Adriana Steffy Skamander
Nazwisko matki: Lupin
Miejsce zamieszkania: Cliodna
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: średniozamożna
Zawód: podróżniczka, opiekunka jednorożców
Wzrost: 152 cm
Waga: 44 kg
Kolor włosów: ciemny brąz
Kolor oczu: zielony
Znaki szczególne: krótko przycięte włosy, kolorowy ubiór, ekstrawagancja w mowie, stroju i byciu
13 cali, bardzo giętka, kempas, sierść psidwaka
hufflepuff
Ślimak winniczek
sztywne ciało martwej osoby leżące na wilgotnej ziemi
olejek migdałowy, pomarańcza, wanilia, lizak świąteczny
pokój wypełniony świątecznymi cukrowymi lizakami
podróże, pisanie o swoich przygodach, opieka nad jednorożcami
ekipie pełnej przystojnych mężczyzn
chodzi na potańcówki, jeździ na łyżwach, pisuje opowiadania
każdej do tańca
lucy hale
I'll draw until I've broken every law
Wiktor nigdy niczym szczególnym się nie wyróżniał. Był średniego wzrostu, ze średnimi wynikami w pracy, a jego twarz zapominało się równie szybko jak zobaczyło. Nawet inteligencji był średniej. Jego jedynymi przyjaciółmi był średni wiek i dobre zdrowie. Karen miała dwadzieścia osiem lat i jeden nieudany związek za sobą, gdy trafiła do Ministerstwa Magii jako sprzątaczka. Nigdy nie aspirowała na więcej. Pewnego dnia usiedli na tej samej ławce, patrząc na Fontannę Magicznego Braterstwa i wtedy ich olśniło. Nie mierzyli wysoko, zdając sobie sprawę, że wielka miłość nie jest im pisana i postanowili spędzić razem życie. On przeciętny w każdym calu, ona marząca jedynie o rutynie. Dobrani jak mało kto. Nigdy się nie kłócili, nigdy nie wylewali miłosnych uniesień, nigdy nawet nie szli za rękę. Mówili sobie kocham cię, czytając gazetę przy popołudniowej herbatce. Sypiali w jednym pokoju, lecz w dwóch różnych łóżkach. Do końca poprawni. Tak bardzo przeciętni, że prawie niewidoczni. Steffy myślała tylko raz o tym, że zapewne dość mocno się upili tej nocy, gdy ją spłodzili. Nigdy więcej o tym nie myślała i myśleć nie chciała. Młode małżeństwo żyło przez jakiś czas dokładnie tak jak sobie to wyobrażało. Dotychczasowa rutyna została jednak całkowicie zrujnowana, gdy na świecie pojawiła się właśnie ona - od rana do wieczora krzycząca, smarkająca i pierdząca. Adriana Steffy Skamander. Ucieleśnienie ich największego koszmaru. Już w pierwszych dwóch latach swojego życia zdołała zaznaczyć, że nigdy nie będzie równie monotonna co jej rodzice, a przejaw magii w ciałku małego niemowlaka dodatkowo to potwierdził. Wchodząc do sterylnego pokoiku swojej pociechy, państwo Skamander mogli podziwiać mieniące się w każdym kolorze tęczy ściany falujące niczym morze, a zabawki tańczyły w kółeczku dokoła Steffy na wzór druidzkich czarowników. Dziewczynka śmiała się, próbując złapać chociaż jednego misia, trolla czy goblina, jednak rodzice wcale nie byli równie szczęśliwi. Cóż z tego, że zdołali poradzić sobie z pierwszym przejawem czarodziejskich zdolności, gdy dziewczynka nawet i bez czarów nie pozwalała im odetchnąć? Chichocząc w najlepsze, poznawała cały świat dokoła i jedynie wymyślne szelki, w których rodzice postanowili wyprowadzać ją na spacery, nie dawały jej uciec w nieznane. Bo czy istniało zaklęcie, które odejmowało energii małemu człowiekowi? Albo chociaż samo wyprowadzało go na dwór? No, to może chociaż pilnowało w ogrodzie? Tę ostatnią pociechę znaleźli w owczarku francuskim briard, którego mała Steffy nazwała Muffem. Tylko czterołap był w stanie ją dogonić, gdy biegła w stronę motylka. Zmęczeni i pragnący spokoju państwo Skamander odetchnęli dopiero wtedy, gdy u ich drzwi pojawiła się sowa z listem. Hogwart czekał. Było to jak zbawienie dla wykończonych rodziców, a dla ich dziecka nowy etap w życiu. Uzbrojona w listę odpowiednich rzeczy z piersią wypiętą w przód Steffy paradowała po Ulicy Pokątnej w towarzystwie rodziny. Skakała od szyby do szyby, musiała zajrzeć wszędzie, a wybór różdżki spowodował koszmarne nieporządki w sklepie Ollivanderów. Nic to jednak nie obeszło panny Skamander, która wyszła stamtąd dumna i o półtora mentalnego cala wyższa.
You're wearing out things that nobody wears
Zanim jeszcze Tiara osiadła na jej skroniach, została okrzyknięta gnomem. Była najniższa ze wszystkich pierwszaków. Ba! Nawet młodszego rodzeństwa przypadkowych uczniów stojących na peronie. Jakaś parka drugoklasistek ćwierkała między sobą w przedziale, obgadując wszystko i wszystkich dokoła. Małej jedenastolatki też tonie ominęło, a wydające się większości osobom niemiłe określenie przylgnęło do niej i wcale nie czuła się z tym źle. Bo przecież gnomy były takie urocze! W różowych okularach na nosie, machała nóżkami, nie sięgając podłogi i paplała w najlepsze, tłumacząc Samowi czym różnił się jednorożec od pegaza. Stojąc, siedząc czy nawet leżąc obok kuzyna, wyglądała jak skrzat domowy, którego wziął na wycieczkę po szkole jako swoje zwierzątko. Przy reszcie Skamanderów prezentowała się marnie, ale nie przejmowała się tym! Nawet ów gnom brzmiał dla niej całkiem zabawnie, a uśmiech nie schodził jej z twarzy również i wtedy, gdy okazało się, że zostanie Puchonką, podczas gdy Samuela przydzielono do innego domu. Nawet starszy Anthony nosił niebieską tarczę na piersi. Idąc ku odzianym w żółć i czerń uczniom, nie znała nikogo, chociaż nie przestawała się szczerzyć. Może i zniknęłaby w tłumie razem ze swoim niziutkim wzrostem, ale ciężko było nie zapamiętać jej osoby. Nieco oderwana od rzeczywistości, dziarboląca i miła dla każdego stanowiła całkiem często cel żartów. Bo chyba była za duża dla krasnoludków i podrzucili ją ludziom. Bo chyba sama sobie szyła te różowe, paskudne szaliki. i czy to jej książki ktoś rozrzucił po krużgankach? Lubiła swój wzrost, lubiła swoje babcine szaliki, a notatki zawsze dzielnie zbierała. Szła dalej, myśląc, że te uśmiechy, które posyłali jej inni to okazy sympatii. I tak dawała się wykorzystywać starszym kolegom i koleżankom, którzy podpuszczali ją w każdej możliwej chwili. Nie raz dostała szlaban za podrzucenie kupy hipogryfa na biurko nauczyciela eliksirów czy powiedzenie na głos, że dyrektor ma brodawkę na nosie. Ale przecież miał! Trudno. Było warto, skoro znajomi wciąż zapraszali ją do siebie. W roli przynieść, podaj, pozamiataj, ale nawet to sprawiało jej przyjemność. Szybko jednak została wyrwana z tego towarzystwa i przygarnięta pod skrzydła przez kuzynów, którzy nie mogli zrozumieć, dlaczego Steffy dawała się upokarzać. Upokarzać? Ona się przecież dobrze bawiła z kolegami! Oderwana od rzeczywistości i bujająca w swoim świecie nie dostrzegała oczywistości. Gdy przestano ją poniżać, zaczęto obmawiać strój i sposób bycia. Bo przecież te kolorowe apaszki, dodatki, okulary. Jeśli ktoś się wyróżniał w tłumie, to na pewno była to Steffy. Sięgająca nie wyżej nad stół w Wielkiej Sali, ale za to wiecznie uśmiechnięta. Wpadająca co rusz w nowe pułapki swojej naiwności. I chociaż miała więcej szczęścia niż rozumu, z kilku przedmiotów dostawała całkiem dobre oceny. Lubiła opiekę nad magicznymi zwierzętami, gdzie poznała o wiele więcej gatunków niż jedynie swojego wiernego Muffa. Najbardziej jednak czekała na zapoznanie się z jednorożcami - zawsze ciekawiły ją rogate konie symbolizujące czystość serca. Nie raz i nie dwa budziła się z sennego widziadła, w którym galopowała przez łąki na jednym z przedstawicieli ich gatunku. Jednorożce musiały jej towarzyszyć zawsze i wszędzie - na piżamie lub na pergaminie, gdzie kreśliła jakieś bohomazy, mające przedstawiać to stworzenie. Dlatego już na pierwszych zajęciach obiecała sobie, że w przyszłości stanie się opiekunką koni ze snów. A najlepiej chciałaby się zajmować całym stadem. Zapisała się też do Klubu Pojedynków za radą profesora, bo uroki wchodziły jej do głowy całkiem gładko, a taką maliznę trudniej było trafić. Szło jej całkiem dobrze i była z tego faktu niezwykle dumna, mogąc wymienić spostrzeżenia z innymi uczniami na ten zajmujący ich temat. Nie rozumiała za to eliksirów, a gdy zabierała głos na transmutacji, nauczyciel załamywał ręce. Wydawać by się mogło, że wszystko szło wspaniale i żadne przykrości nie były w stanie zbić ją z tropu. Każdy jednak przeżył w swoim życiu, chociaż raz coś strasznego; coś, co nie dawało spać po nocach. Płakała tylko raz. To ona znalazła ciało Marty, lecz nigdy o tym nie mówiła, stając się nagle obiektem ciekawości i szukania sensacji. Zakończyła Hogwart z dobrymi ocenami z ochrony przed czarną magią, uroków oraz opieki nad magicznymi stworzeniami, zostawiając za sobą okres nauki, ale nie bycia nazywaną gnomem. Praktycznie nic nie urosła.
And I’m so rarely understood
Well I don’t know what they want from me
Nigdy nie rozumiała wojny. Zamknięta w swoim własnym świecie dostrzegała jedynie pozytywy, a rodzice nie pisali często o smutkach czy kolejnym pogrzebie. Właściwie to nie pisali praktycznie w ogóle. Jak już przyleciała do niej sowa od rodziców, w liście wspominali o tym jak to spokojnie i rutynowo im się żyło. Steffy wywracała oczami, ale w głębi cieszyła się, że byli szczęśliwi - nawet w swoich czterech ścianach nie robiąc absolutnie nic. Nie oznaczało to jednak, że zamierzała kontynuować podobny styl życia. Wiedziała, że jeśli tylko wróci do domu, zostanie w nim na zawsze, pożarta przez nudę i pełna goryczy. Dlatego też zamieszkała na jakiś czas u wujostwa, najczęściej przebywając w ich ogrodzie, gdzie rozstawiła sobie namiot, by napawać się bliskością natury. To właśnie w tym ogrodzie po raz pierwszy złapała za pióro w inny sposób niż jedynie po to, by pisać wypracowania. Pierwsze opowiadania nie były wcale takie zachwycające, a rodzina krzywo się uśmiechała, czytając jej wypociny. Nie rezygnowała. Podjęła się nawet kursu pisarskiego dla przyszłych dziennikarzy, by szlifować język oraz jego zasady. W międzyczasie ubiegała się o posadę w rezerwacie jednorożców, lecz musiało ją czekać rozczarowanie. Ponad pół roku czekania zakończyło się fiaskiem, gdy okazało się, że kadra była pełna, a zarząd nie chciał zgodzić się na młodą osóbkę, która ledwo skończyła Hogwart. Brak doświadczenia boleśnie ją dotknął, dlatego przez kilka miesięcy zupełnie odrzuciła pomysł pracy w rezerwacie. Skupiła się na poszerzaniu wiedzy o języku angielskim jak również i rumuńskim. Co ciekawe jedną z osób, które poznała na kursie, była pochodząca właśnie z Rumunii dziewczyna. Równie nieprzewidywalna co Steffy szybko została towarzyszką wzlotów i upadków panny Skamander, a przy okazji również nauczycielką obcego języka w mowie i piśmie. Po zakończeniu kursu obie czarownice zgodnie zgłosiły się do redakcji Proroka Codziennego, gdzie pracowały w zapomnianym przez wszystkich pokoiku. Adriana była jednak zadowolona z wykonywanej tam pracy, lecz nie szczęśliwa. Okazję do poszerzenia horyzontów dostrzegła po roku, gdy ogłoszono nabór na felietonistów zmierzających do różnych do krajów Europy. Ciężkie czasy Wielkiej Wojny Czarodziejów niszczyły morale społeczeństwa, dlatego też wymyślono pomysł o tym, by przynajmniej odrobinę odciągnąć uwagę ludzi od smutków i trosk. Nowa rubryka miała świecić pozytywnością, przygodami i dalekimi krainami. Wciąż lekko łamiąc język, Steffy zakwalifikowała się do wybrańców i została oddelegowana do stolicy Siedmiogrodu - Kluż-Napoki, gdzie miała rozpocząć swoją podróż po obcym państwie. Chociaż ekscytacja z poznawania czegoś nowego była ogromna, Skamander nie mogła przejść obojętnie między różnicami, które dzieliły Anglię i jej nowy dom. Skutki mugolskiej wojny wciąż były widoczne, a mieszkańcy roztrzęsieni. Dodatkowo nieprzystępni i zimni zdawali się być dla kogoś tak pogodnego ciosem w serce. Drgała, gdy słyszała burknięcie zamiast odpowiedzi, której dodatkowo nie zawsze rozumiała. Z kolorowym plecaczkiem na plecach znajdowała się pomiędzy szarością, brązem i czernią. Ludzie nie różnili się zresztą tak bardzo od krajobrazu. Jak więc miała się tutaj odnaleźć i pisać o radosnym świecie? Trzeba było przyznać, że przeżyła lekki kryzys, jednak nie poddała się. Wbrew wytycznym opuściła miasto i ruszyła na podbój wsi, nie korzystając często z magii podczas podróży, dlatego długie spacery stały się jej codziennością. Bo przecież gdzieś tutaj musiało być to piękno! I ona je znajdzie! Sporą barierą był język, który różnił się od tej wymiany zdań między nią a swoją koleżanką. Surowy i twardy. Doskonalenie języka okazało się koszmarnie ciężkie, lecz tutaj znów miała więcej szczęścia niż rozumu, trafiając na starszego Anglika w jednej z wiosek. Żyjący w małej chatce z rodziną zdawał się być szczęśliwy dokładnie tam, gdzie był - z daleka od cywilizacji i oczu ciekawskich, zajmujący się swoim stadkiem pufków. Czy była to okazja do opisania czegoś codziennego, a równocześnie pięknego? Niedaleko wioski znajdował się również rezerwat garborogów, w którym potrzebowano każdej pary dłoni. Przerzedzeni przez wojny opiekunowie nie musieli długo namawiać niziutkiej Angielki, by ruszyła im z pomocą. I tak dnie spędzała na poznawaniu kolejnych z magicznych stworzeń, a wieczorami wracała do gospodarzy, którzy ukazywali jej uroki europejskiego kraju. Językowy mentor łajał ją za każdy błąd, dlatego przyswajanie wiedzy przyszło znacznie szybciej niż oczekiwała, chociaż uszy bolały ją od jego wrzasków i przekleństw. Podszkoliła się na tyle, by rozumieć i być zrozumianą. A wysłana pierwsza opowieść do Proroka spotkała się z pozytywnym odbiorem. Ciepło, które wtedy poczuła z satysfakcji, było nieocenione. W końcu jak dotąd utrzymywana na garnuszku rodziców, nie miała takiej okazji, by zrobić coś sama i być z tego dumną. Tak naprawdę. Bycie samodzielną, wyzwoloną młodą kobietą do niej pasowało i bardzo jej odpowiadało. Wróciła więc do Napoki, by dać miastu jeszcze jedną szansę i tym razem wszystko potoczyło się o wiele prościej niż za pierwszym razem. Czy za sprawą lepszej znajomości języka, poznaniem kultury i obyczajów, a może chodziło o nastawienie? Nieważne co się za tym kryło - najważniejsze, że Rumunia zaczęła przyjmować Steffy jak swoją, a Steffy widziała w tym kraju aktualny dom. To właśnie w Rumunii zaczęła również odnajdywać się między rówieśnikami, chadzając na pierwsze nielegalne spotkania z muzyką w tle i ucząc się tańca samego w sobie. Wszyscy czuli się jak konspiratorzy, którzy między napiętymi politycznymi niesnaskami, chcieli korzystać z życia i młodości. Jazda na łyżwach przyszła równie płynnie, chociaż nie obyło się bez stłuczonych pośladków, przez które ciężko było jej usiedzieć na krześle. Nie poddawała się jednak, czerpiąc z ów czynności niesamowitą energię i zapomnienie o czekających w ojczyźnie nudnych rodzicach. Czerpała z tego, co miała pod ręką i nie wstydziła się po to sięgać. I chociaż mogła zapomnieć o Anglii, Anglia nie zapomniała o niej. Ponaglający list przestraszonej mamy kazał jej zastanowić się czy aby nie powinna się tam pojawić. Nieświadoma konfliktów wróciła do kraju, a widząc zgliszcza Ministerstwa Magii, obiecała rodzicom na siebie uważać. Zrezygnowała z podróży i pracy dla Proroka, wiedząc, że na to jeszcze miał przyjść czas - teraz to rodzina ją potrzebowała. Próbowała pracować jako kelnerka, lecz szybko zrezygnowała, nie chcąc obracać się dokoła ponurych pijanych Anglików. W starym dziecięcym pokoju znalazła pismo o nieprzyjęciu jej do pracy w rezerwacie jednorożców. Wpatrywała się w nie trzy dni, aż nie zdecydowała, że zaryzykuje. Złożyła podanie o przyjęcie do pracy, argumentując swoją kandydaturę może nie doświadczeniem, ale łaknieniem wiedzy, chęcią przebywania z tymi magicznymi stworzeniami i czasem, który mogła im podarować. Nie spodziewała się odzewu, a w niespełna tydzień dostała odpowiedź pozytywną. Nie chciała myśleć, że była to oznaka braków w kadrze, która natomiast podyktowana była częstymi zgonami czarodziejów i czarownic. Zabunkrowała się w Cliodnie, pozostając tą samą naiwną marzycielką w różowych okularach, którą była zawsze. A przynajmniej tak właśnie myśli.
Although you could have done more
Oh, you're so naive, yet so
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 10 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 20 | +5 (różdżka) |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 0 | Brak |
Zwinność: | 10 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
rumuński | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Astronomia | I | 2 |
ONMS | II | 10 |
Retoryka | II | 10 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Nazwa biegłości | zależne | zależne |
Nazwa biegłości | zależne | zależne |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (tworzenie prozy) | III | 10 |
Literatura (wiedza) | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Łyżwiarstwo | II | 7 |
Taniec współczesny | II | 7 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (jasnowidz, półwila, wilkołak lub brak) | - | 0 |
Reszta: 11,5 |
WYPISZ po przecinku rzeczy (zwierzęta, inne) zakupione w sklepiku MG
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Steffy Skamander dnia 12.10.18 11:40, w całości zmieniany 2 razy
Time is standing still
You're the treasure
Dive down deeper still
Witamy wśród Morsów
[20.10.18] Ingrediencje (wrzesień/październik)