Wydarzenia


Ekipa forum
Chatka gajowej
AutorWiadomość
Chatka gajowej [odnośnik]10.06.18 22:00

Chatka gajowej

Stoi tuż przy granicy z Zakazanym Lasem. Niepozorna, niewielka, mieści w sobie tylko to, co najpotrzebniejsze – dwa zapadające się fotele po starym Oggu z miękkimi pledami w jaskrawych kolorach, obdrapany stół, kominek, w którym niemal przez cały czas pali się ogień, nieduża szafka, w której aktualna gajowa trzymała swoje rzeczy. Pod sufitem wiszą gałązki suszonych ziół, przy niedużym zlewie wpiętym w szafkę zazwyczaj znaleźć można rękawice ze smoczej skóry – nieodłączny element wypraw do Zakazanego Lasu. Jeśli dookoła chatki nie czuć aromatu parzonej herbaty, to znaczy, że gajowa akurat wyszła, ale niedługo powinna wrócić.
Z chatki można wyjść na dwa sposoby - drzwiami frontowymi, od strony wrzosowisk i Hogwartu, lub tylnymi, prowadzącymi wprost do Zakazanego Lasu.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Chatka gajowej Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Chatka gajowej [odnośnik]16.08.18 11:08
12 sierpnia
Stracił rekonesans i poczucie czasu przez co być może stracił cenne zaufanie, którego nie zamierzał w żaden sposób wystawiać na próbę. Jego bliscy musieli jednak zdawać sobie sprawę, że mężczyzna był równie dobrym astronomem jak piekielnym roztrzepańcem i nie miał bladego pojęcia, że o czymś zapomniał. Potrafił umówić się na trzy spotkania i nie przyjść na żadne, bo właśnie była wspaniała noc na oglądanie gwiazd lub zwyczajnie zasiedział się w Miodowym Królestwie. Nie robił tego specjalnie, podobnie jak nie zamierzał się gubić w wielkomiejskiej dżungli, gdzie mało kiedy było widać gwiazdy. Jednak ten dzień miał być inny, bo po odebraniu swoich dzienników z obliczeniami z Hogwartu, zdał sobie sprawę, że patrzył wprost na gajową chatkę. Pewna świadomość uderzyła go z mocą, że omal nie przewrócił się przy oknie i nie zaczął podziwiać sufitu. Nie miał najmniejszego pojęcia czy umawiał się z Eileen właśnie na ten dzień, czy na inny. Wiedział tylko, że ich spotkanie miało się odbyć - wszak wymieniali się listami, nieprawdaż?! Zaraz też wpakował notatki w kieszenie marynarki i spodni od garnituru, by puścić się pędem po schodach na sam dół z szybko bijącym sercem. Miał tylko nadzieję, że czarownica będzie w okolicach swojej chatki i zdoła ją przeprosić. Bo w to, że się spóźnił lub zgapił nie miał najmniejszych wątpliwości! Czy Eileen w ogóle tam będzie? A co jeśli nie? A co jeśli się z nią nie pożegnał? A co jeśli będzie na niego zła? Może się dopiero pakuje, myślał z nadzieją. Może jeszcze siedziała na schodkach i patrzyła w dal, napawając się pięknej okolicznych błoni i lasów? Albo schylała się nad roślinami niedaleko? Cała seria szalonych myśli zaczęła bombardować umysł profesora, który teraz musiał wyglądać niczym uczeń spieszący się na egzamin, bo papiery wylatywały za nim w locie i nie oglądał się nawet na potrącanych pracowników Ministerstwa Magii. Ci to dopiero oblegali Szkołę Magii i Czarodziejstwa... Wyciągał nogi ile wlezie, zupełnie jakby każda sekunda miała znaczenie. I miała. Dla niego i dla sprawy, dla której tak się teraz poświęcał. Na szczęście mógł biec dość długo - nocne przebieżki z centaurami zmuszały go do jakiejś aktywności fizycznej. Liczył na to, chciał wierzyć, że cudem znajdzie w chatce Eileen, chociaż nie mógł sobie przypomnieć czy z góry widział oznaki jej bytowania w tamtym miejscu... Jayden nie mógł powiedzieć, że czasami nie zerkał z wieży astronomicznej w stronę uroczego domku, z którego małego komina zawsze snuła się leniwie strużka dymu. Czy i teraz też tam był? W końcu jednak niemal wyfrunął przez główną bramę Hogwartu, prawie nie wyrabiając na zakręcie, by kontynuować bieg w świetnie znanym sobie kierunku. Słyszał za sobą czyjeś głosy nawoływania, ale jedynie zerknął przez ramię, by zobaczyć grożącego mu pięścią urzędnika w wyraźnie ekstrawaganckiej szacie. Przynajmniej będzie wiedział kogo przeprosić, jeśli spotka go ponownie. O ile go spotka, bo pracownicy Departamentu Tajemnic pojawiali się i znikali bez wyraźnego uzasadnienia. Najwyraźniej umiejętność bycia tajemniczymi brali sobie wyjątkowo do serca. Zbiegał lekko z kamiennych schodów ułożonych równo na zboczu zaraz przy zamku - prowadziły go prosto do malutkiej zagrody z dyniami, jednak bramkę przeskoczył jednym susem. - Eileen! - krzyknął lub właściwie wysapał, będąc zaraz przy chatce i stukając donośnie w drzwi. - Halo, halo! - rzucił, nie dostając odpowiedzi, aż w końcu zaczął obchodzić domeczek dokoła, zaglądając w okna niczym planujący rabunek złodziej. Pełen nadziei próbował dojrzeć czyjąś postać w środku lub oznakę, że niedługo wróci. Dziesięć minut obskakiwania mieszkania byłej nauczycielki zielarstwa dało mu chyba wystarczająco informacji. Nikogo w domu nie było. - Oj, Eileen... - westchnął zrezygnowany i opadł na schodki prowadzące ku drzwiom frontowym. Nie czuł zapachu herbaty, a w domku było zupełnie pusto. Chyba przegapił spotkanie i nie mógł tego naprawić. Czy stracił właśnie czyjeś zaufanie?
[bylobrzydkobedzieladnie]


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP


Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 09.11.18 7:00, w całości zmieniany 1 raz
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Chatka gajowej [odnośnik]14.09.18 22:09
Wiotka gałązka geranium płożyła się ku ziemi, niedostatecznie podparta przez resztę rośliny, jej twarde fundamenty w korzeniach i przyziemnej łodydze, osłabiona przez nagłe zmiany temperatury, suche powietrze i zbyt dużą wilgotność nad rankami. Nie tylko ona ucierpiała, skwitowała notkę zapisywaną w dzienniku. Poprawiła piórem drobny rysunek podwiniętych pod siebie płatków i schowała zeszyt do torby, jego ciężar wymieniając na drobną fiolkę z zielonym sokiem mieszającym się z pomarańczowymi smugami rozpuszczonych wcześniej w kociołku ingrediencji. Wyciągnęła delikatnie korek i nakropiła geranium tuż przy ziemi, za chwilę ponownie zabezpieczając buteleczkę i chowając ją do torby. Nie lubiła używać eliksiru wspomagającego kiełkowanie, ale początek maja jakby wytrącił jej jakiekolwiek argumenty z dłoni, uparcie udowadniając, że to, co się stało, wymagało nadzwyczajnych środków. Rośliny powinny swobodnie wzrastać, swoim naturalnym rytmem podejmować działania dla nich czysto fizjologiczne. A teraz wszystko było nie tak, wszystko na opak.
Westchnęła tylko, czując, jak dysonansem zbiegają się ze sobą ulga, gdy patrzyła na ponownie powracające do życia geranium, z dziwnym żalem, który wywołany był tęsknotą za tym, co było kiedyś. Tym tematem niespodziewanie przecięła ścieżki z powracającym wspomnieniem spotkania zakonu, które odbyło się dwa dni temu. Znowu usłyszała w swojej głowie krzyki ludzi, którzy próbowali walczyć o idee na swoje własne sposoby, znowu usłyszała brak porozumienia między zakonnikami, znowu główne tematy posiedzenia zostały doszczętnie zgniecione i odrzucone na bok.
Przez gromadę myśli przedarło się kilka szczeknięć. Zamrugała zdziwiona, przywrócona do dawnej równowagi, żeby sprawdzić, co się działo. Waldie truchtał od zachodniej strony, a kiedy zatrzymał się blisko niej, łapami odbijał się od podłoża, jakby chciał jej powiedzieć, że powinna za nim pójść. Zmarszczyła wyraźnie brwi, ale zdecydowała się go posłuchać. Szedł kilka kroków przed nią.
Nocne spacery ją uspokajały, a spokoju potrzebowała teraz w ogromnych ilościach – po tym, co usłyszała na spotkaniu, po tym, co działo się w Anglii. Spalone Ministerstwo Magii. Dementory latające bezpańsko po Kornwalii. Matka, której ciało wciąż trawiły anomalie.
Wzięła głęboki wdech, by napełnić płuca świeżym zapachem lasu. I wtedy to usłyszała. Echo głosu wykrzykującego jej imię. Przyspieszyła kroku, dźwięcząc przy boku niedużą latarnią. Kiedy zobaczyła biegającą wokół chatki zacienioną sylwetkę, wyjęła z kieszeni szaty różdżkę.
Natychmiast ją opuściła, kiedy światło lampionu opatrzyło znajomą twarz jasną poświatą.
Jayden? – zabarwiła swój głos pytającym tonem. Nie wiedziała, co się z nim stało, gdy razem z Samem wyszli wtedy z pokoju. Domyślała się, ale nie mogła być pewna. Jak miała go teraz traktować? Jak do niego mówić? Czuła się, jakby wciąż był w świecie, który dobrze znała (znali go oboje), a jednocześnie jakby był tak daleko. – Coś się stało? Szukałeś mnie? – uśmiechnęła się do niego łagodnie, odrobinę przepraszająco. Zapomniał o ich spotkaniu, na które umawiali się wczoraj? Nie była na niego zła, absolutnie. Wciąż był Jaydenem, najwspanialszym astronomem, jakiego znała. – Może wejdziesz na herbatę? Nie będziemy tak tu przecież stali, robi się już zimno.
Skinęła lampionem w stronę zamkniętych drzwi chatki, dając mu do zrozumienia, że mimo zgaszonego w środku światła wciąż można było w niej miło spędzić czas.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Chatka gajowej 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Chatka gajowej [odnośnik]23.09.18 12:04
To nie tak, że nie starał się pamiętać o takich rzeczach lub specjalnie o nich zapominał. Po prostu posiadając tak wolny umysł i galopujące wszędzie myśli, ciężko było trzymać się ziemi, a roztrzepanie profesora wcale nie pomagało. Wiedział, że był zapominalski i ludzie mający z nim chociaż odrobinę kontaktu również zdawali sobie z tego sprawę - mogliby więc mieć wiele pretensji o to, że pomimo świadomości mężczyzna nic z tym nie robił. Przybicie na siłę wolnego ducha oznaczało równocześnie jego unicestwienie, a Jayden straciłby swoją radość i optymizm, gdyby ktoś kazał mu postępować identycznie jak reszta społeczeństwa, odbierając szczęście, którym się odznaczał. Każdy człowiek miał swoje wady i nie istniał ideał. Astronomowi daleko było od takiego przykładu, lecz starał się jak mógł postępować zgodnie z własnymi zasadami, sumieniem, nie krzywdząc przy okazji innych. Miał świadomość, że ludzkość mogła go postrzegać w przeróżny sposób, ale nie odpowiadał za ich reakcje - mógł kontrolować jedynie swoje własne. Równocześnie pozostawał sobą pod każdym względem, dając się ponieść nurtowi życia i temu, co los mu zgotował. Dostrzeganie piękna w najmniejszych detalach zawsze go fascynowało, a naturalna ku temu zdolność sprawiała, że czerpał radość, z wydawać by się mogło, nieistotnych zdarzeń. Dlatego odwiedziny u bliskiej osoby plasowały się w jego hierarchii wartości niczym rozmowa z królową dla niektórych. Było to dla niego niezwykle ważne, by nie tylko podtrzymywać, lecz utrzymywać żywy kontakt z osobami, które sprawiały, że na jego twarzy pojawiał się uśmiech. Każdy był wartościowy na swój sposób i docieranie do ważnych spraw miało to do siebie, że wywiązywała się szczególna nić porozumienia. Nie pamiętał już, co się działo podczas ostatniego spotkania z Eileen, która była w końcu uczestniczką wydarzeń tamtego felernego dnia. Znali się już jakiś czas i chociaż nigdy nie byli bliskimi przyjaciółmi, Jayden uważał, że do zwykłych znajomych również było im daleko. Nie znał najlepiej Herewarda mimo że wspólnie pracowali; ten sam dom i rok współdzielony z panią Bartius sprawił, że Vane czuł większe związanie właśnie z nią. Zresztą zawsze wydawało mu się fascynującym patrzenie na świat jej oczami, a spokojny tembr głosu przypominał mu o babci i jej ciepłym sercu.
Cieszył się, że zgodziła się na spotkanie, ale oczywiście nie przewidział tego, że sam o nim zapomni. A przecież nie było to nic nadzwyczajnego w jego przypadku. Bądź co bądź nie lubił zawodzić swoich przyjaciół, nie dotrzymując słowa, dlatego mocno się przestraszył, gdy zdał sobie sprawę, że był z nią umówiony. Obskakiwał więc chatkę parę razy, wypatrując koleżanki równocześnie i dokoła, lecz słońce dawno temu schowało się za horyzontem, a oświetlenie nie było na tyle mocne, by cokolwiek wypatrzył. Lub kogokolwiek. Szczekanie psa jakoś uszło jego uwadze, bo chyba był za bardzo zafrasowany całymi tymi poszukiwaniami dawnej nauczycielki zielarstwa. Gdy miał już się poddać i opadł na tyłek przy wejściu do domku zrezygnowany, zguba sama do niego przyszła. Początkowo nie zauważył pochodni, ale gdy zaświeciła mu prosto w twarz, wyciągnął rękę, by zasłonić zmrużone oczy przed jasnością i dopiero gdy usłyszał znajomy głos, wstał, rozluźniając śmiesznie wykrzywioną twarz. - O, jesteś! - zauważył odkrywczo, a po smutku nie został nawet ślad. - Szukałem, bo... No, zapomniałem o naszym spotkaniu i bałem się, że się spóźniłem - wyjaśnił, sięgając dłonią do włosów, by ukryć zażenowanie, które odczuwał na myśl o tym, że kompletnie stracił rachubę czasu. Zawsze zakładał najgorsze ze swoim nieprzewidywalnym zachowaniem - bo co jeśli nie chciałaby go przyjąć? Nieco odetchnął, słysząc jej kolejne słowa. Pokiwał więc z ochotą głową w odpowiedzi, po czym ruszył jej śladem wprost do znajomego wnętrza. Lubił to miejsce, chociaż patrząc po większości ziół nie miał pojęcia, czym były i do czego służyły. Cóż. Nigdy nie był asem w zielarstwie i eliksirach, mimo że często pisał o tych drugich w swoich publikacjach. - Będzie tu bez ciebie tak pusto - zaczął, stając niedaleko wejścia i rozglądając się jakby znajdował się tam po raz pierwszy. - Opuszczenie szklarni na rzecz małej chatki to nie taka gwałtowna zmiana jak oddalenie się od Hogwartu. Wiem na pewno, że wszyscy będą na ciebie czekać. Bo wrócisz, prawda? - spytał, przenosząc spojrzenie pełne nadziei na Eileen. W sumie nie brał pod uwagi nawet opcji, w której po ciąży nie pojawiłaby się w znajomych okolicach. Z mini Bartiusem na rękach lub dwoma, lecz tu było jej miejsce.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Chatka gajowej [odnośnik]28.09.18 21:18
Jednego była pewna – cieszyła się, że widziała go całego i zdrowego, tak niefrasobliwie zagubionego w świecie pełnym poważnych dorosłych, ze spojrzeniem utkwionym w nieboskłonie jak w najpiękniejszym obrazku, z rozmarzonym uśmiechem i błyszczącymi oczami. Wcale się nie zmienił, nie zmieniło się również stanowisko Eileen wobec niego – wciąż pracowali w jednym zamczysku, wciąż opiekowali się tymi samymi dziećmi, próbując wpakować im do głów dobre, ważne wartości, wciąż byli sobie bardzo bliscy jako przyjaciele. Bo uważała ich za przyjaciół, choć przecież dookoła siebie miała wiele istnień, które znała lepiej i bliżej niż profesora Vane'a. Jayden był w jakiś sposób ewenementem, najjaśniejszą gwiazdą na granatowej płachcie nieba. Teraz, kiedy patrzyli na siebie, stojąc tuż przy chatce, słysząc dookoła siebie chłodne odgłosy blednącego dnia, zdała sobie sprawę, że pozwolił jej na zdystansowanie się od pewnych wydarzeń, od Zakonu Feniksa.
Od wojny, która pędziła w stronę Wielkiej Brytanii jak wściekły pies.
Teraz była tylko chatka, ona, Jayden i Waldie. A w chatce herbata, ciasteczka, ciepły blask paleniska i zapach ziół.
Nie przejmuj się, nic się nie stało – uśmiechnęła się do niego, otwierając drzwi kluczem. Waldie wepchnął się jako pierwszy i wygodnie ułożył swoje ogromne cielsko blisko paleniska, wiedząc już, że jego pani za chwilę podpali drwa i zajmie się robieniem herbaty. Skulił się w kłębek, wyglądał przy tym jak wielki, futrzany fotel. – Rozgość się – machnęła różdżką, świadomie ryzykując pojawieniem się efektów niestabilnej magii, ale w tej chwili wolała nie tracić czasu na zabawę z zapałkami. Do zawieszonego nad paleniskiem garnuszka dolała wody. Spojrzała na Jaydena nieco zbita z tropu. Zaskoczył ją posiadaniem informacji na temat jej odejścia. Nie chciała robić z tego tajemnicy, ale… właściwie dlatego ją zaskoczył. Odkładała przekazanie im tego od kilku dni. – Armando ma zbyt długo jęzor – uśmiechnęła się z nieco przygaszonym rozbawieniem. Chwyciła za puszkę herbaty z półki i za zaparzacz. Na stole, przy którym ustawione były dwa głębokie fotele, stał gliniany imbryk. – Oczywiście, że wrócę – spojrzała czule na Jaydena, nie opuszczając przy tym kącików ust. – Chodzi tylko o to, że jestem coraz bardziej ograniczona. Zginanie się po kalosze niedługo stanie się okrutnie trudnym zadaniem, nie mówiąc już o dłuższych patrolach po Zakazanym Lesie i o wykopywaniu dyni na wiosnę. Och… - zmarszczyła brwi. – Armando mówił też, że spodziewamy się z Herewardem dziecka?
Nie była pewna, jak w przypadku posiadania przez Jaydena niektórych informacji, powinna przekazać mu następną. Celebrować ten moment? Wyjawić tajemnicę z pokorą?


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Chatka gajowej 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Chatka gajowej [odnośnik]28.09.18 21:18
The member 'Eileen Bartius' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - CZ' :
Chatka gajowej VijhrjE
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Chatka gajowej Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Chatka gajowej [odnośnik]03.10.18 15:54
To było wyjątkowe szczęście, że znajdowała się w Hogwarcie nawet teraz, pomimo ministerialnych pracowników, którzy kręcili się jakby na swoim i łypali na każdego spoza departamentów. Jayden pod tym spojrzeniem czuł się jakby co najmniej obwiniali go o kradzież, szczególnie gdy spod burknięć słów słyszał jakieś pretensje. Oczywiście nie wszyscy byli tacy, lecz umiejscowienie Departamentu Tajemnic w lochach było zarówno dobrym posunięciem jak i złym. Czarodzieje i czarownice stamtąd wyróżniali się wyjątkowymi charakterami, a trudno było powiedzieć czy wraz z rozpoczęciem nowego roku szkolnego mieli zniknąć z zamku i nie wzbudzać żywego zainteresowania dzieci. Ich praca nie zawsze bywała niebezpieczna, jednak z jakiegoś powodu ukrywali ją przed całym, niewtajemniczonym światem. Martwiło go wiele kwestii z tym związanych, mimo że wszyscy mówili, że nie było bezpieczniejszego miejsca od Hogwartu. Owszem, lecz narażanie żyć uczniów było tego warte? Wakacje powoli się kończyły. Połowa sierpnia była tuż za rogiem, a Jayden nie wyobrażał sobie czekania do września, by pojawić się na zamku. Musiał, po prostu musiał przyjść do swojej Wieży Astronomicznej i poczuć bliskość znanych sobie przedmiotów. Globusy z mapami nieba, lunety, jakieś dziwactwa jego własnego projektu - działające i te nie. To był długi miesiąc bez uczniów, chociaż dzieciaki na pewno cieszyły się, że nie muszą zakuwać na egzaminy lub pisać wypracowań na kilka rolek pergaminu. Życzył im szczęścia i radości, lecz równocześnie niesamowicie tęsknił i chciał, by już zaludniły puste dormitoria. Patrząc na Eileen, zastanawiał się czy i jej miało brakować tego gwaru. Jeśli wiedziałby, że zapomniała o całym bożym świecie w tym momencie, uśmiechnąłby się ciepło, chcąc jeszcze na chwilę zachować ją w tej atmosferze. Tak jak z Pomoną, tak samo z panią Bartius dzieliły go wspomnienia, lecz pozostawała jeszcze inna rzeczywistość, którą wspólnie dzielili, a takie spotkania do niej należały - błogie, beztroskie, pełne szczerej życzliwości. Teraz w chatce byli tylko oni i słowa.
Zaraz zaczął szukać sobie miejsca do umoszczenia się, rozglądając po jej słowach. Wepchnął tyłek na jeden z foteli przy stole, jednak nie wyjął dłoni z kieszeni płaszcza, chcąc jeszcze odrobinę się rozgrzać. Obserwował ruchy swojej gospodyni, wodząc za nią spojrzeniem z uwagą, zupełnie jakby nie zaparzała herbaty, a odprawiała fascynujący rytuał. Zaskoczenie z jakim przyjęła jego słowa sprawiły, że nieco zjechał z fotela ze wstydu, kryjąc głowę w ramionach. - Cóż. Nie jestem taki głupi na jakiego wyglądam - odparł żartobliwie, chociaż kolejny rumieniec wylał się na policzki profesora. - Byłem akurat w jego gabinecie, gdy podpisywał jakieś papiery. Mogłem coś tam podsłuchać o szukaniu nowego pracownika na stanowisko gajowego - wyjaśnił, przenosząc oczy na twarz kobiety. Wstyd było mu przyznawać się do takiej sytuacji, jednak nie zamierzał, nie chciał, nie umiał kłamać. Zaraz jednak o tym zapomniał. Był inny temat. Gdy wspomniała o dziecku, Jay wyprostował się jak strzała w ułamku sekundy. Małżeństwo, chęć odsapnięcia od obowiązków - to właśnie sprawiało, że odejście Eileen nabierało sensu. Dlaczego nie pomyślał jednak o dzieciach? Przecież pracował z dziesiątkami tych mini ludzi, ale nikt z jego znajomych jeszcze nie został rodzicem - cóż, prawie nikt też nie był w stałym związku. Jednak w tym momencie wszyscy inni zniknęli, a została tylko pani gajowa. Jay szybko pokonał dzielącą ich odległość i, czy tego chciała czy nie, przygarnął do siebie w czułym uścisku, składając przy okazji dziesiątki całusów na jej policzku. - To cudownie! Gratuluję! To wspaniała nowina - wołał raz po raz, wtulając twarz w zagłębienie jej szyi. Nie miało to dla niego znaczenia jak to się stało - przed czy po ślubie. Wiedział, że Eileen i Hereward się kochali, wspólnie chcieli przeżyć przyszłość, tworzyli niesamowity duet. Uwieńczeniem, dopełnieniem tego związku miało być właśnie potomstwo. Pulchne rude i mądre. Siedzące w pierwszej ławce na zajęciach astronomii. Gdy w końcu ją wyściskał, wycałował, wyprostował się i odsunął od gwiazdy wieczoru na odległość wyciągniętych ramion i rzucił jej uważne spojrzenie. - Musisz odpoczywać w takim razie. Siadaj natychmiast, ja to zrobię - zawyrokował, odsuwając jej fotel. Aż takim mutantem nie był, żeby nie zrobić herbaty.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Chatka gajowej [odnośnik]06.11.18 22:08
Przeżywanie takich chwil z całym dobrodziejstwem inwentarza było coraz trudniejsze. Smoliste myśli przedzierały się przez wątłą otoczkę pozornego szczęścia jak wąż zatapiający w skórze swoje kły, żeby wstrzyknąć jad, zatruć organizm, zniszczyć go doszczętnie. Całkiem niedawno słyszała od Anthony’ego, dobrze zapamiętała jego słowa – zapewniał ją, że żadnej wojny nie będzie. W tej chwili pozostało smutno uśmiechnąć się nad dysonansem brzmiącym między tymi dwoma zdaniami. A mimo to chatka wciąż stała na swoim miejscu, Waldie wciąż grzał się przy rozpalonym w kominku ognisku, cykady wciąż grały wieczorne melodie, kopyta centaurów wciąż zostawiały te same ślady na ziemi, wśród kęp gęstych traw. Zmieniło się tak wiele, a jednocześnie świat jakby stał w miejscu, jakby nikt nie niczego nie zauważył. Ciążyło jej to na barkach okrutnie, zwłaszcza teraz, kiedy wiedziała, że nosi pod sercem dziecko. I być może z tego samego powodu z taką ulgą przyjmowała do siebie obecność Jaydena. Było w nim coś, co pozwalało jej z niewielkim trudem ściągnąć z siebie ciężki balast przeszłości i zająć się teraźniejszością. Chwilą, która trwała; którą tworzyły drobnostki dnia codziennego – łagodne strzykanie ognia w kominku, zziajany oddech psa, chrupiące po deskach kroki, szelest liści za oknem. Ciepło, bezpieczeństwo, obecność osoby całkiem jej bliskiej.
Nigdy nie uważałam cię za głupiego i uważać za takiego nie będę – obróciła się do niego, opierając dłonie na biodrach jak pospolita gosposia, która za chwilę pogoni z kuchni niegrzecznego paniczyka. – I absolutnie nie jestem na ciebie zła! Chciałam wam powiedzieć, tylko… tylko nie wiedziałam jak. Całkiem niedawno mówiłam Pomonie, że nie powinna rezygnować ze swojej posady, miała taki chwilowy plan, sam rozumiesz. – Złota Wieża stanęła na swoich gruzach, ale Eileen jak najszybciej postanowiła ją zburzyć i skruszyć tak, żeby znów rozwiała się z wiatrem. – A teraz ja sama odchodzę i… Merlinie! – krzyknęła, kiedy powietrze rozciągnęło się niebezpiecznie, a mrugnięcie powieką później jej zaklęcie zostało wessane przez tę dziwną wyrwę w eterze. Spojrzała na swoją różdżkę, potem na Jaydena.
I zdążyła wziąć zaledwie krótki wdech, kiedy dopadł do niej i zaczął całować. Och, nie dwuznacznie! Wiedziała, że to były serdeczne całusy płynące wprost z serdecznego serca profesora Vane’a, doskonale wiedziała, ale jej krew, która w trybie natychmiastowym zalała policzki, chyba nie całkiem zdawała sobie z tego sprawy.
Jay… J… Jayden! – chichotała, zaciskając powieki, ale nie odganiając się od jego gestów. W końcu byli przyjaciółmi. – No już, już, proszę! – przytuliła go mocno, kiedy wyszedł z taką inicjatywą. Uśmiechała się najpierw do siebie, gdy nie widziała jego twarzy, a chwilę później już do niego. Szeroko i równie serdecznie. – Dziękujemy! – mówienie za ich oboje zapiekło ją w serce, ale tak ciepło, tak miło. – Właśnie dlatego zrezygnowałam z posady… jeśli Armando już kogoś szuka, to dobrze. Lasem nie mogą zajmować się skrzaty, to takie… nie mam im nic do zarzucenia, ale wydaje mi się, że czynnik ludzki przydałby się bardziej. – patrzyła na niego, kiwając głową, godząc się na to, żeby ją wyręczył. Po prawdzie opadnięcie na fotel pozwoliło jej poczuć lżej. Odpoczynek dobrze jej zrobi. – Ciasteczka są w słoju. O tam. – pokazała mu palcem, Waldie zastrzygł uszami i oblizał obśliniony pysk. Wiedział, że nie dostanie. – Jesteś kochany, Jay. Będziesz wujkiem najlepszym pod słońcem.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Chatka gajowej 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Chatka gajowej [odnośnik]06.11.18 23:57
Nie znał się zbyt dobrze na planowaniu czy pragmatyzmie. Brał z tego co aktualnie było i dzięki temu dopełniał siebie i innych w swoim otoczeniu. Każda poważna rana bolała jednak o wiele mocniej, jeśli uświadamiało się sobie, że moment zamieniał się w nieustający, wieczny koszmar. Żyjąc tu i teraz, nie miało się perspektywy na to, co było ani na to, co miało dopiero nadejść. Zamknięty w idyllistycznym świecie doznawał też wielu krzywd, jeśli doszło do naruszenia ów strefy. Jayden póki co nie musiał się tym przejmować, trwając wśród bliskich, którym ufał. Z którymi chciał spędzać wolne chwile. Nawet jeśli były one tak rzadkie jak w przypadku hogwarckiej gajowej. Cóż... Już byłej, ale dla niego wciąż pozostawała właśnie nią. Nie miał pojęcia, ile wątpliwości i zmartwień kryło się pod tą gęstą czupryną, ale niewątpliwie ciepło wstydu, lecz również i satysfakcji, rozlałoby się po jego wnętrzu, gdyby dowiedział się, że ceniła sobie jego obecność. Czy właśnie nie na tym polegała przyjaźń? By wspólnie znaleźć się nawet w czasach wojny oraz szczęścia? By dbać o siebie nawzajem i nie dać się zniszczyć napierającej z każdej strony rzeczywistości? Nie wyobrażał sobie, by mogło kogokolwiek z rodziny czy przyjaciół zabraknąć na przestrzeni dni czy nawet i lat. Chciał, by wszyscy prowadzili szczęśliwe życia i doczekali lepszych dni - pozbawionych zmartwień i cierpienia z daleka od bólu, który oferował aktualny stan rzeczy. Ciężko znaleźć było w nim jakieś dobro, gdy non stop słyszało się o morderstwach, zmianach, podpaleniach, strajkach, okrutnych działaniach mających ubezwłasnowolnić jakąkolwiek grupę społeczną. Niepozbawieni politycznych zawirować obrywali również i w Hogwarcie, chociaż twierdzono, że było to najbezpieczniejsze miejsce pod słońcem. Czyżby? Czyż szalona i niezwykle silna magia nie wdarła się przez jego mury i nie wyrwała z łóżek niewinnych uczniów wraz z częścią nauczycieli? Lista wykroczeń i zdarzeń, które nie powinny były się wydarzyć, była naprawdę długa i rozległa. Przeciętny człowiek patrzący na nią, widział tylko zło. Jayden nie. W tym wszystkim jednak było coś jeszcze - obecność drugiej osoby budząca nadzieję na lepsze jutro. Bo przebywając z bliskimi, świat stawał się nagle lepszy. Łatwiejszy, zasługujący na ochronę. Miało się wszak coś, o co warto było walczyć.
Słuchał z uwagą Eileen i wiedział, że i ona dostrzegała radość. Być może rzadziej niż on, lecz nosiła teraz pod sercem drugie życie. Cud. Powód, dla którego zdecydowanie warto było patrzeć na rzeczywistość pod innym kątem. - Prędzej niebo spadnie nam na głowy nim pozwolimy Pom odejść. Lub komukolwiek innemu - rzucił zdecydowanie, nie potrafiąc nawet ukryć zaskoczenia faktem, że panna Sprout zamierzała rezygnować z posady w Hogwarcie. Czyżby oszalała?! Jeszcze tego samego dnia Jayden wysłałby list do dyrektora, by nie słuchał tych słów, a te banialuki spowodowane były zbyt dużą ilością słodkości na jeden dzień. Zaraz jednak kolejny przerywnik wyrwał go z rozmyślań, gdy coś pstryknęło, a promień zaklęcia zniknął w pustce. Jego mina musiała być bardzo podobna do tej, która pojawiła się na twarzy Eileen. Bo mimo że anomalie stały się normą, nikt nie przywykł do nich na tyle, by nie reagować zaskoczeniem podczas ich manifestacji. Kolejna fala czułości zaburzyła jednak ów szok, a wypowiedź przyszłej mamy wyjątkowo połechtała ego profesora. - Niemożliwe - rzucił zawstydzony, odwracając się tyłem do gajowej, by zalać herbatę i ukryć rumieńce. - Twój bobas będzie mieć wiele wujków i ciotek! - dodał już pewniej, przekazując kobiecie gorący kubek. Uważał, żeby się nie poparzyła. Aż w przesadny sposób. Sięgnął również po ciastka, które łakomie otworzył i wsadził jedno w jeden policzek, a potem drugie w drugi. Zaraz też błogość pojawiła się na jego licu, a rozluźnienie opanowało całe ciało. Bo czy mogło być coś lepszego? Po dłuższym momencie kontemplacji nad boskością słodyczy, wpadła mu do głowy zagwozdka, którą mogła rozwiązać pani Bartius. Chociaż rozpoczęcie mówienia o tym było... Skomplikowane. - Mogę cię o coś zapytać? - spytał, zatrzymując palce we włosach i nie wyglądając przy tym za zbytnio pewnego siebie. Jayden był po prostu zmieszany, ale postawił sobie krzesło niedaleko fotela, na którym siedziała Eileen i, gdy zajął już miejsce, zerknął na nią, szukając odpowiedzi. Twierdzącej lub negującej. Nie trzeba było być jasnowidzem, by odpowiedzieć sobie na pytanie, co miała powiedzieć pani Bartius. W końcu było to bardziej niż oczywiste, ale ktoś taki jak Jay, zawsze musiał zapytać. Dlatego odetchnął głęboko, szukając odpowiednich słów na sprawę, która mąciła mu w głowie już jakiś czas. Ujęcie tego we właściwy sposób nie było taką prostą sprawą, lecz podjął to ryzyko. - Czy kiedykolwiek jakiś uczeń mocno się do ciebie przywiązał? - spytał powoli i ostrożnie, ale przy okazji widać było zdenerwowanie. W takim stopniu na jaki pozwalała nieśmiałość profesora. Nie był to jednak koniec przedstawiania interesującej go kwestii. Nie chciał też, żeby kobieta opacznie go zrozumiała. - Przywiązuje się... Tak bardzo, że zawierza ci bardziej niż rodzinie? - dokończył sprostowaniem, chociaż dopiero wtedy znów wrócił spojrzeniem na twarz Eileen. Musiała dostrzec w jego oczach, że nie była to sprawa banalna czy taka, na której mu nie zależało. Musiał wiedzieć czy nie robił czegoś niewłaściwego. Musiał wiedzieć kiedy kończyła się odpowiedzialność za młode życie, a kiedy zaczynała przesadna kompetencja? Tylko czy w kodeksie profesora coś takiego jak limit pomocy w ogóle istniał?


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Chatka gajowej [odnośnik]22.12.18 15:16
Wspólny cel zawsze zbliżał do siebie ludzi. Nawet nie chodziło tu o Zakon Feniksa, po prostu o Hogwart, o dzieci, o które trzeba było dbać i zapewnić im po katastrofie w Złotej Wieży odpowiedni stopień bezpieczeństwa i pewności jutra. Nie było już Grindelwalda, skończył się koszmar – uczniowie szybko się z niego zbudzili, ale opary przerażającego snu, jak się zdawało, wciąż utrzymywały w ryzach strach i obawy o swoje życie. Mimo że czarnej magii znów zakazano w Hogwarcie, niektórzy woleli stary porządek, zwłaszcza Ślizgoni. To przez nich atmosfera wyczuwalna w szkole wciąż była ciężka. Jakby głowa Grindelwalda, odcięta od ciała, wciąż wisiała ponuro nad lochami. Musieli pozbyć się fantomowej wizji zniszczenia, teraz jak nigdy wcześniej trzymać się blisko siebie – wszyscy nauczyciele: ona, Hereward, Jayden, Pomona, Poppy i Frances. W gruncie rzeczy nie była już zatrudniona, ale wciąż była tutaj duchem i nie zamierzała zostawiać Hogwartu samemu sobie. Kiedy przeprowadzą się do Hogsmeade, podróże do zamku będą znacznie łatwiejsze.
Uśmiechnęła się na słowa Jaydena. Stanowili zgrany zespół. Grupę przyjaciół, których spinał jeden cel, jedno miejsce, jeden świat. Rozgrzewało ją to od środka, przypiekało przyjemnie serce, aż to rwało się do bicia.
Dobrze by było, gdybyś jej to powiedział. To znaczy – poprawiła się szybko, nie tylko słownie, ale i w fotelu, do którego zdążyła już usiąść. – Nie mów, że ci powiedziałam, bo będzie na mnie zła. Powiedz, że nie powinny jej do głowy przychodzić takie pomysły, o – wypuściła z płuc resztkę powietrza. Obie przeżyły ogrom emocji w Złotej Wieży, przeżyły rzeczy, o których nawet filozofom się nie śniło, dlatego rozumiała wycofanie, sama przez to przechodziła, jednak ze względu na Zakon Feniksa czuła potrzebę walki. Nie tylko z ich głównym wrogiem, ale też i z sama sobą – najtrudniejszym wrogiem, z którym zawsze pozostawało się w ofensywie.
Anomalia trwała chwilę i pozostawiła po sobie pewien niesmak, ale za chwilę Eileen jakby o niej zapomniała. To smutne, że stały się one częścią ich życia, tak naturalnie wrosły w codzienność. Uśmiechając się zerknęła w miejsce, gdzie przed chwilą pojawiła się dziwna, przestrzenna wyrwa, z dozą umykającej niepewności wróciła zaraz uwagą do Jaydena. Na wargach zajaśniało nieco więcej radości. Bobas. Jak to uroczo brzmiało. Bobas.
Zaśmiała się pod nosem.
I bardzo dobrze, niech ma mnóstwo wujków i ciotek – powtórzyła po panu profesorze, nieco przyjemniej zagnieżdżając się na siedzisku. – W tych czasach rodzina jest najlepszym lekarstwem. Coś jak… tarczą obronną.
Tym razem uśmiech nabrał nieco więcej sentymentu. Uchwyciła kubek, z rozbawieniem przyglądając się pochłaniającemu ciastka Jaydenowi. Jego późniejsza mina była doskonałym dowodem tego, że jej wyszły. Uniosła brwi, gdy zaczął mówić, dokładnie tak, jak bezsłownie zachęca się dzieci do mówienia. Skupiła się zdecydowanie bardziej na nim niż na swojej herbacie, kiedy jego wyraz twarzy się zmienił. Dawno już nie widziała go tak… zaniepokojonego.
Nie – odpowiedziała po krótkim namyśle i upiła odrobinę herbaty. Chwyciła za ciasteczko, ale nie ugryzła go. – Ale zdarzały się przypadki, kiedy dzieci potrzebowały opieki, dobrego słowa, poświęcenia im trochę czasu. Opowiadały wtedy o swoich problemach i łaknęły uwagi, ale zawsze widziały granicę, której nie chciały i nie mogły przekraczać. Jesteśmy mentorami, Jay, raczej nie rodzicami zastępczymi dla nich – uśmiechnęła się do niego w pocieszeniu. – Opowiesz mi o tym?


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Chatka gajowej 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Chatka gajowej [odnośnik]22.12.18 19:08
Chyba dawno już zatracił świadomość, że uczniowie nie byli jego własnymi dziećmi, a grono pedagogiczne nie było rodziną, z którą wiązały go więzy krwi. Nie przeszkadzało mu to jednak wcale, bo przecież to relacje były najważniejsze. Człowiek mógł odejść, mógł skrzywdzić, ale świadomość bliskich i przyjaciół, którzy w każdym momencie mogli pomóc wstać, nie umierała nigdy. Nadzieja i miłość nie umierały nigdy. Jay był pewien tego jak faktu, że na niebie nocą świecił księżyc, a za dnia zaś słońce. Ich łuny okalały ziemię, żeby przypominać o swoim niemym istnieniu i opiece. Bo chociaż nie mogły wyciągnąć ręki, by podnieść upadającego, czyniły tak wiele dobra. Kontrolowały naturę, której podlegali również i ludzie, a najwyraźniej zbyt często o tym zapominali, chcąc walczyć z przyrodą niczym z wrogiem. Jako była zielarka, później gajowa i matka, Eileen rozumiała, że daleko było człowiekowi od istoty pokojowej i chętnej do współpracy. A Gaja czekała aż jej dzieci w końcu uspokoją wewnętrzną burzę i stanął ramię w ramię przed obliczem dalszych dni, które miały nadejść. Niektórzy tego nie potrafili dostrzec, inni tym gardzili, uważając za słabość. Jednak Vane czuł się silny właśnie w gronie tych, którym chciał zawierzać i którzy nie bali się iść przez życie, nie ulegając presji otoczenia. Niektóre decyzje były trudne, lecz radzili sobie z nimi z dumnie podniesioną głową, a gdy ktoś się potykał, otaczający go sojusznicy pomagali wstać znów na nogi, by wspierać się nawzajem. Właśnie tak widział Hogwart. Właśnie tak widział swoich przyjaciół. Właśnie tak widział swoją rodzinę. Nikogo nie mogło zabraknąć w tym gronie, bo jeśli było puste miejsce - jak mieli sobie pomagać? Jak mieli tworzyć całość? Jak łańcuch bez jednego spoiwa miał być trwały? Potrzebowali każdego. Dlatego wpatrywał się w panią Bartius z wyczekiwaniem, nie wyobrażając sobie kolejnego dnia bez dostrzegania snującego się wolno dymu z komina chatki, którą zajmowała. Nie chciał nawet słyszeć o tym, że Pomona miałaby uciec od krzyczących mandragor i oddać je komuś innemu. W roli nauczyciela transmutacji nie widziałby kogoś, czyje włosy nie byłyby płomiennorude. Nie. Po prostu nie. I być może nie rozmawiał z każdym tak często jak z innymi; być może nie znali się równie dobrze; być może daleko było im od chociażby równowagi między charakterami - nieważne. Wspólnie mieli pilnować, by żadnemu z uczniów nie stała się krzywda. Przysięgali, obiecywali. Byli świadomi tego, że pomiędzy ich dziećmi a szalejącym chaosem, stali już tylko oni. Bez względu na wszystko, gotowi poświęcić czas i własną wygodę dla przyszłości czarodziejskiego świata.
- Powiem - zadeklarował się jeszcze zanim Eileen skończyła mówić. - Zobaczysz, że powiem - powtórzył, dzielnie wypinając pierś w przód. Hogwart bez Sprouta nie miał być tym samym zamkiem co zawsze. Teraz opuszczała go gajowa; na odejście nauczycielki zielarstwa nie było ich stać. Absolutnie wykluczone. Zresztą z kim by wracał do Hogsmeade? U kogo by się stołował w weekendy? Z kim chodziłby na pikniki? I kto zawsze patrzył na niego z wyraźnym zażenowaniem, gdy mylił nazwy roślin lub tworzył własne, wymyślone na potrzeby sytuacji? Eileen mogła być więc pewna, że tego profesor astronomii nie zapomni i przy najbliższej okazji wręcz zaleje Pomonę i nie puści, póki mu nie obieca, że nigdzie się nie ruszy. Jay cieszył się aktualnym momentem, który zapewne tak szybko nie miał się znów nadarzyć, lecz nie myślał o tym - słuchał, patrzył, był. Przytaknął, gdy jego gospodyni mówiła o tarczy, którą tworzyła rodzina. Obecność bliskich mobilizowała do działania, wspierała, podpierała w chwilach słabości, ukazywała, że miało się dla kogo i za kogo walczyć. Jedność, siła, opieka. Właśnie tym była prawdziwa rodzina i nikt nie musiał tłumaczyć na czym polegała tym, którzy ją posiadali. Być może właśnie ta myśl podsunęła Vane'owi myśl o ostatnim wydarzeniu i osobie, która brała w nim udział. Przysłuchiwał się z uwagą każdemu słowu padającemu z ust gajowej, starając się nie ominął żadnego z nich. Gdy skończyła, JJ był już pewien, że ten przypadek był wyjątkowy i w tej wyjątkowości ważny. Istotny i musiał postępować niezwykle delikatnie, by nie skrzywdzić kruchego ciałka, które trzymał we własnych dłoniach. Odetchnął głęboko, wypuszczając powietrze, podejmując się wyzwania wyłożenia Bartius wszystkiego. - Od jakiegoś czasu zajmuję się dziewczynką, która początkowo szukała naukowego korespondenta. I na tym skupiały się nasze rozmowy, chociaż znasz mnie. Zawsze powiem coś więcej, być może za dużo i nie kryję się z poglądami czy nie unikam tematu, jeśli ktoś mnie o coś spyta. Wszystko kręciło się dokoła szeroko pojętej wiedzy, jej dziedzin. W znacznej części astronomicznych, ale... Ostatnio jednak coś się zmieniło i powiedziała, że... Spytała jak to jest być szczęśliwym. Nigdy mnie nie pytała o takie rzeczy. I widzę jak się otwiera. Gdy wspominam o rodzinie, od razu ucieka, a tamtego dnia coś... Patrzyła na mnie jakbym został ostatnią osobą, której mogłaby zaufać i która byłaby w stanie jej pomóc - zatrzymał się na chwilę. Ma pan rację. Jedna wartościowa osoba wystarczy. Dokładnie tak powiedziała, posyłając mu spojrzenie pełne nadziei i wyczekiwania. Czy naprawdę był tą ostatnią ostoją zrozumienia? Jeśli tak, było to straszne. Ale bardziej przerażające było to, że mógłby ją skrzywdzić i zostawić zupełnie samą. - Staram się jej nie odpychać; naprowadzić z powrotem do rodziny, ale... Z młodymi arystokratami jest inaczej niż z resztą. Mają te swoje zasady, a ja nie chcę przekroczyć granicy, chociaż nie potrafię odpuścić. Rozumiesz, prawda? - spytał, unosząc pełne głodnej nadziei i wyraźnego rozerwania spojrzenie. Wiedział, że obarczał w tym momencie Eileen sporym bagażem, ale noszenie go w pojedynkę było okrutniejsze. Ona mogła mu pomóc go zdjąć chociażby w części. Walka między sercem a rozumem jednak trwała i trwać miała bez przerwy, nie pozwalając Jayowi widzieć tej sytuacji jasno i zrozumiale. Zgubił się.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Chatka gajowej [odnośnik]27.01.19 22:04
Swój urlop miała rozpocząć za chwilę, za jakiś czas, ale już czuła ponury brak znajomych sylwetek mijanych na korytarzach zamku, już czuła tęsknotę za bliskością ludzi, których zdołała pokochać jak własną rodzinę. Już czuła palące opuszki palców, które wyraźnie mówiły, że pragną znów dotknąć starych podłokietników fotela w chatce, musnąć zimnych ścian hogwarckiego azylu. Szybko przywiązywała się do miejsc, ale jeszcze szybciej do ludzi – tylko tych, jak się okazywało, wciąż miała blisko siebie. Niedługo przeprowadzi się do Hogsmeade, a stamtąd przecież dwa kroki do zamku. Do zapachu Zakazanego Lasu, dyniowego aromatu wylatującego z Wielkiej Sali, gryzącej woni zakurzonych ksiąg w Bibliotece. To wszystko było tak blisko, a jednak ściskało ją za serce na samą myśl o tym, że zamiast w swojej małej chatce, gdzie zawsze były otwarte drzwi, będzie siedziała w domu, sama, słuchając odgłosów wiatru tańczącego z liśćmi, gotującej się w garnuszku wody, spokojnego oddechu śpiącego pod stopami psa. Uszczypnęła ją niechciana w życiu obawa, że jej przyjaciółka stanie się chwilowa stagnacja; że nie znajdzie zajęcia, które pozwoli jej w jakiś sposób jednocześnie odżyć i odpocząć. Bo potem szykowało się macierzyństwo i długi okres wychowywania swojego dziecka na godnego obywatela magicznej strony Londynu, godnego i odpowiedzialnego czarodzieja albo czarownicę.
Ten drobny obraz, splątane ze sobą błyskawicznie przewinięte wydarzenia, pokazały się w jej wyobraźni, kiedy Jayden zaczął swoją opowieść. Z początku była do tego sceptycznie nastawiona – zawsze chciała być dla uczniów kimś ważnym, opoką i pomocną dłonią, ale nigdy najważniejszym, kimś w rodzaju zastępczego rodzica. Bo rodzinę miało się tylko jedną. Zmieniła szybko zdanie, gdy usłyszała, że bohaterką opowiadania była arystokratka. To w jakiś sposób zmieniało jej punkt postrzegania, bo zawsze wydawało jej się, że dzieciom, które przekonywało się, że w ich żyłach płynie błękitna krew, wiele w życiu brakowało. Najbardziej miłości – historia wielokrotnie to potwierdzała – uwagi i nauki najważniejszych, jednocześnie najprostszych wartości. Od kogo mieli nauczyć się szacunku, skoro ich pierwsze autorytety ginęły wśród zdarzeń, ważniejszych obowiązków, braku czasu? Nagle pojawiał się w życiorysie takiej dziewczynki ktoś, komu może zaufać i oddaje mu wszystko, co ma, żeby odebrać wszystko, czego nie miała.
Opuściła wzrok na falującą falę parującej herbaty, słuchała go z kiełkującym pod skórą przygnębieniem. Jak wiele było takich dzieci w czasie ich kilkuletniej kariery? Posiadały swoich rodzicieli, a tymczasem okazywały się sierotami. Pokiwała tylko głową, znów przenosząc wzrok na twarz Jaydena, okraszając go lekkim, melancholijnym uśmiechem.
Rozumiem, choć przyznaję, to dość skomplikowana sytuacja. Ale nie daj jej poczucia samotności, jeśli tak potrzebuje twojej obecności. – odparła, zwerbalizowała w gruncie rzeczy swoją pierwszą myśl. Zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się nad tym wszystkim. – Skoro tak długo utrzymywała z tobą relacje opierając je na tematach astronomicznych, to wydaje mi się, że bardziej szukała twojej osoby, a nie… słów. Choć dobrze, że tak ją naprowadzałeś, że nie zaniedbałeś tego. Wyrozumiałość i troska wobec niej to dobre lekarstwo. Na którym jest roku?
Upiła nieco herbaty z kubka. Rozgrzewający aromat trafił prosto do niej nozdrzy, zaraz rozlewając się po przełyku z efektem topiącego się śniegu.

| będziemy kończyć? <3


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Chatka gajowej 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Chatka gajowej [odnośnik]28.01.19 21:32
Sam nie wiedział, czego oczekiwał po poruszeniu tego tematu. Czy potwierdzenia jego stanowiska, zaprzeczenia mu, a może zepchnięcia na dalszy plan? Cokolwiek by to nie było i jakiejkolwiek formy by nie przybrało, zapewne nie miało wiele zmienić. Tak podejrzewał. Ale Jayden czuł się jeszcze bardziej skonfliktowany wewnętrznie niż przed zaczęciem rozmowy o tym przywiązaniu. Rozum podpowiadał mu jedno, serce drugie. Wydawało mu się przy okazji, że obnażył coś wyjątkowo intymnego; samo wspominanie zdawało się jakby zakazane i niesprawiedliwe w stosunku do osoby, której jego obawy się tyczyły. W końcu nie był przygotowany na coś takiego, a powinien być - na wykraczającą poza zwykłe zaangażowanie relację z podopiecznym. Przynajmniej tak mu się zdawało, chociaż czy wyolbrzymiał sytuację? Ostatnie spotkanie przełamało jednak pewną granicę, której nie potrafił przypisać do niczego, co znał. Eileen swoją odpowiedzią jeszcze bardziej zamotała przemyślenia, które w sobie nosił, ale zanim skończyła mówić, wiedział, że było to coś, z czym musiał uporać się sam. Niczyje porady nie mogły tam nic wskórać, chociaż naiwnie myślał, że dzieląc się w pewnym stopniu tym brzmieniem z kimś innym, ułatwi całą sytuację. Zbeształ się w myślach za to, że obciążył swoimi przemyśleniami ciężarną kobietę, która nie miała mieć zaraz z Hogwartem za wiele wspólnego. Miała mieć swoje życie i ostatnie czego potrzebowała, to zagubionego trzydziestolatka.
Gdy spytała o rok, na którym była dziewczyna, o której mówili, na twarzy Jaya mimowolnie pojawił się krótki uśmiech. Faktycznie mogło się wydawać, że mówił o kimś, kto przebywał w murach zamku. Podczas wakacji były one puste - zapełnione jedynie przez pracowników Ministerstwa Magii - jednak dla astronoma, żyły jedynie z uczniami i uczennicami wewnątrz. Nie mogło być inaczej, bo właśnie tym był Hogwart. Magią młodych czarodziejów. - Jeśli dobrze liczę, skończyła szkołę cztery lata temu - odparł zmieszany, po czym wstał, widząc, że jego gospodyni zaczynała być przytłoczona jego obecnością. Sam czuł się zresztą nieswojo. Dopił herbatę i odstawił kubek, po czym, zgodnie ze swoim zwyczajem, przejechał dłonią we włosach. - Będę leciał. Trzymaj się i dzięki za herbatę - mruknął, posyłając Eileen ostatni uśmiech. Pożegnania szły mu ostatnio koszmarnie, a jeśli pomyślał, że niedługo w chatce gajowej miał pojawić się ktoś inny, zrobiło mu się trochę niedobrze. Dopiero wyjście na chłodniejsze, świeże powietrze pomogło, jednak nie odparło multum wątpliwości, które tylko się w nim mnożyły. Można by sądzić, że niemal uciekł od pani Bartius i tak poniekąd po prawdzie było. Było źle. Nie miał pojęcia jak bardzo.

|zt x2


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Chatka gajowej [odnośnik]18.08.20 21:54
teoria panmagiczna3 lipca
Kontynuacja myśli z poprzedniego dnia musiała zostać podjęta najwcześniej, jak się tylko dało. Dlatego też Jayden pozwolił sobie na sięgnięcie po pergamin ukryty we wnętrzu jego marynarki w momentach oddechu. Takich jak ten aktualnie trwający, gdy uczniowie kręcili się wokół chatki gajowego i z niemałym zainteresowaniem słuchali czarodzieja o tym, jak wyglądało życie w Hogwarcie poza rokiem szkolnym. To było naprawdę budujące - dostrzegać, że pomimo przeciwności młode pokolenie wciąż starało się wykrzesać nieco wyrozumiałości względem opiekunów. Nie mogli wrócić do domów - nie mieli niekiedy już do czego wracać, gdy ich budynek został zniszczony lub przerobiony na coś nowego - ale trwali. Byli wytrwali i doceniali fakt bezpieczeństwa, który zapewniał im zamek oraz znajdujący się w nim opiekunowie. Na dobrą sprawę Jayden figurował jako jedyna osoba, która miała oko na pozostałych na okres wakacyjny uczniów, lecz mężczyźnie pomagali również inni mieszkańcy okolicy. Skrzaty nie przerywały pracy przy sprzątaniu czy kuchennych rewolucjach, woźny oraz gajowy z mniejszym i większym entuzjazmem podchodzili do okazji odciążenia astronoma w pedagogicznych obowiązkach. Nawet Antares zdecydował się być w pogotowiu, gdy usłyszał prośbę swojego ludzkiego przyjaciela. Z jego poświęcenia Vane był chyba najbardziej zadowolony, bo przekonanie centaurów do współpracy z kimś, kogo nie znały - w szczwególności gdy tym kimś był człowiek - graniczyłoz z cudem. Długoletnia znajomość najwyraźniej się opłaciła, gdy nieparzystokopytny mieszkaniec Zakazanego Lasu zgodził się na lekcję lub rozmowę od czasu do czasu z przebywającą w Hogwarcie młodzieżą. Obcowanie z istotami przeróżnych ras i gatunków miało nie tylko poszerzyć wiedzę samych uczniów, ale również nauczyć szacunku czy wzajemnego zaufania przedstawicieli obu stron. Jay nigdy nie był zdania, by dwa miesiące wakacji zostały zmarnowane i nie chodziło o staranie się uczenia kolejnych tematów z astronomii, ale edukacja mogła przybrać zupełnie inną twarz, gdy tylko chciało się na to pozwolić.
Dlatego właśnie w tym momencie, gdy niejako gajowy został aktualnym mentorem podopiecznych profesora, sam zainteresowany mógł usiąść przy ciepłej herbacie w chatce i wrócić do przemyśleń tyczących się jego projektu. Wyciągnął pergamin, który wciąż tkwił w wewnętrznej kieszeni marynarki i przeczytał ponownie to, co zostało na nim zapisane. Zatrzymał się zgodnie z notatkami na postaci Anaksagorasa oraz jego wybitnego dzieła, które co prawda znane było jedynie we fragmentach, ale dostarczało wystarczająco wiedzy, by mógł się nim posiłkować we wczesnych stadiach projektu. Oczywiście miała to być jedynie myśl, która później miała nadebrać kształtu. Wpierw jednak Jayden musiał rozwiązać zagadkę tego, czy homoiomerie znajdowały się w uderzających w skorupę ziemską meteorytach. Były one wszak pierwiastkiem magicznym - jeśli ta niewidzialna siła, której czarodzieje byli przekaźnikami, nie była pochodzenia czysto ziemskiego, był tylko jeden sposób na dostanie się na niebieską planetę. Co dalej? Co miało być dalej? Kilka urywków myśli zostało zapisanych na szybko na brzegu pergaminu, jednak profesor zaraz się ich pozbył - miał zbyt wiele pomysłów, które nijak wiązały się z tematem. Musiał pozostać na jednym, głównym kursie, żeby mu się udało. Skoro początkiem była kosmogonia, musiał zbadać również ludzi, rośliny, stworzenia i dostrzec czy homoiomerie naprawdę przenosiły magię. Kiedyś próbowano się za to zabrać, ale kto chciał opierać się na teorii antycznego filozofa? Nikt nie poświęcał temu wystarczającej uwagi, na jaką zasługiwał ten temat. Dlaczego? Właśnie... Dlaczego? Znajdujące się słowo, zostało podkreślone parę razy. Czy miał już wszystko? Mniej więcej? I tak w trakcie badań miało wyjść, co naprawdę miało mu się przydać, a co zaprowadzić w ślepy zaułek, ale meteoryty, Peri physeon, pochodzenie magii i potwierdzenie, że nie była ziemską siłą. Ale jakże inteligentną, skoro przesyciła organizmy żywe... Vane westchnął, gdy zauważył, że herbata zdążyła ostygnąć, a on musiał wrócić do uczniów. Znów stracił poczucie czasu.

|literatura tworzenie
|zt


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Chatka gajowej [odnośnik]18.08.20 21:54
The member 'Jayden Vane' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 84
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Chatka gajowej Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Chatka gajowej
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach