Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Surrey
Warsztat w Outwood
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Stary warsztat
Stary warsztat Roberta Andersona był dość znany w Outwood - wiosce położonej w hrabstwie Surrey, stosunkowo niedaleko od Londynu. Ponoć zapewniał elektryczne zaplecze całej okolicy, gwarantował prąd w każdym mugolskim domu. Niegdyś działał prężnie, wynalazca urzędujący w jego wnętrzu był znakomitym znawcą w swojej dziedzinie, dlatego ludzie często przychodzili do niego w sprawie drobniejszych i większych napraw. Sprzedawał również przeróżne, mugolskie cacka.
Czarodziejskie akta wskazywały, że wioska nie poddała się anomaliom, co było bardzo dziwne, ale z drugiej strony dawało ulgę - tutaj mugole byli jakby nieco odporniejsi na ataki magii. Wszystko zmieniło się w połowie września, kiedy w warsztacie zaczęło dziać się coś złego. Pod koniec miesiąca mugole stracili w wiosce prąd i wynieśli się jak najszybciej, bo bali się, że warsztat coś nawiedziło. Ile było w tym prawdy, a ile zmyślonych historii?
Czarodziejskie akta wskazywały, że wioska nie poddała się anomaliom, co było bardzo dziwne, ale z drugiej strony dawało ulgę - tutaj mugole byli jakby nieco odporniejsi na ataki magii. Wszystko zmieniło się w połowie września, kiedy w warsztacie zaczęło dziać się coś złego. Pod koniec miesiąca mugole stracili w wiosce prąd i wynieśli się jak najszybciej, bo bali się, że warsztat coś nawiedziło. Ile było w tym prawdy, a ile zmyślonych historii?
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nawet jeśli ktoś ze zgromadzonych nie był pewny, że miał do czynienia z Hagridem, każda czynność, jakiej podejmowała się Cecylia na przestrzeni ostatnich kilkunastu minut w bardzo dobitny sposób pokazywała towarzyszom z jakim utrapieniem mają do czynienia. Oczywiście i to zaklęcie spełzło na niczym, powodując kolejne uderzenie piorunującego bólu w skroniach młodej kobiety, a zaraz potem chwilowe zajście jej oczu białą mgłą. Niepewnie zebrała się z podłogi i pomasowała czoło wolną dłonią.
- Chyba wszystko już dobrze. – Pokiwała twierdząco głową w stronę Very i Sophii. – Wydawało mi się, że ktoś do mnie przemówił w myślach. Usłyszałam kobiecy krzyk. Mówiła żeby coś od niej zabrać, że już nie wytrzyma i nie chce być taka. Może ma to związek z kobietą w czerwieni? Czy to jej głosowi nie powinniśmy ufać? – Próbowała jakoś łączyć ze sobą wszystkie wątki, ale mieli za mało informacji żeby wysnuć jakieś ważniejsze wnioski. Właściwie błądzili po omacku, co dobitnie uświadomiła Hagrid nadeszła już w pełnej swej krasie noc. Całe szczęście, Vera rozświetliła pokój własnym zaklęciem, toteż mogli kontynuować „zwiedzanie”. Najwyraźniej Leighton lepiej radziła sobie w urokach, jej kolejne działania sprawiły, iż dziewczyna poczuła silne wzmocnienie własnej magii, ale zarazem wciąż dawało się we znaki osłabienie dziwnym bólem głowy i przerażającymi wspomnieniami.
- Pamiętajmy jeszcze o piętrze. To tam słyszeliśmy telfion, telefon znaczy się i tam też uciekła ta dziwna dziewczynka. – Cecily wzdrygnęła się na wspomnienie upiornego dziecka, może jej blondwłosa przyjaciółka nie widziała w nim nic podejrzanego, ale Cily wystarczająco dużo bachorów krewniaków odhodowała żeby wyczuć pismo nosem. Co prawda dzieci Hagridów bywały dwa razy większe i głośniejsze od normalnych, ale dziecko to dziecko, czyż nie?
- Jak tylko coś znajdziesz Vero, daj znać. Im szybciej uporamy się z przebadaniem całej tej rudery, tym lepiej. - Czując się na tyle dobrze by kontynuować sprawdzanie kolejnego pomieszczenia położyła smukłą dłoń na klamce i z różdżką wystawioną przed siebie, oraz groźną miną na twarzy otworzyła stanowczo stare drzwi.
|Przechodzę do pomieszczenia Alexa i Louisa
- Chyba wszystko już dobrze. – Pokiwała twierdząco głową w stronę Very i Sophii. – Wydawało mi się, że ktoś do mnie przemówił w myślach. Usłyszałam kobiecy krzyk. Mówiła żeby coś od niej zabrać, że już nie wytrzyma i nie chce być taka. Może ma to związek z kobietą w czerwieni? Czy to jej głosowi nie powinniśmy ufać? – Próbowała jakoś łączyć ze sobą wszystkie wątki, ale mieli za mało informacji żeby wysnuć jakieś ważniejsze wnioski. Właściwie błądzili po omacku, co dobitnie uświadomiła Hagrid nadeszła już w pełnej swej krasie noc. Całe szczęście, Vera rozświetliła pokój własnym zaklęciem, toteż mogli kontynuować „zwiedzanie”. Najwyraźniej Leighton lepiej radziła sobie w urokach, jej kolejne działania sprawiły, iż dziewczyna poczuła silne wzmocnienie własnej magii, ale zarazem wciąż dawało się we znaki osłabienie dziwnym bólem głowy i przerażającymi wspomnieniami.
- Pamiętajmy jeszcze o piętrze. To tam słyszeliśmy telfion, telefon znaczy się i tam też uciekła ta dziwna dziewczynka. – Cecily wzdrygnęła się na wspomnienie upiornego dziecka, może jej blondwłosa przyjaciółka nie widziała w nim nic podejrzanego, ale Cily wystarczająco dużo bachorów krewniaków odhodowała żeby wyczuć pismo nosem. Co prawda dzieci Hagridów bywały dwa razy większe i głośniejsze od normalnych, ale dziecko to dziecko, czyż nie?
- Jak tylko coś znajdziesz Vero, daj znać. Im szybciej uporamy się z przebadaniem całej tej rudery, tym lepiej. - Czując się na tyle dobrze by kontynuować sprawdzanie kolejnego pomieszczenia położyła smukłą dłoń na klamce i z różdżką wystawioną przed siebie, oraz groźną miną na twarzy otworzyła stanowczo stare drzwi.
|Przechodzę do pomieszczenia Alexa i Louisa
Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
♪
♪
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Słyszałem jak Alex wypowiada te słowa, kątem oka dostrzegłem też zdecydowanie nienaturalny blask, ale całym sobą zmusiłem się do skupienia na kasecie i radiu. Włoski na karku mi się zjeżyły, lodowate ciarki przebiegły po plecach, a ja czułem przemożną chęć zwiania z pomieszczenia, ale... ale wtedy spośród trzasków i burczenia z radia wydobył się głos Roberta i zamieniłem się w słuch. Skupienie się na tym co mówił, chyba mi zresztą pomogło na strach, bo już po chwili przeszedł mi zupełnie. Co w obliczu tego, co słyszałem w zasadzie nie było do końca... normalną reakcją. Nie powinno nią być. Nie zastanawiałem się jednak nad tym. Oddychałem równo, stresy mi przeszły, mogłem się skupić na tym, co mówił Anderson.
Na pierwszej stronie mówił o tam jak wyłączył agregaty. Wyłączył cztery agregaty od prądu, przez co odciął zasilanie całego miasteczka.
Zmarszczyłem brwi i sięgnąłem do torby. Jednocześnie schowałem wcześniej wyciągnięty ołówek i wygrzebałem z niej prądnicę - metalowy krąg z przewiązaną miedzianym drucikiem czerwoną uszczelką - którą znalazłem dziś w mieszkaniu stryja. Przypadek?
- Kto mógł kazać Bobowi wyłączyć agregaty...? - mruknąłem w zamyśleniu bardziej do siebie niż do Alexa. - I... dlaczego? - to było chyba ważniejsze nawet pytanie. Przecież wszystko dobrze działało, jako jedne z nielicznych rzeczy w opętanym rozszalałą ma...gią świecie. Licząc na to, że otrzymam na swoje pytania odpowiedź, wyciągnąłem kasetę z radia, obróciłem i włączyłem nagranie z jej drugiej strony. Anderson był przerażony - bez trudu słyszałem to na nagraniu. Trybiki w moim mózgu zaczęły się poruszać coraz szybciej - czułem je doskonale podczas intensywnego myślenia. Czasami nawet zdawało mi się, że jestem robotem i to dlatego. Mniejsza jednak o to.
- Anderson się gdzieś chował, a ta... ta wielka bestia siedziała na górze. Dalej siedzi - zacząłem mamrotać do siebie gorączkowo, starając się pozbierać i poukładać myśli. - Ale... jego córka Laura? Wołała go, więc wyszedł ze swojej kryjówki... Tylko czy ją znalazł i razem uciekli, czy... - zerknąłem na trzymaną w jednej dłoni prądnicę i na "naprawioną" przeze mnie kasetę w drugiej. Niewiele więcej się zastanawiając podmieniłem kasety w radiu, a nuż ta druga mi coś jeszcze wyjaśni? Taśma była wciąż lekko pomięta, ale powinna dać radę, prawda?
Tylko w momencie, kiedy wcisnąłem po raz kolejny PLAY, do pomieszczenia wszedł... ktoś. Odwróciłem się w tamtą stronę i... w mgnieniu oka wyparował ze mnie cały spokój, z którym jeszcze przed chwilą było mi tak dobrze, a ciśnienie podskoczyło tak, że aż mi głowa zapulsowała nieprzyjemnie. Zresztą nie tylko ciśnienie mi podskoczyło - cały to zrobiłem wpadając na szafkę za sobą.
- Alex, uważaj! - krzyknąłem przerażony.
Nie widziałem dokładnie osoby, która weszła do pomieszczenia, bo widok całkiem nieźle zasłaniał mi mój niedoszły psychiatra... ale zobaczyłem płaszcz i... i... no, różdżkę. I tyle wystarczyło, by wywołać we mnie panikę.
Na pierwszej stronie mówił o tam jak wyłączył agregaty. Wyłączył cztery agregaty od prądu, przez co odciął zasilanie całego miasteczka.
Zmarszczyłem brwi i sięgnąłem do torby. Jednocześnie schowałem wcześniej wyciągnięty ołówek i wygrzebałem z niej prądnicę - metalowy krąg z przewiązaną miedzianym drucikiem czerwoną uszczelką - którą znalazłem dziś w mieszkaniu stryja. Przypadek?
- Kto mógł kazać Bobowi wyłączyć agregaty...? - mruknąłem w zamyśleniu bardziej do siebie niż do Alexa. - I... dlaczego? - to było chyba ważniejsze nawet pytanie. Przecież wszystko dobrze działało, jako jedne z nielicznych rzeczy w opętanym rozszalałą ma...gią świecie. Licząc na to, że otrzymam na swoje pytania odpowiedź, wyciągnąłem kasetę z radia, obróciłem i włączyłem nagranie z jej drugiej strony. Anderson był przerażony - bez trudu słyszałem to na nagraniu. Trybiki w moim mózgu zaczęły się poruszać coraz szybciej - czułem je doskonale podczas intensywnego myślenia. Czasami nawet zdawało mi się, że jestem robotem i to dlatego. Mniejsza jednak o to.
- Anderson się gdzieś chował, a ta... ta wielka bestia siedziała na górze. Dalej siedzi - zacząłem mamrotać do siebie gorączkowo, starając się pozbierać i poukładać myśli. - Ale... jego córka Laura? Wołała go, więc wyszedł ze swojej kryjówki... Tylko czy ją znalazł i razem uciekli, czy... - zerknąłem na trzymaną w jednej dłoni prądnicę i na "naprawioną" przeze mnie kasetę w drugiej. Niewiele więcej się zastanawiając podmieniłem kasety w radiu, a nuż ta druga mi coś jeszcze wyjaśni? Taśma była wciąż lekko pomięta, ale powinna dać radę, prawda?
Tylko w momencie, kiedy wcisnąłem po raz kolejny PLAY, do pomieszczenia wszedł... ktoś. Odwróciłem się w tamtą stronę i... w mgnieniu oka wyparował ze mnie cały spokój, z którym jeszcze przed chwilą było mi tak dobrze, a ciśnienie podskoczyło tak, że aż mi głowa zapulsowała nieprzyjemnie. Zresztą nie tylko ciśnienie mi podskoczyło - cały to zrobiłem wpadając na szafkę za sobą.
- Alex, uważaj! - krzyknąłem przerażony.
Nie widziałem dokładnie osoby, która weszła do pomieszczenia, bo widok całkiem nieźle zasłaniał mi mój niedoszły psychiatra... ale zobaczyłem płaszcz i... i... no, różdżkę. I tyle wystarczyło, by wywołać we mnie panikę.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
Rudowłosy mężczyzna wbijający we mnie spojrzenie, zadymione wnętrze pubu, dreszcz ekscytacji. Oślepiający błysk. Śnieg, biała zamieć, skuta lodem tafla jeziora, zimna woda. Strach. Tryskająca krew.
Z różdżki błysnęło światło i kruk rozpostarł szeroko skrzydła, nie mając zbyt wiele pola do manewru w niewielkiej przestrzeni zaplecza.
Najprawdopodobniej zareagowałem zbyt wcześnie, pomyślałem, przypatrując się jasnej ptasiej figurze, która obserwowała mnie ze szczytu regału. W takim razie jednak, czyj to był szloch? Spojrzałem na nieruchome ciało przed moimi stopami, dźwięki wydobywające się z radia traktując jako smutny podkład do zaistniałej sceny. Śmierć mężczyzny spowodowała u mnie reakcję podobną do tej, jaką powodowała bliskość dementorów. Dodatkowo, na piętrze budynku znajdował się potwór. Potwór, który kazał Andersonowi pozbyć się wszelkich źródeł prądu. Zmarszczyłem czoło. Co do tego miało jednak szczęście? Tak długo jak sięgała moja pamięć wiedziałem, że nie było ono moją mocną stroną. Powiedziałbym, że wręcz na odwrót, pech trzymał się mnie dosyć kurczowo i zdawał się nie odstępować ani na krok.
- Nie wiem, Louis, ale nie brzmi to dobrze - nie okłamałem chłopaka, bo i po co miałbym to zrobić? Miał oczy, widział co się dzieje. Wypuściłem szybciej powietrze nosem, czując irytację. I całkowicie nie spodziewałem się tego, że ktoś do nas wejdzie. Widząc Cecily w futrynie nie poczułem jakiegoś szczególnego zagrożenia - nie to co Louis. Odwróciłem się w jego stronę, różdżkę wcisnąłem głęboko w rękaw, unosząc ku niemu dłonie pozbawione broni. - Louis, popatrz na mnie. Na mnie - powiedziałem spokojnym tonem, podchodząc do chłopaka powolutku, kroczek po kroczku. Starałem się zasłonić dłońmi, ramionami, połami płaszcza to, co mógłby widzieć za mną. Cholera, to co miałem mu powiedzieć było okrutne. - To Cecily, jest tu ze mną. Louis, znajdujemy się wszyscy w dość ciężkim położeniu. Przebywasz w miejscu, w którym aktualnie tętni... wiesz co. I jeżeli chcesz pomóc Andersonowi będziesz musiał być bardzo odważny. To, co umiemy potrafi nie tylko szkodzić, ale może też ratować. Poczułeś przed chwilą spokój, prawda? To był ten kruk, wiesz dlaczego się pojawił, co musiałem zrobić. I jeżeli naprawdę chcesz pomóc Andersonowi i Laurze będziesz musiał zmierzyć się ze swoim strachem. Nie znamy się na waszym świecie, Louis, ale ty owszem - położyłem nacisk na zaimek. Już kiedy padło słowo agregat wiedziałem, że nie mogę puścić Botta. - Louis, nie chcę mieć cię na sumieniu, dlatego błagam, zdecyduj się. Albo stąd wyjdziesz i już nigdy nie wrócisz do tego warsztatu, albo zaufasz mi - wyciągnąłem do niego obie dłonie wnętrzem ku górze - i wspólnie spróbujemy ich uratować. Proszę Louis, pomóż nam. Ani ja, ani moi przyjaciele nie chcemy cię skrzywdzić - mówiłem, a z każdym słowem moje serce ściskało się coraz bardziej. To przerażenie w jego oczach było okrutnym dowodem na to, że ktoś uczynił mu w psychice wyrwę, wyżłobił wielką dolinę, po której najpewniej już na zawsze pozostanie ślad. Skoro pomagałem mu jeszcze przed utratą pamięci to musiał męczyć się ze strachem przed magią już od wielu miesięcy. - Chodź ze mną do drugiego pokoju, Louis. Co lubisz najbardziej? Spróbuj się na tym skupić, przelać na to wszystkie twoje emocje. Skupić się na tym tak mocno, jak tylko możesz i nie myśl o strachu - podałem chłopakowi lewą rękę, chcąc poprowadzić go do pokoju, z którego właśnie przyszła Cecily, zaś prawą opuściłem, chowając za połami płaszcza. Poczułem, jak nagrzane ciepłem mojego ciała drewno różdżki ześlizguje się wzdłuż przedramienia. Złapałem ją w stanowczym uścisku palców i skupiłem się na niewerbalnej inkantacji rzucanej na Botta: Paxo.
Z różdżki błysnęło światło i kruk rozpostarł szeroko skrzydła, nie mając zbyt wiele pola do manewru w niewielkiej przestrzeni zaplecza.
Najprawdopodobniej zareagowałem zbyt wcześnie, pomyślałem, przypatrując się jasnej ptasiej figurze, która obserwowała mnie ze szczytu regału. W takim razie jednak, czyj to był szloch? Spojrzałem na nieruchome ciało przed moimi stopami, dźwięki wydobywające się z radia traktując jako smutny podkład do zaistniałej sceny. Śmierć mężczyzny spowodowała u mnie reakcję podobną do tej, jaką powodowała bliskość dementorów. Dodatkowo, na piętrze budynku znajdował się potwór. Potwór, który kazał Andersonowi pozbyć się wszelkich źródeł prądu. Zmarszczyłem czoło. Co do tego miało jednak szczęście? Tak długo jak sięgała moja pamięć wiedziałem, że nie było ono moją mocną stroną. Powiedziałbym, że wręcz na odwrót, pech trzymał się mnie dosyć kurczowo i zdawał się nie odstępować ani na krok.
- Nie wiem, Louis, ale nie brzmi to dobrze - nie okłamałem chłopaka, bo i po co miałbym to zrobić? Miał oczy, widział co się dzieje. Wypuściłem szybciej powietrze nosem, czując irytację. I całkowicie nie spodziewałem się tego, że ktoś do nas wejdzie. Widząc Cecily w futrynie nie poczułem jakiegoś szczególnego zagrożenia - nie to co Louis. Odwróciłem się w jego stronę, różdżkę wcisnąłem głęboko w rękaw, unosząc ku niemu dłonie pozbawione broni. - Louis, popatrz na mnie. Na mnie - powiedziałem spokojnym tonem, podchodząc do chłopaka powolutku, kroczek po kroczku. Starałem się zasłonić dłońmi, ramionami, połami płaszcza to, co mógłby widzieć za mną. Cholera, to co miałem mu powiedzieć było okrutne. - To Cecily, jest tu ze mną. Louis, znajdujemy się wszyscy w dość ciężkim położeniu. Przebywasz w miejscu, w którym aktualnie tętni... wiesz co. I jeżeli chcesz pomóc Andersonowi będziesz musiał być bardzo odważny. To, co umiemy potrafi nie tylko szkodzić, ale może też ratować. Poczułeś przed chwilą spokój, prawda? To był ten kruk, wiesz dlaczego się pojawił, co musiałem zrobić. I jeżeli naprawdę chcesz pomóc Andersonowi i Laurze będziesz musiał zmierzyć się ze swoim strachem. Nie znamy się na waszym świecie, Louis, ale ty owszem - położyłem nacisk na zaimek. Już kiedy padło słowo agregat wiedziałem, że nie mogę puścić Botta. - Louis, nie chcę mieć cię na sumieniu, dlatego błagam, zdecyduj się. Albo stąd wyjdziesz i już nigdy nie wrócisz do tego warsztatu, albo zaufasz mi - wyciągnąłem do niego obie dłonie wnętrzem ku górze - i wspólnie spróbujemy ich uratować. Proszę Louis, pomóż nam. Ani ja, ani moi przyjaciele nie chcemy cię skrzywdzić - mówiłem, a z każdym słowem moje serce ściskało się coraz bardziej. To przerażenie w jego oczach było okrutnym dowodem na to, że ktoś uczynił mu w psychice wyrwę, wyżłobił wielką dolinę, po której najpewniej już na zawsze pozostanie ślad. Skoro pomagałem mu jeszcze przed utratą pamięci to musiał męczyć się ze strachem przed magią już od wielu miesięcy. - Chodź ze mną do drugiego pokoju, Louis. Co lubisz najbardziej? Spróbuj się na tym skupić, przelać na to wszystkie twoje emocje. Skupić się na tym tak mocno, jak tylko możesz i nie myśl o strachu - podałem chłopakowi lewą rękę, chcąc poprowadzić go do pokoju, z którego właśnie przyszła Cecily, zaś prawą opuściłem, chowając za połami płaszcza. Poczułem, jak nagrzane ciepłem mojego ciała drewno różdżki ześlizguje się wzdłuż przedramienia. Złapałem ją w stanowczym uścisku palców i skupiłem się na niewerbalnej inkantacji rzucanej na Botta: Paxo.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 8
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 8
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Vera, Sophia:
Na pierwszy rzut oka na klamce nie było nic widać, ot, zwykły kawałek metalu wczepiony w drewniane, proste drzwi warsztatu – jedne z wielu. Gdy jednak Vera podeszła bliżej i przyjrzała się przedmiotowi, wprawione oko łamacza klątw dostrzegło osobliwą chmurkę pyłu osadzonego nie tylko na górnej powierzchni klamki, ale też i w pewnych miejscach. Wystarczyło ją zdmuchnąć, żeby runy czyjąś drżącą dłonią zaczęły wypisywać się na metalu, wdzierać w jego strukturę. Pojawiły się w trójce – Isa, Ehwaz i Ingwaz. Bez trudu Vera mogła skojarzyć nie tylko ich znaczenie, ale i ułożenie z klątwą Głodu. Twarz człowieka, który znajdował się pod drzwiami i swoim ciałem blokował ich otwarcie, również stwierdzał objawy charakterystyczne dla pozostałych ofiar. Wychudzenie na twarzy, usta nienaturalnie wygięte w dół, skóra miała ziemisty kolor. Był trudny w identyfikacji, ale Vera mogła również zobaczyć na jego głowie przekrzywiony, czarny kaszkiet z fioletową, ruchomą przypinką Ravenclaw. Wyglądał znajomo, bardzo znajomo, Vera na pewno go znała.
Zaklęcie Sophii wymknęło się z jej różdżki i objęło działaniem dokładniejsze pole niż wcześniejsze zaklęcie Alexandra, które niektóre elementy ominęło z powodu ścian budynku. Teraz wiązka światła opadła na drzwiach, dokładnie na obwodzie futryny, oplatając się wokół drobnego drucika z pogrubieniem tuż przy klamce od wewnętrznej strony pokoju. Kiedy aurorka nacisnęła na nią, impuls skoczył po linii i popędził przed siebie. Drzwi łatwo puściły, nie były zamknięte, a kiedy Sophia zajrzała do środka, zobaczyła odwrócone w jej kierunku cztery tostery na stole. Przez chwilę na nią patrzyły, po czym runęły przed siebie, złośliwie skomląc metalowymi grzałkami i wijąc starymi, przepalonymi kablami. Dwa z nich, najcięższe i najwolniejsze, upatrzyły sobie za ofiarę aurorkę i rzuciły się swoją masą na jej piszczel i kostkę, chcąc ugryźć. Kolejne dwa rzuciły się na Verę, jak tylko dostrzegły ją w swoim polu widzenia – jeden był podobny do tych, które zaatakowały Sophię, i skoczył do łydki łamaczki klątw, a drugi okazał się być mniejszy, ale za to szalenie zwinny. Musiał się jednak o coś potknąć, bo przewrócił się tuż przy blondynce i bezradnie majtał metalowymi nóżkami, czerwieniąc się ze złości, bo grzanka z niego wypadła. I to rozpuszczonym masełkiem na podłogę.
Cecily, Alex, Louis:
Podmieniona kaseta dała natychmiastowy rezultat. Głos Roberta był tym razem jakby za mgłą, choć można było go dobrze zrozumieć.
Strona B: (głos jest wyraźnie ściszony, niespokojny, ale skupiony na tym, co mówi)
„Powyciągałem z agregatów niektóre części, żeby nie mógł ich włączyć, kiedy znowu zmieni zdanie. Ludzie zaczęli uciekać z wioski, boją się tego, co się u mnie dzieje. A co ja mam powiedzieć? Grozi mi m… magią. Magią. Dzisiaj zrobił mi jakiś znak na brzuchu, paskudnie się goi, nie mogę pokazać tego Violet. Nie mogę iść do szpitala. I tak mają mnie za wariata. Powinny być naprawione. Widmurthowi na przekór.”
Błona otaczająca tęczówki Cecily co prawda powoli spływała razem z kolejnymi mrugnięciami, ale wciąż trudno było dziewczynie dokładnie obrać kierunek, w którym miała się poruszyć. Rozmazany obraz był zbyt niewyraźny, by mogła natrafić na klamkę, dłonią więc błądziła, szukając jej. Wzrok powrócił w momencie, kiedy przekraczała próg – o mały włos nie wpadła na Alexandra, który uspokajał Louisa. Mugol nie miał zielonego pojęcia o tym, że jego przyjaciel celował do niego różdżką i choć zaklęcie uspokajające się z niej nie wydobyło, Louis być może miał szansę poczuć się nieco pewniej pod słowami Alexa. Niestety Cecily grożąca mu narzędziem stanowiła na pewno zagrożenie dla jego życia.
Z głównej sali do uszu całej waszej trójki dotarły dziwne odgłosy walki, metalowe brzdęki i jakby szaleńczy tupot małych stóp.
| Na odpis macie 48h.
Słuchanie jednej strony kasety to jedna akcja. Zaklęcie ciążące na Cecily minęło.
Magicus Extremos dla Sophii, Rufusa i Cecily: +18 2/3
Tostery:
Trzy tostery duże: : Z – 2; S – 5
Toster mały: Z – 7; S – 3
Atak na Sophię: wyważony cios w piszczel (39; POŁOWICZNIE UDANY), lekki cios w kostkę (34; UDANY)
Atak na Verę: wyważony cios w piszczel (57; POŁOWICZNIE UDANY), atak grzanką (1; nieudany)
Oba rzuty MG można zobaczyć tutaj.
Na pierwszy rzut oka na klamce nie było nic widać, ot, zwykły kawałek metalu wczepiony w drewniane, proste drzwi warsztatu – jedne z wielu. Gdy jednak Vera podeszła bliżej i przyjrzała się przedmiotowi, wprawione oko łamacza klątw dostrzegło osobliwą chmurkę pyłu osadzonego nie tylko na górnej powierzchni klamki, ale też i w pewnych miejscach. Wystarczyło ją zdmuchnąć, żeby runy czyjąś drżącą dłonią zaczęły wypisywać się na metalu, wdzierać w jego strukturę. Pojawiły się w trójce – Isa, Ehwaz i Ingwaz. Bez trudu Vera mogła skojarzyć nie tylko ich znaczenie, ale i ułożenie z klątwą Głodu. Twarz człowieka, który znajdował się pod drzwiami i swoim ciałem blokował ich otwarcie, również stwierdzał objawy charakterystyczne dla pozostałych ofiar. Wychudzenie na twarzy, usta nienaturalnie wygięte w dół, skóra miała ziemisty kolor. Był trudny w identyfikacji, ale Vera mogła również zobaczyć na jego głowie przekrzywiony, czarny kaszkiet z fioletową, ruchomą przypinką Ravenclaw. Wyglądał znajomo, bardzo znajomo, Vera na pewno go znała.
Zaklęcie Sophii wymknęło się z jej różdżki i objęło działaniem dokładniejsze pole niż wcześniejsze zaklęcie Alexandra, które niektóre elementy ominęło z powodu ścian budynku. Teraz wiązka światła opadła na drzwiach, dokładnie na obwodzie futryny, oplatając się wokół drobnego drucika z pogrubieniem tuż przy klamce od wewnętrznej strony pokoju. Kiedy aurorka nacisnęła na nią, impuls skoczył po linii i popędził przed siebie. Drzwi łatwo puściły, nie były zamknięte, a kiedy Sophia zajrzała do środka, zobaczyła odwrócone w jej kierunku cztery tostery na stole. Przez chwilę na nią patrzyły, po czym runęły przed siebie, złośliwie skomląc metalowymi grzałkami i wijąc starymi, przepalonymi kablami. Dwa z nich, najcięższe i najwolniejsze, upatrzyły sobie za ofiarę aurorkę i rzuciły się swoją masą na jej piszczel i kostkę, chcąc ugryźć. Kolejne dwa rzuciły się na Verę, jak tylko dostrzegły ją w swoim polu widzenia – jeden był podobny do tych, które zaatakowały Sophię, i skoczył do łydki łamaczki klątw, a drugi okazał się być mniejszy, ale za to szalenie zwinny. Musiał się jednak o coś potknąć, bo przewrócił się tuż przy blondynce i bezradnie majtał metalowymi nóżkami, czerwieniąc się ze złości, bo grzanka z niego wypadła. I to rozpuszczonym masełkiem na podłogę.
Cecily, Alex, Louis:
Podmieniona kaseta dała natychmiastowy rezultat. Głos Roberta był tym razem jakby za mgłą, choć można było go dobrze zrozumieć.
Strona B: (głos jest wyraźnie ściszony, niespokojny, ale skupiony na tym, co mówi)
„Powyciągałem z agregatów niektóre części, żeby nie mógł ich włączyć, kiedy znowu zmieni zdanie. Ludzie zaczęli uciekać z wioski, boją się tego, co się u mnie dzieje. A co ja mam powiedzieć? Grozi mi m… magią. Magią. Dzisiaj zrobił mi jakiś znak na brzuchu, paskudnie się goi, nie mogę pokazać tego Violet. Nie mogę iść do szpitala. I tak mają mnie za wariata. Powinny być naprawione. Widmurthowi na przekór.”
Błona otaczająca tęczówki Cecily co prawda powoli spływała razem z kolejnymi mrugnięciami, ale wciąż trudno było dziewczynie dokładnie obrać kierunek, w którym miała się poruszyć. Rozmazany obraz był zbyt niewyraźny, by mogła natrafić na klamkę, dłonią więc błądziła, szukając jej. Wzrok powrócił w momencie, kiedy przekraczała próg – o mały włos nie wpadła na Alexandra, który uspokajał Louisa. Mugol nie miał zielonego pojęcia o tym, że jego przyjaciel celował do niego różdżką i choć zaklęcie uspokajające się z niej nie wydobyło, Louis być może miał szansę poczuć się nieco pewniej pod słowami Alexa. Niestety Cecily grożąca mu narzędziem stanowiła na pewno zagrożenie dla jego życia.
Z głównej sali do uszu całej waszej trójki dotarły dziwne odgłosy walki, metalowe brzdęki i jakby szaleńczy tupot małych stóp.
| Na odpis macie 48h.
Słuchanie jednej strony kasety to jedna akcja. Zaklęcie ciążące na Cecily minęło.
Magicus Extremos dla Sophii, Rufusa i Cecily: +18 2/3
Tostery:
Trzy tostery duże: : Z – 2; S – 5
Toster mały: Z – 7; S – 3
Atak na Sophię: wyważony cios w piszczel (39; POŁOWICZNIE UDANY), lekki cios w kostkę (34; UDANY)
Atak na Verę: wyważony cios w piszczel (57; POŁOWICZNIE UDANY), atak grzanką (1; nieudany)
Oba rzuty MG można zobaczyć tutaj.
- Informacje:
- Żywotność:
• Louis - 170/170
• Cecily - 207/207
• Alexander - 220/220
• Sophia - 240/240
• Rufus - 242/242
• Vera - 200/200
Ekwipunek:
• Louis - skórzana, zniszczona torba-listonoszka, a w niej: prądnica, scyzoryk, paczka papierosów, paczka zapałek, portfel z dokumentami i drobniakami, notes i ołówek;
• Cecily - różdżka, metalowy przedmiot, eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 8 ),
• Alexander - różdżka, czerwony kryształ i fluoryt (zawieszone na szyi pod swetrem), bransoleta z włosów syreny (prawy nadgarstek pod rękawami), antidotum podstawowe (1 porcja) i czyścioszek (1 porcja, stat. 29).
• Sophia - przy sobie różdżka, metalowy przedmiot, zawieszone na rzemieniu schowanym pod ubraniem fluoryt, onyks czarny i amulet z jeleniego poroża, broszka z alabastrowym jednorożcem, w torbie kanapka z serem, eliksiry: maść z gwiazdy wodnej (1 porcja, stat. 10), kameleon (1 porcja, stat. 29), eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29), czyścioszek (1 porcja, stat. 29)
• Rufus - różdżka i metalowy przedmiot
• Vera - różdżka, metalowy przedmiot, oko ślepego, tabliczka czekolady z Miodowego Królestwa, zabezpieczone przed stłuczeniem eliksiry od Charlene: znieczulający (2 porcje, stat. 20), czuwający strażnik (1 porcja, stat. 20), antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 5)
- Mapa:
Sposób poruszania się:
W jednej kolejce możecie podjąć się przejścia z jednego pokoju do drugiego (przekroczenie drzwi) oraz dokonać jednej akcji. W zamian możecie przejść przez dwa pokoje, ale bez możliwości dokonywania akcji. Jeśli nie przemieszczacie się, wciąż obowiązuje tylko jedna akcja (zaklęcie lub rzut na biegłość, itp.).
Legenda:
Literki na mapie odpowiadają waszym imionom.
Dodałam cyfry do ciał - jeśli chcecie zainteresować się którymś (wszystkimi jednocześnie nie możecie), to mam nadzieję, że to pomoże!
Białe maziaje przy odpowiednich miejscach to wynik działania Hexa Revelio Very.
- Ściana i pergamin zdobyty przez Verę:
Ściana z runami
Pergamin Very
Oddychałem szybko. Jak na mój gust zbyt szybko, bo przez to ani trochę nie mogłem złapać tchu. Niezbyt świadomie wciskałem się też w blat za sobą, jakbym chciał przezeń przeniknąć i w ten sposób wydostać się na zewnątrz. Nie wiem czy mi się to udawało, chociaż biorąc pod uwagę fakt, że ze strachu nawet nie czułem bólu podczas tego procederu - to może jednak...? Nie byłem jednak w stanie odwrócić głowy i sprawdzić. W ogóle ciężko mi się było ruszyć - wszystkie mięśnie miałem napięte do granic możliwości, a wielkie, przerażone oczy wbite w postać za plecami Alexa. W głowie tłukło mi się jedno słowo w kółko i w kółko to samo: "uciekaj!", ale stopy miałem jak wmurowane w podłogę.
Alex odwrócił się w moją stronę, coś mówił, ale miałem wrażenie, jakby dzieliła nas szyba. Słyszałem jego głos, ale niewyraźny, tłumiony. Zadrżałem i chyba cicho jęknąłem, choć nie byłem pewny czy faktycznie, czy zrobiłem to tylko w swoich myślach.
Ta postać za jego plecami... ten płaszcz, ta... ten cholerny patyk! Już to kiedyś widziałem. Już kiedyś ktoś taki przede mną stał. Byłem pewny, choć nie potrafiłem sobie tego przypomnieć. A teraz... teraz nie mogłem oderwać spojrzenia od tamtej osoby. Mimo Alexa, który się do mnie zbliżał, który coś do mnie mówił. Brakowało mi powietrza, mięśnie zaczęły drżeć. W zasadzie... to cały zadygotałem.
...zmierzyć się ze swoim strachem. Nie znamy się na waszym świecie, Louis, ale ty owszem - powoli, ale coraz bardziej wyraźnie słowa chłopaka zaczęły do mnie docierać.
Czułem, że żałośnie zadrżała mi warga, że za mocno zaciskam palce na kasecie i prądnicy i że przenoszę spojrzenie na Alexa, który teraz znajdował się już całkiem blisko mnie.
- J-ja... - chciałem coś powiedzieć, ale nawet język nie chciał ze mną współpracować tak jak powinien. Chciałem pomóc, naprawdę... ale w tej chwili, w tej chwili ciężko było mi myśleć o czymkolwiek innym niż o ucieczce.
W tle słyszałem głos Roberta, mówił o częściach. O częściach, które wyciągnął z agregatów.
Jak ta prądnica, Lou, jak prądnica, którą masz w dłoni! - syknął mi w głowie ostry głosik na dobrą chwilę zagłuszający przemożną chęć ucieczki.
Patrzyłem na Alexa. Teraz patrzyłem tylko na niego. Wciąż przestraszony, przepraszający. Chciałem mu tyle powiedzieć, ale... jedyne co byłem w stanie z siebie wykrztusić to tylko jęczące i niepewne:
- J-ja... Lex...
Ale gdzieś w międzyczasie zacząłem łapać oddech i zacząć łączyć fakty, skupiać się na tym, co się do mnie mówiło. Ciarki przebiegły mi po plecach, kiedy usłyszałem czym ktoś groził Andersonowi.
Co lubisz najbardziej, Lou? - znów ten sam, ostry głosik w głowie. Konstelacje, pamiętasz?
- J-jest... Cefeusz - wydukałem wpatrując się w Alexa. Wbijałem w niego wzrok, jakby tylko to trzymało mnie tutaj w miejscu.
- I Per-Perseusz. Kasjopea... Andromeda... Byk, Baran, Ryby... W-wodnik i źrebię - oddychałem coraz wolniej, choć co chwilę i tak drżałem na całym ciele. Zrobiło mi się zimno i bolała mnie głowa, ale... ale to pomagało. Skupienie się pomagało.
- Nie - powiedziałem nagle stanowczo. Dygotałem, ale zebrałem się w sobie. Nie mogłem teraz wyjść.
- Jeszcze nie - dodałem. - Powinny być naprawione, słyszałeś? Anderson powiedział, że agregaty powinny być naprawione - powtórzyłem, po czym wciąż drżącą ręką uniosłem wyżej swoją prądnicę. Chciałem dodać coś jeszcze, ale wtedy usłyszałem jakieś hałasy dobiegające z głównej sali i mój wzrok na chwilę powędrował w tamtą stronę. W stronę różdżki.
- S-smok. Atakujący Herkulesa. Strzała lecąca między orłem a łabędziem. Wężownik - zamruczałem jak mantrę znów starając się skupić wzrok na Alexie. On tu był. Alex. I na pewno nie pozwoli, żeby...
Przełknąłem ślinę.
- Kaseta... Została do przesłuchania jeszcze jedna strona. Może Rob mówi na niej gdzie dokładnie są te agregaty - wyjaśniłem i wciąż zesztywniały sięgnąłem drżącymi rękami do radia jeszcze raz. No dobra, w międzyczasie zauważyłem, że obie mam zajęte, więc schowałem zakrwawioną kasetę i prądnicę z powrotem do torby i dopiero sięgnąłem po radio. Panowanie nad trzęsącymi się dłońmi wcale nie było łatwe, więc tym razem przełożenie kasety na stronę A zajęło mi trochę więcej czasu niż poprzednio, ale się udało i włączyłem radio ponownie.
Alex odwrócił się w moją stronę, coś mówił, ale miałem wrażenie, jakby dzieliła nas szyba. Słyszałem jego głos, ale niewyraźny, tłumiony. Zadrżałem i chyba cicho jęknąłem, choć nie byłem pewny czy faktycznie, czy zrobiłem to tylko w swoich myślach.
Ta postać za jego plecami... ten płaszcz, ta... ten cholerny patyk! Już to kiedyś widziałem. Już kiedyś ktoś taki przede mną stał. Byłem pewny, choć nie potrafiłem sobie tego przypomnieć. A teraz... teraz nie mogłem oderwać spojrzenia od tamtej osoby. Mimo Alexa, który się do mnie zbliżał, który coś do mnie mówił. Brakowało mi powietrza, mięśnie zaczęły drżeć. W zasadzie... to cały zadygotałem.
...zmierzyć się ze swoim strachem. Nie znamy się na waszym świecie, Louis, ale ty owszem - powoli, ale coraz bardziej wyraźnie słowa chłopaka zaczęły do mnie docierać.
Czułem, że żałośnie zadrżała mi warga, że za mocno zaciskam palce na kasecie i prądnicy i że przenoszę spojrzenie na Alexa, który teraz znajdował się już całkiem blisko mnie.
- J-ja... - chciałem coś powiedzieć, ale nawet język nie chciał ze mną współpracować tak jak powinien. Chciałem pomóc, naprawdę... ale w tej chwili, w tej chwili ciężko było mi myśleć o czymkolwiek innym niż o ucieczce.
W tle słyszałem głos Roberta, mówił o częściach. O częściach, które wyciągnął z agregatów.
Jak ta prądnica, Lou, jak prądnica, którą masz w dłoni! - syknął mi w głowie ostry głosik na dobrą chwilę zagłuszający przemożną chęć ucieczki.
Patrzyłem na Alexa. Teraz patrzyłem tylko na niego. Wciąż przestraszony, przepraszający. Chciałem mu tyle powiedzieć, ale... jedyne co byłem w stanie z siebie wykrztusić to tylko jęczące i niepewne:
- J-ja... Lex...
Ale gdzieś w międzyczasie zacząłem łapać oddech i zacząć łączyć fakty, skupiać się na tym, co się do mnie mówiło. Ciarki przebiegły mi po plecach, kiedy usłyszałem czym ktoś groził Andersonowi.
Co lubisz najbardziej, Lou? - znów ten sam, ostry głosik w głowie. Konstelacje, pamiętasz?
- J-jest... Cefeusz - wydukałem wpatrując się w Alexa. Wbijałem w niego wzrok, jakby tylko to trzymało mnie tutaj w miejscu.
- I Per-Perseusz. Kasjopea... Andromeda... Byk, Baran, Ryby... W-wodnik i źrebię - oddychałem coraz wolniej, choć co chwilę i tak drżałem na całym ciele. Zrobiło mi się zimno i bolała mnie głowa, ale... ale to pomagało. Skupienie się pomagało.
- Nie - powiedziałem nagle stanowczo. Dygotałem, ale zebrałem się w sobie. Nie mogłem teraz wyjść.
- Jeszcze nie - dodałem. - Powinny być naprawione, słyszałeś? Anderson powiedział, że agregaty powinny być naprawione - powtórzyłem, po czym wciąż drżącą ręką uniosłem wyżej swoją prądnicę. Chciałem dodać coś jeszcze, ale wtedy usłyszałem jakieś hałasy dobiegające z głównej sali i mój wzrok na chwilę powędrował w tamtą stronę. W stronę różdżki.
- S-smok. Atakujący Herkulesa. Strzała lecąca między orłem a łabędziem. Wężownik - zamruczałem jak mantrę znów starając się skupić wzrok na Alexie. On tu był. Alex. I na pewno nie pozwoli, żeby...
Przełknąłem ślinę.
- Kaseta... Została do przesłuchania jeszcze jedna strona. Może Rob mówi na niej gdzie dokładnie są te agregaty - wyjaśniłem i wciąż zesztywniały sięgnąłem drżącymi rękami do radia jeszcze raz. No dobra, w międzyczasie zauważyłem, że obie mam zajęte, więc schowałem zakrwawioną kasetę i prądnicę z powrotem do torby i dopiero sięgnąłem po radio. Panowanie nad trzęsącymi się dłońmi wcale nie było łatwe, więc tym razem przełożenie kasety na stronę A zajęło mi trochę więcej czasu niż poprzednio, ale się udało i włączyłem radio ponownie.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
Czułem sporą dozę niepewności z powodu fobii, jakiej doświadczał Louis. Nie byłem w stanie stwierdzić, na ile Bott będzie w stanie walczyć ze swoim strachem kiedy sytuacja przestanie być taka stabilna - a to, że się pogorszy było według mnie bardziej niż pewne.
- Cecily, mogłabyś schować swoje drewno tak, żeby Louis go nie widział? - zapytałem ratowniczki, odwracając na chwilę wzrok od Louisa i skupiając go na moment na pannie Hagrid. Nie do końca orientowałem się w tym, o czym mówił Bott, jednak kilka z nazw skojarzyło mi się z imionami, które pojawiały się w rodowej kronice Blacków. Czyżby chłopak interesował się gwiazdami? Jeżeli tak to wręcz nie mogłem trafić lepiej: było ich na tyle dużo, aby Louis miał dość zajęcia na ciężkie chwile.
Wysłuchałem kasety, marszcząc brwi, a kiedy Louis uniósł jakąś metalową część spojrzałem najpierw na niego, a później jeszcze raz na to ustrojstwo. Wiedziałem, ze prąd to takie jakby Commotio które uruchamia się przełączeniem pstryczka - jednak to, co odbywało się tutaj zdecydowanie wykraczało poza moją wiedzę o świecie mugoli i ich technice. - Cecili, są jakieś przejścia do innych pomieszczeń w drugim pokoju? Schody? Piwnice? - zapytałem, kiedy Louis przekładał kasetę. - Weź radio ze sobą i chodźmy - powiedziałem do Botta i wymijając pannę Hagrid w drzwiach przeszedłem do pomieszczenia, w którym znajdowali się pozostali. Gdzie zaskoczyła mnie rozgrywająca się scena. Chlebogrzejące urządzenia, podobne do tych które widziałem w Stanach w mieszkaniach mugolackich znajomych z kursu, rzuciły się an Sophię i Verę. Podszedłem bliżej i starając się nie pokazywać różdżki na widok Louisowi skupiłem się na zaklęciu.
- Confundus - wymamrotałem pod nosem, celując w jeden z dużych tosterów atakujących Sophię.
- Cecily, mogłabyś schować swoje drewno tak, żeby Louis go nie widział? - zapytałem ratowniczki, odwracając na chwilę wzrok od Louisa i skupiając go na moment na pannie Hagrid. Nie do końca orientowałem się w tym, o czym mówił Bott, jednak kilka z nazw skojarzyło mi się z imionami, które pojawiały się w rodowej kronice Blacków. Czyżby chłopak interesował się gwiazdami? Jeżeli tak to wręcz nie mogłem trafić lepiej: było ich na tyle dużo, aby Louis miał dość zajęcia na ciężkie chwile.
Wysłuchałem kasety, marszcząc brwi, a kiedy Louis uniósł jakąś metalową część spojrzałem najpierw na niego, a później jeszcze raz na to ustrojstwo. Wiedziałem, ze prąd to takie jakby Commotio które uruchamia się przełączeniem pstryczka - jednak to, co odbywało się tutaj zdecydowanie wykraczało poza moją wiedzę o świecie mugoli i ich technice. - Cecili, są jakieś przejścia do innych pomieszczeń w drugim pokoju? Schody? Piwnice? - zapytałem, kiedy Louis przekładał kasetę. - Weź radio ze sobą i chodźmy - powiedziałem do Botta i wymijając pannę Hagrid w drzwiach przeszedłem do pomieszczenia, w którym znajdowali się pozostali. Gdzie zaskoczyła mnie rozgrywająca się scena. Chlebogrzejące urządzenia, podobne do tych które widziałem w Stanach w mieszkaniach mugolackich znajomych z kursu, rzuciły się an Sophię i Verę. Podszedłem bliżej i starając się nie pokazywać różdżki na widok Louisowi skupiłem się na zaklęciu.
- Confundus - wymamrotałem pod nosem, celując w jeden z dużych tosterów atakujących Sophię.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 8
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 8
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Prawdopodobnie zbyt szybko podjęła decyzję o wejściu do pokoju, przez co za późno dostrzegła zagrożenie powodowane przez niepozornie wyglądający drucik przy klamce. Nie wykryła klątw, nie wyglądało to zresztą na coś groźnego, a drzwi łatwo puściły. Wyczulona i przygotowana na możliwe zagrożenia magiczne, najwyraźniej jednak zbagatelizowała ten mugolski wynalazek, a jej wiedza nie była wystarczająca, by wiedzieć, co dokładnie zrobi ten przewód.
W momencie, gdy otworzyła drzwi do pomieszczenia, dostrzegła stojące na stole cztery urządzenia, a pamięć podsunęła szybko właściwą nazwę. Tostery, urządzenia do podgrzewania kanapek. Niestety te maszyny nie były zwyczajnymi, niegroźnymi urządzeniami, o których kiedyś, lata temu, gdzieś słyszała. Te najwyraźniej zostały zaczarowane (lub ożywione anomalią?) i natychmiast rzuciły się w kierunku Sophii i Very. Nie widziała w pokoju kolejnych martwych ciał (przynajmniej na pierwszy rzut oka), ale nie miała czasu się rozejrzeć ani rzucić kolejnych zaklęć, bo tostery zaatakowały jej nogi i zmusiły ją do szybkiej reakcji.
- Confundus! – rzuciła, celując różdżką w urządzenie, które próbowało uderzyć ją w piszczel. Zaklęcie konfundujące, z tego co było jej wiadomo, zaburzało działanie mugolskich urządzeń, więc oby zdało egzamin i w przypadku tych konkretnych tosterów, które biegały i atakowały. Próbowała się też odsunąć o kilka kroków i zwiększyć dystans od tosterów. Kątem oka dostrzegła wchodzącego do pomieszczenia Alexandra, wyglądał na całego i zdrowego. Zastanawiała ją jedynie bezczynność Rufusa, który na początku tak rwał się do akcji. Niemniej jednak, by w spokoju mogli dalej przeszukiwać pomieszczenia, a także piwnicę oraz górę, musieli najpierw pozbyć się przeszkadzających urządzeń.
W momencie, gdy otworzyła drzwi do pomieszczenia, dostrzegła stojące na stole cztery urządzenia, a pamięć podsunęła szybko właściwą nazwę. Tostery, urządzenia do podgrzewania kanapek. Niestety te maszyny nie były zwyczajnymi, niegroźnymi urządzeniami, o których kiedyś, lata temu, gdzieś słyszała. Te najwyraźniej zostały zaczarowane (lub ożywione anomalią?) i natychmiast rzuciły się w kierunku Sophii i Very. Nie widziała w pokoju kolejnych martwych ciał (przynajmniej na pierwszy rzut oka), ale nie miała czasu się rozejrzeć ani rzucić kolejnych zaklęć, bo tostery zaatakowały jej nogi i zmusiły ją do szybkiej reakcji.
- Confundus! – rzuciła, celując różdżką w urządzenie, które próbowało uderzyć ją w piszczel. Zaklęcie konfundujące, z tego co było jej wiadomo, zaburzało działanie mugolskich urządzeń, więc oby zdało egzamin i w przypadku tych konkretnych tosterów, które biegały i atakowały. Próbowała się też odsunąć o kilka kroków i zwiększyć dystans od tosterów. Kątem oka dostrzegła wchodzącego do pomieszczenia Alexandra, wyglądał na całego i zdrowego. Zastanawiała ją jedynie bezczynność Rufusa, który na początku tak rwał się do akcji. Niemniej jednak, by w spokoju mogli dalej przeszukiwać pomieszczenia, a także piwnicę oraz górę, musieli najpierw pozbyć się przeszkadzających urządzeń.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 22
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 22
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Odrobinę zbyt długo przyglądała się przypince na kaszkiecie. Spojrzenie pobieżnie prześliznęło się po wychudzonej twarzy, odruchowo rejestrując chorobliwie ziemisty odcień skóry, na ułamki sekund zatrzymało się na nienaturalnie wygiętych ustach - i zawróciło, nim jeszcze umysł zyskał potwierdzenie, całkowicie utwierdził się w przekonaniu, że oto widzi przed sobą znajomego człowieka. Bo prawdopodobnie właśnie tak było, tego powinna się spodziewać. Magia martwe ciało traktowała jak przedmiot, co miało odbicie w działaniu zaklęć i klątw. Nieruchome, nieprzemienione w inferiusa i oparte o drzwi, nie było zagrożeniem, nie w tej chwili. Między jednym a drugim uderzeniem serca uwaga łamaczki ponownie przeniosła się na przysypaną warstewką pyłu klamkę. Nabrała w płuca powietrza, by zdmuchnąć pył - odsłaniając tym samym znajome runy - Isa, Ehwaz, Ingwaz, ułożone w trójkę, przemawiające o klątwie głodu, kategorycznie wzbraniające sięgnięcia, by po prostu otworzyć drzwi. Znajoma kolejność rzeczy, rozpoznanie kolejnego kroku, myśl o sięgnięciu po finite. Niedokończona, bo kiedy dłoń trzymająca różdżkę ułożyła się do towarzyszącego zaklęciu gestu, z otwartego pomieszczenia wypadło… coś, czego Vera nie potrafiła rozpoznać, a co musiało być przykładem któregoś z tych dziwnych, mugolskich urządzeń.
- Confundus - mruknęła pod nosem, celując różdżką w większe z dwóch, to, które się nie przewróciło. Niemagiczne przedmioty, te bardziej złożone, podobno nie lubiły się z tym zaklęciem. Niepowtarzalna okazja żeby sprawdzić, czy reguła dotyczyła również nagle ożywionych magią.
- Alex, nie zbliżajcie się do klapy w podłodze, jeszcze nie wiem, co to za przekleństwo. Na zamkniętych drzwiach, na klamce, klątwa głodu, osłabiająca, niezbyt złożona - co nie znaczy, że niegroźna, nie przy anomaliach - na górę uciekła dziewczynka obłożona czymś paskudnym - nie odrywała wzroku od urządzeń, nie odwróciła się w kierunku gwardzisty - wrażenie przy hexa revelio jakby w jednym ciele znajdowała się na raz większa liczba istnień.
Nie potrafiła powiedzieć więcej, w tej chwili ostrzeżenie musiało wystarczyć.
- Confundus - mruknęła pod nosem, celując różdżką w większe z dwóch, to, które się nie przewróciło. Niemagiczne przedmioty, te bardziej złożone, podobno nie lubiły się z tym zaklęciem. Niepowtarzalna okazja żeby sprawdzić, czy reguła dotyczyła również nagle ożywionych magią.
- Alex, nie zbliżajcie się do klapy w podłodze, jeszcze nie wiem, co to za przekleństwo. Na zamkniętych drzwiach, na klamce, klątwa głodu, osłabiająca, niezbyt złożona - co nie znaczy, że niegroźna, nie przy anomaliach - na górę uciekła dziewczynka obłożona czymś paskudnym - nie odrywała wzroku od urządzeń, nie odwróciła się w kierunku gwardzisty - wrażenie przy hexa revelio jakby w jednym ciele znajdowała się na raz większa liczba istnień.
Nie potrafiła powiedzieć więcej, w tej chwili ostrzeżenie musiało wystarczyć.
The member 'Vera Leighton' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 88
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 88
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zamurowało ją na widok gwałtownej reakcji nieznanego młodzieńca. Nie dość, że ledwo widziała na oczy przez dziwną wizję, to jeszcze znaleźli jakiegoś wariata. Natychmiast skarciła się w głowie, nie powinna tak o nikim mówić, może w tym pomieszczeniu stało się coś strasznego? Zlustrowała wzrokiem mężczyznę, wyglądającego na dwadzieścia lat i ubranego w bardzo mugolski zestaw ubrań. Czyżby był zwykłym człowiekiem?
- Wybacz nie chciałam cię przestraszyć. Jestem Cecily, a ty? – Zaczęła spokojnym głosem, automatycznie wręcz wcielając się w rolę ratowniczki. – Nic ci nie jest? Zostałeś zaatakowany? – Nie podchodziła bliżej, wolała nie dodawać młodzieńcowi dodatkowych powodów do stresowania się. – Nie ma czym się denerwować, jesteśmy tu wszyscy razem. Nic ci nie grozi. – Uśmiechnęła się ciepło i na prośbę Alexa szybko ukryła różdżkę w rękawie płaszcza. Mimo, że rozmawiała z obcym, resztą zmysłów chłonęła całe pomieszczenie. Tutaj również znajdowało się ciało, a także dziwne urządzenie, które po uruchomieniu zaczęło wypluwać z siebie głos starszego mężczyzny. – Piwnica, schody na górę, dwa mniejsze pomieszczenia. Od groma klątw i dziwna dziewczynka, która uciekła przed nami na piętro. A cóż tutaj się wydziało? O i jeszcze... – Zniżyła głos tak by usłyszał ją jedynie Selwyn gdy przechodził z jednego pomieszczenia do drugiego. – Miałam dziwną wizję, a właściwie wspomnienie. Najgorsze z najgorszych, jakie przeżyłam, a do tego głos przestraszonej kobiety. – Znów zwróciła się do chłopaka, mamrotał dziwne, greckie nazwy, coś o agregatach? Nie trzeba było być ekspertem by widzieć, że biedak znajdował się w kiepskim stanie psychicznym. Za wszelką cenę pragnęła mu pomóc, ale jednocześnie bała się, że kolejne zaklęcie spełznie na niczym. W myślach więc Hagrid wypowiedziała inkantację: Paxo, jednocześnie ściskając mocniej różdżkę w dłoni. Następnie uśmiechnęła się zawadiacko do chłopaka, puszczając mu przy tym oczko. - Nie martw się, wszystko będzie dobrze, tylko trzymaj się blisko mnie. – To mówiąc obróciła się w miejscu i przekroczyła te same drzwi, przed którymi kilka minut temu upadła na kolana, w porę by zauważyć atakujące Verę i Sophię dziwaczne, metalowe urządzenia plujące grzankami, z masełkiem na dodatek! Cholibka, jeśli tamtego nieszczęśnika przestraszył widok różdżki, to dopiero tutaj może doznać prawdziwego szoku. – Na chwilę was zostawić! – Powiedziała nieco zaskoczona, zatrzymawszy się tuż za schodami i jednocześnie oglądając się badawczo za siebie. Wolała nie zostawiać nieznajomego samego, nic im to nie pomoże, jeśli z wrzaskiem ucieknie w przeciwną stronę, albo gorzej, ściągnie na siebie coś gorszego niż te grzankotwory.
- Wybacz nie chciałam cię przestraszyć. Jestem Cecily, a ty? – Zaczęła spokojnym głosem, automatycznie wręcz wcielając się w rolę ratowniczki. – Nic ci nie jest? Zostałeś zaatakowany? – Nie podchodziła bliżej, wolała nie dodawać młodzieńcowi dodatkowych powodów do stresowania się. – Nie ma czym się denerwować, jesteśmy tu wszyscy razem. Nic ci nie grozi. – Uśmiechnęła się ciepło i na prośbę Alexa szybko ukryła różdżkę w rękawie płaszcza. Mimo, że rozmawiała z obcym, resztą zmysłów chłonęła całe pomieszczenie. Tutaj również znajdowało się ciało, a także dziwne urządzenie, które po uruchomieniu zaczęło wypluwać z siebie głos starszego mężczyzny. – Piwnica, schody na górę, dwa mniejsze pomieszczenia. Od groma klątw i dziwna dziewczynka, która uciekła przed nami na piętro. A cóż tutaj się wydziało? O i jeszcze... – Zniżyła głos tak by usłyszał ją jedynie Selwyn gdy przechodził z jednego pomieszczenia do drugiego. – Miałam dziwną wizję, a właściwie wspomnienie. Najgorsze z najgorszych, jakie przeżyłam, a do tego głos przestraszonej kobiety. – Znów zwróciła się do chłopaka, mamrotał dziwne, greckie nazwy, coś o agregatach? Nie trzeba było być ekspertem by widzieć, że biedak znajdował się w kiepskim stanie psychicznym. Za wszelką cenę pragnęła mu pomóc, ale jednocześnie bała się, że kolejne zaklęcie spełznie na niczym. W myślach więc Hagrid wypowiedziała inkantację: Paxo, jednocześnie ściskając mocniej różdżkę w dłoni. Następnie uśmiechnęła się zawadiacko do chłopaka, puszczając mu przy tym oczko. - Nie martw się, wszystko będzie dobrze, tylko trzymaj się blisko mnie. – To mówiąc obróciła się w miejscu i przekroczyła te same drzwi, przed którymi kilka minut temu upadła na kolana, w porę by zauważyć atakujące Verę i Sophię dziwaczne, metalowe urządzenia plujące grzankami, z masełkiem na dodatek! Cholibka, jeśli tamtego nieszczęśnika przestraszył widok różdżki, to dopiero tutaj może doznać prawdziwego szoku. – Na chwilę was zostawić! – Powiedziała nieco zaskoczona, zatrzymawszy się tuż za schodami i jednocześnie oglądając się badawczo za siebie. Wolała nie zostawiać nieznajomego samego, nic im to nie pomoże, jeśli z wrzaskiem ucieknie w przeciwną stronę, albo gorzej, ściągnie na siebie coś gorszego niż te grzankotwory.
Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
♪
♪
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Cecily Hagrid' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Warsztat w Outwood
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Surrey