Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Surrey
Warsztat w Outwood
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Stary warsztat
Stary warsztat Roberta Andersona był dość znany w Outwood - wiosce położonej w hrabstwie Surrey, stosunkowo niedaleko od Londynu. Ponoć zapewniał elektryczne zaplecze całej okolicy, gwarantował prąd w każdym mugolskim domu. Niegdyś działał prężnie, wynalazca urzędujący w jego wnętrzu był znakomitym znawcą w swojej dziedzinie, dlatego ludzie często przychodzili do niego w sprawie drobniejszych i większych napraw. Sprzedawał również przeróżne, mugolskie cacka.
Czarodziejskie akta wskazywały, że wioska nie poddała się anomaliom, co było bardzo dziwne, ale z drugiej strony dawało ulgę - tutaj mugole byli jakby nieco odporniejsi na ataki magii. Wszystko zmieniło się w połowie września, kiedy w warsztacie zaczęło dziać się coś złego. Pod koniec miesiąca mugole stracili w wiosce prąd i wynieśli się jak najszybciej, bo bali się, że warsztat coś nawiedziło. Ile było w tym prawdy, a ile zmyślonych historii?
Czarodziejskie akta wskazywały, że wioska nie poddała się anomaliom, co było bardzo dziwne, ale z drugiej strony dawało ulgę - tutaj mugole byli jakby nieco odporniejsi na ataki magii. Wszystko zmieniło się w połowie września, kiedy w warsztacie zaczęło dziać się coś złego. Pod koniec miesiąca mugole stracili w wiosce prąd i wynieśli się jak najszybciej, bo bali się, że warsztat coś nawiedziło. Ile było w tym prawdy, a ile zmyślonych historii?
Serce biło mi mocno w piersi, kiedy wszyscy czekaliśmy w napięciu na reakcję tego gigantycznego, śnieżnobiałego stwora. Czy rzuci się na nas czy jednak łagodny ton głosów, jedzenie i nawet imię sprawią, że jednak się z nami zaprzyjaźni? Tak na oko wystarczyłoby jedno kłapnięcie jego kłów, a Polar mógłby mi z powodzeniem odgryźć co najmniej dłoń, a uderzenie jego łapy... cóż, wystarczyło jak przypomniałem sobie rannego Winstona w kałuży krwi. Pewnie ze mnie zostałoby tyle samo.
Wzdrygnąłem się na samą myśl, ale dzielnie wytrwałem, nie uciekałem i tylko modliłem się w duchu, żeby żaden nasz gest czy słowo nie zdenerwowało Polara. I chyba się udało!
Wyraźnie poczułem tąpnięcie, kiedy stwór nagle usiadł (cały zadygotałem, bo w pierwszej chwili pomyślałem, że już po nas) i sięgnął (na szczęście tylko) po kanapkę. Przyglądałem mu się z ciekawością teraz mogąc to robić bezkarnie i prawie bez strachu. Szczerze mówiąc z każdą chwilą wydawał mi się coraz bardziej sympatyczny. Szczególnie jak zamruczał w taki pogodny sposób i wskazał na pokój na końcu korytarza.
On naprawdę starał się z nami porozumieć! TO NIEZIEMSKIE! To znaczy, że Polar wcale a wcale nie jest tylko krwiożerczą bestią. Że może nawet zwierzęciem nie jest! Czad! Pierwszy raz widziałem coś takiego.
Powędrowałem wzrokiem do drzwi na końcu korytarza i z powrotem na Polara.
- Mówisz, żeby tam pójść? - zapytałem, jakbym faktycznie oczekiwał od niego odpowiedzi. - Co tam jest...? - dodałem mrukliwie już bardziej do siebie niż do całej reszty i po chwili namysłu ruszyłem w stronę najdalszego pokoju (V).
- Chodź, chodź, Polar - dodałem zachęcająco. Potwór czy nie potwór, był sympatyczny, a z takim wielkoludem za plecami jakoś czułem się pewniej (jakkolwiek szalone to było z mojej strony).
Wahałem się tylko przez moment zanim nacisnąłem na klamkę próbując otworzyć powoli drzwi i zerknąć do środka, by sprawdzić co się tam znajduje.
ll próbuję otworzyć drzwi do pokoju V, żeby zerknąć do środka - rzut na spostrzegawczość I?
Wzdrygnąłem się na samą myśl, ale dzielnie wytrwałem, nie uciekałem i tylko modliłem się w duchu, żeby żaden nasz gest czy słowo nie zdenerwowało Polara. I chyba się udało!
Wyraźnie poczułem tąpnięcie, kiedy stwór nagle usiadł (cały zadygotałem, bo w pierwszej chwili pomyślałem, że już po nas) i sięgnął (na szczęście tylko) po kanapkę. Przyglądałem mu się z ciekawością teraz mogąc to robić bezkarnie i prawie bez strachu. Szczerze mówiąc z każdą chwilą wydawał mi się coraz bardziej sympatyczny. Szczególnie jak zamruczał w taki pogodny sposób i wskazał na pokój na końcu korytarza.
On naprawdę starał się z nami porozumieć! TO NIEZIEMSKIE! To znaczy, że Polar wcale a wcale nie jest tylko krwiożerczą bestią. Że może nawet zwierzęciem nie jest! Czad! Pierwszy raz widziałem coś takiego.
Powędrowałem wzrokiem do drzwi na końcu korytarza i z powrotem na Polara.
- Mówisz, żeby tam pójść? - zapytałem, jakbym faktycznie oczekiwał od niego odpowiedzi. - Co tam jest...? - dodałem mrukliwie już bardziej do siebie niż do całej reszty i po chwili namysłu ruszyłem w stronę najdalszego pokoju (V).
- Chodź, chodź, Polar - dodałem zachęcająco. Potwór czy nie potwór, był sympatyczny, a z takim wielkoludem za plecami jakoś czułem się pewniej (jakkolwiek szalone to było z mojej strony).
Wahałem się tylko przez moment zanim nacisnąłem na klamkę próbując otworzyć powoli drzwi i zerknąć do środka, by sprawdzić co się tam znajduje.
ll próbuję otworzyć drzwi do pokoju V, żeby zerknąć do środka - rzut na spostrzegawczość I?
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
The member 'Louis Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 23
'k100' : 23
Kątem oka dostrzegła, że yeti wyraźnie zainteresował się jedzeniem. Odwinęła kanapkę i ostrożnie położyła ją na podłodze bliżej stwora, po czym się cofnęła, świadoma tego, że rozgniewany yeti mógł być niebezpieczny. Ale musieli zaryzykować próbę obłaskawienia go, by kontynuować misję i zapobiec ucieczce stworzenia na ulicę, gdzie mogłoby siać chaos i popłoch wśród mugoli. Zdobycie jego zaufania nie było takie proste, ale na szczęście pomógł im Louis, który pojawił się w korytarzu. Yeti okazał się istotą na tyle rozumną, że zdawał się pojmować, że młody mugol właśnie nadał mu imię – które najwyraźniej przypadło mu do gustu. Sięgnął po kanapkę którą mu wcześniej zostawiła i zjadł ją ze smakiem, najwyraźniej nie przejmując się tym, że Sophia była najprawdopodobniej najgorszą kucharką na świecie.
- Polar? Brzmi świetnie – podchwyciła, w środku czując wyraźną ulgę. Wyglądało na to, że yeti nie miał zamiaru ich zjeść. Po chwili wskazał drzwi do pokoju na końcu, tego samego, do którego prawie weszła Sophia, zanim jej uwagi nie pochłonęło samo stworzenie. Tam mogło być coś ważnego, skoro stwór dawał im do zrozumienia, że powinni tam pójść.
- Gdyby coś się działo, zawołaj nas – rzuciła do Louisa, widząc że ruszył w stronę pokoju. Jeśli był mugolem, prawdopodobnie nie byłby zdolny do obrony przed magicznym zagrożeniem. Razem z Alexem musieli mieć na niego baczenie, ale niewątpliwie należało sprawdzić wszystkie pozostałe pomieszczenia. Mogli nie mieć już wiele czasu. – Sprawdzę jeden z pozostałych pokojów – powiedziała do obydwóch mężczyzn. – Vera coś długo nie przychodzi – zaniepokoiła się o pozostawioną na dole przyjaciółkę. Miała nadzieję, że Leighton po prostu zasiedziała się nad diagramem i zapomniała o całym świecie, próbując sensownie połączyć runy. Wiedziała jednak, że runistka nie jest zupełnie bezbronna i bardzo dobrze radziła sobie z magią obronną, i w razie czego mogła ich zawołać. Była przecież (jak myślała Sophia) zaledwie piętro niżej.
Ruszyła w stronę jednego z niesprawdzonych pokojów (pokój IV). Znów naciągnęła rękaw na dłoń i przez materiał nacisnęła na klamkę, próbując otworzyć drzwi. Jeśli się udało, uważnie rozejrzała się po wnętrzu, póki co nie wchodząc do środka i nie dotykając niczego. Uważnie oceniała potencjalne zagrożenia.
| sprawdzam pokój IV, spostrzegawczość poziom III (+60)
- Polar? Brzmi świetnie – podchwyciła, w środku czując wyraźną ulgę. Wyglądało na to, że yeti nie miał zamiaru ich zjeść. Po chwili wskazał drzwi do pokoju na końcu, tego samego, do którego prawie weszła Sophia, zanim jej uwagi nie pochłonęło samo stworzenie. Tam mogło być coś ważnego, skoro stwór dawał im do zrozumienia, że powinni tam pójść.
- Gdyby coś się działo, zawołaj nas – rzuciła do Louisa, widząc że ruszył w stronę pokoju. Jeśli był mugolem, prawdopodobnie nie byłby zdolny do obrony przed magicznym zagrożeniem. Razem z Alexem musieli mieć na niego baczenie, ale niewątpliwie należało sprawdzić wszystkie pozostałe pomieszczenia. Mogli nie mieć już wiele czasu. – Sprawdzę jeden z pozostałych pokojów – powiedziała do obydwóch mężczyzn. – Vera coś długo nie przychodzi – zaniepokoiła się o pozostawioną na dole przyjaciółkę. Miała nadzieję, że Leighton po prostu zasiedziała się nad diagramem i zapomniała o całym świecie, próbując sensownie połączyć runy. Wiedziała jednak, że runistka nie jest zupełnie bezbronna i bardzo dobrze radziła sobie z magią obronną, i w razie czego mogła ich zawołać. Była przecież (jak myślała Sophia) zaledwie piętro niżej.
Ruszyła w stronę jednego z niesprawdzonych pokojów (pokój IV). Znów naciągnęła rękaw na dłoń i przez materiał nacisnęła na klamkę, próbując otworzyć drzwi. Jeśli się udało, uważnie rozejrzała się po wnętrzu, póki co nie wchodząc do środka i nie dotykając niczego. Uważnie oceniała potencjalne zagrożenia.
| sprawdzam pokój IV, spostrzegawczość poziom III (+60)
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 61
'k100' : 61
Przez kilka krótkich chwil po pojawieniu się Louisa miałem wrażenie, że yeti rzuci się na nas przytłoczony ilością ludzi dookoła niego i skończymy niczym szmaciane lalki ciskane gdzie popadnie przez rozzłoszczone dziecko - tyle że bardzo duże i włochate oraz mierzące kilkanaście stóp wzrostu dziecko. Mugol okazał się jednak niezwykle pomocny, mimo ze nie mógł mieć zielonego pojęcia na temat tego, jak zachowywać się w przypadku spotkania yeti - w końcu nigdy raczej nie miał okazji uczyć się opieki nad magicznymi stworzeniami. Kiedy yeti tąpnął na podłogę z drżeniem ścian zerknąłem na Louisa spojrzeniem pełnym uznania. Nadanie stworzeniu imienia zdało się przechylić szalę na naszą korzyść. A ja trafiłem na okazję, żeby w przekonać się, jakie tak naprawdę jest futro yeti w dotyku. A było o wiele miększe niż mógłbym przypuszczać. Zerkałem ostrożnie na pałaszującego kanapkę człowieka gór, zaciekawiony tym, jak jego organizm poradził sobie z przetrwaniem w niesprzyjających warunkach.
- Jakie to futro jest zmyślne - pokręciłem głową zafascynowany, ostatecznie zostawiając yeti w spokoju. Wyprostowałem się i założyłem zdjętą przed chwilą rękawiczkę, znów chowając przed światem szpetne blizny. Yeti wydał z siebie jakiś taki wyjątkowo miły dźwięk, wskazując łapą na pomieszczenie, które wcześniej chciała sprawdzić Sophia. Popatrzyłem na Louisa, który wyraźnie stał się ulubieńcem stworzenia - i dobrze, przynajmniej Bott miał teraz swojego ochroniarza, co pozwalało mi odrobinę bardziej poświęcić swoje myśli reszcie nagabujących mnie zewsząd kwestii.
Ściągnąłem brwi na uwagę Sophii, zerkając w stronę schodów. - Vera? - zawołałem, ale nie usłyszałem odpowiedzi. Stałem przed trudną decyzją, ale ostateczny wniosek był jeden. - Musi sobie poradzić - stwierdziłem, posyłając Sophii znaczące spojrzenie. Była Zakonniczką, wiedziała o co chodzi. Upewniając się jeszcze, czy yeti aby na pewno pilnuje Louisa, wróciłem do drzwi prowadzących do ostatniego pokoju (III). Złapałem w prawą dłoń różdżkę, a lewą za klamkę. Wszedłem ostrożnie do pokoju, z różdżką w gotowości, rozglądając się po wnętrzu.
- Louis, tu jest to takie... coś, jakoś na "A" to nazwałeś - rzuciłem jeszcze przez ramię, nadal jednak skupiając spojrzenie na tym, co było w pokoju. - Lumos - wymamrotałem jeszcze, przekraczając próg. - Jest tu ktoś? Nie przychodzę w złych zamiarach. Chcę pomóc - powiedziałem, przypominając sobie o tym, że wszystko w tym domu bało się Laury. Nie odchodziłem za daleko od drzwi, nie wiedząc co i skąd może na mnie wyskoczyć.
Wziąłem się w końcu w garść, złapałem głęboki oddech i starając się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów podszedłem do szafy, z duszą na ramieniu łapiąc za gałkę od drzwiczek i je uchylając.
| Alex wchodzi do pokoju III i otwiera szafę, a ja właśnie się przeżegnałam
- Jakie to futro jest zmyślne - pokręciłem głową zafascynowany, ostatecznie zostawiając yeti w spokoju. Wyprostowałem się i założyłem zdjętą przed chwilą rękawiczkę, znów chowając przed światem szpetne blizny. Yeti wydał z siebie jakiś taki wyjątkowo miły dźwięk, wskazując łapą na pomieszczenie, które wcześniej chciała sprawdzić Sophia. Popatrzyłem na Louisa, który wyraźnie stał się ulubieńcem stworzenia - i dobrze, przynajmniej Bott miał teraz swojego ochroniarza, co pozwalało mi odrobinę bardziej poświęcić swoje myśli reszcie nagabujących mnie zewsząd kwestii.
Ściągnąłem brwi na uwagę Sophii, zerkając w stronę schodów. - Vera? - zawołałem, ale nie usłyszałem odpowiedzi. Stałem przed trudną decyzją, ale ostateczny wniosek był jeden. - Musi sobie poradzić - stwierdziłem, posyłając Sophii znaczące spojrzenie. Była Zakonniczką, wiedziała o co chodzi. Upewniając się jeszcze, czy yeti aby na pewno pilnuje Louisa, wróciłem do drzwi prowadzących do ostatniego pokoju (III). Złapałem w prawą dłoń różdżkę, a lewą za klamkę. Wszedłem ostrożnie do pokoju, z różdżką w gotowości, rozglądając się po wnętrzu.
- Louis, tu jest to takie... coś, jakoś na "A" to nazwałeś - rzuciłem jeszcze przez ramię, nadal jednak skupiając spojrzenie na tym, co było w pokoju. - Lumos - wymamrotałem jeszcze, przekraczając próg. - Jest tu ktoś? Nie przychodzę w złych zamiarach. Chcę pomóc - powiedziałem, przypominając sobie o tym, że wszystko w tym domu bało się Laury. Nie odchodziłem za daleko od drzwi, nie wiedząc co i skąd może na mnie wyskoczyć.
Wziąłem się w końcu w garść, złapałem głęboki oddech i starając się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów podszedłem do szafy, z duszą na ramieniu łapiąc za gałkę od drzwiczek i je uchylając.
| Alex wchodzi do pokoju III i otwiera szafę, a ja właśnie się przeżegnałam
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Jak tylko Louis dotknął swoją dłonią klamki, zdołał wyczuć, że drzwi były otwarte. Wszedł, a zaraz za nim Polar gładził go swoim futrem po twarzy, kiedy się schylał. Stopy chłopaka od razu stanęły na sporej warstwie śniegu, a oczy zobaczyły przed sobą pokryte nim ściany i połowicznie zakryty nim sufit. Pod ścianą naprzeciwko stało lustro – było zamrożone i, o dziwo, nie odbijało żadnego obrazu, było czarne i lśniące. Polar zamruczał z ekscytacją, wskazując wyraźnie na nie, za chwilę znów klepiąc się po piersi. Louis mógł przysiąc, że jeszcze prze chwilę słyszy echo czyjejś rozmowy – głos kojarzył z tym, który dziś słyszał, należał do kobiety. Głosy jednak ucichły.
Drzwi, które chciała przekroczyć Sophia, również były otwarte, więc bez przeszkód przeszła przez próg. Znajdowała się w łazience – ze zdemolowaną wanną i umywalką, z podłogą z połamanymi kafelkami, z kałużą znajdującą się na środku, która zapełniana była kroplami zlatującymi z sufitu. Nieduże okienko zakrywał w całości porastający cały budynek bluszcz, ale księżycowe światło zdołało się przez nie przedostać, by paść pod kątem na podłogę. Na pewno w oczy Sophii rzucił się jasny błysk, który pojawił się na ścianie tuż przed nią, niedaleko okna. Litery nabierały kształtów, tworząc kolejne słowa, aż w końcu uformowało się całe zdanie – „misa w kałuży”. Jej wzrok również ten obraz wychwycił. Gdy spojrzała pod nogi, w kałuży odbijała się sylwetka kamiennej misy zawieszonej nad podłogą. Widać ją było jednak tylko w wodzie, aurorka jej fizycznej postaci nie dostrzegała w łazience.
Również drzwi do pokoju, który chciał odwiedzić Alex, okazały się otwarte i przeszedł przez nie bez problemu. W pomieszczeniu panowała cisza, choć delikatnie zakłócał ją drgający przy każdym mocniejszym oddechu wiatru płomień świeczki stojącej na etażerce. Z szafy dobiegał głośny oddech dziecka – słyszalny już od wejścia. Spod łóżka wydobywały się dziwne piski, coś, co mogło przypominać myszy, ale co Alex niestety na razie nie mógł dobrze sklasyfikować – widział jednak koło nóg łóżka uciekające zabawki. Światło nie miało okazji rozbłysnąć - wszystko zniweczyła anomalia, powodując okrutne pieczenie prawej dłoni, które na szczęście momentalnie ustało. Jasny promień zaklęcia zamienił się w szklane opiłki, które przebiły najcieńsze warstwy materiału, by dostać się do skóry, tnąc ją do krwi.
Moment kulminacyjny nadszedł, kiedy zdecydował się otworzyć szafę.
Gdy złapał za drewnianą gałkę, dziecięcy oddech natychmiast ustał, a w pokoju zaległa absolutna cisza, niemal wdzierająca się siłą do umysłu. A kiedy drzwi zostały uchylone, pierwsze, co zauważył Alex, to było czerwone oko patrzące wprost na niego.
Nagły podmuch powietrza rzucił Gwardzistą do tyłu i wypchnął drzwi szafy tak mocno, że te uderzyły o etażerkę, gasząc świecę i zrzucając ją na ziemię – a zza nich wyleciał dementor, trzepocząc podartą szatą, prostując kościste palce, zalewając cały pokój mroźnym oddechem. Chłopak poczuł natychmiast falę dreszczy na swojej skórze i pojawiające się za nią poczucie beznadziei i smutku. Najgorsze wspomnienia zaczęły wydzierać się spod głębokich warstw podświadomości, zalewając umysł Farleya ciemną aurą niepokoju i strachu. Uwadze dementora nie uszła jego obecność. Zbliżał się do jego twarzy niebezpiecznie szybko.
Hałas mogli z powodzeniem usłyszeć i Sophia, i Louis.
| Na odpis macie czas do 31 stycznia do godz. 22.
Słuchanie jednej strony kasety to jedna akcja. Do obsługi telefonu potrzebne jest mugoloznawstwo na przynajmniej I poziomie.
Uwaga! Z powodu chwilowej nieobecności Louisa i pomniejszającą się grupą na evencie, nieco przyspieszymy akcję. Możecie wykonywać dwie czynności w swoim poście i dowolnie poruszać się po budynku – jeśli będziecie potrzebowali oceny MG po pierwszej czynności, dawajcie mi znać na gg, jak najszybciej będę mogła napiszę posta uzupełniającego.
Wasze zadania:
Alex ma dwie szanse na wyczarowanie patronusa. Za każdą nieudaną próbę przyjmuje na siebie obrażenia psychiczne w liczbie 15 pż.
Vera nie wie, gdzie się znajduje.
Drzwi, które chciała przekroczyć Sophia, również były otwarte, więc bez przeszkód przeszła przez próg. Znajdowała się w łazience – ze zdemolowaną wanną i umywalką, z podłogą z połamanymi kafelkami, z kałużą znajdującą się na środku, która zapełniana była kroplami zlatującymi z sufitu. Nieduże okienko zakrywał w całości porastający cały budynek bluszcz, ale księżycowe światło zdołało się przez nie przedostać, by paść pod kątem na podłogę. Na pewno w oczy Sophii rzucił się jasny błysk, który pojawił się na ścianie tuż przed nią, niedaleko okna. Litery nabierały kształtów, tworząc kolejne słowa, aż w końcu uformowało się całe zdanie – „misa w kałuży”. Jej wzrok również ten obraz wychwycił. Gdy spojrzała pod nogi, w kałuży odbijała się sylwetka kamiennej misy zawieszonej nad podłogą. Widać ją było jednak tylko w wodzie, aurorka jej fizycznej postaci nie dostrzegała w łazience.
Również drzwi do pokoju, który chciał odwiedzić Alex, okazały się otwarte i przeszedł przez nie bez problemu. W pomieszczeniu panowała cisza, choć delikatnie zakłócał ją drgający przy każdym mocniejszym oddechu wiatru płomień świeczki stojącej na etażerce. Z szafy dobiegał głośny oddech dziecka – słyszalny już od wejścia. Spod łóżka wydobywały się dziwne piski, coś, co mogło przypominać myszy, ale co Alex niestety na razie nie mógł dobrze sklasyfikować – widział jednak koło nóg łóżka uciekające zabawki. Światło nie miało okazji rozbłysnąć - wszystko zniweczyła anomalia, powodując okrutne pieczenie prawej dłoni, które na szczęście momentalnie ustało. Jasny promień zaklęcia zamienił się w szklane opiłki, które przebiły najcieńsze warstwy materiału, by dostać się do skóry, tnąc ją do krwi.
Moment kulminacyjny nadszedł, kiedy zdecydował się otworzyć szafę.
Gdy złapał za drewnianą gałkę, dziecięcy oddech natychmiast ustał, a w pokoju zaległa absolutna cisza, niemal wdzierająca się siłą do umysłu. A kiedy drzwi zostały uchylone, pierwsze, co zauważył Alex, to było czerwone oko patrzące wprost na niego.
Nagły podmuch powietrza rzucił Gwardzistą do tyłu i wypchnął drzwi szafy tak mocno, że te uderzyły o etażerkę, gasząc świecę i zrzucając ją na ziemię – a zza nich wyleciał dementor, trzepocząc podartą szatą, prostując kościste palce, zalewając cały pokój mroźnym oddechem. Chłopak poczuł natychmiast falę dreszczy na swojej skórze i pojawiające się za nią poczucie beznadziei i smutku. Najgorsze wspomnienia zaczęły wydzierać się spod głębokich warstw podświadomości, zalewając umysł Farleya ciemną aurą niepokoju i strachu. Uwadze dementora nie uszła jego obecność. Zbliżał się do jego twarzy niebezpiecznie szybko.
Hałas mogli z powodzeniem usłyszeć i Sophia, i Louis.
| Na odpis macie czas do 31 stycznia do godz. 22.
Słuchanie jednej strony kasety to jedna akcja. Do obsługi telefonu potrzebne jest mugoloznawstwo na przynajmniej I poziomie.
Uwaga! Z powodu chwilowej nieobecności Louisa i pomniejszającą się grupą na evencie, nieco przyspieszymy akcję. Możecie wykonywać dwie czynności w swoim poście i dowolnie poruszać się po budynku – jeśli będziecie potrzebowali oceny MG po pierwszej czynności, dawajcie mi znać na gg, jak najszybciej będę mogła napiszę posta uzupełniającego.
Wasze zadania:
Alex ma dwie szanse na wyczarowanie patronusa. Za każdą nieudaną próbę przyjmuje na siebie obrażenia psychiczne w liczbie 15 pż.
Vera nie wie, gdzie się znajduje.
- Informacje:
- Żywotność:
• Louis - 142/170 -5 (-28 cięte)
• Cecily - 207/207
• Alexander - 210/220 (-10 cięte)
• Sophia - 233/240 (-7 szarpane)
• Rufus - 242/242
• Vera - 190/202 (-7 szarpane, -5 poparzenie na twarzy)
Ekwipunek:
• Louis - skórzana, zniszczona torba-listonoszka, a w niej: prądnica, scyzoryk, paczka papierosów, paczka zapałek, portfel z dokumentami i drobniakami, notes i ołówek; kaseta „6”, kaseta nie podpisana, radio
• Cecily - różdżka, metalowy przedmiot, eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 8 ),
• Alexander - różdżka, czerwony kryształ i fluoryt (zawieszone na szyi pod swetrem), bransoleta z włosów syreny (prawy nadgarstek pod rękawami), antidotum podstawowe (1 porcja) i czyścioszek (1 porcja, stat. 29), fiolka ze wspomnieniem
• Sophia - przy sobie różdżka, metalowy przedmiot, zawieszone na rzemieniu schowanym pod ubraniem fluoryt, onyks czarny i amulet z jeleniego poroża, broszka z alabastrowym jednorożcem, w torbie kanapka z serem, eliksiry: maść z gwiazdy wodnej (1 porcja, stat. 10), kameleon (1 porcja, stat. 29), eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29), czyścioszek (1 porcja, stat. 29)• Rufus - różdżka i metalowy przedmiot
• Vera - różdżka, metalowy przedmiot, oko ślepego, tabliczka czekolady z Miodowego Królestwa, zabezpieczone przed stłuczeniem eliksiry od Charlene: znieczulający (2 porcje, stat. 20), czuwający strażnik (1 porcja, stat. 20), antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 5)
- Mapa:
- PIĘTRO:
Sposób poruszania się:
W jednej kolejce możecie podjąć się przejścia z jednego pokoju do drugiego (przekroczenie drzwi) oraz dokonać jednej akcji. W zamian możecie przejść przez dwa pokoje, ale bez możliwości dokonywania akcji. Jeśli nie przemieszczacie się, wciąż obowiązuje tylko jedna akcja (zaklęcie lub rzut na biegłość, itp.).
Legenda:
Literki na mapie odpowiadają waszym imionom.
Dodałam cyfry do ciał - jeśli chcecie zainteresować się którymś (wszystkimi jednocześnie nie możecie), to mam nadzieję, że to pomoże!
Błękitne paski na piętrze to lustra
Z moich ust wymknęło się stłumione przekleństwo, kiedy zamiast promienia światła z różdżki trysnęły szklane drobinki. Poczułem przewiew powietrza, kiedy najpierw rozcięły cienką skórzaną rękawiczkę, a później ciało, lepką i ciepłą krwią sklejając materiał. Słyszałem ciche piski przerażonych zabawek, słyszałem krótki, szybki oddech - zdecydowanie należący do dziecka. Zbliżyłem się do szafy, otwierając ją w złowróżbnej ciszy, która była nieznośna, że zacząłem mieć ochotę drapać się po skroni tak długo, dopóki nie wydobędę jej ze środka swojej głowy.
I wtedy zobaczyłem czerwone ślepie, łypiące na mnie, przewiercające się spojrzeniem na wskroś przez wszystkie tkanki, widzące wszystko, każdy sekret i każdą myśl, przerażająco przypominająca o mrożącym krew w żyłach Sauronie z tej nowej, mugolskiej powieści Tolkiena.
Nim jednak zdążyłem do końca sformułować ten wniosek niezwykle silny wiatr dmuchnął mi w twarz, odrzucając do tyłu w akompaniamencie trzasku szafy i spadającej na podłogę świecy, która zabrała swój migotliwy płomień w ciemności. Nie potrzebowałem jednak więcej światła by wiedzieć, co właśnie się do mnie zbliżało. Mój koniec. Śmierć. Miałem podzielić los tamtych z dołu - albo nawet gorzej. Umarły za życia, pusta skorupka nie mogąca odejść z tego świata. Przerażenie odejmowało mi lat, włosy na głowie pojaśniały do blondu zakrawającego o pokrewieństwo z Malfoyami, lecz walące w piersi serce pompowało adrenalinę zmuszając do próby walki, odnalezienia światełka w mroku łopocącej szaty i przeraźliwego zimna. Zimno i światło. Przymknąłem oczy, wstrzymując oddech i koncentrując się na przywołaniu w myślach skutego lodem jeziora w środku mroźnej zimy skupiłem się na dobru, które dawało mi siłę. Przez charkot dementora przebijało się echo dawno wypowiedzianych słów.
...w wyniku kilku zbiegów okoliczności i nieco mniej przypadkowych wydarzeń powstała tajna organizacja zainicjowana przez Albusa Dumbledore'a... Zakon Feniksa.
Otworzyłem oczy i patrząc wprost na dementora wymówiłem inkantację.
- Expecto Patronum!
| ST patronusa obniżone do 35 #ZakonPałer #byleniejeden #niemamszczęścia
I wtedy zobaczyłem czerwone ślepie, łypiące na mnie, przewiercające się spojrzeniem na wskroś przez wszystkie tkanki, widzące wszystko, każdy sekret i każdą myśl, przerażająco przypominająca o mrożącym krew w żyłach Sauronie z tej nowej, mugolskiej powieści Tolkiena.
Nim jednak zdążyłem do końca sformułować ten wniosek niezwykle silny wiatr dmuchnął mi w twarz, odrzucając do tyłu w akompaniamencie trzasku szafy i spadającej na podłogę świecy, która zabrała swój migotliwy płomień w ciemności. Nie potrzebowałem jednak więcej światła by wiedzieć, co właśnie się do mnie zbliżało. Mój koniec. Śmierć. Miałem podzielić los tamtych z dołu - albo nawet gorzej. Umarły za życia, pusta skorupka nie mogąca odejść z tego świata. Przerażenie odejmowało mi lat, włosy na głowie pojaśniały do blondu zakrawającego o pokrewieństwo z Malfoyami, lecz walące w piersi serce pompowało adrenalinę zmuszając do próby walki, odnalezienia światełka w mroku łopocącej szaty i przeraźliwego zimna. Zimno i światło. Przymknąłem oczy, wstrzymując oddech i koncentrując się na przywołaniu w myślach skutego lodem jeziora w środku mroźnej zimy skupiłem się na dobru, które dawało mi siłę. Przez charkot dementora przebijało się echo dawno wypowiedzianych słów.
...w wyniku kilku zbiegów okoliczności i nieco mniej przypadkowych wydarzeń powstała tajna organizacja zainicjowana przez Albusa Dumbledore'a... Zakon Feniksa.
Otworzyłem oczy i patrząc wprost na dementora wymówiłem inkantację.
- Expecto Patronum!
| ST patronusa obniżone do 35 #ZakonPałer #byleniejeden #niemamszczęścia
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Otworzyła drzwi, w lewej dłoni ściskając różdżkę, gotowa się bronić, gdyby wyskoczyło na nią coś niebezpiecznego. W miejscu takim jak to musiała zachować daleko posuniętą ostrożność, bo mogła zastać dosłownie wszystko, łącznie z martwą-niemartwą Laurą. Były już zwłoki, klątwy, ożywione magią sprzęty a także yeti – na co przychodził czas teraz?
Pomieszczenie, w którym się znalazła, z pewnością było łazienką. Zdemolowaną, z zarośniętym bluszczem okienkiem oraz przeciekającym sufitem. Skapujące z niego krople uformowały na podłodze sporą kałużę, oświetloną blaskiem księżycowego światła wpadającego przez okienko.
Weszła do środka, uważnie stawiając kroki na spękanej posadzce. Dostrzegła jakiś błysk w pobliżu okna i powiodła tam wzrokiem, ku swojemu zdumieniu znajdując... napis. Litery pojawiały się na ścianie, aż uformowały słowa „misa w kałuży”. Jaka misa w kałuży? Kto i w jakim celu zostawił ten napis? Sophia spojrzała w dół, na cienką warstewkę wody rozlewającą się na popękanych kafelkach. W kałuży rzeczywiście odbijała się sylwetka zawieszonej w powietrzu misy, ale nie widziała jej. Było tylko odbicie.
W pierwszej chwili instynktownie wyciągnęła przed siebie dłoń z różdżką, próbując nią dźgnąć powietrze nad kałużą. Jeśli misa tam była, koniec różdżki powinien napotkać opór, zderzyć się z czymś. Może to sprawi, że się pojawi, a może musiała użyć zaklęcia; póki co, z uwagi na anomalie i fakt znajdowania się w tak niebezpiecznym miejscu, zaczęła od najbardziej banalnej i oczywistej opcji, ze zwykłej rozwagi i przezorności – próbowała wymacać różdżką przedmiot nad kałużą, dotknęła jej końcem również samej kałuży i odbicia. Nawet jeśli była niewidzialna, powinna pozostać materialna. Jeśli misa się nie pojawi, miała zamiar spróbować ją odnaleźć magią. Czasem jednak to najprostsze rozwiązania okazywały się skuteczne.
Nagle jednak usłyszała hałas muszący dobiegać z innego pokoju.
- Alex? – krzyknęła. – Wszystko w porządku?
Jeśli natrafił na coś niebezpiecznego i potrzebował pomocy, zamierzała do niego dołączyć. Wzmogła czujność, gotowa przerwać poszukiwania misy i ruszyć na pomoc towarzyszom.
| na początek próbuję wymacać misę!
Pomieszczenie, w którym się znalazła, z pewnością było łazienką. Zdemolowaną, z zarośniętym bluszczem okienkiem oraz przeciekającym sufitem. Skapujące z niego krople uformowały na podłodze sporą kałużę, oświetloną blaskiem księżycowego światła wpadającego przez okienko.
Weszła do środka, uważnie stawiając kroki na spękanej posadzce. Dostrzegła jakiś błysk w pobliżu okna i powiodła tam wzrokiem, ku swojemu zdumieniu znajdując... napis. Litery pojawiały się na ścianie, aż uformowały słowa „misa w kałuży”. Jaka misa w kałuży? Kto i w jakim celu zostawił ten napis? Sophia spojrzała w dół, na cienką warstewkę wody rozlewającą się na popękanych kafelkach. W kałuży rzeczywiście odbijała się sylwetka zawieszonej w powietrzu misy, ale nie widziała jej. Było tylko odbicie.
W pierwszej chwili instynktownie wyciągnęła przed siebie dłoń z różdżką, próbując nią dźgnąć powietrze nad kałużą. Jeśli misa tam była, koniec różdżki powinien napotkać opór, zderzyć się z czymś. Może to sprawi, że się pojawi, a może musiała użyć zaklęcia; póki co, z uwagi na anomalie i fakt znajdowania się w tak niebezpiecznym miejscu, zaczęła od najbardziej banalnej i oczywistej opcji, ze zwykłej rozwagi i przezorności – próbowała wymacać różdżką przedmiot nad kałużą, dotknęła jej końcem również samej kałuży i odbicia. Nawet jeśli była niewidzialna, powinna pozostać materialna. Jeśli misa się nie pojawi, miała zamiar spróbować ją odnaleźć magią. Czasem jednak to najprostsze rozwiązania okazywały się skuteczne.
Nagle jednak usłyszała hałas muszący dobiegać z innego pokoju.
- Alex? – krzyknęła. – Wszystko w porządku?
Jeśli natrafił na coś niebezpiecznego i potrzebował pomocy, zamierzała do niego dołączyć. Wzmogła czujność, gotowa przerwać poszukiwania misy i ruszyć na pomoc towarzyszom.
| na początek próbuję wymacać misę!
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
Wspomnienie o Zakonie Feniksa przyniosło Alexandrowi siłę potrzebną, żeby wykrzesać z siebie moc patronusa – przybrał zwierzęcą formę, rozwinął lśniące srebrem skrzydła, broniąc Gwardzistę przed destrukcyjną. Trzepot kruczych skrzydeł rozbrzmiał w cichym pokoju i kruk zaczął okrążać dementora, odpychając go od chłopaka, aż w końcu przeniknął przez jego szatę, gnieżdżąc się tam, rozdzierając go od środka. Dementor odbił się od ściany, rozczapierzając palce, wydając z siebie krzyk przemieszany z przerażającym piskiem. Blask patronusa wypełniał go od środka, aż do momentu, gdy cały niemal pokój w nim zatonął – szata dementora pękła na samym środku, by mgnienie oka później rozpruć się i rozsypać na podłodze w drobnych strzępach. Znów Gwardia Zakonu ocaliła Alexandra przed ponurym pocałunkiem.
Szafa była otwarta, znów zaszlochało z jej głębi dziecko… ale ten płacz szybko zaczął się zniekształcać, brzmieć jak rodem z koszmarów. Z tej perspektywy jej nie widział, prawdopodobnie dziecko siedziało po drugiej stronie szafy. Na krawędziach powoli kumulował się czarny kłąb dymu, a płacz zamieniał się w upiorny śmiech.
– Światło nigdy nie należało do moich ulubionych pozycji na tym świecie – jedno czerwone oko wyjrzało zza drzwi. – Wybraliście walkę. Więc ją dostaniecie.
Głos ucichł. Przypominająca czarną mgłę istota wzleciała pod sufit i natychmiast przeleciała przez drzwi, kierując się od razu w stronę schodów. Za chwilę w warsztacie rozległ się huk towarzyszący wybuchowi na parterze.
Proste metody zazwyczaj okazywały się najbardziej trafione – próba „wymacania” misy okazała się udana. Różdżka wydała z siebie cichy dźwięk przy puknięciu o kamienną fakturę misy. Sophia jako aurorka mogła wiedzieć z kursu, że pewne zaklęcie z dziedziny transmutacji potrafiły pomóc aurorom w zachowaniu anonimowości w czasie akcji – można było je rzucić również na przedmiot. Jednak skoro potrafiła wyczuć misę pod sobą, być może tym razem nie musiała kończyć zaklęcia, żeby jej w jakiś sposób użyć.
Huk na dole dosięgnął również jej uszu.
| post uzupełniający
Szafa była otwarta, znów zaszlochało z jej głębi dziecko… ale ten płacz szybko zaczął się zniekształcać, brzmieć jak rodem z koszmarów. Z tej perspektywy jej nie widział, prawdopodobnie dziecko siedziało po drugiej stronie szafy. Na krawędziach powoli kumulował się czarny kłąb dymu, a płacz zamieniał się w upiorny śmiech.
– Światło nigdy nie należało do moich ulubionych pozycji na tym świecie – jedno czerwone oko wyjrzało zza drzwi. – Wybraliście walkę. Więc ją dostaniecie.
Głos ucichł. Przypominająca czarną mgłę istota wzleciała pod sufit i natychmiast przeleciała przez drzwi, kierując się od razu w stronę schodów. Za chwilę w warsztacie rozległ się huk towarzyszący wybuchowi na parterze.
Proste metody zazwyczaj okazywały się najbardziej trafione – próba „wymacania” misy okazała się udana. Różdżka wydała z siebie cichy dźwięk przy puknięciu o kamienną fakturę misy. Sophia jako aurorka mogła wiedzieć z kursu, że pewne zaklęcie z dziedziny transmutacji potrafiły pomóc aurorom w zachowaniu anonimowości w czasie akcji – można było je rzucić również na przedmiot. Jednak skoro potrafiła wyczuć misę pod sobą, być może tym razem nie musiała kończyć zaklęcia, żeby jej w jakiś sposób użyć.
Huk na dole dosięgnął również jej uszu.
| post uzupełniający
Nacisnąłem na klamkę, a drzwi momentalnie przede mną ustąpiły. Stanąłem w śniegu.
Dziwna sprawa w sumie, bo jakby na moment przeniosłem się myślami w czasie, kiedy wraz ze starszymi kolegami maszerowałem przez zaspy śnieżne w górę do obserwatorium astronomicznego. Zewsząd otaczały mnie monstrualne szczyty Alp Berneńskich...
Na Ziemię sprowadziło mnie łaskotanie - to futro Polara, który wciskał się do pomieszczenia tuż za mną.
I głosy rozmowy, ale te zamilkły tak szybko jak się pojawiły.
- Czekaj, czekaj, nie wiemy czy tu jest... - zacząłem mówić do futrzaka, ale przerwał mi tłumiony lekko głos Alexa dobiegający z sąsiedniego pomieszczenia: Louis, tu jest to takie... coś, jakoś na "A" to nazwałeś.
Zamarłem. Agregat.
Spojrzałem na czarne dziwne zwierciadło, znów na Polara zasłaniającego korytarz i znów omiotłem wzrokiem zaśnieżone pomieszczenie.
Co robić, co robić, co robić? Polar ewidentnie chciał ruszyć do zwierciadła, ale nie wiedziałem czy to dobry pomysł. Tym bardziej, że w sąsiednim pomieszczeniu był agregat...
Potem wszystko wydarzyło się szybko, rozległ się hałas, jakieś zamieszanie, krzyk Alexa i huk taki, że aż cały zadygotałem. Byłem pewny, że już niewiele czasu nam zostało, musieliśmy się spieszyć.
- Polar, przepraszam, ale za chwilę, dobrze? - spojrzałem błagalnie na białego potwora. - Trzeba pomóc naszym przyjaciołom... - dodałem i odwróciwszy się na pięcie, spróbowałem się przecisnąć między miękkim futrem yeti a progiem drzwi, by wydostać się na korytarz i pognać do sąsiedniego pokoju (III). Tego, w którym znajdował się Alex.
- Alex?! Alex, jesteś cały? - wyrzuciłem z siebie przy okazji w lekkiej panice, jedną ręką już grzebiąc w torbie, by wyciągnąć z niej jedyną rzecz, która mogła mi posłużyć jako broń - niewielki scyzoryk. W walce z potworem wielkości Polara albo z chmarą wściekłych, mechanicznych żuków zapewne na nic by się nie zdał... ale dodawał mi odwagi. Tak odrobinę przynajmniej.
ll przepraszam za zwłokę, już jestem!
Dziwna sprawa w sumie, bo jakby na moment przeniosłem się myślami w czasie, kiedy wraz ze starszymi kolegami maszerowałem przez zaspy śnieżne w górę do obserwatorium astronomicznego. Zewsząd otaczały mnie monstrualne szczyty Alp Berneńskich...
Na Ziemię sprowadziło mnie łaskotanie - to futro Polara, który wciskał się do pomieszczenia tuż za mną.
I głosy rozmowy, ale te zamilkły tak szybko jak się pojawiły.
- Czekaj, czekaj, nie wiemy czy tu jest... - zacząłem mówić do futrzaka, ale przerwał mi tłumiony lekko głos Alexa dobiegający z sąsiedniego pomieszczenia: Louis, tu jest to takie... coś, jakoś na "A" to nazwałeś.
Zamarłem. Agregat.
Spojrzałem na czarne dziwne zwierciadło, znów na Polara zasłaniającego korytarz i znów omiotłem wzrokiem zaśnieżone pomieszczenie.
Co robić, co robić, co robić? Polar ewidentnie chciał ruszyć do zwierciadła, ale nie wiedziałem czy to dobry pomysł. Tym bardziej, że w sąsiednim pomieszczeniu był agregat...
Potem wszystko wydarzyło się szybko, rozległ się hałas, jakieś zamieszanie, krzyk Alexa i huk taki, że aż cały zadygotałem. Byłem pewny, że już niewiele czasu nam zostało, musieliśmy się spieszyć.
- Polar, przepraszam, ale za chwilę, dobrze? - spojrzałem błagalnie na białego potwora. - Trzeba pomóc naszym przyjaciołom... - dodałem i odwróciwszy się na pięcie, spróbowałem się przecisnąć między miękkim futrem yeti a progiem drzwi, by wydostać się na korytarz i pognać do sąsiedniego pokoju (III). Tego, w którym znajdował się Alex.
- Alex?! Alex, jesteś cały? - wyrzuciłem z siebie przy okazji w lekkiej panice, jedną ręką już grzebiąc w torbie, by wyciągnąć z niej jedyną rzecz, która mogła mi posłużyć jako broń - niewielki scyzoryk. W walce z potworem wielkości Polara albo z chmarą wściekłych, mechanicznych żuków zapewne na nic by się nie zdał... ale dodawał mi odwagi. Tak odrobinę przynajmniej.
ll przepraszam za zwłokę, już jestem!
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
Oddychałem ciężko, kiedy smuga zaklęcia wyślizgnęła się z końca mojej różdżki i przybrała tak dobrze znany mi kształt kruka. Leżąc na podłodze podkurczyłem jedną nogę i zapierając się stopą odsunąłem się od szafy, od szamoczącego się z patronusem dementora, od własnego strachu. Rozbieganym spojrzeniem objąłem rozjaśniany nierównym błękitnym światłem pokój, z szuraniem grubego materiału płaszcza po drewnianej podłodze przemieszczając się coraz bliżej drzwi. Powoli podniosłem się, obserwując jak zwierzęca forma zaklęcia wnika w monstrum i rozsadza je od środka. Odruchowo skuliłem się, zasłaniając głowę ramieniem, kiedy dziwny, potępieńczy odgłos wydarł się z wnętrza dementora - dopóki nie nastała cisza. Ostrożnie rozwinąłem się z obronnej pozy, w ciszy która nastała odbierając jedynie złą wróżbę. Która zresztą niezwykle szybko przerodziła się w dziecięcy płacz, z każdą chwilą stający się coraz bardziej zniekształconą i wypaczoną wersją tego, co zamiast budzić najgłębsze pokłady czułości wydarło ze mnie trwogę i niepewność. Czarne kłęby wydobyły się z szafy wraz z głosem szaleńczego, do cna złego śmiechu. Zacisnąłem usta i ściągnąłem brwi, poprawiając uścisk na różdżce, sprawiwszy tym gestem że rozcięta dłoń zapulsowała bólem i nową porcją ciepłej krwi skleiła poszarpany materiał rękawiczki. Nie odpowiedziałem, wiedząc doskonale, że to nie my wybraliśmy walkę - naszą decyzją było życie, a staranie się o utrzymanie go było jedynie skutkiem ubocznym powziętego zamiaru.
Omal nie padłem na ziemię, kiedy ten pomiot anomalii przemknął gdzieś nad moją głową, prędzej niż zdążyłbym zareagować puszczając się w dół schodów. Obróciłem się, wstrzymując oddech, kiedy na dole rozległo się echo eksplozji. Zerwałem się na równe nogi chcąc natychmiast wybiec z pokoju, lecz na drodze stanął mi Louis. Pospiesznie ogarnąłem wzrokiem jego sylwetkę, dochodząc do wniosku, że nic mu nie jest. Obrzuciłem lekko zaskoczonym spojrzeniem scyzoryk - chyba jedno z najbardziej niepraktycznych narzędzi, których można by użyć do walki z czarną magią - jednak nijak tego nie skomentowałem.
- Powiedzmy - odpowiedziałem mu zdawkowo, nie mogąc powstrzymać pokątnego nerwowego śmiechu, który wkradł się gdzieś w okolice tego jednego słowa. - Masz - wepchnąłem Louisowi w dłonie metalowy przedmiot, który sprowadził mnie do warsztatu, po czym bez pardonu przepchnąłem się obok chłopaka w drzwiach, wystrzeliwując do pokoju naprzeciwko, w którym znajdowała się Sophia, trzymająca w dłoni jakiś...
Zmarszczyłem brwi, kiedy nic nie dostrzegłem w rękach aurorki. Pełnym napięcia krokiem zbliżyłem się i wtedy w kałuży ujrzałem odbicie.
Myślodsiewnia.
Gwałtownym ruchem sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni płaszcza i bez słów podałem Carter fiolkę ze wspomnieniem. Wiedziała co z tym zrobić, komentarz był zbędny - toteż z łopotem rozchylonej poły płaszcza obróciłem się na pięcie i z marsowym wyrazem twarzy puściłem w dół korytarza, na schody, na parter. Oby tylko to wszystko nie zaczęło się zaraz na nas walić.
Omal nie padłem na ziemię, kiedy ten pomiot anomalii przemknął gdzieś nad moją głową, prędzej niż zdążyłbym zareagować puszczając się w dół schodów. Obróciłem się, wstrzymując oddech, kiedy na dole rozległo się echo eksplozji. Zerwałem się na równe nogi chcąc natychmiast wybiec z pokoju, lecz na drodze stanął mi Louis. Pospiesznie ogarnąłem wzrokiem jego sylwetkę, dochodząc do wniosku, że nic mu nie jest. Obrzuciłem lekko zaskoczonym spojrzeniem scyzoryk - chyba jedno z najbardziej niepraktycznych narzędzi, których można by użyć do walki z czarną magią - jednak nijak tego nie skomentowałem.
- Powiedzmy - odpowiedziałem mu zdawkowo, nie mogąc powstrzymać pokątnego nerwowego śmiechu, który wkradł się gdzieś w okolice tego jednego słowa. - Masz - wepchnąłem Louisowi w dłonie metalowy przedmiot, który sprowadził mnie do warsztatu, po czym bez pardonu przepchnąłem się obok chłopaka w drzwiach, wystrzeliwując do pokoju naprzeciwko, w którym znajdowała się Sophia, trzymająca w dłoni jakiś...
Zmarszczyłem brwi, kiedy nic nie dostrzegłem w rękach aurorki. Pełnym napięcia krokiem zbliżyłem się i wtedy w kałuży ujrzałem odbicie.
Myślodsiewnia.
Gwałtownym ruchem sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni płaszcza i bez słów podałem Carter fiolkę ze wspomnieniem. Wiedziała co z tym zrobić, komentarz był zbędny - toteż z łopotem rozchylonej poły płaszcza obróciłem się na pięcie i z marsowym wyrazem twarzy puściłem w dół korytarza, na schody, na parter. Oby tylko to wszystko nie zaczęło się zaraz na nas walić.
Tak jak przypuszczała, proste rozwiązanie przyniosło rezultat – do uszu aurorki dobiegło ciche puknięcie, gdy różdżka napotkała na coś. Pomyślała przelotnie, że skoro misa była materialna, a niewidzialna poza odbiciem kałuży, mogła zostać zaczarowana zaklęciem kameleona lub czymś w tym rodzaju. Była też prawie pewna, że to myślodsiewnia, podobna tej, którą widziała na spotkaniu Zakonu. Widok myślodsiewni, i to zaczarowanej nie był czymś spodziewanym w domu mugola, ale dzisiejszy dzień pokazał jej już, że można spodziewać się tutaj wszystkiego. Myślała też o Verze, która nadal do nich nie przyszła, ale łamaczka klątw była silną czarownicą, musiała sobie poradzić, jeśli napotkała na jakiś problem. Zaraz zresztą będą mogli sprawdzić co z nią, tylko musieli dokończyć pewne sprawy tutaj...
Przypomniała też sobie o wspomnieniu, które znalazła w kieszeni martwego Andersona i oddała Alexowi. To mogło być bardzo ważne, wyjaśniające naturę rozgrywających się tu zjawisk.
- Alex? – zawołała znowu. Potrzebowała tej fiolki. – Przynieś mi tę fiolkę, którą ci dałam, chyba coś znalazłam!
Młody czarodziej pojawił się jednak sam i również dostrzegł odbicie w kałuży. Podał jej fiolkę, po czym wypadł z pokoju. Ona również słyszała huk i miała zamiar tam pobiec, by sprawdzić, co się dzieje i zareagować na potencjalne zagrożenie – ale ktoś musiał zobaczyć to wspomnienie. Mogło być ważne i powiedzieć im wiele o zagrożeniu, z którym się zmagali. Ta wiedza potencjalnie mogła ich ocalić, dlatego ignorując pokusę pobiegnięcia za Alexem ostrożnie odkorkowała fiolkę. Drugą dłonią wymacała krawędzie misy, by mieć pewność, że wlewa zawartość fiolki dokładnie do niej, a nie obok. Nie było czasu, by ją odczarowywać i ryzykować anomalię, która pogorszy ich sytuację, skoro misa mimo niewidzialności była materialna, a więc zapewne zdatna do użycia. Liczyła się każda sekunda, więc po przelaniu fiolki schowała puste naczynko i obiema rękami chwyciła krawędź niewidzialnej misy, po czym nachyliła nad nią głowę.
| wlewam wspomnienie do myślodsiewni i próbuję je obejrzeć
Przypomniała też sobie o wspomnieniu, które znalazła w kieszeni martwego Andersona i oddała Alexowi. To mogło być bardzo ważne, wyjaśniające naturę rozgrywających się tu zjawisk.
- Alex? – zawołała znowu. Potrzebowała tej fiolki. – Przynieś mi tę fiolkę, którą ci dałam, chyba coś znalazłam!
Młody czarodziej pojawił się jednak sam i również dostrzegł odbicie w kałuży. Podał jej fiolkę, po czym wypadł z pokoju. Ona również słyszała huk i miała zamiar tam pobiec, by sprawdzić, co się dzieje i zareagować na potencjalne zagrożenie – ale ktoś musiał zobaczyć to wspomnienie. Mogło być ważne i powiedzieć im wiele o zagrożeniu, z którym się zmagali. Ta wiedza potencjalnie mogła ich ocalić, dlatego ignorując pokusę pobiegnięcia za Alexem ostrożnie odkorkowała fiolkę. Drugą dłonią wymacała krawędzie misy, by mieć pewność, że wlewa zawartość fiolki dokładnie do niej, a nie obok. Nie było czasu, by ją odczarowywać i ryzykować anomalię, która pogorszy ich sytuację, skoro misa mimo niewidzialności była materialna, a więc zapewne zdatna do użycia. Liczyła się każda sekunda, więc po przelaniu fiolki schowała puste naczynko i obiema rękami chwyciła krawędź niewidzialnej misy, po czym nachyliła nad nią głowę.
| wlewam wspomnienie do myślodsiewni i próbuję je obejrzeć
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
Kiedy huk rozległ się na parterze, Polar odruchowo uchwycił Louisa tak, że ten zawisł kilka centymetrów nad ziemią, i przycisnął go do siebie, chroniąc swoim ciałem. Na szczęście nie stało się nic, co mogłoby mu wprost zagrażać, więc yeti puścił chłopaka, stawiając go na ziemi. Polar wyjrzał poza pokój, upewniając się, że wszystko w porządku. Czuł, że coś jest nie tak, wyszczerzył kły, marszcząc przy tym niebieski nos. Trzymał się blisko Louisa – niebezpieczeństwo zaaferowało go na tyle mocno, że zrezygnował z wpatrywania się w lustro.
Zbiegłszy na dół, Alexander dostrzegł tylko rozrzucone deski spajające klapę do piwnicy i czarny popiół po wybuchu płomieni sięgający niemal do samych schodów. Prostokątna wnęka była otwarta, na jednej z krawędzi zawieszone były poręcze dla prostych schodów przymocowanych do ściany. Z wewnątrz dochodził chrzęst metalowych krat i pełne determinacji warknięcia, jakby ktoś się z czymś tam siłował. Najwyraźniej monstrum było na tyle potężne, że bez zająknięcia poradziło sobie z klątwą, którą Gwardzista wyczuł zaklęciem na samym początku.
Alex zdecydował się oddać znalezisko Sophii – ona znalazła je jako pierwsza, wróciło do jej rąk. Wybadanie misy i odnalezienie jej wgłębienia nie było problematyczne. Gdy twarzą dotknęła mokrej powierzchni, w której już rozpuszczało się wspomnienie, ogarnął ją chłód i wilgoć. Znajdowała się w pięciokątnym pomieszczeniu zbudowanym z metalowych krat – a przynajmniej z jej perspektywy na metalowe wyglądały – a na samym środku ogromnego pomieszczenia znajdował się duży słup z okrągłą końcówką, do którego podpięte były przeróżne kable i pręty. „Klatka” była zamknięta, a dokoła niej trwała absolutna ciemność.
Przy centralnym słupie stali dwaj mężczyźni – jeden w fartuchu, ze znaną twarzą Andersona, a drugi był Sophii całkiem nieznany.
– Kazałeś mi je wszystkie wyłączyć! – wrzasnął Anderson, wyraźnie roztrzęsiony, grzebał coś przy pręcie. – Transformator potrzebuje czasu, żeby zostać aktywowany, a urządzenia cierpliwości! Nie będę słuchał twoich poleceń, ZABIŁEŚ MOJĄ CÓRKĘ! – krzyk przeszedł na skórze Sophii ciarkami. – To ty jesteś potworem, nie to… TO COŚ!
– To anomalia, Robert! – kolejny krzyk, tym razem z drugiej strony. W kieszeni nieznajomego wystawał ciemny koniec różdżki. – Masz teraz włączyć te cholerne agregaty, czy tego chcesz czy nie! SŁYSZYSZ MNIE? Inaczej nie zginie tylko twoja córka, a też i my! Tego chcesz?! MASZ JE WŁĄCZYĆ!
Ich twarze w jednym momencie obróciły się w stronę drzwi do klatki, które zatrzęsły się tak mocno, że krata aż wygięła się do środka.
– Mówiłeś, że tu nie wejdzie – roztrzęsionym głosem powiedział Anderson, cofając się do słupa. – Widmurth, mówiłeś, że tu nie wejdzie!!!
Widmurth przełknął ślinę. Drzwi zatrzęsły się jeszcze raz.
– Włączaj to cholerstwo, inaczej zostanie z nas tylko wspomnienie. WŁĄCZAJ TO!
Anderson przez chwilę się wahał, ale Widmurth pchnął go mocno w stronę drzwi i otworzył je szybko, żeby naukowiec mógł przez nie wyjść. Poderwał się w prawy róg pomieszczenia do niewielkiego, okratowanej klatki (mniejszej wersji głównego pomieszczenia), w której znajdował się mechanizm włączający transformator. W tym samym momencie, w którym nastąpiło włączenie całej machiny, a całe pomieszczenie rozjaśniły tańczące w środku klatki błękitne wiązki elektryczności, zza kraty rozległ się upiorny wrzask z ciemności i coś poderwało Andersona pod sam sufit, który zareagował na ból męczenniczym jazgotem, po czym rzuciło o kratę. Mgliste monstrum chwyciło pazurami o drzwi i wyrwało je z zawiasów, rzuciło nimi za siebie. Chciało już rzucić się na Windmurtha, ale wiązki elektryczności dosięgły je i zawyło w okrutnej agonii, szamocząc się niczym wielka burzowa chmura po metalowym więzieniu. Widmurth kulił się w przerażeniu, trzymając przed sobą różdżkę. Nie wydobył się z niej żaden promień. Transformator się wyłączył (zepsuł?), uwalniając z energetycznych oków potwora, który wił się jeszcze pod sufitem w kłębach dymu. Zza jego niematerialnej struktury wydobył się zniekształcony głos dziecka.
– Będziesz jeszcze dla mnie naczyniem! – zawyło monstrum. – Połknę cię tak jak resztę!
Czarna mgła uciekła ku piętru.
Wspomnienie ucięło się nagle, a Sophia podniosła się z misy, czując, że ma problemy z wzięciem oddechu. Trwało to jednak tylko chwilę. Szybko ogarnęła ją wilgoć łazienki i chłód wdychanego powietrza.
| Na odpis macie czas do 10 lutego do godz. 19.
Słuchanie jednej strony kasety to jedna akcja. Do obsługi telefonu potrzebne jest mugoloznawstwo na przynajmniej I poziomie.
Wasze zadania:
Na razie brak.
Zbiegłszy na dół, Alexander dostrzegł tylko rozrzucone deski spajające klapę do piwnicy i czarny popiół po wybuchu płomieni sięgający niemal do samych schodów. Prostokątna wnęka była otwarta, na jednej z krawędzi zawieszone były poręcze dla prostych schodów przymocowanych do ściany. Z wewnątrz dochodził chrzęst metalowych krat i pełne determinacji warknięcia, jakby ktoś się z czymś tam siłował. Najwyraźniej monstrum było na tyle potężne, że bez zająknięcia poradziło sobie z klątwą, którą Gwardzista wyczuł zaklęciem na samym początku.
Alex zdecydował się oddać znalezisko Sophii – ona znalazła je jako pierwsza, wróciło do jej rąk. Wybadanie misy i odnalezienie jej wgłębienia nie było problematyczne. Gdy twarzą dotknęła mokrej powierzchni, w której już rozpuszczało się wspomnienie, ogarnął ją chłód i wilgoć. Znajdowała się w pięciokątnym pomieszczeniu zbudowanym z metalowych krat – a przynajmniej z jej perspektywy na metalowe wyglądały – a na samym środku ogromnego pomieszczenia znajdował się duży słup z okrągłą końcówką, do którego podpięte były przeróżne kable i pręty. „Klatka” była zamknięta, a dokoła niej trwała absolutna ciemność.
Przy centralnym słupie stali dwaj mężczyźni – jeden w fartuchu, ze znaną twarzą Andersona, a drugi był Sophii całkiem nieznany.
– Kazałeś mi je wszystkie wyłączyć! – wrzasnął Anderson, wyraźnie roztrzęsiony, grzebał coś przy pręcie. – Transformator potrzebuje czasu, żeby zostać aktywowany, a urządzenia cierpliwości! Nie będę słuchał twoich poleceń, ZABIŁEŚ MOJĄ CÓRKĘ! – krzyk przeszedł na skórze Sophii ciarkami. – To ty jesteś potworem, nie to… TO COŚ!
– To anomalia, Robert! – kolejny krzyk, tym razem z drugiej strony. W kieszeni nieznajomego wystawał ciemny koniec różdżki. – Masz teraz włączyć te cholerne agregaty, czy tego chcesz czy nie! SŁYSZYSZ MNIE? Inaczej nie zginie tylko twoja córka, a też i my! Tego chcesz?! MASZ JE WŁĄCZYĆ!
Ich twarze w jednym momencie obróciły się w stronę drzwi do klatki, które zatrzęsły się tak mocno, że krata aż wygięła się do środka.
– Mówiłeś, że tu nie wejdzie – roztrzęsionym głosem powiedział Anderson, cofając się do słupa. – Widmurth, mówiłeś, że tu nie wejdzie!!!
Widmurth przełknął ślinę. Drzwi zatrzęsły się jeszcze raz.
– Włączaj to cholerstwo, inaczej zostanie z nas tylko wspomnienie. WŁĄCZAJ TO!
Anderson przez chwilę się wahał, ale Widmurth pchnął go mocno w stronę drzwi i otworzył je szybko, żeby naukowiec mógł przez nie wyjść. Poderwał się w prawy róg pomieszczenia do niewielkiego, okratowanej klatki (mniejszej wersji głównego pomieszczenia), w której znajdował się mechanizm włączający transformator. W tym samym momencie, w którym nastąpiło włączenie całej machiny, a całe pomieszczenie rozjaśniły tańczące w środku klatki błękitne wiązki elektryczności, zza kraty rozległ się upiorny wrzask z ciemności i coś poderwało Andersona pod sam sufit, który zareagował na ból męczenniczym jazgotem, po czym rzuciło o kratę. Mgliste monstrum chwyciło pazurami o drzwi i wyrwało je z zawiasów, rzuciło nimi za siebie. Chciało już rzucić się na Windmurtha, ale wiązki elektryczności dosięgły je i zawyło w okrutnej agonii, szamocząc się niczym wielka burzowa chmura po metalowym więzieniu. Widmurth kulił się w przerażeniu, trzymając przed sobą różdżkę. Nie wydobył się z niej żaden promień. Transformator się wyłączył (zepsuł?), uwalniając z energetycznych oków potwora, który wił się jeszcze pod sufitem w kłębach dymu. Zza jego niematerialnej struktury wydobył się zniekształcony głos dziecka.
– Będziesz jeszcze dla mnie naczyniem! – zawyło monstrum. – Połknę cię tak jak resztę!
Czarna mgła uciekła ku piętru.
Wspomnienie ucięło się nagle, a Sophia podniosła się z misy, czując, że ma problemy z wzięciem oddechu. Trwało to jednak tylko chwilę. Szybko ogarnęła ją wilgoć łazienki i chłód wdychanego powietrza.
| Na odpis macie czas do 10 lutego do godz. 19.
Słuchanie jednej strony kasety to jedna akcja. Do obsługi telefonu potrzebne jest mugoloznawstwo na przynajmniej I poziomie.
Wasze zadania:
Na razie brak.
- Informacje:
- Żywotność:
• Louis - 142/170 -5 (-28 cięte)
• Alexander - 210/220 (-10 cięte)
• Sophia - 233/240 (-7 szarpane)
•Cecily - 207/207
•Rufus - 242/242
•Vera - 190/202 (-7 szarpane, -5 poparzenie na twarzy)
Ekwipunek:
• Louis - skórzana, zniszczona torba-listonoszka, a w niej: prądnica, scyzoryk, paczka papierosów, paczka zapałek, portfel z dokumentami i drobniakami, notes i ołówek; kaseta „6”, kaseta nie podpisana, radio
• Cecily - różdżka, metalowy przedmiot, eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 8 ),
• Alexander - różdżka, czerwony kryształ i fluoryt (zawieszone na szyi pod swetrem), bransoleta z włosów syreny (prawy nadgarstek pod rękawami), antidotum podstawowe (1 porcja) i czyścioszek (1 porcja, stat. 29), fiolka ze wspomnieniem
• Sophia - przy sobie różdżka, metalowy przedmiot, zawieszone na rzemieniu schowanym pod ubraniem fluoryt, onyks czarny i amulet z jeleniego poroża, broszka z alabastrowym jednorożcem, w torbie kanapka z serem, eliksiry: maść z gwiazdy wodnej (1 porcja, stat. 10), kameleon (1 porcja, stat. 29), eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29), czyścioszek (1 porcja, stat. 29)• Rufus - różdżka i metalowy przedmiot
• Vera - różdżka, metalowy przedmiot, oko ślepego, tabliczka czekolady z Miodowego Królestwa, zabezpieczone przed stłuczeniem eliksiry od Charlene: znieczulający (2 porcje, stat. 20), czuwający strażnik (1 porcja, stat. 20), antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 5)
- Mapa:
- PIĘTRO:
Mapa chwilowo nieaktualna
Sposób poruszania się:
W jednej kolejce możecie podjąć się przejścia z jednego pokoju do drugiego (przekroczenie drzwi) oraz dokonać jednej akcji. W zamian możecie przejść przez dwa pokoje, ale bez możliwości dokonywania akcji. Jeśli nie przemieszczacie się, wciąż obowiązuje tylko jedna akcja (zaklęcie lub rzut na biegłość, itp.).
Legenda:
Literki na mapie odpowiadają waszym imionom.
Dodałam cyfry do ciał - jeśli chcecie zainteresować się którymś (wszystkimi jednocześnie nie możecie), to mam nadzieję, że to pomoże!
Błękitne paski na piętrze to lustra
Warsztat w Outwood
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Surrey