Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia gościnna
AutorWiadomość
Sypialnia gościnna [odnośnik]11.06.18 19:45

Sypialnia gościnna

Sypialnia gościnna znajduje się na piętrze, na końcu korytarza. Jest to niewielkie pomieszczenie z kominkiem oraz dostępem do osobnej łazienki. Duże, przykryte jasną narzutą łoże zajmuje większość miejsca; oprócz niego mieści się tam szafeczka i niewielki regał.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Caelan Goyle dnia 08.07.19 5:56, w całości zmieniany 3 razy
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Sypialnia gościnna [odnośnik]02.09.18 18:07
Idąc takim tokiem myślenia można było dojść do wniosku, że właściwie nigdzie nie mogą czuć się bezpiecznie, nawet we własnym domu; że tak naprawdę to wszędzie powinni czuć się obserwowani. Wiedźmia Straż i Biuro Aurorów mogli mieć szpiegów wszędzie, szeptaczy na każdym rogu, informatorów w każdym barze. Ptaszki, które ćwierkały im do ucha, mogły przysiąść na każdej gałęzi. Tak oczywiście mogło być, nie wiedzieli, czy ktoś rozpoznał ich w Parszywym Pasażerze, gdzie nie ukrywali twarzy; mogła być teraz nieustannie śledzona od samego momentu ucieczki z Azkabanu, może obserwowali też każdy krok Caelana? Może. Tego nie wiedzieli. Musieli jednak liczyć się z ryzykiem, musieli je akceptować, taka była cena za moc, którą dawała czarna magia i służba Czarnemu Panu. Żadna z tych dwóch rzeczy nie była dla czarodziejów bojaźliwych, czy lękliwych; należało mieć odwagę, by sięgnąć po podobną potęgę. Ani Sigrun, ani Caelanowi jej nie brakowało, rozumiała jednak pewne obawy; to był jego dom, jego [iprzystań[/i]? Każdy potrzebował miejsca, w którym mógł się ukryć i przeczekać niebezpieczeństwo; bo choć z możliwością aresztowania, czy porażki należało się liczyć - i stawiać temu czoła, nie chować głowy w piasek, to należało zachować również zdrowy rozsądek. Być pewnym siebie, lecz jednako ostrożnym - sprytnym i przebiegłym. Nie lękać się, lecz uważnie stawiać kroki.
Być może go teraz narażała, nie myślała jednak racjonalnie; daleko jej było troski o cudze dobro, przede wszystkim troszczyła się o własną skórę. Powiedziałaby wiele, nawet skłamała, byleby znaleźć schronienie przed niebezpieczeństwem, o którego nieistnieniu jeszcze nie wiedziała. Mógł się wściekać i złościć, warczeć i szarpać, lecz mieli obowiązek współpracować. A czyż Śmierciożercy na spotkaniu nie przekazali: nie zostawiamy swoich? Powinien był o tym pamiętać - i najwyraźniej pamiętał, co przyjęła z ulgą, że nie będzie musiała tracić nerwów i energii na przekonywanie.
Oczywiście, że nie powinien był jej ufać. On sama sobie ufać nie powinna była, a co dopiero on. Zwłaszcza w tym stanie, gdy była dalsza od zdrowych zmysłów bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, na skraju obłędu i rozpaczy.
Zwłaszcza, że zrobiło jej się tak cholernie zimno. Zignorowała jego burknięcie. Słyszała je, lecz wcale to do niej nie docierało. Targało nią przeraźliwe zimno, zupełnie tak, jakby znowu znalazła się bosa i bezbronna na korytarzu Azkabanu, a wokół roiło się od dementorów. Nie miało to nic wspólnego z temperaturą w pokoju, ani nie odpowiednim ubraniu. To tamto miejsce. To tamta magia zostawiała tak głęboki ślad. Pragnęła jedynie odrobiny ciepła i szukała go instynktownie. Przylgnęła do ciała Caelana, które teraz zdawało się jej niemal gorące, wciąż drżąc na ciele. Gdy spojrzał na jej twarz dostrzegł, że jest o wiele bledsza niż zazwyczaj, niemal biała jak ściana, w ten niezdrowy sposób, spojrzenie miała nieprzytomne i niewidzące - lecz nie doszukał się w nich łez. Rookwood nigdy nie płakała, bez przesady Goyle. Była silna, ubiegłej nocy przekonała się jak bardzo - Azkaban jednak wyssał z niej bardzo wiele. - Niech tak będzie - wychrypiała w końcu. Miała nadzieję, że tym czymś był mocy alkohol - i na całe szczęście się nie pomyliła. Skinęła głową na znak zgody. Jeszcze kilka dni temu pozwoliłaby sobie na drwiący komentarz na temat nieposłuszeństwa żony, która mogłaby zdradzić, że jej małżonek ukrywa zbiega - jednakże teraz jedynie zmrużyła oczy i resztkami sił zmusiła ciało do przemiany. Znów wyglądała jak mężczyzna, który zapukał do drzwi Caelana; podążyła za nim, gdy ruszył na piętro, krokiem wyzutym z energii. Nie rozglądała się wokół, nie szukała spojrzeniem śladów bytności żony, czy jej samej - okrutne zimno skupiało na sobie jej myśli. Znaleźli się w pogrążonej w mroku sypialni, jedynie przez okiennicę, pod którą stało szerokie, sączyło się blade światło. Gdy zamknęły się za nimi drzwi i szczęknął zamek nieśpiesznym ruchem wyciągnęła z kieszeni różdżkę, lecz nie zwracała uwagi na Caelana, nawet jeśli miał zamiar jej ją wyrwać - przekonany, że zamierza uczynić coś niemądrego. - Muffliato - wyrzekła cicho Sigrun, unosząc różdżkę w bliżej nieokreślonym kierunku. Byli tu - chyba - bezpieczni, lecz wciąż pozostawała kwestia żony i syna, którzy choć byli winni Goylowi posłuszeństwo, to nie mieli prawa podsłuchać słów mogących teraz paść.
Opadła ciężko na łóżko, wciąż drżąc. Nie zauważyła nawet, gdy jej ciało i twarz powróciły do swej naturalnej postaci; to stało się bez udziału jej woli i nie była nawet tego świadoma, bo zmrużyła oczy.
- Nalej mi.
Czy alkohol mógł jej w ogóle pomóc? Pierwszy raz zaczęła mieć wątpliwości. Mógł ją otumanić, lecz czy zaradzi coś na to przeklęte zimno? - Zaraz krew zamarznie mi w żyłach - wychrypiała znienacka, nie stąd, ni zowąd, nie bardzo się zastanawiając nad tym co mówi. Czuła się jednak tak, jakby zaraz miała się zmienić w lodowy sorbet o smaku krwi. Nie wiedziała, czy alkohol jest dobrym wyjściem - mogła poczuć się senna, a teraz, tak jak dawniej, lękała się zasnąć.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sypialnia gościnna [odnośnik]04.09.18 20:13
Kiedy upewnił się, że Rookwood zmieniła swój wygląd, poprowadził ją ku wyjściu z salonu, a następnie schodami na wyższe piętro posiadłości. Cały czas miał ją na oku, cały czas zerkał w jej stronę, możliwości miał jednak ograniczone - niósł w rękach karafkę oraz szklanki, łudził się więc, że jego towarzyszka nie opadnie z sił w trakcie ich niedługiej wspinaczki. Niewiele myśląc postanowił, że - jak przecież dobre wychowanie nakazuje, a o czym mało kiedy pamięta - puści Sigrun przodem. Wtedy, w razie jej omdlenia, najwyżej potłucze się szkło, ale nie zleci ona ze schodów do samego holu. Gdyby do tego doszło, mieliby niemały problem. Nie miał bladego pojęcia o magii leczniczej i nie chciał tego zmieniać w najbliższym czasie.
Po dłuższej chwili dotarli na piętro, gdzie mieścił się, między innymi, wspomniany przez niego pokój gościnny. Od dawna do niego nie zaglądał, jednak wierzył, że jego żona dbała, by był w każdej chwili gotowy na ewentualną wizytę niezapowiedzianego członka rodziny. Poprowadził ją w lewo, do końca korytarza, a następnie poprosił ją o pomoc w otworzeniu drzwi; ręce nadal miał zajęte. Przelotnie spojrzał na jej twarz, tę nudną, nieinteresującą twarz nieznajomego mężczyzny, który nie tak dawno stanął u progu jego domu, jednak nie dał rady wyczytać z niej niczego nowego. Zerknął przez ramię na korytarz - wyglądało na to, że nikt ich nie słyszał, a przynajmniej nikt nie wystawiał głowy zza framugi - by w końcu zamknąć się w pokoju gościnnym i odstawić niesione szkło na szafkę nocną stojącą obok dużego, przykrytego jasną narzutą łoża. Zajmowało ono większość miejsca; oprócz niego mieściła się tam wspomniana już szafeczka, mały regał i drzwi do łazienki.
Było to o tyle wygodne, że mógł ją tu zamknąć i nie obawiać się, że w środku nocy zacznie paradować po korytarzu w tę i z powrotem.
Stanął w miejscu, kiedy kobieta sięgnęła po różdżkę, napiął miejsce, kiedy zaczęła zbierać się do rzucenia czaru, by w razie potrzeby móc spróbować uskoczyć w bok lub powstrzymać ją siłą. Pozwolił jej jednak dokończyć inkantację; miała rację zabezpieczając swą kryjówkę Muffliato, musieli jeszcze porozmawiać. Zrobił kilka kroków w kierunku okna i zaciągnął ciężkie, sięgające podłogi zasłony. Następnie zapalił stojącą przy łóżku lampę i usiadł obok Rookwood; kątem oka dostrzegł jej prawdziwe rysy twarzy. Nie wiedział jednak, na ile była tego świadoma, na ile panowała nad... tym. Zwłaszcza w tej chwili. Nie była sobą.
Kiwnął krótko głową, kiedy zażądała, żeby jej polał. Chwycił w dłoń jedną z przyniesionych tu z dołu szklanek, następnie wypełnił ją alkoholem, upatrując w nim leku na całe zło. Przecież musiał jej pomóc, musiał ją ogrzać, a na to się przed chwilą skarżyła, na dojmujący chłód, który do pewnego stopnia utrudniał swobodne porozumiewanie się. Nie zwlekał długo z napełnieniem swojej szklanki. Siedział chwilę w ciszy, wpatrując się w zamknięte, oświetlone łuną ciepłego światła drzwi. W końcu wydał z siebie gardłowy pomruk i wypił zawartość szkła na jeden raz.
- Połóż się, przykryj. I pij alkohol. To powinno pomóc - odezwał się w końcu, znów lokując wzrok na jej twarzy, wpatrując się w nią z uwagą. Mówił cicho, powoli, w głowie już układając sobie listę tematów, które musieli poruszyć, by jakoś przetrwać jej wizytę. - No już, nie przeciągaj - pogonił ją burkliwie i wstał z łóżka, by ułatwić kobiecie schowanie się pod warstwami pościeli. - Kogo łatwiej będzie ci udawać, inną kobietę czy mężczyznę? Czy to bez różnicy? - zapytał po chwili, znów siadając z boku łóżka, dolewając sobie alkoholu. Jeśli szklanka Sigrun była pusta, dolał i jej. Nie mógł wiedzieć, na ile ten dar był elastyczny i ile wysiłku wymagało od niej przyjmowanie wyglądu innych osób.
- Czego potrzebujesz? Mam ci załatwić jakieś ubrania? - dodał. Nie widział przy niej żadnego pakunku, choćby najmniejszego.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Sypialnia gościnna [odnośnik]09.09.18 20:33
- Mhm... - mruknęła ochryple.
Nic teraz nie jest w stanie tutaj pomóc.
Wyciągnęła dłoń po szklankę whisky, ruchy miała dziwnie ociężałe i powolne, jakby nagle zabrakło jej sił. Do momentu odwiedzin musiała pozostawać nieustannie czujna, chodziła spięta i poddenerwowana, lecz teraz, gdy - wyimaginowane - niebezpieczeństwo i widmo aresztowania przeminęło, zaczynała się rozluźniać, lecz mimo to wcale nie czuła się lepiej. Wprost przeciwnie. Nerwowa potrzeba ukrycia się, ucieczki przed organami ścigania, była wypierana przez zmęczenie i powracające wspomnienia ubiegłej nocy. Dłuższą chwilę on nic nie mówił, ona także milczała, wprawiając w ruch bursztynową ciecz leniwym gestem, wpatrywała się w nią martwym wzrokiem. W końcu zachęcona, albo racze ponaglona, słowami Caelana wychyliła zawartość szklanki duszkiem. Nie skrzywiła się nawet, choć mocny alkohol palił gardło.
Nie pomogło. Jeszcze nie.
Wciąż drżała z zimna, dlatego nie protestowała, gdy nakazał się jej przykryć. Uniosła na niego zmęczone spojrzenie, uniosła brew, szczerze przekonana, że i to nic jej nie da, lecz nie chciała by nadal na nią burczał. Podała mu pustą już szklankę, w nadziei, że napełni ją ponownie, po czym zzuła ze stóp buty i wgramoliła się pod kilka warstw pościeli. Otuliła się nią szczelnie, w kominku zaczął trzaskać ogień, a mimo wciąż nie mogła oprzeć się wrażeniu, że dryfuje w bezdennej, zimnej toni oceanu arktycznego.
- No zgadnij - odparła nie mniej burkliwie niż on. Z kim przystajesz, takim się stajesz? - Kobietę - łaskawie wyjaśniła tę oczywistość. Przemiana w mężczyznę była dużo bardziej skomplikowana - i nie chodziło o samo pozbycie się bujnych, kobiecych kształtów, czy zmianę rysów twarzy. Najtrudniejsze były struny głosowe, to raz, a dwa - zachowanie. Choć płeć nie stanowiła dla niej granicy, to zawsze czuła się kobietą i wchodzenie w męską rolę stanowiło wyzwanie. Również pod względem gry aktorskiej, bo choć kłamała dobrze, to nie po mistrzowsku. - Może prościej będzie jak ty powiesz kogo łatwiej ci będzie wytłumaczyć. Ty zdecyduj - westchnęła w końcu, wspierając się na łokciu i odbierając od niego szklankę. - Możesz przynieść obojętnie jakie. Przetransmutuję je w zależności od potrzeby - dodała; nie potrzebowała wiele, potrafiła sobie poradzić w trudnych warunkach. Nie władała potężnymi mocami z dziedziny transmutacji, lecz znała kilka przydatnych zaklęć, które pomagały się jej zamaskować i ukryć. To nieodłącznie szło w parze z jej zamiłowaniem do wchodzenia w cudze role, do zmieniania masek. Tym razem wypiła tylko trochę. Nie chciała upić się zbyt prędko, choć wiedziała, że to mogłoby jej pomóc nie myśleć, lecz jednocześnie - poczułaby się senna. Ciało i umysł i tak były wycieńczone do cna.
A zasnąć się bała. Bała się tego, co czekało na nią we śnie.
Odstawiła szklankę na posadzkę, koło łóżka, pierzyną otuliła ciaśniej. Ułożyła się na łóżku tak, że jej głowa spoczęła na udzie Caelana, nie zastanawiając się, czy może sobie na to teraz pozwolić. Leżała tak chwilę ze spojrzeniem wbitym w sufit, nawet jeśli coś mówił, to nie słuchała. Przeniosła martwy wzrok na męską twarz.
- W piekle jest cholernie zimno - wypaliła cicho ni stąd, ni zowąd, nie bardzo się zastanawiając nad tym co mówi i dlaczego. Niewiele teraz myślała, nie była sobą, czuła się i zachowywała dziwacznie. I miało minąć jeszcze naprawdę wiele czasu, nim powróci do swej własnej równowagi, która normalnością dla innych nie była wcale. - Tam też.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sypialnia gościnna [odnośnik]19.09.18 13:34
Było to dla niego dziwne. Cała ta sytuacja była dziwna, jednak zachowanie Rookwood - ono odbiegało od normy jeszcze bardziej niż zwykle. I o ile Goyle przywykł już trochę do jej zwyczajowej ironii, nieodzownego prowokowania słowem i gestem, to nie wiedział, co zrobić, kiedy była odległa, zamyślona, cicha. Na ile była w tej chwili prawdziwa, a na ile udawała? I co chciała w ten sposób osiągnąć? Caelan nigdy nie był szczególnie empatyczny, a teraz, gdy złość wciąż nie została w pełni opanowana, czaiła się tuż za rogiem, nie potrafił okazać jej wsparcia. Na pewno nie takiego, na jakie zasługiwała po koszmarze uwięzienia w Azkabanie.
W ciszy zniósł jej niezbyt grzeczną odpowiedź; jedynie wzrok, którym błądził po jej twarzy, mógł zdradzić narastającą irytację. Choć mogło to umknąć uwadze Rookwood; myślała teraz raczej o piekle, z którego cudem udało jej się wyrwać, nie o odczuciach gospodarza, którego samym swoim przybyciem postawiła pod ścianą.
- Udawaj zatem kobietę - odparł powoli, ze spokojem, choć spokój ten nie zwiastował niczego dobrego. - Daleką kuzynkę od strony mojej matki. Jeśli miałabyś być panną, przedstawiaj się jako Wilkes - dodał, a kącik jego ust drgnął lekko, gdy pomyślał o Sigrun w tej kategorii. Ona, panną. Nie zamierzał jednak tego mówić na głos; co prawda mógłby w ten sposób sprawdzić, czy nadal drzemie w niej ten sam wybuchowy charakter, co zazwyczaj, wolał jednak nie wywoływać wilka z lasu.
Upił spory łyk alkoholu, wlepił wzrok w ścianę i zaczął zastanawiać się, czy może raczej nie powinien kazać jej zażyć ciepłą kąpiel. Tak robili z ludźmi, którzy wypadli za burtę i wychłodzili swoje organizmy. Wątpił jednak, by Rookwood cierpiała w ten sposób. Wątpił również, by naprawdę potrzebowała tej pościeli, alkoholu czy kominka.
Zamarł w bezruchu, gdy kobieta ułożyła głowę na jego udzie, gdy wbiła wzrok w sufit i leżała tak, jakby nie było w tym nic dziwnego. Jakby była to dla nich norma, jakby łączyło ich coś więcej. On jednak nie był zakochanym podlotkiem, nie był czułym kochankiem, który z uczuciem odgarnąłby jej kosmyki z czoła i zapewnił cichym szeptem, że wszystko będzie dobrze. Że może tu zostać jak długo zechce. Nie rozumiał tego, co się teraz działo, nie rozumiał też, czy był to kolejny żart ze strony Rookwood, czy raczej objaw jej choroby, bo inaczej tego nazwać nie mógł. Azkaban sprawił, że była chora. Że stała się ponurakiem. Czy była też zwiastunem śmierci?
Wydał z siebie gardłowy pomruk, ścisnął mocniej szklankę i wstał, niewiele sobie robiąc z opierającej się o niego kobiety. Nie miał na to siły, nie miał do tego cierpliwości, ona zaś i tak powinna być wdzięczna, że nie wyrzucił jej ze swego domu. Nawet nie spojrzał na nią, gdy dopijał swój alkohol i odstawiał szkło na szafkę. Nawet nie spojrzał na nią, gdy skierował się ku drzwiom prowadzącym na korytarz.
- Radziłbym ci wziąć gorącą kąpiel. Słyszałem, że to pomaga - burknął jeszcze na odchodne i wyszedł, pozostawiając ją samą. Po dłuższej chwili znów pojawił się w drzwiach - bez pukania - by zostawić jej kilka swych szat do przetransmutowania i znów zniknął. Tym razem na dobre.

| 2xzt



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Sypialnia gościnna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach