Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia
Białe, koronkowe zasłonki poruszają się leniwie, gdy poprzez uchylone okno wślizgują się podmuchy wiatru, którym towarzyszą nieśmiałe promienie słońca, okalając przestronne pomieszczenie przyjemnym blaskiem. Ściany mają barwę ciepłej żółci, choć tuż pod dębowymi szafkami zawieszonymi na jednej z nich, widać przymocowane cegły nadające pomieszczeniu przedziwnie przytulny nastrój. Blaty są utrzymane w czystości, często stoją nań niewielkie doniczki ziół, te suszone trzymane są w odpowiednich słoiczkach. Szeroki stół otaczają cztery, wyszczerbione przez ząb czasu krzesła, zwykle piętrzy się na nim stos gazet, tanich romansów przetykanych kubkami z czarną kaw. Jest pewne, że w jednej z szuflad zawsze znajdzie się opakowanie ciastek, zdrowych batoników, których nikt o zdrowych zmysłach nie zje oraz awaryjna butelka ulubionego wina rudzielca.
I'd rather watch my kingdom fall
...I want it all or not at all
Rowan Sprout
Zawód : Uzdrowicielka na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you take my hand,
Please pull me from the dark,
And show me hope again...
Please pull me from the dark,
And show me hope again...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Trochę drży, gdy chłodny wiatr wdzierający się do pomieszczenia przez uchylone okno, ośmiela się dotknąć jasną skórę. Pojedyncze krople, umykające spod szarego ręcznika, starannie oplatającego miękkim materiałem wilgotne, ogniste kosmyki, płyną wzdłuż szyi, narażając niewielkie ciało na kolejną porcję dreszczy. Normalnie, nie pozwoliłaby sobie na tak nieprzyjemne uczucie dyskomfortu, wszelkie pozostałości po zażytej kąpieli zostałyby starannie usunięte, pozostawiając po sobie li jedynie przyjemne odczucie odświeżenia — tego dnia jednakże miała wrażenie, że nie jest w stanie zdążyć z niczym i snute od kilku tygodni misterne plany, rozpadały się właśnie na jej oczach. Czas pędził niemiłosiernie, zmuszając niziutkie dziewczę do szybszego działania, gdzie ilość pracy wprost rosła w miarę wypełniania kolejnych punktów. A przecież musiała się jeszcze udać wprost do Sophii, gdzie przygotuje nieszczęsną kobietę na to, co ma nadejść przynajmniej pod względem fizycznym. Psychicznie niech cierpi, orientując się jak wielkie poświęcenie, zrzuciła na swe wątłe ramiona ukochana — i jakże skromnie przy tym urocza! — młodsza kuzyneczka. I to dobrowolnie, nie szukając w żaden sposób poklasku! Takie dobre stworzenie z niej było! To dobre stworzenie prycha jednak raptownie, kiedy przygląda się tak w skupieniu trzymanym w rękach butelkom.
— Sądzisz, że to wystarczy? — pyta z wahaniem oraz wyraźnym niezadowoleniem, wydymając przy tym usteczka. Nigdy wcześniej nie organizowała przyjęć na własną rękę, bardziej odpowiedzialność zrzucając na najbliższych, sama zaś głównie ograniczała się do błyskotliwych komentarzy i pokazywania palcem, co totalnie było nie tak. Teraz jednak pragnęła uczynić zabawę wyjątkową i naprawdę nie wiedziała, czy taka ilość zgromadzonego alkoholu wystarczy. Jedzenia było aż nadto.
— Nie dla Stephanie — słyszy leniwą, acz wyjątkowo cichą odpowiedź. Odwraca się, nieco krytycznie spoglądając na grubawego szczura, zalegającego między owocami zgromadzonymi w ogromnej misie. Z jakiegoś powodu Aureliusz uwielbiał wylegiwać się na pomarańczach, machając przy tym glizdowatym ogonem.
— Jeśli zrobię dla niej osobny stolik, to może reszta też coś uszczknie — zauważa jakby nieśmiało, nie do końca wie, czy faktycznie ktokolwiek się zjawi. Nie licząc rodzeństwa, trochę boi się, że frekwencja okaże się licha, co wywoła jedynie rozczarowanie — a przecież chciała zarówno sobie, jak i Sophii przyjemność sprawić!
— Ktoś pukaa — mruczy jedynie gryzoń, jakże obojętnie pysk wpychając w kiść winogron. Najwyraźniej nie wybaczył jej jeszcze niedawnej nieobecności. Rowan wzdycha przeciągle i rusza ku drzwiom, nerwowo poprawiając sukienkę. Nie ma na sobie makijażu, włosy ma w prowizorycznym turbanie, a bose stopy uderzają miękko o panele — jeśli to goście, to narazi się na śmieszność zdecydowanie. Jednak otwierając drzwi, nie wita jej żaden z zaproszonych, a ten miły cukiernik z koszmarnego obozu — bądź przeklęty Matt, ty i te twoje opowieści! — dzierżący torty. Pamiętał i w dodatku był na czas!
I'd rather watch my kingdom fall
...I want it all or not at all
Rowan Sprout
Zawód : Uzdrowicielka na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you take my hand,
Please pull me from the dark,
And show me hope again...
Please pull me from the dark,
And show me hope again...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Była ich dzisiaj dwójka w cukierni, więc nie było problemu z dostawą. Idąc za radą Matta - rany, to musi się skończyć źle - faktycznie skorzystał z możliwości jakie daje mu motor. I z faktu, że było jak narazie dość pochmurno, więc nie musiał narażać się na widok ludzi na dole. Tym sposobem mógł przewieźć paczki znacznie bezpieczniej, niż w Błędnym Rycerzu, nadal jednak tęskniąc za teleportacją - która pozwoliłaby mu zniknąć zaledwie na kilka minut i wrócić niemal od razu, nie narażając się po drodze na żaden problem.
Nie był on jednak człowiekiem, który by jakkolwiek marudził, przyzwyczajał się do nowego stanu rzeczy bez problemu i szukał we wszystkim pozytywów. Lub chociaż cieszył się, że ma okazję pojeździć, nie często się to zdarzało.
Motor jednak czekał już zaparkowany w zaułku, Bertie wziął paczki z dwoma gotowymi, pysznymi tortami i ruszył pod wskazany adres, by o właściwej godzinie - święty duch pana boga chwali, Bertie Bott przyszedł punktualnie i nie wywrócił się z paczkami - zapukać do drzwi.
- Cześć.
Powitał zaraz Rowan wesołym uśmiechem. Świeża klientka cukierni, całkiem wymagająca lub sprawiająca takie wrażenie okazała się być bliską znajomą pewnej Weasleyówny, więc teraz wywoływała miłe skojarzenia z obozem, wyjazdem, chwilą na porzucenie wszystkiego i ruszenie byle przed siebie.
Chociaż na jedną dobę z haczykiem.
- Widzę, przygotowania trwają?
Skoro dostawa miała być na dzisiaj, najwidoczniej dzisiaj jest impreza. Zaraz wyciągnął opakowania w jej kierunku.
- Udało mi się z nimi nie wywrócić. - dodał jakże z siebie dumny i zadowolony, tonem wesołym i lekkim. Wszystko było gotowe, ozdobione zgodnie z wymogami i Bertie dałby głowę, że pyszne bo i masa do tortu wyszła mu szczególnie puszysta, a same kremy lekkie. Wymagająca klientka na pewno będzie zadowolona! - A to już niemałe osiągnięcie i dobra wróżba na ten dzień. - zaznaczył jeszcze, bo taka prawda, należy w to wierzy bo w dobre wróżby po prostu warto wierzyć.
Nie był on jednak człowiekiem, który by jakkolwiek marudził, przyzwyczajał się do nowego stanu rzeczy bez problemu i szukał we wszystkim pozytywów. Lub chociaż cieszył się, że ma okazję pojeździć, nie często się to zdarzało.
Motor jednak czekał już zaparkowany w zaułku, Bertie wziął paczki z dwoma gotowymi, pysznymi tortami i ruszył pod wskazany adres, by o właściwej godzinie - święty duch pana boga chwali, Bertie Bott przyszedł punktualnie i nie wywrócił się z paczkami - zapukać do drzwi.
- Cześć.
Powitał zaraz Rowan wesołym uśmiechem. Świeża klientka cukierni, całkiem wymagająca lub sprawiająca takie wrażenie okazała się być bliską znajomą pewnej Weasleyówny, więc teraz wywoływała miłe skojarzenia z obozem, wyjazdem, chwilą na porzucenie wszystkiego i ruszenie byle przed siebie.
Chociaż na jedną dobę z haczykiem.
- Widzę, przygotowania trwają?
Skoro dostawa miała być na dzisiaj, najwidoczniej dzisiaj jest impreza. Zaraz wyciągnął opakowania w jej kierunku.
- Udało mi się z nimi nie wywrócić. - dodał jakże z siebie dumny i zadowolony, tonem wesołym i lekkim. Wszystko było gotowe, ozdobione zgodnie z wymogami i Bertie dałby głowę, że pyszne bo i masa do tortu wyszła mu szczególnie puszysta, a same kremy lekkie. Wymagająca klientka na pewno będzie zadowolona! - A to już niemałe osiągnięcie i dobra wróżba na ten dzień. - zaznaczył jeszcze, bo taka prawda, należy w to wierzy bo w dobre wróżby po prostu warto wierzyć.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Kiedy stąpa miękko, a naga skóra raz po raz styka się z chłodnym drewnem — nie wydaje z siebie dźwięku, nazbyt zaznajomiona z każdym panelem przytwierdzonym do podłogi, z każdym skrzypnięciem naruszających ciszę jasnego, względnie przytulnego mieszkania. Młodsze rodzeństwo lubiło się czasem śmiać z niej, że zachowuje się niemalże tak, jakby obawiała się zbudzić ducha zamieszkiwanego przez nią domostwa. I Rowan trochę przyznawała im rację, rację co do tego lęku, bo co jeśli po przebudzeniu rzeczony duch miejsca, które zwykła nazywać domem okaże się być li jedynie pustą skorupą? Skorupą tchnącą chłodem oraz pustką, nie zaś ciepłem i radością osiadłą w wiekowych ścianach chatyny Sproutów? Ach! Jakże żałośnie i marnie wypadałaby w roli gospodyni, niepotrafiącej zadbać nawet o ognisko domowe, zrównującą całą tę przestrzeń do miejsca, gdzie się zwykła posilać, spać oraz sprzątać po zwierzętach. Więc poruszała się cicho, z takową delikatnością otwierała również drzwi, by zaraz to mogła zmrużyć oczy rażona wesołym uśmiechem młodszego mężczyzny. Gdzież była Maxine i jej niezawodne okulary przeciwsłoneczne? Albo jakiś ponurak, mogący nieco stłumić blask bijący od czarodzieja?
— Hej — wita się zadziwiająco łagodnie jak na siebie, nie kręcąc kształtnym noskiem w żaden sposób. Bo Bertie nie był już tylko jakimś tam cukiernikiem, który zagubi się w odmętach pamięci i będzie przywoływany tylko wtedy, gdy dziewczątko wspomni z tęsknotą o torcie, jaki wykonał. Teraz Bertie był kimś konkretnym, kimś, kto miał konkretne dwie nogi, dwie ręce, duszę oraz dziwne poczucie humoru. I swetry, swetry też dziwne miał. W dodatku był Bottem, a każde pokrewieństwo z Mattem skazywało go na coś dziwnego oraz prawdopodobnie nieprzyjemnego. I to nie tak, że ich wyprawa obozowa skończyła się dla panny Sprout koszmarami. Ani trochę — Jeśli masz na myśli totalną rozsypkę oraz zniszczenie, które następuje po tym, jak próbuje opanować chaos to tak. Trwają w najlepsze — zapewnia pogodniej, uchylając szerzej drzwi, tak by mógł przejść swobodnie. Zaraz też poprowadziła blondyna wprost do kuchni, cichym sio starając się odgonić osadzoną na oparciu jednego krzesła sowę. Cytra zareagowała dosyć zdegustowanym przekręceniem głowy oraz jawnym zignorowaniem próśb swej właścicielki. Red wzdycha, bowiem nic innego jej już nie pozostało.
— Brawo! Jeszcze trochę, a zaczniesz poruszać się jak przeciętny człowiek — pochwaliła Bercika dobrodusznie, acz z wrodzoną uszczypliwością, nad którą naprawdę rudzielec nie potrafił zapanować! — Oby, potrzebuję dziś dobrych wróżb. Albo naprawdę mocnego eliksiru uspokajającego, albo alkoholu. No ale pokaż, co tam masz — teraz niemalże żąda i byłoby to doprawdy wredne, gdyby nie to oczekiwanie zaległe w czarnych ślepiach. Oczekiwanie przypominające nieco to szczenięce, gdy psiak widzi przysmak w zasięgu wzroku i czeka, aż mu go podarujesz. Bo przecież zrobisz to, nie możesz być okrutny! Znęcanie się nad zwierzętami jest karalne, znęcanie się nad Red jeszcze bardziej! Czy jakoś tak...
— Hej — wita się zadziwiająco łagodnie jak na siebie, nie kręcąc kształtnym noskiem w żaden sposób. Bo Bertie nie był już tylko jakimś tam cukiernikiem, który zagubi się w odmętach pamięci i będzie przywoływany tylko wtedy, gdy dziewczątko wspomni z tęsknotą o torcie, jaki wykonał. Teraz Bertie był kimś konkretnym, kimś, kto miał konkretne dwie nogi, dwie ręce, duszę oraz dziwne poczucie humoru. I swetry, swetry też dziwne miał. W dodatku był Bottem, a każde pokrewieństwo z Mattem skazywało go na coś dziwnego oraz prawdopodobnie nieprzyjemnego. I to nie tak, że ich wyprawa obozowa skończyła się dla panny Sprout koszmarami. Ani trochę — Jeśli masz na myśli totalną rozsypkę oraz zniszczenie, które następuje po tym, jak próbuje opanować chaos to tak. Trwają w najlepsze — zapewnia pogodniej, uchylając szerzej drzwi, tak by mógł przejść swobodnie. Zaraz też poprowadziła blondyna wprost do kuchni, cichym sio starając się odgonić osadzoną na oparciu jednego krzesła sowę. Cytra zareagowała dosyć zdegustowanym przekręceniem głowy oraz jawnym zignorowaniem próśb swej właścicielki. Red wzdycha, bowiem nic innego jej już nie pozostało.
— Brawo! Jeszcze trochę, a zaczniesz poruszać się jak przeciętny człowiek — pochwaliła Bercika dobrodusznie, acz z wrodzoną uszczypliwością, nad którą naprawdę rudzielec nie potrafił zapanować! — Oby, potrzebuję dziś dobrych wróżb. Albo naprawdę mocnego eliksiru uspokajającego, albo alkoholu. No ale pokaż, co tam masz — teraz niemalże żąda i byłoby to doprawdy wredne, gdyby nie to oczekiwanie zaległe w czarnych ślepiach. Oczekiwanie przypominające nieco to szczenięce, gdy psiak widzi przysmak w zasięgu wzroku i czeka, aż mu go podarujesz. Bo przecież zrobisz to, nie możesz być okrutny! Znęcanie się nad zwierzętami jest karalne, znęcanie się nad Red jeszcze bardziej! Czy jakoś tak...
I'd rather watch my kingdom fall
...I want it all or not at all
Rowan Sprout
Zawód : Uzdrowicielka na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you take my hand,
Please pull me from the dark,
And show me hope again...
Please pull me from the dark,
And show me hope again...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
- W ten sposób powstają najlepsze imprezy. - Bertie puścił Red oczko. Oj na opanowywaniu chaosu to on się akurat znał najlepiej, tak przynajmniej sądził. W końcu Ruderę ogarnął już dwa razy, w końcu organizował kilka bzdur i w sumie najlepiej wychodziło to, co w trakcie było najgorszą rozsypką. Może i to dobrze wróży rodzącym się w jego głowie planom, to jednak powoli, wszystko po kolei.
A może tak teraz myślał, bo to nie on musiał nad chaosem panować, ot co.
- Nie no, nie przesadzajmy, tak dobrze to nie będzie. Ale na szczęście twoje torty przeżyły. - stwierdził, wskazując na pozytyw który miał w rękach. Wszedł do mieszkania, kiedy go wpuszczono i postawił oba opakowania na gustownym stoliczku na którym dostrzegł miejsce wiedząc, że im szybciej położy pudełka gdziekolwiek, tym szybciej będą one bezpieczne.
I cudownie, patrzcie państwo! Stały na stole dwa, całe i zdrowe, nie poniszczone. Gdzie aplauz?
- Gdyby mogły mówić, na pewno opowiedziałyby teraz jak szalona i przerażająca musiała być dla nich ta podróż. No ale jeden z nich potrafi śpiewać, mam nadzieję że głos mu się od tego lęku nie popsuje, to by było smutne. - stwierdził jeszcze, rozkładając ręce, choć nie sądził, bo tort powinien mieć jedynie taki głos jaki on wyczarował i znać piosenki z jakimi Bertie go zapoznał - nic więcej. A to był taki romantyczny tort! Młody Bott na prawdę był z niego dumny.
- Masz urodziny? - spytał po chwili, zgadując bo ostatecznie nie znali się aż tak dobrze, a torty zazwyczaj były na tę właśnie okoliczność. No, jeszcze ślubne oczywiście, ale w okolicy nie było widać żadnej panny młodej.
- Nie mam nic z tych rzeczy ale po alkohol mogę skoczyć. - stwierdził trochę może rozbawiony tą organizacyjną stresówką. No ale zaraz podniósł wieczka obu opakowań po kolei, odsłaniając wpierw pierwszy tort, a zaraz drugi.
Pierwszy karmelowy, wielowarstwowy, przekładany jeżyną, mięciutki w środku, jednak z twardą skorupką z karmelu dookoła. Boki miał delikatnie wyrysowane we wzór gałązki i owoców jarzębiny, a ta też - dokładnie oczyszczona! - znajdowała się na torcie, na brzegu, tak by zajmowała jedną trzecią tortu.
Drugi był bardziej magiczny, choć zgodnie z zamówieniem nie przeładowany magią. Po prostu - muzyczny. Ten tort był połączeniem ciasta na bazie gorzkiej czekolady oraz odpowiednio dosłodzonej wiśniowej konfitury, z niewielkim dodatkiem owoców. Tort, gdy tylko dotarło do niego dzienne światło zaczął pomrukiwać mugolską piosenkę One in a milion. Na torcie tańczyli lukrowani ludzie - narazie z osobna, choć za jakiś czas niewątpliwie każde z nich odnajdzie swoją parę.
I tak - Bertie był zdecydowanie dumny z obu tych tortów.
A może tak teraz myślał, bo to nie on musiał nad chaosem panować, ot co.
- Nie no, nie przesadzajmy, tak dobrze to nie będzie. Ale na szczęście twoje torty przeżyły. - stwierdził, wskazując na pozytyw który miał w rękach. Wszedł do mieszkania, kiedy go wpuszczono i postawił oba opakowania na gustownym stoliczku na którym dostrzegł miejsce wiedząc, że im szybciej położy pudełka gdziekolwiek, tym szybciej będą one bezpieczne.
I cudownie, patrzcie państwo! Stały na stole dwa, całe i zdrowe, nie poniszczone. Gdzie aplauz?
- Gdyby mogły mówić, na pewno opowiedziałyby teraz jak szalona i przerażająca musiała być dla nich ta podróż. No ale jeden z nich potrafi śpiewać, mam nadzieję że głos mu się od tego lęku nie popsuje, to by było smutne. - stwierdził jeszcze, rozkładając ręce, choć nie sądził, bo tort powinien mieć jedynie taki głos jaki on wyczarował i znać piosenki z jakimi Bertie go zapoznał - nic więcej. A to był taki romantyczny tort! Młody Bott na prawdę był z niego dumny.
- Masz urodziny? - spytał po chwili, zgadując bo ostatecznie nie znali się aż tak dobrze, a torty zazwyczaj były na tę właśnie okoliczność. No, jeszcze ślubne oczywiście, ale w okolicy nie było widać żadnej panny młodej.
- Nie mam nic z tych rzeczy ale po alkohol mogę skoczyć. - stwierdził trochę może rozbawiony tą organizacyjną stresówką. No ale zaraz podniósł wieczka obu opakowań po kolei, odsłaniając wpierw pierwszy tort, a zaraz drugi.
Pierwszy karmelowy, wielowarstwowy, przekładany jeżyną, mięciutki w środku, jednak z twardą skorupką z karmelu dookoła. Boki miał delikatnie wyrysowane we wzór gałązki i owoców jarzębiny, a ta też - dokładnie oczyszczona! - znajdowała się na torcie, na brzegu, tak by zajmowała jedną trzecią tortu.
Drugi był bardziej magiczny, choć zgodnie z zamówieniem nie przeładowany magią. Po prostu - muzyczny. Ten tort był połączeniem ciasta na bazie gorzkiej czekolady oraz odpowiednio dosłodzonej wiśniowej konfitury, z niewielkim dodatkiem owoców. Tort, gdy tylko dotarło do niego dzienne światło zaczął pomrukiwać mugolską piosenkę One in a milion. Na torcie tańczyli lukrowani ludzie - narazie z osobna, choć za jakiś czas niewątpliwie każde z nich odnajdzie swoją parę.
I tak - Bertie był zdecydowanie dumny z obu tych tortów.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Chaos był tym, co zwykło panować w niedorzecznie niewielkim ciele charakternego dziewczęcia, o włosach pocałowanych przez ogień — nie wydobywał się on jednak nigdy na zewnątrz, bowiem drobna uzdrowicielka nie przepadała za rozgardiaszem, za traceniem kontroli — nawet jeśli traciła ją nader często w emocjach — co mogło przecież kosztować tak wiele. O porządek zdawała się dbać całkiem nieźle, chociaż na czas przygotowywania przyjęcia musiała porządnie się namęczyć, aby przywrócić mieszkanie do stanu świetności, brane nadgodziny nie sprzyjały perfekcyjnemu utrzymywaniu własnego domostwa i godziło to w wyidealizowany obraz gospodyni. Szalejące po kraju anomalie również nie ułatwiały szału sprzątania, jaki ją ogarnął oraz skrupulatnego planowania, jak ukryć swoją kolekcję najbardziej żałosnych oraz kiczowatych romansów, jakich to świat jeszcze nie widział (znaczy, widział, ale wiadomo, o co chodzi) przed wścibskimi gośćmi. Była przekonana, że Maxine z radością po paru kieliszkach, będzie w stanie przeczytać na głos, co pikantniejsze wątki, tym samym narażając młodszą przyjaciółkę na pośmiewisko, nawet jeśli dobroduszne. Dlatego też mruknęła coś, co mogło bezpiecznie balansować na granicy zgody, niezgody oraz zadziwienia, łapiąc się, że mimo wszystko to mogło zabrzmieć niegrzecznie, cukiernik chciał ją tylko na duchu podnieść.
— Och, czyżby pan, panie Bott miał jakieś doświadczenie? — pyta nader niewinnie Rowan, która przecież sama od prywatek wszelkich nie stroniła w szkolnych czasach. Aż dziw, że wyjce, jakie zdarzyło się jej otrzymać od rodziców, dotyczyły problemów z nauką, niźli notorycznego łamania ciszy nocnej, urządzania nielegalnych imprez oraz zachowywania się, jak nastoletni głuptas. Merlinie, kiedy te wszelkie wyjścia na potańcówki ustąpiły obowiązkom i chęci zamienienia wieczoru w barze, na kolejne godziny przemierzania szpitalnych korytarzy? Robiła się stara, tak okropnie stara, że to aż żałosne. Tylko patrzeć, aż młodość jej przeminie i zostanie sama, samiuteńka, bez męża, bez dzieci — zostanie tą smutną ciotką, której rodzeństwo będzie pocieszająco podrzucać swe pociechy, a one będą narzekać, że wszędzie u niej gnieżdżą się szczury. Red oczami wyobraźni widziała nawet, jak Prim przez lata z troską wysyła jej na pocieszenie (kolejne!) łakocie i ruda zaczyna się toczyć i...STOP! Zatrzymaj te pędzące hipogryfy! Jest wciąż młoda, nieco zbyt poważna, ale młoda, totalnie mogłaby wyrwać każdego mężczyznę, bo wciąż ma to coś, nawet bez obcasów, makijażu i z mokrymi włosami. Była Rowan cholerną Sprout! A poza tym, przehandlowała lata temu Rii swoje nieistniejące dziecko i była pewna, że jeszcze trochę, a młodziutka Harpia zacznie upominać się o swoje.
— Och, nie. Jechałeś Błędnym, prawda? — pyta, jakoś tak bardziej płasko, acz nie kryje obaw odbijających się na ładnej twarzy — Tylko nie mów mi, że prowadził dziś ten szaleniec, jakkolwiek by mu nie było! Czy ty wiesz, że on potrafi uderzać dłońmi o kierownicę w rytm jakiejś jazgotliwej piosenki i nawet nad nią nie panuje? Kiedyś wszyscy przez niego zginiemy — mówi z oburzeniem, kręcąc lekko zadartym noskiem oraz marszczy brwi przy tym. Zaraz jednak drga, rozchylając ładnie skrojone, acz duże wargi — Ale jak to śpiewać? — mówi cicho, choć absolutny zachwyt przebrzmiewa w jej głosie oraz uśmiech rozjaśnia twarz. Śpiewający tort! Jak cudownie! Wszyscy będą zachwyceni, a ona będzie mogła unosić dumnie brodę, że ha! Taka super z niej gospodyni! Te wstrętne, ortopedyczne obuwie spadnie ze stóp Sophii, jak tylko je zobaczy!
— Emm...no...tak, tak mam — przyznaje wreszcie Red, jakby zawstydzona, bo w całym tym szale skupiała się nade wszystko na kuzynce, niż na sobie. A przecież to niemożliwe, żeby tak było, w końcu z niej był najprawdziwszy samolub hehe...nie? — W zasadzie mamy. Moja kuzynka miała swoje urodziny nieco wcześniej, ale jej sytuacja rodzinna jest dosyć...skomplikowana — bo nieobecna, ma ochotę rzec smętnie. Ale tego nie robi, bo nie ma zamiaru rozdrapywać ran Sophii ani dzielić się nimi z obcą osobą. To nie jej historia do opowiedzenia — ...Tak też zdecydowałam się połączyć nasze urodziny, żeby zrobić jej niespodziankę — klaszcze w dłonie ucieszona, acz ucieka wzrokiem trochę od Bertiego, jakby zawstydzona swoim nieco dziecinnym pomysłem — I przypomnieć, że nie ma opcji, żeby skończyła sama, jak ten palec — dodaje pewniej, błyszcząc bielą zębów, bo przecież panienka Sprout nie jest tchórzliwym dziewczątkiem.
— Och, mówisz? Jesteś więc gotowy skoczyć tak sam, prosto na drugą stronę pomieszczenia i zmierzyć się z przerażającym strażnikiem, tylko czekającym na takich śmiałków, jak ty? — zapytuje, nieco prowokująco, nieco z rozbawieniem błąkającym się figlarnie w ciemnych niczym noc oczach. Rzeczywiście, kilka butelek stoi dzielnie na kuchennym blacie, gdzie znajduje się misa z owocami, należąca do tłustawego szczura patrzącego przerażająco uważnie na młodego Botta. Rowan zaraz wraca uwagą do tortów, chcąc upewnić się, że ciasta faktycznie są idealne. Swój tort przyjęła z uznaniem, chociaż nie patrzyła na niego szczególnie długo, zupełnie tak, jakby była gotowa dopuścić do niedociągnięć na swoim cieście, byleby tylko te nie dotknęły Sophiowego tortu. Muzyka rozbrzmiała w pomieszczeniu, lukrowani ludzie hipnotyzowali swymi ruchami i Red musiała odwrócić twarz i kaszlnąć, by zamaskować wzruszenie, jakie nią wstrząsnęło. Tyle będzie z twojej samotności aurorska maszkaro!
— Są świetne Bertie, dokładnie takie, jakie potrzebowałam. Dziękuję — mówi szczerze i z wdzięcznością. Bo bała się zbytnich oczywistości, przesady oraz pstrokacizny, a blondyn umiejętnie ich uniknął. Nie mogłaby się bardziej cieszyć z wyboru cukiernika bardziej, zwłaszcza że jej początkowe zachowanie nie zdołało go odstraszyć!
— Och, czyżby pan, panie Bott miał jakieś doświadczenie? — pyta nader niewinnie Rowan, która przecież sama od prywatek wszelkich nie stroniła w szkolnych czasach. Aż dziw, że wyjce, jakie zdarzyło się jej otrzymać od rodziców, dotyczyły problemów z nauką, niźli notorycznego łamania ciszy nocnej, urządzania nielegalnych imprez oraz zachowywania się, jak nastoletni głuptas. Merlinie, kiedy te wszelkie wyjścia na potańcówki ustąpiły obowiązkom i chęci zamienienia wieczoru w barze, na kolejne godziny przemierzania szpitalnych korytarzy? Robiła się stara, tak okropnie stara, że to aż żałosne. Tylko patrzeć, aż młodość jej przeminie i zostanie sama, samiuteńka, bez męża, bez dzieci — zostanie tą smutną ciotką, której rodzeństwo będzie pocieszająco podrzucać swe pociechy, a one będą narzekać, że wszędzie u niej gnieżdżą się szczury. Red oczami wyobraźni widziała nawet, jak Prim przez lata z troską wysyła jej na pocieszenie (kolejne!) łakocie i ruda zaczyna się toczyć i...STOP! Zatrzymaj te pędzące hipogryfy! Jest wciąż młoda, nieco zbyt poważna, ale młoda, totalnie mogłaby wyrwać każdego mężczyznę, bo wciąż ma to coś, nawet bez obcasów, makijażu i z mokrymi włosami. Była Rowan cholerną Sprout! A poza tym, przehandlowała lata temu Rii swoje nieistniejące dziecko i była pewna, że jeszcze trochę, a młodziutka Harpia zacznie upominać się o swoje.
— Och, nie. Jechałeś Błędnym, prawda? — pyta, jakoś tak bardziej płasko, acz nie kryje obaw odbijających się na ładnej twarzy — Tylko nie mów mi, że prowadził dziś ten szaleniec, jakkolwiek by mu nie było! Czy ty wiesz, że on potrafi uderzać dłońmi o kierownicę w rytm jakiejś jazgotliwej piosenki i nawet nad nią nie panuje? Kiedyś wszyscy przez niego zginiemy — mówi z oburzeniem, kręcąc lekko zadartym noskiem oraz marszczy brwi przy tym. Zaraz jednak drga, rozchylając ładnie skrojone, acz duże wargi — Ale jak to śpiewać? — mówi cicho, choć absolutny zachwyt przebrzmiewa w jej głosie oraz uśmiech rozjaśnia twarz. Śpiewający tort! Jak cudownie! Wszyscy będą zachwyceni, a ona będzie mogła unosić dumnie brodę, że ha! Taka super z niej gospodyni! Te wstrętne, ortopedyczne obuwie spadnie ze stóp Sophii, jak tylko je zobaczy!
— Emm...no...tak, tak mam — przyznaje wreszcie Red, jakby zawstydzona, bo w całym tym szale skupiała się nade wszystko na kuzynce, niż na sobie. A przecież to niemożliwe, żeby tak było, w końcu z niej był najprawdziwszy samolub hehe...nie? — W zasadzie mamy. Moja kuzynka miała swoje urodziny nieco wcześniej, ale jej sytuacja rodzinna jest dosyć...skomplikowana — bo nieobecna, ma ochotę rzec smętnie. Ale tego nie robi, bo nie ma zamiaru rozdrapywać ran Sophii ani dzielić się nimi z obcą osobą. To nie jej historia do opowiedzenia — ...Tak też zdecydowałam się połączyć nasze urodziny, żeby zrobić jej niespodziankę — klaszcze w dłonie ucieszona, acz ucieka wzrokiem trochę od Bertiego, jakby zawstydzona swoim nieco dziecinnym pomysłem — I przypomnieć, że nie ma opcji, żeby skończyła sama, jak ten palec — dodaje pewniej, błyszcząc bielą zębów, bo przecież panienka Sprout nie jest tchórzliwym dziewczątkiem.
— Och, mówisz? Jesteś więc gotowy skoczyć tak sam, prosto na drugą stronę pomieszczenia i zmierzyć się z przerażającym strażnikiem, tylko czekającym na takich śmiałków, jak ty? — zapytuje, nieco prowokująco, nieco z rozbawieniem błąkającym się figlarnie w ciemnych niczym noc oczach. Rzeczywiście, kilka butelek stoi dzielnie na kuchennym blacie, gdzie znajduje się misa z owocami, należąca do tłustawego szczura patrzącego przerażająco uważnie na młodego Botta. Rowan zaraz wraca uwagą do tortów, chcąc upewnić się, że ciasta faktycznie są idealne. Swój tort przyjęła z uznaniem, chociaż nie patrzyła na niego szczególnie długo, zupełnie tak, jakby była gotowa dopuścić do niedociągnięć na swoim cieście, byleby tylko te nie dotknęły Sophiowego tortu. Muzyka rozbrzmiała w pomieszczeniu, lukrowani ludzie hipnotyzowali swymi ruchami i Red musiała odwrócić twarz i kaszlnąć, by zamaskować wzruszenie, jakie nią wstrząsnęło. Tyle będzie z twojej samotności aurorska maszkaro!
— Są świetne Bertie, dokładnie takie, jakie potrzebowałam. Dziękuję — mówi szczerze i z wdzięcznością. Bo bała się zbytnich oczywistości, przesady oraz pstrokacizny, a blondyn umiejętnie ich uniknął. Nie mogłaby się bardziej cieszyć z wyboru cukiernika bardziej, zwłaszcza że jej początkowe zachowanie nie zdołało go odstraszyć!
I'd rather watch my kingdom fall
...I want it all or not at all
Rowan Sprout
Zawód : Uzdrowicielka na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you take my hand,
Please pull me from the dark,
And show me hope again...
Please pull me from the dark,
And show me hope again...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
- Oczywiście, jestem mistrzem ogranizacji, szczególnie tej pełnej chaosu, ludzi i alkoholu. - zapewnił tonem znawcy, mistrza i profesora habilitowanego tysiąckrotnie. - Choć z drugiej strony zaryzykuję stwierdzenie, że ludzie i alkohol sami organizują chaos tak, żeby był on odpowiedni, więc z reguły nie ma się czym przejmować.
Dodał, trochę przy tym pocieszająco, bo przecież zasada jest taka, że kiedy człowiek zaprasza odpowiednie towarzystwo i kiedy to towarzystwo chce się bawić to zabawa po prostu będzie dobra nawet jeśli na jakiejś półce w mieszkaniu jest kurz i nawet jeśli gospodyni ma niezrobione paznokcie. Przynajmniej tak było w prostym życiu Bertiego Botta, który nie lubił nadmiernie komplikować rzeczy prostych, przejmować się tym co uważał za nerwów nie warte, za to lubił towarzystwo i zabawę. Prosty człowiek, proste życie i proste potrzeby.
Wielka szkoda swoją drogą, że ten prosty człowiek w tej chwili nie jest legilimentą, bo niewątpliwie z chęcią wytrzepałby z pięknej głowy takie głupoty jak przewidywania samotności, w tym miejscu powinno być co najwyżej niezadowolenie, że jej mężczyzna poszukuje tak kiepsko że jeszcze jej nie odnalazł!
Lepiej nie bawcie się potem w chowanego, panno Sprout, bo jeszcze ujrzysz starość schowana w szafie czy za firanką.
- Nie, mam własny pojazd. - przyznał zaraz zadowolony. - Bo Błędnego Rycerza, piękna pani traktować należy jak rollercoster czy inną dobrą kolejkę, tylko taką co jednocześnie odstawia odpowiednią osobę w odpowiednie miejsce. - objaśnił jeszcze tę oczywistość i prawdę oświeconą rudej pani która najwidoczniej spędziła zbyt małą ilość swoich dni w wesołym miasteczku, prosimy nadrobić te braki! - Ernie po prostu jest jej najlepszym kontrolerem.
Pokiwał głową sam do siebie, bo dobrego współlokatora mu w sumie los zesłał, tylko jakoś nie mogli się w pełni porozumieć, bo drodzy państwo, to nawet zabawne Prang zdaje się być pewien, że jest wspanialszym człowiekiem od Bertiego Botta.
I za dobrze dogaduje się z Lana, a o to to nawet Bertie troszeczkę się robi zazdrosny.
- Śpiewać i to pięknie i romantycznie. - zapewnił zaraz z zadowoleniem patrząc na radość na twarzy rudego dziewczęcia. W branży cukierniczej to było w sumie wspaniałe, że klienci zawsze, lub no prawie zawsze odchodzą radośni. I teraz Bertie miał tym większą nadzieję, że jego tort nie stracił głosu tam ze strachu na motorze.
- O...o! - eh, gdyby panienka Sprout znała Bertiego troszkę bardziej wiedziałaby, że niewiele pomysłów się w jego oczach może wydawać dziecinnymi, a w sumie to te które takie są Bottowi zwykle podobają się najbardziej. A jednak biedna Rowan jeszcze tego nie wie, może się kiedyś dowie, na przykład teraz, kiedy Bertie klasnął w ręce, nawet tego nie zauważając, bo jego ręce zawsze troszkę żyły własnym życiem. - W takim razie spełnienia najgłębiej skrywanych marzeń życzę i aby życie pięknej panienki choć raz na jakiś czas nabierało takiej intensywności jak kolor jej włosów. - sklecił zaraz życzenia tylko dla jednej z kuzynek, bo drugiej w końcu tu nie było. - Kuzynka na pewno będzie zachwycona.
Zaraz wzrok jasno błękitnych oczu powędrował w kierunku szczurzego rycerza, stróża alkowieży, jednak bestia najpewniej bardzo waleczna nie dała rady swym wyglądem zmącić Bociej charyzmy i pewności siebie.
- Oh gdyby panienka mogła wiedzieć z jakimi potworami dane mi było już walczyć w swoim życiu, nie miałaby jakichkolwiek wątpliwości dotyczących mej waleczności czy odwagi. - zapewnił, aż kłaniając się lekko, w myślach wspominając przy tym niejedną potyczkę na śmierć i życie z niecnym Lulusiem Niegodziwym, puszkiem który swego czasu zamieszkiwał Ruderę. Historii jednak nie zdradzał, damy bowiem bardzo często nie dowierzają w to jak okrutnymi i krwiożerczymi stworzeniami mogą być te różowe, puszyste kulki.
Ważniejsze w tej chwili od alkoholu są jednak torty i zadowolenie jakie pojawiło się na twarzy rudowłosej panienki, kiedy ta je w końcu zobaczyła, Bott był więc także zadowolony z dobrze wykonanej pracy.
- Zawsze do usług, najlepsza cukiernia w całym Londynie musi dbać o swoją renomę. - oznajmił, kłaniając sie przy tym lekko, w tej chwili jeszcze nie w pełni świadom tego że zachwala lokal który za trzy-cztery miesiące stanie się jego konkurencją i spadnie na drugi z najlepszych lokali w Londynie. Z drugiej strony skoro Cukiernia Wszystkich Smaków jeszcze nie istnieje to Słodka Próżności w sumie na prawdę w tej chwili jest najlepsza! - Mam nadzieję, że przyjęcie będzie udane.
Dodał z wesołym uśmiechem jeszcze. Cóż poradzić, do Próżności przychodziła różna klientela, a Bertie który przeżył wiele potyczek z krwiożerczym Lulusiem był zahartowany w boju z klientami wymagającymi czy czasem oschłymi, a był pewien że porządna eklerka zmiękczyłaby serce nawet jakiemuś Rosierowi.
- Pomóc je przestawić na jakieś naczynie? - zaproponował zaraz, bo wiedział że w pojedynkę to nie będzie łatwe zadanie, szczególnie ten roztańczony tort był dość puszysty więc mógłby się rozwalić, a korzystanie z magii wydawało się w tej okoliczności zbędnym ryzykiem.
Dodał, trochę przy tym pocieszająco, bo przecież zasada jest taka, że kiedy człowiek zaprasza odpowiednie towarzystwo i kiedy to towarzystwo chce się bawić to zabawa po prostu będzie dobra nawet jeśli na jakiejś półce w mieszkaniu jest kurz i nawet jeśli gospodyni ma niezrobione paznokcie. Przynajmniej tak było w prostym życiu Bertiego Botta, który nie lubił nadmiernie komplikować rzeczy prostych, przejmować się tym co uważał za nerwów nie warte, za to lubił towarzystwo i zabawę. Prosty człowiek, proste życie i proste potrzeby.
Wielka szkoda swoją drogą, że ten prosty człowiek w tej chwili nie jest legilimentą, bo niewątpliwie z chęcią wytrzepałby z pięknej głowy takie głupoty jak przewidywania samotności, w tym miejscu powinno być co najwyżej niezadowolenie, że jej mężczyzna poszukuje tak kiepsko że jeszcze jej nie odnalazł!
Lepiej nie bawcie się potem w chowanego, panno Sprout, bo jeszcze ujrzysz starość schowana w szafie czy za firanką.
- Nie, mam własny pojazd. - przyznał zaraz zadowolony. - Bo Błędnego Rycerza, piękna pani traktować należy jak rollercoster czy inną dobrą kolejkę, tylko taką co jednocześnie odstawia odpowiednią osobę w odpowiednie miejsce. - objaśnił jeszcze tę oczywistość i prawdę oświeconą rudej pani która najwidoczniej spędziła zbyt małą ilość swoich dni w wesołym miasteczku, prosimy nadrobić te braki! - Ernie po prostu jest jej najlepszym kontrolerem.
Pokiwał głową sam do siebie, bo dobrego współlokatora mu w sumie los zesłał, tylko jakoś nie mogli się w pełni porozumieć, bo drodzy państwo, to nawet zabawne Prang zdaje się być pewien, że jest wspanialszym człowiekiem od Bertiego Botta.
I za dobrze dogaduje się z Lana, a o to to nawet Bertie troszeczkę się robi zazdrosny.
- Śpiewać i to pięknie i romantycznie. - zapewnił zaraz z zadowoleniem patrząc na radość na twarzy rudego dziewczęcia. W branży cukierniczej to było w sumie wspaniałe, że klienci zawsze, lub no prawie zawsze odchodzą radośni. I teraz Bertie miał tym większą nadzieję, że jego tort nie stracił głosu tam ze strachu na motorze.
- O...o! - eh, gdyby panienka Sprout znała Bertiego troszkę bardziej wiedziałaby, że niewiele pomysłów się w jego oczach może wydawać dziecinnymi, a w sumie to te które takie są Bottowi zwykle podobają się najbardziej. A jednak biedna Rowan jeszcze tego nie wie, może się kiedyś dowie, na przykład teraz, kiedy Bertie klasnął w ręce, nawet tego nie zauważając, bo jego ręce zawsze troszkę żyły własnym życiem. - W takim razie spełnienia najgłębiej skrywanych marzeń życzę i aby życie pięknej panienki choć raz na jakiś czas nabierało takiej intensywności jak kolor jej włosów. - sklecił zaraz życzenia tylko dla jednej z kuzynek, bo drugiej w końcu tu nie było. - Kuzynka na pewno będzie zachwycona.
Zaraz wzrok jasno błękitnych oczu powędrował w kierunku szczurzego rycerza, stróża alkowieży, jednak bestia najpewniej bardzo waleczna nie dała rady swym wyglądem zmącić Bociej charyzmy i pewności siebie.
- Oh gdyby panienka mogła wiedzieć z jakimi potworami dane mi było już walczyć w swoim życiu, nie miałaby jakichkolwiek wątpliwości dotyczących mej waleczności czy odwagi. - zapewnił, aż kłaniając się lekko, w myślach wspominając przy tym niejedną potyczkę na śmierć i życie z niecnym Lulusiem Niegodziwym, puszkiem który swego czasu zamieszkiwał Ruderę. Historii jednak nie zdradzał, damy bowiem bardzo często nie dowierzają w to jak okrutnymi i krwiożerczymi stworzeniami mogą być te różowe, puszyste kulki.
Ważniejsze w tej chwili od alkoholu są jednak torty i zadowolenie jakie pojawiło się na twarzy rudowłosej panienki, kiedy ta je w końcu zobaczyła, Bott był więc także zadowolony z dobrze wykonanej pracy.
- Zawsze do usług, najlepsza cukiernia w całym Londynie musi dbać o swoją renomę. - oznajmił, kłaniając sie przy tym lekko, w tej chwili jeszcze nie w pełni świadom tego że zachwala lokal który za trzy-cztery miesiące stanie się jego konkurencją i spadnie na drugi z najlepszych lokali w Londynie. Z drugiej strony skoro Cukiernia Wszystkich Smaków jeszcze nie istnieje to Słodka Próżności w sumie na prawdę w tej chwili jest najlepsza! - Mam nadzieję, że przyjęcie będzie udane.
Dodał z wesołym uśmiechem jeszcze. Cóż poradzić, do Próżności przychodziła różna klientela, a Bertie który przeżył wiele potyczek z krwiożerczym Lulusiem był zahartowany w boju z klientami wymagającymi czy czasem oschłymi, a był pewien że porządna eklerka zmiękczyłaby serce nawet jakiemuś Rosierowi.
- Pomóc je przestawić na jakieś naczynie? - zaproponował zaraz, bo wiedział że w pojedynkę to nie będzie łatwe zadanie, szczególnie ten roztańczony tort był dość puszysty więc mógłby się rozwalić, a korzystanie z magii wydawało się w tej okoliczności zbędnym ryzykiem.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Kuchnia
Szybka odpowiedź