Galeria sztuki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Galeria sztuki
Elegancki dworek oddany na użytek sztuki. Nieduży, o śnieżnobiałych ścianach i przepięknych zdobieniach, obsadzony krzewami krwistych róż. O pięciu niedużych komnatach połączonych szerokim korytarzem; w jednej z sal stoi mównica i ustawiony szereg krzeseł. Wewnątrz budynku odbywają się wystawy obrazów i rzeźb. Uznani artyści, gdy z dalekich stron przybywają do Londynu, tutaj chwalą się swymi dokonaniami, mędrcy i filozofowie wygłaszają mowy. Pospólstwo nie jest wpuszczane, szarym obywatelom pozostaje zerkanie przez szyby, przynajmniej dopóki nie przyuważy ich strażnik. Na stałe w galerii działa tylko jedna malarka, Elvira Gramp, zgorzkniała staruszka, poszukująca talentu, którego nie dali jej bogowie; usilnie pragnąca dogonić lepszych od siebie.
Kolejny dzień, kolejna galeria sztuki. Albo muzeum. Albo teatr, park, kolejna przeprawa łódką przez cuchnącą Tamizę… Wendelina naprawdę miała ochotę wymiotować na samą myśl, by odwiedzać tego typu miejsca. Na Merlina, ile można tracić w tych miejscach czasu? Miała wrażenie, że ledwo poczuła się nieco lepiej i już brakowało jej nawet chwili, by spokojnie usiąść i zająć się prawdziwą Sztuką: tą magiczną i niebiańską, która mogła zmienić świat. Ale nie, niestety, jej rodzina naciskała, by starzejąca się lady Selwyn bywała jak najczęściej w miejscach publicznych, gdzie może akurat uda jej się kogoś poznać.
Na szczęście w nieszczęściu w galerii sztuki, do której dziś mimowolnie musiała przybyć, znajdował się obraz, który akurat szczerze ją interesował. Absolutnie nie przez jego walory artystyczne (te lady Selwyn naprawdę nie interesowały), a naukowe. Najpierw jednak należało na miejsce przybyć i go znaleźć, a szczerze mówiąc, Wendy wiedziała o nim tylko tyle, że tam obecnie można go zobaczyć.
Nie znała tego miejsca zbyt dobrze, toteż odziana w rodową czerwień krążyła po galerii trochę na ślepo, poszukując miejsca, w którym mogłaby obraz znaleźć. Niestety, pracownicy muzeum chyba się przed nią ukrywali, bo nie natrafiła na nikogo, kto mógłby jej pomóc, a nie znając twarzy zwiedzających, wolała nie ryzykować, że natrafi na kogoś o szemranej pozycji. W tym momencie miała zbyt dużo do stracenia.
Dlatego też, gdy ujrzała delikatną twarzyczkę Babette — panny niezbyt dobrze jej znanej, lecz bez wątpienia o nienagannej reputacji — uśmiechnęła się promiennie, odwzajemniając wyraz twarzy lady Fawley.
— Lady Fawley, Babette, wspaniale cię widzieć — przywitała ją może nawet nieco zbyt entuzjastycznie. — Nie da się ukryć, nie ma nic wspanialszego, niż ukrycie się w murach pełnych sztuki… A ty, lady Fawley, szukasz tutaj inspiracji, weny? Z tego co wiem, sama malujesz, czyż nie?
I skoro jesteś zainteresowana, to na pewno będziesz wiedziała, gdzie znajduje się interesujący mnie obraz. Nie mogła jednak od razu przejść do rzeczy. W ten sposób co najwyżej Wendelina mogłaby złamać zasady etykiety, a to była ostatnia rzecz, jaką miała zamiar zrobić. Najpierw rozmowa. Pytanie o nastój, plany, inspiracje, stroje i inne piękne oraz równie bezużyteczne fakty. Potem dopiero dobrze wychowana dama mogła przejść w rozmowie do konkretów, które faktycznie ją interesowały.
Na szczęście w nieszczęściu w galerii sztuki, do której dziś mimowolnie musiała przybyć, znajdował się obraz, który akurat szczerze ją interesował. Absolutnie nie przez jego walory artystyczne (te lady Selwyn naprawdę nie interesowały), a naukowe. Najpierw jednak należało na miejsce przybyć i go znaleźć, a szczerze mówiąc, Wendy wiedziała o nim tylko tyle, że tam obecnie można go zobaczyć.
Nie znała tego miejsca zbyt dobrze, toteż odziana w rodową czerwień krążyła po galerii trochę na ślepo, poszukując miejsca, w którym mogłaby obraz znaleźć. Niestety, pracownicy muzeum chyba się przed nią ukrywali, bo nie natrafiła na nikogo, kto mógłby jej pomóc, a nie znając twarzy zwiedzających, wolała nie ryzykować, że natrafi na kogoś o szemranej pozycji. W tym momencie miała zbyt dużo do stracenia.
Dlatego też, gdy ujrzała delikatną twarzyczkę Babette — panny niezbyt dobrze jej znanej, lecz bez wątpienia o nienagannej reputacji — uśmiechnęła się promiennie, odwzajemniając wyraz twarzy lady Fawley.
— Lady Fawley, Babette, wspaniale cię widzieć — przywitała ją może nawet nieco zbyt entuzjastycznie. — Nie da się ukryć, nie ma nic wspanialszego, niż ukrycie się w murach pełnych sztuki… A ty, lady Fawley, szukasz tutaj inspiracji, weny? Z tego co wiem, sama malujesz, czyż nie?
I skoro jesteś zainteresowana, to na pewno będziesz wiedziała, gdzie znajduje się interesujący mnie obraz. Nie mogła jednak od razu przejść do rzeczy. W ten sposób co najwyżej Wendelina mogłaby złamać zasady etykiety, a to była ostatnia rzecz, jaką miała zamiar zrobić. Najpierw rozmowa. Pytanie o nastój, plany, inspiracje, stroje i inne piękne oraz równie bezużyteczne fakty. Potem dopiero dobrze wychowana dama mogła przejść w rozmowie do konkretów, które faktycznie ją interesowały.
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zastanawiała się czasami z jakiego powodu ich rody żyły w komitywie, skoro nie mieli ze sobą wiele wspólnego, ale szybko odrzucała podobne rozważania i zawisłości za nimi stojące. Na temat Wendeliny wiedziała tyle co nic, jedynie szczątki zasłyszanych plotek o starej pannie, przeklętym rodzie Selwynów, kobiecie nestorce, co się wielu w głowie nie mieściło i stanowiło największą obrazę majestatu, a plotki i tak niespecjalnie ją interesowały. Słuchała, bo nie miała nic lepszego do roboty, ale niekoniecznie uczestniczyła, wychodząc z założenia, że im mniej uczestniczy w powielaniu bzdur, tym lepiej dla niej. Sama zresztą starała się nie dawać powodów do układania bujd na swój temat, choć zdawała sobie dobrze sprawę, że zawsze się coś znalazło; od choroby, po nagłą zmianę stylu prezentowanego na obrazach, przez to, że powoli sama zbliżała się ku granicy staropanieństwa a fakt, że Corinne – droga, młodsza kuzynka – wyszła za mąż wcześniej tylko to potęgował. Z drugiej strony, po prostu z tym żyła. Zajmowała się tym, co trzeba, wiedząc, że w paru kwestiach musiała zawierzyć swoje życie w ręce rodziny jak zwyczajna marionetka.
– Szczerze powiedziawszy, spokoju – przyznała otwarcie, puszczając mimo uszu kurtuazyjne pytanie. – Rzadko ktoś odwiedza to miejsce o tej porze, najczęściej zagubione lub znudzone dusze, artyści, potencjalni przyszli małżonkowie z przyzwoitkami – uśmiechnęła się niewinnie, zakładając kosmyk jasnych blond włosów za ucho, między wierszami wplatając niewymowne pytanie: jaki cel przyświeca tobie? Obecność Fawleyówny w tego typu miejscu nie była niczym zaskakującym, czego nie mogła powiedzieć o Wendelinie; ta należała raczej do tego grona, które rzadko kiedy zapuszczało się do jakiejkolwiek galerii sztuki, o kontemplowaniu tejże nie wspominając. Wyglądała zresztą na kogoś zagubionego, nieznającego dworku, chyba nawet nie starając się stwarzać pozorów, nie wliczając w to kulturalnej pogawędki o tym samym, co zawsze.
– Droga lady, czy mogłabym ci zadać niedyskretne pytanie? – spytała nagle, wiedząc, że przynajmniej w teorii nie powinna spotkać się z odmową, ale nie obraziłaby się, gdyby ta się pojawiła. Była jednak ciekawa oceny osoby niezwiązanej z artystycznym środowiskiem, najprawdopodobniej posiadającej tylko podstawową wiedzę o sztuce, co sądziła o tym przeklętym obrazie, w który wpatrywała się się od dłuższej chwili. Być może przesadzała lub miała zbyt wielkie wymagania wobec tego, co prezentowało się na ścianach wykwintnego dworku, ale ciężko jej było zachować obiektywizm – w głębi duszy wolała, żeby w ramach, zamiast bohomazów Elviry, znajdowały się jej nieco niepokojące dzieła. Efekt, odbiór, byłby podobny, jedynie bardziej znane nazwisko znajdowałoby się w pozłacanych ramach.
– Szczerze powiedziawszy, spokoju – przyznała otwarcie, puszczając mimo uszu kurtuazyjne pytanie. – Rzadko ktoś odwiedza to miejsce o tej porze, najczęściej zagubione lub znudzone dusze, artyści, potencjalni przyszli małżonkowie z przyzwoitkami – uśmiechnęła się niewinnie, zakładając kosmyk jasnych blond włosów za ucho, między wierszami wplatając niewymowne pytanie: jaki cel przyświeca tobie? Obecność Fawleyówny w tego typu miejscu nie była niczym zaskakującym, czego nie mogła powiedzieć o Wendelinie; ta należała raczej do tego grona, które rzadko kiedy zapuszczało się do jakiejkolwiek galerii sztuki, o kontemplowaniu tejże nie wspominając. Wyglądała zresztą na kogoś zagubionego, nieznającego dworku, chyba nawet nie starając się stwarzać pozorów, nie wliczając w to kulturalnej pogawędki o tym samym, co zawsze.
– Droga lady, czy mogłabym ci zadać niedyskretne pytanie? – spytała nagle, wiedząc, że przynajmniej w teorii nie powinna spotkać się z odmową, ale nie obraziłaby się, gdyby ta się pojawiła. Była jednak ciekawa oceny osoby niezwiązanej z artystycznym środowiskiem, najprawdopodobniej posiadającej tylko podstawową wiedzę o sztuce, co sądziła o tym przeklętym obrazie, w który wpatrywała się się od dłuższej chwili. Być może przesadzała lub miała zbyt wielkie wymagania wobec tego, co prezentowało się na ścianach wykwintnego dworku, ale ciężko jej było zachować obiektywizm – w głębi duszy wolała, żeby w ramach, zamiast bohomazów Elviry, znajdowały się jej nieco niepokojące dzieła. Efekt, odbiór, byłby podobny, jedynie bardziej znane nazwisko znajdowałoby się w pozłacanych ramach.
she's a mess of gorgeous chaos and you can see it in her eyes.
Nie zgodziłaby się co do tego, że ich rody nie miały ze sobą nic wspólnego. Wszak Selwyni również byli artystami. Fascynowały ich wprawdzie inne dziedziny sztuki, jednak czy teatr i pirotechnika są gorsze, niż tworzone na płótnie obrazy? Wendelina uważała wręcz przeciwnie, jednak Babbette nie podzieliła się z nią tą myślą, aby mogła się wdać z młodą artystką w dyskusję.
Przechyliła delikatnie głowę, słysząc odpowiedź kobiety na zadane jej pytanie. Jej oczy zwęziły się delikatnie.
– A jednak, zamiast delektować się w ciszy sztuką, postanowiłaś się lady odezwać. – Na twarzy Wendeliny pojawił się zawadiacki uśmiech. – Ale tak, prawda, niewielu tu dziś gości; wraz z rodziną również przepadamy za tymi godzinami.
Bliżej prawdy byłoby, gdyby powiedziała, że to rodzina za tymi godzinami przepada, jednak przecież nie wypadało się przyznawać, że sztuka nie leżała wcale wśród jej zainteresowań. A przynajmniej nie zazwyczaj. Dziś lady Selwyn czuła się nią nieco bardziej zaciekawiona, niż w inne dni; długie przebywanie w murach pałacu potrafiło człowieka doprowadzić nawet na taki skraj.
Zawadiacki uśmiech poszerzył się, a Wendelina nieco, tylko odrobinkę, zbliżyła się w stronę Babbette.
– Jesteśmy przyjaciółkami z wyboru nestorów, nie jestem pewna, czy z własnego wyboru, lady Fawley… przynajmniej na razie. Myślę jednak, że tak… byłaby taka możliwość, jeśli ja sama mogłabym cię o coś spytać. Ty pierwsza, Babbette. – Delikatnym gestem dłoni zaprosiła jasnowłosą damę do wyznania, o co tak wstydliwego pragnie się zapytać.
Babbette była dokładnie taka, jaka dama winna być. Niewysoka, drobna, jasnowłosa, zwracająca uwagę swoimi łagodnymi wdziękami. Była nieco młodsza od lady Selwyn, co Wendelina wiedziała doskonale ze szlacheckiego skorowidzu, który w trakcie trwania choroby zdarzyło jej się kilkukrotnie przeglądać, zwracając uwagę szczególnie na te osoby, które mogła spotkać na salonach. Cóż takiego ta młoda dziewczyna, parające się sztuką, mogła chcieć od niej – rodzinnej alchemiczki i powoli starzejącej się damy?
Wendelina skutecznie ukryła jednak błysk ciekawości, który powinien pojawić się jej spojrzeniu. Wciąż były młode, mogły przecież chwilę pocieszyć się chwilą, poczarować słowem, zacząć wić się w zbyt długich, acz figlarnych zdaniach. Zaznajomiona z podstawami poezji, lady Selwyn doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak wielką moc potrafi mieć słowo.
Przechyliła delikatnie głowę, słysząc odpowiedź kobiety na zadane jej pytanie. Jej oczy zwęziły się delikatnie.
– A jednak, zamiast delektować się w ciszy sztuką, postanowiłaś się lady odezwać. – Na twarzy Wendeliny pojawił się zawadiacki uśmiech. – Ale tak, prawda, niewielu tu dziś gości; wraz z rodziną również przepadamy za tymi godzinami.
Bliżej prawdy byłoby, gdyby powiedziała, że to rodzina za tymi godzinami przepada, jednak przecież nie wypadało się przyznawać, że sztuka nie leżała wcale wśród jej zainteresowań. A przynajmniej nie zazwyczaj. Dziś lady Selwyn czuła się nią nieco bardziej zaciekawiona, niż w inne dni; długie przebywanie w murach pałacu potrafiło człowieka doprowadzić nawet na taki skraj.
Zawadiacki uśmiech poszerzył się, a Wendelina nieco, tylko odrobinkę, zbliżyła się w stronę Babbette.
– Jesteśmy przyjaciółkami z wyboru nestorów, nie jestem pewna, czy z własnego wyboru, lady Fawley… przynajmniej na razie. Myślę jednak, że tak… byłaby taka możliwość, jeśli ja sama mogłabym cię o coś spytać. Ty pierwsza, Babbette. – Delikatnym gestem dłoni zaprosiła jasnowłosą damę do wyznania, o co tak wstydliwego pragnie się zapytać.
Babbette była dokładnie taka, jaka dama winna być. Niewysoka, drobna, jasnowłosa, zwracająca uwagę swoimi łagodnymi wdziękami. Była nieco młodsza od lady Selwyn, co Wendelina wiedziała doskonale ze szlacheckiego skorowidzu, który w trakcie trwania choroby zdarzyło jej się kilkukrotnie przeglądać, zwracając uwagę szczególnie na te osoby, które mogła spotkać na salonach. Cóż takiego ta młoda dziewczyna, parające się sztuką, mogła chcieć od niej – rodzinnej alchemiczki i powoli starzejącej się damy?
Wendelina skutecznie ukryła jednak błysk ciekawości, który powinien pojawić się jej spojrzeniu. Wciąż były młode, mogły przecież chwilę pocieszyć się chwilą, poczarować słowem, zacząć wić się w zbyt długich, acz figlarnych zdaniach. Zaznajomiona z podstawami poezji, lady Selwyn doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak wielką moc potrafi mieć słowo.
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Posągową twarz młodszej czarownicy wykrzywił grymas; ledwie dostrzegalne uniesienie brwi i ściągnięcie zaróżowionych od pomady warg było zbyt nagłe, by można było nazwać je uśmiechem, jeden z niewielu prawdziwych momentów.
– Niegrzecznym byłoby zignorować gościa, z którym żyjemy w dobrych relacjach, czyż nie? – zauważyła, przechylając nieco głowę i tym samym wracając spojrzeniem na towarzyszącą jej płomienną piękność. Nie ona była od dywagowania nad relacjami rodów, zawiłościami rodzinnymi i obserwowaniem, z kim warto było utrzymywać pozytywne stosunki, a te zresztą nie leżały w kręgu jej zainteresowania. Odkąd niewymownie uznano, że przestała być cudowną córą, zauważyła, że jej zdanie niekoniecznie się liczyło, co miało tyle samo plusów, co i minusów. Jeżeli Wendy tego chciała, mogły zakończyć rozmowę w tym momencie i traktować się jak powietrze a ona podejrzewała, że żadna z nich nie miałaby ku temu nic przeciwko. Skoro jednak już wdały się ze sobą w interakcję, która zmierzała w ciekawym kierunku... tak jak podejrzewała, nie napotkała odmowy, co uznała za dobry znak, choć zastosowanie na niej takiego samego manewru nieco ją zaskoczyło.
– Naturalnie, Wendelino, możesz pytać o co zechcesz – kurtuazyjne kłamstwo padło z jej ust, chociaż w głębi ducha była wyraźnie zaciekawiona, co też lady Selwyn od niej potrzebowała. Przyjaciółki, czy nie, prośby i pytania dam zadawane sobie wzajemnie po kątach konspiracyjnym szeptem zazwyczaj były intrygujące. To był jeden z niewielu momentów, gdy ukazywały swoje prawdziwe twarze, ze wszystkimi rysami na codziennej masce omamień i bolączkami tego świata a ona nauczyła się zwracać uwagę na te z pozoru nieistotne detale. – Jak wiesz, mój ród zajmuje się sztuką i między innymi wspiera ten cudowny dobytek – przypomniała słowem wstępu, omiatając burżuazyjną salę mało uważnym spojrzeniem. – Powiedzmy, że zbieram opinię od osób odwiedzających, na temat zbioru tutejszych dzieł, dlatego byłabym rada, gdybyś podzieliła się ze mną swoim zdaniem w tej kwestii – oczekiwała, rzecz jasna, szczerej i nielukrowanej odpowiedzi, ale uznała to za taką oczywistość, której chyba nie musiała przypominać. – Nie sądzisz, że niektóre obrazy psują humor? – spytała na koniec wprost, delikatnie manipulując i nakierowując dalszą część rozmowy na temat, który szczególnie ją interesował.
– Niegrzecznym byłoby zignorować gościa, z którym żyjemy w dobrych relacjach, czyż nie? – zauważyła, przechylając nieco głowę i tym samym wracając spojrzeniem na towarzyszącą jej płomienną piękność. Nie ona była od dywagowania nad relacjami rodów, zawiłościami rodzinnymi i obserwowaniem, z kim warto było utrzymywać pozytywne stosunki, a te zresztą nie leżały w kręgu jej zainteresowania. Odkąd niewymownie uznano, że przestała być cudowną córą, zauważyła, że jej zdanie niekoniecznie się liczyło, co miało tyle samo plusów, co i minusów. Jeżeli Wendy tego chciała, mogły zakończyć rozmowę w tym momencie i traktować się jak powietrze a ona podejrzewała, że żadna z nich nie miałaby ku temu nic przeciwko. Skoro jednak już wdały się ze sobą w interakcję, która zmierzała w ciekawym kierunku... tak jak podejrzewała, nie napotkała odmowy, co uznała za dobry znak, choć zastosowanie na niej takiego samego manewru nieco ją zaskoczyło.
– Naturalnie, Wendelino, możesz pytać o co zechcesz – kurtuazyjne kłamstwo padło z jej ust, chociaż w głębi ducha była wyraźnie zaciekawiona, co też lady Selwyn od niej potrzebowała. Przyjaciółki, czy nie, prośby i pytania dam zadawane sobie wzajemnie po kątach konspiracyjnym szeptem zazwyczaj były intrygujące. To był jeden z niewielu momentów, gdy ukazywały swoje prawdziwe twarze, ze wszystkimi rysami na codziennej masce omamień i bolączkami tego świata a ona nauczyła się zwracać uwagę na te z pozoru nieistotne detale. – Jak wiesz, mój ród zajmuje się sztuką i między innymi wspiera ten cudowny dobytek – przypomniała słowem wstępu, omiatając burżuazyjną salę mało uważnym spojrzeniem. – Powiedzmy, że zbieram opinię od osób odwiedzających, na temat zbioru tutejszych dzieł, dlatego byłabym rada, gdybyś podzieliła się ze mną swoim zdaniem w tej kwestii – oczekiwała, rzecz jasna, szczerej i nielukrowanej odpowiedzi, ale uznała to za taką oczywistość, której chyba nie musiała przypominać. – Nie sądzisz, że niektóre obrazy psują humor? – spytała na koniec wprost, delikatnie manipulując i nakierowując dalszą część rozmowy na temat, który szczególnie ją interesował.
she's a mess of gorgeous chaos and you can see it in her eyes.
Wendelina przekrzywiła delikatnie głowę z wyćwiczonym uśmiechem na ustach, nie pozwalając sobie na ani jedno niechciane drgnięcie. Czasem zbyt łatwo dawała wyprowadzić się z równowagi, ale Babette przecież nawet nie starała się tego robić.
– Niegrzecznym, to prawda. Jednak nie sądzi lady, że udawanie niewidomej jest wyrazem wyższej kultury, niźli przyznanie się do tego, że gość, choć przyjazny, nie jest wcale chciany? – Uniosła brew ku górze. Choć w słowach miedzianowłosej brzmiało wyzwanie, pobrzmiewał również żartobliwy ton. Nie przyszła tu wszak z myślą o tym, by rozmawiać z młodą damą, która sama ją zaczepiła; gdyby malarka przeszła za nią, przecież nawet by jej nie zauważyła.
Uśmiechnęła się nieco szerzej, słysząc zapewnienie lady Fawley. Zgodnie jednak z tym, co obiecała, pozwoliła Babette zadać pytanie w pierwszej kolejności. Kiwała grzecznie głową, w pełni zdając sobie sprawę z tego, że znajduje się w przybytku zaopiekowanym przez jej rodzinę. Nie wątpiła, że jasnowłosa ma z tego powodu do miejsca pewne przywiązanie i rozumiała je, choć jednocześnie tkwiła w głębokim przekonaniu, że muzeum prowadzone przez jej rodzinę jest nie tylko zdecydowanie bardziej unikatowym miejscem, ale również miejscem wnoszącym zdecydowanie więcej do świata magicznej kultury i wiedzy. Wszak pirotechnika była nie tylko sztuką, ale również historią magii i zaczarowanych wynalazków. Oczywiście nie miała zamiaru z tą myślą dzielić się z towarzyszką.
– Och, lady Fawley, obawiam się, że malarstwo nie ma w sobie wystarczająco sił, by popsuć mi humor. Nie rozum mnie źle, Babette, piękno sztuki potrafi go poprawić, doceniam umiejętność kreacji i tworzenia, wszak sama, w pewnym sensie, jestem artystką, jednak głęboko wierzę w to, że mamy pewną kontrolę nad własnymi emocjami i nie mam zamiaru pozwalać, by obraz go popsuł. Przyznaję jednak, dostrzegłam pewne… drobne odstępstwa od jakości w przypadku niektórych dzieł. Nie brakuje tu jednak również tych dobrych. Wiedz jednak, że nie posiadłam nigdy większej wiedzy, niż ta wymagana, jak sama rozumiesz. Jeśli więc masz tu swoje sympatie i antypatię… chętnie posłucham, które i dlaczego lady sobie ceni? Albo i nie?
Kimże by była, gdyby pozwalała, aby jakiś malunek na płótnie psuł jej nastrój? Nie upadła wszak tak nisko. Nie miało to przecież żadnego znaczenia. A jeśli coś psuło jej regularnie humor to konieczność regularnego odwiedzania tego typu miejsc, gdy mogła zajmować się czymś zdecydowanie bardziej intrygującym. Tym razem jednak wizyta może i sprawi lady Selwyn odrobinę radości… jeśli ta zna odpowiedź na jej pytanie. Albo jeśli przynajmniej spróbuje jej znaleźć odpowiedź.
– Jak się umówiłyśmy, lady – powiedziała, ponownie używając konspiracyjnego szeptu. – teraz moja kolej na zadanie pytania. Czy wie lady, gdzie znajdę obraz przedstawiającą wigilijną noc świąt z 1823 roku? Według moich informacji… w tej galerii takie właśnie dzieło powinno się znajdować i moje serce pragnęło je dziś ujrzeć, jednak nie mogę go znaleźć. – Westchnęła przeciągle. Tak artystyczna dusza, jak lady Fawley na pewno zrozumie pragnienie serca Wendeliny, czyż nie?
– Niegrzecznym, to prawda. Jednak nie sądzi lady, że udawanie niewidomej jest wyrazem wyższej kultury, niźli przyznanie się do tego, że gość, choć przyjazny, nie jest wcale chciany? – Uniosła brew ku górze. Choć w słowach miedzianowłosej brzmiało wyzwanie, pobrzmiewał również żartobliwy ton. Nie przyszła tu wszak z myślą o tym, by rozmawiać z młodą damą, która sama ją zaczepiła; gdyby malarka przeszła za nią, przecież nawet by jej nie zauważyła.
Uśmiechnęła się nieco szerzej, słysząc zapewnienie lady Fawley. Zgodnie jednak z tym, co obiecała, pozwoliła Babette zadać pytanie w pierwszej kolejności. Kiwała grzecznie głową, w pełni zdając sobie sprawę z tego, że znajduje się w przybytku zaopiekowanym przez jej rodzinę. Nie wątpiła, że jasnowłosa ma z tego powodu do miejsca pewne przywiązanie i rozumiała je, choć jednocześnie tkwiła w głębokim przekonaniu, że muzeum prowadzone przez jej rodzinę jest nie tylko zdecydowanie bardziej unikatowym miejscem, ale również miejscem wnoszącym zdecydowanie więcej do świata magicznej kultury i wiedzy. Wszak pirotechnika była nie tylko sztuką, ale również historią magii i zaczarowanych wynalazków. Oczywiście nie miała zamiaru z tą myślą dzielić się z towarzyszką.
– Och, lady Fawley, obawiam się, że malarstwo nie ma w sobie wystarczająco sił, by popsuć mi humor. Nie rozum mnie źle, Babette, piękno sztuki potrafi go poprawić, doceniam umiejętność kreacji i tworzenia, wszak sama, w pewnym sensie, jestem artystką, jednak głęboko wierzę w to, że mamy pewną kontrolę nad własnymi emocjami i nie mam zamiaru pozwalać, by obraz go popsuł. Przyznaję jednak, dostrzegłam pewne… drobne odstępstwa od jakości w przypadku niektórych dzieł. Nie brakuje tu jednak również tych dobrych. Wiedz jednak, że nie posiadłam nigdy większej wiedzy, niż ta wymagana, jak sama rozumiesz. Jeśli więc masz tu swoje sympatie i antypatię… chętnie posłucham, które i dlaczego lady sobie ceni? Albo i nie?
Kimże by była, gdyby pozwalała, aby jakiś malunek na płótnie psuł jej nastrój? Nie upadła wszak tak nisko. Nie miało to przecież żadnego znaczenia. A jeśli coś psuło jej regularnie humor to konieczność regularnego odwiedzania tego typu miejsc, gdy mogła zajmować się czymś zdecydowanie bardziej intrygującym. Tym razem jednak wizyta może i sprawi lady Selwyn odrobinę radości… jeśli ta zna odpowiedź na jej pytanie. Albo jeśli przynajmniej spróbuje jej znaleźć odpowiedź.
– Jak się umówiłyśmy, lady – powiedziała, ponownie używając konspiracyjnego szeptu. – teraz moja kolej na zadanie pytania. Czy wie lady, gdzie znajdę obraz przedstawiającą wigilijną noc świąt z 1823 roku? Według moich informacji… w tej galerii takie właśnie dzieło powinno się znajdować i moje serce pragnęło je dziś ujrzeć, jednak nie mogę go znaleźć. – Westchnęła przeciągle. Tak artystyczna dusza, jak lady Fawley na pewno zrozumie pragnienie serca Wendeliny, czyż nie?
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
– Wendelino, chyba powinnam się obrazić za podobną insynuację – stwierdziła w odpowiedzi z całkowitą powagą, choć kącik ust drgał z rozbawienia. Podjęła rzuconej rękawicy, bo tak właśnie potraktowała zaczepkę ze strony lady Selwyn, i zamierzała kontynuować dyskusję w narzuconym przez nią tonie. – Jednak przyznaję, niewidomość czasami się przydaje... lub zawoalowane danie do zrozumienia, że nie jest się mile widzianym; co kto woli, zarówno jedno, jak i drugie, jest niestosowne – ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie zrobił żadnej z tych rzeczy. W świecie arystokracji rządził fałsz, wymuszone uprzejmości, zmuszanie się do kurtuazyjnych pogawędek, których nie cierpiała i najczęściej po prostu ich unikała. Nie była duszą towarzystwa, a wszystko mogła zrzucić na karb artyści są przecież inni, choć jeśli chciała w przyszłości zbudować swoją renomę jako mecenaska sztuki, otworzyć własną galerię, to granie w tę grę było nieuniknione. Póki co, wegetowała. Dochodziła do siebie po kolejnym ataku choroby, nie przemęczała się i raczej ostrożnie planowała dni, które najprawdopodobniej miała spędzić na nadchodzącym festiwalu. Istne piekło na ziemi.
– Powiem wprost, Wendelino, nie cierpię tego obrazu i upewniam się, że nie tylko ja mam z nim kłopot – zanim odpowiedziała, dyskretnie rozejrzała się po pomieszczeniu a potem nachyliła w stronę lady. Mimo wszystko nie potrzebowała problemów, a samo wygłoszenie tak bezczelnej, bezpośredniej uwagi mogło jej ich narobić. Rozumiała jednak podejście rudowłosej czarownicy, brak wrażliwości na piękno obrazów, lecz była w tym prosta zasada: otaczanie się ładnymi rzeczami wpływało na dobry nastrój, otaczanie się tymi niekoniecznie przyjaznymi dla oka, psuło. – Właścicielka przybytku próbuje swoich sił, nie przyjmuje uwag i sugestii – dodała w ramach wyjaśnienia, chociaż miała wrażenie, że kto był bardziej zainteresowany, ten znał Elvirę i jej charakter. Prośba towarzyszki nie była zaskakująca, bardziej intrygująca.
– Dlaczego akurat ten obraz? – spytała najpierw. – Powinien być w ostatniej sali, o ile Elvira, właścicielka, nie zastąpiła go swoim – westchnęła cicho, w wyrazie artystycznego bólu odwracając się do oglądanego wcześniej dzieła plecami. – Zaprowadzę cię – zaproponowała, subtelnym skinieniem wskazując kierunek.
– Powiem wprost, Wendelino, nie cierpię tego obrazu i upewniam się, że nie tylko ja mam z nim kłopot – zanim odpowiedziała, dyskretnie rozejrzała się po pomieszczeniu a potem nachyliła w stronę lady. Mimo wszystko nie potrzebowała problemów, a samo wygłoszenie tak bezczelnej, bezpośredniej uwagi mogło jej ich narobić. Rozumiała jednak podejście rudowłosej czarownicy, brak wrażliwości na piękno obrazów, lecz była w tym prosta zasada: otaczanie się ładnymi rzeczami wpływało na dobry nastrój, otaczanie się tymi niekoniecznie przyjaznymi dla oka, psuło. – Właścicielka przybytku próbuje swoich sił, nie przyjmuje uwag i sugestii – dodała w ramach wyjaśnienia, chociaż miała wrażenie, że kto był bardziej zainteresowany, ten znał Elvirę i jej charakter. Prośba towarzyszki nie była zaskakująca, bardziej intrygująca.
– Dlaczego akurat ten obraz? – spytała najpierw. – Powinien być w ostatniej sali, o ile Elvira, właścicielka, nie zastąpiła go swoim – westchnęła cicho, w wyrazie artystycznego bólu odwracając się do oglądanego wcześniej dzieła plecami. – Zaprowadzę cię – zaproponowała, subtelnym skinieniem wskazując kierunek.
she's a mess of gorgeous chaos and you can see it in her eyes.
Porzucając temat grzeczności i niegrzeczności, miłego lub niemiłego widzenia innych, Wendelina skupiła się na sztuce, co wcale nie zdarzało jej się aż tak znów często.
W przeciwieństwie do Babette, lady Selwyn wegetowania miała co najmniej dość. Miesiące choroby, która trzymała ją w pałacowych murach, nie były niczym przyjemnym. Dlatego też, chociaż wizyta w galerii sztuki nie była szczytem jej marzeń, cieszyła się i z tego wyjścia. Nie mogła się jednak doczekać, kiedy w końcu będzie mogła wpaść w wir nauki: odwiedzać konferencję, spotykać się z naukowcami, szukać i rozwiązywać zagadki wszechświata. To była jej poezja; nie malunki wiszące na ścianach, nie wnoszące jej zdaniem wiele ponad aspekty estetyczne, choć i te bywały wątpliwe, biorąc pod uwagę obraz, o którym lady Fawley chciała mówić, nawet jeśli Wendelinę wcale to nie interesowało.
– Cenię sobie kobiety z konkretnym zdaniem, Babette. – Kiwnęła głową z uznaniem, choć po prawdzie naprawdę jej to nie interesowało. Westchnęła przeciągle na jej dalsze słowa. – A lady rodzina nie może z nią na ten temat… cóż, porozmawiać? Zatrudnić kogoś innego? – spytała łagodnie, choć w myślach wcale tak łagodna nie była.
W końcu cóż to za rodzina, która patronując swoim nazwiskiem nad jakimś przybytkiem, nie potrafiła poradzić sobie z szanowną artystką? Jak się na takich mówiło? Gdyby kobieta pisała, można byłoby nazwać ją grafomanką, jednak Wendelina nie miała pojęcia, jaki jest ekwiwalent tego słowa w kontekście sztuki.
– Jest na nim coś… interesującego, a przynajmniej powinno – rzekła lady Selwyn. – Powiem ci, lady Falwy, gdy już do niego dotrzemy.
Podążyła za Babette. Na jej szczęście okazało się, że obraz wciąż wisiał tam, gdzie powinien. Lady Selwyn musiała powstrzymać się siłą woli, aby nie podejść do niego zbyt szybko i aby nie zacząć go dotykać, próbując przyjrzeć mu się dokładnie. W pierwszej chwili nie wypowiedziała ani słowa, przyglądając się dziełu.
Obraz przedstawiał zimowy, nocny pejzaż. Nie wyróżniałby się niczym szczególnym, gdyby nie kometa, która znajdowała się na jego nieboskłonie. Wendelina westchnęła, jakby z zachwytu, uważnie przyglądając się pracy.
– Lady Fawley, znasz może kogoś, kto byłby w stanie stworzyć mi dokładną replikę? – spytała niemal od razu. Jej zdecydowany głos ciął powietrze. Dopiero po chwili Wendelina zorientowała się, że nie było to chyba do końca na miejscu, zważając też na to, że rozmawiała przecież z łagodną, artystyczną duszą. Dlatego już po chwili zeszła z tonu: – Ach, wybacz mi, Babette i pozwól, że ci wyjaśnię… Ten obraz przedstawia kometę, która była widziana jeden, jedyny raz pod koniec w 1823 roku i według naszych obliczeń już więcej nie powróci. Znalazłam informacje o tym dziele w jednej z alchemicznych ksiąg, według której został on stworzony przez astronoma i malarza w jednym, który dzięki swojej wiedzy i wyjątkowemu oku był w stanie uchwycić coś, czego teleskopy nie były w stanie… Niestety, nie znalazłam jego reprodukcji. Widzisz, lady, tę gwiazdę tutaj? To nie gwiazda. To inna, mniejsza kometa, która pojawiła się w tym samym czasie, lecz nie została dostrzeżona przez żadnego innego astronoma…To, w połączeniu z tym układem gwiazd… To prawdziwie niepowtarzalna sytuacja, a sztuka, Babette, była nam tak łaskawa, że pozwala nam spoglądać w przeszłość nawet po takim czasie.
Być może wywód ten znudzi młodą lady Fawley, jednak zachwycona Wendelina nie miała zamiaru się tym przejmować, opowiadając głosem pełnym pasji.
W przeciwieństwie do Babette, lady Selwyn wegetowania miała co najmniej dość. Miesiące choroby, która trzymała ją w pałacowych murach, nie były niczym przyjemnym. Dlatego też, chociaż wizyta w galerii sztuki nie była szczytem jej marzeń, cieszyła się i z tego wyjścia. Nie mogła się jednak doczekać, kiedy w końcu będzie mogła wpaść w wir nauki: odwiedzać konferencję, spotykać się z naukowcami, szukać i rozwiązywać zagadki wszechświata. To była jej poezja; nie malunki wiszące na ścianach, nie wnoszące jej zdaniem wiele ponad aspekty estetyczne, choć i te bywały wątpliwe, biorąc pod uwagę obraz, o którym lady Fawley chciała mówić, nawet jeśli Wendelinę wcale to nie interesowało.
– Cenię sobie kobiety z konkretnym zdaniem, Babette. – Kiwnęła głową z uznaniem, choć po prawdzie naprawdę jej to nie interesowało. Westchnęła przeciągle na jej dalsze słowa. – A lady rodzina nie może z nią na ten temat… cóż, porozmawiać? Zatrudnić kogoś innego? – spytała łagodnie, choć w myślach wcale tak łagodna nie była.
W końcu cóż to za rodzina, która patronując swoim nazwiskiem nad jakimś przybytkiem, nie potrafiła poradzić sobie z szanowną artystką? Jak się na takich mówiło? Gdyby kobieta pisała, można byłoby nazwać ją grafomanką, jednak Wendelina nie miała pojęcia, jaki jest ekwiwalent tego słowa w kontekście sztuki.
– Jest na nim coś… interesującego, a przynajmniej powinno – rzekła lady Selwyn. – Powiem ci, lady Falwy, gdy już do niego dotrzemy.
Podążyła za Babette. Na jej szczęście okazało się, że obraz wciąż wisiał tam, gdzie powinien. Lady Selwyn musiała powstrzymać się siłą woli, aby nie podejść do niego zbyt szybko i aby nie zacząć go dotykać, próbując przyjrzeć mu się dokładnie. W pierwszej chwili nie wypowiedziała ani słowa, przyglądając się dziełu.
Obraz przedstawiał zimowy, nocny pejzaż. Nie wyróżniałby się niczym szczególnym, gdyby nie kometa, która znajdowała się na jego nieboskłonie. Wendelina westchnęła, jakby z zachwytu, uważnie przyglądając się pracy.
– Lady Fawley, znasz może kogoś, kto byłby w stanie stworzyć mi dokładną replikę? – spytała niemal od razu. Jej zdecydowany głos ciął powietrze. Dopiero po chwili Wendelina zorientowała się, że nie było to chyba do końca na miejscu, zważając też na to, że rozmawiała przecież z łagodną, artystyczną duszą. Dlatego już po chwili zeszła z tonu: – Ach, wybacz mi, Babette i pozwól, że ci wyjaśnię… Ten obraz przedstawia kometę, która była widziana jeden, jedyny raz pod koniec w 1823 roku i według naszych obliczeń już więcej nie powróci. Znalazłam informacje o tym dziele w jednej z alchemicznych ksiąg, według której został on stworzony przez astronoma i malarza w jednym, który dzięki swojej wiedzy i wyjątkowemu oku był w stanie uchwycić coś, czego teleskopy nie były w stanie… Niestety, nie znalazłam jego reprodukcji. Widzisz, lady, tę gwiazdę tutaj? To nie gwiazda. To inna, mniejsza kometa, która pojawiła się w tym samym czasie, lecz nie została dostrzeżona przez żadnego innego astronoma…To, w połączeniu z tym układem gwiazd… To prawdziwie niepowtarzalna sytuacja, a sztuka, Babette, była nam tak łaskawa, że pozwala nam spoglądać w przeszłość nawet po takim czasie.
Być może wywód ten znudzi młodą lady Fawley, jednak zachwycona Wendelina nie miała zamiaru się tym przejmować, opowiadając głosem pełnym pasji.
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
– Cóż, może masz rację – westchnęła z nieskrywaną ironią, ale ostatecznie porzuciła temat właścicielki dobytku. Ile to rozmów przeprowadzono, ile sugestii poczyniono... może i jej ród był uważany za największe wsparcie dla artystów, filantropów, lecz to nie zobowiązywało ich do kupowania galerii, zmieniania ich właścicieli; wbrew pozorom w tym akurat nie mieli interesu, zwłaszcza teraz, gdy czasy były dość niepewne. Znacznie zresztą prościej było zainwestować w kupno lokalu i postawieniu galerii od nowa, niż poprawianiu średniego wrażenia, które robiły dzieła i zachowanie Elviry. Porzuciła jednak ten temat. Znacznie bardziej zainteresowała ją kwestia poszukiwanego przez Wendelinę obrazu a słysząc opowiedzianą ciekawostkę, zamilkła na moment. W głębi duszy musiała przyznać, że nie spotkała się z podobną hipotezą w źródłach dotyczących sztuki, jak i nie zwróciła nigdy uwagi na tak drobny detal, ale nie za bardzo rozumiała w jaki sposób obraz miałby przyczynić się do rozwikłania zagadki przelotu tajemniczej komety. Jej pytanie, choć bardzo bezpośrednie, wcale nie było rażące; nie odpowiedziała jednak od razu.
– Uchwycił okiem to, czego nikt nie uchwycił patrząc przez teleskop? – wtrąciła skonsternowana, lecz nie znała się na astronomii. Oczywiście artyści zawsze dostrzegali więcej, na pozór nieistotne dla innych szczegóły, więc może nie było to tak nieprawdopodobne, jak brzmiało. – I co to zmienia w zaistniałej sytuacji? W jaki sposób ten obraz przyczynia się do rozwiązania niespotykanego zjawiska? – przelotu komety z początku lipca na własne oczy nie widziała, pogrążona wtedy gorszym samopoczuciem. Słyszała jednak historie i różnego rodzaju opowieści z mchu i paproci, które wydawały się tak absurdalne, że aż niemożliwe. – Mam kilka nazwisk w zanadrzu, które chętnie by dorzuciły kilka galeonów do sakiewki; ewentualnie, mogę zrobić to sama, w ten sposób przyczyniając się do odkrycia kolejnej anomalii – zasugerowała, dopiero teraz wracając do pytania lady Selwyn. Obraz sam w sobie nie był ani skomplikowany ani ogromnych rozmiarów, które wydłużałyby czas malowania w nieskończoność. Wprawdzie miała zająć się portretami latorośli rodu Burke, ale kwestia terminu była w tym przypadku płynna.
– Na mnie pora, Wendelino, dopóki nie otrzymasz reprodukcji, oryginał nigdzie się stąd nie wybiera – dodała na koniec. W gruncie rzeczy mogliby wypożyczyć oryginał, lecz to nie leżało w jej gestii. Pożegnawszy się, opuściła powolnym krokiem galerię.
zt
– Uchwycił okiem to, czego nikt nie uchwycił patrząc przez teleskop? – wtrąciła skonsternowana, lecz nie znała się na astronomii. Oczywiście artyści zawsze dostrzegali więcej, na pozór nieistotne dla innych szczegóły, więc może nie było to tak nieprawdopodobne, jak brzmiało. – I co to zmienia w zaistniałej sytuacji? W jaki sposób ten obraz przyczynia się do rozwiązania niespotykanego zjawiska? – przelotu komety z początku lipca na własne oczy nie widziała, pogrążona wtedy gorszym samopoczuciem. Słyszała jednak historie i różnego rodzaju opowieści z mchu i paproci, które wydawały się tak absurdalne, że aż niemożliwe. – Mam kilka nazwisk w zanadrzu, które chętnie by dorzuciły kilka galeonów do sakiewki; ewentualnie, mogę zrobić to sama, w ten sposób przyczyniając się do odkrycia kolejnej anomalii – zasugerowała, dopiero teraz wracając do pytania lady Selwyn. Obraz sam w sobie nie był ani skomplikowany ani ogromnych rozmiarów, które wydłużałyby czas malowania w nieskończoność. Wprawdzie miała zająć się portretami latorośli rodu Burke, ale kwestia terminu była w tym przypadku płynna.
– Na mnie pora, Wendelino, dopóki nie otrzymasz reprodukcji, oryginał nigdzie się stąd nie wybiera – dodała na koniec. W gruncie rzeczy mogliby wypożyczyć oryginał, lecz to nie leżało w jej gestii. Pożegnawszy się, opuściła powolnym krokiem galerię.
zt
she's a mess of gorgeous chaos and you can see it in her eyes.
Na całe szczęście Babette postanowiła nie rozwodzić się dłużej na temat nieudanej artystki. Jakiż był w tym wszak sens? Jeśli kobieta nie potrafiła malować, jej rodzina po prostu winna przestać ją wspierać. Może zaś reprezentowała swoją osobą inne przymioty, o których Babette nie wiedziała? Jej wpływy i koneksje mogły być istotniejsze, niż krzywo namalowane obrazy, które i tak nieszczególnie lady Selwyn interesowały, a jeśli tak było, to alchemiczka była w stanie zrozumieć, czemu krewni lady Fawley zostawili ją na stanowisku, pozwalając wystawiać jej prace. Być może młoda dama nie była zbyt dobrze poinformowana, choćby z racji na swą płeć, wiek, czy słabości charakteru?
Temat obrazu, do którego została przyprowadzona, interesował ją zdecydowanie bardziej. Pokiwała więc głową, odpowiadając:
— Nie często się to zdarza, lady Fawley, ale jednak… Czasem soczewka teleskopu, nawet najlepszego, nie jest w stanie ujrzeć wszystkiego, a ludzkie oko i tak ją przewyższa. Choć nauka jest piękna sama w sobie, jej technologie nie pozostają bezbłędne — wyjaśniła. — Chodzi lady o obecną kometę? Och, proszę tego ze sobą nie łączyć, to wszak dwa inne zjawiska astronomiczne. To, co dzieje się obecnie na niebie jest fascynujące, przyznaję nawet, że bardziej, niż wydarzenia z 1823 roku. Prawdą jest jednak, że badanie różnorodnych zjawisk astronomicznych może nam, Babette, pozwolić na lepsze zrozumienie innych; każda wiedza jest cenna, bo pozwala nam lepiej zrozumieć harmonie i matematykę, które skrywa przed nami niebo.
Zamyśliła się na chwilę. Przyznać musiała, że wolałaby, by tworzeniem reprodukcji zajmował się ktoś, kogo umiejętności i wiedzę zna. O lady Fawley nie wiedziała zbyt wiele, jednak przebyta rozmowa pozwoliła Wendelinie poznać jej spojrzenie na rzeczywistość, co potencjalnie ułatwiało pracę. Pojawiał się jednak jeden problem…
— Rozumiem, Babette. Przyznam, że z radością zleciłabym stworzenie takiej reprodukcji tobie, jednak zależałoby mi na dokładnym odwzorowaniu nieba… jak możesz się domyślić. Przemyśl więc może, czy zechciałabyś poświęcić trochę czasu na poznanie podstaw wiedzy w tej materii; jeśli będziesz chciała, z radością sama przekaże ci informacje, konieczne w przypadku do odpowiedniego skopiowania gwiazd i komety. Nie wątpię w twe umiejętności artystyczne, jednak w przypadku astronomii każdy milimetr przy kopiowaniu obrazu może mieć znaczenie — wyjaśniła, gdy lady Fawley już odchodziła. Pozostanie jej najwyżej czekanie na wiadomość z jej strony. Wypożyczać obrazu zaś nie miała zamiaru; preferowała posiadanie swojej własnej kopii.
| zt
Temat obrazu, do którego została przyprowadzona, interesował ją zdecydowanie bardziej. Pokiwała więc głową, odpowiadając:
— Nie często się to zdarza, lady Fawley, ale jednak… Czasem soczewka teleskopu, nawet najlepszego, nie jest w stanie ujrzeć wszystkiego, a ludzkie oko i tak ją przewyższa. Choć nauka jest piękna sama w sobie, jej technologie nie pozostają bezbłędne — wyjaśniła. — Chodzi lady o obecną kometę? Och, proszę tego ze sobą nie łączyć, to wszak dwa inne zjawiska astronomiczne. To, co dzieje się obecnie na niebie jest fascynujące, przyznaję nawet, że bardziej, niż wydarzenia z 1823 roku. Prawdą jest jednak, że badanie różnorodnych zjawisk astronomicznych może nam, Babette, pozwolić na lepsze zrozumienie innych; każda wiedza jest cenna, bo pozwala nam lepiej zrozumieć harmonie i matematykę, które skrywa przed nami niebo.
Zamyśliła się na chwilę. Przyznać musiała, że wolałaby, by tworzeniem reprodukcji zajmował się ktoś, kogo umiejętności i wiedzę zna. O lady Fawley nie wiedziała zbyt wiele, jednak przebyta rozmowa pozwoliła Wendelinie poznać jej spojrzenie na rzeczywistość, co potencjalnie ułatwiało pracę. Pojawiał się jednak jeden problem…
— Rozumiem, Babette. Przyznam, że z radością zleciłabym stworzenie takiej reprodukcji tobie, jednak zależałoby mi na dokładnym odwzorowaniu nieba… jak możesz się domyślić. Przemyśl więc może, czy zechciałabyś poświęcić trochę czasu na poznanie podstaw wiedzy w tej materii; jeśli będziesz chciała, z radością sama przekaże ci informacje, konieczne w przypadku do odpowiedniego skopiowania gwiazd i komety. Nie wątpię w twe umiejętności artystyczne, jednak w przypadku astronomii każdy milimetr przy kopiowaniu obrazu może mieć znaczenie — wyjaśniła, gdy lady Fawley już odchodziła. Pozostanie jej najwyżej czekanie na wiadomość z jej strony. Wypożyczać obrazu zaś nie miała zamiaru; preferowała posiadanie swojej własnej kopii.
| zt
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Galeria sztuki
Szybka odpowiedź