Wydarzenia


Ekipa forum
Dunbar Castle
AutorWiadomość
Dunbar Castle [odnośnik]15.10.18 0:57
First topic message reminder :

Dunbar Castle

Zamek od wieków dumnie wznosił się na Szkockim klifie - jednak z biegiem lat coraz bardziej popadał w ruinę. Niegdyś, ponad wieki temu, należał do Zygfryda van Clarka - lorda z już wymarłej linii, który zginął zamknięty we własnej pułapce. Legenda głosiła, że zamek nie bez przyczyny powstał w tym miejscu - stał się skarbcem dla czegoś, co Zygfryd odnalazł przed laty. Ponoć jego podziemia kryły coś szczególnie cennego: a legenda mówiła, że właściwą drogę odnajdzie ten, kto podąży za symbolem. Jakim - to wiedzieli już jednak tylko nieliczni. Wprawne oko śmiałka, który wkroczy do wdzierających się wgłąb klifu na wpół zrujnowanej plątaniny komnat i korytarzy zamku dojrzy piękne zdobienia przedstawiające zwierzęta i rośliny, wśród nich także charakterystyczne dla Szkocji przedstawienia jednorożców.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dunbar Castle - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Dunbar Castle [odnośnik]22.10.21 23:50
08 luty 58'

Szkocja wciąż pozostawała wolna od wpływów, mary wojny nie objęły jej swymi mackami i tym samym życie zdawało się tam płynąć znacznie wolniej oraz bezpieczniej niżeli w leżącej nieopodal Anglii. Mimo wszystko wątpiłem, aby tamtejsza ludność spała spokojnie, budziła się i szła do pracy w pogodnych nastrojach, pozbawionych krzty zmartwień i dwojakich przypuszczeń, co do dalszych losów kraju. Informacje z południa rozprzestrzeniały się w mgnieniu oka, z każdym dniem coraz więcej sów wzbijało się w powietrze dzierżąc w dziobach listy, prośby, a może i nawet anonimy o nadciągającym zagrożeniu. Na tych ziemiach znajdowały się istotne dla nas punkty i z pewnością tylko czas dzielił nas od przejęcia nad nimi kontroli.
W ostatnich miesiącach porzuciłem pasję na rzecz pracy w Karczmie Pod Mantykorą oraz spełniania woli Czarnego Pana, o którego poszerzające się wpływy należało odpowiednio zadbać. Liczne misje oraz wiążące się z nimi zdrowotne konsekwencje na dobre zakorzeniły mnie w granicach Londynu i choć niejednokrotnie powracałem myślami do podroży, to wiedziałem, że nie był to odpowiedni moment. Dłuższe wyprawy w ogóle nie wchodziły w grę; musiałem być obecny, stawiać się na każde wezwanie i sprawować pieczę nad kontrolą granic hrabstw, które wyplewiły mugoli ze swych ziem. Doszliśmy już nader daleko, aby nagle odpuścić, przełożyć uwagę na własne pragnienia oraz potrzeby. Jeśli chcieliśmy utrzymać pozycję nic nie mogło nas rozpraszać, a już w szczególności przyziemne aspekty.
Zaprzestałem poszukiwań znajdując źródło utrzymania w szeroko rozumianym temacie klątw, jednakże nie sprawiło to, że zaniechano zleceń. Dawni kontrahenci regularnie posyłali mi listy z prośbami o pomoc tudzież informacje i choć zwykłem odkładać je na bok, to w przypadku jednego zrobiłem wyjątek. Rodion był moim wiernym kompanem, rosyjskim towarzyszem, który pomógł mi, gdy przebywałem na wschodnich ziemiach. Nie zapominałem o przysługach, zawsze gotów byłem je spłacić i choć tym razem winienem odmówić rozum podpowiadał mi inaczej. Miał wpływy, wielu ludzi stało po jego stronie i przede wszystkim zawsze lukratywnie płacił, dlatego zgodziłem się zbadać dla niego wspomniany teren. Misja nie wydawała się długa, zależało mu tylko i wyłącznie na sprawdzeniu terenu, a w szczególności lochów, gdzie rzekomo miały kryć się skarby oraz pozbyciu się ewentualnych klątw z pomieszczeń, więc liczyłem, że uporam się z tym w jeden dzień. W zasadzie jeśli wszystko miało przebiec bezproblemowo, to nie miałem ku temu żadnych wątpliwości.
Zjawiłem się na klifie mieszczącym Dunbar Castle pod postacią czarnej mgły. Świt jeszcze nie nastał, ciemne chmury zakrywały niebo, dzięki czemu nie mogłem wzbudzić podejrzeń okolicznych mieszkańców. Odkąd pojąłem tą tajemną sztukę teleportacja stała mi się zbędna, używałem jej naprawdę rzadko. Zakryłem się szczelniej płaszczem, kiedy zimny wiatr otulił moją twarz; chłód wszystkim dawał się we znaki, podobnie jak pokaźna ilość śnieżnego pyłu przykrywającego ziemię. Nie zwlekając ruszyłem w kierunku ruin, jakie miałem okazję widzieć po raz pierwszy, a krótką inkantacją zacierałem ślady po butach. Nie spodziewałem się towarzystwa, jednakże wolałem nie ryzykować.
Przytłaczający widok upadłego zamku ukazał mi się dopiero, gdy przekroczyłem jego progi. Odrzucałem sobie wyobrażenia o jego świetności oraz pytania dlaczego jeszcze nikt nie osiadł się w tych okazałych murach. Nigdy nie słyszałem legend, mimo że w końcu Szkocja kryła w sobie niezliczenie wiele tajemnic. Skrupulatnie zacząłem przemierzać każde pomieszczenie wspomagając się zaklęciami wykrywającymi pułapki oraz klątwy, kiedy nagle do mych uszu doszedł dźwięk, jakoby kroków. Odruchowo obróciłem się w daną stronę i wyciągnąłem przed siebie wężowe drewno, lecz nie dostrzegłem nic poza poruszającą się plątaniną roślin wrośniętych w sufit. Zmrużywszy powieki wyszedłem wolno na korytarz próbując narobić przy tym jak najmniej hałasu. Czy intruz był człowiekiem? Może dosłyszałem jedynie zwierzę tudzież ducha, który pragnął wygonić mnie ze swych progów? Co do tożsamości upewnił mnie dopiero głos, typowo kobieca barwa roznosząca się echem wzdłuż pustych ścian. Bez zastanowienia pokonałem kilkanaście kroków, wychyliłem głowę zza winkla i ujrzałem plecy osoby śmiejącej się w najlepsze. Co ona tu robiła? Śledziła mnie? -Wyrzuć przed siebie różdżkę- warknąłem celując w nią różdżką. Opuściłem marną kryjówkę stając w linii prostej od kobiety, którą znałem, choć jeszcze o tym nie wiedziałem. Nawet wypowiedziane imię nie zmusiło mnie do głębszego namysłu, działałem intuicyjnie.

| opętanie




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend


Ostatnio zmieniony przez Drew Macnair dnia 15.04.22 15:16, w całości zmieniany 2 razy
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Dunbar Castle [odnośnik]22.10.21 23:50
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 89
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dunbar Castle - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dunbar Castle [odnośnik]23.10.21 15:52
Śmiech, ten jasny, barwny, u niej niemal niespotykany, wyciszył się w jednej sekundzie, tej samej, gdy zdała sobie sprawę z obecności drugiego czarodzieja. Usta zacisnęły się mocno, w złości, gniewie na samą siebie i swoją nieostrożność, na chwilę w której postawiła na całkowitą beztroskę w potencjalnie bezpiecznym miejscu, a wszystko z winy zająca, głupiego stworzenia, które ją wcześniej wystraszyło. Czyżby to zbieg okoliczności? Może jej uwagę faktycznie przyciągnął przybysz, a zwierzę było istnym przypadkiem? Zastygła w bezruchu, ściskając mocniej różdżkę trzymaną w dłoni, przybrała standardowo buńczuczną postawę, próbując ukryć własne słabości, myśli i lęki kłębiące się w jej głowie, zupełnie jakby musiała grać rolę na ślepo. Kogo mogła mieć za sobą? Podświadomość podpowiadała, że głos był jej znany, cięższy w tonie, słyszalnie akcentowany, ale ile to miało wspólnego z rzeczywistością? Niemniej nie miała zamiaru rezygnować z jedynej formy obrony, już i tak będąc na przegranej pozycji. Owszem, doświadczała zawirowania myśli, szybkiego kalkulowania ewentualnych zagrożeń i nie, nie tych dla niej, a dla je hodowli, która bez niej będzie unicestwiona, o ile jej pracownik nie zauważyłby zniknięcie swojej pracodawczyni. Nie chciała o tym myśleć, jednak ta perspektywa wlewała się w nią niczym trucizna. Śmierci się nie bała, przynajmniej to trzymało ją w całkowicie bezdusznym bezruchu, pozwalało utrzymać pion, stateczną pozycję przed atakiem, swoistą pewność siebie, jakby była ułudą, nie człowiekiem. – Naprawdę uważasz, że jestem w stanie zagrozić ci różdżką, gdy to właśnie moje plecy są dla ciebie tarczą wyznaczającą potencjalnie łatwy cel? Gdybyś naprawdę się mnie obawiał, czy sam nie wytrąciłbyś mi jej z rąk zanim wygłosiłeś swoje żądanie? – skontrowała z goryczą wyrażoną gardłowym tonem podszytym ironią. Mogłaby być uzdolnioną czarownicą, ale rzucanie zaklęć za siebie wciąż byłoby nadzwyczaj trudne. Jasne, zapewne mogłaby próbować naruszyć konstrukcję budynku, zrobić małą, nieprzewidywalną reorganizację wnętrza, pytanie tylko, czy to miałoby sens, skoro cały budynek był ruiną, domkiem z kart. Mogłaby zaszkodzić sobie bardziej niż temu, który właśnie zbrukał jej spokój. Zając, cała przyczyna tego nieszczęścia, był zdezorientowany jedynie przez moment, by jakby nigdy nic zacząć kicać w stronę mężczyzny, zapewne zmierzając w kierunku wyjścia, no tak, czego innego można się było spodziewać po amatorze marchewek. – A żeby cię wilki pożarły – mruknęła półszeptem w kierunku zająca, zupełnie tak, jakby musiała odreagować stres i dać ujście złości w słowach, wymierzając je tam, gdzie nie było szans na kontrę. Dała się złapać w pułapkę. Kątem oka obserwowała to, co znajdowało się po jej bokach, szukała wyjścia, rozwiązania, potencjalnej szansy na ukrycie się za osłoną, a jednocześnie próbowała rozszyfrować tożsamość intruza. Wiedziała, po prostu wiedziała, że coś jest na rzeczy, miała dobry słuch, rozpoznawała baryton w głosie i z pewnością odpowiedź na wszystkie pytanie dostałaby od razu w chwili odwrócenia się w kierunku mierzącego w jej plecy czarodzieja. Z każdą upływającą chwilą łączyła kropki, ale jej wewnętrzny niepokój wcale nie opadał, wręcz przeciwnie, kumulował się im bardziej kojarzyła fakty – jej lęk nie wynikał z winy stojącego za nią mężczyzny, obawiała się jedynie wspomnień, które były z nim związane. Wtedy to do niej dotarło. – Sprawiłeś już sobie nowy płaszcz, Drew? – posłała pytanie w przestrzeń, wiedząc, że słowa wypowiedziane wywołają w jej głowie wspomnienia sprzed kilku miesięcy. Zaufała swojej intuicji, mając szansę na zdezorientowanie stojącego za nią mężczyzny, może podziała to jeszcze bardziej, gdyby okazało się, że nie ma racji, że się pomyliła. Zapewne sama uznałaby tamte wydarzenia za bzdurę własnego umysłu, za sen po zbyt dużej ilości alkoholu. Mogłaby wyrzucić je z głowy wraz z całym dyskomfortem, który odczuwała za każdym razem, gdy wślizgiwały się do jej umysłu słowa, czy obrazy gestów z tamtej nocy. Wyparłaby to, gdyby tyko nie płaszcz w którym przyszło jej się obudzić i towarzyszący przez całą dobę ból głowy, który skutecznie odciągał ją od pracy i zmuszał do pochylenia się nad tamtymi zdarzeniami. Nigdy nie szukała właściciela, mając z tyłu głowy, że wywołałaby wilka z lasu i musiałaby się z nim zmierzyć, a tu proszę - wilk przybył do niej sam.



I survived because the fire inside me burned brighter than the fire around me
Evelyn Despenser
Evelyn Despenser
Zawód : hodowca aetonanów, opiekun magicznych zwierząt
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
My poor mother begged for a sheep but raised a wolf.
OPCM : 11 +2
UROKI : 5 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Dunbar Castle - Page 2 Tumblr_o97lpoOPDW1ua7067o2_250
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9065-evelyn-despender https://www.morsmordre.net/t9070-wloczykij#273545 https://www.morsmordre.net/t12156-evelyn-despenser#374148 https://www.morsmordre.net/f168-szkocja-balmaha-farma-despenser https://www.morsmordre.net/t9075-skrytka-bankowa-2130 https://www.morsmordre.net/t9076-evelyn-despender#273691
Re: Dunbar Castle [odnośnik]05.11.21 0:28
Nigdy nie potrafiłem dobrze się skradać. Zwykle wychodziło mi to w chwili, gdy uwaga przeciwnika skupiona była zupełnie na czymś innym lub po prostu na moją korzyść działało rozmieszczenie pomieszczeń tudzież rzeźba terenu. Im ciszej starałem się być, tym częściej przypadkowo na coś wpadałem i choć z pewnością uwarunkowane było to brakiem stosownego treningu, to właściwie ta umiejętność nie była mi niezbędna – rzadko zachodziła podobna konieczność. Dziś jednak intruz sam wyłożył karty na stół i pozwolił mi bez większego problemu przejąć asa do rękawa. Stojąc tyłem tracił cenne sekundy na powstrzymanie ewentualnego zaklęcia, a samo wyprowadzenie ataku bez mojej reakcji zakrywało o cud. Mimo to nie odrzucałem myśli, że mógł być wyjątkowo zwinny lub zdecyduje się na cwaniactwo i wda się w słowne gadki, które miały za zadanie mnie rozproszyć, dlatego mimo przewagi nie opuszczałem różdżki, ani nie robiłem żadnych nerwowych ruchów. -Powiedzmy, że dałem ci szansę, jakiej najwyraźniej nie masz zamiaru wykorzystać. Nie pytałem cię o ocenę, ale nakazałem pozbyć się drewna- odparłem pewnym tonem, w jakim na próżno szukać było gniewu. Coraz rzadziej traciłem nad sobą panowanie, nauczyłem się kontrolować, trzymać dystans i nie reagować pod wpływem chwili, kiedy potencjalnie nic mi nie groziło.
Ruszyłem kilka kroków przed siebie nie spuszczając wzroku z jej pleców. Stała niczym wryta, zdawała się nie drgnąć ani o cal, ale nie wzbudziła tym krzty mego zaufania. Zbyt wiele razy byłem świadkiem podobnych zagrywek, w końcu jako poszukiwacz artefaktów spotykałem na szlaku swych konkurentów, którzy jednego wieczora potrafili pić ze mną ognistą, a następnego próbować w najmniej drastycznej opcji po prostu okraść. Ostrożności nigdy za wiele.
-Słucham?- zaśmiałem się pod nosem słysząc dość specyficzne życzenie. Nie miałem bladego pojęcia, że miała na myśli zająca, co także działało na jej niekorzyść. -Nawet jeśli wilki są, to raczej nie zapuszczają się w głąb opuszczonych zamków- rzuciłem kręcąc lekko głową, czego nie mogła zauważyć. Naprawdę była równie odważna? Czy po prostu głupia? Stawiałbym na to drugie.
-Czego tutaj szukasz?- spytałem próbując wyciągnąć z niej jakiekolwiek informacje, lecz zamiast odpowiedzi usłyszałem własne imię, które echem rozniosło się wzdłuż pustych ścian. Skąd u licha wiedziała kim jestem? Nawet jeśli mieliśmy okazję się poznać, to nie przypuszczałbym, że ktoś dopasuje głos do osoby w tak szybki i trafny sposób. Nie mogliśmy być dobrymi znajomymi - w końcu mimo spostrzegawczego oka jej personalia wciąż pozostawały dla mnie zagadką. Dopiero po chwili połączyłem kropki, jakby coś we mnie zaskoczyło; dźwięczne imię, pożyczony płaszcz, październikowa noc, polana świstoklików. To nie mógł być przypadek, w końcu przedstawiła się nim wyszedłem zza winkla. Czy to jednak coś zmieniało? Może jej zdaniem tak, moim zaś niewiele.
-Petrificus Totalus- wypowiedziałem wykonując charakterystyczny ruch dłonią. Różdżka wciąż spoczywała w jej dłoni, zignorowała moje polecenie, a zatem należała jej się nauczka.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Dunbar Castle [odnośnik]05.11.21 0:28
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 16

--------------------------------

#2 'k8' : 8, 3, 5, 6, 8, 2, 1, 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dunbar Castle - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dunbar Castle [odnośnik]05.11.21 16:59
Parsknęła buńczucznie w odpowiedzi na zasłyszane słowa, czy naprawdę za każdym razem ktoś musiał kazać jej coś upuszczać? Oblizała zaschnięte usta, próbując podjąć dalszy dialog, nie dając się zastraszać. – Jak to jest mieć świadomości, że ktoś jest głuchy na twoje kaprysy? Czyżby twoje rozbuchany egoizm nie mógł znieść nieposłuszeństwa? – choć jej słowa biły mocą i pewnością siebie, była to jednak poniekąd ułuda, kłamstwo, które potrafiła całkiem nieźle sprzedać – we wnętrzu gniew mieszał się z niepokojem, dając ujście choćby w drżeniu obu dłoni, promieniując do przedramion. Jej emocje jednak nie były bezpośrednio wywołane samą sytuacją, a naturalną reakcją organizmu w połączeniu ze wspomnieniami, które znała aż za dobrze. Uderzenie, krzyk, ciemność przed oczami. Gęsta, brunatnoczerwona krew barwiąca stapiający się wokół niej śnieg. Ból, który stopniowo przeobrażał się w odrętwienie, z każdą kolejną minutą zachęcając do spoczynku, zamknięcia oczu, snu. Wtedy wydawało jej się, że tyle spraw zostawia niepewnych, niedokończonych, a dziś? Dziś zdawała sobie sprawę z faktu, że to nie ma znaczenia, że niebezpieczeństwo potrafi pojawić się w każdym momencie życia, a ona nauczyła się być gotowa. Czy miałaby teraz coś, co zapaliłoby w niej iskrę odpowiedzialności za własne zdrowie i życie, uruchamiając faktyczny lęk i wymusić pójście na ustępstwa? Nie. Nic. Pustka.
Słyszała kroki z tyłu, najeżając się na samą myśl o tym, że mężczyzna może podejść bliżej, ale zaraz jednak odzyskała rezon, nie dając się zwieść pierwszej lepszej zagrywce. Na wzmiankę o wilkach zmarszczyła brwi i ściągnęła usta. Znawca się znalazł, pomyślała ironicznie. – To byś się zdziwił – odburknęła pod nosem, wiedząc, że raczej utnie to temat, w końcu była świadoma, że wychodziła na niezrównoważoną psychicznie, przynajmniej teraz.
Następne pytanie wybiło ją z rytmu. Czego ona tu szuka? Ciśnienie we krwi zdecydowanie jej podskoczyło. – Często odwiedzam miejsca, które sprawiają, że choć na chwilę zapominam o wszystkim, co się dzieje wokół. To jest takie miejsce, ale ty musiałeś oczywiście zakłócić mi spokój swoim najściem – słowa z goryczą opuściły jej usta. Nie miała nawet zamiaru wspominać o zającu i tym, że samo zwierzę ją wystraszyło, to by wyjawiło, że nie jest jednak tak odważna. Cokolwiek zresztą by teraz nie powiedziała, to i tak nie miało już znaczenia. Wzrok mężczyzny dosłownie palił ją w plecy i wiedziała, że nie odejdzie w swoją stronę.
Wraz z zasłyszeniem wypowiadanego zaklęcia, zwinnie odbiła w bok, odwracając się w kierunku napastnika z wyciągniętą w jego stronę różdżką, nawiązując śmiały kontakt wzrokowy i zdając sobie teraz sprawę z tego, jak bardzo blisko znajdował się ten, który zamierzył się na nią różdżką. Przez chwilę na jej ustach zabłąkał się krzywy uśmieszek, przechyliła lekko głowę, lustrując mężczyznę nieufnym spojrzeniem. – Czujesz się lepszy, gdy rzucasz zaklęciami w plecy? – prychnęła pustym śmiechem, jednocześnie prostując własną sylwetkę. Gniew gorzał pod jej skórą, przeszkadzając w jasnej ocenie sytuacji, zachęcając do podejmowania zbyt gwałtownych kroków. Problem z Evelyn był taki, że niezwykle trudno było jej pohamować chęć odwetu, gdy ktoś próbował wyrządzić jej krzywdę, a teraz niezaprzeczalnie czuła się atakowana. Mściwość lubiła przejmować kontrolę, próbując wymuszać na kobiecie działania doprowadzające do autodestrukcji i ogólnego ignorowania rzeczywistości. Często wewnętrzna walka była zdecydowanie trudniejsza od konfrontacji z drugą, żywą istotą, ponieważ to właśnie ona dodawała jej zbyt wiele pustej odwagi, skłonności o wręcz samobójczej charakterystyce. Nie była jednak bezmyślna, nie odpuszczała wewnętrznego boju o logikę w działaniach. Zbyt wiele lat mierzyła się ze złością, podjudzaniem, emocjonalnymi wybuchami zwielokrotnionymi genem, którym była obciążona. Nawet jeżeli chciała zranić mężczyznę, to wiedziała, że podjęcie się takiego działania pogłębi jeszcze bardziej mrok, który może diametralnie zmienić jej wizję postrzegania. Wiedziała jednak, że prawdopodobieństwo sprowokowania własnej podświadomości wzrasta wraz z każdą chwilą wpatrywania się w uzbrojonego mężczyznę. – Powiedzmy, że nie mam zamiaru z tobą walczyć, jednak obawiam się, że twój egocentryzm skutecznie przesłania szczerość moich słów i nie pojmiesz, że nie mam również ochoty uchodzić za potencjalne zagrożenie dla połechtania twojego wybujałego ego – w głosie kruczowłosej przez moment dało się usłyszeć inną, diametralnie wyróżniającą się spod lodowatego tonu nutę, przypominającą zrezygnowanie, jakby wiedziała, że jej słowa na nic się zdadzą. Naprawdę miała wrażenie, że mężczyzna myśli iż wszystkich interesuje jego osoba i wszyscy na niego czyhają. Za kogo on się w ogóle uważał? Dla Evelyn to spotkanie było ostatnim o jakim mogłaby pomyśleć, tym bardziej teraz, gdy minęło zaledwie kilka dni od ostatniej pełni i wciąż odczuwała jej skutki, ból po łamaniu i zrastaniu się kości, oraz ścięgien potrafił doskwierać jej około tygodnia, był jeszcze węch, który działał aż zbyt dobrze, drażniąc jej nos, ale jednocześnie niejako pomagając w rozpoznawaniu zapachów, zapewne to również i on wsparł Despenser w dojściu do clue tożsamości mężczyzny. Sam fakt, że od pełni nie minął nawet tydzień nie oznaczał jednak, że nie mogłaby wywołać przemiany poza nią, silne prowokacje i poczucie zagrożenia oddziałowujące na jej stan emocjonalny dałyby radę wymusić na ten proces, a ból zadany samej sobie, nawet w obronie, był ostatnią rzeczą, której chciałaby teraz doświadczyć. Prawdopodobnie właśnie z tych też powodów nie ufała swojemu refleksowi w razie ponownego ataku, w końcu aż tyle szczęścia nie miała, nikt nie miał. Nie mogła się też wycofać, bo mężczyzna blokował jedyną drogę wyjścia własnym działem. Mogłaby się poddać, ale tu wkraczała duma, nie miała zresztą gwarancji, że zatruty swoim cynizmem mężczyzna nie zrobiłby jej i tak krzywdy. Pozornie pozostawało już tylko jedno wyjście. – Expelliarmus – intuicyjnie wykonała gest przypisany zaklęciu, wraz z wypowiedzeniem stosownej inkantacji.


I survived because the fire inside me burned brighter than the fire around me
Evelyn Despenser
Evelyn Despenser
Zawód : hodowca aetonanów, opiekun magicznych zwierząt
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
My poor mother begged for a sheep but raised a wolf.
OPCM : 11 +2
UROKI : 5 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Dunbar Castle - Page 2 Tumblr_o97lpoOPDW1ua7067o2_250
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9065-evelyn-despender https://www.morsmordre.net/t9070-wloczykij#273545 https://www.morsmordre.net/t12156-evelyn-despenser#374148 https://www.morsmordre.net/f168-szkocja-balmaha-farma-despenser https://www.morsmordre.net/t9075-skrytka-bankowa-2130 https://www.morsmordre.net/t9076-evelyn-despender#273691
Re: Dunbar Castle [odnośnik]05.11.21 16:59
The member 'Evelyn Despenser' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 1

--------------------------------

#2 'k8' : 8, 5, 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dunbar Castle - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dunbar Castle [odnośnik]20.11.21 12:57
Evelyn wciąż odczuwała skutki niedawnej pełni - widmo bólu przypominało o sobie krótkimi impulsami przebiegającymi przez ścięgna, więzadła i szpik kostny. Mięśnie były spięte jak po długim biegu, umysł co kilka minut zaćmiewała mgiełka rozkojarzenia. Elementem niezwykłego pecha było, że właśnie podczas jednej z chwil słabości czarownica podjęła próbę wytrącenia różdżki z ręki mężczyzny, który w tak arogancki sposób zakłócił jej spokój. Nie pomogły emocje ani wola; inkantacja zaklęcia spłynęła z języka Evelyn wraz z wibracją bólu, nadgarstek zadrżał, prąd przeskoczył z kości na amboinowe drewno. Zamiast pozbawić różdżki Drew, kobieta pozbawiła różdżki samą siebie - wąski kawałek drewna wyleciał w powietrze, przeleciał pod sufitem i zatrzymał się na starych, zaśniedziałych elementach żyrandola.

Interwencja Mistrza Gry w związku z wyrzuceniem krytycznej porażki. Różdżka wisi na żyrandolu ponad waszymi głowami mniej więcej na wysokości trzech metrów. Evelyn, aby ją odzyskać, musisz skorzystać z dowolnego przedmiotu, by ją strącić: ST strącenia różdżki z żyrandola wynosi 50, do rzutu dodaj podwojoną sprawność. Drew może, ale nie musi podjąć próby zdobycia różdżki przed tobą. Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dunbar Castle - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dunbar Castle [odnośnik]29.11.21 23:39
Zaśmiałem się dźwięcznie na jej słowa, choć w ów reakcji na próżno można było szukać prawdziwego rozbawienia. Naprawdę w takiej sytuacji zamierzała jeszcze prowadzić słowną bitwę?? Przekomarzanie się i podjudzanie osoby, której różdżka gotowa była do ataku stanowiło istne szaleństwo opiewające o zupełny brak wyobraźni. W końcu to ona była w gorszym położeniu i jeśli w ten sposób chciała grać na zwłokę to wyjątkowo źle trafiła. -Mój egoizm nie trawi nadmiernej pewności siebie, która jak widać wyjątkowo panience towarzyszy- odparłem z przekąsem, nie przestając zmniejszać dystansu. Atak był ostatecznością, nie zamierzałem prowadzić zbędnego boju z osobą, która prawdopodobnie znalazła się tu przypadkiem. Ostatnie miesiące dały mi jednak lekcje, iż zawsze należało mieć oczy szeroko otwarte i przyjąć, że każdy niezapowiedziany gość mógł być wrogiem, jaki tylko czaił się na wypowiedzenie zaklęcia. Nie spodziewałem się tutaj towarzystwa wszak zamek był od dawna opuszczony i zgodnie z zasłyszanymi informacjami nikt nie kręcił się tutaj od lat. Mimo wszystko istniała szansa, że zbiedzy zadomowili się tutaj na dobre, odkąd w Londynie zapanowały czystki. Każdą opcję musiałem brać pod uwagę, nadmierne zaufanie mogło mnie tylko zwieść, a na to nie mogłem sobie pozwolić.
-Tak? Interesujące- odparłem będąc już na granicy od wypowiedzenia inkantacji. Dziewczyna nie przestawała mówić i choć jej słowa brzmiały iście realnie, to nie zamierzałem im zawierzać. Gdyby nie miała nic do ukrycia już dawno położyłaby różdżkę na posadzce, chyba że pozostawiłoby to skazę na jej dumie. Lecz czy takowa ważniejsza jest od racjonalnej oceny sytuacji? Wysuwając teorię o poznaniu głosu i skojarzeniu takowego ze mną prawdopodobnie nie mogła czuć zagrożenia, chyba że była stałym gościem w kuluarach wroga. -Jakże szukać tutaj spokoju?- spytałem nim promień zaklęcia pomknął z mej różdżki i przeciął powietrze tuż nad jej głową. Zakląłem w myślach, albowiem ten błąd dał jej czas na obrócenie się i wymierzenie drewna przeciw mnie. As, jaki posiadałem, właśnie stał się przeszłością, wyjątkowo zmarnowaną szansą na szybkie rozwiązanie sprawy.
Widok twarzy dziewczyny nie zbił mnie z pantałyku. Goszcząca w niej pewność siebie i ironia nijak miały się do wspomnienia, w którym gotowa była pójść za mną w ogień – podobnie z resztą jak ja za nią. Magiczna noc oraz aura wprawiły nas w nietypowe, surrealistyczne nastroje i choć wtem złączeni w pocałunku obiecaliśmy sobie tylko lepsze dni, to wówczas chłodna rzeczywistość ponownie dała o sobie znać. W mimice i gestach na próżno było szukać tamtej czułości, pragnienia posiadania. Zastąpiły je kpina oraz chęć udowodnienia własnej wyższości. Wbrew pozornej znajomości nic o niej nie wiedziałem; obca była mi jej codzienność, zainteresowania, pochodzenie, a przede wszystkim poglądy. Kim była? Po jakiej stronie stała? Segregacja była bezlitosna i ja byłem jej częścią, cholernym przewodnikiem. -Zasady klubu pojedynków nie mają żadnego przełożenia na prawdziwy świat. Otwórz oczy Evelyn i zapomnij o tym, że równie dumne zachowanie doprowadzi cię jedynie do omdlenia lub iskier z różdżki- odparłem nie spuszczając wzroku z jej oczu. Miałem wrażenie, że prowadzi ze mną jakąś grę, pragnie wyczuć i uderzyć wtem, gdy choć przez moment się zawaham. Byłem jednak gotów, krzyżowanie różdżek było moją codziennością.
-Co ty masz z tym ego? Mąż cię zostawił, bo wolał wpatrywać się w lustro?- spytałem, choć w żaden sposób nie ubodły mnie jej kolejne przytyki. Fakt faktem uczepiła się tego egocentryzmu, ale kompletnie nie rozumiałem jego związku ze sprawą. Nim dorzuciłem kolejne pytanie dziewczyna wypowiedziała inkantację i wtem jej różdżka wyleciała w powietrze, niczym za pomocą niewidzialnej siły. Powędrowałem za nią wzrokiem czując napływające rozbawienie i kiedy zatrzymała się na żyrandolu wygiąłem wargi w ironicznym wyrazie. Duma bywała kapryśna, podobnie jak pewność siebie.
-Cóż, możesz tylko żałować, że to nie w moje plecy mierzyłaś, bowiem wtem nie widziałbym równie wielkiej wpadki- nie przestawałem wpatrywać się w jej tęczówki, oczekiwałem na kolejny ruch, być może fizyczny atak. Gdzieś w głębi siebie czułem, że była niereformowalna. -Alarte Ascendare- wypowiedziałem kierując wężowe drewno w kierunku różdżki dziewczyny. Chciałem ją przechwycić nim ona sama znajdzie sposób na jej odzyskanie.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Dunbar Castle [odnośnik]29.11.21 23:39
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 50
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dunbar Castle - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dunbar Castle [odnośnik]01.12.21 22:42
Przynajmniej mieli coś wspólnego – irytowali siebie nawzajem. Niestety nie było to dobre dla żadnej ze stron, przynajmniej w obecnej sytuacji. Despenser miała głęboko zakorzenioną dumę i chęć przetrwania, która już niejednokrotnie ratowała ją z opresji, co najmniej jakby była uzbrojona w odrobinę więcej szczęścia niż inni. Oczywiście było to jedynie wyobrażenie, które uwielbiała wyśmiewać, nie przywiązując się ani odrobinę do tejże myśli. - Daleko mi do panienki – nie wiedzieć czemu to określenie w połączeniu z ironicznym śmiechem mężczyzny podziałało na nią niczym lawirująca, nieznośnie świszcząca płachta na i tak już rozwścieczonego byka. Było to nierozsądne, nie powinna prowadzić zbędnej polemiki w swojej nader niekorzystnej sytuacji, ale można było powiedzieć iż Evelyn miała niemały problem z gryzieniem się w język, zwyczajnie nie robiła tego w sytuacjach w których należałoby powściągnąć swe słowa. Prawdopodobnie udałoby jej się dojść do porozumienia, gdyby schowała swoją dumę głęboko w kieszeń, odtrącając na moment własną zaborczość, jednak jej działania, choć nie zawsze praktyczne, pozwalały jej na zachowanie siebie, nawet jeżeli zsyłały na nią widmo niebezpieczeństw przez jej ciągłe parcie pod prąd.
Nie zamykała oczu, tym bardziej, że była pewna ataku ze strony mężczyzny. Zbyt bardzo prowokowała, będąc uparcie nieugiętą, zapewne wzbudzając tym brak jakiegokolwiek zrozumienia. Niebywałe, jak prędko można było dopuścić do tego typu sytuacji, gdy jedynie na moment straciło się czujność, próbując złapać chwilę oddechu z dala od wszystkiego. – Niestety tego już się nie dowiesz bowiem sam zniweczyłeś spokój tego miejsca swoją obecnością – usłyszała posępność we własnym głosie, która wprawiła ją w jeszcze większą niechęć. Możliwe, że nie wróci ponownie do tego miejsca, a przynajmniej nie w czasie w którym ten przez wiele lat znany krajobraz będzie w jej oczach nieprzyjazny, zupełnie jakby skażony. Prawdopodobnie trafi do obszernej listy miejsc, których nie chciała już więcej odwiedzać, łącząc je z nieprzyjemnymi wspomnieniami, najbardziej z tymi, które były związane z jej bratem bliźniakiem. Był perfekcjonistą, który zawsze wiedział, gdzie ma uderzyć, w co ma celować, by jego działania boleśnie ubodły niebieskooką, zapędzając ją róg bez drogi ucieczki. Zabawne, pomyśleć by można, że znalazła się dziś w całkiem podobnej sytuacji.
Odwróciwszy się mogła czujnym spojrzeniem zlustrować mężczyznę, który stał wciąż niepokojąco blisko. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł między łopatkami kobiety, ostatecznie rozchodząc się po kręgosłupie. Była świadoma swoich wspomnień dotyczących owej nocy, ukrytych gdzieś w otchłani pamięci, ale co innego stanąć bezpośrednio twarzą w twarz z mężczyzną, który odegrał tam jedną z kluczowych ról. Wtedy, gdy go poznała, miała wrażenie, że spotkała swoją drugą połowę. Kogoś, kto ją rozumiał i sprawiał, że czuła się bezpieczna, ale po przebudzeniu następnego ranka prędko zorientowała się w co została wplątana. Gorące, nierealne uczucia wyparowały ustępując miejsca tępemu bólowi, wwiercającemu się w głowę, czyniąc kobietę niezdolną do pracy. Z dnia na dzień stopniowo o tym zapominała, odrzucając obrazy tamtej nocy. Dzisiejsze zderzenie rzeczywistości z pamięcią tamtych wydarzeń niczego w kruczowłosej nie zmieniło, nie przyniosło pozytywnych odczuć, można było powiedzieć, że jedyną widoczną reakcją było wykrzywienie kącików ust w zgrywny, przypominający uśmiech sposób, zupełnie tak, jakby doszło do niej, że to wszystko, co się teraz działo było jednym wielkim absurdem, ogromnym zbiegiem okoliczności, który niemal nie miał prawa dojść do skutku, choć tym razem było to czystą prawdą. Jedynie jej wzrok pozostawał pusty, martwy, jakby oczy nie zareagowały na znaną im z pamięci sylwetkę. Jak widać czasami rzeczywistość spada bezpośrednio na głowę, a innym razem czeka cierpliwie, aż wytraci się energię potrzebną do jej negowania, dokładnie tak, jak teraz. Skrzyżowała spojrzenie z mężczyzną, z obcym, który wiedział o niej prawdopodobnie tyle samo ile ona o nim – nic, a jednak nie było to dla niej niczym niepokojącym. Grała, musiała grać i udawać tak długo, jak było trzeba, bowiem był to jeden z mechanizmów ochronnych, całkiem naturalna reakcja kobiety na bezsprzecznie niewygodną sytuację. – Nie słuchasz mnie, dlaczego więc zakładasz, że ja posłucham ciebie? – jej głos z wolna zaczął nieść echem wyraziste, twardo wypowiadane za sprawą szkockiego akcentu słowa. Stwierdzała fakt – był ostatnią osobą, która powinna wyprowadzać w jej kierunku tego typu informacje. Ostatnio dziwnym trafem wielu obcych ludzi próbowało ją ostrzegać, umoralniać, choć przecież sami bezsprzecznie błędnie oceniali kobietę, ten przypadek był niemal identyczny.
Jedna z jej brwi podjechała ku górze na wyprowadzone przez mężczyznę słowa, zupełnie jakby została poruszona w niej jakaś struna odpowiadająca za rozbawienie. – Nietrafiona teza, szkoda, ponieważ zapowiadała się całkiem nieźle – mruknęła bezsensownie, odpowiadając infantylnie na tak samo niepoważne pytanie. Nie chcąc kontynuować tej wymiany zdań, rzuciła zaklęcie. Jej różdżka bezapelacyjnie wystrzeliła z lewej dłoni, co kobieta skomentowała sykiem, zupełnie tak, jakby ją to zabolało i może faktycznie przeszył ją prąd wzdłuż obolałych kości palców. Podążyła sfrustrowanym wzrokiem za obracającym przedmiotem, aż do żyrandola, który był zawieszony wysoko, zbyt wysoko, poza jej zasięgiem. W pierwszej chwili zastygła w bezruchu, odczuwając jak jej ciało poczyna zwiększać swoją temperaturę, nieprzyjemnie sygnalizując, że jest jeszcze coś, co może ją uchronić, ale nawet jeżeli faktycznie byłaby to ostatnia możliwość, prawdopodobnie by jej nie wykorzystała – wtedy nie byłoby odwrotu, stałaby się marionetką osobistego demona pod skórą, zresztą byłoby to zbyt ryzykowne i przede wszystkim zwyczajnie głupie. Szczęście w nieszczęściu jeszcze nie odczuwała tak silnych emocji, by w ogóle zastanawiać się nad tym dłużej niż przez ułamek chwili. Nagle prychnęła w odpowiedzi na słowa mężczyzny, jakby zapomniała z kim i w jakich okolicznościach rozmawia, choć przecież co chwilę kontrolnie kierowała swój wzrok ku jego oczom. – Twoje poprzednie zaklęcie faktycznie szło zaliczyć do perfekcyjnie wycelowanego, pogratulować – wypaliła prowokacyjnie, nie mając zamiaru sobie miarkować. Głowę miała już zajętą czymś innym, decyzją, którą podjęła nagle, w ułamku sekundy, gdy doszło do niej kolejne zaklęcie, przeznaczone dla jej różdżki, a jej szanse malały w zastraszającym tempie. Skrzyżowała spojrzenie z mężczyzną, a jej oczy błyszczały od gniewu. – Ty… - ucięła, powstrzymując potok niewybrednych słów, który gorzko chciał spłynąć z jej języka, zamiast tego z jej ust wydobyło się rozdrażnione mruknięcie, wywołując w niej falę bezsilności. Kiedyś miała jasno wyznaczone granice, których nie odważyłaby się nagiąć, a potem, potem po prostu wyższa konieczność zmusiła ją do jednorazowego przekroczenia bariery, dzięki czemu dowiedziała się, że świat nie zawali się wraz ze złamaniem zasad. Wykorzystywała nową wiedzę raz za razem, wychodząc dalej i dalej, obiecując sobie, że to ostatni raz, aż wszystkie granice zaczęły się wybarwiać, blaknąc w zastraszającym tempie. Teraz, gdy stała na rozdrożu podjęcia decyzji wiedziała, że to chyba właśnie w tym miejscu niegdyś mogła zderzyć się o grubą, wyrazistą barierę, która nakazałaby jej rezygnację i odwrót. Zamiast tego w bezwarunkowym odruchu zamachnęła się słabszą, prawą ręką zaciśniętą w pięść, kierując pospolicie lekki cios w stronę oka mężczyzny, wciąż jednak istniał cień szansy, że nawet tego typu uderzenie wywoła skuteczną reakcję, o ile się nie obroni.


| lekki cios wycelowany oko


I survived because the fire inside me burned brighter than the fire around me
Evelyn Despenser
Evelyn Despenser
Zawód : hodowca aetonanów, opiekun magicznych zwierząt
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
My poor mother begged for a sheep but raised a wolf.
OPCM : 11 +2
UROKI : 5 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Dunbar Castle - Page 2 Tumblr_o97lpoOPDW1ua7067o2_250
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9065-evelyn-despender https://www.morsmordre.net/t9070-wloczykij#273545 https://www.morsmordre.net/t12156-evelyn-despenser#374148 https://www.morsmordre.net/f168-szkocja-balmaha-farma-despenser https://www.morsmordre.net/t9075-skrytka-bankowa-2130 https://www.morsmordre.net/t9076-evelyn-despender#273691
Re: Dunbar Castle [odnośnik]01.12.21 22:42
The member 'Evelyn Despenser' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 41
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dunbar Castle - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dunbar Castle [odnośnik]13.01.22 19:51
-Ah, tak?- zadałem retoryczne pytanie unosząc wysoko brew. Właściwie cała sytuacja nabrała wręcz komicznego wydźwięku, albowiem zamiast załatwić sprawę szybko i sprawnie, to wymienialiśmy się zgryźliwościami od kilku dobrych minut. Widziałem, że moje słowa tylko ją podburzały, podkopywały opanowanie i zradzały rosnący gniew, jednakże zupełnie to ignorowałem. Było mi to nawet na rękę. -Skąd takie mniemanie? Chętnie o tym posłucham. Po wydarzeniach na polanie gotów byłem stwierdzić, że jest zupełnie inaczej- kontynuowałem tę grę, która co do zasady nie wiadomo gdzie nas miała zaprowadzić. Zdawałem sobie sprawę, że nie miała najmniejszego sensu, albowiem istniały dwie opcje; pójdzie ze mną do lochów i odnajdzie to, czego zapragnął klient tudzież oddali nie chcąc szukać dalszej zwady. Nie zamierzałem robić jej krzywdy, bowiem aby w ogóle doszło do jakiejkolwiek potyczki musiałbym mieć więcej klarownych informacji. Zamiast tego w mej głowie kształtowało się jedynie nieco mętne wspomnienie, które zapewne w każdej innej sytuacji gotów bym był uznać za fikcję.
Zaśmiałem się pod nosem słysząc kolejny komentarz, jaki echem odbił się od starych murów.
-Sugeruje panienka- rzecz jasna dałem nacisk na to słowo -że to ja zakłóciłem spokój tego miejsca?- uniosłem kącik ust w ironicznym wyrazie. -Rzekłbym, iż jest zupełnie odwrotnie. Spacerowałem sobie bez zbędnych niespodzianek, a tu proszę, jak widać nie tylko szczury zimują- dodałem kąśliwe. Zatoczyłem wężowym drewnem lekkie koło, choć nie wypowiedziałem żadnej inkantacji. Cisnęło mi się na język coś niegroźnego, bardziej dla rozluźnienia atmosfery – rzecz jasna mojej własnej – ale finalnie zdusiłem pragnienie w zarodku. Kto wie może nawet by mi się przydała? Poręczna mapa nie była nader trafiona, wiele korytarzy nie było oznaczonych, a jeśli nie trafiła tutaj przypadkiem to może wie o wiele więcej niżeli początkowo bym przypuszczał. Nurtowała mnie jej obecność, w głowie kotłowały się powody, dla których zapuściła się aż tak daleko, lecz nie wygłosiłem na głos owych niepewności, bowiem i tak nie usłyszałbym odpowiedzi. Na pewno nie prawdziwej.
Wpatrywałem się w jej puste spojrzenie, kiedy w końcu udało mi się zmusić ją do spojrzenia mi w oczy. Nie pamiętałem ich w ten sposób. Wspomnienie dziewczyny przywodziło mi na myśl stalowoniebieskie, płomienne i radosne tęczówki, w które wówczas byłem gotów się wpatrywać dzień i noc. Grała? Czy może dopiero teraz ukazała swą prawdziwą twarz? Pewność siebie i swego rodzaju ironiczna nuta nie była niczym nowym, ale chłód i wrogość już owszem.
-Bo to Ty nie masz różdżki? Jesteś w naprawdę kiepskim położeniu i musisz dać swojemu temperamentowi upust, jeśli nie chcesz skończyć jeszcze gorzej- odparłem chwytając się trochę groźby, a trochę kłamstwa. Nie miałem złych intencji, wybadanie gruntu wystarczyło mi, aby pozwolić, żeby każde poszło w swoją stronę. -Jak to się mówi w barach? Ja rozdaję karty- wybrzmiałem po raz kolejny, znów w przesiąknięty ironią sposób. W tych słowach nie było akurat knuta obłudy, miałem przewagę i z pewnością zdążyła to zauważyć. Nie obawiałem się fizycznego ataku, bo choć zdawała się być nieobliczalna, to kruchość mówiła sama za siebie. Podrapie mnie w policzek? Czy wymierzy cios poniżej pasa? Brałem te możliwości pod uwagę, ale wciąż to ja miałem w dłoni magię.
-No tak, jaki szaleniec by z Tobą wytrzymał- pokręciłem głową i wzruszyłem teatralnie ramionami. Czy aby na pewno nietrafiona teza? Pomyślałem, choć nie wypowiedziałem już tego na głos. Nie mogłem wiedzieć jaka była na co dzień, czym się trudziła i z jakimi demonami przeszłości próbowała uporać – tak naprawdę nie wiedziałem nic o jej historii. Ominęła nas okazja na podobne rozmowy, albowiem na polanie pogrążeni byliśmy w zupełnie innych myślach, pragnieniach i nastrojach. Te stroniły od przykrych wizji mimo krótkiego tematu widocznych blizn, jaki rozmył się w powietrzu wraz z kolejnymi gestami i czułym dotykiem. -Jak widać ja też zmyłem się po jednym wieczorze, choć całowałaś całkiem nieźle- dodałem po chwili. Wiedziałem, iż lawirowałem na granicy, lecz cóż mogłem zrobić? Naprawdę lubiłem działać na granicy dobrego smaku.
Kiedy udane zaklęcie sprawiło, że różdżka wylądowała w mojej dłoni uśmiechnąłem się pod nosem i machnąłem jej nią przed twarzą – dosłownie, albowiem zaczęła zmniejszać między nami dystans. Kroczyła z gniewnym, acz pewnym siebie wyrazem i najwyraźniej nie zamierzała zwolnić.
-Protego- rozbrzmiałem, kiedy była już nader blisko i tym samym jej pięść zmierzała wprost w kierunku mego oka.






The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Dunbar Castle [odnośnik]13.01.22 19:51
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 67
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dunbar Castle - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dunbar Castle [odnośnik]16.01.22 21:03
- Naprawdę wierzysz we wszystko, co z tamtego dnia zapamiętałeś? W kobietę, czy tam, jak to wolisz określać, panienkę, która od pierwszego wejrzenia poczuła miętę do całkiem obcego jej mężczyzny? – zmarszczyła brwi, powstrzymując się od wywrócenia oczami. – Byłaby nader głupia, gdyby żywiła te uczucia dalej, on byłby równie głupi, gdyby sądził, że tak właśnie będzie  - wyrzuciła z siebie to, co miała do powiedzenia, przechylając lekko głowę i wpatrując się w mężczyznę z rezerwą. Nie chciała wspominać tamtego wieczoru, swojego nienaturalnego zachowania, uczuć, które od lat były uśpione z wyboru, a wtedy rozhulały się w pełni, powodując u niej dużą dozę zażenowania następnego dnia. Łatwiej było udawać, że to się nigdy nie zdarzyło, bądź przyjąć do wiadomości kwestię przebiegu tamtego wieczoru i iść dalej, pod żadnym pozorem nie odwracając się, nie wspominając. Biorąc pod uwagę systematykę jej pracy - nie było jej z tym tak ciężko, jak mogło się wydawać.
Prychnęła z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Na niebiosa i wszystkie czary, on tak na poważnie, pomyślała z niechęcią, próbując dotrzeć do sensu rozumowania mężczyzny. Mówiła mu prawdę, a on nie chciał słuchać, jeżeli dalej tak będzie, to nic dobrego z tego nie wyniknie. - Spacerowałeś i postanowiłeś wymierzyć różdżkę w plecy napotkanej czarownicy, no tak, zapewne działasz w ten sposób na co dzień i jest to dla ciebie naturalne. Doprawdy tyle osób próbuje zajść ci za skórę? To nader przykre – głos miała surowy, ale jej dolna warga chwilowo zadrżała po wypowiedzianych słować. Absolutnie nie przejmowała się uszczypliwościami, które kierował w jej stronę, zdążyła przez lata nasłuchać się ich dość, by już nie czyniły na niej wrażenia. Skoro traktował ją jak byle panienkę, to skąd mógł o tym wiedzieć? Działało to jedynie na jej korzyść. Wciąż nie wiedziała czego tu szukał, tym bardziej, że przez wiele, wiele lat nie spotkała tu nikogo innego, ale po prawdzie w tym momencie zupełnie nie przywiązywała wagi do celów mężczyzny – chciała jedynie sama odzyskać swój zmącony spokój i czerpać z przyjemnych chwil samotności. – Bywam tu od lat, ciebie widzę w tym miejscu po raz pierwszy, więc owszem, sugeruję, że zakłóciłeś spokój tego miejsca – powtórzyła powoli i wyraźnie, by uzbroić się w pewność, że tym razem zostanie zrozumiana, nawet jeżeli mężczyzna ostatecznie będzie temu przeczył.
Nie uciekała wzrokiem, cały czas zachowując kontakt wzrokowy, lustrując głęboką barwę ciemnej, rozbitej zieleni tęczówek mężczyzny. Z pewnością daleko było temu spotkaniu do wspomnień, które zachowali. Evelyn czuła się zaszczuta, przypierana do muru i atakowana, więc reagowała w jedyny do tej pory znany jej sposób – oddawała na ile mogła, nie bacząc na konsekwencje. Była zupełnie kimś innym, niż kobieta na polanie. Może i ją zawiodły własne oczekiwania.
Pokiwała w ciszy głową, dając sobie chwilę czasu na przyjęcie do siebie wypowiedzianych przed chwilą słów, które wybrzmiewały z wyraźnym szantażem. Czy miało to dla niej jakiekolwiek znaczenie? Kruczowłosa wiedziała, że jeżeli mężczyzna będzie miał zamiar ją skrzywdzić, to to zrobi, niezależnie od tego, jakie kroki podejmie kobieta, czy się podda, czy też nie. – To twoja decyzja, jeżeli odczuwasz taką potrzebę, to proszę, masz przewagę – powiedziała jedynie, nie próbując grać na czas, wszystko zostało już bowiem powiedziane, a jej jedyna obrona była poza jej zasięgiem. Co  też mogła zrobić? Próbować uciec i zostać zaatakowaną? Tu właśnie odzywała się duma, która kazała się nie oddalać i szukać sposobu na wyjście z sytuacji, której niejako sama była winna.
- Jesteś jakimś swatem, czy co? Strasznie się interesujesz takimi błahostkami – zmarszczyła jedną z brwi, patrząc na mężczyznę z wysublimowanym rozbawieniem zawierającym odrobinę politowania. Naprawdę można było to lepiej rozegrać, ale brak rozbudowanych więzi partnerskich w ogóle jej nie dokuczał, ba, wolała działać, żyć i w pełni funkcjonować w pojedynkę z uwagi na własne przyzwyczajenia, oraz pełną wygodę. Żyjąc z drugą osobą musiałaby mieć ją wiecznie z tyłu głowy, myśleć co się stanie, gdy pewnego dnia nie wróci do domu. To była jej własna decyzja, jej sprawa i nawet jeżeli ktoś próbował ją w tej kwestii ubodnąć, to musiał się spodziewać porażki – na Despenser ten temat nie robił żadnego wrażenia. Parsknęła za to śmiechem, krótkim, ale jakże prawdziwym, gdy doszły do niej kolejne słowa. Och, czyżby naprawdę pamiętał takie rzeczy? – Całkiem nieźle? Huh, twoje odwzajemnienie nie zapadło mi w pamięć, a zatem idąc twoim tokiem myślenia… Pewnie się cieszyłam, że już mnie opuszczasz – wzruszyła ramionami, niemal tak samo, jak on przed kilkoma chwilami. Nie miała pojęcia po co się z nim przekomarzała, ani co to miało na celu, jednak czuła się już wystarczająco abstrakcyjnie, by w porę zablokować te słowa we własnym umyśle. Odgradzała jednak grubą linią ich spotkanie na polanie od tego, co było teraz. Nie była to kwestia czasu jaki upłynął, ale trzeźwości umysłu, której przy ostatnim spotkaniu brakło obu stronom. Pozostało się jej cieszyć, że nie zdradziła wówczas swojej wilkołaczej natury całkiem obcemu człowiekowi, tym bardziej że nie miała pojęcia kim był na co dzień – bo raczej jednak nie ortodoksyjnym swatem.
Jej dłoń boleśnie odbiła się od powstałej przed momentem bariery. Zazgrzytała zębami z frustracji, choć doskonale się tego spodziewała. Widok własnej różdżki w dłoni obcego czarodzieja napawał ją jednak samymi negatywnymi uczuciami, nie tylko z powodu utraty własności, ale też ogromnego sentymentu dla przedmiotu, który mógł w ułamku chwili zostać zniszczony. Cofnęła się o krok i przełknęła ślinę zanim udało jej się wystosować pytanie. – Dobrze, co teraz? – nie patrzyła bezpośrednio na Drew, a gdzieś w bliżej nieokreślony punkt lekko ponad jego ramieniem, jakby wciąż nie mogła do końca pogodzić się z faktem, że przegrała. Próbowała jednocześnie trochę zbastować, rozluźnić mięśnie, by i po postawie było widać, że zaakceptowała przebieg wydarzeń. Była pewna, że jej nie uwierzy, że uzna to za kolejną sztuczkę, podstęp, którego będzie się wystrzegać, ale na to Evelyn wpływu już nie miała, w końcu przecież miał teraz całkowitą przewagę. Chciała jedynie odzyskać różdżkę i się stąd wynieść, dając możliwość mężczyźnie na dalsze profanowanie tego miejsca, cokolwiek miał tu w zamiarze znaleźć.

[bylobrzydkobedzieladnie]


I survived because the fire inside me burned brighter than the fire around me
Evelyn Despenser
Evelyn Despenser
Zawód : hodowca aetonanów, opiekun magicznych zwierząt
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
My poor mother begged for a sheep but raised a wolf.
OPCM : 11 +2
UROKI : 5 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Dunbar Castle - Page 2 Tumblr_o97lpoOPDW1ua7067o2_250
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9065-evelyn-despender https://www.morsmordre.net/t9070-wloczykij#273545 https://www.morsmordre.net/t12156-evelyn-despenser#374148 https://www.morsmordre.net/f168-szkocja-balmaha-farma-despenser https://www.morsmordre.net/t9075-skrytka-bankowa-2130 https://www.morsmordre.net/t9076-evelyn-despender#273691

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Dunbar Castle
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach