Wydarzenia


Ekipa forum
Taras
AutorWiadomość
Taras [odnośnik]15.06.18 17:54

Taras

Znajduje się na tyłach dworku. Wsparta na kolumnach nieduża przestrzeń otoczona kamienną balustradą chroniącą przed upadkiem stanowi swego rodzaju punkt widokowy na ogrody i znajdujące się dalej lasy. Oddalony od głównych pomieszczeń często jest lubianym miejscem pobytu członków rodu szukających ustronnego miejsca do samotnych rozmyślań lub rozmów. Po kolumnach i ścianach wspinają się pędy bluszczu, który kołysze się leniwie na wietrze. Panuje tu cisza zazwyczaj mącona jedynie dobiegającymi z ogrodu śpiewami ptaków.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Taras Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Taras [odnośnik]17.06.18 21:51
13 lipca 1956 roku

Dni w dworku, Opheli dłużyły się niemiłosiernie. Często zdarzało się jej narzekać na monotonię swojego życia. Nie ma co się jej dziwić. Miała dusze artystki która co jakiś czas domagała się silniejszych wrażeń, chociaż z drugiej strony dziewczyna zdecydowanie nie zamieniłaby swojego życia na nic innego. Wbrew pozorom lubiła ten cały gwar, wszystkie spotkania z innymi szlachetnie urodzonymi czarownicami i czarodziejami, lubiła błyszczeć i zachwycać, no i oczywiście nie można zaprzeczyć temu, że lubiła luksusy które ja otaczały. Skrzaty domowe były tak naprawdę na najmniejsze skinienie jej małej białej rączki, mogła bez przeszkód oddawać się temu co tak naprawdę kochała, bo nie dla niej były zmartwień o przyszłość. Jej przyszłość była już zaplanowana i malowała się naprawdę fascynujących barwach. Nawet jeżeli w niej nie znajdzie miłości, to nie przejmowała się tym aż tak bardzo. Ona na to patrzyła z zupełnie innej perspektywy. Człowiek nigdy nie chciał być sam, więc ona przecież nie będzie sama. Jej przyszły mąż nie musiał tak naprawdę wcale jej kochać, wystarczyło, że będzie ją tolerować i jej to wystarczyło. Już dawno przestała śnić o wielkiej miłości, ślubie jak z bajki a potem o zakończeniu "żyli długo i szczęśliwie" zamiast tego zastąpiła to bardziej przyziemnym zakończeniem "żyli długo i dostatnio"
Panienka Nott weszła powoli na taras, zatrzymując się na chwilę w drzwiach. Omiotła brązowymi oczami cudowny zielony widok, który teraz się przed nią rozpostarł. Do piersi przyciskała jakąś niewielką książkę, która najpewniej była kolejnym tomikiem poezji zabraną z domowej biblioteki. Za każdym razem kiedy patrzyła na te zielone tereny które należały do Nottów rozpierała ją duma, że to właśnie ona przystąpiła takiego zaszczytu noszenia tego wielkiego nazwiska. Ophelia powoli i z pełną gracją zbliżyła się do kamiennej barierki po czym delikatnie położyła swoje smukłe palce na rozgrzanym od słońca kamieniu. Przymknęła na chwilę powieki zakrywając pod długimi czarnymi rzęsami swoje brązowe oczy. Wsłuchiwała się w muzykę która pochodziła prosto z lasu. Nasłuchiwała wesołego trelu ptaków, które radośnie fruwały nad koronami drzew, czuła na swojej twarzy, ciepły i rześki podmuch wiatru, który lekko poruszał brązowymi kosmykami włosów które wydostały się spod ciasno i wysoko związanego koka. W końcu Lady postanowiła delikatnie opaść na jedno z ozdobnych krzeseł które stało na tarasie. Poprawiła jeszcze tylko swoją długą, kremową suknię, aby nie pognieść jej za mocno. Była to jej ulubiona kreacja w której to często przechadzała się po dworku. Panienka otworzyła delikatnie książkę na pierwszej stronie i przesunęła ostrożnie dłonią po lekko pożółkłych kartkach papieru, aby je wyprostować i ułatwić sobie czytanie liter, które tworzyły piękne zdania, porywające serce młodej szlachcianki. Niemniej, jednak nie była ona w stanie skupić się na lekturze. Myśli cały czas uciekały jej w stronę młodszej siostrzyczki, z którą to umówiła się na rozmowę. Dawno jej nie widziała bo przecież Lady Elise przybyła do domu tak naprawdę niedawno, a ich życie jako szlachcianek chociaż pewnie wbrew wyobrażeniu wielu przeciętnych ludzi, było nie tak proste jak mogłoby się wydawać. Elise niedawno była przecież na swoim pierwszym sabacie, oficjalnie rozpoczęła dorosłe życie. A to skutkowało tym, że siostry nie miały dla siebie aż tyle czasu ile najpewniej by chciały. Musiały dbać o swoje reputacje, pokazywać się w wielu miejscach, czy pielęgnować dobre relacje z innymi rodami. Może i dla wielu osób było to mało istotne zadanie, ale ten kto wychował się wśród arystokracji doskonale wiedział, że to nie było wcale takie proste. Takich ludzi można było obrazić nim się człowiek zdążył odezwać, więc te wszystkie bankiety wbrew pozorom wymagały wielkiej ogłady i dyscypliny, której jeżeli się nie posiadało było się skreślonym już na samym starcie.
-Skrzacie...- Powiedziała spokojnie kiedy kątem oka dostrzegła jak jeden ze skrzatów domowy ukradkiem przemyka się po korytarzu.
-Przynieś mi kieliszek wina- Nakazała surowym i stanowczym głosem, a skrzat jedyne co to ukłonił się nisko zamiatając uszami ziemię i szybko czmychnął spełnić najpewniej rozkaz panienki Nott.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Taras [odnośnik]17.06.18 23:15
Elise także nigdy nie zamieniłaby swojego życia na nic innego. Zawsze czuła pewną pogardę do kobiet, które pragnęły być niezależne i równe mężczyznom, i podejmowały się męskich zajęć. O ile nieszlachetnym dziewczętom można było to wybaczyć takie dziwaczne ambicje, tak damy próbujące wejść w męską skórę budziły w niej śmieszność i politowanie, podobnie jak stare panny, nie wspominając o zdrajczyniach, które porzucały swoje rody w imię miłości ponad podziałami.
Elise była bardzo zadowolona z tego, kim jest. Pławiła się w luksusach i chętnie korzystała z przywilejów, ucząc się już w Hogwarcie, że odpowiednie koneksje znaczą więcej niż dobre oceny. Była lady Nott, nie potrzebowała dobrych ocen, by być kimś. Nie planowała pracować (było to niegodne damy), przez cały ostatni rok czekała tylko na to, by opuścić szkołę i wrócić do rodowej posiadłości. Nie mogło jej też zabraknąć na sabacie, na który czekała latami, a który zwyczajowo organizowali właśnie Nottowie.
Anomalie wciąż kładły się cieniem na życiu wszystkich i nie pozwalały w pełni cieszyć się smakiem dorosłego życia. Nie mogła wychodzić tak często, jak chciała – problemy z transportem były znaczącym utrudnieniem dla damy, a matka bardzo się niepokoiła o swoje córki i nie chciała, żeby się narażały. Elise mogła zapomnieć o podróżowaniu samotnie, bez opieki, dlatego odkąd skończyła Hogwart, może parę razy opuściła dwór, choć nie tak dawno z matką odwiedziła jej rodzinę na wyspie Wight, która była jej niemal równie bliska jak rodowe ziemie Nottów.
Powrót do domu oznaczał też powrót na łono rodziny, spotkanie z siostrą, rodzicami i kuzynostwem. Z Ophelią dzieliły je dwa lata, więc kiedy starsza z młodych Nottówien opuściła już Hogwart, pozostawały im jedynie listy oraz wakacyjne rozmowy. Ale teraz Elise już nie miała przed sobą wizji wrześniowego powrotu do szkoły. Była dorosła. Zadebiutowała na salonach i wspaniale się na swoim pierwszym sabacie bawiła, a teraz mogła oddawać się żywotowi damy. Między tymi sporadycznymi wyjściami grała na fortepianie i czytała odpowiednie książki, spacerowała po dworku i po ogrodach, i oglądała swoje suknie, planując już, w czym pójdzie na Festiwal Lata, na który mimo problemów miała zamiar iść.
Dwa lata temu zazdrościła Ophelii, ale teraz już nie musiała, obie znajdowały się w podobnym położeniu.
Odnalazła ją na tarasie, gdzie jej siostra już czekała. Nie miała to być pierwsza rozmowa odkąd wróciła, ale dobrze było nadrabiać stracony czas i dziesięć miesięcy niewidywania się.
- Dla mnie też – rzekła do skrzata, bo weszła akurat wtedy, kiedy skrzat już odsuwał się, by przynieść jej siostrze wino. – Witaj – powiedziała do Ophelii, podchodząc bliżej. Miała na sobie suknię o podobnym kroju, tyle że zieloną. Mniej strojną niż te, które zakładała na ważne wyjścia, ale nadal odpowiednio szlachecką. – Wciąż nie mogę się nacieszyć, że jestem w domu i we wrześniu nie muszę wracać do Hogwartu – rzekła, opierając dłonie o kamienną balustradę i wpatrując się w dal, na ogrody. Niestety pogoda nie była taka, jaka powinna być w lipcu. – Jak spędziłaś dzień, droga siostro? – zapytała jeszcze. Dwór był na tyle duży, że poszczególni jego członkowie mogli się z łatwością unikać. Elise spędziła większość poranka czytając, później trochę pograła na fortepianie, by po obiedzie udać się na spoczynek do swoich komnat. Teraz jednak była tutaj, z siostrą, przyglądając jej się ukradkiem. Dwa lata to niby niedużo, ale na obecnym etapie to zdawało się je dzielić, bo Ophelia miała już za sobą te pierwsze kroki w dorosłość, i jej początki przypadły na milsze czasy.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Taras [odnośnik]17.06.18 23:46
Ophelia nie zdążyła na dobre wczytać się ponownie w lekturę, którą przytaszczyła ze sobą, bo do jej uszu doszedł głos, który bardzo dobrze znała. W końcu słyszała go przez kawałek swojego życia, i słyszeć będzie najpewniej przez jeszcze długi czas. Dziewczyna skierowała swoją jasną twarz w stronę wejścia na taras, a kiedy jej oczy rozpoznały Elise, w brązowych oczach przez chwilę zatańczyło kilka iskierek, które najwyraźniej radowały się z widoku tej czarownicy. Kąciki malinowych usteczek Opheli drgnęły lekko ku górze, wyginając się w łagodnym i subtelnym uśmiechu. Ze strony panienki Nott na próżno było oczekiwać jakich kolwiek większych, czy też bardziej otwartych emocji. Dziewczyna była wyuczona tego, że nawet w stosunku do rodziny nie można sobie pozwalać na uchybianie swoim manierom. Dlatego też nikt się ze sobą tutaj nie spoufalał, nawet w rozmowie z rodzicami czy kuzynami Ophelia tak samo jak Elise wykazywały należny im szacunek. Przecież nosiły nazwisko Nott tak naprawdę w każdej sytuacji, i nie mogły sobie wybierać chwili kiedy będą damą, a kiedy mogą sobie odpuścić. Musiały błyszczeć i być nienaganne tak naprawdę przez cały czas.
-Dzień dobry Elise- Odpowiedziała lekko przyciszonym i łagodnym głosem Ophelia. Cieszyła się, że jej siostra wróciła ze szkoły, oraz, że teraz będzie już na stałe w ich dworku. Chociaż kiedy usłyszała wyraźną ulgę w głosie siostry, kiedy wspomniała o szkole, Ophelia zmarszczyła lekko brwi.
-Tyle czasu minęło, a ty nadal nic się nie zmieniłaś. Nadal taka sama domatorka- Powiedziała po czym zaśmiała się cicho. To była jedna z tych rzeczy które różniły Ophelie od jej młodszej siostry. Elise była faktycznie bardziej domatorką, lubiła mieć blisko siebie rodzinę, a jaka kolwiek myśl o rozłące z nimi nie najlepiej na nią wpływał. Ophelia również kochała swoją rodzinę, ale miała bardziej ciekawską duszę. Czasami nawet fantazjowała o tym, że może trafi się jej jakiś szlachcic który tak jak on będzie kochać podróże i będzie zabierać ją do różnych miejsc. Panienki nie czekały długo, aż na taras przybył skrzat ze srebrną tacą na której stały dwa kryształowe kieliszki do połowy wypełnione czerwonym winem. Ophelia wzięła jeden z kieliszków i najpierw popatrzyła na kolor, by ostatecznie kilka razy poruszyć kieliszkiem i obserwując jak czerwona ciecz zaczęła się lekko mieszać. Dopiero po tych czynnościach dosłownie zamoczył usta w winie kosztując jego smaku, i po tych czynnościach odstawiła kieliszek na kamienną balustradę. Uchylała już usta aby coś powiedzieć, ale znowu kątem oka dostrzegła, że skrzat nadal stoi w tym samym miejscu.
-No już...wynocha...do kuchni- Warknęła i machnęła ręką, a skrzat w popłochu skłonił się i pobiegł w swoją stronę.
-Te skrzaty...co kolejny to głupszy. Czasami niektóre mam ochotę wytargać za uszy. Wszystko trzeba im tłumaczyć- Jęknęła wyraźnie podirytowana tym, że taki skrzat domowy, który zamieszkuje w ich rezydencji już trochę czasu, nadal nie jest w stanie pojąć prostych rzeczy. Tak Ophelia nie darzyła zbyt wielkim szacunkiem skrzatów, ale w sumie nie ma co się jej dziwić. Skrzaty od małego jej usługiwały, dlatego też nic dziwnego, iż dziewczyna uznała, że praca dla skrzatów to sens życia.
-Wracając do naszej rozmowy...- Popatrzyła na swoją siostrę, a jej wyraz twarzy od razu złagodniał a na ustach zakwitł ten sam delikatny uśmiech.
-Oprócz tego, że wstałam, co już samo w sobie okazało się sukcesem, bo od rana zmagałam się ze strasznym bólem głowy, to większość dnia przesiedziałam w bibliotece, a potem trochę pospacerowałam po ogrodzie, by ostatecznie przyjść tutaj- Ophelia miała proste rozrywki. Kochała czytać, i czytała bardzo dużo. Może i niektóre jej lektury były kontrowersyjne, i rodzice nie koniecznie popierali to, że ich córka czytuje chwilami może nawet zbyt szczegółowe romanse, albo raczej mało poprawne wiersze, to zdecydowanie był to jej sposób ucieczki od problemów. Ophelia często chodziła z głową wśród chmur, rozmyślając o różnych dziwnych rzeczach. Każdy radził sobie z problemami w inny sposób, tylko pozostawało pytanie czy Ophelia nie budowała wokół siebie muru ochronnego przez który komu kolwiek będzie bardzo trudno przejść. Kto wie...może świadomie wybierała samotność, bo w końcu kto lepiej ją zrozumie niż ona sama, a może gdzieś tam w głębi duszy marzyła o spotkaniu bratniej duszy, z którą będzie mogła rozmawiać godzinami.
-Opowiedz mi lepiej o twoich wrażeniach z twojego pierwszego sabatu, oraz jak ci się podoba dorosłość- Powiedziała i wskazała siostrze drugie krzesło, które stało po przeciwnej stronie tarasu. Ophelia była bardzo ciekawa wrażeń młodszej siostry odnośnie jej pierwszego tak poważnego balu. Kto wie, może już spotkała na nim kogoś kto kiedyś stanie się jej mężem.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Taras [odnośnik]18.06.18 1:41
Wbrew pozorom życie damy nie zawsze było łatwe. Gra pozorów toczyła się przez większość ich życia. Nie musiały pracować i zmagać się z szarą codziennością zwykłych ludzi, ale musiały zawsze dbać o odpowiednią prezencję i zachowanie. Były Nottami, wymagano od nich przez to odpowiednio więcej. Musiały dobrze wpasować się w wymagania stawiane pannom takim jak one, a ich przyszłość była z góry planowana przez rodziców i nestora.
Tylko w obecności najbliższych Elise potrafiła się rozluźnić. Wobec bliskich była bardziej szczera, rodzina stanowiła dla niej wysoką wartość mimo jej wrodzonego egoizmu każącego jej przedkładać dobro własne nad cudze. Siostry zawsze były jej bliskie, zarówno Ophelia, jak i Rosalind, za którą wciąż bardzo tęskniła. To było takie niesprawiedliwe, że im ją zabrano, że Rosalind odeszła tak młodo, choć była tak piękna i niezwykła, a świat bez niej zdawał się bardziej smutny.
Ich matka nigdy do końca nie doszła do siebie, ale tym bardziej niepokoiła się o młodsze córki, bojąc się, że je też mogłaby stracić. To tym był powodowany niepokój w jej oczach, gdy spoglądała na Elise, to dlatego wolała ją trzymać w domu i nie pozwalać go zbyt często opuszczać dalej niż do ogrodów.
Na tarasie było całkiem przyjemnie. Elise lubiła tu przesiadywać i patrzeć na ogrody i rozciągający się dalej las. Mimo chłodnej, pochmurnej aury było całkiem przyjemnie.
- Po prostu nie lubiłam Hogwartu – westchnęła. Była zapewne w mniejszości, ale szkoła nie była jej ulubionym miejscem, wolałaby uczyć się magii pod okiem guwernantek, tak, jak uczyła się sztuki, tańca, historii czy francuskiego. Brakowało jej wygód, które miała tutaj i możliwości rozwijania ważnych dla niej umiejętności artystycznych i salonowych, które były dla niej ważniejsze niż słuchanie o dawnych wojnach olbrzymów czy uczenie się na pamięć regułek z podręczników. Doceniała jednak kontakty nawiązane w Domu Węża, gdzie uczyła się większość przedstawicieli najlepszych rodów i nie było aż tak wiele plebsu, o szlamie nie wspominając. Z tym jednak stykała się na lekcjach i korytarzach. – Gdyby nie Marine, pewnie trudno byłoby mi wytrzymać te siedem lat. – Obecność kuzynki w tym samym wieku dodawała jej otuchy.
To nie tak, że Elise brakowało ciekawości świata. Może nie lubiła się zbyt dużo uczyć, ale była go ciekawa, ale nie lubiła braku wygód i nieodpowiedniego towarzystwa. Niemniej jednak była blisko zżyta z rodziną, więzi rodzinne przedkładając ponad wszystkie inne.
Kiedy wrócił skrzat, chwyciła swój kieliszek i podobnie jak siostra lekko zakręciła winem, zanim wysączyła łyk, unosząc lekko brwi, gdy usłyszała warknięcie siostry. Skrzat jednak bardzo szybko czmychnął, przyzwyczajony do usługiwania członkom rodu. Dla Elise również było to oczywiste, że skrzaty służą czarodziejom i nie widziała w tym nic złego, a one najwyraźniej też nie.
- Większość moich dni ostatnio wygląda podobnie. Czytam, gram, spaceruję po ogrodach. I czekam na kolejną możliwość wyrwania się gdzieś, choćby na Wight czy do opery lub galerii sztuki. Gdziekolwiek, gdzie można spotkać ludzi naszego pokroju. – Elise była dość towarzyska i nie przepadała za zbyt długą samotnością, a czasem dobrze było porozmawiać z kimś innym niż reszta domowników.
Ożywiła się, słysząc pytanie o sabat, bo choć już prawdopodobnie kilka razy rozmawiała z bliskimi o swoich wrażeniach, ten temat jej się nie nudził. O swoim najważniejszym dotychczas dniu w dorosłym życiu mogła rozmawiać codziennie.
- Było cudownie. Co prawda ten śnieg nie pasował do moich dawnych wyobrażeń, ale lady Nott się postarała – rzekła. – A tobie jak się to podobało? Różnił się mocno od twojego debiutu? – zapytała, ciekawa wrażeń siostry. – Młody lord Bulstrode jako pierwszy poprosił mnie do tańca. Ale przez cały czas deptał mnie po stopach i mówił o nieśmiałkach, które podarły mu najlepszą szatę – skrzywiła się lekko, niezbyt dobrze wspominając tamtego kompana do tańca. I naprawdę miała nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł zaręczenia jej z nim, choć nadal wydawał się lepszą partią niż ten okropny Ollivander, z którym na lodzie musiała tańczyć Marine, lady Nott naprawdę ją pokarała. – Ale sam sabat chętnie przeżyłabym jeszcze raz. To było cudowne, ta świadomość, że wszyscy na mnie patrzą i uważają za jedną z nich. Tamtego dnia mogłam na dobre rozstać się z łatką uczennicy i poczuć, że wreszcie doczekałam tego, na co przygotowywano nas od dziecka.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Taras [odnośnik]18.06.18 3:14
Podejście Opheli jak i Elise do szkoły było z lekka odmienne. Ophelia bardzo dobrze wspominała swoje lata szkole. Chociaż nie ukrywała, że na początku faktycznie trudno było jej przywyknąć do tego, że nikt nie wypełniał jej poleceń, to z czasem było to coraz łatwiejsze. Chociaż sama dziewczyna wybrała sobie stosunkowo wygodną pozycję rozegrania swoich lat szkolnych. Jeżeli nie chciała z kimś rozmawiać po prostu zagłębiała się w książkę, a wówczas ściany zamczyska przemieniały się dla niej w najróżniejsze miejsca, których to ona była najważniejsza, bo wcielała się w główną bohaterkę. Niemniej lubiła rozmawiać z innymi ludźmi, poznawać ich opinie na różne tematy. Naturalnie wszystkie te znajomości ograniczały się do tylko pewnych kręgów. Byle komu nie pozwalała nigdy na przebywanie w swoim towarzystwie. Chyba, że jakiś mugolak zadziwiłby ją swoja inteligencją i ogładą, ale to raczej jeszcze nigdy tak naprawdę się nie wydarzyło, dlatego też w kręgach jej znajomych byli głównie ci dobrze urodzeni.
Ophelia słuchała spokojnie opowiadania siostry o swoim pierwszym sabacie i popijała sobie od czasu do czasu wino. To jak Elise przeżywała to wydarzenia sprawiało, że sama Ophelia na chwilę cofnęła się myślami do dnia, kiedy to szykowała się na pierwszy swój sabat. Wydawało się jej, że do tej pory pamięta przyjemny chłód rodowej biżuterii, który miał na celu uświadomić wszystkich z kim mają do czynienia. Dziewczyna na samo to wspomnienie uśmiechnęła się lekko i położyła dłoń w okolicy szyi gdzie podczas różnych bankietów, czy sabatów majestatycznie znajdował się jakiś rodowy wisior.
-Drugi, czy trzeci sabat zawsze będzie się różnić od tego pierwszego- Odpowiedziała jej zgodnie z prawdą i uśmiechnęła się łagodnie. Okryła swoje ramiona trochę szczelniej szalem i wstała z krzesła aby podejść ponownie do balustrady i oprzeć o nią swoje filigranowe ciało.
-Tylko na pierwszym poczujesz taką ekscytację oraz...pewną dozę niepewności, którą zaraz zabijesz przy pomocy rodowej biżuterii czy też sukni reprezentującą kolory twego rodu- Ophelia doskonale pamiętała chwilę, kiedy miała pierwszy raz wejść na salę. Żołądek się wtedy jej wywracał do góry nogami, a ona jedynie modliła się w duchu aby się nie wywróciła. Wszystko całe szczęście poszło jak najbardziej po jej myśli, ale nie mogła zaprzeczyć, że pewna doza stresu się pojawiła. Na wzmiankę o tym, że siostra trafiła na młodzieńca który najwyraźniej nie radził sobie z tańcem Ophelia zaśmiała się cicho.
-W wypadku niektórych aż chwilami nie chce się wierzyć w to, że są ze szlachetnych rodów- To była akurat prawda. Z historii, którą przekazywała jej guwernantka jasno wynikało, iż istnieje na tym świecie kilka rodów, które raczej nie bardzo szanują tradycję, czy to kim są. Chociażby taka rodzina Weasley, co oni sobą reprezentowali, wedle Opheli absolutnie nic.
-To jest nasz świat do którego pasujemy moja droga i nie wolno nam o tym zapominać- Chociaż sama Ophelia czasami fantazjowała co by było gdyby urodziła się kimś innym, jak by wówczas wyglądało jej życie, czy byłoby lepsze, a może gorsze.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Taras [odnośnik]18.06.18 15:28
Dla Elise to było swego rodzaju pierwsze zderzenie z prozą życia. W Hogwarcie nie miała skrzatów na każde skinienie, pięknych strojów ani luksusowych komnat. Nie mogła rozwijać się artystycznie i musiała uczyć się różnych rzeczy, w tym takich, które zupełnie ją nie interesowały. Musiała też znosić obecność innych ludzi, i to często spoza wyższych sfer i mogła zapomnieć o wyjątkowym traktowaniu, do jakiego przywykła, bo w Hogwarcie wszyscy byli równi, i zarówno szlachcianka, jak i mugolak otrzymywali tyle samo uwagi nauczycieli. Z czasem przywykła i jakoś się przystosowała, znalazła też ciekawe znajomości oraz interesujące miejsca w zamku, ale zdecydowanie nie marzyła o powrocie w szkolne mury, nie chciałaby przeżyć tych siedmiu lat jeszcze raz. Może dopiero za kilka lat spojrzy na to wszystko jaśniej i zacznie odczuwać większe sentymenty, na ten moment czuła tylko ulgę, że we wrześniu nie musi tam wracać i znowu stawać się jedną z wielu. Teraz już nie musiała godzić się na takie przymusowe ujednolicenie i równość, mogła otwarcie obnosić się z tym, kim jest i pełnymi garściami czerpać z wygód i przywilejów, jakie dawało bycie Nottem.
Jej siostra z pewnością była już w tym dorosłym życiu lepiej zakorzeniona. Ostatnie dwa lata spędziła tutaj, chodząc na bale i korzystając z życia, podczas gdy ona tkwiła w Hogwarcie, niemal odliczając dni do końca i mogąc tylko pozazdrościć Ophelii.
- Więc już czekam na swoje kolejne. Żaden już nie będzie debiutem, ale liczę, że poznam jeszcze wiele wyjątkowych osób – rzekła, sącząc łyk wina. – I rzeczywiście, na początku tak sie czułam, kiedy wchodziłam do sali i czułam na sobie spojrzenia. Ale zaraz przypomniałam sobie, kim jestem i czego się ode mnie oczekuje. – Starała się poruszać idealnie prosto i z gracją, czując na sobie przyjemny ciężar biżuterii, którą obdarowano ją właśnie z okazji debiutu i słysząc przyjemny szelest drogiej, zielonej kreacji. Wiedziała, że lady Nott patrzy na nią jeszcze uważniej niż na dziewczęta z innych rodów, a jej zdanie było bardzo ważne, choć Elise czasem wciąż zastanawiało, jak to się stało, że stara panna zaszła tak wysoko. – Mam nadzieję, że lady Adelaide była ze mnie zadowolona. – Przynajmniej nie pokarała jej tańcem z kimś naprawdę okropnym, brzydkim, nieznośnym lub o niegodnych poglądach. – Najwyraźniej niektórzy nie uważali na lekcjach tańca, ale kolejni partnerzy na szczęście tańczyli lepiej. Niemniej jednak... Obawiam się, że żaden z nich mnie nie oczarował.
Elise niełatwo było zadowolić. Jej gust pozostawał wybredny, nie zadowoliłaby się byle kim. Trzeba było się postarać, żeby spełnić jej oczekiwania, i choć sabat je spełnił, to z tanecznymi partnerami bywało różnie, i żaden nie był ideałem, o którym mogłaby rozmyślać przez kolejne dni, marząc o tym, by ojciec zaręczył ją właśnie z nim. Widocznie jeszcze nie nastąpił ten moment, a może po prostu nie będzie jej dane poślubić kogoś, kogo darzyła sympatią? Pamiętała, że między jej rodzicami żadnych gorących uczuć nie było, tylko obowiązek. I choć Perseus Nott nigdy nie traktował Cassiopei źle, był rozczarowany tym, że nie dała mu syna i piękną parę udawali jedynie na salonach, w domowym zaciszu spędzając czas osobno i spotykając się głównie podczas posiłków.
- Nie zapominam i nie zapomnę – zapewniła starannie. Nigdy nie zamieniłaby swojego życia i rodziny na inne. Nie porzuciłaby rodziny i swojego świata dla nikogo. – Czy ojciec zaczyna już snuć wobec ciebie jakieś poważniejsze plany, czy nadal nic ci o tym nie wiadomo? – zapytała, może nieco wścibsko i bezpośrednio ale była zwyczajnie ciekawa. Ppamiętała że Rosalind wyszła za mąż mając dwadzieścia lat, tyle co teraz Ophelia. Może przez ten czas, kiedy jej nie było, ojciec już zaczynał planować jej życie? A może jeszcze się wstrzymywał?
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Taras [odnośnik]18.06.18 16:38
Ophelia, chociaż wbrew pozorom lubiła być w centrum uwagi, to w żaden sposób nie lubiła być taksowana spojrzeniami ludzi. Takie chwile zawsze budziły w niej chęć ucieczki, czy jakiego kolwiek innego ukrycia się. Krótko mówiąc to ona wolała decydować o tym kto i kiedy ma zwrócić na nią uwagę, niż kompletnie nie panując nad tym. Tylko skoro faktycznie średnio przepadała za byciem obserwowaną niczym jakiś cenny zabytek, to pozostawało pytanie czy życie arystokracji było dla niej. Nawet jeżeli nie...to czy miała na to jakiś większy wpływ. Musiała się tak naprawdę pogodzić ze swoim życiem i przywyknąć do tych spojrzeń oraz szeptów, które często od razu zdradzały z jakiego rodu ona pochodzi. A jeżeli dopuściłaby się uchylenia jakimś manierom to na pewno byłoby to na ustach sporej liczby arystokracji. Chociaż relacje pomiędzy Nottami a innymi rodami były dobre, albo chociaż poprawne, to dziewczyna wiedziała, że niektórzy tylko czekają aż któryś z przedstawicieli czy bądź też przedstawicielek Nottów potknie się i popełni jakiś błąd. Była to typowa zawiść ludzka, której to sama Ophelia doświadczyła nie raz i nie dwa.
-Na pewno kochana siostro wypadłaś cudownie. Jesteś śliczną, uzdolnioną młodą Lady. Gdybym to ja była mężczyzną z innego rodu od razu padłabym ci do stóp- Mniemanie Opheli o jej siostrze było naprawdę wysokie. Kochała ona swoją siostrę i naprawdę uważała ją za kogoś wspaniałego. Chociaż dziewczyna miała wady, ale kto ich tak naprawdę nie miał. Z resztą...czy w arystokracji nie chodziło właśnie o to aby w jak najbardziej umiejętny sposób zakryć swoje wady i po prostu wykreować się na chodzący ideał?
Kiedy temat zszedł na to czy ojciec zaczął planować dla Opheli już jakąś przyszłość dziewczyna westchnęła lekko zmartwiona.
-Z tego co wiem to rodzice nadal poszukują dla mnie odpowiedniego młodzieńca, ale mają trochę problemów z tym. Widzisz droga siostro. Czasy się zmieniły, ciężko teraz o prawdziwego lorda przy którym nie będzie wstyd się pokazać- To była prawda. W dobie tych wszystkich dziwnych wydarzeń, niektóre szlachetne rody zapomniały o czymś takim jak tradycja, czy obowiązek.
-Z resztą pewnie twoje spostrzeżenia były podobne po pierwszym sabacie. Kiedyś było nie do pomyślenia, aby puścić na sabat kogoś, kto nie potrafi tańczyć, czy nie umie zachować się w towarzystwie. Teraz odnoszę wrażenie, że na sabat byliby w stanie zaprosić nawet Weasleyów- Z opowiadań jej matki, siostry, a potem na podstawie tego co ona przeżyła, a teraz co przeżyła jej siostra, była w stanie jasno wywnioskować, że gdzieś niektóre rody coś zgubiły, tylko pozostawało pytanie gdzie i kiedy to było.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Taras [odnośnik]18.06.18 19:10
Elise lubiła spojrzenia – ale tylko pochlebne, pełne aprobaty czy zachwytu. Nie lubiła spojrzeń krytycznych albo zbyt wścibskich, takich wolała nie widzieć skierowanych w swoją stronę. Wtedy i w niej rodziło się pragnienie ucieczki. W ostatnich dniach częściej jednak była samotna lub otoczona rodziną, niż obcymi ludźmi. Poza sabatem nie miała wielu okazji do tego, by próbować przyciągać zachwycone spojrzenia. A przynajmniej to ona lubiła myśleć, że ludzie na sabacie byli oczarowani jej urokiem i gracją, bo wiedziała, że pierwsze wrażenie było bardzo ważne. I jeśli zrobiło się je złe, to pozostawało z daną osobą latami, a nie chciała, by przez najbliższych kilka lat wypominano jej jakąś wpadkę w tak ważnym dniu.
- Dziękuję, droga siostro – podziękowała jej z uśmiechem. Ophelia także była niezwykle piękną młódką, choć nie były do siebie zbyt podobne. Ophelia była ciemnowłosa i ciemnooka, podczas gdy Elise podała się do matki i wyglądała niemal jak młodsza kopia Cassiopei z jasnobrązowymi włosami i oczami swą barwą przywodzącymi na myśl morską wodę wokół wyspy Wight. Jedynie coś w rysach ich twarzy mogło sugerować pokrewieństwo, ale na pierwszy rzut oka nie wyglądały jak siostry zrodzone z tych samych rodziców. Była jednak pewna, że panna taka jak Ophelia nie pozostanie długo sama i zapewne było kwestią czasu, jak do ojca zaczną zgłaszać się kandydaci do jej ręki. Może nawet już to robili, ale zostali z jakiegoś powodu odtrąceni przez Perseusa Notta? Nie doczekawszy synów chciał przynajmniej dobrze wydać córki i nie oddałby ich w ręce kogoś niegodnego. A Ophelia miała rację – czasy się zmieniały i coraz trudniej było o dobry materiał na męża, bo wielu młodych ludzi przejawiało niedopuszczalną fascynację nowoczesnością i mugolskimi wpływami, i zapominało o tradycyjnych wartościach. Z żalem obserwowała to nawet w Hogwarcie, a sama nigdy nie czuła podobnych ciągotek. Była wierna tradycjom i nie tęskniła za powiewem nowoczesności, nie wierzyła w związki ponad podziałami, jakie zdawały się fascynować niektórych jej rówieśników.
- Pozostaje mieć nadzieję, że ojciec zdoła znaleźć dla nas odpowiednich mężów o zdrowych poglądach i priorytetach – rzekła. Wolałaby już męża, który nie umie tańczyć i jest nudziarzem, ale przynajmniej ma odpowiednie poglądy i stosunek do tradycji, niż kogoś zbyt postępowego. – Myślę, że lady Nott nigdy by się nie zniżyła do czegoś podobnego – dodała, krzywiąc się na myśl o tych zdrajcach, którzy otwarcie pluli na dobre obyczaje. Rodzice od dziecka wpajali jej pogardę do takich ludzi. – Zresztą oni chyba sami wolą nurzać się w bagnie ubóstwa i bratać z pospólstwem. Dla nas to lepiej. Jak dla mnie mogą połamać swoje różdżki i przyłączyć się do swoich ukochanych mugoli. – Zawsze ją zastanawiało, dlaczego takie elementy tkwiły w skorowidzu, i o ile zawsze traktowała skorowidz jako pewny wyznacznik tego, z kim warto się bratać, a z kim nie, tak dla jednej rodziny robiła wyjątek i nie czuła do jej przedstawicieli szacunku, nie potrafiąc zrozumieć ich podejścia do życia. Gdyby kazano jej wyjść za kogoś takiego, prędzej wyskoczyłaby przez najbliższe okno niż się na to zgodziła. Ale wiedziała, że jej to nie grozi, ich rodzice byli wierni konserwatywnym wartościom. – To straszne, jak niektórzy nie szanują dobrych tradycji swoich przodków, ale takich ludzi jest coraz więcej, nie tylko wśród Weasleyów. Możemy się ich co najwyżej wystrzegać.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Taras [odnośnik]18.06.18 19:44
-Naturalnie, że nie zniżyłaby się do takiego poziomu. Chciałam jedynie zaznaczyć to jak w ostatnim czasie kręgi niektórych arystokracji lecą po równi pochyłej na sam dół, a tam już krok do zapomnienia- Każdy chciał jakoś zapisać się na kartach historii, dlatego też poniekąd rozumiała ich biednego ojca, który pomimo swojego pragnienia nigdy nie doczekał się syna, który mógłby pozwolić mu się zapisać w tej historii. Samą Ophelię to fascynowało. Ludzie chcieli być znani, chcieli być kimś. Nawet ona sama, chociaż wbrew pozorom mogłoby się wydawać, że nie przywiązywała do tego zbyt wielkiej uwagi, to mimo wszystko starała się być przykładną szlachcianką, a może miało to na celu tak naprawdę wpasowanie się do świata w którym się wychowała. W wypadku Opheli bardzo trudno było wywnioskować czym były pokierowane jej czyny. Chociaż czy to też było ważne. Tak długo jak nie robiła niczego niestosownego, to powody jej działań nie miały za bardzo znaczenia, a i też raczej nie wiele osób to interesowało. Był to poniekąd wygodny układ. Mogła robić co chciała, ale jak wszystko na tym świecie i to miało swoje minusy. Mogła robić co chciała, pod warunkiem, że mieściło się to w granicach przyzwoitości.
-Myślę, że zdoła znaleźć. Myślę, że nawet gdyby był to kawaler starszy niż ja to bym nie grymasiła. Nie musi mnie kochać...ważne aby chociaż tolerował- Ophelia byłaby w stanie obejść się bez miłości, a może tak się jej tylko teraz wydawało. Miłość przecież znała tylko ze stronic książek które ona sama tak namiętnie czytała. Nigdy nikogo nie pokochała tak szczerze. Oczywiście miłości do siostry czy do rodziców nie ma co porównywać do miłości do mężczyzny. Krótko mówiąc Ophelia chociaż starsza nadal miała pewne braki jeżeli chodzie o egzystencje na tym świecie. Wiadomo...idealnie by było gdyby zakochała się w jakimś szlachetnie urodzonym czarodzieju, który będzie odpowiadać wysokim wymaganiom jej rodziców, ale dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że życie to jedyna istota na tym świecie, która nie będzie spełniać jej oczekiwań.
-To już nie jest kwestia pieniędzy Elise- Odpowiedziała spokojnie Ophelia i skierowała brązowe tęczówki na swoją siostrę po czym posłała jej delikatny uśmiech. To było ciekawe. Były siostrami, a mimo to dzielił ich pewien dystans podyktowany dobrym wychowaniem. Rzadko się zdarzało aby te dwie rzucały się sobie w ramiona, czy wspólnie plotkowały śmiejąc się głośno. Niektórzy mogliby powiedzieć, że ich spotkania wyglądały niezwykle oficjalnie...być może, ale tylko one wiedziały jakie uczucia towarzyszom tym rozmowom, a dzięki temu wiedziały, że zbędne były jakie kolwiek inne gesty.
-W tym wszystkim to ile kto ma pieniędzy w swojej skrytce gra najmniejszą rolę. Wydaje mi się, że najbogatsza jesteś kiedy umiesz wykazać szacunek w stosunku do swoich przodków, oraz zasad które ustalili. Twoje dziedzictwo powinno być świętością. Historia twojego rodu jest twoją historią i nie powinno się od tego odwracać- Ophelie trochę przerażało to co się działo w świecie. Nie chodziło o to, że wymagała od ludzi aby każdy był taki jak ona, ale poniekąd bała się, że ona nie odnajdzie się w nowej rzeczywistości, że świat w którym nauczyła się funkcjonować po prostu w pewnym momencie legnie w gruzach, a ona znajdzie się gdzieś pod tym zawaliskiem.
-Mimo to...człowiek cały czas ma wolną wolę i może robić to co chce, a my jedyne co to możemy to zaakceptować, ale jednocześnie nie musimy popierać. To jest już nasz przywilej- Dziewczyna miewała chwile kiedy wyrażała swoją opinię na jakiś temat. Jedne były bardziej kontrowersyjne, a drugie mniej, ale mimo to lubiła tego typu dyskusje. Lubiła wyrażać swoje zdanie i poznawać poglądy drugiego człowieka.
-Chociaż najgorsze w tym wszystkim jest to, że takich jak Weasley zaczyna być coraz więcej- Coraz więcej osób wybierało zupełnie inną drogę niż powinni. Pozostawało pytanie czym to było spowodowane. Kaprysem, czy może takim samym lękiem przed tym, że nie odnajdą się w nowej rzeczywistości, która bezsprzecznie się zbliżała.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Taras [odnośnik]19.06.18 0:51
Tak niestety było. Elise (być może naiwnie) liczyła jednak, że niektórzy jeszcze się opamiętają i zrozumieją swój błąd, zanim będzie za późno. W niektórych przypadkach mogły to być głupie błędy młodości, które przy odpowiednio szybkim zauważeniu przez rodzinę mogły zostać wyprostowane. I choć Elise nie miała zbyt wielkiego pojęcia o polityce, uważając ją za dziedzinę zdecydowanie męską, wiedziała, że i nastroje między rodami ulegają zmianom, rodziny dzieliły się, choć powinny trzymać się razem w czasach kryzysu tradycyjnych wartości oraz innych problemów, które spadły na magiczny świat.
- Pozostaje mieć nadzieję, że się opamiętają – rzekła; przyszłość pokaże, co się wydarzy, ale miała nadzieję, że świat stopniowo wróci do równowagi, jaka panowała jeszcze rok temu, a ich głównym zmartwieniem wciąż będą bale, sukienki i przyszli narzeczeni.
Elise chciała być po prostu dobrą damą, wzorową przedstawicielką swego rodu, z której bliscy będą mogli być dumni. Nigdy nie marzyła o sukcesach zawodowych czy podobnych nowomodnych bzdurach, o jakich marzyły jej nieszlachetne rówieśniczki – choć z pewnością chętnie zabłysnęłaby w świecie sztuki, była przecież zdolną pianistką, potrafiła też śpiewać. Raczej nie łudziła się, że trwale zapisze się w historii, kobietom rzadko się to udawało, zresztą po ślubie i tak zmieniały nazwiska i wchodziły w skład innego rodu.
- Myślę podobnie. I podejrzewam, że będzie to ktoś starszy od nas, zazwyczaj tak jest. Mężczyznom wolno dłużej cieszyć się wolnością, spójrz na naszych kuzynów – dodała; między ich rodzicami było około sześć lat różnicy, mężczyznom pozwalano dłużej cieszyć stanem kawalerskim, później przychodził ich czas na ożenek, podczas gdy dziewczęta często były zaręczane krótko po skończeniu szkoły. Tak było z ich matką i tak było z Rosalind. Ich kuzyn Percival ożenił się będąc po trzydziestce, Eddard mając lat trzydzieści wciąż jeszcze pozostawał kawalerem, podczas gdy kobieta w tym wieku byłaby od dawna wytykana palcami jako stara panna. Nie chciała zostać starą panną; nawet jeśli lady Adelaide była powszechnie szanowana, większość starych panien spotykało swego rodzaju wykluczenie i marginalizacja, świadomość, że były niedostatecznie dobre, by przyciągnąć kandydata na męża. Gorsza od staropanieństwa byłaby tylko jedna rzecz: oddanie mężczyźnie krwi czystej, ale nieszlachetnej, niczym odpad który nie zasługuje na coś lepszego, nawet na dalsze pozostanie przy rodzinie nawet jako stara panna. Ale na miłość nie liczyła i nie szukała jej. Czekała na decyzję rodziny.
- Ktoś, kto z własnej woli wyrzeka się dostatku nie może być zupełnie normalny – zauważyła, bo sama nigdy nie oddałaby tego wszystkiego nawet dla najpiękniejszej miłości. No i czym różniliby się od pospólstwa gdyby nie te wszystkie wspaniałości gromadzone przez minione pokolenia, i gdyby nie starannie pielęgnowana pamięć o przodkach? Poza tym, Elise najzwyczajniej w świecie czuła niechęć do ludzi biednych, bo bieda jawiła jej się jako synonim życiowego nieudacznictwa. – Co z tego, że szanują swoich krnąbrnych przodków, jeśli plują na tradycje ogółu szlachetnego społeczeństwa? – Sama jednak była dumna z dziedzictwa Nottów, którzy zawsze dbali o swoje tradycje i czystość krwi, byli ostoją starego ładu w tym nowym, zmieniającym się świecie.
Elise wciąż była na tyle młoda i głupiutka, że oceniała to wszystko dość płytko i jednostronnie, uważała swoją rację za bardziej słuszną od czyjejś racji, jeśli ta czyjaś racja była przeciwieństwem jej własnej.
- Och, droga siostro, chciałabym, żeby wszystko było takie, jak dotychczas. Nie chcę zmian, wcale ich nie pragnę – rzekła, naprawdę gorąco marząc o tym, żeby wszystko było takie, jak jeszcze kilka lat, a nawet rok temu. – Ale... czasem chcąc nie chcąc słyszę rozmowy starszych. I wcale mi się to wszystko nie podoba – skrzywiła się, niespokojnym ruchem mnąc brzegi rękawów.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Taras [odnośnik]19.06.18 2:33
-Cofnięcie się moja droga jest bardzo trudne, często graniczy z cudem.- Jeżeli ludzie już wybierali jakąś drogę, bardzo często niestety okazywało się, że palili za sobą wszystkie mosty, a co za tym szło powrót był już niestety niemożliwy. I takim o to sposobem ludzie chcieli czy nie musieli dalej brnąć drogą którą sami wybrali, żyjąc z przeświadczeniem, że popełnili w swoim życiu błąd.
Kiedy Elise dalej mówiła o dostatku Ophelia mimo wszystko zaśmiała się cicho.
-Pieniądze to nie wszystko...nie kupisz za nie wiele rzeczy, ale nie da się zaprzeczyć, że ułatwiają życie. Jeżeli miałabym być nieszczęśliwa mieszkając pod mostem, albo być nieszczęśliwa i mieszkając w willi, zdecydowanie wolę drugą opcję- Ophelia tak naprawdę w żaden sposób nie uzależniała swojego życia od tego jak bogata była jej rodzina. Mieli pieniądze i z tego się naprawdę też cieszyła, ale jakoś nigdy nie zdarzyło się jej wywyższyć akurat z tego powodu. Dla niej nie liczyło się to jak drogą ktoś miał na sobie sukienkę, a to ile miał w głowie. Szanowała osoby z którymi mogła porozmawiać na różne tematy, które orientowały się w kulturze i sztuce. Chyba naprawdę ponad ilość pieniędzy w banku kładła tylko ilość wiedzy w głowie. Wiedziała, że jej siostra być może z wiekiem dojdzie do tych samych wniosków co ona. Teraz była młoda, najpewniej wydawało się jej, że cały świat należy do niej. Sama Ophelia po swoim pierwszym sabacie również tak myślała, rozczarowanie było niestety wielkie.
-Chciałabym ci powiedzieć Elise, że wszystko wróci do normy, ale obawiam się, że nie mogę tego powiedzieć. Świat się zmienia na naszych oczach, i te zmiany będą postępować czy tego chcesz czy nie. Życie...to chyba jedyna istota na całym świecie której nie obchodzi to czego ty chcesz, i bardzo rzadko da ci to czego pragniesz- Ophelia umiała patrzeć i widziała co się działo. Pod skórą wyczuwała, że wcześniej czy później koniec pewnej epoki nadejdzie. Pozostaje tylko pytanie jak to podziała na szlachtę. Były tak naprawdę dwie opcje. Wszyscy zginą pod gruzami starego świata, albo będą zmuszeni dostosować się do nowej rzeczywistości. Jeżeli wydarzy się ta druga opcja...pozostawało pytanie jak bardzo będzie się różnić ta nadchodząca rzeczywistość od tej którą znają teraz. To wszystko było jedną niewiadomą, która u Opheli budziła pewnego rodzaju przerażenie, ale jednocześnie ciekawość.
-Mi też się to nie podoba, ale wiesz siostrzyczko...wydaje mi się, że szkoda czasu teraz na zamartwianie się tym. Trzeba cieszyć się dniem oraz tym, że nadal jesteśmy w tej rzeczywistości którą znamy tak dobrze- Lady Nott chociaż często zastanawiała się nad tym jak to będzie za kilka lat, to na pewno nie pozwalała sobie na skupianie się tylko na przyszłości świata. Wówczas uciekła by jej teraźniejszość, a to ona powinna być dla niej w tej chwili tak naprawdę najważniejsza.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Taras [odnośnik]19.06.18 12:24
Elise zdawała się być ucieleśnieniem stereotypu płytkiej damy. Nie grzeszyła wybitną inteligencją, w nauce często wyprzedzały ją nawet mugolaki, ale nawet wtedy nie była skłonna uznać, że ktoś z rodziny mugoli może być lepszym czarodziejem niż czarownica z dziada pradziada, mimo że na własne oczy mogła to zobaczyć. Dla niej najważniejsze było pochodzenie i pozycja społeczna. Nigdy nie próbowała nawet zaznajomić się bliżej z kimś o brudnej krwi, wiedząc, że rodzina by tego nie pochwaliła, a i w Slytherinie wszyscy źle by na to patrzyli. Konsekwentnie unikała więc ludzi niższego stanu oraz tych, którzy otwarcie z nimi sympatyzowali. A pieniądze i wygody były dla niej niezwykle ważne, ważniejsze niż miłość. Wolałaby być samotna lub utkwić w pozbawionym miłości aranżowanym związku tak jak jej matka, niż zakochać się i żyć skromnie. Nie wierzyła, że będąc biednym można być szczęśliwym, bo dla niej to się wzajemnie wykluczało. W Hogwarcie bardzo często chełpiła się tym, kim jest, zarówno z powodu pochodzenia, jak i bogactw uważała się za lepszą od tych, którzy tego nie mieli. Z całą pewnością nie była od nikogo lepsza w nauce, ale to jej nie obchodziło. Nie musiała być lepsza, ważne, że miała odpowiednie pochodzenie. Mugolacy pewnie bardziej potrzebowali szkolnej wiedzy, skoro niczego innego nie mieli.
- Jeśli masz na myśli miłość, to wolę być bogata niż zakochana – rzekła, krzywiąc się na myśl o tych wszystkich głupich kobietach, które porzucały rody i dworskie życie dla miłości. – Jeśli nie możemy mieć i jednego i drugiego, to dobrze wiem, co mnie czeka. Kiedy ojciec zdecyduje już, komu mnie oddać, wypełnię jego wolę.
Miała podzielić losy matki. Cassiopeia już dawno zaczęła ją do tego przygotowywać, uświadamiając, że w ich świecie miłość nie jest najważniejsza, bo ważniejsze jest dobro rodu. A Elise była przekonana, że jest znakomitą partią, by zainteresowały się nią naprawdę dobre rody. Byłoby dla niej zupełnie wystarczające, gdyby przyszły mąż po prostu ją szanował i dobrze traktował, kochać nie musiał, bo i ona nie wiedziała, czy byłaby zdolna kogoś pokochać. Nigdy nie zaznała tego uczucia, nie wiedziała, jak to jest przejmować się kimś poza sobą i najbliższą rodziną.
- Ja zamierzam kurczowo trzymać się tego, co znam – rzekła z charakterystyczną dla młodych i niedoświadczonych pewnością i zapalczywością. Nie zamierzała iść z duchem czasu, zamierzała do samego końca trzymać się wartości wpojonych przez Nottów. Miała nadzieję, że koniec tej epoki nie nadejdzie za jej życia, bo chyba wolałaby zginąć pod gruzami starego świata, niż odnaleźć się w nowym jako zwykła czarownica, taka sama jak wszyscy. Ale może ten chaos był zapowiedzią tego, że słuszne wartości zyskają na znaczeniu i szlachetne rody znów sięgną po dawną chwałę, stając jeszcze wyżej ponad motłochem? Taka wizja przypadła jej do gustu, bo była zbyt krótkowzroczna, by pomyśleć o tym, ilu może na tym ucierpieć.
- Dobrze, nie rozmawiajmy już o takich przykrych sprawach. Niech starsi się tym zajmują, my żyjmy swoim życiem – rzekła, przekonana że dorośli Nottowie i nestor najlepiej zadbają o dobro rodu. – Lepiej powiedz, jak planujesz spędzić swoje nadchodzące urodziny. Skończysz dwadzieścia lat, to wielki dzień – powiedziała, uśmiechając się przymilnie. Sama niespełna trzy tygodnie po Ophelii miała skończyć osiemnaście lat. Obie wciąż były jednak na tyle młode, by jeszcze nie przejmować się upływem czasu. Bardziej mogłyby się przejmować, gdyby skończyły dwadzieścia trzy lata i nadal nie miały na palcach pierścionków zaręczynowych. A dwadzieścia pięć lat? To już w ogóle tragedia, ale wierzyła, że ojciec uratuje je przed takim losem i nie dopuści do tego, by Czarownica zaczęła rozpisywać się o ich staropanieństwie na swoich kartach, niepochlebnie wyrażając się o nich i ich rodzinie.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Taras [odnośnik]19.06.18 15:08
Ophelia doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej siostra była jeszcze młoda...być może nawet za młoda aby zrozumieć pewne prawa które panowały w tym świecie. Były to jak najbardziej prawa młodości i dziewczyna w chwili kiedy była w wieku Elise sama uważała się za najmądrzejszą, oraz tą która zjadła już wszystkie rozumy. Prawda jak widać okazała się być zupełnie inna. Chociaż wcześniej wydawało się jej, że wie o tym świecie już wszystko co powinna, w pewnym momencie okazało się, że wcale tak nie było i musi się jeszcze wiele nauczyć. Tak też pokornie schyliła głowę i wróciła do swoich książek usiłując w nich znaleźć odpowiedź na wszystkie dręczące ją pytania.
W końcu Elise sama przyznała jej rację, że dosyć już tych rozmyślań, które tak naprawdę nie prowadziły ich do żadnego sensownego rozwiązania. Dlatego też, czy był sens martwienia się czymś na co nawet nie miały wpływu. One jako kobiety jedyne czym powinny się przejmować to tym aby spełnić oczekiwania innych ludzi, w tym głównie ich rodziny. Było to stosunkowo wygodne spełniać jedynie wymagania innych osób, ale jednocześnie w żaden sposób nie było to proste. Wymagania te bowiem z wiekiem Opheli były coraz większe. Było to jak najbardziej zrozumiałe. W końcu im bardziej panienka Nott pojmowała otaczający ją świat tym bardziej była zdolna do przesuwania swoich własnych granic, a jeżeli była w stanie to zrobić to dlaczego by nie zacząć od niej więcej wymagać.
-Jak mam być szczera nie zastanawiałam się jeszcze nad tym- Urodziny Opheli...a przynajmniej dla niej samej tak naprawdę nie było to nic wyjątkowego. W każdym roku, tego jednego dnia stawała się tylko starsza, a co za tym szło zbliżała się coraz bardziej nieuchronnie do swojego końca. Może to było dziwne, że tak młoda dziewczyna, która miała nadal całe życie przed sobą, w dniu swoich urodziny rozmyślała o takich rzeczach jak śmierć.
-Domyślam się, że pewnie rodzice zechcą zorganizować jakieś przyjęcie. Mniej lub bardziej huczne, ale ja sama jak mam być szczera...najchętniej spędziłabym ten dzień w bibliotece- Cała Ophelia. Tak naprawdę trudno było stwierdzić kiedy ona może mieć nastrój na towarzystwo, a kiedy wolałaby być sama. Sama Elise najpewniej była tego najbardziej świadoma. W końcu nawet jako mała dziewczynka Ophelia częściej wybierała samotne spacery po ogrodzie, albo zamykała się w swoim pokoju z jakąś książką i nie pozwalała na to aby kto kolwiek jej przeszkadzał, a czasami była duszą towarzystwa i ciężko było ją odciągnąć od ludzi. Czy Ophelia była w pewien sposób niestabilna emocjonalnie, jak najbardziej, ale przecież w przeciwnym razie nie mogłaby nazwać siebie artystką. Lekkie szaleństwo wydawało się być wpisane w naturę czy to malarza, muzyka, albo pisarza.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Taras [odnośnik]19.06.18 21:48
Może za kilka lat Elise zmądrzeje. Na ten moment jednak ślepo wierzyła w nauki wpojone w rodzinnym domu i stosowała się do nich, była też przekonana o własnej wyjątkowości. Zawsze lubiła czuć się niezwykła i wyjątkowa, więc chwytała się wszystkiego, co mogło jej pomóc tak się czuć. Czasem brakowało jej też pokory, którą być może nabędzie dopiero z wiekiem. Bycie rozpieszczaną przez matkę, która zawsze starała się zrekompensować córkom chłód ojca, sprawiło że Elise wyrosła na dość rozkapryszoną panienkę z wysokim mniemaniem o sobie. Obok siebie nie miała nikogo, kto nauczyłby ją skromności i pokory, były to cechy wręcz niepożądane wśród Nottów. Ty się nazywasz lew, mówił czasem ojciec; choć o wiele bardziej pragnąłby syna niż trzy córki i nie był zbyt ciepłym rodzicem, czuwał z boku nad ich wychowaniem, by godnie reprezentowały ród. Spełniać wymagania musiały od zawsze, a Elise już jako dziecko pragnęła na twarzach rodziców widzieć aprobatę i zadowolenie. Jako od kobiet i tak nie wymagano od nich tyle, co od mężczyzn – przede wszystkim tego, żeby były wzorowymi damami i pewnego dnia dobrze wyszły za mąż. Później to mąż miał wymagać.
Wolała rozmawiać o przyjemniejszych sprawach, te przykre odsuwając na bok, nie chcąc kalać nimi swoich myśli.
Zdziwiła się, słysząc że Ophelia nie zastanawiała się nad tym, bo Elise już zaczynała myśleć, jaką suknię ubierze w swoje urodziny oraz zastanawiać się nad tym, czy rodzice pozwolą jej urządzić chociaż podwieczorek dla kilku zaprzyjaźnionych dziewcząt połączony z ploteczkami i sączeniem dobrego wina. W sumie dlaczego nie? Chciałaby spędzić ten dzień miło, nawet jeśli pewnie nie było na razie co liczyć na jakąś wystawniejszą uroczystość.
Uniosła jednak brwi, słysząc, że Ophelia wolałaby spędzić ten dzień w bibliotece.
- Naprawdę? – zdziwiła się, bo sama nigdy nie przejawiała większego zamiłowania do nauki, choć lubiła czasem czytać powieści dla rozluźnienia i relaksu, zwykle wieczorami. – Przecież to możesz robić każdego dnia, a urodziny są tylko raz w roku. Już nie mogę się doczekać swoich, wypadają tuż po Festiwalu Lata. A właśnie, festiwal... Wybierasz się tam? – zapytała, ciekawa czy siostra ma jakieś szczególne plany co do festiwalowych atrakcji. Chociaż Nottowie i Prewettowie nie darzyli się sympatią, Elise planowała udać się na festiwal. Nie robiła tego w końcu dla Prewettów, a w nadziei na dobrą zabawę i spotkanie znajomych. Była pewna, że Marine i Flavien także się tam pojawią. – Mam zamiar upleść najpiękniejszy wianek i patrzeć, jak przystojni kawalerowie wyrywają go sobie z rąk – dodała, mając nadzieję że wytwór jej rąk wyłowi ktoś odpowiedni, z kim potem będzie mogła zatańczyć tradycyjny taniec przy ognisku. To w końcu będzie jej pierwszy dorosły festiwal po Hogwarcie.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Taras
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach