Hol
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Hol
Każdy, kto wchodzi do dworu głównym wejściem, znajdzie się najpierw w holu – przestronnym pomieszczeniu za dnia oświetlonym przez blask światła wpadający przez wysokie okna, a wieczorami przez najeżone świecami kandelabry. Po posadzce niesie się stłumione echo kroków, a pomieszczenie to stanowi zaledwie wstęp do wspaniałych pomieszczeń znajdujących się dalej. Szerokie schody prowadzą prosto na piętro, a rozchodzące się korytarze do poszczególnych skrzydeł dworku i znajdujących się tam pomieszczeń.
Ten dzień niewątpliwie był koszmarem dla wszystkich Nottów oraz wszystkich obecnych w Stonehenge, ale zgodnie ze swoją egocentryczną naturą własny ból stawiała na piedestale i dziwiła się, że nikt wokół niej nie skakał i nie troszczył się o jej stan i samopoczucie. Było to dziwne doświadczenie, bo przywykła do tego, że jako najmłodsza w gronie bliskiej rodziny cieszyła się wyjątkową uwagą i względami i mogła się ich domagać. Tymczasem dziś leżała na podłodze zapłakana, ranna i cierpiąca, i nikt nie załamywał nad nią rąk, nawet matka odeszła, by wezwać uzdrowiciela, nie została tu z nią, by okazać emocjonalne wsparcie. A Elise potrzebowała go, bo pierwszy raz w życiu przeżyła silną traumę, tylko pierwszomajowy wybuch anomalii przeraził ją w porównywalny sposób. Dlaczego nikt się tym nie przejmował? Ona tu cierpiała!
Widząc jednak kiepski wygląd Eddarda nie domagała się stanowczo, by wziął ją na ręce, a zmusiła swoje ciało do wstania, i to było pierwsze, co obudziło w niej emocje. Chociaż była obolała i przerażona, oprócz tego było w niej też wiele złości po tym, co zrobił Percival i po tym, w jaki sposób zdrajcy skrzywdzili ich wszystkich. Kiedy już zmusiła ciało do ruchu, wyrywając się z początkowego otępienia i niedowierzania, te silniejsze emocje stały się bardziej odczuwalne i dodatkowo wzmożone przez obojętną, lakoniczną postawę Eddarda. Nottówna nigdy nie przepadała za sytuacjami, kiedy inni nie emocjonowali się równie mocno, bo przecież powinni odczuwać to co ona. Zobojętnienie i brak reakcji często budziły w niej złość i fochy. Jak można było w obecnej sytuacji być tak spokojnym i obojętnym? Nie czytała mu w myślach, więc nie wiedziała, że pod tą fasadą również był wzburzony, tylko najwyraźniej lepiej nad sobą panował. W końcu właśnie stracił nawet nie kuzyna, a rodzonego brata, który zdradził jego i resztę rodziny. Nigdy nie wątpiła w ich bliskość i trudno było sobie wyobrazić myśl, że nigdy nie zobaczy ich razem. Że to Eddard właśnie stał się najstarszym ze swojej gałęzi rodziny, że Percivala już nigdy tu nie będzie, bo wybrał mugoli, nie rodzinę.
- Jak możesz być tak obojętny? – obruszyła się. Być może właśnie robiła coś porównywalnego do dźgania śpiącego smoka różdżką w oko, ale nie dbała o to, czując, że jej silne emocje musiały znaleźć ujście. Zdumiewające jak szybko potrafił zmieniać się jej nastrój, bo choć przed chwilą leżała na ziemi słaba i płaczliwa, przekonana że nie da rady nawet się podnieść, nie mówiąc o złoszczeniu, ale okazało się, że poważnie się nie doceniła. Wystarczyło kilka zbyt szorstkich i lakonicznych uwag, by na moment dosłownie zapłonęła w środku, obrażona na cały świat o to, że boli, że ucierpiała przez zdrajców, o to, że ją ignorowano i nie skakano nad nią tak, jak oczekiwała, a przede wszystkim o to, że odebrano jej Percy’ego, a właściwie sam się odebrał, wyrzekając się rodu.
Nastoletnia złość prawdopodobnie miała się wypalić równie szybko jak się pojawiła, biorąc pod uwagę słabość uszkodzonego ciała, ale teraz Elise była poważnie zagniewana. Tak jak wtedy, kiedy umarła Rose, a ona dąsała się na wszystko i wszystkich i urządziła jej mężowi awanturę o to, że najpierw jej nie ocalił, a później nawet nie opłakiwał tak, jak na to zasługiwała.
- To może powiesz mi, kim są ludzie, do których dołączyłeś? – zapytała nagle, musiał się domyślić, o co pytała: o jego dołączenie do czarnoksiężnika i jego świty, co ją zaskoczyło, bo rzecz jasna nie miała pojęcia o czymś takim, jak rycerze Walpurgii i o tym, że jej kuzynowie w nich działali, również Percival przed zdradą rodziny. Dla niej cała ta otoczka była tajemnicą, bo choć wyznawała antymugolskie, konserwatywne poglądy, była kobietą i nie uczestniczyła w niczym niestosownym. I zwyczajnie bała się tego groźnego czarnoksiężnika, a także wydarzeń w Stonehenge i ich możliwych konsekwencji. Co, jeśli ich wspaniały świat upadnie tak samo jak to miejsce?
Widząc jednak kiepski wygląd Eddarda nie domagała się stanowczo, by wziął ją na ręce, a zmusiła swoje ciało do wstania, i to było pierwsze, co obudziło w niej emocje. Chociaż była obolała i przerażona, oprócz tego było w niej też wiele złości po tym, co zrobił Percival i po tym, w jaki sposób zdrajcy skrzywdzili ich wszystkich. Kiedy już zmusiła ciało do ruchu, wyrywając się z początkowego otępienia i niedowierzania, te silniejsze emocje stały się bardziej odczuwalne i dodatkowo wzmożone przez obojętną, lakoniczną postawę Eddarda. Nottówna nigdy nie przepadała za sytuacjami, kiedy inni nie emocjonowali się równie mocno, bo przecież powinni odczuwać to co ona. Zobojętnienie i brak reakcji często budziły w niej złość i fochy. Jak można było w obecnej sytuacji być tak spokojnym i obojętnym? Nie czytała mu w myślach, więc nie wiedziała, że pod tą fasadą również był wzburzony, tylko najwyraźniej lepiej nad sobą panował. W końcu właśnie stracił nawet nie kuzyna, a rodzonego brata, który zdradził jego i resztę rodziny. Nigdy nie wątpiła w ich bliskość i trudno było sobie wyobrazić myśl, że nigdy nie zobaczy ich razem. Że to Eddard właśnie stał się najstarszym ze swojej gałęzi rodziny, że Percivala już nigdy tu nie będzie, bo wybrał mugoli, nie rodzinę.
- Jak możesz być tak obojętny? – obruszyła się. Być może właśnie robiła coś porównywalnego do dźgania śpiącego smoka różdżką w oko, ale nie dbała o to, czując, że jej silne emocje musiały znaleźć ujście. Zdumiewające jak szybko potrafił zmieniać się jej nastrój, bo choć przed chwilą leżała na ziemi słaba i płaczliwa, przekonana że nie da rady nawet się podnieść, nie mówiąc o złoszczeniu, ale okazało się, że poważnie się nie doceniła. Wystarczyło kilka zbyt szorstkich i lakonicznych uwag, by na moment dosłownie zapłonęła w środku, obrażona na cały świat o to, że boli, że ucierpiała przez zdrajców, o to, że ją ignorowano i nie skakano nad nią tak, jak oczekiwała, a przede wszystkim o to, że odebrano jej Percy’ego, a właściwie sam się odebrał, wyrzekając się rodu.
Nastoletnia złość prawdopodobnie miała się wypalić równie szybko jak się pojawiła, biorąc pod uwagę słabość uszkodzonego ciała, ale teraz Elise była poważnie zagniewana. Tak jak wtedy, kiedy umarła Rose, a ona dąsała się na wszystko i wszystkich i urządziła jej mężowi awanturę o to, że najpierw jej nie ocalił, a później nawet nie opłakiwał tak, jak na to zasługiwała.
- To może powiesz mi, kim są ludzie, do których dołączyłeś? – zapytała nagle, musiał się domyślić, o co pytała: o jego dołączenie do czarnoksiężnika i jego świty, co ją zaskoczyło, bo rzecz jasna nie miała pojęcia o czymś takim, jak rycerze Walpurgii i o tym, że jej kuzynowie w nich działali, również Percival przed zdradą rodziny. Dla niej cała ta otoczka była tajemnicą, bo choć wyznawała antymugolskie, konserwatywne poglądy, była kobietą i nie uczestniczyła w niczym niestosownym. I zwyczajnie bała się tego groźnego czarnoksiężnika, a także wydarzeń w Stonehenge i ich możliwych konsekwencji. Co, jeśli ich wspaniały świat upadnie tak samo jak to miejsce?
Jeszcze w Stonehenge Eddard pogrążał się w oceanie gniewu, żalu i całkowitego niezrozumienia dla zachowania własnego brata. Poczucie skrzywdzonej dumy i zdrady sprawiało, że wypierał jakąkolwiek możliwość zrozumienia zachowania Percivala, a samego siebie próbował przekonać, że wraz z odwróceniem się do niego plecami, przestał dla niego istnieć. I chociaż było to wielce dalekie od prawdy Eddard nie miał zamiaru się do tego przyznać.
Złość powoli przechodziła - od rozpoczęcia szczytu do teraz emocje Eddarda zmieniały się jak w kalejdoskopie. Obecnie zanurzył się w marazmie, a jedyne co odczuwał to irytacja z powodu infantylnego zachowania kuzynki, które zapewne nie przeszkadzałoby mu wcale w innych okolicznościach. Jednakże na tę chwilę nie czuł się na siłach, aby stanowić jakiekolwiek wsparcie dla Elise. Właściwie to marzył jedynie o tym, aby odstawić ją do komnat i upewnić się, że będzie w bezpiecznym miejscu czekać na przybycie uzdrowiciela. Sam najchętniej zamknąłby się we własnych komnatach, nie chciał bowiem widzieć się nawet z żadnym z magomedyków. Zapewne i tak poczekają na pomoc - nagły wybuch i liczne grono ofiar szlacheckiego pochodzenia mogło zdecydowanie przerosnąć możliwości służb medycznych, nieprzygotowanych do takiej tragedii. A kto wie? Może właśnie tego się spodziewali?
I tak właśnie to robiła - furia, która powoli ujawniała się w czasie spotkania, obecnie na uchwilę usnęła, pozwalając Eddardowi ogrodzić się murem otępienia i obojętności, a Elise skutecznie drażniła go, doprowadzając do niepotrzebnego wybuchu. Czy naprawdę tego potrzebowali? Czy Percival zafundował im nie dość wrażeń? Widocznie młoda Elise potrzebowała większej ilości wrażeń, dlatego gdy zwróciła się do niego w sposób zbyt - jak na jego gust - pretensjonalny, posłał w jej stronę gromiące spojrzenie, a w czarnych oczach tliła się niebezpieczna, drapieżna iskra.
- Uwierz mi kuzynko, daleko mi do obojętności - wycedził przez zaciśnięte zęby. W milczeniu prowadził kuzynkę, nie odczuwając wyrzutów sumienia związanych z niezbyt delikatnym traktowaniem krewniaczki. I chociaż to bezlitosne, to niezbyt przejmował się urażoną dumą Elise, musiał skupić się na swojej własnej. Czuł się tak, jakby nóż wbity w plecy przez Percivala przebił się na tyle głęboko, że ostrze przebiło także jego serce, nawet jeżeli adrenalina działała na niego chwilowo, jak znieczulenie.
- Są to ludzie, którzy faktycznie robią coś, aby nasz świat był czysty - odpowiedź Eddarda była dosyć zwięzła, chociaż zaciśnięte szczeki i tak stawiały opór przed kolejnym wypowiadanym słowem.
Złość powoli przechodziła - od rozpoczęcia szczytu do teraz emocje Eddarda zmieniały się jak w kalejdoskopie. Obecnie zanurzył się w marazmie, a jedyne co odczuwał to irytacja z powodu infantylnego zachowania kuzynki, które zapewne nie przeszkadzałoby mu wcale w innych okolicznościach. Jednakże na tę chwilę nie czuł się na siłach, aby stanowić jakiekolwiek wsparcie dla Elise. Właściwie to marzył jedynie o tym, aby odstawić ją do komnat i upewnić się, że będzie w bezpiecznym miejscu czekać na przybycie uzdrowiciela. Sam najchętniej zamknąłby się we własnych komnatach, nie chciał bowiem widzieć się nawet z żadnym z magomedyków. Zapewne i tak poczekają na pomoc - nagły wybuch i liczne grono ofiar szlacheckiego pochodzenia mogło zdecydowanie przerosnąć możliwości służb medycznych, nieprzygotowanych do takiej tragedii. A kto wie? Może właśnie tego się spodziewali?
I tak właśnie to robiła - furia, która powoli ujawniała się w czasie spotkania, obecnie na uchwilę usnęła, pozwalając Eddardowi ogrodzić się murem otępienia i obojętności, a Elise skutecznie drażniła go, doprowadzając do niepotrzebnego wybuchu. Czy naprawdę tego potrzebowali? Czy Percival zafundował im nie dość wrażeń? Widocznie młoda Elise potrzebowała większej ilości wrażeń, dlatego gdy zwróciła się do niego w sposób zbyt - jak na jego gust - pretensjonalny, posłał w jej stronę gromiące spojrzenie, a w czarnych oczach tliła się niebezpieczna, drapieżna iskra.
- Uwierz mi kuzynko, daleko mi do obojętności - wycedził przez zaciśnięte zęby. W milczeniu prowadził kuzynkę, nie odczuwając wyrzutów sumienia związanych z niezbyt delikatnym traktowaniem krewniaczki. I chociaż to bezlitosne, to niezbyt przejmował się urażoną dumą Elise, musiał skupić się na swojej własnej. Czuł się tak, jakby nóż wbity w plecy przez Percivala przebił się na tyle głęboko, że ostrze przebiło także jego serce, nawet jeżeli adrenalina działała na niego chwilowo, jak znieczulenie.
- Są to ludzie, którzy faktycznie robią coś, aby nasz świat był czysty - odpowiedź Eddarda była dosyć zwięzła, chociaż zaciśnięte szczeki i tak stawiały opór przed kolejnym wypowiadanym słowem.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
To nigdy nie powinno się stać. Nigdy nie powinni przeżywać utraty jednego z nich. Elise czuła się, jakby ktoś z jej najbliższej rodziny umarł, bo w pewnym sensie prawie tak było. Percival oficjalnie miał pozostać dla nich martwy, i nie wiadomo było, co się z nim stanie. Nestor odepchnął go od świstoklika, więc musiał zostać w Stonehenge zdany na łaskę i niełaskę dementorów oraz walącej się konstrukcji. Mogło się okazać, że ten dzień skończy naprawdę martwy, ale niezależnie od tego, dla rodziny już nie istniał. Nestor swymi słowami na zgromadzeniu jednoznacznie odciął zgniłą gałąź i pozbawił Percivala nazwiska. Już nie był i nigdy nie będzie Nottem.
Elise naprawdę chciała go znienawidzić, ale mimo całej gamy gniewnych emocji gdzieś bardzo głęboko czuła żal i tęsknotę na myśl o tym, że już go nie będzie, że skończyły się czasy ich rozmów i smoczych opowieści. Percival sam przekreślił to, co między nimi istniało, podeptał jej uczucia, złamał jej serduszko, choć przecież był dla niej jak brat. Dlatego tak trudno było zachować obojętność, w środku dosłownie kipiała od emocji, i prawdopodobnie tylko dlatego nie omdlała z bólu i osłabienia. Na myśl o dementorach wciąż czuła głęboki lęk, a jej ciało wstrząsały dreszcze. Postawa Eddarda drażniła ją jednak na tyle, że nie mogła sobie odpuścić tego swoistego dźgnięcia go, zupełnie jakby jakaś cząstka niej chciała eskalacji emocji i wyrzucenia na zewnątrz tego, co kipiało w środku ich obu.
Atmosfera w korytarzach była gęsta, i nawet portrety przodków na ścianach wyczuwały to, bo żaden nie odezwał się do przechodzących Elise i Eddarda, choć kilka namalowanych postaci odprowadzało ich uważnym wzrokiem. Można się było spodziewać, że przez najbliższe dni cały dwór pogrąży się w tej atmosferze zdającej się balansować na krawędzi wybuchu, i choć kwestia zdrajcy zapewne stanie się tematem zakazanym, o którym nie wolno będzie wspominać podczas posiłków i innych okazji w których rodzina spotykała się ze sobą, każdy będzie pamiętał i coś w związku z tym czuł.
Dostrzegła iskrę w spojrzeniu Eddarda, ale nie ulękła się. Aktualnie miała zbyt gniewny nastrój, żeby się przestraszyć, a jej spojrzenie, wcześniej wystraszone, teraz również było roziskrzone, choć było kwestią minut, kiedy ta złość znów opadnie, wypali się w niej i wróci strach, niepokój i żal. Pewnie kiedy już zostanie sama w komnatach, oczekując na uzdrowiciela, pozwoli by to wszystko ją ogarnęło, a łzy obficie spłyną po jej policzkach. Najbardziej w tym momencie przejmowała się sobą i swoją urażoną dumą i zranioną duszą, a także fizycznymi ranami, które jej doskwierały.
- Ktoś powinien w końcu zrobić porządek z pleniącym się pospólstwem które myśli, że może być nam równe oraz z ich miłośnikami. To oni nam to zrobili a on ich poparł. Nigdy tego nie zrozumiem i nie chcę zrozumieć – skrzywiła się z odrazą. Co uderzyło Percivalowi do głowy, że poparł tych, którzy deptali zasady i ideologię czystości krwi, którzy najwyraźniej chcieli zrównania się ze szlamami? Czemu nie stanął tak jak Eddard po stronie tych, którzy chcieli oczyścić świat i przywrócić rodom dawną chwałę?
Ale po chwili dotarli do drzwi prowadzących do komnat Elise.
- Zostaw mnie tu – rzekła. Nagle zapragnęła zostać sama. Rzucić się na pościel i zalać łzami, opłakując ten tragiczny dzień i swoją stratę. A Eddard niech zajmie się samym sobą, skoro i tak nie okazywał jej dostatecznej ilości zainteresowania, przez co straciła ochotę na jego towarzystwo i pewnie przez najbliższe dni będzie na niego obrażona o tak obcesowe potraktowanie jej. A kiedy już przestanie się boczyć, pewnie znów zacznie go wypytywać o to, co nie było dla niej do końca jasne.
Elise naprawdę chciała go znienawidzić, ale mimo całej gamy gniewnych emocji gdzieś bardzo głęboko czuła żal i tęsknotę na myśl o tym, że już go nie będzie, że skończyły się czasy ich rozmów i smoczych opowieści. Percival sam przekreślił to, co między nimi istniało, podeptał jej uczucia, złamał jej serduszko, choć przecież był dla niej jak brat. Dlatego tak trudno było zachować obojętność, w środku dosłownie kipiała od emocji, i prawdopodobnie tylko dlatego nie omdlała z bólu i osłabienia. Na myśl o dementorach wciąż czuła głęboki lęk, a jej ciało wstrząsały dreszcze. Postawa Eddarda drażniła ją jednak na tyle, że nie mogła sobie odpuścić tego swoistego dźgnięcia go, zupełnie jakby jakaś cząstka niej chciała eskalacji emocji i wyrzucenia na zewnątrz tego, co kipiało w środku ich obu.
Atmosfera w korytarzach była gęsta, i nawet portrety przodków na ścianach wyczuwały to, bo żaden nie odezwał się do przechodzących Elise i Eddarda, choć kilka namalowanych postaci odprowadzało ich uważnym wzrokiem. Można się było spodziewać, że przez najbliższe dni cały dwór pogrąży się w tej atmosferze zdającej się balansować na krawędzi wybuchu, i choć kwestia zdrajcy zapewne stanie się tematem zakazanym, o którym nie wolno będzie wspominać podczas posiłków i innych okazji w których rodzina spotykała się ze sobą, każdy będzie pamiętał i coś w związku z tym czuł.
Dostrzegła iskrę w spojrzeniu Eddarda, ale nie ulękła się. Aktualnie miała zbyt gniewny nastrój, żeby się przestraszyć, a jej spojrzenie, wcześniej wystraszone, teraz również było roziskrzone, choć było kwestią minut, kiedy ta złość znów opadnie, wypali się w niej i wróci strach, niepokój i żal. Pewnie kiedy już zostanie sama w komnatach, oczekując na uzdrowiciela, pozwoli by to wszystko ją ogarnęło, a łzy obficie spłyną po jej policzkach. Najbardziej w tym momencie przejmowała się sobą i swoją urażoną dumą i zranioną duszą, a także fizycznymi ranami, które jej doskwierały.
- Ktoś powinien w końcu zrobić porządek z pleniącym się pospólstwem które myśli, że może być nam równe oraz z ich miłośnikami. To oni nam to zrobili a on ich poparł. Nigdy tego nie zrozumiem i nie chcę zrozumieć – skrzywiła się z odrazą. Co uderzyło Percivalowi do głowy, że poparł tych, którzy deptali zasady i ideologię czystości krwi, którzy najwyraźniej chcieli zrównania się ze szlamami? Czemu nie stanął tak jak Eddard po stronie tych, którzy chcieli oczyścić świat i przywrócić rodom dawną chwałę?
Ale po chwili dotarli do drzwi prowadzących do komnat Elise.
- Zostaw mnie tu – rzekła. Nagle zapragnęła zostać sama. Rzucić się na pościel i zalać łzami, opłakując ten tragiczny dzień i swoją stratę. A Eddard niech zajmie się samym sobą, skoro i tak nie okazywał jej dostatecznej ilości zainteresowania, przez co straciła ochotę na jego towarzystwo i pewnie przez najbliższe dni będzie na niego obrażona o tak obcesowe potraktowanie jej. A kiedy już przestanie się boczyć, pewnie znów zacznie go wypytywać o to, co nie było dla niej do końca jasne.
Eddard uparcie trzymał się nienawiści, która powoli kiełkowała w jego sercu. Skutecznie zapełniała dziurę w sercu, którą zostawił po sobie Percival, tylko jak długo to potrwa? Jak długo będzie mógł sycić się nienawiścią, która z biegiem czasu może się wypalić, a wtedy nic już mu nie zostanie. Tego właśnie się bał, wszechogarniającej go pustki. Teraz? Miał jakiś cel, nawet jeżeli pozostawał w dziwnym odrętwieniu, otoczony płaszczem niezrozumiałego strachu, który prawdopodobnie wynikał z bliższego spotkania z dementorami. W każdym razie nie chciał tracić jedynej rzeczy, którą miał teraz po starszym bracie - nienawiści. Ona przynajmniej była prosta, miała określony cel i niezbyt skomplikowaną strukturę. Gdyby zaczął to wszystko analizować, to co powinien czuć, a to co faktycznie czuł, pewnie doszedłby do niewygodnych wniosków, których nie chciał. Zresztą, na to wszystko było teraz zdecydowanie za wcześnie. Nie zdążył się jeszcze otrząsnąć i chociaż był już w bezpiecznym holu w Ashfield Manor to nadal przed oczyma migały mu sceny ze szczytu. Właściwie to można by powiedzieć, że Eddard nie wrócił jeszcze stamtąd w pełni.
Czuł się niczym chodząca anomalia, jego uczucia zmieniały się jak w kalejdoskopie. Spokój, który w obliczu dzisiejszych wydarzeń był wręcz niemożliwy, nienaturalny chciałoby się powiedzieć. Jednakże był jednocześnie kruchy. Każde spojrzenie postaci z obrazu, każda uwaga naburmuszonej kuzynki sprawiała, że coraz mocniej zaciskał szczęki i pewnie gdyby ból w ręce nie był tak rwący to zacisnąłby również palce w pięści do tego stopnia, że pobielałyby mu knykcie. Jego złość potrzebowała ujścia, to było pewne, ale jednocześnie jedynie obecność Elise trzymała go w ryzach. I irytacja wywołana jej zachowaniem, które przecież nigdy wcześniej mu nie przeszkadzało i zdawało się wręcz naturalne dla młodej szlachcianki, teraz sprawiało, że to na nią chciał wylać wiadro swojej wściekłości.
- Nie kłopocz się tym, kuzynko. Niedługo już oczyścimy świat z tego plugastwa i ich popleczników - powiedział to z pełną świadomością tego, kto znajduje się po drugiej stronie. Ech, z całą jego sympatią do Elise, którą może nawet można nazwać miłością, to w obliczu dzisiejszych wydarzeń jej dąsanie się i brak ochoty na przebywanie w jego towarzystwie stanowił na razie jego najmniejszy problem.
- Jesteś pewna? - ostatecznie nie mógł jej pozwolić na zrobienie sobie krzywdy. Skoro już stali przy drzwiach do jej komnat to chociaż powinien dopilnować, aby bezpiecznie dotarła do swojego łóżka. Obolałą ręką pchnął drzwi prowadzące do środka.
Czuł się niczym chodząca anomalia, jego uczucia zmieniały się jak w kalejdoskopie. Spokój, który w obliczu dzisiejszych wydarzeń był wręcz niemożliwy, nienaturalny chciałoby się powiedzieć. Jednakże był jednocześnie kruchy. Każde spojrzenie postaci z obrazu, każda uwaga naburmuszonej kuzynki sprawiała, że coraz mocniej zaciskał szczęki i pewnie gdyby ból w ręce nie był tak rwący to zacisnąłby również palce w pięści do tego stopnia, że pobielałyby mu knykcie. Jego złość potrzebowała ujścia, to było pewne, ale jednocześnie jedynie obecność Elise trzymała go w ryzach. I irytacja wywołana jej zachowaniem, które przecież nigdy wcześniej mu nie przeszkadzało i zdawało się wręcz naturalne dla młodej szlachcianki, teraz sprawiało, że to na nią chciał wylać wiadro swojej wściekłości.
- Nie kłopocz się tym, kuzynko. Niedługo już oczyścimy świat z tego plugastwa i ich popleczników - powiedział to z pełną świadomością tego, kto znajduje się po drugiej stronie. Ech, z całą jego sympatią do Elise, którą może nawet można nazwać miłością, to w obliczu dzisiejszych wydarzeń jej dąsanie się i brak ochoty na przebywanie w jego towarzystwie stanowił na razie jego najmniejszy problem.
- Jesteś pewna? - ostatecznie nie mógł jej pozwolić na zrobienie sobie krzywdy. Skoro już stali przy drzwiach do jej komnat to chociaż powinien dopilnować, aby bezpiecznie dotarła do swojego łóżka. Obolałą ręką pchnął drzwi prowadzące do środka.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Prawdopodobnie wszyscy potrzebowali więcej czasu, żeby poukładać to sobie w głowie, ochłonąć i przyjąć do wiadomości zdradę dokonaną przez Percivala. Teraz wszyscy zapewne byli tak samo rozemocjonowani zarówno wydarzeniami na szczycie i atakiem zdrajców, jak i postępkiem Percivala. Kolejne dni prawdopodobnie będą należały do najtrudniejszych, jakie Elise przeżyła w życiu, może nawet trudniejszych niż te po śmierci Rosalind. Wtedy ból objął tylko ją, jej matkę oraz drugą siostrę, innych w mniejszym stopniu, ale Rose nie była pierwszą ani ostatnią zmarłą z powodu choroby genetycznej, co było tragiczne i smutne, ale – zdarzające się w każdym rodzie. Rana po jej odejściu z czasem zabliźniła się gładko i bez większych komplikacji. Zdrada była czymś, co dotyczyło całego rodu bez względu na to, czy było to rodzeństwo i rodzice Percy’ego, czy inny członkowie rodziny. Każdy, kto nosił nazwisko Nott został dziś dotkliwie zdradzony, co miało boleć dłużej niż fizyczne rany. Wszelkie stłuczenia i inne urazy znikną kiedy tylko uleczy ich uzdrowiciel, ale żadne zaklęcie lecznicze nie sprawi, że zniknie gorycz zdrady.
Emocje między nimi zdawały się być na granicy wybuchu, atmosfera pozostawała niezwykle gęsta nawet kiedy już dotarli w okolice komnat Elise. Eddard zapewne z trudem nad sobą panował, w końcu właśnie stracił brata, ale Elise przeżywała to na swój sposób, niedojrzały, bo w końcu miała tylko osiemnaście lat i nic nie przygotowało ją na taki wstrząs. Zawsze mu ufała i kochała go jakby naprawdę był jej bratem. Eddarda też kochała jak brata, więc pewnie jak za kilka dni ochłonie to przestanie się na niego dąsać. Na razie się złościła, bo czuła się niezrozumiana i nie wiedziała, jak uporać się z tymi obcymi, nieznanymi sobie emocjami, jakich wcześniej nie doświadczała. Nie tylko nie była zdradzana przez najbliższych, ale także nie musiała znosić takiego strachu i grozy jak dzisiaj. Do tej pory zdrady krwi wydawały się tylko szeptanymi niechętnie opowieściami o pojedynczych, marginalnych przypadkach czarnych owiec, które przedłożyły miłość ponad podziałami nad ród, nie zetknęła się z taką osobą bezpośrednio – nawet jeśli niektórzy jej rówieśnicy z Hogwartu wydawali się przyszłymi kandydatami do zdrady, jak pewien znienawidzony Ollivander, to nie spodziewałaby się żadnego w swoim rodzie.
Słysząc jego słowa skinęła głową.
- To dobrze – przytaknęła, krzywiąc się z bólu, który odezwał się znowu w jej poobijanej ręce i boku. Pobladła jeszcze bardziej.
- Tak, jestem pewna. Zaczekam tu na uzdrowiciela, mam nadzieję że zjawi się szybko, bo boli coraz bardziej – dodała zbolałym tonem, już nie tak butnym jak wcześniej, bo czuła się coraz gorzej i na dodatek robiło jej się słabo. Potrzebowała ochłonąć w samotności i przede wszystkim położyć się, by przegnać słabość i zawroty głowy. Gdyby nie ból, zapewne rzuciłaby się na łóżko i zaczęła walić w nie piąstkami, a także rzucać poduszkami i krzyczeć z bezsilnej złości, póki złe emocje nie opadłyby. Ale nie miała sił.
Pozwoliła, żeby to on otworzył drzwi. Zareagował pierwszy; jej reakcje stawały się już nieco przytępione. Wsunęła się do znajomo wyglądającej komnaty i podeszła do swojego łóżka, na które po chwili bardzo ostrożnie się osunęła, uważając na szczególnie sponiewieraną stronę ciała.
Kiedy Eddard odszedł, próbowała zasnąć, ale ból nie pozwalał jej skutecznie zmrużyć oka. Wkrótce później w komnacie zjawił się przysłany przez matkę uzdrowiciel, który szczegółowo wypytał ją o ból, a potem uważnie obejrzał jej rękę, wyrokując, że jest złamana. Złamane były prawdopodobnie także żebra z tej samej strony, dlatego czarodziej rzucił odpowiednie zaklęcia, najpierw ją znieczulając, a później zrastając pogruchotane kości i znikając siniaki. Dostała też parę eliksirów na wzmocnienie, zalecono jej odpoczynek i oszczędzanie się w najbliższych dniach. Zostawił jej też fiolkę czegoś na sen, a potem poszedł zajmować się innymi rannymi Nottami.
Kiedy było już po wszystkim skrzatka pomogła jej się przebrać w koszulę nocną, a później Elise przełknęła eliksir słodkiego snu i wreszcie mogła zasnąć, przesypiając resztę popołudnia i wieczoru, a także noc, bo wyczerpane wrażeniami ciało musiało się zregenerować.
| zt. dla Elise
Emocje między nimi zdawały się być na granicy wybuchu, atmosfera pozostawała niezwykle gęsta nawet kiedy już dotarli w okolice komnat Elise. Eddard zapewne z trudem nad sobą panował, w końcu właśnie stracił brata, ale Elise przeżywała to na swój sposób, niedojrzały, bo w końcu miała tylko osiemnaście lat i nic nie przygotowało ją na taki wstrząs. Zawsze mu ufała i kochała go jakby naprawdę był jej bratem. Eddarda też kochała jak brata, więc pewnie jak za kilka dni ochłonie to przestanie się na niego dąsać. Na razie się złościła, bo czuła się niezrozumiana i nie wiedziała, jak uporać się z tymi obcymi, nieznanymi sobie emocjami, jakich wcześniej nie doświadczała. Nie tylko nie była zdradzana przez najbliższych, ale także nie musiała znosić takiego strachu i grozy jak dzisiaj. Do tej pory zdrady krwi wydawały się tylko szeptanymi niechętnie opowieściami o pojedynczych, marginalnych przypadkach czarnych owiec, które przedłożyły miłość ponad podziałami nad ród, nie zetknęła się z taką osobą bezpośrednio – nawet jeśli niektórzy jej rówieśnicy z Hogwartu wydawali się przyszłymi kandydatami do zdrady, jak pewien znienawidzony Ollivander, to nie spodziewałaby się żadnego w swoim rodzie.
Słysząc jego słowa skinęła głową.
- To dobrze – przytaknęła, krzywiąc się z bólu, który odezwał się znowu w jej poobijanej ręce i boku. Pobladła jeszcze bardziej.
- Tak, jestem pewna. Zaczekam tu na uzdrowiciela, mam nadzieję że zjawi się szybko, bo boli coraz bardziej – dodała zbolałym tonem, już nie tak butnym jak wcześniej, bo czuła się coraz gorzej i na dodatek robiło jej się słabo. Potrzebowała ochłonąć w samotności i przede wszystkim położyć się, by przegnać słabość i zawroty głowy. Gdyby nie ból, zapewne rzuciłaby się na łóżko i zaczęła walić w nie piąstkami, a także rzucać poduszkami i krzyczeć z bezsilnej złości, póki złe emocje nie opadłyby. Ale nie miała sił.
Pozwoliła, żeby to on otworzył drzwi. Zareagował pierwszy; jej reakcje stawały się już nieco przytępione. Wsunęła się do znajomo wyglądającej komnaty i podeszła do swojego łóżka, na które po chwili bardzo ostrożnie się osunęła, uważając na szczególnie sponiewieraną stronę ciała.
Kiedy Eddard odszedł, próbowała zasnąć, ale ból nie pozwalał jej skutecznie zmrużyć oka. Wkrótce później w komnacie zjawił się przysłany przez matkę uzdrowiciel, który szczegółowo wypytał ją o ból, a potem uważnie obejrzał jej rękę, wyrokując, że jest złamana. Złamane były prawdopodobnie także żebra z tej samej strony, dlatego czarodziej rzucił odpowiednie zaklęcia, najpierw ją znieczulając, a później zrastając pogruchotane kości i znikając siniaki. Dostała też parę eliksirów na wzmocnienie, zalecono jej odpoczynek i oszczędzanie się w najbliższych dniach. Zostawił jej też fiolkę czegoś na sen, a potem poszedł zajmować się innymi rannymi Nottami.
Kiedy było już po wszystkim skrzatka pomogła jej się przebrać w koszulę nocną, a później Elise przełknęła eliksir słodkiego snu i wreszcie mogła zasnąć, przesypiając resztę popołudnia i wieczoru, a także noc, bo wyczerpane wrażeniami ciało musiało się zregenerować.
| zt. dla Elise
Jeszcze nie czuł tego ciężaru, który właśnie spadł na jego barki. Na razie pogrążał się w plątanina własnych emocji i uczuć, nie zważając na to, że już niedługo planowany ślub z Callisto miał nabrać znaczenia. Nie był już którymś z braci Nott. Był najstarszym z żyjących synów, a jego narzeczona, w oczach socjety nie była kolejną lady Malfoy, a córką ministra magii. Jednakże dzisiaj nie miało to znaczenia, chociaż już w trakcie wspinaczki po schodach, podtrzymując ramię kuzynki, w jego głowie pojawiła się myśl dotycząca Callisto. Czy na pewno nie znajdowała się wśród przedstawicieli rodu Malfoy? Czy skutki wywołanego w Stonehenge trzęsienia ziemi dotarły aż do rodowej posiadłości gospodarzy? W obecnym rozbiciu emocjonalnym z pewnością siądzie do stołu niemalże od razu po przekroczeniu progu komnaty i nakreśli kilka słów zaadresowanych właśnie do narzeczonej.
Jego myśli rozbiegały się w różnych kierunkach w taki sposób, że niemożliwym wydawało się ogarnięcie ich w jedno i sprawienie, aby powędrowały jednym, wybranym przez niego torem. Co jakiś czas głos Elise rozganiał natrętne niczym chochliki kornwalijskie myśli, sprowadzając Eddarda z powrotem na ziemię. Skupił spojrzenie czarnych oczu na Elise. Jemu także obcy był smak zdrady, który teraz gorzko rozlewał się w jego ustach, razem z pozostałościami po czarnej mazi, która pojawiła się podczas rzucania zaklęcia na szczycie. - Odpoczywaj, zapewne niedługo zjawi się medyk - zapewnił. Cóż, zapewne sam przytargałby go tu bez mrugnięcia okiem, gdyby jakimś cudem pierwszy trafiłby do drzwi jego komnat, znajdujących się w innym skrzydle zamku. Podejrzewał jednak, że tak się nie stanie i to właśnie kobiety - szczególnie tak delikatne jak Elise - staną się priorytetem. Inne zachowanie musiałby uznać za zniewagę, a naprawdę nie chciał dzisiaj dać ponieść się emocjom. Był niczym wulkan, który w każdej chwili i bez ostrzeżenia może eksplodować, a skutki tego wybuchu były niemalże nieprzewidywalne.
Gdy kuzynka zniknęła bezpiecznie za drzwiami komnaty, nieco bardziej energicznym krokiem ruszył w stronę swych własnych włości, aby móc oprzeć plecy na stosie miękkich poduch i wypełnić szklankę bursztynowym płynem. Zapewne nie tylko on sięgnie dziś po ognistą.
//zt.
Jego myśli rozbiegały się w różnych kierunkach w taki sposób, że niemożliwym wydawało się ogarnięcie ich w jedno i sprawienie, aby powędrowały jednym, wybranym przez niego torem. Co jakiś czas głos Elise rozganiał natrętne niczym chochliki kornwalijskie myśli, sprowadzając Eddarda z powrotem na ziemię. Skupił spojrzenie czarnych oczu na Elise. Jemu także obcy był smak zdrady, który teraz gorzko rozlewał się w jego ustach, razem z pozostałościami po czarnej mazi, która pojawiła się podczas rzucania zaklęcia na szczycie. - Odpoczywaj, zapewne niedługo zjawi się medyk - zapewnił. Cóż, zapewne sam przytargałby go tu bez mrugnięcia okiem, gdyby jakimś cudem pierwszy trafiłby do drzwi jego komnat, znajdujących się w innym skrzydle zamku. Podejrzewał jednak, że tak się nie stanie i to właśnie kobiety - szczególnie tak delikatne jak Elise - staną się priorytetem. Inne zachowanie musiałby uznać za zniewagę, a naprawdę nie chciał dzisiaj dać ponieść się emocjom. Był niczym wulkan, który w każdej chwili i bez ostrzeżenia może eksplodować, a skutki tego wybuchu były niemalże nieprzewidywalne.
Gdy kuzynka zniknęła bezpiecznie za drzwiami komnaty, nieco bardziej energicznym krokiem ruszył w stronę swych własnych włości, aby móc oprzeć plecy na stosie miękkich poduch i wypełnić szklankę bursztynowym płynem. Zapewne nie tylko on sięgnie dziś po ognistą.
//zt.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Hol
Szybka odpowiedź