Bertie Bott
AutorWiadomość
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Wszystko zaczęło się od tego głupiego filmu na który mama nie chciała go puścić. Nie chciała puścić na niego też Matta i Oliego, ale tata przekonał ją, że starsi chłopcy i tak pójdą i lepiej mieć nad tym jakąś choć pozorną kontrolę zamiast po fakcie wymyślać im karę. Bertie co prawda nie miał pojęcia o czym miał być mugolski film Pogrzeb o północy, ale skoro starsi kuzyni tak się na niego cieszyli to on też chciał iść - i nic z tego! Spędził ten wieczór z własnym nieszczęściem i kilkoma zabawkami dla pocieszenia. Na szczęście mama już mu zszyła Frederica, pluszową mysz która uciekała i siedmiolatek musiał ją gonić, a potem wypuszczał i zabawa zaczynała się na nowo - która była jego ulubioną zabawką w tym okresie. Na początku wakacji Matt oderwał Fredericowi głowę, bo Bertie na niego naskarżył, że Matt po jakiejś zabawie zabrał mu jego knuty które Bertie oszczędzał na podróż do kosmosu i jeszcze twierdził, że wcale ich nie kradnie tylko je wygrał. Potem mama coś krzyczała o dzieciach i hazardzie ale Bertie nie bardzo rozumiał.
Wracając jednak do tematu, wszystko zaczęło się od filmu. Po nim dwaj starsi kuzyni nabrali jakiegoś pociągu do strasznych opowieści i od tej pory co chwila opowiadali o inferiusach - czasami używając mugolskiego określenia “zombie” czy “żywe trupy”, któregoś razu nawet wmówili małemu Bertiemu, że ciocia Fiona to inferius i kiedy ciągnie go za policzki to tak naprawdę chce mu urwać ich kawałek i ten kawałek małego chłopca zjeść. Tym oto sposobem najodważniejszego siedmiolatka w Londynie trzeba było wyciągać spod kanapy w dzień rodzinnego obiadu organizowanego przez mamę.
Jeszcze przez wiele lat Bertie nie mógł zaufać cioci Fionie.
Kiedy zombie wybito całej trójce z głowy, przyszedł czas na klauny. Opowieść o klaunie z Wesołego Miasteczka który oszalał, zasmakował w dziecięcych ozorkach, wygryzał języki wszystkim dzieciom jakie napotkał na swojej drodze i którego magiczna policja wciąż nie mogła znaleźć - całkowicie zepsuła jedno z rodzinnych wyjść. Dodatkowo po niej pojawiły się opowieści o innym klaunie, który czai się w lesie, ma ze sobą latające baloniki i ten w odmianie do klauna z wesołego miasteczka żywi się gałkami ocznymi.
Po tym wydarzeniu pojawiła się chwila spokoju, domowa awantura i tygodniowy szlaban na wszystko na co da się dostać szlaban trochę uspokoiła kreatywnych jedenastolatków na niecały miesiąc. Ich tak, siedmiolatka jednak nie do końca, bo i przez kilka długich tygodni biegał on nocami do rodziców przekonany, że kolejna sąsiadka jest zombie, a w lesie na pewno czai się na niego klaun. Z jakiejś przyczyny starszych chłopców bardzo to bawiło - w szczególności kiedy małemu Bottowi należało pokazać, że kolejna pani z domku obok jest zwyczajnym człowiekiem i za rękę go do niej zaprowadzić i przeprosić za dziwne zachowanie Bertiego i nazywanie jej trupem. Trzeba było bardzo długiej rozmowy z obojgiem rodziców, żeby przekonać chłopca, że wszystkie te opowieści to tak naprawdę wymysły, głupie kłamstwa, że nie musi, a nawet nie powinien w to wierzyć i, że w okolicy swojego domu na pewno jest bezpieczny.
Uspokojony - choć na wszelki wypadek i tak unikał większości starszych pań w okolicy - postanowił, że już nigdy w nic starszym kuzynom nie uwierzy.
Trwał więc w tym postanowieniu. no, może tylko troszkę nadal się bał, ale przecież miał być odważny, więc już się do lęku nie przyznawał. Tak czy inaczej jak to nie raz latem bywało, w końcu rodzice wyszli razem, kilkulatka pozostawiając pod opieką jednego z kuzynów, przed wyjściem wymieniając całą listę zasad i zakazów. Byli szczególnie poddenerwowani, powtórzyli Mattowi po raz kolejny, że mają póki co zakaz wychodzenia dalej niż przed dom - ten zakaz obowiązywał już od tygodnia i w sumie to Bertie i tak nie mógł sam jakoś daleko chodzić, ale nie rozumiał czemu nie mógł chodzić nawet z Anią czy którymś z kuzynów. Dlaczego nikt nie powiedział Bertiemu o zagrożeniu? Po pierwsze siedmiolatek raczej sam z siebie nie łamał zakazów, i bez tego ładował się w wystarczającą ilość tarapatów. Po drugie po lękowej traumie jaką zapewnili mu kuzyni, rodzice doszli do wniosku, że nowy potwór do kolekcji wcale nie jest mu potrzebny. Pilnowali więc dzieci trochę bardziej i ufali starszym, częściej z resztą pilnowała go Anastasia która choć była starsza tylko o dwa lata, wykazywała się o wiele większym rozsądkiem niż pozostała trójka razem wzięta.
Tutaj wspomnieć należy, iż większość sześciolatków przeżywa swój drugi w życiu bunt. W wypadku Bertiego ten okres trwał troszkę dłużej niż normalnie. Dzieci w tym wieku bywają szczególnie energiczne, szczególnie egocentryczne, niechętne do uznawania jakichkolwiek autorytetów, wybuchowe i jeszcze bardziej emocjonalne niż normalnie. Bertie wcale nie był wyjątkiem i choć lasu i tak nie lubił (nie wierzył już w klauny, ale nie miał ochoty ryzykować, że ktoś mu zje gałki oczne, w końcu bez gałek ocznych nie można widzieć, a Bertie bardzo lubi widzieć świat). Kiedy jednak nasłuchał się tylu zakazów, jego wewnętrzna potrzeba buntu rosła i ciągle powtarzał, że nie można mu tak ciągle zabraniać i, że on chce do lasu. Bo tak.
Druga informacja o siedmioletnim Bertiem - cholernie trudno się go pozbyć. Większości małych dzieci wystarczy dać jakąś głupią zabawkę i już bawią się same. Nie Bertie, młody Bott lubi mieć towarzystwo zawsze i wszędzie, lubi mieć do kogo mówić, często wystarcza mu do tego celu rodzic czy starsza siostra. Tych jednak nie ma, Anna u koleżanki, rodzice na wyjeździe, a w całym domu tylko Matt który ewidentnie nie ma zamiaru gonić z nim Frederica ani ganiać się z Bertiem latającym na dziecięcej miotle. Wielka szkoda, gdyż byłaby to na pewno przednia zabawa. Nie chce też iść do lasu.
- W lesie są wielkie aktomantule. Zjadłyby cię i nawet by tego nie poczuły. - tylko że Bertie nie wierzył - niby czemu miałby wierzyć, skoro Matt opowiadał mu o zombie i o innych potworach które nie są prawdziwe? Bo mama nigdy nie kłamie więc na pewno nie są prawdziwe. Znaczy o inferiusach powiedziała tylko, że na pewno nie ma ich w okolicy ale skoro mama jest pewna to on jej wierzy. No i przecież tata by je przegonił gdyby były - obiecał mu to.
- Nie ma, mama mówiła że nie ma tu potworów.
- Akromantula to nie potwór, to pająk taki jak ty tylko razy trzy albo i większy. - kuzyn rozłożył ręce żeby pokazać jaki wielki i Bertie na chwilę się wystraszył ale po chwili się jednak obraził, że znowu się z niego tu naśmiewają i na pewno to kłamstwa a Matt po prostu chce go spławić i tyle. No to najpierw się obraził, ale potem mu przyszło do głowy, że udowodni, że żadnego wielkiego pająka nie ma i że jest odważny to mu starsi przestaną dokuczać.
Ucieczka z domu budziła w chłopcu duże emocje. To nie tak, żeby robił coś wyjątkowego, zazwyczaj nie było problemu z tym żeby wyszedł przed dom. Problem polegał na tym, że dzisiaj ZABRONIONO MU wychodzić. Szedł więc na palcach, cicho jak mysz i w ogóle. Nie, żeby kuzyn i tak był zajęty myszkowaniem za lodami (Bertie też zjadłby lody, ale jest zbyt obrażony żeby dołączyć do myszkowania), w każdym razie małemu Bottowi udało się wyjść z domu i pobiec do lasu.
Było jeszcze jasno - latem jak wiadomo dzień jest dłuższy, a nasz siedmiolatek nie był jeszcze śpiący, więc wieczór nie mógł być jakoś szalenie późny. Jasność ta trochę pomogła Bertiemu przezwyciężyć pierwszy lęk, kiedy stanął na skraju lasu i w sumie to był pewien, że za chwilę pojawi się klaun, który wyjada dzieciom gałki oczne. Z tym przestrachem w pierwszej chwili postanowił, że rozsądnie będzie iść z zamkniętymi mocno oczami, bo wtedy klaun nic mu nie zrobi - pierwszy upadek szybko zmienił jego rozumowanie. Poza tym mama mówi, że krwiożerczy klaun nie istnieje, a tata że gdyby istniał to by go przegonił. A jednak Bertie trochę się bał, więc kiedy wstał odwrócił się żeby sprawdzić czy jeszcze widać skąd przyszedł, a potem tak stał kilka dobrych minut bo przecież nie chciał uciekać do domu, ale trudno było też po prostu iść dalej.
Nie wiadomo, jak długo Bertie stałby tak w miejscu gdyby nie to, że faktycznie dostrzegł w ciemności ruch. A może tylko mu się zdawało? Nie, to na pewno ruch, na pewno klaun. Klaun albo akroramtuta, czy jak to się miało nazywać.
Prawdopodobnie nie był to jedzący oczy klaun - choć Matt nigdy nie przestał twierdzić iż ten istnieje i grasuje po lasach - nie wiadomo, czy była to faktycznie akromantula, czy jedynie zwidy wystraszonego dziecka. Jeśli opcja pierwsza - widocznie tego dnia potwór nie miał ochoty na niebieskie oczy, jeśli druga - musiała Bertiemu pomóc magia, która nie raz, nie dwa ratowała mu skórę w dziwnych momentach jego młodocianego życia, nagle się dookoła niego ujawniając - jeśli opcja trzecia, Bertie i tak nigdy w to nie uwierzył.
Biegiem zawrócił w każdym razie w stronę domu zapominając całkowicie o tym, jaki jest obrażony. Nie przejmując się tym, że jego ucieczka (która mogła trwać maksymalnie niecałą godzinę) wyjdzie na jaw, zatrzasnął za sobą drzwi.
Na wszelki wypadek nawet przekręcił kluczyk, gdyby wielkie pająki wiedziały jak naciska się klamki.
One albo klauny.
Bertie nie mógł wyjść z szoku, że ktoś może się na niego gniewać, kiedy on tu cudem przeżył. Był to pierwszy raz, kiedy jego młodociany i względnie świadomy bunt w jego oczach na prawdę mógł skończyć się źle. Szczególnie kiedy następnego dnia zapytał rodziców i ci powiedzieli, że wielkie pająki na prawdę są w tej chwili w lesie i znów pogniewali się na Matta za straszenie go.
Na szczęście doniesienie na Bertiego nie byłoby dla starszego kuzyna w tej chwili dobrym ruchem.
W ten oto sposób Bertie nauczył się, że lepiej jest wierzyć w potwory niż je spotykać.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Bertie Bott
Szybka odpowiedź