Cecily Fallon Hagrid
Nazwisko matki: Rineheart
Miejsce zamieszkania: Wynajmowana kawalerka w Londynie
Czystość krwi: Półkrwi
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: Ratowniczka w Magicznym Pogotowiu Ratunkowym
Wzrost: 172 cm
Waga: 61 kg
Kolor włosów: Ciemnobrązowe
Kolor oczu: Niebieski
Znaki szczególne: Liczne, niewielkie blizny po zadrapaniach i ugryzieniach zwierząt na dłoniach; odstające uszy; wyraziste brwi; piegi
10-calową, dosyć sztywną, z drewna mango i łuską popiełka
Gryffindor
Bóbr
Członków mojej rodziny, martwych
Świeżymi ziołami leczniczymi, świeżoskoszonym sianem
Siebie, otoczoną prawdziwymi przyjaciółmi
Magicznymi stworzeniami, sportem, uzdrowicielstwem
Harpiom z Holyhead
Czytam literaturę naukową, hobbystycznie latam na miotle, obserwuję magiczne zwierzęta
Tego co wpadnie w ucho, nie znam się
Laury O'Grady
Życie Sabrina Rineheart nigdy nie było usłane różami. Przywykła do myśli iż cały czas musiała piąć się pod górkę. Mimo zadatków na całkiem zdolną uzdrowicielkę, zgodnie z radami rodziców wyszła za mąż za tego młokosa – Rarwdona i dosyć szybko zrezygnowała z dalszej kariery w Mungu. Niepotrzebowała zapewnień matki, że to najlepsza partia na jaką mogła liczyć. Potrafiła się przecież przejrzeć w lustrze i dostrzec, że daleko jej rysom twarzy było do delikatnej brytyjskiej lady, wręcz przeciwnie. Postawa z niej była kobieta, o szerokich barkach, ciemnych jak noc włosach i w dodatku wybitnie dumna, jak przystało na Rineheartów. Możecie więc wierzyć na słowo, starała się być wzorową małżonką. Nie pisnęła słowem, kiedy kazano jej przeprowadzić się do Gloucestershire, nie komentowała też dziwnych zapędów męża w stronę magicznych stworzeń, ani jego wiejskiego obycia, ale ta wpadka... Tego już było za wiele. Z taką myślą w głowie Sabrina ściskała z bólu dłoń akuszerki, wydzierając się przy tym w niebogłosy. Rawdon zaś, za oknami ich wspólnej sypialni, bardziej zdenerowowany niż sama rodząca, rąbał kolejne drzewo na opał. Z zapasów jakie zrobił podczas porodu, ogrzewali cały dom przez następne trzy zimy, zbudowali zagrodę dla kóz i wyrzeźbili piękną kołyskę dla ich córki – Cecily. O ile kłótnie były w domostwie Hagridów na porządku dziennym, o dziwo dobór godności dla nowonarodzonej przyszedł im z łatwością. Sabrina pragnęła chociaż z pomocą imienia dodać pierworodnej nieco klasy, a Rawdon wychodził założenia iż wyniosłe imiona dobrze brzmią, przy czym sami właściciele mogą się poczuć trochę ważniejsi od reszty (wiedział z własnego doświadczenia). Niewiele dała finezja ich wspólnej decyzji, gdyż tak czy siak, do dziewczynki zaczęto wołać Cecil, w licznych momentach kiedy jedno z rodzicieli musiało nabrać powietrza głęboko w płuca i wrzasnąć z całych sił na ganiającą gdzieś w oddali małą diablicę.
Pierwszy raz Sabrina zdarła sobie gardło przy tak zwanym „incydencie z miotłą i jednorożcem”. Latać na miotle, swoje najdroższe dziecko nauczył oczywiście ojciec, który kupił jedną z nich już przy szóstych urodzinach Cecylii. Skończywszy siedem lat dziewczynka pod jego czujną kuratelą stawiała swoje pierwsze kroki w dyscyplinie lotów. Poczciwy Hagrid asekurował szczerbatego chudzielca, ale jego instynkt ojcowski pozostawał bezbronny wobec nieprzemożnego zainteresowania magicznymi stworzeniami. Oto bowiem, na ich podwórzu dostrzegł małego szpiczaka, wesoło dreptającego pośród sadzonek dyni. Z wrażenia Rawdon spuścił dziewczynkę z oczu, by przyglądnąć się niespotykanemu w tych okolicach gatunkowi, a czarnowłosa radośnie przeleciała przez granicę ich farmy, by zniknąć dalej w okolicznym lesie. Sabrina zdarzenie obserwowała zza okna kuchni, gdzie dodawała ostatnie przyprawy do swego sławnego gulaszu. Zauważywszy córkę oddalającą się ku niebu, nie dość że wsypała za dużo gałki muszkatołowej, to jeszcze zakrzyknęła jej imię tak głośno jak tylko potrafiła, toteż jeżopodobna istotka wzięła nogi za pas i zniknęła w gęstwinie otaczającej gospodarstwo. Córkę znaleźli niepodal wejścia do pobliskiego rezerwatu jednorożców. W ujarzmieniu miotły wyręczył ją sam kij, kilkoma korkociągami pozbywając się niepotrzebnego balastu. Cecil jednak nie zwracała większej uwagi na bolesny upadek, większe zainteresowanie bowiem wzbudziła jasna istota spoglądająca na nią zza granicy wyznaczonej do zwiedzania ścieżki. Sabrina i Rawdon dobiegli na miejsce wypadku w samą porę, a zatroskana matka już miała powtarzać wyczyn strun głosowych sprzed kilkunastu minut, gdy małżonek w porę powstrzymał ją ruchem dłoni. Oto bowiem do leżącej na ziemi dziewczyny zbliżył się młody jednorożec, z zaciekawieniem wąchając trawę naokoło miejsca wypadku.
Cecily nigdy w życiu nie widziała potem tak pięknej istoty z bliższej odległości. Dotąd wspomina to wydarzenie jako niesamowite zderzenie się dwóch, zupełnie innych światów. Jednego nieludzko pięknego i zupełnie nieosiągalnego dla śmiertelnych i drugiego, prawdziwego i przepełnionego brzydotą. Mogła wyciągnąć dłoń by dotknąć miękkiej sierści zwierzęcia, była tak blisko... Wyjątkowo aktywne zmysły magicznego rumaka wyczuły jednak obecność osób trzecich, a dostrzegłszy za krzakami ojca i matkę poszkodowanej spięło się do biegu, zostawiając dziewczynkę w zupełnym oszołomieniu. Reszta wspomnień z tego dnia wydaje się nieco mglista. Wiele tłumaczyć może fakt iż z ekscytacji nie czuła bólu, co skutecznie wysłało na dalszy plan stan poupadkowy jej lewej nogi – dziwacznie wykręconej w nietypowy dla siebie kierunek, to jest przeciwny do przykazanego przez naturę. Dzień ten Cecily zwykła nazywać Dniem Pierwszym, bowiem również wtedy miała okazję zasmakować pierwszy raz Szkiele-Wzro. Nieprzyjemne wrażenie wbijania tysiąca małych igiełek do łydki będzie towarzyszły jej jeszcze kilka razy. Również dzięki tamtemu wydarzeniu zainteresowała się żywo pasją ojca, z fascynacją oddając się badaniu magicznych zwierząt w raz z nim. Mimo tego iż szczególne miejsce w jej sercu zajęły jednorożce, to zapał Rawdona skutecznie podsycił pragnienie wiedzy córki, dzięki czemu w miarę tego jak rosła, zyskiwała wiedzę na temat wielu różnych przedstawicieli magicznej flory i fauny.
Kolejnym momentem gdy Sabrina nie szczędziła wzywania imienia ukochanego dziecka był odjazd pociągu do Hogwartu z peronu 9 i ¾. Szczególnym strachem napawała troskliwych opiekunów wizja dyrektorskich rządów Grindenwalda, oraz niebezpieczeństwo represji wobec ich córki, spowodowane ich aktywnym angażowaniem się w Wielką Wojnę Czarodziejów. Wtuliła się wtedy w mankiet płaszcza męża pozwoliwszy na chwilowe opuszczenie zwyczajowej gardy, szepcząc modły by koleżanki i koledzy polubili jej specyficzne dziecko. Istotnie, szanse na znalezienie wybranka serca malały z każdym rokiem dojrzewania Cecily. Nie tylko prezentowała dość skromną posturę (zapewne odziedziczoną po szczupłym ojcu), ale też specyficzną urodę (z pewnością odziedziczoną po matce). Ze swoimi wielkimi jak jałówka niebieskimi oczyma, kruczoczarnymi włosami ściętymi na krótko, wystającymi uszami, a także niezwykle bladą cerą nie zrównywała serc rówieśników. Małą pomoc stanowił też fakt, że Hagridowie nie należeli do najbardziej ułożonych, lub bogatych rodzin. Część z jej podręczników miała już nie jednego właściciela, a stopień obycia z etykietą arystokracji równy był powierzchni skóry dziewczyny niepokrytej siniakami czy ugryzieniami. To jest zero. Nie dziwota więc, że właśnie wspomnianym wyżej książkom początkowo poświęcała więcej czasu niż socjalizacji z innymi. Zdecydowana większość uczniów Hogwartu, chociaż niezwykle różnorodnych, niewiele wspólnego miała z młodzieżą w Gloucestershire.
Jak przystało na stosunkowo małomówne i nieśmiałe dziecko, Cecil potrzebowała czasu by wdrożyć się w nową rzeczywistość, ale kiedy już zyskała pewność siebie, niewiele wydarzeń mogło ją jej odebrać. Nauczyciele Hogwartu przeklinali wielkouszną, głośną dziewczynkę, która zamiast spędzać czas w gronie młodych czarownic, wolała ganiać z kolegami po Błoniach Hogwartu, albo zapuszczać się niebezpiecznie blisko granicy Zakazanego Lasu. Napytała sobie psikusami od groma problemów, na spółkę z wieloma ujemnymi punktami dla Gryffindoru i już gdy Godryk miał przewracać się w grobie, kogóż kto dali do jego zacnego domu, spadła na Cecily najlepsza kara w jej życiu. Dostała za zadanie posprzątać szatnię zawodników z drużyny quidditcha Gryfonów, po jednym z treningów. Jak przystało na Hagrida, pomyślała zanim zrobiła i po zgarnięciu kilku brudnych ręczników chwyciła za miotłę postanowiwszy spróbować swych sił na pozornie opustoszałym boisku. Wówczas właśnie przyuważył ją kapitan, na którego widok, pędząc z zawrotną szybkością, wykonała mało subtelne zatrzymanie. Wylądowała zatem tyłkiem w piasku i dla wesołej odmiany złamała prawą nogę. Tak więc kolejny tydzień przesiedziała w szpitalu, powoli godząc się z faktem iż zostaje smakoszem Szkiele-Wzro. Wyobraźcie sobie jej zdziwienie, gdy zamiast kolejnych uwag otrzymała zaproszenie na eliminacje do drużyny. A już zupełnie zaskakujący stał się fakt iż, mimo trzykrotnego upadku, dostała się na pozycję ścigającej! Latała z zawrotną szybkością, wielokrotnie przeceniając własne umiejętności i jedyne co ratowało jej wyskoki to zaskakująca bystrość w analizie sytuacji. Z łatwością przechytrzała kolejnych ścigających, potrafiła przewidzieć kolejny ruch zawodnika i znaleźć się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze, gnając przy tym szybciej niż wiatr.
Czas w Hogwarcie mijał szybko i chociaż starała się przykładać do nauki, Cecil należała do ludzi czynu przez co znacznie lepiej radziła sobie na zajęciach z Zaklęć lub Obrony Przed Czarną Magią niż Numerologii czy Historii Magii. Do przełomowych lat należał natomiast czwarty rok nauki w Hogwarcie, kiedy to pierwszy raz uczęszczała na wycieczkę wraz z uczniami zajęć Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. To właśnie wtedy, podczas zwiedzania rezerwatu w Salisbury zobaczyła hipogryfa. Wspomnienie to miało mieć znaczący wpływ na przyszłość dziewczyny, a wszystkiemu winne, jak to bywało częściej niż by chciała, jej żywiołowe serce. Mimo iż panna Hagrid starała się robić dobrą minę do złej gry i nie zrażać zbyt szybko do współuczących się, to kilka osób nie szczędziło uszczypliwych komentarzy na temat jej wyglądu i nieco małomiasteczkowego wychowania. Szczególnie lubował się w tym jeden z bogatszych chłopców, przyzwyczajony od maleńkości do pogardzania innokrwistymi. Nie zdziwiła się zatem, gdy zatarasował jej drogę wraz z kilkoma innymi osiłkami, podczas gdy reszta głośnej grupy, ruszyła chaotycznie dalej pod wodzą przewodnika.
- Hej, Wielkoucha, jak tam twój ojciec? Słyszałem, że wzięli go na przesłuchiwania za bronienie tych plugawych szlam. Macie to chyba we krwi! Głupotę Rubeusa i brzydotę sądząc po tym co stoi przede... – Nie zdążył dokończyć, bo w tym samym momencie, przysunąwszy się zbyt blisko ogrodzenia, otrzymał porządnego lewego sierpowego. Zachwiał się nieco by w ułamku sekundy przelecieć przez płot i wylądować na pastwisku. Cecily nie było już do śmiechu, kiedy hipogryf w popłochu zaczął wierzgać kopytami. Pech chciał by jedno z nich dosięgło ramienia chłopaka, a ten momentalnie stracił przytomność. Wahała się czy nie pobiec po któregoś z opiekunów, ale musiała działać szybko. Nie chciała wzbudzać większego chaosu pośród niebezpiecznych zwierząt, ani zostawiać poszkodowanego tutaj na pastwę losu, dlatego wyszeptała Magico i ruszyła na pomoc. Nie potrafiła wiele więcej, prócz podstawowych czynności. Zatamowała krwotok rozdartym swetrem, usztywniła bark i upewniła się, że wszystkie hipogryfy odbiegły na bezpieczną odległość. Nigdy wcześniej ani później Cecily nie była tak zagubiona jak wtedy. Nie wiedziała czy mówił prawdę o jej ojcu, żałowała że nie miała w szkole prawdziwych przyjaciół, którzy nie rozpierzchliby się przy wypadku jak wszyscy ci obserwujący ich małą kłótnię, przeklinała też w myślach swoją nieuwagę na lekcjach zielarstwa i to jak często zbywała nauki matki, kiedy próbowała wpoić jej tę wiedzę w domu. Z natłoku emocji nie tylko pierwszy ( i ostatni) raz w życiu popłakała się przy kimś spoza jej rodziny, ale też doznała olśnienia. Oto bowiem pojawili się przed nią, nie tylko biegnący nauczyciele, ale też patrol Czarodziejskiego Pogotowia Ratunkowego, gotowego do działania i bez większego wysiłku pomagającego rannemu.
Po powrocie do domu, między czwartym a piątym rokiem nauki dobrze już wiedziała, że marzenia o nadzorowaniu hodowli jednorożców zeszły na drugi plan. Zakochała się w tej adrenalinie, w nadziei jaką sama czuła, a przede wszystkim w pewności siebie z jaką ratownicy podnieśli na magicznych noszach chłopaka, a której zawsze brakowało walczącej z kompleksami Cecily. Na szczęście, nie stało mu się nic poważnego prócz stłuczenia i złamanego nosa. Poszkodowany nie zamierzał się również dzielić z kimś faktem, iż pobiła o dziewczyna, toteż Hagrid mogła odetchnąć z ulgą i zająć się sytuacją własnej rodziny. Nie działo się bowiem najlepiej, gdyż Rawdon otwarcie wspierał równouprawnienie czarodziejów wszystkich krwi i nie raz zdarzyło im się użyczać schronienia pod swoim skromnym dachem zwolennikom jemu podobnych poglądów. Sabrina zwykła wówczas angażować swoją córkę do pomocy, dzięki czemu powoli coraz bardziej od świata magicznych zwierząt odciągały ją kolejne aspekty ludzkiej anatomii.
W szkole zachowywano od niej dystans, „Kolejna z Hagridów, której trzymają się kłopoty” mówili, a w dziewczynie aż gotowało się na samo wspomnienie niewinnego kuzyna Rubeusa. Mieszkali niedaleko siebie i dzieciństwo spędziła często odwiedzając albo kuzynkę Tangwystl, albo właśnie życzliwego syna olbrzymki. Zamiast więc zamartwiania się innymi, skupiła umysł na nauce. Zdarzało jej się spędzać długie godziny w skrzydle szpitalnym na pomaganiu przy rannych uczniach, albo w bibliotece czytając konieczne do podszkolenia się przed owutemami książki. Wspomnienie tamtego żywiołowego dziecka potrafiły przywrócić jedynie lekcje w terenie, albo treningi quidditcha, podczas których mogła poniekąd cofnąć się w czasie i znów dobrze bawić. Mając przed sobą jasno wyznaczony cel, bez trudu przyszło Cecily wybieranie kierunku swojej dalszej edukacji po ukończeniu, z zupełnie zadowalającymi wynikami, Hogwartu. Udało jej się zaliczyć eliksiry, zielarstwo, zaklęcia oraz transmutację na Powyżej Oczekiwań, a opiekę nad magicznymi stworzeniami na Wybitny. Musiała tylko pogodzić się ze złamanym ojcowskim sercem, który po cichu do końca liczył iż zmieni zdanie. Inaczej sprawa miała się z matką, dumna z córki i tego, że jest na dobrej drodze do samodzielnego osiągnięcia sukcesu w życiu, wytrwale wspierała ratownicze zapędy swojej dziedziczki.
W wieku 21 lat, chociaż nie było łatwo, już we wrześniu miała ukończyć staż i oficjalnie stać się ratowniczką. Mimo tego, że wielu z jej kolegów posiadało znacznie lepsze wykształcenie, każdego z nich przewyższała gorliwością i zapałem. Nie zliczy już razy kiedy bandażowała poparzoną od gorącego kociołka rękę czy niwelowała oznaki źle rzuconego przez podlotka zaklęcia. Dzięki rutynie i wytrwałości osiągnęła to, co niektórzy uzyskiwali naturalnym talentem. Zważywszy na swój statut, a nawet sam fakt bycia kobietą, często zlecano jej pomniejsze zadania, jak uzupełnianie dokumentów, czyszczenie sprzętu medycznego... Każde zadanie wykonywała z radością i zaangażowaniem, takim samym jakim tryskała przy pierwszych odwiedzinach sal szpitalnych u Św. Munga. Pomaganie ludziom okazało się nie tylko spełnieniem, ale też wyjątkową okazją do otwarcia się na innych. Jej kariera ratownicza nawet nie zdążyła nabrać rozpędu, kiedy na ulicach miasta zagościły anomalie. Niekontrolowane użycia magii, wybuchy, odzielone od ciała kończyny. Żadne kursy nie mogły przygotować ją na coś takiego. W tych niespokojnych czasach coraz częściej nadstawiała duże ucho na wieści dotyczące nielicznych buntowników i ich działalności, a przez myśl przebiegały kolejne wątpliwości. Hagridowie zawsze kierowali się tym co nakazywało im serce, a to należące do młodej kobiety wołało o sprawiedliwość. Chociaż w domu nie zawsze było łatwo, a Rawdon wraz z Sabrina wielokrotnie musieli odpowiadać na podejrzenia Ministerstwa o wspieranie rzekomo „niewłaściwej strony”, Cecily powoli odzyskiwała dawne zacięcie pyskatego dziecka, dzięki czemu nieśmiale zaczynała przypuszczać, gdzieś głęboko w duszy, że może i dla niej los zaplanował odrobinę światła, mimo otaczającej ją ze wszystkich stron ciemności.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 6 | +1 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 11 | +2 (różdżka) |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 18 | +2 (różdżka) |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 1 | +1 (Waga) |
Zwinność: | 5 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | IV | 40 |
ONMS | II | 10 |
Zielarstwo | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Astronomia | I | 2 |
Numerologia | I | 2 |
Historia magii | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty | Wytrzymałość fizyczna | I | 2 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | ½ |
Gotowanie | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 1 |
Pływanie | I | 1 |
Jazda konna | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Reszta: 4,5 |
Sowa, różdżka
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Cecily Hagrid dnia 10.10.18 13:39, w całości zmieniany 2 razy
♪
Witamy wśród Morsów
[13.10.18] Wykonywanie zawodu (lipcosierpień), +50PD
[19.10.18] Zdobyto podczas Festiwalu Lata: szczurza czaszka
[26.10.18] Zdobycie osiągnięcia: Na głowie kwietny ma wianek: +30PD
[03.11.18] Wykonywanie zawodu (wrzesień/październik), +50 PD
[06.11.18] Wsiąkiewka (lipiec/sierpień), +30 PD, +0,5 PB
[25.11.18] Lusterko, +3 PD