Wydarzenia


Ekipa forum
Regina Shacklebolt
AutorWiadomość
Regina Shacklebolt [odnośnik]16.09.18 15:10

Regina Naria Shacklebolt

Data urodzenia: 1 października 1931r.
Nazwisko matki: Slughorn
Miejsce zamieszkania: Rodowa siedziba w Sussex
Czystość krwi: Szlachetna
Status majątkowy: Majętna
Zawód: Alchemiczka, zielarka, dama.
Wzrost: 170 cm
Waga: 62 kg
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: ciemne
Znaki szczególne: otaczający ją zapach ziół i ciężkich perfum, kilka drobnych blizn na palcach, naszyjnik otrzymany od rodziców w dniu pierwszego Sabatu, z którym praktycznie się nie rozstaje



Miała siedem lat, gdy pierwszy raz spadła z końskiego grzbietu. Koń przestraszył się pełzającej po ścieżce żmii, stanął dęba, a potem dzikim galopem rzucił się przed siebie. Regina upadła w piach, tuż pod kopyta konia swojego ojca. Lord Shacklebolt bez trudu zapanował na wierzchowcem, który tylko zatańczył niespokojnie na ścieżce, a potem zatrzymał się nie czyniąc dziewczynce większej krzywy niż już się stała. Ojciec nie rzucił jej się na pomoc. Spoglądał na nią z wysokości siodła chłodnym wzrokiem i czekał. Przez chwilę leżała na ziemi zszokowana całym zajściem, potem po jej policzkach potoczyły się pierwsze łzy.
- Nie płacz, Gina. - złajał ją ojciec, jednocześnie wyciągając różdżkę. Zaklęciem zmusił spłoszonego konia do powrotu. - Musisz wstać i wsiąść na konia.
Siwek, na którym szkoliła swoje umiejętności wracał do nich potulnym stępem. Usteczka małej Reginy drżały od tłumionego płaczu, jednak pod surowym spojrzeniem ojca otarła łzy (brudząc przy tym policzki piachem) i stanęła na nogach. Strój jeździecki ochronił ją przed poważniejszymi otarciami, ale prawy bark na który upadła miał się później pokryć ogromnym siniakiem. Choć cała drżała za drugim razem udało jej się podciągnąć na strzemieniu i ponownie usadowić w siodle. Dopiero wtedy zasłużyła sobie na uśmiech ojca. Podjechał bliżej i opiekuńczo objął ją ramieniem.
- Kiedy Shacklebolt upadnie, nie zaczyna płakać. - powiedział cicho. - Tylko wstaje na przekór wszystkim i samemu sobie. Zapamiętaj to.
W odpowiedzi jedynie pokiwała głową, bo gardło wciąż miała ściśnięte od łez. Ruszyli dalej. Żmija, która wypełzła na ścieżkę spokojnie skryła się w trawie.



Ojciec był surowy, ciężko było zasłużyć na jego uznanie. Może dlatego każde jego dobre słowo zapadało jej w pamięć bardziej niż nieustanne komplementy matki i rozlicznych ciotek. Z nimi spędzała najwięcej czasu, od najmłodszych lat ucząc się wszystkiego co młoda panna ze znamienitego rodu powinna wiedzieć... i kilku rzeczy, który z pewnością znać nie musiała. Od kiedy tylko wykazała pierwsze zdolności magiczne (lewitując pod sufitem przez dobry kwadrans, w średnio udanej próbie złapania ogromnej ćmy) pozwalano jej przyglądać się czarującym ciotkom. Siostry i dalsze krewne jej ojca zajmowały się czymś co dla jej matki na zawsze miało pozostać zakazane, ale dla niej jako córy Shackleboltów było może nie obowiązkiem, ale raczej... przywilejem? Prawem krwi? Magia rytualna była ich wspólnym sekretem i pamiątką po przodkach. Mała Gina przez lata przyglądała im się szeroko otwartymi oczyma, przywykając do zapachu kadzideł, rytualnych śpiewów i ofiar z niewielkich zwierząt. Aż do ukończenia pełnoletności miała pozostać tylko niemym obserwatorem tych cudów.
Nigdy nie była sama, w tak dużej rodzinie nie było to możliwe. Ktoś zawsze miał na nią oko. Z niecierpliwością wyczekiwała więc niedzielnych przejażdżek z ojcem. Nie mówił wiele, więc mogła odpocząć od nieustannego szumu toczących się wokół rozmów. No i miała wtedy ojca tylko dla siebie. Byli tylko oni, lasy wokół rodowej posiadłości i posłuszne ich woli konie. Lord Shacklebolt zwykle spędzał czas w pracy lub w towarzystwie swojego pierworodnego syna z pierwszego małżeństwa. No właśnie, Hector. Przez kilka pierwszych lat rzadko widywała swojego przyrodniego brata. Przebywał z ojcem i kuzynami, nie zbliżając się do macochy i przybranej siostry. Ojciec nie naciskał, nie zmuszał go do porzucenia żałoby po przedwcześnie zmarłej matce.
Dopiero, gdy wrócił z Hogwartu po pierwszym roku nauki stał się częścią jej życia przynosząc ze sobą nieskończoną ilość interesujących historii. Regina pokochała go mocniej niż ojca i matkę razem wziętych, bo jako jedyny zdawał się dostrzegać ogień, który w sobie nosiła. Dla nich była tylko dziewczynką. Tylko córką. Materiałem na kolejny polityczny mariaż. Brat dostrzegł, że jest inteligentna, sprytna i żądna wiedzy. Stali się więc partnerami zbrodni, powiernikami tajemnic - definicją doskonale zgranego rodzeństwa. Gdy wyjeżdżał do szkoły pisała do niego długi listy skarżąc się na kolejne lekcje francuskiego, który tak okropnie ją nudziły i odwołane niedzielne przejażdżki.    



Najbardziej wyczekiwanym momentem jej dzieciństwa był wyjazd do Hogwartu. Po wszystkim czego nasłuchała się do Hectora nie mogła się doczekać pierwszej podróży do szkoły. Koniec z lekcjami gry na pianinie! Dość francuskiej gramatyki! Zamiast tego różdżka, nauka zaklęć i rówieśnicy o bladych twarzach tak niepodobnych do jej własnej. Tiara wahała się nad jej przydziałem przed dłuższą chwilę nie mogąc zdecydować się pomiędzy domem Roweny, a Salazara. Przeważyła jej własna decyzja, by być bliżej brata - przywdziała więc srebrno-zielone barwy i zamieszkała w zamkowych lochach. Pierwsze lata nauki minęły jej błogo. Dzięki nazwisku obracała się w śmietance towarzyskiej Slytherinu. Nie musiała się obawiać niczyich przytyków ani złośliwości; brat czuwał nad jej bezpieczeństwem na zamkowych korytarzach. Mugolskim dzieciom, z którymi przyszło jej dzielić niektóre zajęcia, przyglądała się z pewną dozą zainteresowania. Oto padalce - myślała mierząc ich pobłażliwym spojrzeniem. - Jaszczurki udające węże. Ona była przecież żmiją. Jadowitą i niebezpieczną. Prawdziwą i czystą. Było jej trochę żal, że urodzili się tak żałośni.
Najlepiej radziła sobie w eliksirach. Może miała to we krwi, wszak jej matka wywodziła się z rodu znamienitych alchemików. Dzięki swojej cierpliwości potrafiła tkwić nad kociołkiem w nieskończoność, wypatrując odpowiedniego momentu na dodanie kolejnych składników. Najmniej podobała jej się transmutacja. Zawiłe schematy zapisane na tablicy podejrzanie kojarzyły się z wkuwaniem na pamięć francuskiej gramatyki.



Szkołę ukończyła z mieszanymi ocenami. Z części przedmiotów uzyskała zaszczytne Wybitne, z innych ledwo załapała się na Zadowalające. Rodzice nie przykładali do tego zbyt wielkiej uwagi, bo przecież oto zbliżała się dużo ważniejsze wydarzenie w życiu każdej arystokratki - jej pierwszy Sabat! Kto przejmowałby się jej stopniami, skoro nadszedł czas, by szukać dla niej męża? Lata spędzone na nauce tańca i dobrych manier wreszcie się opłaciły. Nie przyniosła wstydu Shackleboltom i pierwsze oferty małżeństwa zaczęły spływać tuż po jej osiemnastych urodzinach. Nie była z tego szczególnie zadowolona. Dopiero co skończyła szkołę i już miała dać się zamknąć w domu jakiegoś panicza? Niedoczekanie! Kręciła nosem na każdego podsuniętego jej przez ojca kandydata, jednocześnie zanudzając matkę opowieściami o tym jak bardzo marzy o stażu alchemicznym w Ministerstwie. Lady Shacklebolt sama w młodości uczęszczała na taki kurs, więc przemawiały do niej argumenty córki. Wkrótce ojciec znalazł się w mniejszości - osaczony przez Reginę, żonę i syna zezwolił, by odwlec nieuchronne zaręczyny o trzy lata. Dziewczęce fanaberie - mruczał pod nosem jeszcze przez trzy miesiące, gdy rankiem żegnała go i za pomocą sieci Fiuu przenosiła się do Ministerstwa.
Staż był nawet lepszy od lat spędzonych w Hogwarcie, bo mogła poświęcić się jedynie temu co faktycznie ją interesowało, czyli eliksirom. Szło jej dobrze, może nawet wybitnie, ale żaden z prowadzących nie zająknął się przy niej o ofertach pracy dla alchemików. Było wiadome, że tak jak inne szlachetnie urodzone panny, które pojawiały się na kursie nie będzie zainteresowana stałą pracą. Po zajęciach spotykała się z koleżankami na Pokątnej, by wydawać pieniądze ojca i miło spędzać ostatnie lata wolności. Choć od dziecka wiedziała jaki ciąży na niej obowiązek - im więcej czasu spędzała z dala od rodzinnej posiadłości, tym niechętnej myślała o zamążpójściu. Ze swoich rozterek zwierzała się jedynie bratu.



Po trzech latach ukończyła staż z wyróżnieniem, ale zamiast świętować uroniła kilka łez (które zaraz ze wstydem otarła, bo przecież żaden Shacklebolt nie płacze). Sądny dzień wyznaczono: miała dokładnie sześć miesięcy, by przygotować się do ślubu z mężczyzną, którego widziała na oczy może trzy razy i nie zamieniła z nim nawet słowa. Zaciskała zęby i zmuszała się do uśmiechu, gdy wraz z matką planowały przyjęcie. Ojciec wreszcie wydawał się usatysfakcjonowany i częściej obdarzał ją uśmiechami, ale uwaga, której tak pragnęła w dzieciństwie teraz miał gorzki posmak.
By nie myśleć zbyt wiele poświęcała się nauce. Była już na tyle dorosła, by w pełni poświęcić się nauce magii rytualnej, która po latach spędzonych w Hogwarcie wydawała się bardziej dzika i chaotyczna. Odrobinę ocierająca się nawet o czarną magię Bo w gruncie rzeczy jak wielka może być różnica między Imperiusem a rytuałem, który miał sprawić, że mężczyzna oszaleje z miłości do kobiety i zrobi dla niej wszystko? Regina nie była pewna i nie chciała zadawać pytań pogrążonym w transie ciotkom. Może miała w sobie trochę więcej ze Slughorna niż wszyscy myśleli, bo na koniec dnia wolała wrócić do swojej malutkiej pracowni i skupić się na kolejnych eliksirach. Trucizny, z którymi eksperymentowała wydawały się o wiele bardziej eleganckie (i skuteczne) niż napychanie laleczki voodoo włosami wrogów.  
Im bliżej było do ślubu tym bardziej była pogodzona z losem. Powtarzała sobie, że to przecież jej obowiązek. Do tego ją wychowano. Pogrzebała swoje ambicje pod poczuciem obowiązku i miłością do rodziny. Rozmawiając z przyjaciółkami, które przechodziły podobne rozterki dochodziła do wniosku, że taki jest po prostu ich los. Ucieczka nigdy nie przyszła jej do głowy.
I wtedy los spłatał jej figla. Jej narzeczony zerwał zaręczyny i wziął sobie za żonę czarownicę czystej, ale nie szlachetnej krwi. Ojciec wpadł w s z a ł. Kto to widział taką zniewagę dla jego córki?! Dla jego rodu?! Rodzina delikwenta zapłaciła oczywiście sporą sumę za zaistniałą niedogodność, ale złoto nie było w stanie złagodzić jego gniewu. Odgrażał się pojedynkami, ale nestor i matka zdołali odwieść go od tych nierozsądnych pomysłów.
Regina miała mieszane uczucia. Z jednej strony jej duma ucierpiała - była wszak panną zostawioną niemal dosłownie przed ołtarzem. Z drugiej... ulga, którą poczuła była niemal obezwładniająca. Zupełnie tak jakby przez ostatnie miesiące cały czas wstrzymywała oddech i dopiero teraz pozwolono jej zaczerpnąć tchu. Z bezpiecznego zacisza własnej sypialni śledziła kolejne plotki, które pojawiały się na łamach Czarownicy i Proroka Codziennego. Snuto przeróżne domysły na jej temat - czy była niewierna? A może chora, skoro jej niedoszły mąż wolał jakąś dziewczyną z ludu, która urodzi mu zdrowych potomków? Matka ukrywała przed ojcem kolejne wydania szmatławców, by nie pogarszać jego samopoczucia. Cała ta afera poważnie odbiła się na jego zdrowiu. Fakt, że kolejne oferty w sprawie małżeństwa nie nadchodziły niczego nie ułatwiał. Nikt nie chciał przyjąć do rodziny narzeczonej z drugiej ręki.   



Po dwóch miesiącach męczarni zapadła decyzja o wysłaniu Reginy za granicę. Póki plotki nie ucichną - mówiła przepraszającym tonem matka, pomagając jej pakować suknie. Okazja nadarzała się świetna, bo Ministerstwo wysłała Hectora do Stanów. Miał zabrać ze sobą siostrę, by za oceanem przeczekała całe to nieszczęście. Wszyscy założyli, że za kilka miesięcy arystokratyczny świat zacznie żyć kolejną plotką i jej nieudane zaręczyny popadną w zapomnienie. Regina próbowała nie uśmiechać się za szeroko w czasie przygotowań. Ślub odwleczony do nieokreślonej przyszłość i wyjazd do Ameryki z ukochanym bratem? Na Morganę czy życie mogłoby być piękniejsze? Pożegnała rodziców wylewnie, zapewniając, że będzie pisać co tydzień. A potem ruszyła ku przygodzie.  



Pierwszego sierpnia 1956 roku, po długiej podróży ogromny statek zawitał wreszcie do portu w Dover. Przypływał z drugiego końca Atlantyku, z Nowego Jorku. Na tarasie widokowym zarezerwowanym dla pasażerów pierwszej klasy stała smukła kobieta w eleganckim stroju, uszytym przez jednego z najlepszych krawców w magicznej części Wielkiego Jabłka. Mrużyła ciemne oczy w pełnym słońcu i wypatrywała znajomych twarzy na brzegu. Wprawdzie nie spodziewała się, że rodzice wyjdą im na przeciw, ale i tak szukała ich w tłumie. Wiatr przyjemnie chłodził jej twarz i choć to pewnie tylko jej tęsknota za domem - wydawało jej się, że powietrze pachnie tutaj inaczej. Jak w domu.
- Jak myślisz, co nas czeka w Londynie, Hectorze? - zapytała cicho stojącego obok brata i na chwilę oderwała wzrok od nadbrzeża, by spojrzeć na jego uśmiechnięte oblicze.
- Przecież już nie raz Ci mówiłem, Gina. - zaśmiał się w odpowiedzi.
- Ach, no tak. Wszystko co najlepsze.      



Patronus: W jej oczach żmija to jedno z najpiękniejszych zwierząt świata. Niemożliwe do oswojenia, zawsze wierne swojej naturze, śmiertelnie niebezpieczne i oczywiście... trujące. Jest wszystkim czym Regina chciałaby być. By przywołać patronusa sięga pamięcią do wspomnień z dzieciństwa, związanych głównie z bratem i matką.    





Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 12 0
Zaklęcia i uroki: 10 0
Czarna magia: 1 Brak
Magia lecznicza: 0 Brak
Transmutacja: 0 Brak
Eliksiry: 12 0
Sprawność: 4 Brak
Zwinność: 7 Brak
JęzykWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
Francuski I1
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AstronomiaII10
Historia magiiI2
Starożytne runyI2
RetorykaII10
ZielarstwoIII25
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Szlachecka etykietaI0
SzczęścieI5
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Brak -0
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I½
Muzyka (fortepian)I½
AktywnośćWartośćWydane punkty
Taniec balowyII7
JeździectwoII7
GenetykaWartośćWydane punkty
Genetyka (jasnowidz, półwila, wilkołak lub brak)-0
Reszta: 0

Wyposażenie

WYPISZ po przecinku rzeczy (zwierzęta, inne) zakupione w sklepiku MG



Ostatnio zmieniony przez Regina Shacklebolt dnia 19.09.18 19:44, w całości zmieniany 3 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Regina Shacklebolt [odnośnik]16.09.18 21:41
Gotowa na poprawki :pwease:
Co do choroby genetycznej co mi wypadła w kostkach to najchętniej dogadam szczegóły z kimś kto mnie będzie sprawdzać!
Gość
Anonymous
Gość
Regina Shacklebolt
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach