Augustus Agapetus Rookwood
Nazwisko matki: Borgin
Miejsce zamieszkania: Londyn, Wielka Brytania
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: Koroner na usługach Ministerstwa Magii
Wzrost: 189 cm
Waga: 86 kg
Kolor włosów: Ciemnobrązowe
Kolor oczu: Zielone z piwnymi naleciałościami
Znaki szczególne: Wysoki wzrost; konstelacja pieprzyków dominująca na prawej stronie szczęki. Oburęczność; oszczędność w ruchach.
Sztywna, 12 i 3⁄4 cala, sosna, łuska kappy
Slytherin
Owczarek kaukaski
Palących się żywcem ludzi
Mokrą, leśną ściółką; gazą nasączoną spirytusem; pergaminem i atramentem
Siebie samego, jako Niewymowanego, przekraczającego próg Sali Śmierci
Człowiekiem, jego organizmem i funkcjami życiowymi. Czarną magią i jej wpływem na otoczenie. Taksydermią; literaturą XIX wieku
Dość obojętnie Jastrzębiom z Falmouth
Wciąż się kształcę, niszczę wzrok nad pergaminami. Poluję i oprawiam zwierzynę. Gram w szachy czarodziejów
Jakiej muzyki słucha?
Otto Lotz
Kiedy ludzie są jeszcze dziećmi, oceniają powagę sytuacji, obserwując swoich rodziców. Gdy się przewracasz i nie możesz zdecydować czy bardzo cię boli, czy też nie, spoglądasz właśnie na nich. Jeżeli wyglądają na zmartwionych i biegną w twoim kierunku, zaczynasz płakać. Jeśli natomiast zachowują spokój, patrząc na ciebie wyczekująco, aż podniesiesz się z ziemi, wtedy wstajesz i przechodzisz nad sprawą do porządku dziennego – nic wielkiego się stało, nie jesteś przecież mięczakiem. Zaciskasz zęby i otrzepujesz kolana; wtedy być może łowisz błysk aprobaty w zwykle wyblakłym ojcowskim oku i czujesz się spełniony na tyle, na ile pozwala ci dziecięca fantazja.
Mniej więcej tak pamiętam dzieciństwo; postać pana ojca – nigdy taty – zawsze była tą heliocentryczną, wokół której krążyliśmy my, spragnieni uwagi synowie. Oczywiście była też ona, lecz znajdowała się poza konkurencją; ojciec nie lubił, gdy przypominano mu o istnieniu córki – być może dlatego, że w jego mniemaniu nie było czym się szczycić. Być może dlatego, że ceną za jej narodziny była śmierć naszej matki? Nigdy nie miałem odwagi zapytać, choć często zaprzątało to moje myśli – co właściwie kierowało Normundem?
Nie dane było mi poznać odpowiedzi na to pytanie. Wątpię, by w ogóle przeszło mi przez usta.
Otwartość nigdy bowiem nie była moją najmocniejszą stroną. Zwykle przyjmowałem rolę obserwatora; lubiłem śledzić grę cieni na ścianie w salonie, ruch firanek szarpanych wiatrem. Niespecjalnie ciągnęło mnie gnanie za starszymi braćmi, choć ich wzajemne relacje w pewien sposób były fascynujące – oczywiście gdzieś z boku, gdy nie kazano brać mi w nich udziału. Nie przepadałem za harmidrem; wrzawą towarzyszącą ich zabawom. Bynajmniej jednak nie stroniłem od kontaktów z nimi, to oni pierwsi posadzili mnie na miotle, prawie strącając z pobliskiego klifu. Gdyby wtedy nie uaktywniły się moje magiczne zdolności, prawdopodobnie ta historia zakończyłaby się w tym miejscu. Zamiast tego wzniosłem się nad skarpą, opadając zaraz miękko u stóp Waltera, mimo że miotła roztrzaskała się dwadzieścia metrów od nas.
Ojciec irracjonalnie był zachwycony tym zdarzeniem – na drugi dzień dostałem swojego pierwszego kuca. Agapetus, nazwałem bowiem zwierzę swoim drugim imieniem, okazał się towarzyszem idealnym. Spokojny, choć teraz powiedziałbym, że raczej ospały, był nieocenionym wieloletnim kompanem polowań, w których świat w końcu mnie wprowadzono.
Miałem sześć lat, gdy po raz pierwszy udało mi się w pełni samodzielnie ustrzelić zająca – oprawienie długouchego nie było wcale tak łatwe, jak z początku mi się wydawało, gdy obserwowałem sprawne ruchy dłoni ojca, za którymi nie nadążałem. Myliły mi się linie cięć; cuchnąca zawartość przerwanych jelit niejednokrotnie plamiła mi palce, które wycierałem w pobliskie źdźbła trawy, próbując przy tym powstrzymać torsje i nie zwracać uwagi na ojca, w którego oczach zaczynałem dostrzegać zniecierpliwienie. Zdawało mi się, że słyszę jego myśli, a żadna z nich nie była pochlebna – cóż z tego, że miałem ledwie kilka lat?
To nie tłumaczyło nieudolności.
Agapetus – tym razem puchacz – miał oczy jak dwa paciorki. Ciemne i błyszczące; wiele letnich wieczorów spędziłem na wpatrywaniu się w ich skrzące jeziora, zastanawiając się jak poradzimy sobie w Hogwarcie.
Ptaszysko było bardziej pewne siebie ode mnie; boleśnie kąsało palce, puszyło pióra przy byle okazji i pogardliwym spojrzeniem obdarzało każdą żywą istotę. A ja? Starałem się przygładzić niesforne loki, rozprostować zbyt pogięte mankiety szaty i nie wpadać na przypadkowych ludzi, którzy wyrastali przede mną na tłocznym peronie. Theodore i Walter torowali drogę, obydwaj obeznani – godło Slytherinu od kilku lat zdobiło ich szatę – i niecodziennie cierpliwi; rozstanie z Harrogate przyszło mi łatwo.
Hogwart był moim marzeniem; sosnowe drewno niecierpliwie obracane pomiędzy palcami, przesiąkało prośbą. Prośbą do wyświechtanego kapelusza, którego szept wyraźnie słyszałem w głowie. Ravenclaw, Tiara nie miała wątpliwości. W przeciwieństwie do mnie; i choć nie przywykłem do negowania zdania starszych tym razem nie przytaknąłem.
Byłem Rookwoodem.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 10 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 5 | + 1 różdżka |
Czarna magia: | 15 | + 2 różdżka |
Magia lecznicza: | 5 | + 2 różdżka |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 7 | + 6 waga |
Zwinność: | 5 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | IV | 40 |
Numerologia | II | 10 |
Historia magii | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Ukrywanie się | I | 2 |
ONMS | I | 2 |
Zielarstwo | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Silna wola | I | 2 |
Jasny umysł | I | 2 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | ½ |
Taksydermia (wytwórstwo) | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Jeździectwo | I | 1 |
Pływanie | I | 1 |
Latanie na miotle | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Reszta: 0 |
Oklumencja, pies