Wydarzenia


Ekipa forum
Roselyn Wright
AutorWiadomość
Roselyn Wright [odnośnik]28.08.18 15:25

Roselyn Wright

Data urodzenia: 6 lipca 1927
Nazwisko matki: Sørensen
Miejsce zamieszkania: Irlandia, Killarney National Park
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: ubogi
Zawód: uzdrowicielka w leśnej lecznicy
Wzrost: 157
Waga: 57
Kolor włosów: ciemny brąz z refleksami w odcieniu jasnego brązu
Kolor oczu: ciemny brąz
Znaki szczególne:


Miałam dobre dzieciństwo. Przynajmniej właśnie tak mogę stwierdzić z perspektywy czasu. Dorastałam w malowniczej Szkocji wśród rubasznych Wrightów. Właśnie na tej ziemi stawiałam pierwsze kroki, uczyłam się pierwszych słów i poznałam smak rodzicielskiej miłości. Moja mama Elodie wychowała się w mugolskim sierocińcu, więc dokładała wszelkich starań by dwójka jej dzieci zasmakowała jak największej ilości ciepła, którego brakowało jej za czasów gdy była dzieckiem. Byłam tą młodszą. Uparcie wspinałam się po drzewach, próbując dogonić starszego brata. Nie mógł się mnie pozbyć, byłam jak jego cień. Odziedziczyłam urodę Wrightów, jednak w porównaniu z resztą kuzynostwa wyglądałam jak chuchro i chociaż uwielbiałam oglądać jak inne dzieci latają na miotłach to z zainteresowaniem zerkałam na to jak matka pędzi eliksiry lecznicze. Była okoliczną uzdrowicielką i nie jest tajemnicą, że zainteresowanie tą dziedziną magii zawdzięczam właśnie jej. Mój brat przychodził do niej cały poobdzierany po jego szalonych wybrykach na miotle, a ja próbowałam wysuwać pierwsze diagnozy jak bardzo mylne i przesadne by nie były. Z czasem i ja do niego dołączyłam jednak rzadko kiedy powodowałam, że na czole matki wyrastała mała zmarszczka, która oznaczała mieszaninę poirytowania i troski. Ja byłam znacznie ostrożniejsza. Brakowało mi trochę odwagi, a może po prostu miałam głowę na karku i nie lubiłam ryzyka. Znacznie bardziej odpowiadało mi stanowisko obserwatora. Lubiłam patrzeć. Na pierwszy mecz quidditcha zabrał mnie ojciec, który był wielkim fanem, a za czasów swojej młodości był zawodnikiem w drużynie Zjednoczonych z Puddlemere. Pokochałam ten sport, chociaż nigdy sama go nie uprawiałam. Podobnie jak w wypadku magii leczniczej to matka zasiała we mnie zainteresowanie takimi dziedzinami jak malarstwo czy literatura. Spijałam z jej ust każdą opowiadaną mi historię do momentu, gdy sama nauczyłam się je czytać. Uwielbiałam książki, a w późniejszym czasie to biblioteka w Hogwarcie stała się miejscem, które najbardziej uwielbiałam w Hogwarcie. Przez lata korespondowałam z matką, porównując nasze czytelnicze wrażenie, chłonąc jej wiadomości z tej dziedzinie. Dzięki matce dowiedziałam się też wielu rzeczy na temat świata mugoli. Świata, który po części był też światem mojej matki. Wychowała się wśród mugoli i wracała tam każdego lata do momentu skończenia Hogwartu. Jak córka czarodziei wychowana w wśród magii chłonęłam z zaciekawieniem dziwaczne historie o życiu tego zupełnie obcego dla mnie ludu. Mama nauczyła mnie akceptacji i zrozumienie dla ich inności. Pokazała mi ten świat, opowiedziała o stylu życiu jak wiodą mugole, o ich cudacznych wynalazkach, legendach, bajkach, polityce, którą jeszcze wtedy było mi trudno pojąć. Większość z tych wiadomości zapomniałam, jednak wraz z moim przyjazdem do Londynu mogłam obserwować z boku życie mugoli, dostrzegać rzeczy o których mówiła mi matka. W jakiś sposób zawsze mnie to interesowało i często szukałam okazji by dowiedzieć się więcej, bo było to częścią tego kim była. Szczególnie po jej śmierci szukałam tego skrawka jej przeszłości w mijanych na ulicach ludziach. Trochę nostalgicznie, trochę z czystej ciekawości.  Oprócz tego już we wczesnych latach mojego życia zaczęłam rysować. Jak każde dziecko rzecz jasna, jednak z czasem rozwinęłam w sobie tą umiejętność. Kochałam szkicować krajobrazy dzikiej Szkocji, które z czasem przemieniły się w rysunki londyńskich budynków, twarzy ludzi mi najbliższych lub tych, którzy w jakiś sposób mnie zafascynowali. Lubiłam to robić dla siebie. Precyzja i czas jakiego wymaga stworzenie szkicu sprawia, że właśnie w taki sposób mogłam uciekać od rzeczywistości. I robię to aż po dziś dzień, chociaż znacznie rzadziej, a moje małe dzieła zajmują honorowe miejsce w najniższej szufladzie szafy, bo nie lubię dzielić się nimi z innymi.



Ten okres w moim życiu był czasem słodkiej niewiedzy. Czasami tęsknie za tą nieświadomością podziałów w naszym społeczeństwie. Tęsknie za tą prostą. Sielanką. Życiem, którego rytm wyznaczały kolejne pory roku, wypełnionym rodziną, dziecięcymi zabawami. Nie do końca to doceniałam, ponieważ mój brat jako pierwszy otrzymał list z  Hogwartu. Codzienność bez niego wydawała mi się wtedy zbyt przygnębiająca. Dom opustoszał, a ja z niecierpliwością oczekiwałam na moją kolej. Wkrótce i ja dostałam długo wyczekiwaną wiadomość. Na długie miesiące rozstałam się z moim rodzinnym domem i tęskniłam.
Matka przewidywała, że zostanę kolejną wychowanką domu Kruka tak jak ona, jednak Tiara Przydziału po długim milczeniu wytypowała mnie do Gryffindoru gdzie dołączyłam do brata. W duszy pragnęłam należeć do tego samego domu czy brat. Nie wiem czy miało to jakikolwiek wpływ.
Wydawać się mogło, że zawsze cechowała mnie wnikliwość i zainteresowanie nauką charakterystyczne dla uczniów z Ravenclawu, Tiara zobaczyła we mnie jednak gryfońskie cechy. Ciężko mówić o charakterze dziecka, gdy jego osobowość nie jest jeszcze w pełni wykształcona, jednak patrząc na to z perspektywy czasu wiem, że Tiara się nie myliła. Sprawiedliwość, szlachetność, prawość czy szczerość to wartości, które są dla mnie wyjątkowo ważne. Lojalność wobec najbliższych jest dla mnie najważniejsza, a słynna gryfońska odwaga... Nie zawsze odnosi się tylko do jawnych przejawów męstwa. Może to być cicha odwaga samotnej matki, która ryzykuje wszystko pomagając w budowaniu lepszego świata, odwaga małej dziewczynki unoszącej różdżkę w obronie koleżanki, gdy wie że prawdopodobnie srogo tego pożałuje, zdolność zachowania zimnej krwi, gdy na łóżku leży ktoś bliski śmierci.
Wkrótce nawiązałam pierwsze przyjaźnie, poznawałam świat, od którego odcięta byłam jak do tej pory. Zaczęłam być świadoma podziałów i trochę przez głupia dziecięcą zawziętość, a trochę przez własną dumę, nie tolerowałam moim zdaniem często okrutnych zachowań innych uczniów. Tych, którzy uważali się lepsi, bo w ich żyłach płynęła krew czystsza i szlachetniejsza niż w żyłach innych. Moja matka była szlamą, a jednak nigdy nie poznałam nikogo o równie czystym sercu. To oni byli brudni, małostkowi, wypchani głupotami. Czasami i nawet ja potrafiłam się wykazać niepotrzebną brawurą, gdy w obronie honoru przyjaciółki odważyłam się wyciągnąć różdżkę w stronę dwa lata starszego małego opryszka. Szybko tego pożałowałam, bo trafiłam do gabinetu pielęgniarki, trafiona paskudną klątwą powodującą nagłą wysypkę. Nigdy nie nauczyłam się pojedynkować, ani też stać z założonymi rękami. Starałam się już więcej nie pakować w kłopoty. Z wiekiem nabrałam więcej rozwagi, a może po prostu mogłam cieszyć się protekcją starszego brata, który pilnował tego, aby jego ukochanej małej siostrzyczce nie stało się nic złego.
Byłam pojętną uczennicą. Już wtedy wiedziałam jaką ścieżkę zawodową obiorę. Chciałam iść w ślady matki, być może wrócić do domu i zająć jej miejsce lecząc okoliczną ludność. Nie miałam wielkich ambicji, ale miałam cel do którego dążyłam, poświęcając się nauce do niezbędnych ku temu przedmiotów.
Nie należałam do grona najlepszych studentów. Miałam swoje gorsze i lepsze strony. Znienawidzone i ulubione przedmioty. Nie potrafiłam pojąć sztuki transmutacji, a pojedynkowanie się nie szło mi zbyt dobrze. Lubiłam za to zielarstwo, opiekę nad magicznymi stworzeniami, historię magii oraz numerologię.  Uroki były dla mnie utrapieniem, jeszcze większym była magia defensywna. Radziłam sobie, ale gdy zaczęłam odstawać od innych uczniów, gdy na trzecim roku wywołana przed całą klasę nie potrafiłam pokazać, że potrafię niezbędnego minimum, coś się zmieniło. Bardzo długo pamiętałam jak piekły mnie policzki, gdy zawstydzona, wściekła na samą siebie wracałam na moje miejsce. Dokładnie to sprawiło, że zaczęłam ćwiczyć. Już więcej nie chcąc czuć się tak jak wtedy. Próbowałam na siłę pokonać własną granicę. Ćwiczyłam zaklęcia obronne, próbowałam pojąć ich naturę. Nie, nie miałam do tego naturalnych predyspozycji, jednak potrafiłam być uparta i wytrwała. Chyba to sprawiło, że gdy wiele miesięcy później stanęłam twarzą w twarz ze swoim małym strachem - pokazałam, że mogę więcej. Udowodniłam coś sobie, nauczycielowi. Już później nie zrezygnowałam. Żeby nie wstydzić się własnych braków i dla samej siebie, bo dobrze było czuć, że potrafię. Polubiłam OPCM, bo stanowiło dla mnie wyzwanie, motywowało mnie, sprawiało, że chciałam być lepsza. Z jednego z najbardziej znienawidzonych przedmiotów, stał się ulubionym - takim, którego chciałam się uczyć nawet gdy nie musiałam.



Pamiętam, że tamtej zimy mróz dawał się wyjątkowo we znaki. Chociaż być może to wspomnienia wciąż mrożące mi krew w żyłach, sprawiły że właśnie w taki sposób to wspominam. Mój brat ukończył już naukę w Hogwarcie, a mi zostało jeszcze ponad pół roku. Lubiłam wracać na Święta. Mimo tego, że w pewien sposób pokochałam Hogwart to wciąż wierna byłam mojej pierwszej miłości. To były wspaniałe święta. Chociaż być może moja pamięć również i tutaj zawodzi, starając się idealizować ostatnie dni spędzone z ukochaną matką. Pożar, który strawił nasz rodzinny dom, rozpoczął swoje żniwo w pracowni mojej matki. Nigdy nie mieliśmy stuprocentowej pewności co dokładnie go wywołało, prawdopodobnie mama popełniła jakiś błąd przy ważeniu eliksiru. Odeszła nagle, nie dając nam możliwości pożegnania się z nią. Od tamtej pory nienawidziłam i bałam się ognia, który nocą wpadł do mojej sypialni i pozbawił moją matkę życia. Z niechęcią zaczęłam też zerkać w stronę kociołka do warzenia eliksirów.
Powrót do Hogwartu był ciężki. Czekały mnie owutemy i do tej pory nie wiem jak mimo trawiącego mnie od środka rozdzierającego bólu, udało mi osiągnąć wyniki, które umożliwiały mi rozpoczęcie szkolenia na uzdrowiciela. Mimo żałoby, wciąż miałam przed oczami swój cel, a chęć kontynuowania “dzieła” matki jeszcze bardziej mobilizowała mnie do tego, by przezwyciężyć własne słabości i zostać uzdrowicielem. Uczyłam się dużo i pilnie, starając się nauką wyleczyć moje złamane serce.



Szkolenie zmusiło mnie do przeprowadzki. Londyn nie przypadł mi do gustu. Był mi obcy, a nasze pierwsze spotkanie sprawiło że jeszcze przez długi czas miałam trudności z poczuciem do niego sympatii. Nie lubiłam zapachu tego miasta i zblazowanego przepychu, który ścierał się z okropną biedą. Nieśmiało zaczęliśmy naszą wspólną przygodę, krok po kroku poznając się coraz bardziej, aż w końcu i to miejsce stało się moim domem. Później już nigdy nie powróciłam do ukochanej Szkocji na dłużej niż kilka dni. Być może w taki sposób było mi łatwiej. Nie wracać do miejsca, które sprawowało pieczę nad tak wieloma żywymi wspomnieniami. Odwiedzałam je z szacunku dla mojej rodziny, by raz na jakiś czas powrócić do czasów sielskiego dzieciństwa. Moje nowe życie związałam z Londynem, bo przeskakując kolejne stopnie w mojej karierze poczułam, że pragnę więcej. Samodzielnie cegiełka po cegiełce zbudowałam swoje własne miejsce na tym świecie. Nie była to samotna wędrówka, bo dzieliłam ją z kimś kto wydawał się też podążać w tą samą stronę. Po ukończeniu trzyletniego szkolenia i dwóch latach specjalizacji, mogłam zacząć stawiać pierwsze kroki jako pełnoprawna uzdrowicielka. Rozpoczęłam pracę w Świętym Mungu i na dobrą sprawę nie zdążyłam jeszcze rozwinąć skrzydeł, bo stało się coś co odmieniło całe moje życie.



Zaszłam w ciąże. Chociaż moje położenie przez wielu mogło być uznane za skandaliczne, bo co prawda na palcu nosiłam pierścionek zaręczynowy, ale nie byłam mężatką, to cieszyłam się z perspektywy zostania matką. Byłam przerażona, jednak gdzieś tam w środku czułam, że jestem na to gotowa i  sobie z tym poradzę. Że oboje sobie z tym poradzimy. Kłamstwem byłoby powiedzenie, że łatwo przyszło mi pogodzenie pracy z rodzicielstwem. Wielu nie było mi przychylnych. Nieślubna ciąża przez wielu uznawana była za najgorszą hańbę. Nie spotkałam się jednak z wrogością ze strony rodziny, chociaż mój brat gotowy był nawet siłą zmusić mojego wybranka do ślubu ze mną, to ostatecznie zaakceptował to, że sama podejmuje decyzję dotyczące mojego życia. Wiedziałam, że ojciec wstydzi się moich wyborów, ale podobnie jak brat z czasem to zaakceptował, chociaż przez długi czas namawiał mnie do powrotu do rodzinnego domu. Chyba obaj z czasem dostrzegli, że jestem dorosła i mimo niskiej pozycji w społeczeństwie, potrafię sobie poradzić.
Rodzicielstwo kosztowało mnie wiele wyrzeczeń, ale nie żałowałam. Mimo sprzyjającej temu sytuacji, ja i Anthony nigdy nie zostaliśmy małżeństwem. Na swój sposób tworzyliśmy rodzinę i wydawało mi się to wtedy wystarczające. Może sama się trochę oszukiwałam, może również chciałam oszukać i go tym że wciąż podążaliśmy tą samą ścieżką. Nie było tak. Oboje szczerze kochaliśmy to co robiliśmy i oboje się temu poświęcaliśmy. Był moją pierwszą dojrzałą miłością. Związek, który tworzyliśmy opierał się na partnerstwie, ale gdy pojawiło się dziecko przestaliśmy go pielęgnować. Przyszła codzienność. Znacznie trudniejsza do przetrawienia niż dotychczas. Być może zaczęliśmy za wcześnie, od złej strony, a może między nami brakowało spoiwa, które połączyłoby nas na dłużej. Z czasem zaczęliśmy mieć inne opinie na temat tego czego od siebie chcemy. Nasze drogi się rozeszły, a ja zostałam sama. Może nie całkiem sama, bo ogromnym wsparciem okazał się być mój brat, który bardzo pomógł mi w samotnym wychowaniu córki. Dzięki jego pomocy mogłam pozwolić sobie na pracę w moim zawodzie, a także pożycza mi mniejsze sumki gdy potrzebuje wsparcia finansowego. Nie było idealnie, ale nigdy nie byłam wybredna. Cieszyłam się, że na tej równi pochyłej udaje zachować się nam równowagę.
Kiedyś marzyłam o tym, by podróżować. By nieść pomoc jako uzdrowiciel w miejscach gdzie ciężko było o opiekę kogoś wykwalifikowanego w tej dziedzinie. By wyjeżdżać na wyprawy jako zaplecze medyczne. Zobaczyć kawałek świata. Przeżyć przygodę. Dlatego nie porzucałam moich ciężkich starań w zakresie magii obronnej. Te wcześniej były próbą dotrzymania kroku innym uczniom, potrzebą samorozwoju, jednym z mniejszych zainteresowań. Tym razem miały stanowić one zaplecze, które pomogłoby mi realizować mój plan na przyszłość. Poza tym byłam sama. Chciałam czuć się bardziej niezależna, bezpieczna, a czasy zawsze były ciężkie dla samotnej kobiety w Londynie.  
Z czasem musiałam zrezygnować z marzeń o podróżach, bo ktoś musiał zapewnić dom Melanie. Nie było tu miejsca na młodzieńcze pragnienia. Dorosłość okazała się być brutalna i obdarła mnie z dawnych marzeń.
W Świętym Mungu zajmowałam się urazami pozaklęciowymi. Ta dziedzina lecznictwa zainteresowała mnie najbardziej podczas moich przygotowań do pełnienia funkcji uzdrowiciela i właśnie dlatego zdecydowałam się na pracę w tym oddziale. Nie wróżę sobie wielkiej kariery. Chociaż staram się wywiązywać ze wszystkich obowiązków, nie zawsze jestem w stanie poświęcić pracy tyle czasu co najlepsi spośród nas uzdrowicieli. Moja praca nie jest łatwa. Każdego dnia spotykam się ze śmiercią, strasznymi obrażeniami i ludzką tragedią. Czasami mam chwilę słabości. Czasami mam dość, ale pociesza mnie fakt, że w miarę moich magicznych umiejętności pomagam - potrafię wyleczyć, ulżyć czyjemuś cierpieniu. Niestety wciąż nie nauczyłam się stać z założonymi rękami, więc gdy mój kuzyn zdradził mi sekret na temat Zakonu Feniksa, postanowiłam poświęcić się tej sprawie. Być może nie było to rozsądne, ponieważ ze względu na pięcioletnią córkę powinnam trzymać się jak najdalej od niebezpieczeństw, a jednak chciałam pomóc w budowaniu lepszego świata.



Patronus: Wczesnowiosenny lot jaskółki przez wielu interpretowany jest jako pierwszy zwiastun wiosny. Symbol nadziei, powrotu do domu. Wierności. Tęsknoty za wolnością zaklętej w wartkim rytmie ptasich skrzydeł. Jaskółka chociaż jest niewielkim zwierzęciem, cechuje się dużym sprytem i wytrzymałością.
Aby przywołać strażnika, Rose sięga do wspomnień związanych ze swoją rodziną - rozpamiętuje dzień narodzin córki, jej pierwszy krok, pierwsze wypowiadane słowo, tworzy pejzaż wspomnień związanych z ich wspólnym życiem. Wraca do dnia sprzed wielu, wielu lat, gdy jej matka jeszcze żyła, a jej rodzina była kompletna - widzi ich uśmiechy, wspomina pozytywne emocje kotłujące się w dziecięcym sercu - rozpamiętuję krótką chwilę triumfu nad bratem, śmiech ojca. Dzień, który zapracowani rodzice dedykowali tylko im. 



Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 15 Brak
Zaklęcia i uroki: 0 Brak
Czarna magia: 0 Brak
Uzdrawianie: 30 (+5 różdżka)
Transmutacja: 0 Brak
Alchemia: 0 Brak
Sprawność: 3 Brak
Zwinność: 7 Brak
JęzykWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AnatomiaIV40
AstronomiaI2
GeomancjaI2
Zielarstwo I 2
NumerologiaI 2
ONMS I 2
Historia MagiiI2
SpostrzegawczośćI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
MugoloznastwoI2
Wytrzymałość psychicznaI5
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Zakon Feniksa-8
RozpoznawalnośćI0
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Sztuka (rysunek)I ½
KrawiectwoI ½
Literatura (wiedza)I ½
Sztuka (wiedza)I½
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleI ½
QuidditchI ½
GenetykaWartośćWydane punkty
brak -0
Reszta: 23,5  



what we have become but a mess of flesh and emotion - naked on all counts

my dearest friend




Ostatnio zmieniony przez Roselyn Wright dnia 27.09.18 14:08, w całości zmieniany 12 razy
Roselyn Wright
Roselyn Wright
Zawód : Uzdrowiciel w leśnej lecznicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
the healer has the
b l o o d i e s t
hands.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
when will enough be enough?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6412-roselyn-wright https://www.morsmordre.net/t6516-furia#166169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f415-szkocja-highlands-knieja https://www.morsmordre.net/t6553-skrytka-bankowa-nr-1612#167244 https://www.morsmordre.net/t6551-r-wright#282514
Re: Roselyn Wright [odnośnik]02.11.21 19:06

Wrzesień '57 - Wrzesień '58

Orientacja polityczna: Wraz z początkiem września 1957 zawiązała swoje losy z Zakonem Feniksa. Kolejne wydarzenia doprowadziły do coraz aktywniejszego zaangażowanie w sprawę Zakonu, głównie w charakterze uzdrowiciela, służącego różdżką zarówno zakonnikom jak i ludności cywilnej, na której najbardziej odbijała się wojna.
Ścieżka kariery: W wyniku wydarzeń Bezksiężycowej Nocy zbiegła z Londynu, jednocześnie porzucając swoje stanowisko w Szpitalu Świętego Munga. Wraz z początkiem maja 1957 rozpoczęła pracę w Leśnej Lecznicy, coraz częściej również udziela prywatnych wizyt.
Rozwój: Roselyn dedykowała swoją karierę zawodową pracy uzdrowiciela i to rozwijanie tych umiejętności od zawsze było jej priorytetem. Praca w Leśnej Lecznicy rzuciła przed nią szereg zupełnie nowych wyzwań, którym musiała stawić czoła. Rozszerzała spektrum swojej wiedzy o wiadomości z dziedzin magii leczniczej będących do tej pory poza zakresem jej zainteresowania. Sojusznicza działalność jako uzdrowiciel Zakonu Feniksa wyostrzyła umiejętność szybkiego działania w sytuacjach kryzysowych oraz zarządzania niewielkimi środkami, czyniąc umiejętności uzdrowicielskie jej największym atutem. Wraz z postępem rozgorzałej na terenach Wielkiej Brytanii wojny zaczęła również sięgać po arkana magii obronnej, świadoma zagrożeń i własnych niedociągnięć zmusiła się do ćwiczeń i poszerzania wiedzy w zakresie jak dotąd zaniedbanej dziedziny. W ciągu roku zaangażowała się również w działania naukowe - najpierw wspomagając ministerialny projekt odnowienia działania sieci Fiuu  Swój anonimowy wkład pozostawiła w książce "O pochodzeniu magii" pióra profesora Vane'a, dzieląc się z astronomem swoją ekspertyzą z dziedziny anatomii.
Więzy krwi: W przeciągu minionego sytuacja rodzinna Rose nie zmieniła się diametralnie. Wraz z dołączeniem z dołączeniem do szeregów sojuszników Zakonu Feniksa, musiała wziąć na siebie odpowiedzialność za dyskrecję, do której się zobowiązała. Świadomość tajemnicy skrywanej przed niewtajemniczoną częścią rodziny samorzutnie wpłynęła na oddalenie się od ojca i brata. Za głowy jej kuzynostwa wyznaczono nagrodę, dlatego też w swojej pracy dla bezpieczeństwa posługuje się panieńskim nazwiskiem matki. Została matką chrzestną Cassiana Vane'a.
Zyskane znamiona: brak


Jesień przyniosła widmo zmian, które kładły się cieniem na wydarzeniach minionego roku. Wtedy też pierwszy raz wkroczyła do Starej Chaty, by spotkać się z członkami Zakonu Feniksa. Jej jak dotąd uporządkowany, miotany niewiadomą rozgrywających się wokół wydarzeń świat uległ przemianie. Była odrętwiała, zatopiona w rutynie własnej zgorzkniałości i żalu. Bieg codzienności  wyznaczał rytm szpitalnych dyżurów i tętno bijącego w piersiach córki serca. Sytuacja, w której ją postawiono wymagała od niej zaradności, wyznaczenia sobie własnej drogi jako samotnej matki wychowującej nieślubne dziecko. Ciężar ten opadł na barki już dawno temu, jednak wciąż mierzyła się z jego masą. Samotność dominowała w pejzażu malowanym barwami szaroburej codzienności, aż w końcu przerwana kilkoma uderzeniami zwiastującymi niespodziewanego gościa - sylwetka przyjaciela z lat młodości zawitała u jej progu i gościła w jej mieszkaniu przez kilka kolejnych tygodni. Odmieniła ponury jesienny krajobraz obecnością kogoś kto na przestrzeni lat stał się bliski jak brat. Przypomniała jak bardzo brakło jej w życiu bliskości, zażyłości z tymi, których traktowała jak najbliższą rodzinę.
Tajemnice stały się częścią jej codzienności. Pod koniec września pierwszy raz ruszyła w misję, by zatrzymać działanie anomalii na Fair Isle. Potem stanęły przed nią kolejne wyzwania, kolejne zadania przydzielone jako uzdrowicielce. Pod koniec grudnia towarzyszyła Zakonnikom w drodze do Azkabanu, gdzie dojść miało do ostatecznego pokonania anomalii. Wtedy też powstała Oaza, której tajemnica miała zapewnić bezpieczeństwo tej części społeczeństwa, która cierpiała prześladowania.
Polityczny kocioł wrzał pod wpływem kolejnych wydarzeń - Szczytu na Stonehenge, ataków na domostwa czarodziejów opowiadających się za sprawą muglską, aż w końcu zabójstwo nestora rodu Yaxley i jednego z synów rodu Averych.
Zima zmroziła serce. Utwardziła wątpliwości, rzuciła w wir pracy i samotnej walki z coraz to cięższą codziennością.
Wiosna przyniosła odwilż.
Tamiza spłynęła krwią.
Brutalne czystki, zamieszki, które wybuchły tamtej nocy skutecznie wykurzyły ją z Londynu. Zabrała wszystko co mogła ze sobą zabrać i uciekła. Porzuciła mieszkanie, które uczyniła domem swojej córki. Posadę w szpitalu Świętego Munga. Wszystko na co pracowała całe swoje dorosłe życie zostało jej odebrane. Stojąc na zgliszczach tego co utraciła, pozwoliła się temu złamać. Na chwilę straciła grunt pod nogami, nie wiedziała co przyniesie przyszłość. Przez chwilę nie miała sił o nią walczyć.
Z amoku wyrwała ją opieka jaką roztoczyła nad nią rodzina Vane'ów. Stary przyjaciel ze swoją świeżo poślubioną małżonką. Konflikt grudniowej nocy postawił między nimi mury. Milczenie zapanowało na kilka długich miesięcy. Te jednak zostało przerwane jego ponownym pojawieniem się w jego życiu. W Killarney zaleczyła rany, wyciszała zdruzgotany umysł. Wieść o listach gończych, samobójczej próbie kuzynki, aż w końcu zasłyszane historie przyniesione z samego serca Anglii rozjuszyły tlącą się w sercu gorycz, przekuły ją w gniew.
Lato zahartowało umysł. Świadoma odpowiedzialności za losy córki. Tego, że chociaż pomoc napływała od tych, których uważała za swoich najbliższych, wiedziała że nie miała luksusu bycia słabą i podatną.
Znalazła pracę w Leśnej Lecznicy wspieranej przez członków Zakonu Feniksa, zaczęła składać do kupy swój rozsypany świat. Nigdy już nie miał być taki sam jak przedtem, ale robiła wszystko co w swojej mocy, aby zapewnić byt sobie i Melanie. Służyła swoją różdżką dla tych, którzy cierpieli w skutek prześladowań wojennych, leczyła bojowników, którzy stawiali opór nowemu systemowi. Przestała żyć rozpamiętując bolesne zawody, przestała pozwalać mamić się własnej melancholii. Ważnym stało się tu i teraz. Każdy kolejny dzień. Ulotny uśmiech na twarzy jej dziecka i świadomość, że musi stać na tyle silna, by móc ją chronić. Strach był jej codziennym towarzyszem, niepokój zaś rozbijał się o ściany umysłu - nauczyła się z nim żyć, czerpać z niego toksyczną siłę. By każdego kolejnego dnia wstać z łóżka i z oddaniem pełnić swoją uzdrowicielską służbę, być matką, której potrzebowało jej dziecko. Nadzieja na to, że jeszcze kiedyś odnajdą spokój, że jeszcze kiedyś będą wolni wciąż tliła się we wnętrzu. Silniejsza niż strach. Pozwalała wierzyć, że to co robi ma sens. Że to co robi ma wartość. Nie potrafiła odwrócić głowy, udawać że nie widzi wszechobecnego cierpienia, biedy i nadchodzącej nędzy. Nie potrafiła stać bezczynnie, jedynie obserwując postęp trawiącej Anglię wojny.

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Roselyn Wright Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Roselyn Wright [odnośnik]02.11.21 19:06

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana

INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!
STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Brak

Kartę sprawdzała: Deirdre Tsagairt
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Roselyn Wright Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Roselyn Wright [odnośnik]02.11.21 19:07


KOMPONENTY ślaz x3, wątroba smoka, ogniste nasiona, piołun, korzeń ciemiernika x2, skrzeloziele, mandragora x2, liście kłaposkrzeczki, proszek fiuu, wełna kudłonia x2, skóra nundu, kość człowieka, skóra reema, tkanina z włókien sierści skocznych czarokrólików
ołów, kobalt;
czaroprzędza

[09.10.18] Ingrediencje (lipiec/sierpień)
[22.02.19] Ingrediencje (wrzesień/październik)
[28.01.21] Komponenty (lipiec/wrzesień)
[28.07.21] Październik/grudzień
[08.04.22] Kwiecień/czerwiec

BIEGŁOŚCI[26.03.19] Wsiąkiewka (wrzesień/październik), +0,5 PB do reszty
[30.07.19] Wsiąkiewka (listopad/grudzień), +2 PB do reszty
[20.08.20] Wsiąkiewka (kwi-cze): +2 PB do reszty
[09.10.20] Rozwój: Astronomia I; 2pb z reszty
[28.01.21] Wsiąkiewka (lipiec-wrzesień): + 3 PB
[15.07.21] Rozwój biegłości: Krawiectwo (0 na I): -0,5 PB z reszty
[31.07.21] Wsiąkiewka (paź-gru): +3 PB
[08.08.21] Minął fabularny rok: +1PB
[10.04.22] Wsiąkiewka (styczeń-marzec); +3 PB

HISTORIA ROZWOJU[27.09.18] Karta postaci, -50 PD
[24.02.19] Zdobycie osiągnięcia: Syn Marnotrawny, +5 PD
[15.03.19] Wykonywanie zawodu (wrzesień/październik), +50 PD
[26.03.19] Wsiąkiewka (wrzesień/październik), +30 PD, +0,5 PB
[19.04.19] Spotkanie Zakonu Feniksa, +10 PD
[24.06.19] Zdobycie osiągnięcia (Nieugięty), +30 PD
[04.07.19] Klub Pojedynków (listopad/grudzień): +30 PD
[30.07.19] Wsiąkiewka (listopad/grudzień), +90 PD, +2 PB
[31.07.19] Wykonywanie zawodu (listopad/grudzień), +50 PD
[02.08.19] Osiągnięcia: Ostrożny sprzymierzeniec, Ibuprom wszystkich smaków, +60 PD
[24.05.20] Wykonywanie zawodu (kwiecieńmajczerwiec), +50 PD
[29.05.20] Zakup karty zmiany - 200PD
[20.08.20] Wsiąkiewka (kwi-cze): +90 PD
[21.08.20] Rozwój postaci: +5 PS do magii leczniczej, -400 PD
[25.08.20] Zdobycie osiągnięć: Do wyboru, do koloru, Mały pędzibimber, Weteran; +160 PD
[16.09.20] Pierwsza zmiana wizerunku
[28.01.21] Wsiąkiewka (lipiec-wrzesień): + 120 PD
[28.01.21] Aktualizacja postaci
[29.01.21] Wykonywanie zawodu (lipiec-wrzesień): +20 PD
[08.03.21] Udział w badaniach naukowych, +5 PD
[23.07.21] Spokojnie jak na wojnie: +44 PD, +1 PB organizacji
[31.07.21] Wsiąkiewka (paź-gru): +90 PD
[02.08.21] Wykonywanie zawodu (październik-grudzień); +20 PD
[09.08.21] Zakup 5 punktów magii leczniczej: -400 PD
[13.08.21] Osiągnięcia: Wór pełen ziół, Weteran II, Specjalista w magii leczniczej; +190 PD
[18.08.21] Osiągnięcia (Wielki głód): +30 PD
[26.12.21] Rozwój postaci: +5 OPCM; -400 PD
[20.03.22] Spokojnie jak na wojnie: +150 PD; +3 PB organizacji
[24.03.22] Wykonywanie zawodu (styczeń-marzec); +15 PD
[08.04.22] Rozwój zdolności postaci; +3 PB do reszty
[09.04.22] Zakup [G] dom; - 600 PM
[10.04.22] Wsiąkiewka (styczeń-marzec); +120 PD, +3 PB
[14.04.22] Osiągnięcia (Maratończyk, Weteran III, Lekką ręką, Wilk z Pokątnej Street); +320 PD
[15.04.22] Osiągnięcia (Pracoholik); +30 PD
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Roselyn Wright Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Roselyn Wright
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach