Ophelia Amaila Nott
Nazwisko matki: Lestrange
Miejsce zamieszkania: Ashfield Manor
Czystość krwi: Szlachetna
Status majątkowy: Bogacz
Zawód: brak
Wzrost: 170 cm
Waga: 59 kg
Kolor włosów: brązowy
Kolor oczu: ciemnobrązowy
Znaki szczególne: brak
Drewno różane, Sierść Kelpii, 13 cali, sztywna pozłacane zdobienia na rączce
Slytherin
nie umie wyczarować
Ghul
brzoskwinia, olejek aloesowy, galaretka malinowa
Ona stojąca u boku dobrego męża
Zakupy, moda, spotkania towarzyskie
nie interesuje się sportem
Kocha taniec i jazdę konną
Głównie klasycznej
Audrey Hepburn
Delikatne, oraz świeże niczym migdał,
który dopiero się otwiera"
Ophelia Amalia Nott. Przyszła na świat dokładnie 20 lipca 1936 roku, w pewien deszczowy i niezwykle ponury dzień. Dziewczynka co ciekawsze narodziła się już z jednym mlecznym ząbkiem, który to po wypadnięciu matka schowała do szkatułki. Matka Opheli Cassiopeia, wywodziła się z rodu Lestrange, która lata swojej młodości spędziła na malowniczej wyspie Wight. Życie upływało jej tam powoli, i beztrosko. Mogła bez przeszkód zatracić się w muzyce którą tak bardzo kochała, niestety życie brutalnie sprowadziło ją na ziemię, dając jej jasno do zrozumienia, że najwyraźniej nie urodziła się do tego aby być szczęśliwą. Na jej drodze stanął wówczas dwudziestopięcioleci letni czarodziej - Perseus Nott - Zachwyciła on jej rodzinę nie tylko swoją ambicją, oraz obiecująco rozwijającą się karierą polityka, ale był doskonałą partią dla młodej Lady Lestrange. Nottowie w końcu już dawno udowodnili swoja wartość jako ród. Nie tylko ze względu na to, iż to właśnie Nott stworzył dobrze znany wszystkim skorowidz czystości krwi, ale również dlatego, że był to ród znany z tego, że kładzie duży nacisk na wychowanie swoich dzieci. Oczywiście może wydawać się być to słabym powodem aby zaaranżować małżeństwo tej dwójki. Głównym powodem była chęć podtrzymania dobrych stosunków między tymi dwoma rodami. Co skutkowało tym, iż wybrano najbardziej tradycyjną metodę, małżeństwo. Na próżno niestety było doszukiwać się tam jakichkolwiek uczuć. Cassiopeia bowiem nigdy tak naprawdę nie kochała swojego męża, a dzień jej ślubu dla niej samej nie był bynajmniej powodem do radości. Wszystko to było spowodowane tym, iż kobieta była zakochana tak naprawdę w kimś innym, ale wiedziała, że w chwili kiedy na jej palcu znajdzie się obrączka będzie musiała porzucić swoją miłość, aby spełnić swój obowiązek, a co gorsza była świadoma, że po ślubie będzie musiała porzucić swoją ukochaną wyspę na rzecz lasu Sherwood. Nie było to dla niej w żaden sposób proste, ale świadoma swoich obowiązków nie próbowała nawet z tym dyskutować. Ophelia nie była bynajmniej pierwsza córka Lorda Notta. Przed nią na świat przyszła Rosalind, która już jako pierwsza wprawiła Perseusa w smutek. Jego brat w końcu doczekał się aż trójki synów. Lord Nott miał wysokie ambicje i pragnął się zapisać na kartach historii rodu podarowując mu kolejnego potomka. Nadejście niezadowolenia Lorda mogła przepowiadać pogoda która wówczas panowała na zewnątrz. Padał ulewny deszcz, a z oddali można było słyszeć ciche pomruki nadchodzącej burzy. Jak widać taki omen jak najbardziej się sprawdził, bo mężczyzna po wejściu do komnaty swojej żony, w jej ramionach dostrzegł drugą córkę. Perseus pogrążył się w wyraźnym smutku, oddalając się tym samym od swojej żony, która często czuła się samotna w dworku.
"Ja, Dziecko Szczęścia"
Ophelia spędzała swoje życie w Ashfield Manor usytuowanym niedaleko urokliwego, ale jednocześnie niebezpiecznego lasu Sherwood. Dworek w którym miała przyjemność zamieszkiwać Ophelia był cudowną budowlą. Wkomponowaną w naturę, przestronną i pełną światła. A dzięki zamiłowaniu Cassiopei do muzyki, zawsze rozbrzmiewały w nim delikatne i subtelne dźwięki pianina. Dostać się do dworku było stosunkowo łatwo...pod warunkiem, iż czarodziej wiedział którą ze ścieżek się udać. Wystarczyło przez nieuwagę zboczyć z traktu aby się zgubić, a wówczas jedyne o co można było się modlić to o to aby nie spotkać żadnej z driad, która na pewno wyprowadziłaby jedynie na manowce. Mała Ophelia zaskarbiła sobie uwagę swojej matki. Nowonarodzona dziewczynka dawała jej szansę na zajęcie swoich myśli, które to często uciekały w stronę rodzinnego domu w którym spędziła swoje dzieciństwo. Często wspominała uroki wyspy na której mieszkała, a im bardziej odczuwała nieobecność męża tym większą czuła tęsknotę. Z resztą mała Ophelia była bardzo dobrą wymówką, aby móc wybrać się do rodzinnych stron, albo zaprosić najbliższych do dworku Nottów, aby przedstawić im córeczkę.
Dziewczynka od małego dostawała tak naprawdę wszystko czego tylko zapragnęła. Wystarczyło, aby w jej brązowych oczach zakręciło się parę łez, a matka już posyłała po nową lalkę bądź misia dla swojej córeczki. Na dodatek w żadnym wypadku nie można powiedzieć, że Ophelia była łatwym dzieckiem do wychowania. Często przejawiała skłonności do grymaszenia, co niestety najczęściej odbijało się na opiekunkach, czy też skrzatach domowych, które często były ciągnięte za ich długie uszy. Nawet ojciec często komentował to mówiąc, że rośnie im niezwykle kapryśna córka. Co całe szczęście nie znalazło to odzwierciedlenia w rzeczywistości w tak wielkiej skali. Życie Cassiopei jak i Perseusa upływało spokojnie i stosunkowo leniwie. Nic nie zapowiadała nadciągającego koszmaru. W roku 1937 na świat przychodzi pierwszy syn pary. Lord Nott nie posiadał się ze szczęścia, radując się tym, iż w końcu udało mu się spełnić oczekiwania swojego rodu. Sama Cassiopeia, chociaż zmęczona porodem wydawała się być niezwykle szczęśliwa. Niestety dziecko kilka godzin po porodzie zmarło, co sprawiło, że Lord Nott popadł w depresję i skupił się głównie na pracy, pozostawiając swoją małżonkę w murach dworku w którym chociaż nie mieszkała sama, to mimo wszystko czuła spore osamotnienie. Czy kobieta, jednak miała czas na pogrążenie się w smutku. Musiała zająć się obowiązkami pani domu, oraz dopilnować tego, aby relacje z innymi rodami nadal były dobre. Chociaż nie ukrywała, że sprawiało jej to przyjemność. Pozwalało jej to uciec od dręczących ją myśli, i od oskarżeń męża, iż ta nie jest w stanie podarować mu nawet syna. Cassiopeia można powiedzieć, że opiekowała się swoją córka nawet lekko obsesyjnie. Często budziła się w nocy aby tylko polecić służbie aby weszła do pokoju małej szlachcianki i upewnić się, że Ophelia nadal oddycha. Perseus w końcu po długich rozmowach z żoną namówił ją na to aby spróbować jeszcze raz sprowadzić na świat syna. Kobieta, chociaż w żaden sposób nie czuła się na siłach, wiedziała, że to jej poniekąd obowiązek. Uległa więc namowom swojego męża i w roku 1938 na świat przychodzi trzecia córka Elise.
Rok po narodzinach Elise, na świat oraz Anglię pada blady strach, We wszystkich radiach, gazetach, i innych mediach można usłyszeć niepokojące wieści o wybuchu II wojny światowej. Chociaż była to wojna mugoli, to i ta informacja nie umknęła czarodziejom. Mimo to nie wywołało to takiego poruszenia jak w kręgach mugoli. A już na pewno arystokracja tym się za bardzo nie przejęła. W końcu co ich tak naprawdę obchodziły wojny mugoli. Czarodzieje mieli swój świat i to nim powinni byli się zająć. Dlatego też życie Opheli nie zmieniło się w żaden spektakularny sposób. Przecież w lesie Sherwood byli bezpieczni, a nawet jeżeli jakimś cudem, jakiś mugol by się zapuścił w tamte okolice, to najpewniej nie wyszedłby żywy...a już na pewno nie dotarłby do ich domu na który na dodatek były nałożone zaklęcia ochronne. Natomiast czarodzieje w żaden sposób nie mogli już zlekceważyć wieści które napływały z różnych stron. Na horyzoncie pojawił się pewien czarodziej, który swoją ideą doprowadził do rozłamu wśród społeczności czarodziejów. Niejaki Gellert Grindelwald zaczął być niezwykle popularny, chociażby ze względu na jego wizję świata w którym czarodzieje nie musieliby już ukrywać się przed mugolami, a nawet mieliby przejąć nad nimi władzę. Mimo to nawet wówczas arystokracja, wolała utrzymać swój idealny świat w nienaruszonym stanie. I przeciwnie do innych czarodziei po prostu nie bardzo się tym przejmowali. Cały czas każda zachcianka Opheli była spełniana, a jej życie w żadnym stopniu nie straciło na poziomie. Chociaż nie dało się ukryć pewnego napięcia które zaczęło panować podczas różnych spotkań rodzinnych, czy wizyt u przyjaciół rodziny.
Chociaż na świecie wojna mugol rozszalała się na dobre, a niepokojące wieści o wojnie czarodziejów stawały się coraz częściej głównym tematem rozmów, Nottowie nie mogli sobie pozwolić na zatracenie swoich tradycji, czy też swojej pozycji wśród innych rodów szlachecki. Dlatego też Lady Ophelia kiedy zaczęła być trochę bardziej świadoma tego kim jest podejmowała nauki którą musiał posiąść każdy czarodziej czy też każda czarownica, która nosiła nazwisko Nott. Dziewczyna zgłębiała wiedzę z zakresu sztuki szeroko rozumianej. Uczyła się nie tylko literatury i muzyki, ale zgłębiała tajniki konwersacji i tańca balowego, czy też klasycznego, który to z resztą nigdy nie należał do jej ulubionych. Nauczyciel z resztą często rwał sobie włosy z głowy widząc to co mała Lady wyprawia, chcąc często zaznaczyć jak bardzo nie odpowiada jej balet. Oczywiście w rzeczach które musiała opanować Ophelia nie mogło zabraknąć języka francuskiego, na który to kładła nacisk matka. Nottówna chętnie zgłębiała wiedzę z różnych dziedzin. Można powiedzieć, że od małego była niezwykle ciekawa świata, a jej pytań nie było końca, za co z resztę była też karcona przez matkę, która często mówiła, że damie nie wypada zadawać tylu zbędnych pytań.
Ophelia i Elise miały ze sobą naprawdę dobry kontakt. Chociaż Ophelia od małego była zawsze bardziej typem samotniczki, która wydawała się mieć swój świat, i od wspólnych zabaw z siostrą, zdecydowanie bardziej umiłowała sobie samotne spacery i oddawanie się własnym rozmyślaniom. Pomimo różnic które pojawiały się między siostrami, była jedna rzecz która je łączyła. Obydwie były zapatrzone w najstarszą siostrę Rosalind. Była ona dla nich wzorem do naśladowania. Elise podziwiała siostrę za zachowanie i za to, iż jest prawdziwą damą, a Ophelia podziwiała ją za niewątpliwą inteligencję. Z resztą to dzięki starszej siostrze dziewczynka pokochała przenosić się do stworzonych na kartkach papieru książki światów.
Najmłodsza siostra zdecydowanie bardziej wdała się w matkę, a przynajmniej jeżeli chodzi o zamiłowanie do muzyki, jednocześnie wydawała się być bardziej wrażliwa, ale i pewniej stąpająca po ziemi. Natomiast Ophelia, od muzyki wolała ciekawą książkę, bądź jakiś tomik poezji, a z czasem sama zaczęła tworzyć, proste, często dziecinne, i chwilami smutne wierszyki...
"Ja, Dziecko Szczęścia,
Słonecznego Łona,
Na złotym tronie słońca posadzona,
Z złotych promieni misternie spleciona,
Lśni na mych włosach słoneczna korona."
Ophelia, często chodziła z głową wśród chmur, przenosząc się do krainy marzeń, oraz z natury była bardziej wątpiąca i miała skłonności do zamartwiania się, co skutkowało tym, że jednocześnie była bardziej skłonna do popełnienia jakiegoś błędu. Charakterem Elise zdecydowanie nad nią górowała.
W wieku jedenastu lat Lady Ophelia otrzymała list ze szkoły Magii i Czarodziejstwa, a co za tym szło była już drugą córką która wyfrunie z rodzinnego domu na czas edukacji. Początek szkoły dla Opheli oznaczał powolny koniec dzieciństwa. Był to pierwszy raz kiedy dziewczyna miałaby zacząć poruszać się po świecie...samodzielnie. Dla Opheli był to prawdziwy test wyniesionego z domu wychowania. Chociaż matka przez pewien czas zastanawiała się nad tym czy nie posłać swoich pociech do szkoły we Francji. W końcu znały francuski i na pewno by sobie tam poradziły, ale w końcu wtrącił się ojciec mówiąc, że tradycją jest, iż Nottowie uczęszczają do Hogwartu. Oczywiście wyjazd poprzedzały zakupy na ulicy pokątnej, i zakup odpowiedniej dla dziewczynki różdżki, szat, i książek. Naturalnie wszystko musiało być nowe i najwyższej jakości. W końcu ona jako Nottówna musiała mieć wszystko co najlepsze. Dlatego też nic dziwnego, że po tym jak różdżka wybrała Ophelie, to jej rodzice kazali wykonać na jej rączce, rzeźbione zdobienia oraz lekko je pozłocić.
W wrześniu 1947 roku siedziała już w Expresie Hogwart i machała wesoło przez szybę swoim rodzicom oraz siostrze, która była niepocieszona, ponieważ teraz tak naprawdę na jakiś czas traciła towarzyszkę zabaw jak i rozmów. Mimo to Ophelia wiedziała, że jej młodsza siostrzyczka sobie poradzi. W dworku przecież nie była zupełnie sama. Poza rodzicami mieszkała tam reszta ich kuzynostwa, a po za kuzynami, była jeszcze rodzina ze strony matki którą dziewczynki odwiedzały stosunkowo często.
Ophelia była niezwykle rozentuzjazmowana na myśli na myśli, że niedługo przekroczy progi szkoły o której tak wiele słyszała. W końcu miała okazję zobaczyć trochę więcej świata niż rodzinny dom, i domy rodziny ze strony matki czy też przyjaciół rodziny. I tyle co faktycznie niezwykle urzekło ją to, iż pierwszoroczni do szkoły dostawali się przy pomocy łódek, oraz zaimponowała jej wielkość zamku, to mina jej lekko zrzedła kiedy weszła do wielkiej sali i dostrzegła jak wszystkie dzieci są wedle niej upchnięte przy stołach byle jak. Nie trudno było się domyślić, że w tej szkole nie zwracano zbyt wielkiej uwagi na to kto z jakiej rodziny pochodził. Z resztą dziewczynka nie omieszkała tego skomentować stosunkowo głośno
”Biedne dzieci...przypominają owce które zaraz mają iść na rzeź”
czym wprawiła niektórych swoich szlachetnie urodzonych kolegów i koleżanki w wyraźne rozbawienie. Ophelia obserwowała swoimi brązowymi oczami, jak niektóre dzieci z lekkim obawami podchodziły do tiary przydziału. Łatwo było rozpoznać które dziecko wychowało się wśród magii, a które tak naprawdę dopiero zaczynało z nią przygodę. W tamtej chwili wyraźnie dostrzegała różnicę pomiędzy arystokracją a "innymi". Ona sama kiedy przyszła jej kolej przydziału do domu, chcąc pokazać tym wszystkim dzieciom z niższej warstwy społecznej jak powinna zachowywać się dumna czarownica, zaczęła iść przed siebie, powoli i z gracją. Głowę miała wysoko uniesioną, plecy wyprostowane, a na jej malinowych usteczkach jawił się lekki uśmiech ukazujący niezwykłą pewność siebie. Zasiadła delikatnie na krzesełku, i nim tiara zdążyła osiąść na jej głowie, wykrzyknęła oznajmiając wszystkim, że dom węża zyskał kolejną przedstawicielkę. Ophelia oczywiście od samego początku wiedziała, iż nie mogło być inaczej. W końcu była lepsza, a lepsi zawsze trafiali do Slytherinu.
Lady Nott podczas swojej obecności w szkole w żaden sposób nie stroniła od poznawania nowych ludzi. Chętnie z nimi dyskutowała na różne tematy, które to z wiekiem naturalnie się zmieniały i stawały się bardziej poważne. Może i niektórzy mieli ją za zarozumiałą i zapatrzoną w siebie dziewczynę, ale ona sama tak naprawdę w żaden sposób się tym nie przejmowała. Została nauczona doceniania swojej wartości, i tego, że w żaden sposób nie może sobie pozwolić na to aby ją obniżać. Nie w głowie była jej nauka pilna nauka którą zaprzątali sobie głowę jej koledzy czy koleżanki. Zdecydowanie wolała siedzieć w swoim baśniowym świecie, zagłębiać się w kolejna książkę o nieszczęśliwej miłości, czy zmartwiona kolejną głupotką w jej idealnym świecie napisać kolejny łzawy wiersz. Nauka przecież w jej życiu nigdy nie miała tak naprawdę odegrać żadnej istotnej roli. Życie dziewczyny było ustalone już od dnia jej narodzin, co też sama Ophelia często zaznaczała, że jej odpowiada. Miała zostać dostojną damą, potem żoną, a na samym końcu miała spełnić się jako matka. Nie musiała zaprzątać sobie głowy głupotami takimi jak podejmowanie decyzji o przyszłości, jej przyszłość była już dawno napisana i ustalona. Uczyła się tak naprawdę głównie dla rodziny, aby i pod tym kątem nie przynieść im zbyt wielkiego wstydu. I chociaż jej wyniki w nauce nie były zbyt obiecujące to rzadko się zdarzało aby jej oceny spadały poniżej nędznego, ale też nie skakała wyżej niż zadowalający
„Nie jest mi pisane ciche szczęście rodzinne!”
Najstarsza z sióstr Rosalind, kończy szkołę jako pierwsza i niedługo po tym jako pierwsza wychodzi za mąż. Zaiste wielkie jest to wydarzenie w życiu całego rodu Nott, jak i też dwóch pozostałych dziewczynek, które z resztą po raz pierwszy miały okazję wziąć udział w tak wielkim przedsięwzięciu. Ophelia doskonale pamięta jak podziwiała swoją starszą siostrę, która wcześniej składała przysięgę małżeńską, a zaraz potem wirowała cudownie na parkiecie, a jej suknia przypominała mgłę która cudownie otaczała jej ciało. Wyglądała wówczas jak najprawdziwsza księżniczka. Majestatyczna, dumna z tego kim była. Była wszystkim tym czym w przyszłości miała być Ophelia, ale tak wielkie wydarzenie jak ślub jej siostry w żadnym stopniu nie powstrzymały ich matki przed udzieleniem swoim młodszym córkom kolejnej bardzo ważnej lekcji. Nie omieszkała im wspomnieć o tym, że miłość jest towarem deficytowym oraz w dzisiejszych czasach nie ma zbyt wielkiej wartości. Natomiast wielką wartość ma spełnienie obowiązku wobec swojego rodu Ophelia wiedziała, że jej rodzice nie są małżeństwem z wielkiej miłości, z resztą doskonale pamiętała narzekania biednej matki, która często mówiła “kiedy jest się zamężną, jest się bardzo samotną” Chociaż ona sama nie bardzo wiedziała czym ta miłość jest, to jednak pary w książkach które tak namiętnie czytywała zachowywały się zupełnie inaczej. Tamtego wieczoru często spoglądała na twarz siostry i starała się z jej tajemniczego uśmiechu wywnioskować czy to co ją spotkało było wielką miłością, czy wielkim planem w którym ona była jedynie pionkiem. Nigdy nie doszukała się tak naprawdę odpowiedzi, a i z czasem coraz mniej zaczęła się nad tym zastanawiać. Ba...nawet uważała, że takie rozwiązanie jest jak najbardziej dobre. Przecież jej ojciec, chociaż stosunkowo szorstki i oschły a wszystko przez to, iż nie doczekał się upragnionego syna, to na pewno nie wyda swoich córek za byle kogo, a i sama Ophelia wówczas mogłaby sobie odpuścić bezsensowne zabawy typu, randki, czy zdobywanie serca swojego ukochanego. Takie rozwiązanie było zdecydowanie łatwiejsze.
Niestety nawet nad głowami tak wielkich i wspaniałych rodzin potrafią czasami zbierać się czarne chmury, z których lunie deszcz zupełnie tak jak w dzień narodzin Opheli. Ledwo minął rok a do dworku przyszła niestety przykra wiadomość o śmierci Rosalind, która zmarła zaraz po porodzie. Było to szokiem nie tylko dla sióstr, ale najbardziej przeżyła to Cassiopeia, która to zaraz po otrzymaniu tej informacji zamknęła się w swojej komnacie nie chcąc widzieć nikogo.
"Więc, wielkich też to spotyka"
To było jedyne co powiedziała Ophelia po usłyszeniu tych jakże tragicznych wieści. Był to ten jeden jedyny raz kiedy zdała sobie sprawę z jednej bardzo ważnej rzeczy. Nie ważne czy arystokrata, mugol, szlama, czy zdrajca krwi. Dla śmierci wszyscy byli tak naprawdę równi.
„To takie zbawienne, ślęczeć nad czymś trudnym. Zapomina się wtedy o własnych problemach…”
Śmierć była straszna, i na chwilę potrafiła zatrzymać czas, ale Ophelia wiedziała, że ten stan nie może trwać wiecznie. Odskocznią dla piętnastoletniej wówczas dziewczyny były książki. Czuła się po prostu bezpieczniej w wyimaginowanym świecie w którym w przeciągu kilku minut mogła zmienić całe swoje życie. Równie namiętnie oddawała się pisaniu krótkich wierszy, które to często oddawały jej aktualne uczucia, czy też potrafiły być nawet zabawnymi fraszkami, które rozbawiały ją w najczarniejszych dla niej godzinach. Nie ukrywała, że chętnie wróciła do szkoły aby tylko na chwilę oderwać się od tej ciężkiej atmosfery która panowała w domu. Skutecznie umożliwiło jej to zaproszenie do klubu Ślimaka. Nie było to bynajmniej spowodowane jej rewelacyjnymi wynikami szkolnymi, które zawsze mogłyby być lepsze, to pikanterii dodawał fakt, że była Nottówną. Każdy wiedział, iż to jej przodek spisał znany wszystkim skorowidz czystości krwi, w którym wiele rodów pragnęło się pojawić, ale tylko tym najlepszym było to dane. Była z tego dumna, co też nie omieszkała podkreślić nie raz i nie dwa na tych spotkania. Ophelia dzięki temu, iż fascynował ją świat dookoła niej była naprawdę dobrą kandydatką do prowadzenia różnego rodzaju dyskusji. Zdarzało się również, że podczas spotkań klubu ślimaka Ophelia nie omieszkała przeczytać kilka ze swoich poezji, które to w większej lub mniejszej części przyjmowały się stosunkowo dobrze. Chociaż ona sama tak naprawdę nie potrzebowała poklasku innych. Nie szukała zafascynowanych czy nawet załzawionych spojrzeń po usłyszeniu tego co ona napisała. Wiedziała, że tak długo jak pisanie poezji sprawiało jej przyjemność, i często była dla niej odskocznią od trudnych spraw, tak długo będzie się tym zajmować. Po jakimś czasie w rodzie Nottów na nowo zapanował spokój, matka chociaż nadal niepocieszona z powodu śmierci swojej córki, również zrozumiała, że czas dla niej się nie zatrzyma i ma jeszcze dwie córki które lada moment wejdą w dorosłość. Jako, że Ophelia była najbliżej wejścia w dorosłość, a co za tym idzie pierwszy sabat zbliżał się nieubłaganie, Cassiopeia skupiła na niej swoją uwagę, dodając jej jeszcze obowiązków, zwiększając we wakacje ilość zajęć etykiety, tańca, oraz nauki języka francuskiego. Dziewczyna musiała skupić się na doskonaleniu swojej wiedzy z dziedziny muzyki czy literatury, malarstwa, oraz historii nie tylko swojego rodu, ale również wielu innych. Nie były to łatwe zajęcia, a i też poziom wymagań matki znacznie podskoczył, mimo to dziewczyna nie miała jej tego za złe. Wiedziała, że ta chce dla niej jak najlepiej, co skutkowało tym, że Ophelia dawała z siebie dosłownie wszystko co mogła aby ją uszczęśliwić. Niestety na horyzoncie pojawiały się kolejne problemy, które tym razem dotyczyły dalszej edukacji Ophelii jak i Elise w Hogwarcie. Urząd dyrektora objął tam Gellert Grindelwald. Był on dobrze znany wielu czarodziejom, chociażby dlatego, iż miał stosunkowo interesujący plan na to aby czarodzieje w końcu wyszli z ukrycia. Trudno powiedzieć, że Nottowie popierali tę wizję. Rodzice Opheli jak i Elise prędzej byli zdania, iż mugole jak i mugolaki w ogóle nie powinni byli istnieć na świecie i krew czarodziejska jest ponad wszelką inną krew. Matka nawet przez pewien czas nie chciała puścić swoich córek do szkoły, ale ostatecznie wtrącił się ojciec mówiąc, że one są Nottównami i na pewno włos z głowy im nie spadnie. Co jak się okazało nie do końca było prawdą. Grindelwald najwyraźniej nie popierał myślenia arystokracji o tym, że to właśnie ich krew i geny są jednymi z najlepszych, co skutkowało tym, że po powrocie Opheli jak i Elise do szkoły magii wojskowy dryl ich nie ominął. Za dyrektury...aby nie powiedzieć dyktatury Grindelwalda wszyscy byli traktowani mniej więcej podobnie, chociaż nie dało się nie zauważyć, że dzieci z mugolskich rodzin miały tak naprawdę najgorzej, a tępienie ich w szkole nie było tak naprawdę niczym dziwnym. Przytulne mury szkoły nie były już tak przyjazne dla uczniów. Nawet kominki w których mimo wszystko palił się ogień nie były w stanie ogrzać tego zamczyska. Na zajęciach zaczęto nauczać wiedzy o czarnej magii, którą to sama Ophelia w żaden sposób się nie interesowała. Nigdy nie odczuwała potrzeby praktykowana tak mrocznych praktyk, kiedy w jej baśniowym świecie nie było na nie miejsca. Tam przecież każdy żył długo i szczęśliwie. Piękne czarownice brały za mężów przystojnych czarodziejów, wiecznie świeciło słońce. Kiedy inni narzekali na tak bluźniercze nauki prowadzona w szkole, ona po prostu nadal skupiała się na tym co dawało jej najwięcej radości czyli po prostu czytanie książek, pisanie poezji i snucie dalej swoich marzeń o idealnym życiu. Chociaż nie można powiedzieć, że Ophelia nie posiadła chociażby minimalnej wiedzy o czarnej magii. Chcąc nie chcąc na zajęciach na które ona chodziła taka wiedza była czymś normalnym. Nie była w stanie zasłonić sobie uszu i nie słuchać tego co mówili nauczyciele. Całe szczęście, że mimo wszystko nie czuje potrzeby praktykowania tej plugawej części magii.
"Pełna wiary w własne siły. I świat do stóp mi się ścieli"
Rok 1954 był dla Opheli wyjątkowym rokiem. Chociażby dlatego iż to właśnie wówczas osiągnęła pełnoletniość, ale też kończyła swoją edukację w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Dziewczyna postanowiła podejść do egzaminów końcowych. Chociaż wiedziała, że wcale nie musi. Przecież kobieta przy boku swojego męża powinna była się z nim zgadzać, albo po prostu milczeć, ale zdane egzaminy była to kolejna fanaberia Opheli, na którą mogła sobie pozwolić, chociażby ze względu na to, iż w żaden sposób nie zaniedbywała swoich obowiązków. Rodzice Opheli mimo wszystko byli spokojni o to, że ich córka nagle zapragnie zajmować się tymi samymi zajęciami co mężczyźni, czy domagać się jakiegoś niemądrego równouprawnienia. Dobrze wychowali córkę, na pewną siebie, oraz świadomą swoich obowiązków kobietę...może czasami za bardzo fantazjującą, co też często objawiało się tym, iż potrafiła nagiąć rzeczywistość o swoich potrzeb. W końcu Ophelia była zdania, że świat jest teatrem, ziemia sceną, a ludzie to aktorzy. Mniej lub bardziej utalentowani. Dziewczyna nie widziała w niewinnych kłamstewkach tak naprawdę niczego złego. Czasami trzeba było podkoloryzować rzeczywistość, aby osiągnąć to czego się pragnęło. Tym bardziej, iż wedle niej kobiety miały kłamstwo we krwi. Od małego kochały przebieranki, wcielanie się w różne role. To było coś co było wpisane w naturę kobiety. Osiągnięcie pełnoletności przez Ophelię oznaczało nadejście jeszcze jednego wyjątkowo ważnego wydarzenia w jej życiu. Dziewczyna z niewyobrażalnym zniecierpliwieniem oczekiwała na nadejście listu który zaprosi ją na pierwszy w jej życiu sabat. Jej matka wydawała się być podobnie tym poruszona, tak samo jak jej młodsza siostra, która może nawet z lekką zazdrością obserwowała kiedy to Ophelia przymierzała kolejną piękną suknię która podkreślała jej urodę. W końcu do tego jednego dnia była przygotowywana tak naprawdę od początku swojego życia. W końcu dziewczyna doczekała się swojego upragnionego listu, który to z resztą przeczytała po kilka razy. Doskonale wiedziała, że sabat to doskonała okazja aby być może poznać jakiegoś dobrego kandydata na przyszłego męża, ale jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że musiała na tym sabacie pokazać się z jak najlepszej strony. Przecież nie reprezentowała tam tylko samej siebie, ale cały ród. Nie darowałaby sobie gdyby przyniosła mu wstyd.
Ah...jak pięknie ona wyglądała, zielono-złoto-szarej sukni, diademem na głowie, oraz rodową biżuterią, która jasno wskazywała na to z jakiego rodu ona pochodzi. W tej jednej chwili spełniło się największe marzenie dziewczyny. Tak jak podczas ślubu jej świętej pamięci siostra, tak teraz ona wyglądała niczym najprawdziwsza księżniczka. Teraz była dorosła, była już prawdziwą damą, a nie dzieckiem które miało wielkie zadatki na zostanie nią. Za każdym razem kiedy spoglądała w lustro i widziała rodową biżuterię rozpierała ją duma, nic więc też dziwnego, że na sabat po odpowiedniej zapowiedzi weszła z wysoko podniesioną głową, z lekkim aczkolwiek tajemniczym uśmiechem na ustach, przykuwając tym samym uwagę większości gości. Tego wieczoru zdecydowanie błyszczała, o czym z resztą dowiedziała się dopiero jakiś czas po sabacie. A raczej dowiedziała się o tym jej matka która podczas rozmowy z matką jednego z synów który również pierwszy raz była na sabacie wypowiadał się o Opheli jak najbardziej w samych superlatywach.
"Urocze z niej dziewczę.
Delikatne, oraz świeże niczym migdał,
który dopiero się otwiera"
Mówiła wyraźnie zachwycona wdziękiem Lady Nott. Nic dziwnego. W końcu Ophelia od małego dziecka była pielęgnowana z najwyższą dokładnością, a z wiekiem jej toaleta kosztowała coraz więcej, oraz była znacznie bardziej czasochłonna, ale jak widać opłacało się, bo dziewczyna stanęła na wysokości zadania. Nie tylko była niedościgniona w rozmowie, ale po prostu była diamentem który błyszczał najjaśniej. To dawało samej Cassiopei jak i Perseusowi wiele do myślenia. Zdawali sobie sprawę z tego, że ich córka jest niezwykle urodziwa, a co za tym idzie może być łakomym kąskiem dla wielu szanowanych rodów. A kto wie...może kiedyś może okazać się być dla nich niezwykle dobrą kartą przetargową. Tak też na pewno już dawno zaczęły się potajemne knucia jej rodziców z innymi rodami aby wydać Ophelię w jak najlepsze ręce, aby ta kalkulacja przyniosła jak najwięcej zysków.
"Jesteśmy ostatnimi na tym świecie, z którego nie ma już odwrotu"
Dorosłość Opheli niestety nie zapowiadała się w żaden sposób spokojnie. Wojna czarodziejów, rozpętała się już na dobre. I chociaż arystokracja pomimo całej tej zawieruchy starała się w żaden sposób nie zmienić swojego życia, to z każdym kolejnym dniem utrzymanie swojego "idealnego" świata w tych pięknych pozłacanych ramach było niestety bardzo trudne. Ophelia wyraźnie wyczuwała napiętą atmosferę. Spotkaniom towarzyskim chociaż nadal towarzyszyła swego rodzaju beztroska, to w spojrzeniach niektórych czarodziejów i czarownic można było bez problemu dostrzec strach przed tym co będzie dalej. Nikomu już nie było do śmiechu, a dziwne zachowanie ówczesnej minister magii z czasem przestało bawić już kogokolwiek. Zamiast tego ludzie nerwowo szeptali między sobą przeczuwając podskórnie, że jest to początek czegoś wielkiego. Sama Ophelia chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej jako damie nie wypada zaprzątać sobie głowy takimi rzeczami jak wojna to mimo wszystko zdarzało się jej z matką poruszyć ten temat, albo podczas jakiś spotkań wyrazić swój sprzeciw dotyczący czy to polityki prowadzonej przez samego Grindelwalda, czy też tego, że ministerstwo magii tak naprawdę w żaden sposób nie reagowało na morderstwa które coraz częściej miały miejsce.
I tyle co szlachta do pewnego momentu mogła czuć się względnie bezpiecznie to niestety jedna tragedia dotknęła również ich kręgi. Na noworocznym sabacie nikt nie przeczuwał, że dojdzie do tragedii. Nawet sama Ophelia cieszyła się na myśl o tym wydarzeniu, bowiem dla niej była to zaiste dobra odskocznia od zmartwień które coraz częściej zaczęły ją męczyć. Niestety nie była to tak beztroska zabawa jak mogłoby się wydawać, bowiem na sabacie ktoś dopuścił się bestialskiego czynu i pozbawił życia kilku nestorów rodów które głośno sprzeciwiały się ideom Grindelwalda. Nic więc też dziwnego, że wielu czarodziejów i czarownic bardzo szybko uznało, że był to atak jak najbardziej zaplanowany i wiele osób nie miała wątpliwości kto mógł za tym stać. Kolejny rok zamiast nowej nadziei, niósł ze sobą kolejne problemy i spory. Chociażby wszystkie rody chciały czy nie musiały w końcu otwarcie zadeklarować się po której stoją stronie. Ophelia doskonale wiedziała czym to groziło. Ci którzy wypowiedzą się za mugolami i ochroną ich praw najpewniej na dobre stracą już w oczach innych szlachetnie urodzonych i będzie to decyzja która może ciągnąć się za niektórymi czarodziejami przez następne pokolenia. Optymizmem również nie napawały kolejne dekrety minister magii które to nawet sama Ophhelia czasami komentowała jako pozbawione jakiego kolwiek sensu, a chwilami mówiła, że po prostu minister magii najnormalniej w świecie oszalała. Tyle co wcześniej głównie tylko Grindelwaldem przejmowali się czarodzieje, teraz pojawiło się drugie zagrożenie. Tajemniczy czarnoksiężnik którego coraz częściej mianowano tytułem Czarnego Pana sprawiał, że czarodzieje zaczynali drżeć czy też odczuwać niewyobrażalny niepokój na samą myśl o jego osobie. Takim oto sposobem na świecie pojawiły się tak naprawdę dwa zagrożenia...a Ophelia była świadoma tego, że trzeba będzie któregoś dnia wybrać mniejsze zło.
W maju świat jak i magia wydawała się kompletnie oszaleć. Ophelia doskonale pamięta ten dzień, kiedy została obudzona przez potworny ból głowy oraz pisk. Nie była w stanie zebrać myśli, ustać na własnych nogach bo jakiekolwiek próby wstania kończyły się zawsze ponownym upadkiem. Nie była w stanie nawet złapać powietrza. Jedyne co pamiętała to ten pisk oraz wewnętrzne przerażenie przed czymś, czego nie była w stanie dostrzec, chociaż każdy z czarodziejów doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że dzieje się coś bardzo złego, coś...czarnomagicznego. Dopiero z czasem Ophelia jak i reszta czarodziejów zdała sobie sprawę z tego jak przerażająca była ta noc. Z czasem słyszało się jak różni czarodzieje w niekontrolowany dla siebie sposób teleportowali się w różne miejsca, jak doznawali zaostrzonych napadów swoich chorób. Na domiar złego świat magii przestał być jakąkolwiek tajemnicą. Minister Magii wydawała się oszaleć, co zresztą potwierdziło dokonane przez nią morderstwo. I chociaż wszyscy obarczali winą za te anomalie nikogo innego jak samego Grindelwalda, ten wydał się po prostu zniknąć, rozpłynął się w powietrzu pozostawiając Hogwart bez dyrektora, co szybko z resztą zostało naprawione i to można powiedzieć, że była jedyna dobra wiadomość w tym stosie tragedii które miało miejsce. Utrzymywanie ochronnego klosza nad rodami arystokracji było już niemal niemożliwe. Chociaż cały czas starano się zachowywać spokój i nie burzyć nikomu tego idealnego oraz spokojnego świata, to mimo wszystko coraz częściej słyszało się, że niektóre rody wykorzystywały swoją pozycję oraz wpływy, a niektórzy też brali sprawy we własne ręce aby na nowo przywrócić ład i porządek w świecie. Ophelia z zapartym tchem czytywała kolejne wydania proroka codziennego, obawiała się tego iż któregoś dnia może dojść do niej wiadomość, że ktoś z jej rodziny ucierpiał. W końcu...nikt już tak naprawdę nie był bezpieczny, a beztroskie i kolorowe życie dziewczyny powoli zaczęło nabierać zupełnie nowego kształtu...pytanie tylko czy ona się w nim odnajdzie? Czy jej książki które sobie tak ukochała będą w stanie ją uchronić przed mrokiem który padł na świat?
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 6 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 4 | +4 |
Czarna magia: | 1 | +1 |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 8 | Brak |
Eliksiry: | 9 | Brak |
Sprawność: | 3 | Brak |
Zwinność: | 7 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Francuski | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Astronomia | I | 2 |
Historia Magii | II | 10 |
ONMS | I | 2 |
Zielarstwo | I | 2 |
Retoryka | II | 10 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Kłamstwo | II | 10 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Szlachecka Etykieta | I | DARMOWE |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | III | 10 |
Muzyka (wiedza) | II | 3 |
Literatura (tworzenie poezji) | III | 10 |
Literatura (tworzenie prozy) | I | 0,5 |
Muzyka (gra na pianinie) | I | 0,5 |
Malarstwo (wiedza) | II | 3 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec Balowy | II | 7 |
Łyżwiarstwo | I | 1 |
Taniec Klasyczny (balet) | I | 1 |
Jeździectwo | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (jasnowidz, półwila, wilkołak lub brak) | - | 0 |
Reszta: 0 |
7 punktów statystyk wymienione na 7 PB
Ostatnio zmieniony przez Ophelia Nott dnia 17.06.18 20:25, w całości zmieniany 39 razy
Witamy wśród Morsów
[19.06.18] Zdobyto podczas Festiwalu Lata: odłamek spadającej gwiazdy x1