Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia
Stumilowa chatka
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Stumilowa chatka
Zbudowana z drewna obecnie gęsto porośniętego mchem wygląda jakby dosłownie wyrastała z ziemi, nie zaś została zbudowana przez człowieka. W odległych czasach zamieszkiwała ją lokalna wiedźma, której dekokty i odwary uleczyły niejednego śmiertelnie chorego. Przez lata, z matki na córkę przechodziła znajomość tajników eliksirów. Z czasem chatka stała się sławna na całą Irlandię. Obecnie wewnątrz nikt od lat już nie mieszka, ale w środku, dzięki magii, rosną egzotyczne rośliny, które nawet nie potrzebują specjalnej pielęgnacji.
Rzut kością k6 pozwala znaleźć w chatce:
1. Niestety nie udało znaleźć się nic, może następnym razem.
2. Znajdujesz czterolistną koniczynę wraz z niezwykle przerośniętym kwiatem.
3. Wśród licznych roślin udaje znaleźć ci się coś niespotykanego - fajkowe ziele.
4. Twój wzrok przyciągnął wyjątkowy kwiat, niebieska róża, która nigdy nie zwiędnie o niezwykle mocnym zapachu.
5. Gdy przechadzasz się po ogrodzie, na twoją głowę spada jabłko i to nie byle jakie, bo Jabłko Hesperyd.
6. Masz niezwykłe szczęście, twój wzrok wypatrzył kwiat paproci.
Rzut kością k6 pozwala znaleźć w chatce:
1. Niestety nie udało znaleźć się nic, może następnym razem.
2. Znajdujesz czterolistną koniczynę wraz z niezwykle przerośniętym kwiatem.
3. Wśród licznych roślin udaje znaleźć ci się coś niespotykanego - fajkowe ziele.
4. Twój wzrok przyciągnął wyjątkowy kwiat, niebieska róża, która nigdy nie zwiędnie o niezwykle mocnym zapachu.
5. Gdy przechadzasz się po ogrodzie, na twoją głowę spada jabłko i to nie byle jakie, bo Jabłko Hesperyd.
6. Masz niezwykłe szczęście, twój wzrok wypatrzył kwiat paproci.
Lokacja zawiera kości
8.12
mam przy sobie: różdżkę, prowiant
Steffen i Bertie mknęli Miętusem przez irlandzkie lasy, co nie należało do łatwych zadań.
-Trudno jeździ się po śniegu? - zapytał uprzejmie Steffen, który nie umiał prowadzić samochodu i uwielbiał widok białego puchu. Dzielnie starał się jednak wczuć w sytuację Bertiego, bo słyszał, że jazda przy takiej pogodzie to pewne wyzwanie. Niesamowite było samo to, że Bertie w ogóle rozumiał to mugolskie urządzenie - dla Steffa samochody były czarną magią. Ale całkiem przydatną, bo nie musieli moknąć!
Podróż zajęła im cały dzień, a przecież wyjechali jeszcze przed świtem. Musieli kupić bilety na jakiś mugolski statek, który przewiózł na wyspę auto. Bertie ogarniał całą logistykę, więc Steff wielkodusznie zdobył się na kupno biletu dla przyjaciela. Nie miał zamiaru wydawać więcej niż to konieczne, więc sam spędził ten odcinek podróży jako szczur. Najadłwszy się okruszkami, odstąpił Bottowi kilka kanapek! Przygotował w końcu cały stosik, dla nich i dla dziewczyny po którą jechali i wziął jeszcze termos z kawą i marudził Bertiemu aby ten wziął trochę fasolek i jakieś słodycze. W sumie był zbyt zestresowany aby myśleć o fasolkach, ale na pewno spyta o nie przyjaciela już po wszystkim.
Mugolskie sposoby podróży były dość dziwne i mało dyskretne, ale może właśnie dzięki temu nikt nie będzie ich podejrzewał? Steff żałował, że nie zdążył uwarzyć żadnych eliksirów (prawdę mówiąc, ze swoim antytalentem wolał się nawet za to nie brać), ale jako Gryfon-kujon solidnie przygotował się teoretycznie. Pięć razy przejrzał akta dostarczone przez Brendana, a potem poczytał nawet o irlandzkich zabytkach. Jeśli ktoś ich zapyta, co tu robią, to są dwojgiem mugolskich turystów z Wielkiej Brytanii, którzy zwiedzają Irlandię i zgubili się w drodze powrotnej z Zamku Dunluce do pensjonatu.
Już zmierzchało. Zgodnie z mapą, dojeżdżali już coraz bliżej - chatkę będą musieli znaleźć sami, a następnie zdjąć ciążącą na niej klątwę. Steff, który czytał mapę gdy Bertie prowadził, gestem poprosił przyjaciela o zatrzymanie się.
-Zostawmy samochód i nie ryzykujmy już bardziej. - przełknął ślinę, ociągając się przez moment z wyjściem z pojazdu. W głowie dudniły mu słowa Bertiego o tym, że ci ludzie chętnie zabijają. Przed oczami miał strzępki informacji z akt - niekonkretne, ale upiorne i rozbudzające wyobraźnię. Na biednej charłaczce przeprowadzano eksperymenty, tylko z powodu pogardy dla niemagicznej dziewczyny i nieludzkiej ciekawości. Steff bał się, co zastaną na miejscu i w jakim dziewczyna jest stanie, w końcu Brendan zasugerował, że oczekiwała na śmierć. Mieli za zadanie ją stąd zabrać i mieli dobre chęci oraz samochód... ale czy to wystarczy by jej pomóc? I co zrobią, jeśli się spóźnili?
-Może będziemy mieli szczęście i porywacza, albo porywaczy, nie będzie w chatce. Chyba nie opiekowali się nią poza czasem eksperymentów, bo od "pilnowania" ofiary mieli zabezpieczającą klątwę... no i Weasley pisał, że chcą zostawić dziewczynę na pewną śmierć... - pocieszył siebie oraz Bertiego. Znaczy tym, że może nikogo tam nie będzie, a nie że może Mindy dogorywa. -Zakradnę się tam jako szczur i upewnię, że Mindy jest tam sama. Ale najpierw musimy znaleźć chatkę i złamać klątwę. - uprzejmie użył liczby mnogiej, chociaż to on był klątwołamaczem. No ale głupio, żeby biedny Betie miał poczucie, że jest tutaj w roli szofera.
Zerknął wymownie na auto, rzucające się w oczy w środku pustkowia.
-Możesz coś z nim zrobić, czy ja mam? - zaproponował. Korciło go zaklęcie Kameleona, ale to samochód Bertiego, więc pewnie woli sam przy nim czarować. Ponadto jego przyjaciel był lepszy w uroki, które zapewniają całkowitą niewidzialność.
Czekając na decyzję Botta w sprawie kamuflażu, Steffen zaczął się rozglądać po okolicy, póki jeszcze zupełnie się nie ściemniło. Starał się wypatrzeć cokolwiek dziwacznego w śniegu, ułożeniu liści lub drzew i tym podobne. Chatka była nie tylko zakamuflowana, ale też przeklęta - musieli więc ją znaleźć oraz uważać gdzie chodzą, żeby przypadkiem nie wejść w pole klątwy przed jej zdjęciem.
spostrzegawczość II (+30)
mam przy sobie: różdżkę, prowiant
Steffen i Bertie mknęli Miętusem przez irlandzkie lasy, co nie należało do łatwych zadań.
-Trudno jeździ się po śniegu? - zapytał uprzejmie Steffen, który nie umiał prowadzić samochodu i uwielbiał widok białego puchu. Dzielnie starał się jednak wczuć w sytuację Bertiego, bo słyszał, że jazda przy takiej pogodzie to pewne wyzwanie. Niesamowite było samo to, że Bertie w ogóle rozumiał to mugolskie urządzenie - dla Steffa samochody były czarną magią. Ale całkiem przydatną, bo nie musieli moknąć!
Podróż zajęła im cały dzień, a przecież wyjechali jeszcze przed świtem. Musieli kupić bilety na jakiś mugolski statek, który przewiózł na wyspę auto. Bertie ogarniał całą logistykę, więc Steff wielkodusznie zdobył się na kupno biletu dla przyjaciela. Nie miał zamiaru wydawać więcej niż to konieczne, więc sam spędził ten odcinek podróży jako szczur. Najadłwszy się okruszkami, odstąpił Bottowi kilka kanapek! Przygotował w końcu cały stosik, dla nich i dla dziewczyny po którą jechali i wziął jeszcze termos z kawą i marudził Bertiemu aby ten wziął trochę fasolek i jakieś słodycze. W sumie był zbyt zestresowany aby myśleć o fasolkach, ale na pewno spyta o nie przyjaciela już po wszystkim.
Mugolskie sposoby podróży były dość dziwne i mało dyskretne, ale może właśnie dzięki temu nikt nie będzie ich podejrzewał? Steff żałował, że nie zdążył uwarzyć żadnych eliksirów (prawdę mówiąc, ze swoim antytalentem wolał się nawet za to nie brać), ale jako Gryfon-kujon solidnie przygotował się teoretycznie. Pięć razy przejrzał akta dostarczone przez Brendana, a potem poczytał nawet o irlandzkich zabytkach. Jeśli ktoś ich zapyta, co tu robią, to są dwojgiem mugolskich turystów z Wielkiej Brytanii, którzy zwiedzają Irlandię i zgubili się w drodze powrotnej z Zamku Dunluce do pensjonatu.
Już zmierzchało. Zgodnie z mapą, dojeżdżali już coraz bliżej - chatkę będą musieli znaleźć sami, a następnie zdjąć ciążącą na niej klątwę. Steff, który czytał mapę gdy Bertie prowadził, gestem poprosił przyjaciela o zatrzymanie się.
-Zostawmy samochód i nie ryzykujmy już bardziej. - przełknął ślinę, ociągając się przez moment z wyjściem z pojazdu. W głowie dudniły mu słowa Bertiego o tym, że ci ludzie chętnie zabijają. Przed oczami miał strzępki informacji z akt - niekonkretne, ale upiorne i rozbudzające wyobraźnię. Na biednej charłaczce przeprowadzano eksperymenty, tylko z powodu pogardy dla niemagicznej dziewczyny i nieludzkiej ciekawości. Steff bał się, co zastaną na miejscu i w jakim dziewczyna jest stanie, w końcu Brendan zasugerował, że oczekiwała na śmierć. Mieli za zadanie ją stąd zabrać i mieli dobre chęci oraz samochód... ale czy to wystarczy by jej pomóc? I co zrobią, jeśli się spóźnili?
-Może będziemy mieli szczęście i porywacza, albo porywaczy, nie będzie w chatce. Chyba nie opiekowali się nią poza czasem eksperymentów, bo od "pilnowania" ofiary mieli zabezpieczającą klątwę... no i Weasley pisał, że chcą zostawić dziewczynę na pewną śmierć... - pocieszył siebie oraz Bertiego. Znaczy tym, że może nikogo tam nie będzie, a nie że może Mindy dogorywa. -Zakradnę się tam jako szczur i upewnię, że Mindy jest tam sama. Ale najpierw musimy znaleźć chatkę i złamać klątwę. - uprzejmie użył liczby mnogiej, chociaż to on był klątwołamaczem. No ale głupio, żeby biedny Betie miał poczucie, że jest tutaj w roli szofera.
Zerknął wymownie na auto, rzucające się w oczy w środku pustkowia.
-Możesz coś z nim zrobić, czy ja mam? - zaproponował. Korciło go zaklęcie Kameleona, ale to samochód Bertiego, więc pewnie woli sam przy nim czarować. Ponadto jego przyjaciel był lepszy w uroki, które zapewniają całkowitą niewidzialność.
Czekając na decyzję Botta w sprawie kamuflażu, Steffen zaczął się rozglądać po okolicy, póki jeszcze zupełnie się nie ściemniło. Starał się wypatrzeć cokolwiek dziwacznego w śniegu, ułożeniu liści lub drzew i tym podobne. Chatka była nie tylko zakamuflowana, ale też przeklęta - musieli więc ją znaleźć oraz uważać gdzie chodzą, żeby przypadkiem nie wejść w pole klątwy przed jej zdjęciem.
spostrzegawczość II (+30)
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 35
'k100' : 35
Do Irlandii dolecieli całkiem spokojnie. Bertie nabierał coraz więcej wprawy w prowadzeniu samochodu, coraz lepiej wychodziło mu też unikanie jakiegokolwiek ptactwa. Co prawda nieustępująca śnieżyca nie ułatwiała sprawy, wycieraczki pracowały jak szalone, jednak i tak przez większość czasu widzieli dookoła siebie głównie białą ścianę, ale udało się przebyć trasę i nawet wylądować w miarę gładko, choć przez chwilę Bott musiał krążyć i we dwóch wypatrywali który kawałek terenu pod nimi faktycznie jest płaski. Potrzebowali jednak auta - środka transportu w którym przewiozą prócz siebie jeszcze charłaczkę, którą zamierzali uratować.
Dalej ruszyli już spokojnie i po mugolsku, żeby nie zwracać na siebie uwagi.
- Łatwiej się jedzie niż lata, tu chociaż w miarę widzę co jest dookoła. W miarę. Ale może w nic nie rąbniemy. - w jakiejkolwiek innej sytuacji pewnie zacząłby się popisywać, rozpędzać, czy po prostu wydurniać i ślizgać. Nie, żeby był wytrawnym kierowcą, po prostu lubił głupie rozrywki. Teraz jednak ich cel był zbyt ważny, by w tak głupi sposób ryzykować wypadek.
Innym razem. Teraz Bertie jechał dość powoli, żeby właśnie w poślizg nie wpaść, a i nie rąbnąć w nic przy tak słabej widoczności.
Pozwalał Steffenowi się nawigować. Droga była niemal całkowicie pusta, prawdopodobnie właśnie przez wzgląd na pogodę. Bott trochę zaczynał się denerwować. Był w Zakonie już w sumie prawie rok, a jednak wciąż czuł się wyjątkowo mało doświadczony, co w sumie nie dziwne skoro miał dookoła siebie aurorów czy policjantów. Wierzył jednak, że dadzą sobie radę. Nie sądził, żeby Brendan dawał całkowicie nowej, obcej osobie zadanie bardziej skomplikowane niż zadania jakie wykonywali właściwie co chwila.
Kiedy Bertie zaczyna się denerwować, automatycznie zaczyna więcej żartować. W końcu wyjął fasolki oznajmiając zawody na znalezienie bardziej obleśnego smaku. Przyszedł jednak moment żeby się uciszyć, zaparkować na poboczu i pogodzić z rzeczywistością zamiast zamykać oczy na jej straszniejsze elementy.
- Tak. - przyznał przyjacielowi rację, gasząc światła i parkując na poboczu. Zarzucił na głowę kaptur, kiedy wysiadał z auta prosto na śnieżycę. Złapał różdżkę, żeby mieć ją w pogotowiu, spojrzał na przyjaciela uważnie.
- Ruszajmy. - uśmiechnął się nerwowo, zanim odwrócił się w kierunku który Steff wskazał na mapie. Mieli jeszcze kawałek, przejście go pieszo było jednak zwyczajnie bezpieczniejsze.
Bott w sumie roli szofera był całkiem świadom. Nie wiedział nic o klątwach, nie zamierzał też zakradać się za animagiem, bo mógłby mu tym tylko zaszkodzić. Skinął lekko głową w odpowiedzi na Steffowy plan. Cóż, jego dodatkową rolą poza szoferowaniem było też czuwanie nad bezpieczeństwem - jako, że co jak co ale walczyć potrafił.
- Hm? Mogę przeparkować dalej. - przyznał. Miał wrażenie, że zostawił samochód w dość dyskretnym miejscu, nie był pewien czy Steff nie przesadza, z drugiej strony w tej sytuacji nie było miejsca na przesadę. Faktycznie więc cofnął się i przestawił auto mocniej między drzewa zanim ruszyli dalej - aż pod samą chatkę.
- Wejdź tylko i sprawdź jak jest. Jak nie wyjdziesz za kilka minut, ruszę tam. - zaproponował przyjacielowi, bo ciężko w sumie o jakikolwiek znak rozpoznawczy, kiedy w środku może dziać się wszystko. Bott nie miał pojęcia o klątwach poza tylko tym, że są cholerstwem i tak na prawdę z Cattermole'm może tam w środku dziać się dosłownie wszystko.
Lets play a game!
1-25 - chatkę chroni klątwa która sprawia że tuż przed wejściem nieproszonego gościa ogarnia potworny lęk uniemożliwiający przestąpienie progu
26-50 - wchodzisz do chatki, w budynku jest człowiek skupiony jak narazie na płaczącej dziewczynie, ale nie jesteś w stanie wyjść - od wewnątrz jakby nie było żadnych drzwi ani okien
51-75 - wchodzisz do chatki, jednak zaczynasz mieć omamy - masz wrażenie że z każdej strony obserwują Cię koty i zaraz jakiś rzuci się na Ciebie. Słyszysz też kroki w pomieszczeniu obok.
76-100 - po przejściu przez próg chatki zauważa Cię jakiś człowiek. raczej nie uważa Cię za zagrożenie, po prostu nie lubi szczurów, st uniknięcia ataku to 85, dolicza się podwojona zwinność
Dalej ruszyli już spokojnie i po mugolsku, żeby nie zwracać na siebie uwagi.
- Łatwiej się jedzie niż lata, tu chociaż w miarę widzę co jest dookoła. W miarę. Ale może w nic nie rąbniemy. - w jakiejkolwiek innej sytuacji pewnie zacząłby się popisywać, rozpędzać, czy po prostu wydurniać i ślizgać. Nie, żeby był wytrawnym kierowcą, po prostu lubił głupie rozrywki. Teraz jednak ich cel był zbyt ważny, by w tak głupi sposób ryzykować wypadek.
Innym razem. Teraz Bertie jechał dość powoli, żeby właśnie w poślizg nie wpaść, a i nie rąbnąć w nic przy tak słabej widoczności.
Pozwalał Steffenowi się nawigować. Droga była niemal całkowicie pusta, prawdopodobnie właśnie przez wzgląd na pogodę. Bott trochę zaczynał się denerwować. Był w Zakonie już w sumie prawie rok, a jednak wciąż czuł się wyjątkowo mało doświadczony, co w sumie nie dziwne skoro miał dookoła siebie aurorów czy policjantów. Wierzył jednak, że dadzą sobie radę. Nie sądził, żeby Brendan dawał całkowicie nowej, obcej osobie zadanie bardziej skomplikowane niż zadania jakie wykonywali właściwie co chwila.
Kiedy Bertie zaczyna się denerwować, automatycznie zaczyna więcej żartować. W końcu wyjął fasolki oznajmiając zawody na znalezienie bardziej obleśnego smaku. Przyszedł jednak moment żeby się uciszyć, zaparkować na poboczu i pogodzić z rzeczywistością zamiast zamykać oczy na jej straszniejsze elementy.
- Tak. - przyznał przyjacielowi rację, gasząc światła i parkując na poboczu. Zarzucił na głowę kaptur, kiedy wysiadał z auta prosto na śnieżycę. Złapał różdżkę, żeby mieć ją w pogotowiu, spojrzał na przyjaciela uważnie.
- Ruszajmy. - uśmiechnął się nerwowo, zanim odwrócił się w kierunku który Steff wskazał na mapie. Mieli jeszcze kawałek, przejście go pieszo było jednak zwyczajnie bezpieczniejsze.
Bott w sumie roli szofera był całkiem świadom. Nie wiedział nic o klątwach, nie zamierzał też zakradać się za animagiem, bo mógłby mu tym tylko zaszkodzić. Skinął lekko głową w odpowiedzi na Steffowy plan. Cóż, jego dodatkową rolą poza szoferowaniem było też czuwanie nad bezpieczeństwem - jako, że co jak co ale walczyć potrafił.
- Hm? Mogę przeparkować dalej. - przyznał. Miał wrażenie, że zostawił samochód w dość dyskretnym miejscu, nie był pewien czy Steff nie przesadza, z drugiej strony w tej sytuacji nie było miejsca na przesadę. Faktycznie więc cofnął się i przestawił auto mocniej między drzewa zanim ruszyli dalej - aż pod samą chatkę.
- Wejdź tylko i sprawdź jak jest. Jak nie wyjdziesz za kilka minut, ruszę tam. - zaproponował przyjacielowi, bo ciężko w sumie o jakikolwiek znak rozpoznawczy, kiedy w środku może dziać się wszystko. Bott nie miał pojęcia o klątwach poza tylko tym, że są cholerstwem i tak na prawdę z Cattermole'm może tam w środku dziać się dosłownie wszystko.
Lets play a game!
1-25 - chatkę chroni klątwa która sprawia że tuż przed wejściem nieproszonego gościa ogarnia potworny lęk uniemożliwiający przestąpienie progu
26-50 - wchodzisz do chatki, w budynku jest człowiek skupiony jak narazie na płaczącej dziewczynie, ale nie jesteś w stanie wyjść - od wewnątrz jakby nie było żadnych drzwi ani okien
51-75 - wchodzisz do chatki, jednak zaczynasz mieć omamy - masz wrażenie że z każdej strony obserwują Cię koty i zaraz jakiś rzuci się na Ciebie. Słyszysz też kroki w pomieszczeniu obok.
76-100 - po przejściu przez próg chatki zauważa Cię jakiś człowiek. raczej nie uważa Cię za zagrożenie, po prostu nie lubi szczurów, st uniknięcia ataku to 85, dolicza się podwojona zwinność
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 29
'k100' : 29
Znajdująca się w lesie stara chata z daleka mogła wręcz kusić swoim wyglądem. Porośnięta mchem i bluszczem z daleka wyglądała tak, jakby to właśnie z roślin została stworzona, mimo że zima dotarła do Irlandii już jakiś czas temu. Śnieg ozdabiał dach domku, sprawiając, że wyglądał niczym obrazek z mugolskiej pocztówki. Grudzień być może nie był łaskawy ani dla Anglii, ani dla Irlandii, ale niewątpliwie sprawił, że okolica Stumilowej Chatki zmieniła się w prześliczny krajobraz.
Budynek miał już jednak swoje lata. Bystry wzrok mógł dojrzeć, że drewno, z którego został wykonany, zaczęło próchnieć. Dotyczyło to zarówno samej uginającej się pod ciężarem śniegu konstrukcji, jak i drzwi, które chyba nie były w najlepszym stanie. Niewielki fragment drewna już z nich odpadł, bądź został wygryziony przez korniki, tworząc szczelinę, przez którą spokojnie mógł przedostać się niewielki szczur. Zimno i śnieg wlatywały przezeń do środka, niewątpliwie tworząc w domku nieprzyjemny przeciąg.
Gdy Bertie i Steffen dotarli pod budynek z nieba akurat zaczął padać śnieg. Duże śnieżynki zlatywały z nieba, tańcząc delikatnie w ledwo wyczuwalnym wietrze. Sprawiały, że okolica zaczęła wyglądać jeszcze piękniej, mimo nieco utrudnionej widoczności. Jeśli jednak któryś z mężczyzn podejdzie do okna znajdującego się po lewej stronie domku będzie mógł usłyszeć, że chyba jednak coś tu faktycznie nie jest do końca w porządku. Zza delikatnie pękniętej szyby można było dosłyszeć cichy szloch, mimo że zaczarowane szkło nie pozwalało dojrzeć, co znajduje się wewnątrz budynku. Trudno było więc stwierdzić, czy to duch, czy lokator, a może po prostu niezapowiedziany gość, który przyszedł ukryć się wewnątrz, szukając odrobiny samotności.
Sprawne oko Steffena mogło też zauważyć, że domek naprawdę nie był w najlepszym stanie. Zaklęcia obszarowe, które objęłyby którąkolwiek ze ścian bądź sufit mogłyby doprowadzić do zniszczenia budynku, jeśli ten nie byłby zaczarowany. Aktualnie trwająca zima niewątpliwie nadwyrężyła stan i tak wiekowego już budynku, który przecież nigdy nie należał do szczególnie wytrzymałych.
Budynek miał już jednak swoje lata. Bystry wzrok mógł dojrzeć, że drewno, z którego został wykonany, zaczęło próchnieć. Dotyczyło to zarówno samej uginającej się pod ciężarem śniegu konstrukcji, jak i drzwi, które chyba nie były w najlepszym stanie. Niewielki fragment drewna już z nich odpadł, bądź został wygryziony przez korniki, tworząc szczelinę, przez którą spokojnie mógł przedostać się niewielki szczur. Zimno i śnieg wlatywały przezeń do środka, niewątpliwie tworząc w domku nieprzyjemny przeciąg.
Gdy Bertie i Steffen dotarli pod budynek z nieba akurat zaczął padać śnieg. Duże śnieżynki zlatywały z nieba, tańcząc delikatnie w ledwo wyczuwalnym wietrze. Sprawiały, że okolica zaczęła wyglądać jeszcze piękniej, mimo nieco utrudnionej widoczności. Jeśli jednak któryś z mężczyzn podejdzie do okna znajdującego się po lewej stronie domku będzie mógł usłyszeć, że chyba jednak coś tu faktycznie nie jest do końca w porządku. Zza delikatnie pękniętej szyby można było dosłyszeć cichy szloch, mimo że zaczarowane szkło nie pozwalało dojrzeć, co znajduje się wewnątrz budynku. Trudno było więc stwierdzić, czy to duch, czy lokator, a może po prostu niezapowiedziany gość, który przyszedł ukryć się wewnątrz, szukając odrobiny samotności.
Sprawne oko Steffena mogło też zauważyć, że domek naprawdę nie był w najlepszym stanie. Zaklęcia obszarowe, które objęłyby którąkolwiek ze ścian bądź sufit mogłyby doprowadzić do zniszczenia budynku, jeśli ten nie byłby zaczarowany. Aktualnie trwająca zima niewątpliwie nadwyrężyła stan i tak wiekowego już budynku, który przecież nigdy nie należał do szczególnie wytrzymałych.
- Dodatkowe informacje:
- Z nieba pada śnieg, utrudniając widoczność; dopóki pozostajecie na zewnątrz macie karę -5 do zaklęć wymagających celowania, -10 do spostrzegawczości.
Steffen bądź Bertie mogą sprawdzić (jeśli chcą) czy chatka jest magicznie wzmocniona przez użycie odpowiedniego zaklęcia (Specialis Revelio).
I show not your face but your heart's desire
Steffen z fascynacją patrzył na to, jak Bertie przeparkowuje auto. Mugolskie pojazdy były naprawdę ciekawe, szczególnie jeśli latały całkowicie nie po mugolsku. Młody Cattermole pewnie chciałby rzucić na pojazd zaklęcie niewidzialności, ale między drzewami faktycznie wyglądał całkowicie niepozornie, szczególnie jeśli zasypie go śnieg.
-Jest jak kameleon... - skomplementował autko z podziwem, po czym zjadł ostatnią fasolkę (ojej, smakowała jak szparagi!) i jeszcze jedną ostatnią fasolkę (tym razem z ulgą trafiając na smak mięty) i ruszył wraz z Bertiem pod chatkę.
-Wygląda, jakby miała się rozwalić. - skomentował powątpiewająco, oglądając budynek. -W najgorszym razie moglibyśmy użyć tu czegoś obszarowego, chyba, że jest zabezpieczony... - mruczał i do siebie i do Bertiego. -Ale masz rację, najpierw sprawdzę jak jest. I miała tutaj być jakaś klątwa, poszukam run... - przyznał koledze.
Zaczął obchodzić budynek, próbując wypatrzeć na ścianach ukryte runy, ale śnieg utrudniał mu widoczność. Pewnie szukałby dalej i wytrwale, gdyby nie usłyszał nagle dźwięku zza okna. Zamarł i przywarł plecami do ściany, nasłuchując. Szloch!
Serce zatrzepotało mu w piersi. Nie mieli czasu! Szybko podbiegł znów do Bertiego, który pewnie obchodził domek razem z nim - na razie byli w ludzkich postaciach, a pod oknami chodzili schyleni, żeby nikt ich nie dojrzał.
-Słyszałem płacz, Mindy chyba tu jest! I to w opałach. Masz rację, nie mamy czasu, muszę tam wejść jak najszybciej. Zresztą, jeśli to profesjonalny nakładacz klątw, to pewnie umieścił runy w środku... - szepnął do przyjaciela. Posłał mu zdeterminowane spojrzenie, obiecując bez słów, że będzie na siebie uważał i stamtąd wyjdzie.
-Nie rób niczego głupiego i nie wchodź tam otwarcie. - przewrócił oczami, chociaż przecież to on był tutaj nowicjuszem.
Przemienił się w szczura na oczach Botta, mając nadzieję, że nie jest to dla niego zbyt dziwny widok. Ale może nawet nie zauważy. Potem ruszył pod chatkę i wśliznął się do środka przez jakąkolwiek szczelinę - zapewne próg, jeśli szpara była wystarczająco duża. Myszy i szczury potrafią przeciskać się przez otwory o średnicy dwudziestopięciocentówki - co odkrył, czytając amerykańską encyklopedię zwierząt! Nie był pewien, jak odnosi się to do funtów brytyjskich, ale działało.
Był świadom, że ryzykuje i że sam może paść ofiarą klątwy, ale płacz uwięzionej dziewczyny zmotywował go do działania. Przecież zdaniem Brendana była tu zostawiona na śmierć. Nie mógłby sobie wybaczyć, gdyby nie zdążył jej pomóc, bo zwlekał.
Poczuł ulgę, gdy znalazł się w środku. Nie czuł niczego niezwykłego: ani psychicznego ciężaru, ani ognia na całym ciele, czy czegoś takiego. Pomyślał nawet, że mu się upiekło i klątwa nie działa, albo nie dotyczy intruzów albo animagów.
A potem zobaczył człowieka. Niech to szlag, napastnik wszystko komplikuje. Mindy wciąż żyła i płakała, ale nie miał czasu się jej przypatrywać. Musiał ostrzec Bertiego. Cichutko ruszył zatem z powrotem do wyjścia i wtedy zorientował się, że jego przejście zniknęło. Nie mógł wyjść.
No świetnie. Czyli to jest pewnie ta klątwa, a Bott zaraz zacznie się niepokoić. Nie miał chwili do stracenia, musiał ją zdjąć. A najpierw znaleźć runy, żeby wiedzieć, z czym ma do czynienia. Na szczęście obserwować mógł w postaci szczura, więc - korzystając z tego, że mężczyzna stał do niego plecami i że gryzonie są ciche - zaczął rozglądać się po otoczeniu, przemykając cichutko pod ścianami. Jako gryzoń instynktownie krył się w szczelinach i w cieniu i poruszał się niemal bezszelestnie.
jestem już w środku i rzucam na spostrzegawczość na znalezienie run (spostrzegawczość II)
-Jest jak kameleon... - skomplementował autko z podziwem, po czym zjadł ostatnią fasolkę (ojej, smakowała jak szparagi!) i jeszcze jedną ostatnią fasolkę (tym razem z ulgą trafiając na smak mięty) i ruszył wraz z Bertiem pod chatkę.
-Wygląda, jakby miała się rozwalić. - skomentował powątpiewająco, oglądając budynek. -W najgorszym razie moglibyśmy użyć tu czegoś obszarowego, chyba, że jest zabezpieczony... - mruczał i do siebie i do Bertiego. -Ale masz rację, najpierw sprawdzę jak jest. I miała tutaj być jakaś klątwa, poszukam run... - przyznał koledze.
Zaczął obchodzić budynek, próbując wypatrzeć na ścianach ukryte runy, ale śnieg utrudniał mu widoczność. Pewnie szukałby dalej i wytrwale, gdyby nie usłyszał nagle dźwięku zza okna. Zamarł i przywarł plecami do ściany, nasłuchując. Szloch!
Serce zatrzepotało mu w piersi. Nie mieli czasu! Szybko podbiegł znów do Bertiego, który pewnie obchodził domek razem z nim - na razie byli w ludzkich postaciach, a pod oknami chodzili schyleni, żeby nikt ich nie dojrzał.
-Słyszałem płacz, Mindy chyba tu jest! I to w opałach. Masz rację, nie mamy czasu, muszę tam wejść jak najszybciej. Zresztą, jeśli to profesjonalny nakładacz klątw, to pewnie umieścił runy w środku... - szepnął do przyjaciela. Posłał mu zdeterminowane spojrzenie, obiecując bez słów, że będzie na siebie uważał i stamtąd wyjdzie.
-Nie rób niczego głupiego i nie wchodź tam otwarcie. - przewrócił oczami, chociaż przecież to on był tutaj nowicjuszem.
Przemienił się w szczura na oczach Botta, mając nadzieję, że nie jest to dla niego zbyt dziwny widok. Ale może nawet nie zauważy. Potem ruszył pod chatkę i wśliznął się do środka przez jakąkolwiek szczelinę - zapewne próg, jeśli szpara była wystarczająco duża. Myszy i szczury potrafią przeciskać się przez otwory o średnicy dwudziestopięciocentówki - co odkrył, czytając amerykańską encyklopedię zwierząt! Nie był pewien, jak odnosi się to do funtów brytyjskich, ale działało.
Był świadom, że ryzykuje i że sam może paść ofiarą klątwy, ale płacz uwięzionej dziewczyny zmotywował go do działania. Przecież zdaniem Brendana była tu zostawiona na śmierć. Nie mógłby sobie wybaczyć, gdyby nie zdążył jej pomóc, bo zwlekał.
Poczuł ulgę, gdy znalazł się w środku. Nie czuł niczego niezwykłego: ani psychicznego ciężaru, ani ognia na całym ciele, czy czegoś takiego. Pomyślał nawet, że mu się upiekło i klątwa nie działa, albo nie dotyczy intruzów albo animagów.
A potem zobaczył człowieka. Niech to szlag, napastnik wszystko komplikuje. Mindy wciąż żyła i płakała, ale nie miał czasu się jej przypatrywać. Musiał ostrzec Bertiego. Cichutko ruszył zatem z powrotem do wyjścia i wtedy zorientował się, że jego przejście zniknęło. Nie mógł wyjść.
No świetnie. Czyli to jest pewnie ta klątwa, a Bott zaraz zacznie się niepokoić. Nie miał chwili do stracenia, musiał ją zdjąć. A najpierw znaleźć runy, żeby wiedzieć, z czym ma do czynienia. Na szczęście obserwować mógł w postaci szczura, więc - korzystając z tego, że mężczyzna stał do niego plecami i że gryzonie są ciche - zaczął rozglądać się po otoczeniu, przemykając cichutko pod ścianami. Jako gryzoń instynktownie krył się w szczelinach i w cieniu i poruszał się niemal bezszelestnie.
jestem już w środku i rzucam na spostrzegawczość na znalezienie run (spostrzegawczość II)
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 73
'k100' : 73
- Mhm. Zobaczymy, może to tylko pozory. - byli ostrożni, zaszli chatkę od tyłu by nie ryzykować anomalii z jakimi wiązałoby się tuszowanie śladów ich nóg na śniegu. Szli ostrożnie, choć Bertie liczył że śnieg który utrudnia im widoczność, jak i zagłusza wiele dźwięków, częściowo działa jako ich sojusznik i jednocześnie zasłania ich przed ewentualnymi niechcianymi spojrzeniami. Steff szedł z przodu, on za nim.
- Mówisz do Botta. - nie mógł sobie darować, był zbyt zdenerwowany by nie żartować, a jednocześnie był w towarzystwie przy którym mógł pozwolić sobie na odreagowywanie po swojemu. Z resztą jak do Botta można powiedzieć nie rób nic głupiego, ile oni się znają? - Będę obserwował sytuację, też nie szarżuj. - dodał po chwili, kiedy i do niego dobiegł płacz. Zacisnął mocno prawą dłoń na różdżce. Najchętniej wpadłby do tej chatki tak po prostu i zaczął walkę, byle zabrać dziewczynę daleko od zagrożenia, jednak plan Steffena był zdecydowanie bardziej rozsądny.
Oparł się o ścianę, kiedy przyjaciel zmieniał się w szczura. Wiedział, że ten ma o wiele większą szansę rozeznać się w sytuacji i nie załapać guza i z tej okazji muszą skorzystać, gorzej jeśli w tym miejscu na prawdę są jakieś klątwy.
Spróbował zerknąć przez lekko zbitą szybkę, zaczarowane szkło utrudniało jednak jakiekolwiek zadanie. Starał się więc nasłuchiwać jakichkolwiek dodatkowych kroków czy dźwięków mających świadczyć o tym, że jego przyjaciel lub dziewczyna po którą tu przyszli, Mindy potrzebuje pomocy.
- Homenum Revelio. - wypowiedział wiedząc, że Steffen zajmie się ewentualnymi klątwami, jest w tym lepszy niż ktokolwiek inny kogo Bott by znał. Bertie chciał z kolei wiedzieć czy mają jakieś niechciane towarzystwo i jeśli tak - w jakiej liczbie? Jeśli dziewczyna została porzucona na śmierć i nikogo prócz niej tam nie ma, być może jedynie tracą czas czając się dookoła.
Być może. Musiał mieć pewność.
Wypowiadając zaklęcie wykonał wyuczony gest różdżką i pozostało mu liczyć, że nie ściągnie na nich anomalnej katastrofy.
- Mówisz do Botta. - nie mógł sobie darować, był zbyt zdenerwowany by nie żartować, a jednocześnie był w towarzystwie przy którym mógł pozwolić sobie na odreagowywanie po swojemu. Z resztą jak do Botta można powiedzieć nie rób nic głupiego, ile oni się znają? - Będę obserwował sytuację, też nie szarżuj. - dodał po chwili, kiedy i do niego dobiegł płacz. Zacisnął mocno prawą dłoń na różdżce. Najchętniej wpadłby do tej chatki tak po prostu i zaczął walkę, byle zabrać dziewczynę daleko od zagrożenia, jednak plan Steffena był zdecydowanie bardziej rozsądny.
Oparł się o ścianę, kiedy przyjaciel zmieniał się w szczura. Wiedział, że ten ma o wiele większą szansę rozeznać się w sytuacji i nie załapać guza i z tej okazji muszą skorzystać, gorzej jeśli w tym miejscu na prawdę są jakieś klątwy.
Spróbował zerknąć przez lekko zbitą szybkę, zaczarowane szkło utrudniało jednak jakiekolwiek zadanie. Starał się więc nasłuchiwać jakichkolwiek dodatkowych kroków czy dźwięków mających świadczyć o tym, że jego przyjaciel lub dziewczyna po którą tu przyszli, Mindy potrzebuje pomocy.
- Homenum Revelio. - wypowiedział wiedząc, że Steffen zajmie się ewentualnymi klątwami, jest w tym lepszy niż ktokolwiek inny kogo Bott by znał. Bertie chciał z kolei wiedzieć czy mają jakieś niechciane towarzystwo i jeśli tak - w jakiej liczbie? Jeśli dziewczyna została porzucona na śmierć i nikogo prócz niej tam nie ma, być może jedynie tracą czas czając się dookoła.
Być może. Musiał mieć pewność.
Wypowiadając zaklęcie wykonał wyuczony gest różdżką i pozostało mu liczyć, że nie ściągnie na nich anomalnej katastrofy.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 59
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 59
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Steffen
Steffenowi bez problemu udało się dostać do wnętrza chatki. Chłopak początkowo znalazł się w niewielkim przedsionku. Wyraźnie widać było, że pomieszczenie zostało dostosowane do funkcjonowania dzięki odrobinie magii. Niegdyś wewnątrz rosły bujne rośliny, a chatka nie nadawała się do zamieszkania. Teraz jednak podłogę pokrywały spróchniałe deski, a wokół brakowało jakiejkolwiek zieleni. Przy wejściu wisiała wprawdzie doniczka, jednak od jakiegoś czasu była już pusta.
Szczur nie od razu musiał ujrzeć znajdujących się wewnątrz ludzi. Dopiero po zajrzeniu z przedsionka do głównej izby mógł dostrzec upiorny widok. W kącie pomieszczenia faktycznie siedziała Mindy Foster. Wyraźnie widać było, że dziewczę nie jest jeszcze dorosłe: miała piętnaście może szesnaście lat, brązowe włosy i twarz pokrytą ciemnymi, drobnymi piegami. Po jej policzkach spływały łzy.
Miały jednak ku temu dobry powód. Mindy siedziała na drewnianym krześle, przypominającym narzędzie tortur. Jej lewa ręka była przywiązana do oparcia krzesła, prawa jednak leżała przytwierdzona do podłokietnika, nadgarstkiem w górę. Była zakrwawiona, choć niewielki Steffen nie był w stanie dostrzec z jakiego powodu.
Nad dziewczyną stał mężczyzna. Wysoki, o dość nieprzyjemnej aparycji, z niepasującymi do ciemnej karnacji jasnymi włosami. Krzywił się, spoglądając na dziewczynę z pogardą. Ta jednak wlepiła wzrok w ziemię, spuszczając głowę i nawet nie próbując na niego zerkać. Gdy się odezwał, zacisnęła oczy.
– I co ryczysz, o b i e k c i e? – spytał, wyraźnie jednak nie oczekują odpowiedzi. – Jak z tobą doktorek skończy to i tak wiele z ciebie nie zostanie – stwierdził, chichocząc cicho pod nosem. – Jesteśmy w ciemnym, ciemnym lesie. Naprawdę myślisz, że ktokolwiek tu Cię znajdzie?
Mężczyzna pokręcił głową, zerkając w stronę jednej z dwóch par drzwi.
– Ej, Ross, długo jeszcze mam tu na ciebie czekać?
Rozległo się skrzypienie, a po chwili Steffen mógł dojrzeć wyglądającą zza drzwi twarz drugiego mężczyzny. Miał siwiejące już, czarne i nieułożone włosy, jasny kitel oraz szaleństwo w zezowatych oczach.
– Dla ciebie nie Ross, Vause – warknął, skrzypliwym głosem. – D o k t o r Ross, imbecylu! Nie po to tyle lat pobierałem nauk na Tajnym Uniwersytecie Nowojor…
– Tak, tak, słyszałem już tę śpiewkę milion razy. To jak, doktorku, idziesz?
– Daj mi chwilę, Vause, nauka nie lubi pośpiechu. – Za mężczyzną zatrzasnęły się drzwi.
– Czarny Pan nie lubi zwlekania! – krzyknął za nim. Z zamkniętego pokoju rozległy się przekleństwa, z których dało się wywnioskować, że doktor Ross wcale nie uznaje szczególnej wyższości Lorda Voldemorda, ma gdzieś jego oczekiwania i musi zająć się swoją poważną nauką.
Blondyn pokręcił głową, po czym rzekł, ni to do siebie, ni do to szlochającej Mindy:
– Ech, doktorek, myśli, że ten dyplom, co dostał od tych kanciarzy z Piątej Alei jest cokolwiek warty.
Vause odwrócił się na pięcie, omiatając pokój wzrokiem. Pod ścianą naprzeciwko znajdowało się łóżko; po lewej niewielka ławeczka, obok której stała komoda. Meble wyglądały, jakby ktoś wstawił je tu niedawno, jednak nie były w najlepszym stanie.
W czasie, w którym Ross i Vause rozmawiali, Steffen rozglądał się wokół, pilnie poszukując run: nałożona na pomieszczenie klątwa skutecznie utrudniała mu wydostanie się na zewnątrz i doniesienie, co dzieje się we wnętrzu sielskiej i spokojnej Stumilowej Chatki.
Na całe szczęście ktokolwiek nakładał runy, nie postarał się szczególnie, aby je ukryć (ST 13) i okazało się, że te całkiem niedawno zostały wyryte tuż obok wejścia, pod pustą doniczką. Były duże i wyraźne: nie mogły umknąć spostrzegawczemu Steffenowi. Teraz pozostało jedynie umiejętnie je odczytać.
Bertie
Czekający na Steffena Bertie nie miał zbyt wiele do zrobienia. Ziąb mógł zacząć powoli coraz bardziej mu przeszkadzać, jednak na to niewiele mógł teraz już poradzić. Zdecydował się więc przynajmniej sprawdzić, z jak wieloma osobami mogą mieć do czynienia. Jego zaklęcie – czy to za sprawą umiejętności, czy czarnomagicznej anomalii – okazało się udane.
Bott mógł wypatrzeć przez ściany domku cztery poświaty. Jedną z nich, malutką i krążącą wokół, niewątpliwie był Steffen. Dwie kolejne stały raczej nieruchomo tuż obok niego. Nieco dalej znajdowała się czwarta. Bott nie mógł jednak stwierdzić, czy znajduje się w tym samym, czy innym pomieszczeniu.
Zimno wokół cukiernika wzmagało się, podobnie jak padający z nieba śnieg, powoli zmieniający się w nawałnice.
Steffenowi bez problemu udało się dostać do wnętrza chatki. Chłopak początkowo znalazł się w niewielkim przedsionku. Wyraźnie widać było, że pomieszczenie zostało dostosowane do funkcjonowania dzięki odrobinie magii. Niegdyś wewnątrz rosły bujne rośliny, a chatka nie nadawała się do zamieszkania. Teraz jednak podłogę pokrywały spróchniałe deski, a wokół brakowało jakiejkolwiek zieleni. Przy wejściu wisiała wprawdzie doniczka, jednak od jakiegoś czasu była już pusta.
Szczur nie od razu musiał ujrzeć znajdujących się wewnątrz ludzi. Dopiero po zajrzeniu z przedsionka do głównej izby mógł dostrzec upiorny widok. W kącie pomieszczenia faktycznie siedziała Mindy Foster. Wyraźnie widać było, że dziewczę nie jest jeszcze dorosłe: miała piętnaście może szesnaście lat, brązowe włosy i twarz pokrytą ciemnymi, drobnymi piegami. Po jej policzkach spływały łzy.
Miały jednak ku temu dobry powód. Mindy siedziała na drewnianym krześle, przypominającym narzędzie tortur. Jej lewa ręka była przywiązana do oparcia krzesła, prawa jednak leżała przytwierdzona do podłokietnika, nadgarstkiem w górę. Była zakrwawiona, choć niewielki Steffen nie był w stanie dostrzec z jakiego powodu.
Nad dziewczyną stał mężczyzna. Wysoki, o dość nieprzyjemnej aparycji, z niepasującymi do ciemnej karnacji jasnymi włosami. Krzywił się, spoglądając na dziewczynę z pogardą. Ta jednak wlepiła wzrok w ziemię, spuszczając głowę i nawet nie próbując na niego zerkać. Gdy się odezwał, zacisnęła oczy.
– I co ryczysz, o b i e k c i e? – spytał, wyraźnie jednak nie oczekują odpowiedzi. – Jak z tobą doktorek skończy to i tak wiele z ciebie nie zostanie – stwierdził, chichocząc cicho pod nosem. – Jesteśmy w ciemnym, ciemnym lesie. Naprawdę myślisz, że ktokolwiek tu Cię znajdzie?
Mężczyzna pokręcił głową, zerkając w stronę jednej z dwóch par drzwi.
– Ej, Ross, długo jeszcze mam tu na ciebie czekać?
Rozległo się skrzypienie, a po chwili Steffen mógł dojrzeć wyglądającą zza drzwi twarz drugiego mężczyzny. Miał siwiejące już, czarne i nieułożone włosy, jasny kitel oraz szaleństwo w zezowatych oczach.
– Dla ciebie nie Ross, Vause – warknął, skrzypliwym głosem. – D o k t o r Ross, imbecylu! Nie po to tyle lat pobierałem nauk na Tajnym Uniwersytecie Nowojor…
– Tak, tak, słyszałem już tę śpiewkę milion razy. To jak, doktorku, idziesz?
– Daj mi chwilę, Vause, nauka nie lubi pośpiechu. – Za mężczyzną zatrzasnęły się drzwi.
– Czarny Pan nie lubi zwlekania! – krzyknął za nim. Z zamkniętego pokoju rozległy się przekleństwa, z których dało się wywnioskować, że doktor Ross wcale nie uznaje szczególnej wyższości Lorda Voldemorda, ma gdzieś jego oczekiwania i musi zająć się swoją poważną nauką.
Blondyn pokręcił głową, po czym rzekł, ni to do siebie, ni do to szlochającej Mindy:
– Ech, doktorek, myśli, że ten dyplom, co dostał od tych kanciarzy z Piątej Alei jest cokolwiek warty.
Vause odwrócił się na pięcie, omiatając pokój wzrokiem. Pod ścianą naprzeciwko znajdowało się łóżko; po lewej niewielka ławeczka, obok której stała komoda. Meble wyglądały, jakby ktoś wstawił je tu niedawno, jednak nie były w najlepszym stanie.
W czasie, w którym Ross i Vause rozmawiali, Steffen rozglądał się wokół, pilnie poszukując run: nałożona na pomieszczenie klątwa skutecznie utrudniała mu wydostanie się na zewnątrz i doniesienie, co dzieje się we wnętrzu sielskiej i spokojnej Stumilowej Chatki.
Na całe szczęście ktokolwiek nakładał runy, nie postarał się szczególnie, aby je ukryć (ST 13) i okazało się, że te całkiem niedawno zostały wyryte tuż obok wejścia, pod pustą doniczką. Były duże i wyraźne: nie mogły umknąć spostrzegawczemu Steffenowi. Teraz pozostało jedynie umiejętnie je odczytać.
Bertie
Czekający na Steffena Bertie nie miał zbyt wiele do zrobienia. Ziąb mógł zacząć powoli coraz bardziej mu przeszkadzać, jednak na to niewiele mógł teraz już poradzić. Zdecydował się więc przynajmniej sprawdzić, z jak wieloma osobami mogą mieć do czynienia. Jego zaklęcie – czy to za sprawą umiejętności, czy czarnomagicznej anomalii – okazało się udane.
Bott mógł wypatrzeć przez ściany domku cztery poświaty. Jedną z nich, malutką i krążącą wokół, niewątpliwie był Steffen. Dwie kolejne stały raczej nieruchomo tuż obok niego. Nieco dalej znajdowała się czwarta. Bott nie mógł jednak stwierdzić, czy znajduje się w tym samym, czy innym pomieszczeniu.
Zimno wokół cukiernika wzmagało się, podobnie jak padający z nieba śnieg, powoli zmieniający się w nawałnice.
- Dodatkowe informacje:
- Z nieba (coraz mocniej) pada śnieg, utrudniając widoczność; dopóki pozostajecie na zewnątrz macie karę -8 do zaklęć wymagających celowania, -15 do spostrzegawczości.
- Steffen bądź Bertie mogą sprawdzić (jeśli chcą) czy chatka jest magicznie wzmocniona przez użycie odpowiedniego zaklęcia (Specialis Revelio).
- ST odczytania starożytnych run – 80
Statystyki NPC:
Mindy Foster
OPCM O, U0, E0, T0, CM0, L0, Z5, S1
Żywotność 90/150DrMorgan Ross
OPCM 10, U0, E15,T15, CM20, L0, Z2, S1
Żywotność 200/200
Robert Vause
OPCM20, U5, E0, T0, CM25, L0, Z5, S10
Żywotność 230/230
Prywatna poglądowa mapka lusterka.- Z nieba (coraz mocniej) pada śnieg, utrudniając widoczność; dopóki pozostajecie na zewnątrz macie karę -8 do zaklęć wymagających celowania, -15 do spostrzegawczości.
I show not your face but your heart's desire
Steffen zamarł na moment, ale potem szczurzy instynkt kazał mu umknąć do jak najciemniejszego kąta i obserwować stamtąd całą scenę. Oto znalazł Mindy, która wciąż żyła, co napawało go ulgą. Widok dwóch mężczyzn wzbudził w nim jednak strach. Wiedział, że misja może skończyć się walką, ale podświadomie liczył na szczęście. Na to, że zakradną się tutaj niepostrzeżenie, zgarną Mindy i uciekną. Sprawa skomplikowała się, a sama rozmowa porywaczy niepokoiła. Podsłuchiwał bezczelnie i nie brzmieli co prawda na zbyt inteligentnych, ale służyli Czarnemu Panu. Znali więc czarną magię i wszystko i w ogóle...
Jako szczur, chciałby uciec stąd jak najdalej, ale przecież nie mógł! Musiał zdjąć najpierw klątwę. No i uratować Mindy! Jego ludzka empatia doszła do głosu, mówiąc mu, że nie może zostawić tutaj bezbronnej dziewczyny. Po to przecież przybył, ją uratować. Był sojusznikiem i aspirującym członkiem Zakonu Feniksa, czarodziejem i animagiem. A ta charłaczka nie miała nikogo, n i k o g o, ani niczego - nawet magii. Chętnie przyjrzałby się jej uważniej, upewnił się jak bardzo jest ranna - czuł w końcu zapach krwi i widział jej ślady - ale nie mógł tego zrobić z podłogi, a poza tym naglił go czas. I ryzyko.
Wiedział, że będzie musiał przemienić się z powrotem aby zdjąć klątwę, a było to okropnie ryzykowne przy tylu osobach. Nawet Mindy może się spłoszyć. Dlatego rozglądał się, szukając sposobu, w jaki mógłby przecisnąć się za jedne z zamkniętych drzwi. Może mógłby się wślizgnąć do zamkniętego pomieszczenia, gdzie nie zobaczą go wrogowie? A może powinien jednak zostać w przedsionku, a potem rzucić się do drzwi, albo do defensywy, albo do ataku?
Zarazem szukał też run, które nie umknęły jego spojrzeniu. Na szczęście znajdowały się blisko wejścia. Pamiętał, że Bertie chciał tutaj wejść po kilku minutach, a czas uciekał. Musiał jak najprędzej się wydostać i ostrzec przyjaciela o obecności szalonego doktorka i jego asystenta - nie wiedział przecież, że jego zdolny kumpel podejrzał już to wszystko za sprawą magii.
Zabrał się więc do odczytywania run - na szczęście były wyraźne i widoczne, pozostała mu tylko interpretacja. No i jako szczur mógł w każdej chwili umknąć za doniczkę.
odczytuję runy, starożytne runy III
Jako szczur, chciałby uciec stąd jak najdalej, ale przecież nie mógł! Musiał zdjąć najpierw klątwę. No i uratować Mindy! Jego ludzka empatia doszła do głosu, mówiąc mu, że nie może zostawić tutaj bezbronnej dziewczyny. Po to przecież przybył, ją uratować. Był sojusznikiem i aspirującym członkiem Zakonu Feniksa, czarodziejem i animagiem. A ta charłaczka nie miała nikogo, n i k o g o, ani niczego - nawet magii. Chętnie przyjrzałby się jej uważniej, upewnił się jak bardzo jest ranna - czuł w końcu zapach krwi i widział jej ślady - ale nie mógł tego zrobić z podłogi, a poza tym naglił go czas. I ryzyko.
Wiedział, że będzie musiał przemienić się z powrotem aby zdjąć klątwę, a było to okropnie ryzykowne przy tylu osobach. Nawet Mindy może się spłoszyć. Dlatego rozglądał się, szukając sposobu, w jaki mógłby przecisnąć się za jedne z zamkniętych drzwi. Może mógłby się wślizgnąć do zamkniętego pomieszczenia, gdzie nie zobaczą go wrogowie? A może powinien jednak zostać w przedsionku, a potem rzucić się do drzwi, albo do defensywy, albo do ataku?
Zarazem szukał też run, które nie umknęły jego spojrzeniu. Na szczęście znajdowały się blisko wejścia. Pamiętał, że Bertie chciał tutaj wejść po kilku minutach, a czas uciekał. Musiał jak najprędzej się wydostać i ostrzec przyjaciela o obecności szalonego doktorka i jego asystenta - nie wiedział przecież, że jego zdolny kumpel podejrzał już to wszystko za sprawą magii.
Zabrał się więc do odczytywania run - na szczęście były wyraźne i widoczne, pozostała mu tylko interpretacja. No i jako szczur mógł w każdej chwili umknąć za doniczkę.
odczytuję runy, starożytne runy III
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 58
'k100' : 58
Nie marudził na mróz. Zdecydowanie bardziej był zmartwiony. Zerkał na zegarek na swojej lewej ręce i sprawdzał jak długo nie ma Steffena. Nasłuchiwał przy tym jakichkolwiek odgłosów. Wiedział, że to nierozsądne wchodzić do środka póki Cattermole nie zdejmie ewentualnej klątwy, tylko on się na tym znał, a nie chcieli zaalarmować przeciwników ale mnogość postaci w środku nie nastrajała go pozytywnie.
Obserwował jedynie poświatę, małą i energiczną krążącą zapewne w poszukiwaniach, niebezpiecznie blisko ludzi. Wierzył jednak w rozum przyjaciela i w to, że nie da się on złapać zbyt łatwo. A walczyć i tak będą musieli, jednak najlepiej po tym jak Steff sprawdzi chatkę. I jak obaj znajdą się w środku.
Czekając i obserwując szczura przyszło mu do głowy by sprawdzić czy dom nie jest chroniony także zaklęciami ochronnymi. Klątw się już nie bał, jednak dobrze wiedzieć jeśli ich przeciwnicy dowiedzą się o jego wejściu od razu po uchyleniu drzwi. Ma szansę wejść niepostrzeżenie?
Lub czy podłoże nie zmieni się zaraz w ruchome piaski. Albo inne cholerstwo, sam miał w końcu trochę zaklęć ochronnych nałożonych na dom.
Pospiesz się, Steff. Gdyby nie widział przed chwilą jasnych poświat, gdyby nie widział, że nic mu nie grozi i, że coś konkretnego chyba robi, wchodziłby już teraz. Tak czekał, irytując się własną bezczynnością i zmartwieniem - to kolejne minuty, kiedy dziewczyna jest narażona na niebezpieczeństwo.
Wiedział, że ryzykuje kolejną anomalią, nie bał się jednak ściągnięcia przeciwników na siebie. Może by i to było lepsze - wywabić ich z chatki i pozwolić by Steff zajął się dziewczyną? A potem mu pomógł oczywiście, Bott był pewny siebie ale mając wybór, nie pchałby się w walkę dwóch na jednego. Ostatecznie na każdego silnego czarodzieja musi znaleźć się silniejszy - boleśnie wspominał pojedynek z Rosierem chociażby czy Wrightem.
- Specialis Revelio. - wypowiedział w końcu, wykonując wyćwiczony gest różdżką. Czy i teraz magia go nie zawiedzie? Choć dziwne, nieprzyjemne wrażenie przy ostatnim zaklęciu, czy błyskawice jakie pojawiły się niedaleko kazały mu mniej ufać magii.
Obserwował jedynie poświatę, małą i energiczną krążącą zapewne w poszukiwaniach, niebezpiecznie blisko ludzi. Wierzył jednak w rozum przyjaciela i w to, że nie da się on złapać zbyt łatwo. A walczyć i tak będą musieli, jednak najlepiej po tym jak Steff sprawdzi chatkę. I jak obaj znajdą się w środku.
Czekając i obserwując szczura przyszło mu do głowy by sprawdzić czy dom nie jest chroniony także zaklęciami ochronnymi. Klątw się już nie bał, jednak dobrze wiedzieć jeśli ich przeciwnicy dowiedzą się o jego wejściu od razu po uchyleniu drzwi. Ma szansę wejść niepostrzeżenie?
Lub czy podłoże nie zmieni się zaraz w ruchome piaski. Albo inne cholerstwo, sam miał w końcu trochę zaklęć ochronnych nałożonych na dom.
Pospiesz się, Steff. Gdyby nie widział przed chwilą jasnych poświat, gdyby nie widział, że nic mu nie grozi i, że coś konkretnego chyba robi, wchodziłby już teraz. Tak czekał, irytując się własną bezczynnością i zmartwieniem - to kolejne minuty, kiedy dziewczyna jest narażona na niebezpieczeństwo.
Wiedział, że ryzykuje kolejną anomalią, nie bał się jednak ściągnięcia przeciwników na siebie. Może by i to było lepsze - wywabić ich z chatki i pozwolić by Steff zajął się dziewczyną? A potem mu pomógł oczywiście, Bott był pewny siebie ale mając wybór, nie pchałby się w walkę dwóch na jednego. Ostatecznie na każdego silnego czarodzieja musi znaleźć się silniejszy - boleśnie wspominał pojedynek z Rosierem chociażby czy Wrightem.
- Specialis Revelio. - wypowiedział w końcu, wykonując wyćwiczony gest różdżką. Czy i teraz magia go nie zawiedzie? Choć dziwne, nieprzyjemne wrażenie przy ostatnim zaklęciu, czy błyskawice jakie pojawiły się niedaleko kazały mu mniej ufać magii.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 9
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 9
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Steffen
W pomieszczeniu na chwilę zapanowała cisza, przerywana tylko szlochem Mindy. Steffen miał więc chwilę, aby spróbować odczytać runy. Na całe szczęście był na tyle dobry w swoim fachu, że udało mu się to prędko i bez najmniejszego problemu. Klątwa nałożona na budynek okazała się dość skomplikowana, ale Steffen mógł wierzyć, że uda mu się z nią poradzić (ST 60). Na całe szczęście poza zamknięciem w klatce aż do czasu ściągnięcia czarnomagicznego zaklęcia Cattermole nie musiał się niczego obawiać.
Gdy chłopak wrócił do głównej izby, by sprawdzić, czy uda mu się przejść do innego pomieszczenia, w tym znów zaczęło coś się dziać. Do pomieszczenia wszedł Morgan Ross, trzymający w dłoni czysty nożyk oraz szmatkę: polerował narzędzie, skupiony na swojej pracy. Po chwili spojrzał spode łba na swojego towarzysza.
– Vause, trzymaj mocno obiekt, niech mi się nie wyrywa, bo znów coś pójdzie nie tak z runami – rozkazał, bez większych emocji w głosie.
Ruszył w stronę dziewczyny. Mindy zaczęła się szarpać, jednak była mocno przywiązana i jej wątłe, nastoletnie ciało nie miało szans z wydostaniem się. Musiałby zdarzyć się cud (bądź anomalia) aby dziewczyna samodzielnie wyratowała się z opresji.
Vause zgodnie z poleceniem również podszedł do dziewczyny.
– Tylko nie drzyj mordy. Dostaniesz avadą, a martwa też się przydasz – warknął w jej stronę. Dziewczyna zacisnęła oczy i uspokoiła się, ale wciąż drżała ze strachu i zmęczenia.
Ross westchnął, zbliżając się do unieruchomionej ręki dziewczyny.
– Nie śpiesz się za bardzo. Przyda się… ale nie aż tak jak żywa – powiedział, pochylając się nad ręką dziewczyny.
Zbliżył nóż do przeguba ręki dziewczyny. Vause chwycił ją, nie pozwalając dziewczynie drgnąć, a czarnoksiężnik zaczął nacinać skórę dziewczyny. Mindy pisnęła z bólu, ale zachowała spokój, najwyraźniej cały czas pamiętając słowa jednego z oprawców.
Steffen w międzyczasie mógł wypatrzeć, że przy jednej parze drzwi – tej, które do tej pory nie były otwierane – faktycznie jest niewielka dziura. Młody łamacz klątw mógł próbować się przez nią przedostać [ST 80], lecz jeśli mu się nie uda, mogło okazać się, że utknie w niej i zostanie zauważony przez przeciwników.
Bertie
Choć Bertie próbował rzucić kolejny czar, tym razem różdżka odmówiła mu posłuszeństwa. Cukiernik stał na mrozie, wiedząc, ilu przeciwników jest wewnątrz, ale właściwie nie mając żadnych innych informacji. Szczególnie, że – jak mógł teraz zauważyć – słyszany wcześniej szloch ucichł. Klątwa odcinająca Steffena od świata zewnętrznego sprawiła, że Bertie nie był w stanie ani usłyszeć, ani dojrzeć niczego wewnątrz.
| rzut na anomalie (charłak)
W pomieszczeniu na chwilę zapanowała cisza, przerywana tylko szlochem Mindy. Steffen miał więc chwilę, aby spróbować odczytać runy. Na całe szczęście był na tyle dobry w swoim fachu, że udało mu się to prędko i bez najmniejszego problemu. Klątwa nałożona na budynek okazała się dość skomplikowana, ale Steffen mógł wierzyć, że uda mu się z nią poradzić (ST 60). Na całe szczęście poza zamknięciem w klatce aż do czasu ściągnięcia czarnomagicznego zaklęcia Cattermole nie musiał się niczego obawiać.
Gdy chłopak wrócił do głównej izby, by sprawdzić, czy uda mu się przejść do innego pomieszczenia, w tym znów zaczęło coś się dziać. Do pomieszczenia wszedł Morgan Ross, trzymający w dłoni czysty nożyk oraz szmatkę: polerował narzędzie, skupiony na swojej pracy. Po chwili spojrzał spode łba na swojego towarzysza.
– Vause, trzymaj mocno obiekt, niech mi się nie wyrywa, bo znów coś pójdzie nie tak z runami – rozkazał, bez większych emocji w głosie.
Ruszył w stronę dziewczyny. Mindy zaczęła się szarpać, jednak była mocno przywiązana i jej wątłe, nastoletnie ciało nie miało szans z wydostaniem się. Musiałby zdarzyć się cud (bądź anomalia) aby dziewczyna samodzielnie wyratowała się z opresji.
Vause zgodnie z poleceniem również podszedł do dziewczyny.
– Tylko nie drzyj mordy. Dostaniesz avadą, a martwa też się przydasz – warknął w jej stronę. Dziewczyna zacisnęła oczy i uspokoiła się, ale wciąż drżała ze strachu i zmęczenia.
Ross westchnął, zbliżając się do unieruchomionej ręki dziewczyny.
– Nie śpiesz się za bardzo. Przyda się… ale nie aż tak jak żywa – powiedział, pochylając się nad ręką dziewczyny.
Zbliżył nóż do przeguba ręki dziewczyny. Vause chwycił ją, nie pozwalając dziewczynie drgnąć, a czarnoksiężnik zaczął nacinać skórę dziewczyny. Mindy pisnęła z bólu, ale zachowała spokój, najwyraźniej cały czas pamiętając słowa jednego z oprawców.
Steffen w międzyczasie mógł wypatrzeć, że przy jednej parze drzwi – tej, które do tej pory nie były otwierane – faktycznie jest niewielka dziura. Młody łamacz klątw mógł próbować się przez nią przedostać [ST 80], lecz jeśli mu się nie uda, mogło okazać się, że utknie w niej i zostanie zauważony przez przeciwników.
Bertie
Choć Bertie próbował rzucić kolejny czar, tym razem różdżka odmówiła mu posłuszeństwa. Cukiernik stał na mrozie, wiedząc, ilu przeciwników jest wewnątrz, ale właściwie nie mając żadnych innych informacji. Szczególnie, że – jak mógł teraz zauważyć – słyszany wcześniej szloch ucichł. Klątwa odcinająca Steffena od świata zewnętrznego sprawiła, że Bertie nie był w stanie ani usłyszeć, ani dojrzeć niczego wewnątrz.
- Dodatkowe informacje:
- Z nieba (coraz mocniej) pada śnieg, utrudniając widoczność; dopóki pozostajecie na zewnątrz macie karę -8 do zaklęć wymagających celowania, -15 do spostrzegawczości.
- Steffen bądź Bertie mogą sprawdzić (jeśli chcą) czy chatka jest magicznie wzmocniona przez użycie odpowiedniego zaklęcia (Specialis Revelio).
- ST zdjęcia klątwy - 60
- ST przejścia przez dziurę w drzwiach - 80 (zwinność)
Statystyki NPC:
Mindy Foster
OPCM O, U0, E0, T0, CM0, L0, Z5, S1
Żywotność 87/150 (-3 cięte)DrMorgan Ross
OPCM 10, U0, E15,T15, CM20, L0, Z2, S1
Żywotność 200/200
Robert Vause
OPCM20, U5, E0, T0, CM25, L0, Z5, S10
Żywotność 230/230
Prywatna poglądowa mapka lusterka.- Z nieba (coraz mocniej) pada śnieg, utrudniając widoczność; dopóki pozostajecie na zewnątrz macie karę -8 do zaklęć wymagających celowania, -15 do spostrzegawczości.
| rzut na anomalie (charłak)
I show not your face but your heart's desire
Stumilowa chatka
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia