Bláithín Elaina Fawley
Nazwisko matki: Bulstrode
Miejsce zamieszkania: dwór Fawleyów, Ambleside
Czystość krwi: szlachetna
Status majątkowy: bogata
Zawód: kuratorka i krytyk muzyczny
Wzrost: 163cm
Waga: 51kg
Kolor włosów: ciemny brąz
Kolor oczu: zielone
Znaki szczególne: krótko ścięte włosy na zagraniczną modłę, jej włosy pod wpływem słońca jaśnieją w lecie do jasnego brązu, czasami schodząc barwą do ciemnego blondu, w zimie wracają do swojego naturalnego koloru
10 i 1⁄2 cala, dość giętka, daglezja, łuska trytona
Beaxbatons, Gryfy
daniel
ducha mojego brata
miętą, oliwką, winem, starym drewnem, zapachem jeziora po deszczu
brata odprowadzającego mnie do ołtarza
muzyką, literaturą, sztuką i socjologią
nie kibicuję
tańczę, jak muszę, komponuje, jak mam natchnienie, piszę i krytykuje ludzi
muzyki klasycznej, szczególnie fortepianu i śpiewaków operowych
Arizona Muse
Przykro mi, że nie jestem już dzieckiem. Nigdy więcej nie przeczytam emocjonującej powieści romantycznej z wypiekami na twarzy i nie wyjdę za mąż za młodszą wersję ojca. Nie będę już nawet pragnąć barokowego, nieszczęśliwego romansu z czarodziejem czystej krwi ze skazą, chociaż zawsze była to tylko głupia, dziecięca fantazja. Wizja zakazanego owocu, którego tak naprawdę nigdy nie chciałam zrywać. Wtedy mogłam być naiwna, beztroska i wzruszona każdą historią miłosną, nawet tą nieatrakcyjną. Przykro mi, że wyrosłam z bajek i mrzonek, i że nigdy nie spojrzycie już na mnie, jak na waszą małą księżniczkę. Tą, której magia objawiła się, kiedy jako dziecko próbowała odgonić się od tej strasznej świni, a później strasznej, lewitującej świni, po której trawiła mnie wysypka. Byłam Waszym oczkiem w głowie, chcieliście uchronić mnie przed całym światem i całym złem. Miałam wszystko. Miłość, troszczącego się o mnie brata, czas, żeby dorosnąć i swobodę, bo byliście dla mnie wyrozumiali. Oferowaliście mi dobre życie, dawaliście mi odpowiedni przykład, pilnowaliście żebym była wrażliwa, ale nie słaba. Patrzyliście na mnie z dystansu i upominaliście mnie, kiedy tonęłam w sferze wyobrażeń. Sprawdzaliście mnie wtedy na ziemię, ale tylko kiedy tak trzeba było. Ufaliście mi. Szkoda, że dziś już nie ufacie.
Posłaliście mnie do szkoły w Beauxbatons, tam, gdzie uczęszczała większość naszej rodziny. Otoczyliście mnie kuzynostwem żeby nigdy nie zabrakło mi osób, z którymi mogłabym rozmawiać i panien, które dawałyby mi dobry przykład. Kazaliście bratu mieć na mnie oko. Podsuwaliście mi kolejno nowe autorytety. Kiedyś to matka uczyła mnie tańca baletowego, gry na fortepianie i wiedzy o sztuce i literaturze. Ojciec dokładał wszelkich starań, żebym w trakcie szlacheckich przejażdżek nie spadła z siodła, a podczas lata spędzanego nad jeziorem w Ambleside, nie poszła na dno. Wskazywaliście mi drogę, ale nigdy nie planowaliście mi życia. Upewnialiście się tylko, że wyrosnę, mimo swoich naiwności, w doktrynie naszych poglądów. Udało wam się przekonać mnie do sztuki – muzyki, malarstwa, literatury i teatru. Pokazaliście mi różnice między fikcją literacką, a życiem, w którym szlachta nosiła się trochę wyżej niż brudna krew i potrafiłam tą rozbieżność zrozumieć. Nie trzymałam się z osobami nieczystej krwi, ale też nie gardziłam nimi otwarcie, nie widząc powodu żeby się nimi interesować. Ignorowałam ich i trzymałam się od nich na dystans, bo sprowokowana mogłabym zwrócić się do nich w sposób, który później uznałabym za prostacki i będący dla mnie stratą czasu. Kiedy nie mogliście nauczyć mnie już nic więcej, zadbaliście o mój rozwój w szkole, która pielęgnowała moje talenty. Miałam dobrego nauczyciela muzyki i wyjątkowo lekkie pióro, o ile znajdowałam dla siebie temat bliski moim wrażliwościom i pasjom. Wykazywałam przeciętną znajomość pozostałych dziedzin magii. Skupiając się może na dwóch z nich, magii defensywnej i ofensywnej. Zależało wam, żeby świat nie wyrządził mi krzywdy i żebym potrafiła posłużyć się magią w swojej obronie. Z tego powodu, trzymaliście mnie z dala od kłopotów. Od Anglii, jak tylko dowiedzieliście się, że Wojna Czarodziejów dotarła też tam, a jej owoce są tam świeże, jak walka Dumbledora z Grindelwaldem, a później przejęcie przez niego kontroli nad Hogwartem. Cieszyłam się, że mogłam być od tego daleko, w Beauxbatons.
Po szkole zostałam we Francji, wraz z owdowiałą ciotką – siostrą ojca. Daleko od domu kształciłam się ze sztuk artystycznych głównie w Paryżu, ale też Nicei i podczas tygodnia koncertów w Rzymie. Pod skrzydłami ciotki zgłębiałam naturę muzyki i pod jej okiem pisałam pierwsze kompozycje. Czego o interpretacji muzyki nie mogła nauczyć mnie ona, doszkoliły mnie manuskrypty jej zmarłego męża – krytyka i mecenasa muzyki. Ona sama była ambasadorką Domu Muzyki w Paryżu. Chodziłam na wieczorki muzyczne, gdzie śledziłam i wymieniałam zdania z najznakomitszymi kuratorami i krytykami muzyki. Zanim się spostrzegłam, wystawiałam własne opinie, a część z nich trafiała na łamy gazet. Poza czasem na muzyczne spełnienie, na bankietach poznawałam pierwszych amantów, których jeszcze wtedy mogłam odrzucić. Poznawałam procesy społeczne i myślowe różnych klas społecznych. Uczyłam się życia i wyzbywałam się naiwności. Coraz lepiej poznawałam się na ludziach. Poruszanie się w dużych, tłocznych aglomeracjach wśród ekscentrycznych artystów, pochodzących z różnych środowisk, było dla mnie skuteczną lekcją i pomocą. Pieczę nad moim dobrym wychowaniem i obyciem cały czas sprawowała ciotka, nie dając mi się zgubić w barwności i zaskakującej naturze miejsc, w jakich się obracałyśmy. Wieść o śmierci brata doszła mnie trzy lata temu po powrocie do Paryża. Uprzedzona jego własnym listem o planowanej wyprawie.
Przykro mi, że Finn zginął i że śmierć wszystko zmienia i że zmieniła też nas wszystkich; że już nigdy więcej nie spojrzycie na mnie tak samo. Wymagacie ode mnie więcej i ufacie mi mniej. Przykro mi, że nie jestem już waszą małą córką i że muszę być dorosła. Lubiłam to – infantylne, zamglone spojrzenie na świat. Wydawał się wtedy mniej skomplikowany i piękniejszy, jak wschód słońca nad Sekwaną, czy koncert w prawdziwym rzymskim teatrze. Przykro mi, że bańka, w której żyłam mogła trwać jeszcze chwilę, a pękła. I że świat poza nią jest mroczny, nieprzychylny kobiecej wrażliwości i trzeba w nim dojrzewać szybciej i emanować siłą charakteru. Przykro mi, że żeby sobie w nim poradzić muszę być bardziej cyniczna i niewzruszona i że nie umiem już śmiać się, jak dotknięta Riddikulusem. Poważniej traktuję ludzi i nie zawsze to co myślę to dokładnie to co mówię. Rzadko kiedy fakt, że się uśmiecham znaczy że naprawdę jest mi do śmiechu, czy aprobuje to co ktoś mi właśnie powiedział. Udzielam innym lekcji, z których treścią się nie zgadzam, bo moja własna świadomość dopiero dojrzewa. Noszę ekstrawaganckie suknie na bankietach i kokietuje wyglądem, w granicach dobrego smaku i dobrych manier, jako panna na wydaniu, która swój debiut miała niepokojąco długi czas temu. Czy muszę o tym słuchać? Zanim znajdę męża, chciałabym wcześniej znaleźć siebie.
Wracam do Anglii, do aranżowanego małżeństwa, bo jak mówi matka “już czas”. Nie chcę wychodzić za mąż za kandydata, którego mi wybraliście. Chcę się z wami skonfrontować, żebyście nie podcinali mi skrzydeł. Lubię swoją wolność, swobodę artystyczną i swoje życie we Francji. Nie chcę męża anglika. Nie chcę słuchać o niepokojach społecznych i chyba jednak nie chcę wracać do kraju, w którym Ministerstwo Magii płonie, włamanie się do Azkabanu okazuje się nie tylko możliwe, ale dokonane, a społeczeństwo tworzy podziały, w których nie ma już miejsca na beztroskość i artystyczne przeżycia. Kocham swoją idyllę za granicą, gdzie są dwa światy. Realny – w którym są rzeczywiste, namacalne problemy oraz konflikty czarodziejów; i artystyczny – w ignorancji do świata politycznego, z sercem dla sztuki i kultury. Tutaj, jest tylko jeden. Ten, w którym anomalie magiczne zakłócają spokojny tryb życia, a obecność Czarnego Pana, każe opowiadać się po stronie politycznej, bez względu na to, czy ród, do którego przynależysz do tej pory dbał wyłącznie o swoje interesy i nie bawił się w mordobicie.
Przykro mi, tak ogólnie, z wielu powodów, a najbardziej chyba z tego, że ktoś musiał was zmusić, abyście kazali mi szybciej dorosnąć. Dorosłość gorzko smakuje.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 12 | +2 (rożdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 22 | +3 (różdżka), +1 (pazur gryfa) |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 0 | Brak |
Zwinność: | 8 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
francuski | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia Magii | I | 2 |
Kłamstwo | II | 10 |
Retoryka | III | 25 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Szlachecka etykieta | I | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (tworzenie prozy) | II | 3 |
Literatura (wiedza) | II | 3 |
Malarstwo (wiedza) | II | 3 |
Muzyka (fortepian) | II | 3 |
Muzyka (wiedza) | III | 10 |
Rzeźbiarstwo (wiedza) | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec balowy | I | 1 |
Jeździectwo | I | 1 |
Pływanie | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (brak) | - | 0 |
Reszta: 3½ |
Różdżka, sowa
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Blaithin Fawley dnia 04.10.18 21:15, w całości zmieniany 11 razy
Witamy wśród Morsów
[11.10.18] Ingrediencje (lipiec/sierpień)
[20.10.18] Ingrediencje (wrzesień/październik)
[09.10.18] Zdobyto podczas Festiwalu Lata: pazur gryfa zatopiony w bursztynie (+1 do zaklęć)
[30.10.18] Wykonywanie zawodu (lipiec/sierpień), +50 PD
[11.12.18] Wykonywanie zawodu (wrzesień/październik), +50 PD