Gwendolyn Morgan
Nazwisko matki: Jones
Miejsce zamieszkania: Cardiff
Czystość krwi: półkrwi
Zawód: ścigająca w Harpiach z Holyhead
Wzrost: 175 cm
Waga: 62 kg
Kolor włosów: blond
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: spora blizna na lewym udzie - pamiątka po dość niemiłym spotkaniu z obręczą bramkową przeciwników
12 cali, jabłoń, sztywna. Rdzeń z sierści psidwaka.
Gryffindor
Sokół
Topielec
Zapach świeżo skoszonej trawy, pasty Fleetwooda i marcepanu
Ona - z pucharem mistrzostw świata, kompletem Harpii i Rudolfem u boku.
Quidditch. Ale lubi też czytać - szczególnie o zaklęciach... i Quidditchu.
Harpie z Holyhead!
Dużo latania na miotle
Wszystkiego po trochę
Amber Heard
Gwendolyn wychowuje się na przedmieściach Cardiff. Dzieli czas swojego dzieciństwa między magiczną rodzinę ojca, a mugolskich znajomych z podwórka. Jej matka jest czarownicą mugolskiego pochodzenia i od czasu skończeniu Hogwartu trzyma się z dala od magicznego świata, który nigdy nie był jej szczególnie bliski. Jest dumną kobietą, która nie ma ochoty nikomu udowadniać swojej wartości i zmagać się ze statusem szlamy. Jej mąż pracuje w Ministerstwie Magii w departamencie Magicznych Gier i Sportów. Gdyby nie on zapewne pani Morgan zupełnie porzuciłaby różdżkę i czary na rzecz swojej pracowni malarskiej, ale miłość do męża, a potem do córki nie pozwala jej zapomnieć o magii.
Dzieciństwo Gwen pachnie więc terpentyną i pastą do mioteł Fleetwooda, a magia jest czymś oczywistym - choć nigdy nie wychodzi poza próg domu. Ojciec uczy ją miłości do latania, a matka otwiera oczy na piękno otaczającego świata. Im jest starsza tym bardziej widać jak niepokorna z niej istota. Nieustannie pakuje się w kłopoty, z których wychodzi najczęściej obronną ręką dzięki wrodzonemu urokowi. Notorycznie jednak wraca do domu ze zdartymi kolanami, a raz nawet z podbitym okiem. Jako jedenastolatka rzuca się z pięściami na trzech starszych chłopców, którzy maltretują znalezionego w trawie szpaka ze złamanym skrzydłem. Wygrywa, zapewne z nieświadomą pomocą swoich magicznych umiejętności, ale traci jeden ząb. Następnego dnia otrzymuje list z Hogwartu i nic już nie jest takie samo. Na ulicy dzieci szepczą, że wysłano ją do prywatnej szkoły dla trudnych przypadków, bo przecież była takim nieznośnym stworzeniem.
Nie jest zbyt dobrą uczennicą. Matka raz po raz musi odbierać od szkolnych sów kolejne skargi na nieuwagę i niepoprawne zachowanie swojej pociechy. Gwen roznosi energia. Przeszkadza na lekcjach, namiętnie wysadza kociołki i traktuje Historię Magii jako zaplanowaną odgórnie drzemkę. Ma kilka dobrych koleżanek, ale znacznie więcej kolegów, z którymi może dokazywać na szkolnych korytarzach. W trzeciej klasie wreszcie przyjmują ją do drużyny i to okazuje się być rozwiązaniem jej kłopotów z nauką i zachowaniem. Kapitan drużyny wyciska z nich siódme poty na treningach, a ona sama gdy tylko ma czas również wymyka się na boisko. Kiedy wreszcie znajduje ujście dla swojej niespożytej energii, jest jej łatwiej zapanować nad sobą w czasie godzin lekcyjnych. Wprawdzie wciąż ma problemy z koncentracją i nie należy do prymusów, ale Cardiff przestaje nawiedzać plaga Hogwardzkich sów. Jej rodzice oddychają z ulgą. Cała kadra zapewne też.
W siódmej klasie pod koniec sezonu jej drużyna zdobywa puchar. Gwen opuszcza Hogwart z sercem pełnym nadziei i obiecuje sobie nie tęsknić za bardzo. Słowa dotrzymuje, wciągnięta we wszystkie słodko-gorzkie aspekty dorosłego życia. Pojawia się na kilku kwalifikacjach do najlepszych drużyn w Królestwie. Nie wyobraża sobie życia poza Quidditchem i jest bardzo zdeterminowana w dążeniu do celu. Harpie są trzecią drużyną, w której próbuje. Wrzucają ją do rezerwy, a po kilku miesiącach treningów jednogłośnie przechodzi do pierwszego składu. Od tego czasu Harpie są całym jej życiem.
Media szybko zakochują się w nowym nabytku Harpii. Gwendolyn jest zabójczo skuteczna w natarciu i uroczo rozbrajająca w kontakcie z fanami. Na boisku nie stroni od fauli i wyzwisk, ale gdy już zejdzie z miotły zmienia się w uosobienie wdzięku i radości. Pozwala robić sobie zdjęcia, chętnie wypowiada się na tematy sportowe i tylko o życiu prywatnym zacięcie milczy. Kolumny plotkarskie raz po raz wyszukują jej idealnego kandydata na męża. Harpie - jej cudowna banda kobietek, które pokochała jak siostry - szybko tworzy nowy zwyczaj, by przed wtorkowymi treningami, w czasie rozgrzewki czytać kto komu przeznaczony. Rotacje w niedoszłych mężach i kochankach są zaskakująco duże.
Na początku roku 1953, dotychczasowa kapitan odchodzi z powodu paskudnej kontuzji. Od tego czasu tytuł wędruje między poszczególnymi Harpiami. Nadzwyczaj często brzemię spoczywa na barkach Gwen, która bardzo mocno angażuje się w nowe obowiązki. Drużyna pod jej opieką zdobywa kilka ważnych zwycięstw, a potem ścierają się z Sokołami z Heidelbergu. Wszyscy spodziewają się dobrego meczu, Gwendolyn przygotowuje zespół na ogromne wyzwanie - nikt jednak nawet nie przypuszcza, że starcie potrwa równy tydzień.
Z pamiętnego meczu Gwen pamięta tylko poszczególne sytuacje. Do dziś zastanawia się jak udało jej się wytrzymać na adrenalinie tak długi okres czasu. Spała niewiele, nie jadła prawie wcale, zbyt zajęta przebiegiem akcji na boisku. Rozgrywkę kończy brawurowe złapanie znicza przez ich szukającą, Glynnis. Tłumy wiwatują, ale Morgan nawet nie wie jaki jest wynik. Marzy tylko o tym żeby iść spać. Obok niej ląduje kapitan drużyny przeciwnej i pada na kolana. Gwen z przerażeniem myśli, że Niemiec zaraz jej tu zemdleje, wiec wyciąga do niego rękę; próbuje go złapać. Z opóźnieniem zauważa, że choć zmęczony - Rudolf jest bardzo daleki od utraty przytomności. Całuje jej dłoń, a potem z pełną powagą prosi o rękę. A ona się zgadza. Chwilę później tłum na stadionie zamiera, by zaraz wybuchnąć nawet głośniejszymi owacjami. Kapitanowie przeciwnych drużyn całują się na środku boiska.
Przez tydzień są głównym tematem rozmów. Wszyscy zastanawiają się czy małżeństwo dojdzie do skutku?
Gwen zadaje sobie podobne pytanie, gdy już odsypia tydzień wzmożonego wysiłku. Spotyka się z Rudolfem kilka razy i stwierdza, że właściwie nie miałaby nic przeciwko utrzymaniu tych spontanicznych zaręczyn. Dogadują się świetnie, a on jakby nie patrzeć jest cholernie przystojny. No i świetnie gra! Czy mogłaby jej się trafić lepsza partia? Gdy Gwen zaczyna podejrzewać, że się zakochała - pojawia się kłopot. Oboje mają podpisane kontrakty. Oboje mają poważne zobowiązania i drużyny do poprowadzenia. I żadne z nich nie śmiałoby poprosić drugiego o rezygnację z czegoś tak ważnego jak Quidditch.
Rozstają się nie wiedząc kiedy (i czy w ogóle) znów się zobaczą. Dziewczyna mówi mu: Wróć do Anglii jeśli będziesz mógł. Wtedy zobaczymy co dalej. Każde z nich rusza w swoją stronę. Kiedy rok później pewien arystokrata prosi ją o rękę, odpowiada automatycznie, że jest już zaręczona. I uświadamia sobie, że cholernie tęskni. Sporadycznie wymieniane listy i kilka spotkań na międzynarodowych meczach tylko pogłębiają ranę w jej sercu.
Zaczyna przeglądać oferty niemieckich drużyn, gdy dowiaduje się, że jedna z nich przenosi swój ośrodek treningowy do Wielkiej Brytanii.
Sokoły przynoszą jej nadzieję na lepsze jutro.
Jej patronus przyjmuje postać sokoła - pięknego i zwinnego ptaka, który potrafi godzinami szybować po niebie. Zupełnie tak jak ona. Kiedyś bardziej przypominał jastrzębia, ale to zmieniło się jakieś dwa lata temu.
5 | |
0 | |
0 | |
0 | |
0 | |
0 | |
16 |
różdżka, miotła bardzo dobrej jakości, sowa
Ostatnio zmieniony przez Gwendolyn Morgan dnia 18.07.15 23:50, w całości zmieniany 4 razy
Witamy wśród Morsów
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot