście pyskowania o licencję było nieco irytujące, gapiów nie powinno się podjudzać nawet niechcący—bo wziął je za nic innego jak...
-Dobry żart, Ben. - Ben, którego znał, nie pytałby o papiery aurora z podziemnego Ministerstwa; choć Mike tęsknił nieco za swoją londyńską legitymacją. -Cieszę się, że cię widzę. - uśmiechnął się szeroko i klepnął go po przyjacielsku w ramię, całego i zdrowego. Za nim dostrzegł też Addę i jego twarz na moment złagodniała, ale widząc wyraz jej twarzy, zrozumiał w jaką grę grała właśnie z tłumem. Spoważniał i wyprostował się dumnie, pamiętając jak chciał by patrzyła na niego w ten pełen szacunku sposób gdy się poznali; w piersi poczuł miłe ciepło. Zdziwiło go nieco, że zna Bena i zwraca się do niego tak przyjacielsko—nie wspominał jej o dawnej Gwardii Zakonu—ale nie okazał tego, zerkając tylko pytająco na Percivala, który nie wydawał się tak zaskoczony jak Mike tym, że Ben się odnalazł (ale chyba też wydawał się zaskoczony ich znajomością) Wydał się lekko zdziwiony brakiem różdżki, ale podchwycił prośbę Addy:
-Fakt, pomożesz im... wzbudzić respekt? - westchnął, zwracając się do Bena i zniżając głos prawie do szeptu (by Sonorus nie poniósł jego słów za daleko) i spoglądając znacząco najpierw na Artemisa i trójkę mężczyzn, a potem na szerokie bary Wrighta. Z nich wszystkich budził fizycznie największy respekt, a Tonks znał go jako dawnego Gwardzistę Zakonu, doświadczonego w zarządzaniu ludźmi—choć Ben tego nie pamiętał (o czym auror rzecz jasna nie wiedział), to mógł wyczuć, że Tonks mu ufa. -A potem nam z rybą? - poprosił, angażując go z miejsca do intensywniejszej pomocy. Logiczne było, że nie mogli jej ściągnąć, dopóki tłum się nie cofnie i że Ben nie pomoże magią bez różdżki, ale był silny, a to przyda się gdy rzucą już zaklęcia. -Chyba musimy albo opuścić ją do wody albo wyciągnąć ją tutaj, plaża nie jest za daleko? - rozważył sugestię Bena by robić to tam, ale tsunami zalało wybrzeże i poziom wody wciąż był podniesiony. Jeszcze raz zerknął na rybę, by ocenić czy wzgórze na którym stali jest na pewno najbliższym względnie-stałym-lądem. -Orbis pomoże, czy to zbyt ryzykowne? - kiwnął głową na słowa Percivala o Wingardium Leviosa i od razu zadał doświadczonemu smokologowi pytanie o zaklęcie, którym wyciągali z wody węża morskiego.
-Proszę spróbować, jeśli może pani pomóc. - zwrócił się oficjalnie do Addy, dając jej zarazem oficjalne pozwolenie na działanie—skoro nie przedstawiła się jako pracownica podziemia, nie chciał aby wyglądało to tak jakby burzyła szyk tłumu. -Czy ktoś jeszcze zna się na transmutacji i wzmacnianiu gruntu? - podniósł głos, zwracając się tłumu.
Oddał Percivalowi miotłę, skinieniem głowy przyjmując jego informacje i sugestie oraz wnioski Rogera o czarnej magii.
-Sprawdzę odczyt jeszcze raz. - Roger brzmiał, jakby nie ufał własnemu osądowi; wiadomość o czarnej magii zaskoczyła też Tonksa. Choć nie sądził, by ryby były czarnomagiczne, to od razu przypomniał sobie o podejrzanej (choć nie czarnomagicznej) kuli wyrzuconej przez morze kilka dni temu. Co jeszcze mogły kryć w sobie głębiny? Potem będzie mógł pomyśleć o wyciszeniu magii, zgodnie z prośbą Percivala. Z dalszym planem działania postanowił poczekać na powrót Notta. Do tej pory mimowolnie spoglądał na rybę jak na kawał wielkiego mięsa, ale słowa Bena i Percivala (i moooże trochę wnioski Artemisa o łzie) go do tego zniechęciły: nie zamierzał jeść niczego trującego, a już na pewno nic, co wciąż żyło i mogłoby zjeść jego.
-Proszę naprzód jeszcze trzy osoby do ewentualnej pomocy z Wingardium Leviosa. - z trójką mężczyzn (nie licząc wywołanych przed chwilą do przodu śmiałka i kogoś do ewentualnej pomocy z terenem) było ich ośmioro, stworzenie było ciężkie i bezpiecznie czułby się z około tuzinem czarodziejów. Poza tym, doświadczenie dyktowało mu, że tłumowi należy czasem oferować marchewkę, a niektórzy ewidentnie chcieli zostać. -Resztę proszę o cofnięcie się na CO NAJMNIEJ OSIEMDZIESIĄT METRÓW OD WYBRZEŻA, DLA WŁASNEGO BEZPIECZEŃSTWA. - podniósł głos jeszcze bardziej, tak by zaklęcie Sonorus poniosło w tłum surowy i klarowny komunikat. Ryba miała na oko czterdzieści; potrzebowali przestrzeni zarówno na nią jeśli wyciągną ją na ląd albo dla niej jeśli jednak żyła i mogłaby się poruszyć. Spojrzał znacząco na Artemisa, prosząc go skinieniem głowy by dalej oddalał tłum Ignis Fatuus na wyznaczoną odległość. Samemu ponowił inkantację:
-Festivo. - chcąc dowiedzieć się więcej o odczycie Rogera. Obrócił się bokiem do morza, tak, by widzieć zarówno ramonę jak i tłum—choć w teorii nie spodziewał się czarnoksiężników w Weymouth, to był świadom, że zawieszenie broni minęło, a zaklęcie powinno mu pokazać wszystkie skupiska czarnej magii w okolicy.
*spostrzegawczość III (też nie jestem pewna na ile akcji mogę sobie pozwolić - rzucam na Festivo; jeśli spostrzegawczość na tłum wymaga rzutu to proszę pięknie MG o dorzucenie!)
-Ryba też może pana zmieść, więc dziękuję za informacje i proszę o zachowanie bezpiecznego odstępu—chyba, że czuje się pan na siłach do pomocy magią albo krzepą. - odpowiedział Jerry’emu. -W Plymouth na pewno znajdzie pani rozmówców chętnych do dywagacji o teorii magii, ale teraz muszę zabezpieczyć teren. - zwrócił się do zainteresowanej czarną magią kobiety tonem sugerującym ucięcie tematu, ale z bladym uśmiechem (nieco szerszym, jeśli była młodsza). Po chwili Sonorus zwiększyło jego silę głosu, Roger i Artemis podjęli się pomocy, a kilka osób wystąpiło naprzód. Samemu mierzył wzrokiem tłum, gotów mówić dalej lub interweniować—i wtedy z tyłu rozbrzmiało zaczepne pytanie.
-Aurorzy mają licencję na różne rzeczy. - odparował błyskawicznie pyskatemu czarodziejowi (czy to jakiś młokos? Spojrzał w tamtą stronę, ale nie mógł przypisać twarzy do głosu) i wymownie zawiesił głos. "Na przykład licencję na zabijanie" - dopowiedział sobie w myślach. -I jeszcze nie powiedziałem, czy będziemy łowić rybę. - zastrzegł z pokerowym wyrazem twarzy, bo choć miał licencję na zabijanie czarnoksiężników i szmalcowników, to—jeśli stwór żył—walka z gigantyczną i silną rybą nie była rozsądną decyzją. -Zapraszam pana naprzód, proszę wystąpić, nie gryzę. - no chyba, że w pełnię. -Przyda się nam ktoś z podobnym zapałem i być może nawet doświadczeniem rybackim. - zwrócił się do zainteresowanego licencją nieznajomego, szukając go wzrokiem i błyskając zębami w wilczym uśmiechu. Wolał mieć tego śmiałka z przodu niż ryzykować chaos na tyłach. A jeśli ekspert od licencji był nastolatkiem, to w jego wieku pewnie samemu wpadłby na podobnie błyskotliwy dowcip (wyrozumiałości jednak w żaden sposób nie okazał) i dałby się obryzgać rybim śluzem za równie fantastyczną przygodę.
Zamierzał spiorunować wzorkiem osoby, które nie dostosowałyby się do rozkazów i prośby Artemisa, ale ten poradził sobie sprytnie za pomocą kuli światła.
Tonks wykorzystał zatem moment, by kontrolnie przesunąć spojrzeniem po cofającym się tłumie*. Nie chciał dać się zaskoczyć ani dopuścić, by sytuacja wymknęła się spod kontroli, próbował więc wychwycić najbardziej niespokojne i niezadowolone twarze. Korzystając z doświadczenia w służbie, starał się odróżnić miny zwykłych marud lub ciekawskich gapiów od zdeterminowanych twarzy tych, którzy mogli być zdolni naprawdę namącić. Miał też wrażenie, że widział przy Lovegoodzie kobietę (Iris), której twarz kojarzył—czy z podziemia? Spodziewał się, że ktoś z Ministerstwa zostałby przy nich, ale szybko przestał szukać jej wzrokiem, bo podchodzili już do niego Percy, Ben i Roger.
-Jest w porządku. - mruknął do zdziwionego Rogera w kwestii Percivala, zniżając głos. Z uwagi na trwające wciąż zaklęcie nie chciał mówić pod Sonorusem zbyt wiele; jak na przykład to, że Nott nie używa już swojego dawnego nazwiska.
Nie okazał zaskoczenia pytaniem Bena—choć w kontekście pyskowania o licencję było nieco irytujące, gapiów nie powinno się podjudzać nawet niechcący—bo wziął je za nic innego jak...
-Dobry żart, Ben. - Ben, którego znał, nie pytałby o papiery aurora z podziemnego Ministerstwa; choć Mike tęsknił nieco za swoją londyńską legitymacją. -Cieszę się, że cię widzę. - uśmiechnął się szeroko i klepnął go po przyjacielsku w ramię, całego i zdrowego. Za nim dostrzegł też Addę i jego twarz na moment złagodniała, ale widząc wyraz jej twarzy, zrozumiał w jaką grę grała właśnie z tłumem. Spoważniał i wyprostował się dumnie, pamiętając jak chciał by patrzyła na niego w ten pełen szacunku sposób gdy się poznali; w piersi poczuł miłe ciepło. Zdziwiło go nieco, że zna Bena i zwraca się do niego tak przyjacielsko—nie wspominał jej o dawnej Gwardii Zakonu—ale nie okazał tego, zerkając tylko pytająco na Percivala, który nie wydawał się tak zaskoczony jak Mike tym, że Ben się odnalazł (ale chyba też wydawał się zaskoczony ich znajomością) Wydał się lekko zdziwiony brakiem różdżki, ale podchwycił prośbę Addy:
-Fakt, pomożesz im... wzbudzić respekt? - westchnął, zwracając się do Bena i zniżając głos prawie do szeptu (by Sonorus nie poniósł jego słów za daleko) i spoglądając znacząco najpierw na Artemisa i trójkę mężczyzn, a potem na szerokie bary Wrighta. Z nich wszystkich budził fizycznie największy respekt, a Tonks znał go jako dawnego Gwardzistę Zakonu, doświadczonego w zarządzaniu ludźmi—choć Ben tego nie pamiętał (o czym auror rzecz jasna nie wiedział), to mógł wyczuć, że Tonks mu ufa. -A potem nam z rybą? - poprosił, angażując go z miejsca do intensywniejszej pomocy. Logiczne było, że nie mogli jej ściągnąć, dopóki tłum się nie cofnie i że Ben nie pomoże magią bez różdżki, ale był silny, a to przyda się gdy rzucą już zaklęcia. -Chyba musimy albo opuścić ją do wody albo wyciągnąć ją tutaj, plaża nie jest za daleko? - rozważył sugestię Bena by robić to tam, ale tsunami zalało wybrzeże i poziom wody wciąż był podniesiony. Jeszcze raz zerknął na rybę, by ocenić czy wzgórze na którym stali jest na pewno najbliższym względnie-stałym-lądem. -Orbis pomoże, czy to zbyt ryzykowne? - kiwnął głową na słowa Percivala o Wingardium Leviosa i od razu zadał doświadczonemu smokologowi pytanie o zaklęcie, którym wyciągali z wody węża morskiego.
-Proszę spróbować, jeśli może pani pomóc. - zwrócił się oficjalnie do Addy, dając jej zarazem oficjalne pozwolenie na działanie—skoro nie przedstawiła się jako pracownica podziemia, nie chciał aby wyglądało to tak jakby burzyła szyk tłumu. -Czy ktoś jeszcze zna się na transmutacji i wzmacnianiu gruntu? - podniósł głos, zwracając się tłumu.
Oddał Percivalowi miotłę, skinieniem głowy przyjmując jego informacje i sugestie oraz wnioski Rogera o czarnej magii.
-Sprawdzę odczyt jeszcze raz. - Roger brzmiał, jakby nie ufał własnemu osądowi; wiadomość o czarnej magii zaskoczyła też Tonksa. Choć nie sądził, by ryby były czarnomagiczne, to od razu przypomniał sobie o podejrzanej (choć nie czarnomagicznej) kuli wyrzuconej przez morze kilka dni temu. Co jeszcze mogły kryć w sobie głębiny? Potem będzie mógł pomyśleć o wyciszeniu magii, zgodnie z prośbą Percivala. Z dalszym planem działania postanowił poczekać na powrót Notta. Do tej pory mimowolnie spoglądał na rybę jak na kawał wielkiego mięsa, ale słowa Bena i Percivala (i moooże trochę wnioski Artemisa o łzie) go do tego zniechęciły: nie zamierzał jeść niczego trującego, a już na pewno nic, co wciąż żyło i mogłoby zjeść jego.
-Proszę naprzód jeszcze trzy osoby do ewentualnej pomocy z Wingardium Leviosa. - z trójką mężczyzn (nie licząc wywołanych przed chwilą do przodu śmiałka i kogoś do ewentualnej pomocy z terenem) było ich ośmioro, stworzenie było ciężkie i bezpiecznie czułby się z około tuzinem czarodziejów. Poza tym, doświadczenie dyktowało mu, że tłumowi należy czasem oferować marchewkę, a niektórzy ewidentnie chcieli zostać. -Resztę proszę o cofnięcie się na CO NAJMNIEJ OSIEMDZIESIĄT METRÓW OD WYBRZEŻA, DLA WŁASNEGO BEZPIECZEŃSTWA. - podniósł głos jeszcze bardziej, tak by zaklęcie Sonorus poniosło w tłum surowy i klarowny komunikat. Ryba miała na oko czterdzieści; potrzebowali przestrzeni zarówno na nią jeśli wyciągną ją na ląd albo dla niej jeśli jednak żyła i mogłaby się poruszyć. Spojrzał znacząco na Artemisa, prosząc go skinieniem głowy by dalej oddalał tłum Ignis Fatuus na wyznaczoną odległość. Samemu ponowił inkantację:
-Festivo. - chcąc dowiedzieć się więcej o odczycie Rogera. Obrócił się bokiem do morza, tak, by widzieć zarówno ramonę jak i tłum—choć w teorii nie spodziewał się czarnoksiężników w Weymouth, to był świadom, że zawieszenie broni minęło, a zaklęcie powinno mu pokazać wszystkie skupiska czarnej magii w okolicy.
*spostrzegawczość III (też nie jestem pewna na ile akcji mogę sobie pozwolić - rzucam na Festivo; jeśli spostrzegawczość na tłum wymaga rzutu to proszę pięknie MG o dorzucenie!)
Can I not save one
from the pitiless wave?
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 62
'k100' : 62
Roger spojrzał na Bena z pewnym powątpiewaniem, słysząc jego słowa o rybie.
– To, że coś ma wiele lat, nie oznacza, że nie może być nośnikiem czarnej magii. Do tego nie zawsze potrzeba czarnoksiężnika – zauważył. – Jak twój odczyt? – spytał Tonksa, który postanowił sprawdzić rybę. Roger nie miał mu tego za złe. Co dwie różdżki to nie jedna, a on mógł się po prostu pomylić. Jeśli była szansa, aby dowiedzieć się czegoś więcej i jednocześnie zminimalizować ryzyko całej tej i tak już nie najlepszej sytuacji, to należało to wykorzystać.
Percival wzniósł się na miotle, polewając rybę wodą. Bennett sam by na to nie wpadł, ale faktycznie nie było to głupie, zważając na to, że jeśli Artemis się nie mylił, zwierze było ranne. Wciąż mieli upalny sierpień. Jeśli ramora żyła i była zwierzęciem wodnym to nawet kierując się logiką, na pewno tęskniła już za jej chłodzącym działaniem. Nawet zakładając, że faktycznie oddycha powietrzem, bo co do tego Roger wciąż nie był szczególnie przekonany. Ryby kojarzyły mu się jednak z morskimi stworzeniami. Kto tam jednak te magiczne stworzenia wie… Potrafiły przecież zaskakiwać.
Ze wzmacnianiem gruntu Bennett nie mógł pomóc; transmutacja nigdy nie była jego mocną stroną. Za to mógł zabrać się już za próbę ściągnięcia ryby na ziemię, toteż uniósł różdżkę w górę, mając nadzieję, że Nott i Wright nie mylili się co do konieczności takiego działania. W końcu nawet jeśli ramora była nośnikiem czarnej magii to trzeba było coś z nią zrobić. Nie mogła sobie ot tak po prostu wisieć nad plażą.
– Zaczynam rzucać zaklęcie, uważajcie i dołączajcie się – powiedział, starając się mówić w miarę możliwości donośnym głosem. Co prawda bez zaklęcia wzmacniającego nie mógł być aż tak donośny, jak głos Tonksa, ale stojące wokół osoby powinny go chyba usłyszeć. – Wingardium leviosa! – Podstawowe zaklęcie lewitujące, którego uczył się na pierwszym roku szkoły nie należało do szczególnie trudnych, zresztą była to najzwyklejsza magia użytkowa. Nie dało się jednak ukryć, że nie używał go aż tak znowu często.
| st. 35, +25 do rzutu
– To, że coś ma wiele lat, nie oznacza, że nie może być nośnikiem czarnej magii. Do tego nie zawsze potrzeba czarnoksiężnika – zauważył. – Jak twój odczyt? – spytał Tonksa, który postanowił sprawdzić rybę. Roger nie miał mu tego za złe. Co dwie różdżki to nie jedna, a on mógł się po prostu pomylić. Jeśli była szansa, aby dowiedzieć się czegoś więcej i jednocześnie zminimalizować ryzyko całej tej i tak już nie najlepszej sytuacji, to należało to wykorzystać.
Percival wzniósł się na miotle, polewając rybę wodą. Bennett sam by na to nie wpadł, ale faktycznie nie było to głupie, zważając na to, że jeśli Artemis się nie mylił, zwierze było ranne. Wciąż mieli upalny sierpień. Jeśli ramora żyła i była zwierzęciem wodnym to nawet kierując się logiką, na pewno tęskniła już za jej chłodzącym działaniem. Nawet zakładając, że faktycznie oddycha powietrzem, bo co do tego Roger wciąż nie był szczególnie przekonany. Ryby kojarzyły mu się jednak z morskimi stworzeniami. Kto tam jednak te magiczne stworzenia wie… Potrafiły przecież zaskakiwać.
Ze wzmacnianiem gruntu Bennett nie mógł pomóc; transmutacja nigdy nie była jego mocną stroną. Za to mógł zabrać się już za próbę ściągnięcia ryby na ziemię, toteż uniósł różdżkę w górę, mając nadzieję, że Nott i Wright nie mylili się co do konieczności takiego działania. W końcu nawet jeśli ramora była nośnikiem czarnej magii to trzeba było coś z nią zrobić. Nie mogła sobie ot tak po prostu wisieć nad plażą.
– Zaczynam rzucać zaklęcie, uważajcie i dołączajcie się – powiedział, starając się mówić w miarę możliwości donośnym głosem. Co prawda bez zaklęcia wzmacniającego nie mógł być aż tak donośny, jak głos Tonksa, ale stojące wokół osoby powinny go chyba usłyszeć. – Wingardium leviosa! – Podstawowe zaklęcie lewitujące, którego uczył się na pierwszym roku szkoły nie należało do szczególnie trudnych, zresztą była to najzwyklejsza magia użytkowa. Nie dało się jednak ukryć, że nie używał go aż tak znowu często.
| st. 35, +25 do rzutu
Serenely splendid heron,
staring into river,
wind that blows your feathers
staring into river,
wind that blows your feathers
Roger Bennett
Zawód : szukam tropów i rozwiązuje sprawy
Wiek : 35 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I will write peace on your wings and you will fly all over the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Roger Bennett' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
Nie zmieniła swojej pozy ani lekko powątpiewająco wyrazu twarzy kiedy młody opowiadał swoją historię. Dłonie nadal trzymała w kieszeniach a jasne bystre tęczówki zawisły na młodym mężczyźnie zapamiętując co istotniejsze szczegóły historii. Zerknęła w stronę ryby, a potem wróciła spojrzeniem do niego ani raz mu nie przerywając. Padające pytanie sprawiło, że wydęła lekko wargi a potem pokręciła głową.
- Nie możemy. - pokręciła przecząco głową. Uniosła kąciki ust w lekkim niemal przepraszającym geście. - To tajemna tajemnica. Ale nie tutaj. - powiedziała im na pocieszenie i odchodne. Dalsza rozmowa z tą grupką nie miała mieć większego sensu. Powiedzieli chyba już wszystko co wiedzieli, a ona nie zamierzała opowiadać o Oazie. Musieli obejść się smakiem. Cóż, Justine nie było jakoś niezwykle przykro z tego powodu. - Miłego dnia, panowie, jak możecie wycofajcie się jeszcze trochę. - rzuciła do nich i ruszyła za Adą a właściwie to w kierunku brata, przeciskając się przez tłum i niewiele robiąc sobie z tego, kiedy ktoś protestował.
- Jest pole antymagiczne, ale to nie wyjście. - wtrąciła się bo kiedy podeszła złapała akurat słowa Notta. Wsadziła na powrót ręce w kieszenie spodni. Spoglądając na rybę, zmrużyła brwi. Cóż, czynników co do jej niepokoju - a przez to, jak wierzyć opowieści - było sporo. Ale Justine pomyślała, że może to nie jej niepokój ją unosił, a ludzi wokół. Inaczej unoszenie się pamiątek które miał ojciec chłopaka nie miały sensu. A może ona go nie dostrzegała na magicznych zwierzętach znając się tyle o ile. I choć pole rzeczywiście mogło wstrzymać magię, to jej nie rozrzedzało. Po prostu zawieszało jej działanie na określony czas.
- Jaki jest plan? - zapytała ich w końcu przesuwając tęczówkami po zebranych. - Bo jakiś macie, tak? - upewniła się bo ściągnięcie tej ryby na dół to jedno - drugie przecież było - co dalej? Czy była niebezpieczna i jeśli tak, to jak bardzo, czy wypuszczenie jej działało w ogóle na ich korzyść? Roger napomknął coś o zaczynaniu, ale nie wiedziała co zamierzają więc stwierdziła jedynie. - Wzmocnię was. - zaoferowała, cóż, możliwość do większych rzeczy była chyba wszystkim na rękę. A jeśli ryba jednak zaatakuje, będzie trzeba ją powstrzymać, lepiej, żeby miała w pogotowiu różdżkę. - Magicus Extremos. - wypowiedziała płynnie, wywijając nadgarstkiem w znajomym geście. Ona zostanie gotowa obok by w razie czego zareagować.
| przepraszam za jakość ale moja kocowo-migrenowa głowa więcej nie wydyga dzisaj xd rzucam Magicusa dla moich kumpli <3
- Nie możemy. - pokręciła przecząco głową. Uniosła kąciki ust w lekkim niemal przepraszającym geście. - To tajemna tajemnica. Ale nie tutaj. - powiedziała im na pocieszenie i odchodne. Dalsza rozmowa z tą grupką nie miała mieć większego sensu. Powiedzieli chyba już wszystko co wiedzieli, a ona nie zamierzała opowiadać o Oazie. Musieli obejść się smakiem. Cóż, Justine nie było jakoś niezwykle przykro z tego powodu. - Miłego dnia, panowie, jak możecie wycofajcie się jeszcze trochę. - rzuciła do nich i ruszyła za Adą a właściwie to w kierunku brata, przeciskając się przez tłum i niewiele robiąc sobie z tego, kiedy ktoś protestował.
- Jest pole antymagiczne, ale to nie wyjście. - wtrąciła się bo kiedy podeszła złapała akurat słowa Notta. Wsadziła na powrót ręce w kieszenie spodni. Spoglądając na rybę, zmrużyła brwi. Cóż, czynników co do jej niepokoju - a przez to, jak wierzyć opowieści - było sporo. Ale Justine pomyślała, że może to nie jej niepokój ją unosił, a ludzi wokół. Inaczej unoszenie się pamiątek które miał ojciec chłopaka nie miały sensu. A może ona go nie dostrzegała na magicznych zwierzętach znając się tyle o ile. I choć pole rzeczywiście mogło wstrzymać magię, to jej nie rozrzedzało. Po prostu zawieszało jej działanie na określony czas.
- Jaki jest plan? - zapytała ich w końcu przesuwając tęczówkami po zebranych. - Bo jakiś macie, tak? - upewniła się bo ściągnięcie tej ryby na dół to jedno - drugie przecież było - co dalej? Czy była niebezpieczna i jeśli tak, to jak bardzo, czy wypuszczenie jej działało w ogóle na ich korzyść? Roger napomknął coś o zaczynaniu, ale nie wiedziała co zamierzają więc stwierdziła jedynie. - Wzmocnię was. - zaoferowała, cóż, możliwość do większych rzeczy była chyba wszystkim na rękę. A jeśli ryba jednak zaatakuje, będzie trzeba ją powstrzymać, lepiej, żeby miała w pogotowiu różdżkę. - Magicus Extremos. - wypowiedziała płynnie, wywijając nadgarstkiem w znajomym geście. Ona zostanie gotowa obok by w razie czego zareagować.
| przepraszam za jakość ale moja kocowo-migrenowa głowa więcej nie wydyga dzisaj xd rzucam Magicusa dla moich kumpli <3
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 17
--------------------------------
#2 'k8' : 7, 4, 3, 1, 1, 5, 2, 8, 4, 6, 2, 3
#1 'k100' : 17
--------------------------------
#2 'k8' : 7, 4, 3, 1, 1, 5, 2, 8, 4, 6, 2, 3
-Opuścimy ją, jak Percy da znać czy żyje i gdz- - zaczął streszczać Just, ale urwał, słysząc inkantancję zaklęcia.
-Nie gdy on tam lata! - przerwał Rogerowi, wskazując z niepokojem na Blake’a. Po podjęciu decyzji doceniłby pomoc, ale te jeszcze nie zapadły-to od funkcji życiowych ramory zależało, czy trafi do morza czy na ląd-a Blake dopiero ją uspokajał. Podnoszenie jej przy lotniku było ryzykowne dla lotnika, musieli poczekać. -Nic nie rzucamy! Dopiero na MÓJ znak i po ustaleniu kierunku. - zwrócił się do ludzi do których mówił Roger, donośniej i by zapanować nad chaosem. Dowodzić równie dobrze mogłaby Just jako auror, a nieformalnie proces decyzyjny odnośnie ryby przejął właśnie Blake, ale to twarz i głos Tonksa już znali i Mike nie chciał, by przedwczesna decyzja Bennetta wprowadziła chaos wśród sojuszników. Miał nadzieję, że pojedyncze Wingardium Leviosa nie utrudni zanadto zadania Percivalowi i że nad masowym efektem udało mu się zapanować.
-Nie gdy on tam lata! - przerwał Rogerowi, wskazując z niepokojem na Blake’a. Po podjęciu decyzji doceniłby pomoc, ale te jeszcze nie zapadły-to od funkcji życiowych ramory zależało, czy trafi do morza czy na ląd-a Blake dopiero ją uspokajał. Podnoszenie jej przy lotniku było ryzykowne dla lotnika, musieli poczekać. -Nic nie rzucamy! Dopiero na MÓJ znak i po ustaleniu kierunku. - zwrócił się do ludzi do których mówił Roger, donośniej i by zapanować nad chaosem. Dowodzić równie dobrze mogłaby Just jako auror, a nieformalnie proces decyzyjny odnośnie ryby przejął właśnie Blake, ale to twarz i głos Tonksa już znali i Mike nie chciał, by przedwczesna decyzja Bennetta wprowadziła chaos wśród sojuszników. Miał nadzieję, że pojedyncze Wingardium Leviosa nie utrudni zanadto zadania Percivalowi i że nad masowym efektem udało mu się zapanować.
Can I not save one
from the pitiless wave?
Opuszczą ją i... nie dane było jej usłyszeć bo Mike zwrócił się do mężczyzn. Nie próbowała wchodzić mu w paradę, bo nie zależało jej na wprowadzeniu większego chaosu.
- Opuścicie ją i co dalej? - zapytała więc go, unosząc lekko brwi do góry, spoglądając za Nottem. Tyle? - Czy żyje, poza wodą? Może?- - wydawało jej się to jakieś abstrakcyjne. Ale niewiele wiedziała o gigantycznych rybach. - Nie trzeba jej najpierw nie wiem, uśpić czy coś? Co jeśli po sprowadzeniu na ziemię zacznie szaleć? Wiecie jak się z tym obchodzić? To łagodny gatunek, czy jeden z takich z którym raczej nie chcesz stawać twarzą w twarz? - zadawała kolejne pytania, głównie w stronę brata, bo to przy nim przystanęła, na jej twarzy nie zmieniła się żadna emocja, ręka zaciskała się na różdżce, a spojrzenie śledziło sylwetkę ryby i Percivala, gotowa zareagować gdyby zaszła potrzeba. - Młody gadał, że zęby mocą przerastają smocze łuski i kości, nie zdziwię się jak kilku handlarzy już zwęszyło interes. - nie rozejrzała się jednak w ich poszukiwaniu skupiona na Percivalu, zginął zeżarty przez wielką rybę - jeszcze czego, Blake miał już jak spędzić resztę dni i to na pewno nie w ten sposób.
- Opuścicie ją i co dalej? - zapytała więc go, unosząc lekko brwi do góry, spoglądając za Nottem. Tyle? - Czy żyje, poza wodą? Może?- - wydawało jej się to jakieś abstrakcyjne. Ale niewiele wiedziała o gigantycznych rybach. - Nie trzeba jej najpierw nie wiem, uśpić czy coś? Co jeśli po sprowadzeniu na ziemię zacznie szaleć? Wiecie jak się z tym obchodzić? To łagodny gatunek, czy jeden z takich z którym raczej nie chcesz stawać twarzą w twarz? - zadawała kolejne pytania, głównie w stronę brata, bo to przy nim przystanęła, na jej twarzy nie zmieniła się żadna emocja, ręka zaciskała się na różdżce, a spojrzenie śledziło sylwetkę ryby i Percivala, gotowa zareagować gdyby zaszła potrzeba. - Młody gadał, że zęby mocą przerastają smocze łuski i kości, nie zdziwię się jak kilku handlarzy już zwęszyło interes. - nie rozejrzała się jednak w ich poszukiwaniu skupiona na Percivalu, zginął zeżarty przez wielką rybę - jeszcze czego, Blake miał już jak spędzić resztę dni i to na pewno nie w ten sposób.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
— No co też pan powie — włożyła dość sporo wysiłku w to, by głos nie zadrżał od śmiechu; oburzenie mężczyzny było bardzo żywe, a w dodatku skierowane w stronę człowieka, którego zdarzało jej się mijać na relatywnie niewielkiej przestrzeni zajmowanej przez podziemne ministerstwo (Michaelu). Część jej chciała oburzyć się takim postawieniem sprawy — Niuchacze nigdy nie rekwirowali niczego dla siebie, alokacja środków zawsze odbywała się z uwzględnieniem najpilniejszych potrzeb. Ale ich działalność, działalność całego oddziału była i miała być niezauważalna. To ludzie podobni do Tonksa byli twarzami Ministerstwa, ręką wymierzającą sprawiedliwość. Jednakże uproszczenie dotknęło i ją, choć nie mogła dawać tego po sobie poznać. Trzeba było dalej grać w tę samą grę. Czuła, że ściemnia, że próbuje coś dla siebie ugrać, tylko co to mogło być? — Naszych— powtórzyła szeptem, nieco przeciągle, zbliżając się do mężczyzny tak blisko, że ich ramiona poczęły się ze sobą stykać. — Kimże jest król bez królowej? — usta wygięły się w uśmiechu, choć oczy już spoglądały nie w oczy tego mężczyzny, lecz najpierw skupiły się na ustach, a następnie dłoniach. Te ostatnie omiotła wzrokiem ledwie kurtuazyjnie, nawet jeżeli miał obrączkę, nie wydawał się kimś szczególnie moralnym. Wspomniał o Ręce Glorii, Iris słyszała o tym lokalu; znajdował się w bogatej dzielnicy Londynu, nie wpuszczali tam byle kogo. Jeżeli robił tam interesy, musiał być — nomen omen — grubą rybą.
Należało zatem zagrać va banque.
Nie zważając na reakcję ludzi wokoło, nawet na samą reakcję tegoż mężczyzny, objęła rękoma jego ramię, w charakterystyczny dla zakochanych młodych dziewcząt sposób. Spoglądała nawet na niego z dołu, spod półprzymkniętych powiek. Wargi rozchyliły się lekko, gdzieś pomiędzy westchnieniem a niewypowiedzianymi jeszcze myślami.
— Mówią na mnie Iris, ale ty możesz mówić mi kochanie — granie kobiety, która szybko zwęszyła okazję do poważnej inwestycji miłosnej przy boku nowego króla toalet z rybiej kości mogło wypaść naprawdę bardzo przekonująco, przede wszystkim dlatego, że pomimo zawartego niedawno chabrowego ślubu, Iris i Ted wciąż nie mieli obrączek, o pierścionku zaręczynowym dla Iris nie wspominając. W obliczu piszczącej biedy, tragedii rozgrywającej się zeszłej nocy takie drastyczne sposoby na poprawienie swego statusu majątkowego nie mogły szczególnie dziwić. Niby przypadkiem potarła ramieniem mężczyzny o swe własne, sprawiając, że luźne ramiączko sukienki zsunęło się z ramienia, odsłaniając jasną skórę. Czuła, jak żołądek skręca jej się z obrzydzenia, ale już wielokrotnie musiała wykorzystywać swe atuty dla dobra sprawy. Zwłaszcza że gdyby mężczyzna wydał jakieś rozkazy swoim towarzyszom, utrudniłby akcję prowadzoną przez aurora. Wreszcie stanęła na palcach, zbliżając usta do małżowiny usznej przemytnika. Przez chwilę milczała, pozwalając tylko ciepłemu powietrzu muskać jego skórę. — Ten ważniak od razu wyczuje, że jest coś na rzeczy, jeżeli będziecie tak na niego łypać — zaczęła słodkim głosem, jedną z dłoni opierając na jego barku; tak stabilizowała swoją pozycję, ale też próbowała wyczuć jakiekolwiek drgnięcia jego ciała. — Zróbcie, co mówi, cofnijcie się. Ja pomogę im ściągnąć tę rybę, a gdy okaże się, że nie jest problematyczna, podzielimy się łupem. Dobrze, skarbie? — kończąc krótki, szeptany monolog opadła na pełne stopy i wyplątała go ze swoich objęć. Poprawiła także ramiączko sukienki, założyła kosmyki włosów za oboje uszu. A gdy Michael oznajmił, że potrzebuje jeszcze kilka osób do pomocy, zgodnie z przedstawionym przemytnikowi planem podniosła wysoko rękę, chcąc zwrócić na siebie uwagę aurora.
— Ja pomogę! — dodała, czekając aż mężczyzna zgodzi się i przywoła ją do siebie gestem; nim to jednak się stało, odwróciła się raz jeszcze, na krótki moment w stronę przemytnika.
— Będziemy królami życia, skarbie — puściła mu oczko, chcąc tym bardziej upewnić w przekonaniu, że można było jej zaufać i że bardzo zależało jej na udziale w zyskach. Teraz zostało tylko w jakiś dyskretny sposób powiadomić aurorów, aby mieli oko na tę wesołą gromadkę. No i załatwić sprawę z rybą...
Należało zatem zagrać va banque.
Nie zważając na reakcję ludzi wokoło, nawet na samą reakcję tegoż mężczyzny, objęła rękoma jego ramię, w charakterystyczny dla zakochanych młodych dziewcząt sposób. Spoglądała nawet na niego z dołu, spod półprzymkniętych powiek. Wargi rozchyliły się lekko, gdzieś pomiędzy westchnieniem a niewypowiedzianymi jeszcze myślami.
— Mówią na mnie Iris, ale ty możesz mówić mi kochanie — granie kobiety, która szybko zwęszyła okazję do poważnej inwestycji miłosnej przy boku nowego króla toalet z rybiej kości mogło wypaść naprawdę bardzo przekonująco, przede wszystkim dlatego, że pomimo zawartego niedawno chabrowego ślubu, Iris i Ted wciąż nie mieli obrączek, o pierścionku zaręczynowym dla Iris nie wspominając. W obliczu piszczącej biedy, tragedii rozgrywającej się zeszłej nocy takie drastyczne sposoby na poprawienie swego statusu majątkowego nie mogły szczególnie dziwić. Niby przypadkiem potarła ramieniem mężczyzny o swe własne, sprawiając, że luźne ramiączko sukienki zsunęło się z ramienia, odsłaniając jasną skórę. Czuła, jak żołądek skręca jej się z obrzydzenia, ale już wielokrotnie musiała wykorzystywać swe atuty dla dobra sprawy. Zwłaszcza że gdyby mężczyzna wydał jakieś rozkazy swoim towarzyszom, utrudniłby akcję prowadzoną przez aurora. Wreszcie stanęła na palcach, zbliżając usta do małżowiny usznej przemytnika. Przez chwilę milczała, pozwalając tylko ciepłemu powietrzu muskać jego skórę. — Ten ważniak od razu wyczuje, że jest coś na rzeczy, jeżeli będziecie tak na niego łypać — zaczęła słodkim głosem, jedną z dłoni opierając na jego barku; tak stabilizowała swoją pozycję, ale też próbowała wyczuć jakiekolwiek drgnięcia jego ciała. — Zróbcie, co mówi, cofnijcie się. Ja pomogę im ściągnąć tę rybę, a gdy okaże się, że nie jest problematyczna, podzielimy się łupem. Dobrze, skarbie? — kończąc krótki, szeptany monolog opadła na pełne stopy i wyplątała go ze swoich objęć. Poprawiła także ramiączko sukienki, założyła kosmyki włosów za oboje uszu. A gdy Michael oznajmił, że potrzebuje jeszcze kilka osób do pomocy, zgodnie z przedstawionym przemytnikowi planem podniosła wysoko rękę, chcąc zwrócić na siebie uwagę aurora.
— Ja pomogę! — dodała, czekając aż mężczyzna zgodzi się i przywoła ją do siebie gestem; nim to jednak się stało, odwróciła się raz jeszcze, na krótki moment w stronę przemytnika.
— Będziemy królami życia, skarbie — puściła mu oczko, chcąc tym bardziej upewnić w przekonaniu, że można było jej zaufać i że bardzo zależało jej na udziale w zyskach. Teraz zostało tylko w jakiś dyskretny sposób powiadomić aurorów, aby mieli oko na tę wesołą gromadkę. No i załatwić sprawę z rybą...
It's beautiful here
but morning light can make
the most vulgar things tolerable.
the most vulgar things tolerable.
Iris Moore
Zawód : Zaopatrzeniowiec w Podziemnym Ministerstwie Magii
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
until the lambs
have become lions
have become lions
OPCM : 15 +3
UROKI : 14 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
Słysząc nagły krzyk Michaela, Roger spojrzał na niego kątem oka, orientując się, że w ogólnie panującym chaosie faktycznie trochę się pośpieszył. Na Merlina, to naprawdę mogło być dla Notta całkiem niebezpieczne… Finite incantatem – pomyślał, opuszczając różdżkę.
– Racja, Tonks, przepraszam – powiedział po chwili. Na pytania Justine nie miał jednak odpowiedzi. Nie on w tym gronie był specjalistą od ryb. Właściwie to chyba nie był tu specjalistą od niczego, a przynajmniej tak trochę się czuł. Był detektywem, śledczym, nie specem od katastrof i latających ryb. Wiedział nieco o czarnej magii, a przynajmniej o tym, jak się przed nią bronić, ale nie dało się ukryć, że podobnej sprawy nigdy nie prowadził i nawet nie do końca miał jak się do czegokolwiek odnieść pod względem swojego doświadczenia. W końcu dopiero z wiekiem człowiek orientuje się, jak niewiele wie, nawet jeśli kiedyś wydawało mu się, że wie wszystko.
| przerywam zaklęcie, jeśli mogę, jeśli nie, to można zignorować
– Racja, Tonks, przepraszam – powiedział po chwili. Na pytania Justine nie miał jednak odpowiedzi. Nie on w tym gronie był specjalistą od ryb. Właściwie to chyba nie był tu specjalistą od niczego, a przynajmniej tak trochę się czuł. Był detektywem, śledczym, nie specem od katastrof i latających ryb. Wiedział nieco o czarnej magii, a przynajmniej o tym, jak się przed nią bronić, ale nie dało się ukryć, że podobnej sprawy nigdy nie prowadził i nawet nie do końca miał jak się do czegokolwiek odnieść pod względem swojego doświadczenia. W końcu dopiero z wiekiem człowiek orientuje się, jak niewiele wie, nawet jeśli kiedyś wydawało mu się, że wie wszystko.
| przerywam zaklęcie, jeśli mogę, jeśli nie, to można zignorować
Serenely splendid heron,
staring into river,
wind that blows your feathers
staring into river,
wind that blows your feathers
Roger Bennett
Zawód : szukam tropów i rozwiązuje sprawy
Wiek : 35 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I will write peace on your wings and you will fly all over the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Roger Bennett' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 14
'k100' : 14
Spieszył się, więc jego pismo miejscami było rozciągnięte, innymi miejscami dziwnie skurczone, jakby nadmiar miejsca musiał zostać natychmiast wykorzystany przez kolejne litery. Rozczytywał się na razie i to wystarczyło. Na artyzm kaligraficzny nie było czasu. Jak tylko zapisał wszystkie potrzebne szczegóły, zasłonił ciało ostrożnie, ale i dokładnie.
- Gdzie zorganizowano mogiłę? - dopytywał, podchodząc do kolejnego ciała, które zostało już przykryte. - Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby nie zakłócać spokoju dłużej, niż będę musiał. My widzimy tych ludzi martwych, ale są rodziny, które wciąż oczekują ich powrotu do domu, więc bardzo proszę, żeby pozwoliła mi pani im pomóc. Zostanie im wtedy tylko zgadywać, kiedy zakopią mogiłę. - odpowiedział, jednocześnie odsłaniając kolejne prześcieradło, w tym ułamku sekundy modląc się, żeby nie napotkał twarzy kogoś, kogo doskonale znał. Billy? Hannah? Liddy? Theo? Neala? Nie, ich tutaj zobaczyć nie chciał. Barwiona tuszem końcówka długopisu oparła się o papier. - A co z tą rybą? Od kiedy ona tak... wisi? - obejrzał się na to dziwne zjawisko, dosłownie na krótką chwilę przerywając swoje notatki. Spojrzał też w stronę tłumu, szukając w nim twarzy Iris, oceniając, jak daleko był od tłumu obserwatorów, kto się tam znajdował i czy kogoś wśród tych ludzi znał.
- Gdzie zorganizowano mogiłę? - dopytywał, podchodząc do kolejnego ciała, które zostało już przykryte. - Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby nie zakłócać spokoju dłużej, niż będę musiał. My widzimy tych ludzi martwych, ale są rodziny, które wciąż oczekują ich powrotu do domu, więc bardzo proszę, żeby pozwoliła mi pani im pomóc. Zostanie im wtedy tylko zgadywać, kiedy zakopią mogiłę. - odpowiedział, jednocześnie odsłaniając kolejne prześcieradło, w tym ułamku sekundy modląc się, żeby nie napotkał twarzy kogoś, kogo doskonale znał. Billy? Hannah? Liddy? Theo? Neala? Nie, ich tutaj zobaczyć nie chciał. Barwiona tuszem końcówka długopisu oparła się o papier. - A co z tą rybą? Od kiedy ona tak... wisi? - obejrzał się na to dziwne zjawisko, dosłownie na krótką chwilę przerywając swoje notatki. Spojrzał też w stronę tłumu, szukając w nim twarzy Iris, oceniając, jak daleko był od tłumu obserwatorów, kto się tam znajdował i czy kogoś wśród tych ludzi znał.
jesteś wolny
a jeśli nie uwierzysz, będziesz w dłoń ujęty
przez czas, przez czas - przeklęty
przez czas, przez czas - przeklęty
Ted Moore
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
i must not fear
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 30 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Ted Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 100
'k100' : 100
Artemis z uniesionymi rękoma i uzbrojony w różdżkę, próbował tak manipulować kulą, by zmusić gapiów to cofnięcia się na bezpieczną odległość. Nie było to proste, nie tylko dlatego, że ronił coraz to więcej łez nad Lewitusem (to musiała być jakaś magia! Albo po prostu był niereformowalny), ale też dlatego, że robiło się coraz bardziej nerwowo. Mimo wszystko zdawało się, że sprostał zadaniu. Przynajmniej na razie.
Zanim Artemis rzucił to proste i efekciarskie zaklęcie, przepraszająco spojrzał na Iris, która próbowała nawiązać z nim kontakt. Działo się jednak zbyt wiele na raz, było niesamowicie gwarno, w głowie Lovegooda huczało. Nie był w stanie wykrzesać ani słowa do swojej dobrej znajomej. Potem będzie długo przeżywał, że nie okazał jej należytego szacunku. Rzucił bełkotliwe przepraszam, które zabrzmiało bardziej jak szmrzm. Skinieniem głowy pozdrowił Adrianę Tonks, zajmując swoje stanowisko. Następnie poświęcił w pełni swoją uwagę tłumowi i fajerwerkom zaklętym w mieniącej się kuli.
- Tak jest, szefie! - odkrzyknął żartobliwie Rogerowi, gotowy by wołać swojego kompana w razie gdyby stracił kontrolę nad ludzką, rozedrganą od ciekawości masą.
Jednym uchem wysłuchiwał spontanicznego planu, na który wpadli znajomi mu aurorzy i inni pracownicy Ministerstwa. Być może miało to sens? Drugim zaś uchem wyłapał legendę opowiadaną przez ryżego chłopaka. Ta sprowokowała Artemisa do myślenia. Dzięki niej przypomniał sobie historię, którą odkrył kiedyś w zbiorach biblioteki Hogwartu. Tyczyła się właśnie lewitującej ryby! Tysiące barw, kształtów i żywiołów migotało teraz w umyśle Artemisa. Ten zaczął szybko mrugać, próbując poukładać swoje rozdygotane myśli.
Historia, którą sobie przypomniał bazowała na kronice Pliniusza Starszego i opisywała bitwę między Oktawianem Augustem, a Markiem Antoniuszem i czarownicą Kleopatrą. Cóż to była za historia! Aż skrzyła od magii. Ale gdzie miała miejsce? Były to chyba tereny dzisiejszej Grecji...
Tak czy inaczej, według Pilniusza, Marek Antoniusz przegrał. Do jednego z okrętów legendarnego rzymskiego wodza przylepiło się tajemnicze rybsko, przez co musiał czmychnąć na drugi ze swoich okrętów. Ten pierwszy zaś zaczął unosić się coraz wyżej i wyżej, wraz z tą niesamowitą istotą. Legenda kończyła się drastycznym opisem - ramora została zabita zaklęciem lancy, okręt i stworzenie wpadli do wody, wzniecając ogromną falę, powalając wszystkie pobliskie okręty.
Jeśli cokolwiek pójdzie nie po myśli czarodziejów, ryba może najpierw unieść się jeszcze wyżej, a ostatecznie spaść z hukiem (i pluskiem) do wody. Artemis pobladł. Po chwili, na tyle głośno, na ile był w stanie zawołał, mając nadzieję, że dosłyszy go Michael Tonks:
- TYLKO JEJ NIE STRESUJCIE! WŚCIEKŁA LUB PRZERAŻONA, BĘDZIE UNOSIĆ SIĘ WYŻEJ! I ZA NIC W ŚWIECIE NIE ZADAWAJCIE JEJ BÓLU! MOŻE RUNĄĆ!
| Rzut kością na próbę utrzymania ludu w ryzach.
Zanim Artemis rzucił to proste i efekciarskie zaklęcie, przepraszająco spojrzał na Iris, która próbowała nawiązać z nim kontakt. Działo się jednak zbyt wiele na raz, było niesamowicie gwarno, w głowie Lovegooda huczało. Nie był w stanie wykrzesać ani słowa do swojej dobrej znajomej. Potem będzie długo przeżywał, że nie okazał jej należytego szacunku. Rzucił bełkotliwe przepraszam, które zabrzmiało bardziej jak szmrzm. Skinieniem głowy pozdrowił Adrianę Tonks, zajmując swoje stanowisko. Następnie poświęcił w pełni swoją uwagę tłumowi i fajerwerkom zaklętym w mieniącej się kuli.
- Tak jest, szefie! - odkrzyknął żartobliwie Rogerowi, gotowy by wołać swojego kompana w razie gdyby stracił kontrolę nad ludzką, rozedrganą od ciekawości masą.
Jednym uchem wysłuchiwał spontanicznego planu, na który wpadli znajomi mu aurorzy i inni pracownicy Ministerstwa. Być może miało to sens? Drugim zaś uchem wyłapał legendę opowiadaną przez ryżego chłopaka. Ta sprowokowała Artemisa do myślenia. Dzięki niej przypomniał sobie historię, którą odkrył kiedyś w zbiorach biblioteki Hogwartu. Tyczyła się właśnie lewitującej ryby! Tysiące barw, kształtów i żywiołów migotało teraz w umyśle Artemisa. Ten zaczął szybko mrugać, próbując poukładać swoje rozdygotane myśli.
Historia, którą sobie przypomniał bazowała na kronice Pliniusza Starszego i opisywała bitwę między Oktawianem Augustem, a Markiem Antoniuszem i czarownicą Kleopatrą. Cóż to była za historia! Aż skrzyła od magii. Ale gdzie miała miejsce? Były to chyba tereny dzisiejszej Grecji...
Tak czy inaczej, według Pilniusza, Marek Antoniusz przegrał. Do jednego z okrętów legendarnego rzymskiego wodza przylepiło się tajemnicze rybsko, przez co musiał czmychnąć na drugi ze swoich okrętów. Ten pierwszy zaś zaczął unosić się coraz wyżej i wyżej, wraz z tą niesamowitą istotą. Legenda kończyła się drastycznym opisem - ramora została zabita zaklęciem lancy, okręt i stworzenie wpadli do wody, wzniecając ogromną falę, powalając wszystkie pobliskie okręty.
Jeśli cokolwiek pójdzie nie po myśli czarodziejów, ryba może najpierw unieść się jeszcze wyżej, a ostatecznie spaść z hukiem (i pluskiem) do wody. Artemis pobladł. Po chwili, na tyle głośno, na ile był w stanie zawołał, mając nadzieję, że dosłyszy go Michael Tonks:
- TYLKO JEJ NIE STRESUJCIE! WŚCIEKŁA LUB PRZERAŻONA, BĘDZIE UNOSIĆ SIĘ WYŻEJ! I ZA NIC W ŚWIECIE NIE ZADAWAJCIE JEJ BÓLU! MOŻE RUNĄĆ!
| Rzut kością na próbę utrzymania ludu w ryzach.
Wzgórze
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset