Daphne Primrose Sprout
Nazwisko matki: Skamander
Miejsce zamieszkania: Dolina Godryka
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: kucharz, cukiernik z zamiłowania; dorywczo pracuje w Czekoladowej Perle
Wzrost: 159 cm
Waga: 61 kg
Kolor włosów: ciemny brąz
Kolor oczu: niebieski
Znaki szczególne: ciepły uśmiech; niewielkie, ledwo widoczne blizny po oparzeniach na rękach; piegi na nosie; nieco odstające uszy; unosząca się wokół subtelna woń przypraw lub kwiatowych perfum; stara, złota biżuteria
9 cali, sztywna, migdałowiec, pióro pegaza
Hufflepuff
Pies
Rój os
Szafranem, wanilią, cynamonem, miętą
Siebie jako szefową prestiżowej restauracji
Gotowaniem, odkrywaniem nowych przepisów i tajników kuchni
Harpiom
Gotuję, czytam, spaceruję, odpoczywam
Jazzu, rocka, klasycznej tylko do gotowania
Jessiki Clements
W karnawałową noc przygoda małej Daphne z magią zaczęła się naprawdę. To właśnie tamtego dnia, gdy z przyległego do jej sypialni salonu dochodziły dźwięki wygrywanej muzyki, głośne rozmowy i śmiech dorosłych, zaś przez szparę między podłogą a drzwiami wdzierał się zapach jedzenia i woń alkoholu, w bliżej nieokreślony sposób wszystkie zabawki spadły z regału na ziemię, do którego nie mogła nawet dosięgnąć wspinając się na taboret. Kiedy tylko rodzice zdołali uspokoić płaczące dziecko, z szerokim uśmiechem stwierdzili, że od teraz jej życie będzie nieco inne, pełniejsze. Jako czterolatka nie rozumiała jednak o co chodziło, lecz przekonała się o tym jakiś czas później, kiedy podczas wspólnych opowieści przy kubku ciepłego kakao opowiadano gromadce dzieci historie z korytarzy i sal lekcyjnych Hogwartu. Na tamten moment uważała to miejsce za niezwykłe, gdy Hogwart oferował niezwykłe rzeczy; sama perspektywa mieszkania w wielkim zamku, otoczonym jeziorem i lasem, była dla niej jak wyjęta z bajek o królewnach, które czytano jej do snu.
Poza tym dzieciństwo miała niezwykle beztroskie. W domu Sproutów nie istniał podział na zajęcia męskie i damskie, na podwórku zaś na zabawy dziewczęce, czy chłopięce; wszystko zdawało się idealnie ze sobą uzupełniać. Rodzice szybko uświadamiali jej kim jest, jednak nie przeciążali dziecięcego rozumu zbyt wieloma informacjami na raz. Żyła szczęśliwie, lawirując głównie pomiędzy wszelakimi roślinami a pachnącymi potrawami, gotowanymi w niewielkie kuchni; tańczyła z mamą w rytm muzyki wygrywanej z gramofonu, zamiłowanie do rytmu i wygłupów pozbawionych większej koordynacji pielęgnując w sobie przez kilka następnych lat.
Chociaż mieszkanie z rodzeństwem, tak różniącym się charakterami nie było usłane różami, nie zamieniłaby go na nic innego, nawet jeśli była chyba najsłabszym ogniwem w całej gromadzie; kurczowo trzymała się Pomony, trochę bardziej stroniła od Rowan, która w jej oczach jawiła się jako mała wiedźma wyjęta żywcem z bajki czytanej im na dobranoc, lecz to głównie jej zawdzięcza podjęcie jednej z ważniejszych decyzji w życiu. A mianowicie: zmiana imienia, którą w pewnym sensie od niej odgapiła, wypierając się tego do dnia dzisiejszego. Bo pierwsze imię, Daphne, kojarzyło jej się źle, z przezwiskami i niemiłymi ciastkowymi szantażami, przez co kazała zwracać się do siebie drugim imieniem, Primrose, milszym w obyciu i dla ucha. Oczywiście na początku patrzono na to z przymrużeniem oka, lecz z czasem, gdy pokazywała, że wcale nie jest jej to obojętne, Daphne stopniowo poszła w niepamięć i powracała wtedy, kiedy chciano zrobić jej na złość lub zwyczajnie sytuacja stawała się poważna (w latach szkolnych zdołała przekonać część kadry nauczycielskiej do używania tego imienia, nie tego, które widniało w papierach, a gdy pojawiała się "Daphne", cóż, czasami zapominała, że mówiono do niej).
Gromada rozbrykanych dzieci, biegających w kółko po pokojach zdawała się wcale nikomu nie przeszkadzać. Dziecięcy śmiech wypełniał przytulną przestrzeń, sprawiając, że nawet najpochmurniejszy dzień nie wydawał się wcale taki zły, dopóki kolejno każde dochodziło do granicy jedenastu lat. Co roku więc dom opuszczało kolejne dziecko, a ona do Hogwartu poszła ostatnia, zaledwie rok po Rowan.
Wspomnienie szkoły zawsze pozostawia na języku czarownicy słodko–gorzki posmak i chociaż nie upatruje w tym okresie zbyt wielu szczególnych dla serca dni, nie straciła pogody ducha i szerokiego uśmiechu. Przynajmniej częściowo.
Czas wyjazdu nadszedł zdecydowanie za szybko, wyrywając ciemnowłosą z bezpiecznego otoczenia, jakim był dom na przedmieściach i przyjazne twarze wokół, i boleśnie zderzając z realiami prawdziwego życia codziennego. Gorzkie przytyki i problemy związane z wątpliwą dla wielu czystością krwi oraz domem, do którego trafiła niewiele po rozpoczęciu edukacji, naprzemiennie mieszały się ze słodyczą babeczek i karmelków z Miodowego Królestwa pochłanianych potajemnie wieczorami dla odreagowania nigdy nieujawnionej publicznie złości. Gorzkie były obelgi przez zbyt krągłe jak na dziecko w tym wieku ciało, pojawiające się w wieku dojrzewania, słodkie zaś czekoladki z nadzieniem marcepanowym trzymane zawsze blisko, w awaryjnej sytuacji. Nieco gorzkie okazały się również relacje z siostrami, które pomimo niewielkich różnic w wieku i tego samego domu zdawały się od niej odsunąć, rzucając się w swoje życie. A może to ona odsunęła się od nich, nie radząc sobie z otoczeniem i poczuciem niedopasowania? Z perspektywy czasu nie potrafi tego ocenić, lecz nie wyklucza, że w tamtym okresie zbyt skupiła się na swoim nosie.
Miała zresztą za złe rodzicom, że opowieści którymi karmili ją w dzieciństwie wykluczyły te ciemne strony szkoły, lecz nigdy nie powiedziała im tego wprost. Uznała, że najwidoczniej mieli powód, może sądzili, że poradzi sobie bez tej wiedzy? Niezależnie od przyczyny, radziła sobie, chociaż przez bardzo długi czas czuła się niedopasowana do tego świata. Oczywiście miewała czasami gorsze dni, gdy wydawało jej się, że najlepszym wyjściem byłoby rozpłynięcie się w powietrzu, lecz po pewnym czasie wszystko wracało do normy. Starała się być zawsze uśmiechnięta, ciepłym uśmiechem obdarzając wszystkich mijanych na drodze uczniów, choć uśmiech ten miał niewiele wspólnego z otwartością na świat – nigdy nie była duszą towarzystwa, zawsze myślami znajdując się gdzieś w odległej krainie, wykraczającej poza chłodne granice wysp. Nie oznaczało to jednak, że nie posiadała przyjaciół i bliskich znajomych. Obracała się w małym gronie zaufanych osób, za które była w stanie wskoczyć w ogień i przede wszystkim: nigdy ich nie zawiodła.
Najlepiej czuła się w szkolnych szklarniach wśród roślin, do których jako Sprout miała zapisany w genach talent, i na deskach klubu pojedynków, do którego wstąpiła w czwartej klasie. Zauważyła, że jest to całkiem przyjemny sposób spędzania czasu wolnego i przede wszystkim nauczenie się obrony przed ewentualnym zagrożeniem, chociaż w klubie znalazła się zupełnie przypadkowo dzięki nauczycielowi uroków, który zauważył łatwość z jaką posługiwała się różdżką. Poza tym był to bezkarny sposób na odpłacenie się pięknym za nadobne wszystkim, którzy z niej szydzili – dlatego walcząc z takimi osobami nie czuła wyrzutów sumienia z powodu udanych zaklęć. W klubie pojedynków została do końca edukacji i to głównie przez te zajęcia dodatkowe podniosła swoją pewność siebie, pomimo licznych stłuczeń i jednego, poważnego złamania. Quidditch, pomimo podstawowej znajomości, nie zaskarbił w jej sercu wiele miejsca, podobnie zresztą inne zajęcia nieobowiązkowe, gdy ukojenie po ciężkim dniu odnajdowała w czytaniu książek. Mimo wielu przeciwieństw i nieprzychylnie nastawionych osób, nigdy nie okazała przed nimi słabości ani nie wdała się w słowne potyczki, chociaż nie wiedziała, czy opanowanie odziedziczyła po ojcu, czy zwyczajnie blokował ją strach przed staniem się jeszcze większym kozłem ofiarnym, niż była dotychczas, po długim czasie uodporniając ją psychicznie. To nie przeszkadzało Primrose w nauce, do której mimo wszystko się przykładała, zauważając, że zdobywanie wiedzy przychodziło jej całkiem swobodnie i pomimo zdania egzaminów końcowych z dobrymi wynikami, wielu z dziedzin już zapomniała, do dzisiaj kurczowo trzymając się wyłącznie zaklęć, OPCM i zielarstwa. Eliksiry bowiem zawsze były jej piętą achillesową, podobnie jak daty i nazwiska na historii magii, z kolei wróżbiarstwo traktowała z przymrużeniem oka, tej dziedzinie przypisując raczej rozrywkowy status, niż naukowy.
Czarownica nie była osobą konfliktową, jak i niespecjalnie interesowała się polityką, uznając – może naiwnie, może kierując się beztroską – że rozmowa na ten temat nic nie zmieni, skoro polityką zajmowali się ważniejsi od nich, szarych myszek, ludzie. To jednak nie oznaczało, że nie miała wyrobionego zdania na pewne tematy, lecz opinię tę mało kto znał, z kolei ona niechętnie się nią dzieliła. Naturalne były dla niej poglądy o równości wszystkich, o niesprawiedliwości, która ogarniała świat i nie powinna mieć miejsca, jak i tym, że konflikt i wojna kryła za sobą coś więcej, niż ideologię, a osoby szlachetnie urodzone wiele rzeczy zawdzięczały tylko i wyłącznie swojemu nazwisku, niż konkretnym czynom i zasługom. Poza tym znaczną część uważała za całkowicie beznadziejną, chociaż jej ocena mogła wynikać z faktu, że jako Puchonka o lekko skażonej krwi, przeważnie miała z tym związane problemy. Z łatwością przychodziło jej sprawianie wrażenia, że jest obojętna na słowa, nawet jeśli te mocno ją raniły, wgryzając się w głowę, ale wyniesione z domu zachowanie było ważniejsze. Uczono ją, że agresja rodziła agresję, więc w konsekwencji nie zażegnałaby konfliktu, a wręcz przeciwnie: podsyciłaby. Mówiono też, że najlepszym środkiem na nieprzyjemne osoby jest bycie miłym – i chyba ta metoda rzeczywiście skutkowała, wprawiając oprawców w konsternację. Jednak nie zaprzeczyłaby, gdyby ktoś zarzucił jej ucieczkę od problemów – uciekała od nich bardzo często i nie widziała w tym nic złego.
W konsekwencji szkoła marzeń nie zapisała się w jej pamięci jako okres, do którego zamierzała tęsknie wzdychać, nie przeżywając ani wielkich, miłosnych uniesień, ani ogromnych sukcesów, a pielęgnowanie wszelkich relacji po opuszczeniu murów przychodziło jej z trudem, choć dalej starała się trzymać przyjaciół blisko. Ostatecznie nie miała najgorzej, gdy poza słownymi nieprzyjemnościami nie spotkała się z atakami fizycznymi, o których słyszała.
Po ukończeniu Hogwartu czarownica nie miała zbyt wiele czasu na odpoczynek i spokojne zastanowienie się, kim chciałaby być w przyszłości, bo pomimo wiedzy wyniesionej z zajęć w szkole, nigdy nie marzyła o konkretnym zawodzie. Nie widziała się w roli uzdrowicielki ratującej ludzkie życie, ani w roli aurorki biegającej za złem, ani nawet w roli alchemiczki, czy zielarki, traktując rośliny jak jedno ze swoich zainteresowań, lecz nie możliwości zarobku. A im bardziej szukała sposobu na życie, tym częściej dochodziła do wniosku, że ze wszystkich zajęć najlepiej odnajdowała się w kuchni, wśród pachnących przypraw i kolorowych warzyw, muśniętych rdzą patelni i ostrych noży, ciast owocowych i korzennych herbatników. Dopiero rozmowa z mamą uświadomiła jej, że podjęcie pracy jako kucharka, bądź cukiernik, nie jest wcale niczym złym, bo nie każdy w rodzinie musiał zajmować ciepłą posadę w szpitalu, urzędzie, czy w szkole.
Przynajmniej na pewien czas. Szybko zaczynała wyszukiwać sobie coraz nowsze pomysły, które zapewniłyby jej zarówno odpowiednie pożytkowanie czasu, jak i utrzymanie, ale każdy z nich odrzucała, dostrzegając w miarę szybko bezsensowność swojego działania. Decyzja o przeprowadzce do babci, do Doliny Godryka, spadła na nią jak grom z jasnego nieba i jej powody nigdy nie zostały ujawnione. Z początku nieprzychylnie nastawiona do tego pomysłu nie dostrzegała okazji do dalszego kształcenia się w sztuce kulinarnej pod okiem staruszki, uciekając do kopania grządek, przesadzania roślin, w pewnej chwili gospodarując tam również miejsce na własne warzywa i owoce, z których obiady smakowały zdecydowanie lepiej.
Czas mijał i pomimo tego, że już dawno opuściła rodzinne progi a więc poniekąd się usamodzielniła, po pewnym czasie dużą rolę w kształtowaniu stylu i życia dziewczyny miała sama babcia. To jej zaczęła zawdzięczać przekonanie, że aby pięknie żyć, nie trzeba dużych pieniędzy i że właściwie wcale ich nie trzeba; umiłowanie do prostoty, umiejętność szycia i cudownego gotowania, niejednokrotnie tworząc coś z niczego; łatwość w pisaniu i kierowanie się kreatywnością. Również dzięki niej zainteresowała się ziołolecznictwem, absolutne podstawy anatomii i magii leczniczej poznając dzięki Pomonie, mającej wiedzę z podjętego kursu w Mungu. Chociaż i wtedy sądziła, że może pomyliła się co do gotowania i że po prostu późno dojrzała do decyzji pracy jako zielarka, z czasem zauważyła, że i w tym przypadku jej zapał szybko ostygł a parzenie naparów ziołowych, ucieranie ziół na naturalne maści zaczęło ją nużyć. Dzięki namowom dwóch silnych kobiet (babci i matki), zajęła się sztuką kulinarną na poważnie. Przed rokiem znalazła dorywczą pracę w Czekoladowej Perle, wolne chwile spędzając zazwyczaj w kuchni i ogródku oraz zajmując się babcią, której zdrowie znacznie upadło po majowym wybuchu. Z każdym dniem dochodziła do perfekcji, od czasu do czasu wymyślając własne, autorskie przepisy i wcale nie żałowała wyboru takiej drogi.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 10 | +2 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 20 | +2 (różdżka) |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 5 | +1 (różdżka) |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 2 | +1 (waga) |
Zwinność: | 5 | +1 (aktywność) |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Zielarstwo | III | 25 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Historia magii | I | 2 |
Anatomia | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Odporność magiczna | I | 5 (0) |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Gotowanie | III | 10 |
Literatura (proza) | II | 3 |
Literatura (wiedza) | I | ½ |
Muzyka (wiedza) | I | ½ |
Krawiectwo | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec współczesny | II | 7 |
Latanie na miotle | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Reszta: 3½ |
różdżka, sowa
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Primrose Sprout dnia 17.09.18 20:59, w całości zmieniany 6 razy
Witamy wśród Morsów
[25.09.18] Zdobyto podczas Festiwalu Lata: 1 odłamek spadającej gwiazdy
[15.01.19] Zmiana wizerunku