Charlie Flume
Nazwisko matki: Filingham
Miejsce zamieszkania: Londyn, Pokątna 2/6
Czystość krwi: mugolska
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: Kelnerka w herbaciarni Kliniki św. Munga
Wzrost: 173 cm
Waga: 62 kg
Kolor włosów: brązowe
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: podłużna blizna nad kolanem, bliźniacze pieprzyki pod piersiami
sztywna, 13 i 3/4 cala, mango, pióro gromoptaka
hufflepuff
niedźwiedź
dementora pożerającego ludzkie wspomnienia
imbirem, dyniową tartą, miętą i owocową herbatą
siebie jako uzdrowicielkę w szpitalu świętego munga
anatomią, alchemią i oglądaniem meczy quidditcha
jastrzębiom z falmouth
wędkarstwo i leżakowanie
Ricka Charliego i Zmiataczy, Elvisa Presleya
Liv Tyler
03.06.1933
Grace oddychała ustami.
- Przez nos, kochanie. Przez nos i wypuszczaj ustami. - Cassius zaprezentował jej głęboki wdech nosem i spokojny wydech. Był taki dzielny.
Grace, z oczami wielkimi jak spodki, pokiwała głową i dalej oddychała ustami. Owinięta w letnią, kwiecistą sukienkę leżała na szpitalnych noszach i wpatrywała się w zbielałą twarz mężczyzny, którego nie chciała opuszczać. Ściskała jego dłoń z całej siły, tak, że przez głowę przemknęła jej absurdalna myśl, czy aby nie połamała mu kości.
Lekarze otwierali przed nimi kolejne drzwi; podłużne plamy świateł zaczynały się i kończyły nad jej głową. Cassius chciał wejść do środka, ale rozłączyli ich dłonie, a jego istnienie skurczyło się do zmartwionej twarzy widzianej przez ułamek sekundy w okienku szpitalnych drzwi. W pojedynku o życie były już tylko we dwie, Grace i Charlie.
Charlie. Gdy tylko ją ujrzeli, pulchną, różową istotę o wielkich oczach i zaledwie kilku włosach, byli tak pewni, jak tylko rodzice mogą być, że jest niezwykła. I taka właśnie się okazała.
Charlie potknęła się w holu o maszynę do szycia i padła jak długa przed drzwiami wyjściowymi. Omal nie wybiła sobie jedynki. Językiem dotknęła zęba, żeby sprawdzić czy się rusza, ale na stopy już zakładała buty. Grace nawet nie próbowała jej zatrzymywać, bo było to porównywalnie efektywne co odkurzanie na pustyni. Krzyknęła do wbiegającej między drzewa córki coś o obiedzie, ale Bóg jeden raczy wiedzieć, czy cokolwiek do niej dotarło.
Rodzina Flume zamieszkała w pobliżach miasta Guildford, w domku otoczonym lasem, całkiem niedaleko jeziora. Było ich na to stać ze względu na pracę Cassiusa w fabryce karabinów; w tamtym czasie wyjątkowo opłacalną, ale okupywaną czasem, którego często brakowało mu dla rodziny. Grace pisała dla miejscowej gazety w dziale dotyczącym sztuki i literatury. To właśnie ona zaszczepiła pisarskiego bakcyla w młodej Charlie, która od momentu, gdy nauczyła się czytać, mozolnie, ale z uporem maniaka, kleiła własne opowieści. Jako bohaterów preferowała chłopców w swoim przedziale wiekowym i wcale nie kryła się z tym, że wybór ten podyktowany był przez jej subiektywne odczucia. Chłopcy po prostu tak jak ona lubili przygody... i nie śmiali się z jej wstążek we włosach i koronkowych kołnierzyków, w przeciwieństwie do Susan Bale i Teresy Stone. Charlie nigdy się do tego nie przyznała, ale to właśnie ona pewnego pięknego dnia wrzuciła im do tornistrów ropuchy.
Gnała przez las na złamanie karku. Dziś był dzień wielkiego polowania i nie mogła się spóźnić. Zielona koszulka łopotała na wietrze, gdy przeskakiwała przez kolejne, wystające z ziemi korzenie drzew. Kiedy dotarła na niewielką polankę zauważyła wywieszoną na dachu domku na drzewie niebieską flagę.
Charlie zdawała sobie sprawę z tego, że jej jąkanie nie ułatwia nawiązywania nowych kontaktów i jest głównym punktem zaczepienia ułatwiającym Susan i Teresie gnębienie jej. Cóż, nie mogła zbyt wiele na to poradzić, niemniej zawsze czuła się lepiej po wysmarowaniu ich krzeseł klejem lub związaniem sznurowadeł w ich butach. Charlie miała tylko jednego przyjaciela, ale za to naprawdę wspaniałego, takiego od obietnic na mały palec i wojskowej bazy na drzewie. Nazywał się Ryan, był o rok młodszy i właśnie do niej machał, żeby się pospieszyła.
Z czołem przewiązanym czerwoną bandaną, Charlie rozłożyła plan strategii na drewnianych panelach domku. Zaznaczony był na nim las (brązowe kikuty otoczone zielonymi bańkami), domek na drzewie (kwadrat i trójkąt zawieszone na brązowym kikucie otoczonym zieloną bańką) oraz pułapka (kiełbasa przekreślona czarnym krzyżykiem).
- Skup się, po-poruczniku Ryan. Mamy tu poważną mi-misję… - Charlie z nabożną czcią wręczyła sękatą gałąź (miecz), bladolicemu chłopcu, który skinął poważnie głową. – Wróg za-zaatakuje z północy. Mu-musimy być czujni.
Charlie zeskoczyła z drabiny lądując na i tak już poobijanych kolanach, Ryan natomiast zszedł ostrożnie po szczeblach, by zrzucić się z ostatniego z miną wojownika. W dłoniach dzierżyli gałęzie i siatki na motyle. Zbliżyli się do zastawionej przez siebie pułapki, którą było kartonowe pudło podparte kijkiem i trochę kiełbasy. Nie musieli długo czekać na swoją ofiarę.
- Ma-mam go! – wykrzyknęła triumfalnie Charlie, gdy gruby szop pracz wślizgnął się pod karton, żeby dobrać się do smakołyków. Dziewczyna przytrzymała kolanem pudło, z którego dobiegał cichy warkot.
- Rozkroimy go i sprawdzimy co ma w brzuchu? – zasugerował złowieszczo Ryan, szczerząc zęby. Może był chuderlawy i często chorował, ale Charlie była jednoznacznie pod wrażeniem jego mefistofelicznego geniuszu. Tym razem jednak miała inny plan.
- N-nie poruczniku. Weźmiemy go na za-zakładnika. Inne przyjdą go od-odbić i za-założymy armię. Ar-amię szopów praczy.
- Rodzice ci pozwolą? – Ryan zerknął na pochłoniętą wycinaniem otworów na powietrze Charlie. Nawet nie podejrzewał, że w skarpecie trzyma scyzoryk.
- Ro-rodzice mi nie pozwolą, jeśli bę-będą wiedzieć – wyjaśniła. - A jeśli nie bę-będą… - wymienili porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechy.
Szopa pracza, jak można było się spodziewać, nie do końca udało utrzymać się w tajemnicy, bo jak można ukryć zdemolowaną kuchnię? Tak to z Charlie i Ryanem było - wszędzie gdzie się pojawiali, zawsze nadchodziły jakieś kłopoty. Wpadali na najbardziej absurdalne pomysły, które im wydawały się zupełnie normalne. Całe dnie spędzali razem, marząc, śmiejąc się i wygłupiając.
Dwie dziwne małe istoty - jedna koścista, z wielkimi okularami w drucianych oprawkach, druga z włosami rozrzuconymi na wszystkie strony świata i kompletem siniaków na obu nogach - leżąc w domku na drzewie i obserwując rozgwieżdżone niebo przez otwór w ścianie imitujący okno, wyobrażały sobie co będą robiły, gdy staną się już dużymi istotami. On chciał zostać archeologiem i odkopywać dinozaury w dalekich krajach. Ona planowała zaciągnąć się do wojska i jako tajny wysłannik organizacji pokojowej pogodzić walczące kraje.
Ryan nie dożył nawet do końca wojny. Zmarł w 1942 roku na białaczkę.
Charlie niewiele pamięta z tamtego okresu. Wszystkie dni zlewały się w ponurą, powtarzającą się taśmę, która odtwarzała się automatycznie. Pomimo tego, że wyrosła z jąkania się, szkoła na powrót stała się codzienną udręką; bez Ryana wszelkie dowcipy przestały śmieszyć. Nie cieszyły ją też wspólne lekcje gry na gitarze z tatą, na które zawsze z utęsknieniem czekała. Wesołe melodie po prostu nie pasowały do tego, co się stało. Charlie miała wrażenie, że już nic w jej życiu nie będzie takie samo. Sięganie po pióro nie przynosiło żadnej ulgi, bo nie umiała zmusić się do wymyślania przygód. Kiedy Ryan żył, same do niej przychodziły. Teraz wydawały się dziecinne i naciągane.
Być może wtedy trochę dorosła; uświadomiła sobie rzeczy, które ciężko było jej zaakceptować. Wciąż jednak była dzieckiem, które chciało się bawić i chciało się śmiać. Potrzebowała tylko na nowo odnaleźć w sobie coś, co jej na to pozwoli.
Na święta Bożego Narodzenia 1943 roku pod choinkę dostała łyżwy.
Zaczęła jeździć po zamarzniętym jeziorku niedaleko domu. Przyszła pewnego dnia, potem następnego i tak już zostało - ćwiczyła codziennie. Na początku nie obyło się bez siniaków, których już dawno nie widziała na swoich kolanach. W końcu znalazła coś, co sprawiało jej prawdziwą przyjemność. Z dnia na dzień uczyła się nowych figur i jeździła coraz szybciej. Odkryła, że łyżwiarstwo pozwala skupić się na tym, co tu i teraz, a było jej to bardzo, bardzo potrzebne.
Wczesną wiosną 1944 roku pomimo coraz cieplejszych powiewów wiatru, na drzewach wciąż zalegały czapy śniegu. Jezioro nadal pozostawało skute lodem, więc Charlie korzystała z jego tafli kiedy tylko miała okazję. Poranny chłód szczypał zaróżowione policzki dziewczynki, która wykonała obrót i wylądowała na kolanach. Człowiek uczy się przez całe życie! Zaśmiała się i spróbowała wstać, ale jedynie ciężko uderzyła tyłkiem o taflę, która nie była już tak gruba, jak jeszcze kilka tygodni temu. Charlie zauważyła na lodzie duże pęknięcie, które powoli się powiększało. Jej serce zabiło szybciej. Tafla mogła pęknąć w każdej chwili, a Charlie nie była w stanie odskoczyć w bok. W chwili gdy rozważała przeturlanie się na grubszy lód, co graniczyło z cudem, ze zdziwieniem zaobserwowała, że pęknięcia zaczynają się spajać. Szczeliny samoistnie ponownie wypełniały się lodem i chwilę później tafla nie miała nawet jednej ryski.
Charlie nikomu się do tego nie przyznała, ale początkowo myślała, że uratował ją Ryan i żyła w tym przekonaniu do swoich jedenastych urodzin. Gdy od pracownika Ministerstwa Magii, który kilka dni później odwiedził ich dom, rodzina Flume dowiedziała się, że magia istnieje, a Charlie jest czarownicą, dziewczyna poczuła radość pomieszaną z goryczą. Kiedy zapytała dlaczego nie powiadomiono jej o tym wcześniej, żeby mogła wyleczyć swojego chorego przyjaciela, pan Finnbar Goldstein uprzejmie oznajmił jej, że magia to sztuka, którą trzeba opanować w odpowiednim wieku, a poza tym rządzi się swoimi prawami.
Gdy dostała list z Hogwartu jej pierwszą myślą było: Suzan, Tereso, au revoir!
Charlie chciała mieć nowy, świeży start. Była gotowa znaleźć nowych przyjaciół i ciężko się uczyć, bo gdy tylko przeczytała w jednym z czarodziejskich magazynów popularnonaukowych o zawodzie uzdrowiciela, wiedziała już, kim chce zostać, gdy ukończy szkołę.
Tiara Przydziału wysłała ją do Hufflepuffu, chociaż spędziła na głowie dziewczynki dłuższy czas, zastanawiając się nad Gryffindorem. W charakterze dorastającej Charlie przeważały jednak cechy takie jak lojalność, kreatywność i chęć pomocy, więc zasiliła szeregi borsuków. Mimo że w szkole Hufflepuff nie cieszył się poważaniem innych domów, to Puchoni świetnie dogadywali się między sobą i w pokoju wspólnym nigdy nie było nudno. W mugolskiej szkole Charlie zawsze przyklejano plakietę dziwaczki i jąkały, ale teraz było inaczej, teraz była wśród swoich. Większość uczniów nie zwracała uwagi na jej mugolskie pochodzenie, a dzięki swojej charyzmie już w czwartej klasie stała się popularna. Zadawała się raczej z chłopcami, bo choć jej przyjaciółki z dormitorium były w porządku, to do ich ulubionych zajęć nie należało łażenie po drzewach i wycinanie kawałów nauczycielom. Żarty znowu stały się śmieszne, a pomysły na przygody rodziły się w jej głowie jak grzyby po deszczu.
W ciągu kilku lat jej edukacji wydoroślała i wyładniała; nie sposób było tego nie dostrzec, gdy siedziała wśród drzew otoczona zielonymi liśćmi kontrastującymi z jej mlecznobiałą karnacją, śmiejąca się głośno, jak to miała w zwyczaju. Długie, ciemne włosy opadały na luźny, kasztanowy sweter i zaczepiały się o rzęsy, pod którymi jak dwa, rzeczne kamienie kryły się jasnoniebieskie oczy. Wiele chłopców kochało się w Charlie, jednak ona pochłonięta rozrabianiem i studiowaniem coraz to nowszych eliksirów oraz ziół, najczęściej po prostu tego nie zauważała. Często też zdarzało się jej zapominać o całym świecie, gdy pisała opowiadania, których głównym bohaterem był chudy chłopak w okularach z drucianymi oprawkami. Nigdy nie zapomniała o Ryanie.
Jasno wytyczony cel był w jej życiu czymś bardzo istotnym. Przykładała się do nauki eliksirów i zielarstwa, a także chętnie zgłębiała tajniki astronomii. Na początku do książek przykuwało ją poczucie obowiązku z racji tego, że chciała zostać uzdrowicielką, lecz potem doszła do wniosku, że alchemia jest naprawdę niesamowicie interesująca. Jednak to dopiero anatomia prawdziwie ją pochłonęła, a jej mottem stało się zdanie wypowiedziane niegdyś przez Ryana: Rozkroimy go i sprawdzimy co ma w brzuchu?
Dni egzaminów nastały zdecydowanie zbyt szybko. Charlie bezwiednie obgryzała paznokieć stojąc przed drzwiami sali, za którymi miał rozstrzygnąć się jej los, by w końcu oko w oko z owutemami. Żeby mieć szanse na pracę w św. Mungu musiała zdać pięć przedmiotów na przynajmniej Powyżej Oczekiwań. Z eliksirów i zielarstwa dostała co prawda po wybitnym, ale wszystko zepsuły transmutacja i zaklęcia, z których otrzymała jedynie po Zadowalającym. Nie poddała się jednak i postanowiła uczyć się dalej na własną rękę. Po powrocie do domu na wakacje po siódmej klasie na powrót ogarnęła ją nuda i melancholia. Nie potrafiła tak nagle odciąć się od wszystkiego, czym żyła przez siedem lat. Brakowało jej postaci ruszających się na łamach gazet, meczy quidditcha i przede wszystkim ludzi, wśród których czuła się sobą. Całe dnie spędzała na zakupionej przez Cassiusa łódce, dryfując po jeziorku, na którym kiedyś po raz pierwszy nieświadomie użyła magii. Owszem, doceniała chwile spędzone z rodzicami (Cassius nawet nauczył ją wędkować, a Grace piec mistrzowskie szarlotki z cynamonem), ale mugolski świat nie był dłużej jej światem. Wojna tutaj już dawno się skończyła, a tam ciągle trwała. To tam czuła się potrzebna; przecież kiedyś planowała zaciągnąć się do wojska jako tajny wysłannik organizacji pokojowej. Na to wspomnienie zawsze się uśmiechała. Charlie zdawała sobie sprawę, że miała wielkie szczęście, bowiem już w następnym roku po ukończeniu przez nią szkoły, na fotelu dyrektora zasiadł Gellert Grindelwald, który wprowadził twardą dyscyplinę, nauczanie czarnej magii oraz prześladowania mugolskich dzieci. Hogwart przestał być przyjazną instytucją, a stał się czymś w rodzaju treserskiej klatki. Już podczas jej uczęszczania do szkoły atmosfera powoli się psuła, a potem rozegrał się wielki pojedynek, po którym wszystko na chwilę przycichło. Jak widać, była to cisza przed burzą.
W 1953 roku podjęła ważną decyzję przeprowadzki spod rodzinnego Guildford do Londynu. Wynajęła bardzo skromne mieszkanko na Ulicy Pokątnej i znalazła pracę w sklepie z szatami Madame Malkin. Codziennie mierzyła dzieci i dorosłych, biegała ze szpilkami i zaczarowanym centymetrem w zamian za niewielką pensję i, co było dla Charlie ważniejsze niż pieniądze, półgodzinne lekcje magii leczniczej, pobierane od męża Pani Malkin, uzdrowiciela pracującego w św. Mungu. Charlie wyczekiwała zawsze końca pracy, na kilka minut przed zamknięciem sklepu przygotowując już pióro i pergamin oraz podręcznik zatytułowany Najczęstsze Magiczne Dolegliwości i Schorzenia, który stał się jej absolutnym autorytetem. W ciągu dwóch lat Pan Malkin zdołał przekazać jej sporo wiedzy, ale co ważniejsze opowiedzieć mnóstwo historii i przypadków ludzi, których wyleczył. Jego doświadczenie było dla młodziutkiej Charlie jak niewyczerpana skarbnica. Pamięta, że tamten okres jej życia był mocno wyczerpujący z racji tego, że równolegle z pracą i nauką magii leczniczej przygotowywała się do poprawy owutemów z transmutacji i zaklęć, więc przychodziła do mieszkania, odgrzewała resztki dyniowej tarty i najczęściej usypiała się z podręcznikiem na twarzy. W wolne dni jednak miała dużo czasu na rozrywkę; zakochała się w oglądaniu meczy quidditcha, jak również w zwiedzaniu lokalnych barów, gdzie zszywała się w kącie z kuflem kremowego piwa, piórem i pergaminem, wymyślając nowe melodie lub opowiadania.
W 1955 roku Charlie podczas jednej z nocnych eskapad do Dziurawego Kotła, trafiła na ogłoszenie o nowo otwartej herbaciarni znajdującej się w budynku szpitala św. Munga na piątym piętrze, a pod nim nabazgrane czerwonym atramentem słowa poszukujemy kelnerki. Cóż, ogłoszeniodawcy nie musieli długo czekać na swoją pierwszą chętną, która tak zręcznie przedstawiła swoje zalety, że postanowili przyjąć ją na okres próbny. I tam już została, serwując zarówno chorym jak i ich odwiedzającym herbatkę i ciasto, a za ladą studiując trzy tony podręczników z różnych dziedzin. Czasem parząc wodę na kolejną serię Truskawkowych Harmonii i Nut Leśnego Poszycia, obserwowała chorych i obgryzając paznokcie zastanawiała się co im dolega. Niektórzy oczywiście mieli to wypisane na czołach – dosłownie. Tak, pewnego dnia do herbaciarni wbiegł staruszek o wzroku szaleńca, z przylepioną na czole karteczką o zwięzłej treści mam mózgową grosz opryszczkę, ale był to akurat pojedynczy przypadek, który zaraz został spacyfikowany przez ochronę szpitala i oddelegowany na odpowiednie piętro. Czarodziejskie choroby mają to do siebie, że często widać je gołym okiem – zielona skóra, macki wystające z pleców, wymiotowanie ślimakami… raczej ciężko tego nie zauważyć. Bywają też jednak cięższe do zdiagnozowania przypadki, gdy ludzie po prostu siadają przy stoliku, zamawiają herbatę i wydają się całkiem zdrowi, tak jak Ryan.
Obecnie Charlie wiedzie skromne, wypełnione nauką i pracą życie. Nigdy nie zatraciła swojego celu; wciąż uparcie dąży do tego, by zostać uzdrowicielką, chociaż czasem lubi rzucić w kąt wszystkie podręczniki, wrócić w rodzinne strony i powędkować z ojcem. Swoim śmiechem i pogodnym sposobem bycia stara się rozweselać innych, tak jak kiedyś uśmiech na jej ustach wywoływał przyjaciel. Jego wspomnienie czasem podnosi Charlie na duchu, a czasem boleśnie przypomina o zasadach rządzących światem.
Rzucając zaklęcie Expecto Patronum, Charlie wraca myślami do tych chwil, gdy dnie spędzała na beztroskiej zabawie z Ryanem i wspólnym pałaszowaniu wypieków Grace.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 2 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 4 | Brak |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 12 | 4 |
Transmutacja: | 4 | Brak |
Eliksiry: | 10 | 1 |
Sprawność: | 3 | Brak |
Zwinność: | 7 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
ONMS | I | 2 |
Anatomia | III | 25 |
Zielarstwo | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Historia magii | I | 2 |
Astronomia | II | 10 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Wytrzymałość fizyczna | I | 2 |
Mugoloznawstwo | II | 0 |
Szczęście | I | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Gra na gitarze | II | 3 |
Literatura [wiedza] | I | ½ |
Literatura [tworzenie prozy] | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 1 |
Łyżwiarstwo | II | 7 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Reszta: 8 |
Różdżka
Ostatnio zmieniony przez Charlie Flume dnia 19.09.18 14:40, w całości zmieniany 18 razy