Gillian Tremaine
Nazwisko matki: Edwards
Miejsce zamieszkania: Londyn, Pokątna 24/1
Czystość krwi: Półkrwi
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: Dziennikarka Proroka Codziennego
Wzrost: 157 cm
Waga: 53 kg
Kolor włosów: Ciemnobrązowe
Kolor oczu: Szaro-niebieskie
Znaki szczególne: Pieprzyk na policzku pod lewym okiem, ciemna obwódka wokół tęczówek, szeroki uśmiech, unosząca się wokół wyrazista woń perfum
8 cali, giętka, dziki bez, łuska widłowęża
Gryffindor
Kot
Osoby, które padły ofiarą moich plotek
Jaśminem, pomarańczą, kawą
Ojca trzymającego mnie w ramionach
Szeroko pojętą kulturą, grami karcianymi
Zależy od interesów
Czytam, słucham muzyki, rozwiązuję nieodgadnione tajemnice wszechświata
Klasycznej, jazzu, rocka
Larissy Hofmann
Niektóre dzieci nie pamiętają w ogóle swojego dzieciństwa, dlatego bardzo doceniałam, gdy siedząc wspólnie przy obiedzie, opowiadaliście mi najciekawsze historie dotyczące mojej osoby. Zawsze powtarzałeś, że dzień moich narodzin był niespodziewany i pełen strachu, przyszłam bowiem na świat dwa miesiące wcześniej niż zaplanowano, ale już wtedy podejrzewałeś, że po prostu nie mogłam wytrzymać zamknięta w brzuchu mamy. Podobno jako jedyna kobieta na tym świecie lubiła, gdy kopałam ją pod żebra, wiercąc się i kręcąc fikołki, bo miała wtedy pewność, że wszystko ze mną w porządku. Ty z kolei lubiłeś jej słodko–gorzki uśmiech – który przejęłam – kiedy siłą rzeczy odbierałam jej swobody oddech i słodki sen podczas kolejnej nieprzespanej nocy, lecz nie widziałeś jak możesz jej pomóc.
Gdybyś zapytał mnie, jak wspominam swoje dzieciństwo, powiedziałabym ci, że byliście bezbłędnymi rodzicami. Dostałam od was wszystko, czego mogła chcieć mała księżniczka z zadatkami na podwórkową chłopczycę, wybaczyłam wam nawet większe zainteresowanie o trzy lata starszą Emmą. Pokochałam ją od razu, widzieliście o tym, jednak moja urażona duma nie pozwalała mi tego przyznać. W końcu wraz z nadejściem jej problemów ze zdrowiem przestaliście poświęcać mi sto procent swojej uwagi, a ja – chcąc ponownie ją odzyskać – zaczęłam robić naprawdę głupie rzeczy. Mówiłeś, że byłam bardzo nieznośna, może odrobinę nadpobudliwa i cholernie wszędobylska, kiedy wpychałam swoje ręce, nos i nogi tam, gdzie nie powinnam. Nie powinno więc dziwić cię to nagłe zniknięcie twojej ulubionej książki, różdżki, która w moich dłoniach nie była wcale bezpieczna i tymi dłońmi zakopana w ogródku, czy niewyjaśnione podarcie sukienki mamy lub non stop obite kolana i starte do krwi dłonie. Z czasem zaczęliście przymykać oko na moje wybryki, uznając, że może kiedyś z nich wyrosnę a jednak nie przewidzieliście tego, że w wieku blisko sześciu lat pod wpływem złości i przytykającego płaczu zacznę lewitować nad łóżkiem waszej drugiej córki, której marudzenie doprowadzało mnie do szału. Możliwe, że odczuliście wtedy ulgę – przecież oczekiwaliście tego dnia, żyjąc sześć lat w strachu, że być może moje narodziny w siódmym miesiącu rzucą cień na moje zdolności magiczne, może jednak byliście troszkę na mnie źli za wystraszenie chorowitej Emmy. Pamiętam za to wasze zdumienie, kiedy zaledwie kilka dni później samodzielnie się nią zajęłam, gdy jej samopoczucie znacznie się pogorszyło. Nigdy nie wiedziałam, że bała się burzy i powiększonego cienia paskudnego klauna, rzucanego przez jaśniejące pioruny na ścianę. Ja wprawdzie nie rozumiałam jej strachu, kiedy wszelkie zjawiska atmosferyczne były dla mnie wprost fascynujące, ale poczułam się odpowiedzialna za jej osobę. Udowodniłam wam, że byłam w stanie przekazać jej opowiadane do snu historie, z kolei Pan Królik, którego jej wtedy oddałam, był naszą białą flagą w siostrzanym sporze. Koniec końców chyba dobrze się wtedy rozumieliśmy, prawda, tato?
Wraz z dniem wyjazdu do szkoły żałowałam, że nie mogę zabrać was ze sobą, ale nie bałam się tej podróży w młodzieńcze życie, gdy jednocześnie czułam się odpowiedzialna za opiekę nad Emmą. W waszych historiach Hogwart malował się przecież jako piękne miejsce, przesycone magią i tajemnicami, lecz miałam wrażenie, że było tam zdecydowanie lepiej. Zachłysnęłam się czarodziejską atmosferą niemal od razu po przekroczeniu bramy wejściowej, postanawiając sobie już wtedy, że odnajdę każdy – nawet najmniejszy – zakamarek tej placówki. Czego więc miałam się obawiać?
Widzisz tato, nie myliłeś się wcale, mówiąc, że moja energia nie każdemu przypadnie do gustu, jednak nie powiedziałam wam o swoich problemach w szkole; sądzę, że i Emma nie zdawała sobie z nich sprawy, pochłonięta miłością do pewnego Krukona. Być może ściąganie na siebie kłopotów miałam zapisane w genach i nie byłam w stanie od tego uciec? Być może nie słuchałam twoich mądrych rad z uporu i buntu, tylko po to, żeby przekonać się na własnej skórze, że nie każdy jest mi przychylny? Nie wiedziałam. Byłam wszędobylska, energiczna i głośna, miałam dużo sprzymierzeńców, ale i osób, które nie były zadowolone z mojego zachowania i ciekawości. To właśnie ona była najczęstszą przyczyną moich kłopotów. Z czasem jednak zaczęłam obracać ją na swoją korzyść, chociaż nie chciałam chwalić się tym, że nauczyłam się wyśmienicie kłamać i manipulować otoczeniem. Jak na ironię to właśnie to kłamstwo, zmieszane ze sprytem, zapewniało mi bezpieczeństwo. Wiedziałam wszystko o wszystkich, przynajmniej takie sprawiałam wrażenie, gdy dzięki obserwacjom ludzkich reakcji wiedziałam, że mają coś do ukrycia. Nie musiałam wiedzieć co: wystarczyło, że odpowiednio poprowadziłam dyskusję. Już wtedy nauczyłam się pewnej rzeczy a mianowicie odwracania uwagi. To stawiało mnie na wygranej pozycji. Czasami zresztą miałam wrażenie, że moja (zła) sława mnie wyprzedza, gdy pomiędzy tymi kłamstwami i manipulacjami zapominałam o podstawowych wartościach wpajanych mi przez was w początkowych latach życia. Straciłam wiele bliskich osób, gnając za świeżymi plotkami, smaczkami, brudami szkolnej elity i czymś, dzięki czemu mogłam stać się po prostu lepsza od innych.
Czasami odczuwałam wyższość innych na swojej skórze, szczególnie wtedy, kiedy znaleziono ciało tamtej dziewczyny, ale nie zrażałam się przytykami dotyczącymi mojej krwi. Nauczyłam się robić dobrą minę do złej gry i wtapiać w otoczenie, właściwie szereg przykrych zdarzeń w niewielkich odległościach od siebie jedynie wzmocnił moje poczucie ciekawości świata i bliskiego otoczenia. Wprawdzie wciąż goniłam za sensacjami, lecz już nie z takim uporem, jak na początku, gdy znacznie bardziej zainteresowało mnie dociekanie czystej prawdy. Miałam wtedy cel: odtworzyć calutką historię Marty, przez którą podział w szkole stał się widoczny, ale szybko mój pomysł został stłumiony przez życzliwą nauczycielkę transmutacji, z którą miałam dość dobry kontakt jak na uczennicę i wykładowcę. To właśnie w tym przedmiocie sprawdzałam się zdecydowanie najlepiej pośród całej mojej edukacji, a przez tę poczciwą kobietę moje zainteresowanie z zagadkowej śmierci dziewczyny – co mogło mi realnie zagrozić – przeniosło się na animagię. Nim jednak przeszłam do praktyki, przez blisko półtorej roku, zaznajamiałam się z tą dziedziną w teorii, rozważałam wszelkie za i przeciw, przygotowywałam się psychicznie do podjęcia pierwszej próby a przede wszystkim: ćwiczyłam swoją cierpliwość i umiejętność skupienia myśli na jednym. Niezależnie od nerwów, które mną wtedy szargały, gdy moje rozbiegane myśli nie chciały się uciszyć, byłam wdzięczna tej kobiecie – to właśnie przez nią się troszkę uspokoiłam.
Poza tym całkiem dobrze czarowałam i wiedziałam wiele z historii magii, ale o tym przecież wiedzieliście, nie zamierzając zmuszać mnie do nauki tego, co nie sprawiało mi żadnej przyjemności. Ot, byłam przeciętną uczennicą, chociaż musieliście przyznać, że całkiem nieźle pisałam. Zresztą, przy tej ilości pochłanianych książek nie było w tym nic dziwnego; zawsze byliście zwolennikami teorii, że opowieści, książki naukowe, czy nawet z pozoru nic nie znaczące bajki, stymulują rozwój mózgu i pobudzają wyobraźnię.
To, co wydarzyło się, gdy miałam szesnaście lat rzuciło cień na moją naukę zarówno obowiązkowych przedmiotów, jak i zagłębiania tajników animagii. Nigdy nie podejrzewałam, że dzień naszej siostrzanej sprzeczki będzie ostatnim, w którym widziałam ją żywą, wiesz? Wiedziałam o jej miłości do tamtego chłopaka, nie zamierzałam stawać jej na drodze do szczęścia, ale wypadek samochodowy, w którym zginęła wprawił mnie w niemałe osłupienie, stawiając przede mną pytanie: dlaczego?
Pozbierałam się szybko, bo zaledwie po pół roku, podobnie jak ty, lecz martwiła mnie przeciągająca się depresja mamy. Wiedziałam jednak, że na odległość nie jestem w stanie jej pomóc, gdy odwiedzałam dom tylko na wakacje, ferie i święta. Ostatnie dwa lata szkoły upłynęły mi na ponownych próbach przemienienia swojego ciała w zwierzęcą formę, pisania artykułów do szkolnej gazetki i dalszego szukania interesujących historii; mój charakter wciąż pozostawał nieznośny, lecz bez energii, która nieco rozmyła się z dniem śmierci Emmy. Egzaminy zdałam bez fajerwerków, ale i tak byliście ze mnie dumni; przynajmniej tak chciałam myśleć.
Najbardziej znienawidzony przeze mnie okres życia? Zdecydowanie powrót do domu po ukończeniu szkoły, kiedy tak naprawdę nie miałam pojęcia co chciałabym robić w życiu a wy naciskaliście na mnie, sugerując, że Emma zawsze miała jakiś plan i nie była takim lekkoduchem, jak ja. Denerwowało mnie wspominanie o jej osobie, ale to przecież raz wam zaprezentowałam, krzycząc, że jej już z nami nie ma. Dość długo, może około roku, tkwiłam w stanie zawieszenia pomiędzy rzeczywistością a niewiedzą, gdy jedyną trzymającą mnie przy realnym rzeczą było dalsze próbowanie zmienienia się bez użycia czarów i rozmaite gry karciane, który zawsze wydawał mi się intrygującym sportem. Potem wy przyszliście z odsieczą. Sugestia, że może powinnam spróbować znowu zacząć pisać była moim małym objawieniem. Byłam dociekliwa, komunikatywna, miałam lekkie pióro i potrafiłam zaciekawić osoby trzecie swoimi opowieściami – nie wiedziałam jednak, że umówienie mnie w redakcji Czarownicy nie wynikało z mojej charyzmy, tylko z twojej znajomości jednej z osób z tamtejszego czasopisma. Cóż, to nie miało znaczenia, gdy na umówionym spotkaniu musiałam poradzić sobie sama. Napisałam artykuł na wyznaczony temat, pochwaliłam się tym, co pisałam przez kilka lat szkoły i równie bezczelnie dodałam, że po prostu potrzebuję tej pracy, żeby nie zwariować z braku zajęcia. Do teraz nie wiedziałam co było przyczyną, że kilka dni później rozpoczęłam swój staż w redakcji a parę miesięcy później zostałam w niej zatrudniona za lepsze pieniądze i lepsze miejsce przy biurku. Tamten dzień zresztą nie był wyjątkowy tylko z tego powodu; wtedy po raz pierwszy, po kilku latach prób i rzucanych pod nogi kłód, udało mi się przemienić w małą kawkę. Ucieszyło mnie moje samozaparcie i to, że nie odrzuciłam swojego celu. Zastanawiałam się nad tym, dlaczego zmieniłam się akurat w to stworzenie. Widzisz, mawiali, że kawka była kojarzona z chciwością i złodziejstwem, przez wielu była tępiona, ale z drugiej strony sam czasami na spacerach opowiadałeś mi historię niektórych zwierząt. Pamiętasz jak mówiłeś, że wbrew pozorom kawki są uspołecznione, zaradne, nieufne i całkiem pożyteczne dla społeczeństwa? Czy nie wykazywałam takich cech?
Co z pracą? Tworzenie plotkarskich artykułów sprawiało mi dużo przyjemności a mój brak skrupułów nie hamował mnie wcale przed opisywaniem nawet najmniej przyzwoitych rzeczy, niekoniecznie prawdziwych. Tym przecież rządziła się plotka, prawda? Miała interesować, zahaczać o prawdę, chociaż wcale nie musiała nią być. Oficjalnie jednak nie przyznawałam się do swojej pracy. Zachowywałam anonimowość, nie chcąc utożsamiać się ze swoim pseudonimem z redakcji, kiedy słyszałam wiele nieprzychylnych komentarzy pod adresem gazety. A jednocześnie czułam dziką satysfakcję ze swoich działań. Nie rozumiałam więc momentu, w którym uznałam, że nie jestem w stanie dłużej psuć ludziom życia i brać pieniędzy za cudze cierpienie; gdy osoby opisane na łamach czasopisma były mi znane, w bliższym lub dalszym stopniu, a ja wykorzystywałam je do taniej sensacji. Widzisz, tatku, poza wami prawdpodobnie tylko jedna osoba wiedziała o moim zawodzie. I ty tej osoby wprost nienawidziłeś, twierdząc, że z naszej znajomości nie wyniknie nic dobrego.
Mówiłeś, że mam serce matki – łagodne i dobre, dostrzegające pozytywne strony wszędzie, w każdej, nawet najgorszej sytuacji, lecz ja przestałam w to wierzyć, gdy dziwnym splotem zdarzeń jednego dnia zostałam sama, w obcym kraju i z pierścionkiem zaręczynowym na palcu. Nie posłuchałam was, w wyrazie buntu i wielkiej miłości postanawiając wyjechać do innego kraju za lepszym życiem. Moje nagłe zwolnienie z redakcji zaskoczyło koleżanki po fachu, was zaskoczył ten dziki pomysł. Nigdy wam tego nie mówiłam, ale to, czego nie wyniosłam z domu to racjonalne podejście do spraw damsko-męskich i przyzwoitość: nie mogliście więc użyć po raz kolejny tego samego argumentu "nie tak cię wychowaliśmy", kiedy stałam w drzwiach z walizką. Myślałam, że jestem tą szczęściarą, która trafiła na miłość od pierwszego wejrzenia, lecz miłość ta trwała, po wyjeździe z Anglii, zaledwie miesiąc. Dostrzegłam w twoich oczach ulgę, gdy wiedziałeś, że więcej nie popełnię podobnego błędu. Ja z kolei czułam się źle – znowu mieliście rację a ja was nie posłuchałam, wierząc naiwnie w to, że mój chłopiec mnie kocha i jest w stanie położyć u moich stóp cały świat. Tymczasem zostałam bez niczego, bez oszczędzanych długo pieniędzy, obdarta z godności, kiedy musiałam ponownie zamieszkać pod rodzinnym dachem. Pierścionek, który został moją pamiątką, dalej noszę na innym palcu a określenie "wieczna słomiana wdowa" spodobało mi się na tyle, że zaczęłam tak mówić o swoim stanie cywilnym; wiedziałam, że tego nie rozumiecie, uznając to za moją kolejną fanaberię.
Znalezienie pracy w moim zawodzie graniczyło z cudem, gdy każda gazeta odnotowała wzrost zainteresowania świeżo upieczonymi pseudo dziennikareczkami.
Widziałeś moją złość i zrezygnowanie, ale ja wcale nie zamierzałam się poddawać, ani tym bardziej wrócić do Czarownicy, w której spaliłam za sobą wszystkie mosty. Miałam zresztą wrażenie, że wszystko to, co przeżyłam dotychczas znacznie wpłynęło na mój charakter i ukształtowało go. Z perspektywy czasu dostrzegłam, że pomimo wytworzonej wokół gruboskórnej otoczki, byłam zwyczajnie słaba. Dopiero ilość nieprzyjemnych zdarzeń sprawiła, że wreszcie zaczęłam twardo stąpać po ziemi, zważałam na fakty i nie interesowałam się już tanimi sensacjami z plotkarskich kolumn; przestałam być złośliwa, przynajmniej częściowo, zamiast tego odnajdując w sobie cząstkę Emmy – to ona zawsze powtarzała, że muszę po prostu się bardziej postarać, to i otoczenie przyjmie mnie z otwartymi rękoma. Kto wie, może miała rację?
Dostanie się do Proroka Codziennego graniczyło na początku z cudem, lecz wyznawałam zasadę, że jeśli nie wpuszczą mnie drzwiami, to wejdę oknem albo kominem. Nikogo więc nie dziwiło, że dopiero za piątym razem, gdy zaprezentowałam wszystko, co najlepsze, uściskałam swojego pracodawcę w przypływie nagłej euforii. Stwierdził wtedy, że moje neutralne podejście do polityki jest cechą pożądaną w ostatnim czasie najbardziej, kiedy mogłam spojrzeć na daną sprawę obiektywnie, bez prywatnych pobudek. Nigdy nie ukrywałam, że polityka była mi w dużej mierze obojętna; widziałam jeszcze w szkole tych, którzy wierzyli, iż do lepszego funkcjonowania świata potrzebna jest elita, zaś ja od tej elity wolałam trzymać się z daleka i co najwyżej wyciągać jej brudy na wierzch.
W wieku dwudziestu trzech lat miałam swoją pierwszą, poważną pracę, sprawiającą dumę zarówno mnie, jak i wam, przynoszącą całkiem dobre pieniądze i przede wszystkim satysfakcję, gdy mogłam ze spokojem ducha mówić o redakcji, w której piszę. Oczywiście spotykałam przeciwników jakichkolwiek mediów, twierdzących, że te są plagą i zgubą tego świata, ale nie przejmowałam się tym w ogóle.
Ostatnie miesiące były trudne, nie tylko w życiu moim i mamy, ale też na świecie. Widzisz, tatku, na początku maja nastąpił niezapowiedziany wybuch dziwnych zjawisk, po którym magia przestała funkcjonować tak sprawnie, jak wcześniej. Zgodnie z moim charakterem zaczęłam dążyć do wyjaśnienia tego, lecz w dużej mierze redakcja jest bezsilna i stara się zbytnio nie ingerować w te sprawy. Mama ma się dobrze, wciąż ubóstwia wycinanie chwastów z ogródka i sadzenie nowych, pięknych roślin; ostatnio nawet postanowiła wyhodować własne warzywa, żeby nie narażać się na czyhające wszędzie niebezpieczeństwo. Wielu rzeczy, spisanych w tym liście nigdy ci nie powiedziałam, ale chyba się ich domyślałeś, prawda? Opiekuję się mamą i sobą, nie nadużywam mojej umiejętności do niecnych celów, tak jak prosiłeś – przynajmniej jeszcze nie – możesz więc być spokojny i troskliwie zająć się Emmą.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 7 | +2 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 12 | +2 (różdżka) |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 16 | +1 (ródżka) |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 0 | Brak |
Zwinność: | 5 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia magii | II | 10 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Kłamstwo | II | 10 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Retoryka | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Silna wola | II | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (tworzenie prozy) | III | 25 |
Literatura (wiedza) | I | 0,5 |
Muzyka (wiedza) | I | 0,5 |
Gotowanie | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 0,5 |
Taniec (współczesny) | I | 0,5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Reszta: 4 |
Różdżka, sowa, animagia
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Gillian Tremaine dnia 24.06.18 15:31, w całości zmieniany 2 razy
Witamy wśród Morsów
[03.04.19] Osiągnięcie: Syn marnotrawny; +5 PD
[31.07.19] Wsiąkiewka (listopad/grudzień): +30 PD, +0,5 PB