Wydarzenia


Ekipa forum
[SEN] Wielki napad na pociąg
AutorWiadomość
[SEN] Wielki napad na pociąg [odnośnik]17.07.18 1:36
To był jeden z tych wieczorów, które spędzałem w zupełnie do siebie niepodobny sposób - ot, w całkiem wygodnym łóżku i z książką w dłoniach, bo tak się ostatnio wciągnąłem w lekturę, że nawet mi trudno było uwierzyć! Łykałem kolejne strony jak zimny browar, albo inne pyszności, w każdej wolnej chwili zaczytując się w przygodach dzielnego szeryfa walczącego z bandytami na Dzikim Zachodzie. Lubiłem czasem sięgnąć po mugolską literaturę, szczególnie tę z kręgu książek przygodowych, bo... bo taka już była moja natura! Pomimo tego, że oczy mi się już zamykały, przerzuciłem kolejną stronę, śledząc wzrokiem linijki tekstu. I nawet nie wiem kiedy całkowicie zatopiłem się w oceanie snów...

* * *

Na ratuszowej wieży wybiła godzina piąta po południu, oznajmiając to mieszkańcom głuchym biciem starego dzwona. O piątej po południu szeryf kończył zmianę, zostawiając na posterunku tylko swojego młodszego przydupasa, bo tutaj, w Little Whiskey, wszystko toczyło się swoim powolnym rytmem. Mieszkańcy położonego na krańcu świata miasteczka, nieczęsto miewali gości. To jednak tutaj, w tej dziurze zabitej dechami znajdował się ktoś, kto być może sprawi, że nasze trio już niebawem stanie się kwartetem. Bo właśnie - było nas trzech. Indianin Mick, Billy Beksa i ja, nazywano mnie Szalonym Johnnym, a naszą paczkę po prostu bandą wariatów, bo zawsze porywaliśmy się z motyką na słońce i z wszelkich opresji wychodziliśmy bez szwanku. Mieliśmy trochę szczęścia w życiu, ale znacznie więcej umiejętności. Nikt nie zaklinał zwierząt i nie radził sobie w podróży tak dobrze jak Indianin Mick. Beksa? Mistrz w dziedzinie pirotechniki. A ja? Najszybszy rewolwerowiec w tych stronach. Podczas pojedynków nie miałem sobie równych...
W każdym razie dopiłem whiskey, odkładając szklankę na blat baru, po czym sięgnąłem kapelusza, żegnając się z gospodarzem. Macham na chłopaków łbem - Mick jak zwykle spędza wolną chwilę w samotności, co rusz wsuwając w usta kolejną porcję cukierków (Indianie podobno mieli fioła na punkcie słodyczy, a on nie bez powodu nosił swoje miano - indiańskie korzenie były aż nazbyt widoczne w jego aparycji), Billy z kolei bajerował jedną z tutejszych dziwek, ale tym razem będzie musiał dać sobie na wstrzymanie. Mieliśmy coś do załatwienia, szczególnie, że to tej nocy przez Little Whiskey miał przejeżdżać pociąg po brzegi załadowany drogocennym kruszcem. Gorączka złota już dawno opanowała cały Dziki Zachód!
- Dajże spokój, BB, znajdziesz sobie ładniejszą niż ta stara rura. - wywracam oczami, kiedy chłopak zaczyna marudzić. Ramię w ramię opuszczamy saloon, wychodząc na zalane słońcem ulice. Ostrogi przy moich wysokich kowbojkach strzelają z każdym krokiem, a długi płaszcz powiewa delikatnie, niesiony lekkimi podmuchami wiatru. Nikt nie spodziewa się, że tego dnia ktoś zechce zakłócić spokój Little Whiskey - bryczki podążają w swoją stronę, konie spokojnie spijają wodę, a mieszkańcy nie odstępują od swoich obowiązków... A może wszystko odbędzie się bez większych komplikacji? Okaże się już niebawem.
Zatrzymaliśmy się dopiero przed posterunkiem, posyłam moim towarzyszom krótkie spojrzenia. Poprawiam kapelusz, zaś na twarz naciągam ciemną chustę. Wszyscy zresztą chowamy lica pod materiałem, a później tak po prostu wchodzimy do środka mierząc z broni do stróża prawa, który przysypia przy swoim biurku. Budynek ma tylko jedną izbę, przedzieloną na pół metalową kratą. Zanim ktokolwiek zauważy, że coś jest nie tak i zdecyduje się wezwać pomoc, minie trochę czasu.
- Rusz się, a odstrzelę ci łeb. Ręce w górę. - mówię do młodzika, który drgnął jak tylko przekroczyliśmy próg, pozostali członkowie mojej bandy zatrzymują się bliżej drzwi - Indianin zerka na zewnątrz, Beksa z kolei szczerzy się w uśmiechu wbijając ślepia w gówniarza, bo on zawsze liczy na jakąś krwawą jatkę - Klucze. - wyciągam wolną dłoń. Nie musiałem pytać gdzie ona jest, doskonale wiedziałem... Zresztą mignęła mi w kąciku oka, ale nie miałem jeszcze okazji dokładnie się przyjrzeć. Dzieciak zaczyna coś tam marudzić, więc marszczę brwi, podchodząc na tyle blisko, by schwycić uniesiony nadgarstek, a później bez ostrzeżenia odstrzeliwuję mu mały palec, na co reaguje donośnym krzykiem. Próbuje się wyrywać, ale wie, że jest na straconej pozycji.
- Chcesz żebym pozbył się reszty? - pytam, a on kręci głową, pociągając przy tym nosem. Nawet nie muszę pytać drugi raz! Zdradza mi tajemnicze położenie kluczy, więc odpycham go na krzesło i kiwam łbem na Beksę - Pilnuj go. Odstrzel mu jaja jak tylko drgnie. - uśmiecham się pod chustą, po czym sięgam do jednej z szuflad biurka by wyciągnąć zeń to, czego szukałem, a Billy opiera się o stolik i faktycznie - jedną spluwę przykłada gnojkowi do czoła, drugą zaś do krocza. Ja natomiast wciskam rewolwer do kabury i podchodzę niespieszni do krat, teraz dopiero wbijając spojrzenie w więźnia.
- Mówią, że jesteś najbardziej niebezpieczną kobietą na Dzikim Zachodzie. - przechylał głowę w jedną stronę, kręcąc kluczami na palcu. Zanim otworzę kraty muszę mieć pewność, że jest tym, po kogo tu przyszliśmy - Przyda nam się ktoś taki.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: [SEN] Wielki napad na pociąg [odnośnik]08.08.18 19:52
Gorąco.
Jest tak upalnie, że blade, bezchmurne niebo zdaje się rozpływać jak woda, parować niczym wrzątek wylany na rozgrzaną blachę. Napiłabym się zimnego ale, myśli tęsknie Sigrun. Bardzo zimnego, najchętniej na ocienionej, chłodnej werandzie domu. Strażnik zdawał się wyczytać jej myśli, bo zaśmiał się kpiąco: - Chciałoby się wody, co?
Obejrzała się przez ramię, aby posłać mu najbardziej jadowite spojrzenie spod ciężkich powiek na jakie było ją stać; po chwili powróciła do obserwowania jasnego, bardzo jasnego nieba - przez kraty. W celi było po stokroć goręcej, niż na równinie. Dusiła się tu, na tym niewielkiej powierzchni, gdzie miała jedynie niewygodą pryczę i wiadro. Powietrze było tak gęste i parne, że mogłaby je pokroić nożem - gdyby tylko je miała. Wszelka jednak broń, która do niej należała, znajdowała się teraz w skrzyni, którą szeryf zamknął na klucz, noszony przez niego na rzemyku, na szyi. Czasami podchodził do krat i kpił z niej, machając nim przed jej nosem.
Oblizała spierzchnięte wargi; tak bardzo chciało jej się pić, że zaczęła rozważać zwrócenie się do młodego mężczyzny, który siedział za biurkiem, nieśpiesznie i metodycznie szorując swój rewolwer. Nie miał w sobie tyle zdecydowania co szeryf, jego ruchy były jeszcze nie tak pewne; wyglądał też na młodego, pewno nie miał wiele doświadczenia z kobietami. Obejrzała się na niego, rozważając w myślach jak przekonać go, by podał jej bukłak z wodą. Nie chciała, tak bardzo nie chciała się tu upodlić, lecz język jej pokryła już tak sucha skorupa... Przysiadła na swej pryczy, ukrywając twarz w dłoniach; biała koszula lepiła jej się do pleców, było tak cholernie gorąco. A w chwili, gdy już była zdecydowana, by powstać, by rozpiąć jej guziki i zacząć nawoływać strażnika, do środka wpadli oni. Trzech obcych mężczyzn wdarło się na posterunek niczym prawdziwa burza piaskowa; przyglądała się temu z zainteresowaniem, bez strachu, nawet wówczas, gdy dostrzegła w dłoni jednego z nich rewolwer. Nie robiło to na niej większego wrażenia.
Jeden z nich zbliżył się do krat, miał już klucz. Sigrun powstała leniwie z pryczy, na jej pełne usta wpłynął nieprzewrotny uśmiech. Jawiła się bandytom jako wysoka kobieta, smukła i gibka, o ostrych rysach twarzy i butnym spojrzeniu spod ciężkich powiek.
- To zależy kto pyta - odparła pewnym siebie tonem, jak gdyby wcale nie tkwiła właśnie teraz za kratami, uwięziona i bez szans na samodzielną ucieczkę; uniosła brodę wyżej, mierząc młodzieńca wyzywającym spojrzeniem. Zacisnęła dłonie na kratach, jej spojrzenie prędko powędrowało do trzymanego przez mężczyznę klucza; niech nie zwleka. Musiała stąd wyjść - natychmiast. - Otwórz kraty, a będziemy mogli przedstawić się sobie jak należy - dodała pogodnym tonem.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: [SEN] Wielki napad na pociąg [odnośnik]20.08.18 23:43
Opuszczam chustę, do tej pory zasłaniającą mi pół twarzy, uśmiecham się lekko na jej słowa i zaciskam dłoń na kluczu, który jeszcze przed chwilą wirował wokół mojego palca. Z wolna wsuwam go w zamek, jeszcze bardziej niespiesznie przekręcając do momentu, aż powietrza nie przetnie ciche klik. Kraty ustąpiły, kiedy pociągnąłem je mocno w swoją stronę, więc otwieram je przed nią na oścież, jedną ręką zataczając niepełny półokrąg. Była wolna.
- Witamy na wolności. - mówię, a zaraz macham głową kolejno w kierunku Indianina i Beksy - To Mick, Billy, ja jestem Johnny. - przedstawiam nas krótko. Słyszała o nas? Nie wiem, ale w tej chwili nie ma to większego znaczenia. Zresztą jutro po południu będzie nas znał cały Dziki Zachód, albo w ogóle kontynent! To miała być akcja stulecia! Nie, akcja tysiąclecia! Oczami wyobraźni już widziałem te stosy złotych sztabek, wypełniające pociągowe wagony aż po brzegi... I to wszystko już wkrótce miało być nasze. Porażka nawet nie wchodziła w grę.
- Słyszałem o tobie, wszyscy słyszeliśmy i myślę, że moja propozycja może ci się spodobać... - zaczynam, ale Indianin przerywa mi cichym chrząknięciem. Odwracam się więc w jego stronę, mocno marszcząc przy tym brwi, bo nie lubię jak ktoś mi przerywa. Ale kiwa głową w kierunku wejścia, a ja wiem doskonale o co chodzi.
- No to mamy towarzystwo, wreszcie, już myślałem, że nas oleją. - wywracam oczami. Mick spogląda przez lekko uchylone drzwi, a Beksa aż się cały trzęsie z podekscytowania - Ilu ich jest? - pytam, Indianina oczywiście, bo on był najlepszy w te klocki. Nie wiem jak to robił, na co dokładnie patrzył czy rozpoznawał po szumie kroków, drżeniu podłoża, albo zapachu, może po ułożeniu cieni, ale jemu nikt nie umknął. Póki co milczy, wiem jednak, że za moment poda dokładną liczbę. W tym czasie podchodzę do młodego stróża prawa i chwytam go za kark, podciągając w górę. Przykładam mu spluwę do potylicy.
- Oddaj pani jej broń, albo znowu coś ci odstrzelę, tym razem ucho. - proszę, przesuwając lufę za ucho chłopaka, kątem oka zerkając na Beksę, który już chwyta za rewolwer należący do młodzika. Ten lamentuje, że klucz ma szeryf, że tamto i siamto, on nic na to nie poradzi... Przeciągle wzdycham i wspierając na ramieniu gówniaka zaciśniętą na rączce pistoletu dłoń, celuję w zamek od skrzyni. Huk strzału sprawia, że chłopak aż podskakuje i momentalnie blednie, a ja ponownie naciągam na twarz chustę, popychając go w kierunku drzwi.
- Dwunastu. Szeryf i jeszcze jeden na wprost, trzech za wozem z lewej, jeden za ścianą po prawej i jeden po lewej, dwóch na tamtych dachach i dwóch za balustradą tamtego budynku, jeden za korytem z wodą. - odzywa się w końcu Indianin, a ja kiwam jeno głową, po czym wypycham dzieciaka na werandę, wciąż trzymając go mocno za kark, sam jednak nie wychylam się poza wnętrze posterunku. Przykładam lufę do głowy chłopca - Spełnijcie nasze żądania, a obiecuję, że nie wybijemy wszystkich waszych mężczyzn i chłopców. - mówię, na co szeryf marszczy brwi. Spluwa siarczyście na rozgrzany piach i przestępuje z nogi na nogę, pytając donośnie o nasze żądania.
- Cztery konie i dacie nam spokojnie odejść. - ja póki co daję mu chwilę na zastanowienie.
Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: [SEN] Wielki napad na pociąg [odnośnik]10.09.18 0:11
Ani przez chwilę z pełnych ust kobiety nie zniknął pewny siebie uśmiech, mówiący, że pomimo wszystko czuje się panią tej sytuacji. Spojrzała znacząco na klucz, dzierżony przez młodzieńca w dłoni, uniosła brew. Na co czekasz?, mówiło jej spojrzenie. Nie kazał jej jednak długo czekać, włożył go w zamek, a ciszę przecięło jego szczęknięcie. Po chwili przebrzmiało nad nim skrzypnięcie rozwartych krat. Udało się, była wolna. Przegniłe serce zabiło mocniej w piersi Sigrun, która bez zwłoki przekroczyła próg niewielkiej celi. Opuściwszy ją przeciągnęła się leniwie jak kotka na słońcu. Splotła dłonie, strzelając kostkami palców, gdy spojrzenie wędrowało od twarzy, do twarzy. Na dłużej zatrzymało się na twarzy tego, który otworzył kraty. Mierzyła go przez chwilę oceniającym spojrzeniem, lecz kącik ust uniósł się w końcu w drapieżnym uśmiech.
- Dzięki, Johnny - powiedziała w końcu, wyciągając w jego kierunku dłoń. Tak po męsku, jak równy do równego. - Skoroście słyszeli, to będzie zbędne, ale jestem Sigrun - dodała po chwili, a do tonu jej niskiego głosu wkradła się nutka ironii. Spojrzenie brązowych tęczówek wróciło do młodej twarzy Johnatana, a w na jej własnej pojawił się wyraz zaciekawienia. Propozycja musiała być w istocie interesująca, skoro tyle ryzykowali, aby ją uwolnić - a nie znali się wszak wcale. - Mów dalej - zachęciła go, jednakże czerwonoskóry przerywa jej w pół słowa.
Ostrożnie uczyniła kilka kroków w stronę okiennicy, wyciągnęła szyję, aby przez nie wyjrzeć; także ich zobaczyła i skrzywiła się nieco. Szkoda, że Johnny i jego zgraja nie byli na tyle ostrożni, aby nie przyprowadzić za sobą towarzystwa. Cóż to jednak, nie z takich tarapatów zwykła się wymigiwać. Do tego jednak potrzebowała broni, a młodzieniec, który ją uwolnił - najwyraźniej czytał w jej myślach, bo gdy tylko drgnęła by podejść do strażnika, on chwytał za jego kark.
- Lepiej usłuchaj, bo inaczej odstrzelę ci coś więcej niż ucho, skurwysynie - rzuciła Sigrun, nie brzmiała jednak cierpko, słowa te wyrzekła takim tonem, jakby obiecywała mu upojną noc - tyle, że mówiąc o odstrzeleniu mu czego, spojrzała wymownie na jego spodnie. Przewróciła oczyma słysząc jak lamentuje gorzej niż baba, co za miękka pizda. Ledwo przełknęła ślinę, gardło miała tak spierzchnięte, w czasie gdy Johnny zajął się odzyskiwaniem jej broni - ona chwyciła za dzban z wodą i łapczywie zaczęła pić, aż jej strużki pociekły z kącików ust. Starła je wierchem dłoni i złapała z broń. Huk wystrzału nie zrobił nań większego wrażenia. Jeden rewolwer wsunęła w pochwę, drugi zacisnęła w prawej dłoni. Sztylet, który również jej zabrano, ukryła w bucie z wysoką cholewką.
Była gotowa.
Nie wyszła za Bojczukiem. Podeszła do rozchylonego okna, przykucnęła przy parapecie, biorąc sobie na cel mężczyznę z gwiazdką szeryfa na piersi. Jeśli tylko odmówi spełnienia tych żądań - miała zamiar pokazać mu jakie taka odmowa niesie za sobą konsekwencje.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: [SEN] Wielki napad na pociąg [odnośnik]22.09.18 22:27
Uścisnąłem jej dłoń, tak po męsku, a kiedy mnie ponagliła, tylko uśmiechnąłem się tajemniczo. Najchętniej faktycznie powiedziałbym jej wszystko od razu, ale najpierw mieliśmy coś do załatwienia - na pogawędki przyjdzie czas później, pociąg i tak miał przemknąć przez Little Whiskey pod osłoną nocy, a tymczasem do zmierzchu pozostało jeszcze kilka godzin.
Mierzyłem w głowę młodzika, cierpliwie czekając na odpowiedź szeryfa, Beksa włóczył się gdzieś za mną, a Indianin, podobnie jak Sigrun, zajął miejsce przy jednym z okien. Przez chwilę wokół panowała zupełna cisza, która w końcu została przerwana przez głośny, aczkolwiek zupełnie pozbawiony jakiejkolwiek radości śmiech szeryfa. Cóż, chciałem to załatwić polubownie, ale najwidoczniej miało być inaczej. Znowu splunął na ziemię, tym razem w moją stronę i kazał mi się pierdolić, a jego ludzie również zachichotali. Zmarszczyłem brwi.
- To był twój wybór. - rzuciłem i zanim którykolwiek z nich zdążył dobyć broni, ponad ramieniem młodego wystrzeliłem prosto w mężczyznę stojącego obok szeryfa, a nigdy nie chybiałem. Powietrze przeszył zduszony okrzyk, kiedy pierwsze ciało osunęło się na podłoże. Nie zabiłem głównodowodzącego tylko dlatego, że chciałem by jak najdłużej patrzył jak umierają jego ludzie. Koleś z prawej niepotrzebnie się wychylał - broń przeładowałem w mgnieniu oka i kolejna kula sięgnęła celu, kolejny trup. Nie bez powodu nazywali mnie najszybszym rewolwerowcem w tych stronach, potrafiłem posługiwać się bronią. Nie tylko zresztą tą, którą dzierżyłem w dłoni, huehuehue. Kilka kul wystrzeliło w moją stronę, ale wszystkie wbiły się w ściany posterunku - tak po prawdzie nikt z tamtych nie chciał skrzywdzić biednego, młodego zastępcy szeryfa, który wciąż służył mi za żywą tarczę. Wrzeszczał i próbował się wyrwać, ale mocno trzymałem go już nie za kark, tylko za ubranie, przyciągając do siebie jak najmocniej.
- Powtarzam - cztery konie i dajecie nam spokojnie odejść, a nikt więcej nie zginie! - krzyczę, ale w odpowiedzi słyszę tylko mnóstwo przekleństw pod moim adresem. Tymczasem Indianin zdjął jednego siedzącego na dachu, ja postąpiłem krok do przodu, a Beksa, skryty w moim cieniu wyrzucił pierwszy z ręcznych granatów. To takie jakby małe beczułki z prochem, wystarczyło podpalić, a po chwili BOOM! i nie ma co zbierać... Okrągła broń potoczyła się pod wóz, a zanim tamci zdążyli się zorientować co jest grane, donośny huk wbił się w uszy zgromadzonych. Z ukrytych za wozem mężczyzn nie zostało nic, a sam wóz stanął w płomieniach. Ludzie zmieniali pozycje i wrzeszczeli, próbowali się chować, kolejne kule leciały w moją stronę, kolejne wystrzeliwały z mojego rewolweru. Walka rozgorzała na dobre, a ja miałem tylko nadzieję, że nie ucierpi żaden koń. Konie były nam potrzebne.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: [SEN] Wielki napad na pociąg [odnośnik]03.12.18 18:59
Z zadowoleniem przyjęła fakt, że młodzieniec zdecydował się uścisnąć jej dłoń po męsku. To była mimo wszystko rzadkość, choć w tym wyimaginowanym świecie snu wszystko było możliwe. Czy Bojczuk czytał o kobietach-bandytkach w tych mugolskich książkach? Z pewnością nie. Sigrun była wyjątkiem potwierdzającym regułę. Potraktował ją jak równą sobie, mężczyźnie, zrobił na niej dobre wrażenie; nie mówiąc już o tym, że wyciągnął ją stąd, nie żądając jak dotąd niczego w zamian.
Mogłaby teraz odejść. Skorzystać z okazji, że wszyscy ludzie szeryfa zgromadzili się przed budynkiem, a Bojczuk, Beksa i czerwonoskóry skupiali się na tym, aby dostać od nich konie. Mogłaby wymknąć się tylnymi drzwiami i uciec, miała swoją broń i z pewnością przeżyłaby nawet kilkukilometrowy spacer. Coś ją jednak od tego powstrzymywało. Zaintrygował ją, a serce zabiło z uciechy, gdy strzelił w mężczyznę obok szeryfa.
Zaczęło się.
Nie potrafiła teraz wstać i uciec; nie w tym momencie, gdy Beksa wrzucił pod jeden z wozów granat. Budynek zadrżał w posadach, Sigrun niemal straciła równowag. Rozległ się potężny huk, a towarzyszyły temu wrzaski bólu i ryczenie przerażonych koni. Padały kolejne strzały, rozbijały się o ścianę, lecz Bojczuk jakimś cudem wszystkich unikał. Sigrun wychyliła się z okna i zaczęła strzelać. Dostrzegła mężczyznę na dachu budynku naprzeciwko i nie zawahała się ani przez moment. Chwilę później jego ciało bezwładnie leciało już w dól, niczym szmaciana lalka. Sytuacja ta powinna była ją przerażać i czuła pewien strach, to naturalna reakcja, w śnie Bojczuka żadne z nich nie znało czarów, aby móc z dziecinną łatwością obronić się przed kulami. Niezaprzeczalnie czuła jednak pewną... ekscytację. Adrenalinę, ryzyko, niebezpieczeństwo. W walce czuła się pewnie, była jej żywiołem, w pewnym sensie - uwielbiała to. Bang! Wycelowała w jednego z kowbojów i strzeliła bez wahania. Dostał kulką prosto w czoło, jego twarz natychmiast zalała się krwią, a on padł bez życia na ziemię. Spojrzała na towarzyszy Bojczuka, Beksę i Indianina. Nie wstrzymywali ognia ani na moment, więc i ona wróciła do gry; niedługo potem sucha ziemia przed aresztem ścieliła się krwią i trupami. Nie wątpiła jednak w to, że niebawem przybędą inni. Musieli się śpieszyć, dopóki jeszcze konie nie zerwały się z więzów - i nie uciekły w siną dal.
- Chodźmy! - krzyknęła Sigrun, dźwigając się na nogi; wyszła z aresztu w ślad za Johnnym, wciąż miała jednak uniesioną broń, gotowa, aby strzelić. - Zabierajmy się stąd, szybko! - rzuciła do Bojczuka, wskazując brodą na konie. Miała w bucie nóż, mogła przeciąż wodze.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: [SEN] Wielki napad na pociąg [odnośnik]02.02.19 19:40
To koniec. Wokół zaległa cisza, przerywana jedynie łkaniem trzymanego przeze mnie chłopaka, więc pchnąłem go do przodu, a on opadł na kolana, jeszcze bardziej zalewając się łzami. Mijam go powoli, klepiąc po zwichrzonych włosach.
- Nie dramatyzuj, mogło być gorzej. - mówię, zrywając z twarzy chustę, w drugiej dłoni wciąż ściskam pistolet, w razie gdyby coś jednak poszło nie po naszej myśli, ale jak na razie wszystko układało się wręcz idealnie. Dziwnie idealnie. Zręcznie lawiruję między labiryntem ludzkich ciał, idąc zaraz za kobietą - miała rację, trzeba się było pospieszyć zanim zleci się druga połowa miasteczka. Niemniej pochylam się jeszcze nad zwłokami szeryfa, by sięgnąć po jego kapelusz; otrzepuję go z piachu i wyciągam w kierunku Siggy.
- Przyda się. - mrugam doń jednym okiem, kiedy przystajemy przy koniach. Zwierzęta są przerażone, ale po to mamy jednego czerwonoskórego zaklinacza w drużynie, żeby się wykazał w takich chwilach i faktycznie - Indianin radzi sobie z nimi w mgnieniu oka, a dzięki pomocy Sigrun każdy z nas wkrótce zasiada w siodle. Pora uciec w stronę zachodzącego słońca.
Nie mam pojęcia ile trwa podróż, ale zatrzymujemy się dopiero daleko poza granicami miasteczka, na rozległej prerii, gdzie rozbijamy prowizoryczne obozowisko; ot, niewielkie ognisko, te sprawy. W czasie kiedy chłopcy zajmują się podtrzymywaniem ognia ja zwracam się do kobiety.
- Cóż, Sigrun, jesteś wolna, możesz odejść, ale możesz też zostać, bo mam dla ciebie propozycję, która powinna ci się spodobać. - mówię, przysiadając na jednym z kamieni - Nie jesteśmy w Little Whiskey bez powodu. Dzisiaj w nocy będzie tędy przejeżdżał pociąg. Złoty pociąg, nie dosłownie oczywiście, po prostu po brzegi wyładowany złotem i tak się składa, że wszyscy mamy na niego chrapkę. - kiwam głową, a chłopaki mi przytakują - To co mówią to prawda, jesteśmy szaleni, ale wydaje mi się, że nasze trio to jednak trochę za mało, za to z twoją pomocą, z pomocą najbardziej niebezpiecznej kobiety Dzikiego Zachodu... myślę, że damy radę. A przynajmniej będzie łatwiej. Wchodzisz w to? Jest jeszcze trochę czasu do przejazdu, myślę, że to odpowiedni moment by obmyślić szczegółowy plan. - w tym momencie trzy pary oczu zwróciły się w kierunku dziewczyny, z niejaką niecierpliwością wyczekując jej odpowiedzi.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: [SEN] Wielki napad na pociąg [odnośnik]13.03.19 12:33
Odpuściła sobie komentarz o tym, że mężczyźni zazwyczaj dramatyzują. Spojrzała z głęboką pogardą na trzymanego przez Johnatana chłopaka, zalewającego się łzami jak małe dziecko.
- Będzie gorzej - mruknęła jedynie.
Nie była jasnowidzem, nie posiadała trzeciego oka, nie potrzebowała tego, aby przepowiedzieć tę bliską przyszłość. Rzeczywiście zrobiło się gorzej. Śmiercionośne kule pędziły to w jedną, to w drugą stronę; kilka z nich świsnęło niebezpiecznie blisko ucha Sigrun, zdołała się jedna przed nimi uchylić z zaskakującą zwinnością; zawsze wiedziała w którą stronę uczynić krok, zza którego rogu wychyli się kolejny strzelec, gdzie powinna strzelić. Coś nad nią czuwało, może szczęście, a może po prostu przeznaczenie? Sen Bojczuka miał potoczyć się inaczej, to nie strzelanina przed aresztem miała być jego finałem.
Przemoc, lejąca się krew, jęki bólu, ogrom przemocy - nie robiło to na niej wrażenia. Pozostawała niewzruszona i zimna jak posąg, skupiona na tym, aby oczyścić im drogę. Kapelusz martwego szeryfa przyjęła ze śmiechem na ustach; włożyła go, szerokie rondo miało ochronić twarz promieniami słońca. Żar bez przerwy lał się z błękitnego nieba nieznośnie.
Konie parskały przerażone, podrywały się do biegu; Sigrun i czerwonoskóremu udało je się obłaskawić, uspokoić, nie tylko on miał dobrą rękę do zwierząt. Kwadrans później gnali już przez prerię, pozostawiając za sobą miasteczko daleko w tyle; zdążyli jedynie zabrać bukłaki pełne wody i amunicję, kilka dodatkowy rewolwerów zawsze się przyda. Pędzili gdzieś, nie wiedziała gdzie, ale czy to było ważne? W końcu była wolna. Tylko to się liczyło.
Kilka godzin później poczuła się zmęczona. Chyba kilka godzin, nie potrafiła stwierdzić ile czasu przeminęło, jak długo gnali po prostu przed siebie. Zmęczyły się i konie, i oni, potrzebowali odpoczynku; znaleźli schronienie wśród skał, pod rozłożystym dębem, wkrótce miała zapaść noc - a noce na pustyni były zdradliwe, temperatura spadała gwałtownie i zimno przenikało człowieka aż do szpiku kości. Przywiązawszy swojego wierzchowca do gałęzi rozłożyła pled na ziemi, czekając aż towarzysze Bojczuka skombinują coś do jedzenia.
- Słucham więc uważnie - odparła powoli, zdejmując kapelusz szeryfa z głowy. Obdarzyła go wnikliwym spojrzeniem, słuchając z ciekawością; zdążył już zdobyć jej zainteresowanie i wdzięczność. Wciąż nie wiedział, że kobieta taka jak ona honoru nie posiada, że nie miała zamiaru spłacać długu, ale...
... pociąg pełen złota brzmiał kusząco. Cholernie wręcz kusząco.
Mogłaby im pomóc. Zabrać tyle złota, ile zdołałby udźwignąć koń, a może nawet dwa, jeśli zdoła zwędzić drugiego i zacząć nowe życie gdzieś daleko stąd. Pod nowym imieniem, z nową tożsamością. Uśmiechnęła się drapieżnie.
- Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych, Johny. Oczywiście, że w to wchodzę - oświadczyła Rookwood głosem pewnym i stanowczym. - Jak podzielimy się łupem? - od razu przeszła do konkretów. - No i co ważne - ile wiecie? Kto strzeże załadunku? Ile ludzi mogą mieć? - jeśli miała pomóc im opracować plan, musiała poznać jak najwięcej szczegółów.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: [SEN] Wielki napad na pociąg [odnośnik]05.07.19 19:48
- No i to mi się podoba - klaszczę w dłonie, bo szczerze powiedziawszy liczyłem na taką właśnie odpowiedź. Chłopcy także przyjmują tą wiadomość z entuzjazmem. Znaczy z umiarkowanym takim, pełnym klasy. Wstaję na moment żeby sięgnąć po jakiś patyk, po czym odrzucam w tył płaszcz i zasiadam wygodnie na poprzednim miejscu. Przez chwilę obracam gałąź w dłoniach, wzrok mam utkwiony w twarzy Sigrun.
- Łupem dzielimy się po równo, jeśli nam się uda to za to złoto będziemy mogli balować do usranej śmierci - kiwam głową. Zdejmuję kapelusz, odkładając go na kamień tuż obok mnie i kontynuuję - No więc tak, cały myk polega na tym, że w gruncie rzeczy wcale nie mają wielu ludzi - maszynista, obstawa w postaci tuzina chłopa, tylko właśnie, to nie będą takie cioty jak ci tam, w miasteczku, cały tuzin kompletnych zwyroli, którzy nie zawahają się wpakować ci kulki w łeb jeśli tylko się zbliżysz. Specjalnie transportują go pod osłoną nocy, to tak jakby tajemnica. Ale przed nami nie ukryją się żadne tajemnice - uśmiecham się, celując w dziewczynę końcem patyka - Znamy dokładną trasę i dokładną godzinę, lokomotywa będzie ciągnąć cztery wagony, cztery wagony po brzegi wypełnione złotem - milknę na moment, po czym zaczynam grzebać końcem patyka w ziemi, wyrysowując na nim coś w rodzaju mapy - Powiedzmy, że to są tory, nie? To jest ten pociąg, a to jesteśmy my - tłumaczę, wskazując po kolei zaznaczone na ziemi punkty - Trochę myślałem o tym wszystkim... Po pierwsze musimy zatrzymać pociąg, nie złapiemy go w biegu. Maszynista nie jest problemem, najprawdopodobniej wykończymy go na początku, bo tak się składa, że Beksa chce już na wstępie poczęstować ich jednym ze swoich wynalazków, a ja jakoś nie mam serca mu na to nie pozwolić. - wywracam oczami, uśmiechając się lekko w kierunku mojego kompana, na co on uchyla kapelusza, również obrzucając mnie grymasem zadowolenia. Oj, zdziwią się, to na pewno - Tutaj jest taki jakby przesmyk, przez który przemkną dokładnie za cztery godziny, tylko... Jeszcze nie wiedzą, że to się im nie uda. Tu, tu, tu i tu trzeba zamontować beczki z prochem, jeśli odpalimy je w odpowiednim momencie, każdy po jednej, to lawina kamieni powinna nie tylko zatarasować pociągowi drogę, ale zasypać lokomotywę, a jak wiadomo pociąg bez lokomotywy nie pojedzie dalej, kapiszi? - nie był to jakiś bardzo skomplikowany plan, ufałem jednak, że wypali - Jeżeli chodzi o obstawę... cóż, mam nadzieję, że uda nam się skorzystać na tym, że w pierwszej chwili będą, hm, w lekkim szoku. Raczej się nas nie spodziewają, no i mamy pewną przewagę, bo wszystko będziemy mogli obserwować z góry. To chyba tyle na ten moment, liczę na trochę szczęścia w dalszej konfrontacji. Jakieś pytania, sugestie? - unoszę spojrzenie z piachu, celując końcem gałęzi w każdego po kolei. Chłopcy nie mieli nic do dodania, ostatecznie przerabialiśmy to wszystko już z tysiąc razy, więc moje słowa skierowane są głównie do blondynki, w niej także utkwiłem spojrzenie.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: [SEN] Wielki napad na pociąg [odnośnik]06.07.19 22:09
Obdarzyła Johnatana przeciągłym spojrzeniem.
- Niech będzie i tak - zgodziła się, wkładając wszystkie swoje umiejętności aktorskie, by zabrzmieć spokojnie i ugodowo; nie lubiła dzielić się po równo, zawsze chciała wykraść dla samej siebie jak najwięcej, miała egoistyczną naturę materialistki - tym jednak będzie martwić się później. Zamierzała zdobyć zaufanie młodzieńców, uśpić ich czujność; musieli i tak w nią wierzyć, skoro zdecydowali się zaryzykować i uwolnić ją z aresztu samego szeryfa. Uśmiechnęła się szelmowsko, kiwając głową, by Bojczuk przeszedł do sedna sprawy - planu.
Nie wiedziała jak, ale nagle w jej dłoniach znalazł się skórzany bukłak pełen wody. Uniosła go do ust, pijąc z ulgą, choć smakowała cielęcą skórą i była gorąca, nie zastanawiała się skąd się tu wziął - przyjmowała tę dziwną rzeczywistość taką jaką była, nie trwoniąc sił na myśli, czy to w ogóle miało sens. Pewnie nie, ale to przecież tylko sen, czyż nie? Tego żadne z nich nie było świadome - za to cholernie pewne, że ich plan po prostu wypali. Choćby nie wiadomo co się stało.
Brzmiał dobrze. Im dłużej go słuchała, tym bardziej nie mogła oprzeć się wrażeniu, że zbyt wiele zależy tam od czystego przypadku i ich szczęścia, że jest niedopracowany i istnieje dużo zmiennych, które pokrzyżują im plany. Brzmiał nieprawdopodobnie - a więc dobrze. Lubiła wyzwania, uwielbiała podejmować ryzyko, czyż nie powiedziała chwilę wcześniej, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych? Wsłuchała się uważnie w opowieść Johnatana; spojrzenie brązowych oczu śledziło patyk, którym wyrysowywał mapę w suchej ziemi, w blasku ognia. Starała się zapamiętać z tego jak najwięcej i ewentualnie wyłapać to, co można byłoby poprawić.
- Możemy też wysadzić w pewnym miejscu tory odpowiednio wcześnie. Właściwie musielibyśmy wyruszyć już teraz, póki wciąż są daleko, nie usłyszą huku - z drugiej strony ktoś może ich ostrzec - zastanowiła się głośno Sigrun, marszcząc brwi. - Ile macie tego dynamitu? Czy Beksa skombinował coś innego? - Odszukała towarzysza Bojczuka pytającym spojrzeniem, ciekawa tego jego wynalazku. Czy to coś lepszego od dynamitu? Poczuła niemałą ekscytację na myśl o potężnym wybuchu. Oby tylko było to coś sprawdzonego; nie uśmiechało się Rookwood tracić ręki, czy nogi nawet dla złota.
- Jedno z nas może zostać na wzgórzu. To, które strzela najcelniej. Zaraz po mnie - ostatnie słowa wyrzekła z szelmowskim, absolutnie nieskromnym uśmiechem. Dłonią poklepała pas, do której miała przytłoczony ukochany rewolwer. - My konno dogonimy pociąg. W ruchu trudniej będzie im do nas trafić - zaproponowała Sigrun. Ilość dobrej, silnej obstawy w pociągu była martwiąca, ale nie było jeszcze takiej opresji, z której nie potrafiła wyjść cało.
- To co? Ruszamy?
Miała wrażenie, że minęły długie godziny, odkąd tu trafili, zupełnie nie wiedziała czemu. Uczucie senności przeminęło, zastąpiła je ekscytacja i podekscytowanie; na horyzoncie niebo zaczęło jaśnieć, zbliżał się świt. Jeśli chcieli zdobyć to złoto, powinni byli już ruszać i odpowiednio się przygotować. Sigrun wstała z miejsca, poprawiając kowbojski kapelusz.
Kącik ust uniósł się w szelmowskim uśmiechu, gdy Johnatan i jego banda także dźwignęli zadki - złoto z pociągu należało już do nich, tego była pewna.


| koniec


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
[SEN] Wielki napad na pociąg
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach