Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Surrey
Warsztat w Outwood
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Stary warsztat
Stary warsztat Roberta Andersona był dość znany w Outwood - wiosce położonej w hrabstwie Surrey, stosunkowo niedaleko od Londynu. Ponoć zapewniał elektryczne zaplecze całej okolicy, gwarantował prąd w każdym mugolskim domu. Niegdyś działał prężnie, wynalazca urzędujący w jego wnętrzu był znakomitym znawcą w swojej dziedzinie, dlatego ludzie często przychodzili do niego w sprawie drobniejszych i większych napraw. Sprzedawał również przeróżne, mugolskie cacka.
Czarodziejskie akta wskazywały, że wioska nie poddała się anomaliom, co było bardzo dziwne, ale z drugiej strony dawało ulgę - tutaj mugole byli jakby nieco odporniejsi na ataki magii. Wszystko zmieniło się w połowie września, kiedy w warsztacie zaczęło dziać się coś złego. Pod koniec miesiąca mugole stracili w wiosce prąd i wynieśli się jak najszybciej, bo bali się, że warsztat coś nawiedziło. Ile było w tym prawdy, a ile zmyślonych historii?
Czarodziejskie akta wskazywały, że wioska nie poddała się anomaliom, co było bardzo dziwne, ale z drugiej strony dawało ulgę - tutaj mugole byli jakby nieco odporniejsi na ataki magii. Wszystko zmieniło się w połowie września, kiedy w warsztacie zaczęło dziać się coś złego. Pod koniec miesiąca mugole stracili w wiosce prąd i wynieśli się jak najszybciej, bo bali się, że warsztat coś nawiedziło. Ile było w tym prawdy, a ile zmyślonych historii?
Choć głos wydobywający się z radia (lub z czarnego pojemnika, według Cecily, która nie posiadała wiedzy o mugolskim świecie) rozbrzmiewał w składziku z narzędziami i mogli go oprócz Louisa usłyszeć zarówno Alexander, jak i panna Hagrid, to wiedzę na temat słów zaklętych w wypowiedzi mugola posiadał tylko sam Bott. Wiedział, że jeden, główny agregat znajdował się w piwnicy – o reszcie Anderson na pewno nigdy nie wspominał, bo zapewne uważał to za zbyt trywialny element. Przełożenie kasety na drugą stronę dało efekt – znów zabrzmiał w radiu głos Roberta:
„Słyszysz ten dźwięk? Jest okropny, wstrząsa warsztatem w posadach. Nie wiem, co mam tłumaczyć ludziom. Że agresywny pies wpadł mi przez okno i teraz tłucze się po pokoju? Przecież psy nie latają! Violet mnie zabije, jeśli dowie się, że po raz kolejny narażam naszą małą córeczkę na niebezpieczeństwo. A ona jest taka ciekawa świata, moja maleńka, kochana dziewczynka. Louis zaraził ją fascynacją do gwiazd. Zrobiłem jej tam mapę nieba.”
Zaklęcie Alexandra ugodziło jeden z tosterów, ale iskry zaledwie się od niego odbiły i trafiły w sufit. Poczuł, że moc pomknęła do jego różdżki, poprawnie wypowiedział inkantację i odpowiedział n nią gestem, ale toster najwyraźniej stwierdził, że jego to nie obchodzi. Właściwie mało co obchodzi odpięte od prądu, zaklęte magią tostery. Takie samo wrażenie napotkało Sophię i Verę, których atak nie dość, że się nie powiódł, to jeszcze zostały dotkliwie ugryzione przez magiczne urządzenia. Te odskoczyły, gotowe na następny atak, ale na razie potrzebowały najwyraźniej sekundy, żeby się na niego przygotować. Najmniejszy podniósł się w końcu i ustawił tak, żeby wycelować w którąś ze swoich ofiar gorącą, palącą się grzanką. Mieliście, żeby zareagować.
Zaklęcie Cecily, wypowiedziane ze starannością i ciszą, podziałało na Louisa jak zimny okład na rozgrzane czoło. Chłopak poczuł otulający go spokój, krew nie płynęła tak szalenie szybko w jego żyłach, myśli zdawały się powoli układać na swoich miejscach. I chociaż z drugiej części Sali słychać było odgłosy walki, szum i metaliczne brzęczenie, Bott mógł poczuć się bezpieczniej.
| Na odpis macie 48h.
Słuchanie jednej strony kasety to jedna akcja.
Co do mapy - Alexander znajduje się dalej, ma widok na tostery, poprawię to jutro!
Magicus Extremos dla Sophii, Rufusa i Cecily: +18 3/3
Tostery:
Trzy tostery duże: : Z – 2; S – 5
Toster mały: Z – 7; S – 3
„Słyszysz ten dźwięk? Jest okropny, wstrząsa warsztatem w posadach. Nie wiem, co mam tłumaczyć ludziom. Że agresywny pies wpadł mi przez okno i teraz tłucze się po pokoju? Przecież psy nie latają! Violet mnie zabije, jeśli dowie się, że po raz kolejny narażam naszą małą córeczkę na niebezpieczeństwo. A ona jest taka ciekawa świata, moja maleńka, kochana dziewczynka. Louis zaraził ją fascynacją do gwiazd. Zrobiłem jej tam mapę nieba.”
Zaklęcie Alexandra ugodziło jeden z tosterów, ale iskry zaledwie się od niego odbiły i trafiły w sufit. Poczuł, że moc pomknęła do jego różdżki, poprawnie wypowiedział inkantację i odpowiedział n nią gestem, ale toster najwyraźniej stwierdził, że jego to nie obchodzi. Właściwie mało co obchodzi odpięte od prądu, zaklęte magią tostery. Takie samo wrażenie napotkało Sophię i Verę, których atak nie dość, że się nie powiódł, to jeszcze zostały dotkliwie ugryzione przez magiczne urządzenia. Te odskoczyły, gotowe na następny atak, ale na razie potrzebowały najwyraźniej sekundy, żeby się na niego przygotować. Najmniejszy podniósł się w końcu i ustawił tak, żeby wycelować w którąś ze swoich ofiar gorącą, palącą się grzanką. Mieliście, żeby zareagować.
Zaklęcie Cecily, wypowiedziane ze starannością i ciszą, podziałało na Louisa jak zimny okład na rozgrzane czoło. Chłopak poczuł otulający go spokój, krew nie płynęła tak szalenie szybko w jego żyłach, myśli zdawały się powoli układać na swoich miejscach. I chociaż z drugiej części Sali słychać było odgłosy walki, szum i metaliczne brzęczenie, Bott mógł poczuć się bezpieczniej.
| Na odpis macie 48h.
Słuchanie jednej strony kasety to jedna akcja.
Co do mapy - Alexander znajduje się dalej, ma widok na tostery, poprawię to jutro!
Magicus Extremos dla Sophii, Rufusa i Cecily: +18 3/3
Tostery:
Trzy tostery duże: : Z – 2; S – 5
Toster mały: Z – 7; S – 3
- Informacje:
- Żywotność:
• Louis - 170/170
• Cecily - 207/207
• Alexander - 220/220
• Sophia - 228/240
• Rufus - 242/242
• Vera - 196/200
Ekwipunek:
• Louis - skórzana, zniszczona torba-listonoszka, a w niej: prądnica, scyzoryk, paczka papierosów, paczka zapałek, portfel z dokumentami i drobniakami, notes i ołówek;
• Cecily - różdżka, metalowy przedmiot, eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 8 ),
• Alexander - różdżka, czerwony kryształ i fluoryt (zawieszone na szyi pod swetrem), bransoleta z włosów syreny (prawy nadgarstek pod rękawami), antidotum podstawowe (1 porcja) i czyścioszek (1 porcja, stat. 29).
• Sophia - przy sobie różdżka, metalowy przedmiot, zawieszone na rzemieniu schowanym pod ubraniem fluoryt, onyks czarny i amulet z jeleniego poroża, broszka z alabastrowym jednorożcem, w torbie kanapka z serem, eliksiry: maść z gwiazdy wodnej (1 porcja, stat. 10), kameleon (1 porcja, stat. 29), eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29), czyścioszek (1 porcja, stat. 29)
• Rufus - różdżka i metalowy przedmiot
• Vera - różdżka, metalowy przedmiot, oko ślepego, tabliczka czekolady z Miodowego Królestwa, zabezpieczone przed stłuczeniem eliksiry od Charlene: znieczulający (2 porcje, stat. 20), czuwający strażnik (1 porcja, stat. 20), antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 5)
- Mapa:
Sposób poruszania się:
W jednej kolejce możecie podjąć się przejścia z jednego pokoju do drugiego (przekroczenie drzwi) oraz dokonać jednej akcji. W zamian możecie przejść przez dwa pokoje, ale bez możliwości dokonywania akcji. Jeśli nie przemieszczacie się, wciąż obowiązuje tylko jedna akcja (zaklęcie lub rzut na biegłość, itp.).
Legenda:
Literki na mapie odpowiadają waszym imionom.
Dodałam cyfry do ciał - jeśli chcecie zainteresować się którymś (wszystkimi jednocześnie nie możecie), to mam nadzieję, że to pomoże!
- Ściana i pergamin zdobyty przez Verę:
Ściana z runami
Pergamin Very
Wziąć radio i pójść w stronę tych niepokojących dźwięków? I osoby, która stała za Alexem? Łatwo powiedzieć, zdecydowanie gorzej z podjęciem działania, chociaż kiedy chłopak odsłonił mi widok... okazało się, że strach ma duże oczy. I zabawnie odstające uszy. Przede mną stała bowiem dziewczyna i choć drobna, to mimo wszystko wysoka. Jak na dziewczynę, bo ciężko było porównywać ją do mnie, ale to akurat normalka.
Cecily, tak? Odetchnąłem cicho. Nie wyglądała groźnie. Tym bardziej, że kiedy zapytała o to czy ktoś mnie zaatakował, odruchowo spojrzałem na jej rękę - tą, w której jeszcze przed chwilą widziałem tą rzecz. Nie zobaczyłem już jednak różdżki i jeszcze bardziej się rozluźniłem. Nie do końca, bo serce waliło mi wciąż jak młotem, ale... znacznie.
- Lou - odpowiedziałem w końcu na jej pytanie. Przyglądałem jej się jeszcze uważnie, kiedy mówiła, a mówiła w wyjątkowo uspokajający sposób.
- Nie, nic mi nie jest, po prostu... - zacząłem, ale urwałem w połowie, kiedy ponownie odezwał się głos Roberta w radiu. Nie zdążyłem się więc sensownie wytłumaczyć, zresztą chyba i tak bym nie potrafił. Kiedy dopadała mnie panika praktycznie przestawałem nad sobą panować i miałem tego świadomość.
Latający pies... znów Laura i... Serce zabiło mi mocniej, kiedy w nagraniu padło moje imię. Trybiki w moim mózgu znów ruszyły z podwojoną mocą. Jak ręką odjął zapomniałem o strachu, a przynajmniej tym panicznym. Teraz tylko trawiłem wszystkie informacje: trzeba naprawić agregaty. Było ich kilka, ale ja wiedziałem tylko o jednym - w piwnicy. I już nawet miałem ruszyć za Alexem chcąc skierować się prosto tam (i przy okazji trzymać się blisko Cecily, bo czemu nie?), kiedy dotarło do mnie coś innego i zamarłem.
- Powiedziałaś, że dziewczynka pobiegła na piętro? - powtórzyłem za nią, żeby się upewnić, po czym machinalnie zgarnąłem radio do torby. - To Laura, córka Andersona... a na górze jest jakiś stwór - wyrzuciłem z siebie i w przypływie... sam nie wiem czego, bo z pewnością nie odwagi, wyminąłem szatynkę w przejściu i bez większego zastanowienia pobiegłem prosto do schodów.
Starałem się przy tym nie patrzeć na pozostałych ludzi, którzy znajdowali się w głównej sali. Gdzieś z boku śmignął... toster? I znów dostałem ciarek. Ryby, Wieloryb, Wodnik... - recytowałem gorączkowo w myślach, praktycznie biegnąc po schodach i przeskakując po nich po kilka stopni... i nad ciałem jakiegoś człowieka. Nie, nie, nie! Muszę skupić się teraz na Laurze i znaleźć ją zanim dopadnie ją ten stwór! - syknąłem na siebie w myślach, coby dodać sobie otuchy i odgonić lęki.
- Spróbuj wodą! - krzyknąłem jeszcze do Alexa, choć zapewne wszyscy mnie usłyszeli. Nie oglądałem się jednak za siebie zdecydowany dostać się na piętro.
Cecily, tak? Odetchnąłem cicho. Nie wyglądała groźnie. Tym bardziej, że kiedy zapytała o to czy ktoś mnie zaatakował, odruchowo spojrzałem na jej rękę - tą, w której jeszcze przed chwilą widziałem tą rzecz. Nie zobaczyłem już jednak różdżki i jeszcze bardziej się rozluźniłem. Nie do końca, bo serce waliło mi wciąż jak młotem, ale... znacznie.
- Lou - odpowiedziałem w końcu na jej pytanie. Przyglądałem jej się jeszcze uważnie, kiedy mówiła, a mówiła w wyjątkowo uspokajający sposób.
- Nie, nic mi nie jest, po prostu... - zacząłem, ale urwałem w połowie, kiedy ponownie odezwał się głos Roberta w radiu. Nie zdążyłem się więc sensownie wytłumaczyć, zresztą chyba i tak bym nie potrafił. Kiedy dopadała mnie panika praktycznie przestawałem nad sobą panować i miałem tego świadomość.
Latający pies... znów Laura i... Serce zabiło mi mocniej, kiedy w nagraniu padło moje imię. Trybiki w moim mózgu znów ruszyły z podwojoną mocą. Jak ręką odjął zapomniałem o strachu, a przynajmniej tym panicznym. Teraz tylko trawiłem wszystkie informacje: trzeba naprawić agregaty. Było ich kilka, ale ja wiedziałem tylko o jednym - w piwnicy. I już nawet miałem ruszyć za Alexem chcąc skierować się prosto tam (i przy okazji trzymać się blisko Cecily, bo czemu nie?), kiedy dotarło do mnie coś innego i zamarłem.
- Powiedziałaś, że dziewczynka pobiegła na piętro? - powtórzyłem za nią, żeby się upewnić, po czym machinalnie zgarnąłem radio do torby. - To Laura, córka Andersona... a na górze jest jakiś stwór - wyrzuciłem z siebie i w przypływie... sam nie wiem czego, bo z pewnością nie odwagi, wyminąłem szatynkę w przejściu i bez większego zastanowienia pobiegłem prosto do schodów.
Starałem się przy tym nie patrzeć na pozostałych ludzi, którzy znajdowali się w głównej sali. Gdzieś z boku śmignął... toster? I znów dostałem ciarek. Ryby, Wieloryb, Wodnik... - recytowałem gorączkowo w myślach, praktycznie biegnąc po schodach i przeskakując po nich po kilka stopni... i nad ciałem jakiegoś człowieka. Nie, nie, nie! Muszę skupić się teraz na Laurze i znaleźć ją zanim dopadnie ją ten stwór! - syknąłem na siebie w myślach, coby dodać sobie otuchy i odgonić lęki.
- Spróbuj wodą! - krzyknąłem jeszcze do Alexa, choć zapewne wszyscy mnie usłyszeli. Nie oglądałem się jednak za siebie zdecydowany dostać się na piętro.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
Nie była to wymarzona sytuacja, ale mogło być znacznie gorzej. Prawdopodobnie już za chwilę miało być. Syknęła, ugryziona przez toster, który nic nie robił sobie z poprawnie rzuconego confundusa. W innej sytuacji mogłoby ją to bawić - udany, zaskakująco udany urok. I żadnego efektu. Odporność na magię, przypadek, zbyt prosta konstrukcja? Jeszcze nie potrafiła stwierdzić, ale nie miała czasu na zastanowienie. Cztery takie przedmioty przypuszczały atak, dwa na Sophię, dwa na nią, Vera nie myślała o nich zbyt serdecznie, ale pomysł, by sięgnąć po divirgento odrzuciła niemal w tej samej chwili, w której się pojawił. Być może rozproszyłoby to magię ożywiającą... równie dobrze mogło wejść w reakcję z klątwą, czego w tej chwili naprawdę nie chciała, szczególnie, że ocena potencjalnych następstw i obecności innych czarów wykraczała w tym momencie poza jej możliwości. Czyli nic obszarowego, trzeba będzie próbować po jednym i liczyć, że anomalie dodatkowo nie pogorszą sprawy. Nie była to wielka nadzieja.
- Reducto - starannie wypowiedziała inkantację, skierowała różdżkę na mniejszy toster, ten od grzanek, w próbie - bardzo, bardzo optymistycznej - rozwiązania problemu czarem z dziedziny, w której nigdy nie czuła się pewnie. Wszystkiego na raz zrobić nie mogła, ale Merlinie, żałowała tego, bo kiedy słysząc o wodzie odwróciła głowę, zobaczyła jak znajomy Alexandra wyrywa się w kierunku piętra. Zdusiła przekleństwo, tak jak impuls nakazujący pobiec za nim i skupiła się na urządzeniach. Narzuciła sobie spokój - najpierw najbliższe, bezpośrednie zagrożenie, dopiero gdy jego liczebność uda się zmniejszyć, zacznie myśleć o udaniu się na górę.
- Reducto - starannie wypowiedziała inkantację, skierowała różdżkę na mniejszy toster, ten od grzanek, w próbie - bardzo, bardzo optymistycznej - rozwiązania problemu czarem z dziedziny, w której nigdy nie czuła się pewnie. Wszystkiego na raz zrobić nie mogła, ale Merlinie, żałowała tego, bo kiedy słysząc o wodzie odwróciła głowę, zobaczyła jak znajomy Alexandra wyrywa się w kierunku piętra. Zdusiła przekleństwo, tak jak impuls nakazujący pobiec za nim i skupiła się na urządzeniach. Narzuciła sobie spokój - najpierw najbliższe, bezpośrednie zagrożenie, dopiero gdy jego liczebność uda się zmniejszyć, zacznie myśleć o udaniu się na górę.
The member 'Vera Leighton' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Confundus nie dał efektów. Usłyszałem głos Louisa i obróciłem głowę w jego stronę. Wodą? To tak właściwie mogło zadziałać. Z tego co wiedziałem to prąd z wodą się nie lubił. A jeżeli mugol - który niewątpliwie na mugolskich sprzętach się znał - mówił, że właśnie tak można poskromić oszalały magią chlebopodgrzewacz... czy może to ster jednak był? Nie, jakoś mi statki tu nie pasowały. Już chciałem rzucić zaklęcie, kiedy ujrzałem, jak Louis rusza na piętro. Szeroko otworzyłem oczy, zdjęty strachem.
-LOUIS, NIE! - krzyknąłem przerażony, jednak nie sądziłem, że to cokolwiek pomoże. Dlatego zamiast tosterem, zająłem się mugolem, zrywając się za nim do biegu. - INCARCERARE! - wydarłem się w emocjach wbiegając na schody, nerwowym ruchem różdżki omiatając całe pomieszczenie. Jeżeli coś by mu się stało nigdy bym sobie tego nie wybaczył, dlatego nie ufając do końca przewrotnej magii zdecydowałem się jeszcze za nim pobiec.
-LOUIS, NIE! - krzyknąłem przerażony, jednak nie sądziłem, że to cokolwiek pomoże. Dlatego zamiast tosterem, zająłem się mugolem, zrywając się za nim do biegu. - INCARCERARE! - wydarłem się w emocjach wbiegając na schody, nerwowym ruchem różdżki omiatając całe pomieszczenie. Jeżeli coś by mu się stało nigdy bym sobie tego nie wybaczył, dlatego nie ufając do końca przewrotnej magii zdecydowałem się jeszcze za nim pobiec.
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 24
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 24
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Była pewna, że jej zaklęcie udało się jak należy – a jednak nie zadziałało i nie zepsuło tostera, jak oczekiwała. Najwyraźniej urządzenia rzeczywiście były zaczarowane lub ożywione mocą anomalii. A przecież nie mógł ich zaczarować mugol – chyba że zrobił to ten ktoś, kto nałożył klątwy i narysował na ścianach runy.
Tak czy inaczej, confundus było zbyt słabym rozwiązaniem w tym przypadku. Tostery nabiły jej trochę siniaków na nogach i były bardziej irytujące niż bolesne, przynajmniej na ten moment, bo nie pozwalały im się zająć ważniejszymi sprawami. Mogła spróbować Reducto jak Vera, lub polać urządzenia wodą – jak zakrzyknął młody chłopak, który wpadł do pomieszczenia z pokoju obok. Nie widziała go wcześniej, to zapewne on był tą osobą, której obecność wykrył Alex.
Miała zamiar zająć się tosterami, ale krzyk uzdrowiciela przykuł jej uwagę. Alexander próbował zatrzymać biegnącego na górę młodzieńca, który najwyraźniej nie był do końca świadom mogącego się tam kryć niebezpieczeństwa. Nie ulegało też wątpliwości, że nie powinni się rozdzielać. Powinni na górę pójść razem, by lepiej bronić się przed zagrożeniem, ale najpierw należało zająć się klątwami i runami, które mogły być istotne. Nic, co tu umieszczono, nie mogło znaleźć się tu przez przypadek.
Odstąpiła więc od wcześniejszego planu; mając dziwne wrażenie, że zaklęcie Alexa się nie powiodło, postanowiła podchwycić jego zamiar. Nie zareagowałby w taki sposób, gdyby pobiegnięcie na górę nie było niebezpieczne. Nie powinni więc dopuścić, by chłopak padł ofiarą tego, co tam czyhało. Nie powinni też w ogóle się teraz rozdzielać i rozpraszać po całym domu pełnym klątw i niebezpieczeństw. Ryzykowała, że tostery znowu ją pogryzą, ale to nie było istotne, najważniejsze było bezpieczeństwo innych – którym mogło grozić coś poważniejszego niż poobijane łydki.
- Incarcerare! – rzuciła, chcąc uniemożliwić innym opuszczanie pomieszczenia, próbując zatrzymać Alexa i nieznajomego młodzieńca na dole. Później zawsze będzie mogła to zaklęcie zdjąć. I tosterami też mogły się zająć za chwilę.
Tak czy inaczej, confundus było zbyt słabym rozwiązaniem w tym przypadku. Tostery nabiły jej trochę siniaków na nogach i były bardziej irytujące niż bolesne, przynajmniej na ten moment, bo nie pozwalały im się zająć ważniejszymi sprawami. Mogła spróbować Reducto jak Vera, lub polać urządzenia wodą – jak zakrzyknął młody chłopak, który wpadł do pomieszczenia z pokoju obok. Nie widziała go wcześniej, to zapewne on był tą osobą, której obecność wykrył Alex.
Miała zamiar zająć się tosterami, ale krzyk uzdrowiciela przykuł jej uwagę. Alexander próbował zatrzymać biegnącego na górę młodzieńca, który najwyraźniej nie był do końca świadom mogącego się tam kryć niebezpieczeństwa. Nie ulegało też wątpliwości, że nie powinni się rozdzielać. Powinni na górę pójść razem, by lepiej bronić się przed zagrożeniem, ale najpierw należało zająć się klątwami i runami, które mogły być istotne. Nic, co tu umieszczono, nie mogło znaleźć się tu przez przypadek.
Odstąpiła więc od wcześniejszego planu; mając dziwne wrażenie, że zaklęcie Alexa się nie powiodło, postanowiła podchwycić jego zamiar. Nie zareagowałby w taki sposób, gdyby pobiegnięcie na górę nie było niebezpieczne. Nie powinni więc dopuścić, by chłopak padł ofiarą tego, co tam czyhało. Nie powinni też w ogóle się teraz rozdzielać i rozpraszać po całym domu pełnym klątw i niebezpieczeństw. Ryzykowała, że tostery znowu ją pogryzą, ale to nie było istotne, najważniejsze było bezpieczeństwo innych – którym mogło grozić coś poważniejszego niż poobijane łydki.
- Incarcerare! – rzuciła, chcąc uniemożliwić innym opuszczanie pomieszczenia, próbując zatrzymać Alexa i nieznajomego młodzieńca na dole. Później zawsze będzie mogła to zaklęcie zdjąć. I tosterami też mogły się zająć za chwilę.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 28
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 28
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
PARTER:
Zaklęcie rzucone przez Verę wymknęło się z jej różdżki, ale przez ferwor walki z ożywionymi przedmiotami trafiło nie w toster, tylko w podłogę, robiąc na niej zwęglony odcisk. Atak czarownicy rozzłościł je, aż poczerwieniały im gałki grzewcze. Nie były przypięte do prądu, ale najwyraźniej ktoś próbował zrobić z nich magicznie przydatne stwory. Inkantacja Sophii dała pożądane efekty i zamykając salę główną parteru przed opuszczeniem jej przez wszystkich obecnych w warsztacie. Różdżką szarpnęło, promień pomknął, rozjaśniając salę iskrami. Tostery znów rzuciły się na łydki kobiet, tym razem każdy z taką samą mocą. Najmniejszy toster podniósł się i niemal od razu wyrzucił z ciebie płonącą grzankę – leciała wprost na twarz Very.
Radio na szczęście było na baterie, dlatego bez zbędnych problemów Louisowi udało się schować je do torby - ta zaczynała mu już jednak ciążyć na ramieniu. Gdy rzucił się do biegu, a Alexander zaraz za nim, na końcu drogi napotkał ścianę - nie dosłownie, na szczycie schodów wpadł na przezroczystą barierę, która zadrżała po zderzeniu niczym poruszona tafla wody. Zobaczył po drugiej stronie jedynie drzwi, spod których uciekała jasna mgła, jakby lodowy oddech. Alexandrowi i Louisowi, którzy znajdowali się najbliżej wejścia na piętro, zrobiło się zimno.
| Na odpis macie 48h.
Słuchanie jednej strony kasety to jedna akcja.
Tostery:
Trzy tostery duże: : Z – 2; S – 5
Toster mały: Z – 7; S – 3
Atak na Sophię: wyważony cios w piszczel (85; UDANY), wyważony cios w piszczel (22; POŁOWICZNIE UDANY)
Atak na Verę: wyważony cios w piszczel (30; POŁOWICZNIE UDANY), atak grzanką (moc = 21, obrażenia to -5 PŻ)
Rzut na atak tosterów można zobaczyć tutaj.
Zaklęcie rzucone przez Verę wymknęło się z jej różdżki, ale przez ferwor walki z ożywionymi przedmiotami trafiło nie w toster, tylko w podłogę, robiąc na niej zwęglony odcisk. Atak czarownicy rozzłościł je, aż poczerwieniały im gałki grzewcze. Nie były przypięte do prądu, ale najwyraźniej ktoś próbował zrobić z nich magicznie przydatne stwory. Inkantacja Sophii dała pożądane efekty i zamykając salę główną parteru przed opuszczeniem jej przez wszystkich obecnych w warsztacie. Różdżką szarpnęło, promień pomknął, rozjaśniając salę iskrami. Tostery znów rzuciły się na łydki kobiet, tym razem każdy z taką samą mocą. Najmniejszy toster podniósł się i niemal od razu wyrzucił z ciebie płonącą grzankę – leciała wprost na twarz Very.
Radio na szczęście było na baterie, dlatego bez zbędnych problemów Louisowi udało się schować je do torby - ta zaczynała mu już jednak ciążyć na ramieniu. Gdy rzucił się do biegu, a Alexander zaraz za nim, na końcu drogi napotkał ścianę - nie dosłownie, na szczycie schodów wpadł na przezroczystą barierę, która zadrżała po zderzeniu niczym poruszona tafla wody. Zobaczył po drugiej stronie jedynie drzwi, spod których uciekała jasna mgła, jakby lodowy oddech. Alexandrowi i Louisowi, którzy znajdowali się najbliżej wejścia na piętro, zrobiło się zimno.
| Na odpis macie 48h.
Słuchanie jednej strony kasety to jedna akcja.
Tostery:
Trzy tostery duże: : Z – 2; S – 5
Toster mały: Z – 7; S – 3
Atak na Sophię: wyważony cios w piszczel (85; UDANY), wyważony cios w piszczel (22; POŁOWICZNIE UDANY)
Atak na Verę: wyważony cios w piszczel (30; POŁOWICZNIE UDANY), atak grzanką (moc = 21, obrażenia to -5 PŻ)
Rzut na atak tosterów można zobaczyć tutaj.
- Informacje:
- Żywotność:
• Louis - 170/170
• Cecily - 207/207
• Alexander - 220/220
• Sophia - 228/240
• Rufus - 242/242
• Vera - 196/200
Ekwipunek:
• Louis - skórzana, zniszczona torba-listonoszka, a w niej: prądnica, scyzoryk, paczka papierosów, paczka zapałek, portfel z dokumentami i drobniakami, notes i ołówek; kaseta „6”, kaseta nie podpisana, radio
• Cecily - różdżka, metalowy przedmiot, eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 8 ),
• Alexander - różdżka, czerwony kryształ i fluoryt (zawieszone na szyi pod swetrem), bransoleta z włosów syreny (prawy nadgarstek pod rękawami), antidotum podstawowe (1 porcja) i czyścioszek (1 porcja, stat. 29).
• Sophia - przy sobie różdżka, metalowy przedmiot, zawieszone na rzemieniu schowanym pod ubraniem fluoryt, onyks czarny i amulet z jeleniego poroża, broszka z alabastrowym jednorożcem, w torbie kanapka z serem, eliksiry: maść z gwiazdy wodnej (1 porcja, stat. 10), kameleon (1 porcja, stat. 29), eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29), czyścioszek (1 porcja, stat. 29)
• Rufus - różdżka i metalowy przedmiot
• Vera - różdżka, metalowy przedmiot, oko ślepego, tabliczka czekolady z Miodowego Królestwa, zabezpieczone przed stłuczeniem eliksiry od Charlene: znieczulający (2 porcje, stat. 20), czuwający strażnik (1 porcja, stat. 20), antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 5)
- Mapa:
- PARTER:
Sposób poruszania się:
W jednej kolejce możecie podjąć się przejścia z jednego pokoju do drugiego (przekroczenie drzwi) oraz dokonać jednej akcji. W zamian możecie przejść przez dwa pokoje, ale bez możliwości dokonywania akcji. Jeśli nie przemieszczacie się, wciąż obowiązuje tylko jedna akcja (zaklęcie lub rzut na biegłość, itp.).
Legenda:
Literki na mapie odpowiadają waszym imionom.
Dodałam cyfry do ciał - jeśli chcecie zainteresować się którymś (wszystkimi jednocześnie nie możecie), to mam nadzieję, że to pomoże!
Białe maziaje przy odpowiednich miejscach to wynik działania Hexa Revelio Very.
- Ściana i pergamin zdobyty przez Verę:
Ściana z runami
Pergamin Very
Biegłem. Biegłem, jakby się za mną paliło i jakimś cudem nie potykałem się o własne nogi, jak to zwykle bywało w takich sytuacjach (widocznie to całe bieganie po lesie przez kilka dni jak wariat, było niezłym ćwiczeniem, a więc chyba faktycznie nie ma tego złego, coby na dobre nie wyszło...). Mimo torby ciążącej mi na ramieniu i obijającej mi się nieprzyjemnie o udo, niczym rącza gazela przeskoczyłem nad kolejnym denatem. Sam byłem w szoku jak dobrze mi szło! Słyszałem za sobą krzyki i wołania, ale skupiony na wyliczaniu w myślach kolejnych konstelacji, które można zobaczyć na wrześniowym niebie, nawet nie próbowałem ich zrozumieć. Przecież trzeba było działać szybko, bez chwili zastanowienia! No i... bałem się tego, co zobaczę, kiedy odwrócę głowę ku głównej sali, gdzie znajdowali się przyjaciele Alexa. Gdzieś w podświadomości wiedziałem, że jeśli spojrzę w ich stronę, to znów sparaliżuje mnie strach, znów wpadnę w panikę... a przecież nie mogłem! Musiałem do niej dotrzeć i ją stąd wyprowadzić! Może nawet wiedziała gdzie jest Anderson? I pozostałe agregaty...?
Jeszcze dwa stopnie i...
Odbiłem się od jakiejś bariery i o mały włos, a spadłbym ze schodów, po których tak bohatersko się wdrapywałem.
Co do czarnej...?
W pierwszej chwili byłem kompletnie zdezorientowany, nie mając bladego pojęcia z czym mam do czynienia... w następnej zaś znów spróbowałem się dostać na piętro, tym razem już rękami walcząc z niewidzialną ścianą.
- Nie...! - warknąłem z niemocy i desperacji. - Nie, nie, nie! Pomóżcie mi! Tam jest Laura! - krzyczałem uderzając pięściami w coś, co było jakby ścianą z bardzo gęstego powietrza. Nawet jeden z superbohaterów miał taką moc w komiksie, który kiedyś czytałem. Szkoda tylko, że nie umiałem z nią nic zrobić.
- Laura, słyszysz mnie? - spróbowałem więc inaczej, zauważając, że moje próby przedarcia się tam na nic się zdają. Zbliżyłem twarz najbardziej jak się dało do dziwacznej przezroczystej ściany. Nawet ja, który nigdy nie zwraca uwagi na takie rzeczy, poczułem, że zrobiło się chłodniej. Chyba nawet dostałem gęsiej skórki, ale zignorowałem to po całości.
- Laura! To ja, Louis! Louis Bott, pamiętasz? - miałem nadzieję, że mój głos był w stanie przedrzeć się chociaż w jakimś stopniu przez tą cholerną barierę.
- Opowiadałem ci o kosmosie i gwiazdach... na pewno pamiętasz - kontynuowałem desperacko, choć starałem się nie brzmieć na tak przestraszonego, jaki byłem w tej chwili. Wcale nie zdziwiło mnie, że przed przyjaciółmi Alexa uciekła... ale mnie znała... i musiałem ją jakoś przekonać, żeby zeszła na dół.
- Posłuchaj, tam na górze jest niebezpiecznie... Musisz do mnie przyjść, wyprowadzę cię stąd... Słyszysz? Laura...? - wyrzucałem z siebie słowa, choć z każdym kolejnym traciłem nadzieję. Znów uderzyłem otwartą dłonią w niewidzialny mur.
- Uratuję cię... słowo... - dodałem już ciszej. Bardziej do siebie niż do niej.
Jeszcze dwa stopnie i...
Odbiłem się od jakiejś bariery i o mały włos, a spadłbym ze schodów, po których tak bohatersko się wdrapywałem.
Co do czarnej...?
W pierwszej chwili byłem kompletnie zdezorientowany, nie mając bladego pojęcia z czym mam do czynienia... w następnej zaś znów spróbowałem się dostać na piętro, tym razem już rękami walcząc z niewidzialną ścianą.
- Nie...! - warknąłem z niemocy i desperacji. - Nie, nie, nie! Pomóżcie mi! Tam jest Laura! - krzyczałem uderzając pięściami w coś, co było jakby ścianą z bardzo gęstego powietrza. Nawet jeden z superbohaterów miał taką moc w komiksie, który kiedyś czytałem. Szkoda tylko, że nie umiałem z nią nic zrobić.
- Laura, słyszysz mnie? - spróbowałem więc inaczej, zauważając, że moje próby przedarcia się tam na nic się zdają. Zbliżyłem twarz najbardziej jak się dało do dziwacznej przezroczystej ściany. Nawet ja, który nigdy nie zwraca uwagi na takie rzeczy, poczułem, że zrobiło się chłodniej. Chyba nawet dostałem gęsiej skórki, ale zignorowałem to po całości.
- Laura! To ja, Louis! Louis Bott, pamiętasz? - miałem nadzieję, że mój głos był w stanie przedrzeć się chociaż w jakimś stopniu przez tą cholerną barierę.
- Opowiadałem ci o kosmosie i gwiazdach... na pewno pamiętasz - kontynuowałem desperacko, choć starałem się nie brzmieć na tak przestraszonego, jaki byłem w tej chwili. Wcale nie zdziwiło mnie, że przed przyjaciółmi Alexa uciekła... ale mnie znała... i musiałem ją jakoś przekonać, żeby zeszła na dół.
- Posłuchaj, tam na górze jest niebezpiecznie... Musisz do mnie przyjść, wyprowadzę cię stąd... Słyszysz? Laura...? - wyrzucałem z siebie słowa, choć z każdym kolejnym traciłem nadzieję. Znów uderzyłem otwartą dłonią w niewidzialny mur.
- Uratuję cię... słowo... - dodałem już ciszej. Bardziej do siebie niż do niej.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
Przez ten czas, kiedy wyczarowywała barierę, prawdopodobnie straciła chwilę, jaki mogła poświęcić na próbę zniszczenia tostera. Udało jej się jednak odnieść zamierzony cel – młody chłopak nie mógł przedostać się na górę i samotnie wystawić na działanie znajdującego się tam zagrożenia. I choć Sophia także bardzo chciała tam iść i uratować tę dziewczynkę, to wiedziała, że pójście tam samemu było bardzo głupim rozwiązaniem. Oprócz tajemniczego potwora (czymkolwiek był) mogło kryć się tam więcej klątw i pułapek, niewykrywalnych bez odpowiednich umiejętności. To już nie był zwykły mugolski warsztat. To miejsce zostało naznaczone magią, i to plugawą, skoro znajdowały się w nim klątwy.
Następnie spojrzała w stronę schodów i uzdrowiciela.
- Alex? – zwróciła się do niego, po czym zerknęła na chłopaka dobijającego się do bariery u szczytu schodów. – Jeśli znasz Louisa, mógłbyś wytłumaczyć mu dokładniej, dlaczego nie powinien tam teraz iść i dlaczego może to być niebezpieczne? Pójdziemy na górę, ale najrozsądniej byłoby iść tam razem. Jeśli są tam klątwy, niezbędna będzie pomoc Very – zerknęła na znajdującą się obok przyjaciółkę. Zdecydowanie potrzebowali spojrzenia Very, tym bardziej że dziewczynka także mogła być przeklęta, ale łamaczka klątw nie mogła się roztroić, by sprawdzić klamkę, klapę od piwnicy i jeszcze górę. Pozostawały jeszcze te cholerne, zaklęte tostery...
Jeśli chłopak był mugolem, nie wiedziała, jak odpowiednio łagodnie i przystępnie wytłumaczyć mu, że mogły znajdować się tam klątwy i inne zagrożenia magiczne, żeby nie wzbudzić w nim paniki. Nie wiedziała, czy ów młodzieniec w ogóle wiedział o magii i klątwach, ani czy w ogóle słuchał ich rozmowy, skoro był zajęty krzykami i mówieniem przez barierę, dlatego zwróciła się do uzdrowiciela, który był bliżej niego i mógł mu wytłumaczyć sytuację. Alexander najwyraźniej skądś go znał, w tej chwili nie pytała, skąd, skupiona na konkretach; skoro go znał, to był najlepszą osobą, która mogła mu wyjaśnić sprawę. Bariera przez najbliższy czas nikogo nie wypuści, chyba że Sophia ją zdejmie.
Tostery znowu zaatakowały.
- Reducto! – rzuciła, kierując różdżkę na jeden z atakujących ją dużych tosterów, choć wiedziała, że siniaków i tak nie uniknie. Ale nie traciła czasu na obronę, musieli zniszczyć tostery i zająć się ważniejszymi sprawami.
Następnie spojrzała w stronę schodów i uzdrowiciela.
- Alex? – zwróciła się do niego, po czym zerknęła na chłopaka dobijającego się do bariery u szczytu schodów. – Jeśli znasz Louisa, mógłbyś wytłumaczyć mu dokładniej, dlaczego nie powinien tam teraz iść i dlaczego może to być niebezpieczne? Pójdziemy na górę, ale najrozsądniej byłoby iść tam razem. Jeśli są tam klątwy, niezbędna będzie pomoc Very – zerknęła na znajdującą się obok przyjaciółkę. Zdecydowanie potrzebowali spojrzenia Very, tym bardziej że dziewczynka także mogła być przeklęta, ale łamaczka klątw nie mogła się roztroić, by sprawdzić klamkę, klapę od piwnicy i jeszcze górę. Pozostawały jeszcze te cholerne, zaklęte tostery...
Jeśli chłopak był mugolem, nie wiedziała, jak odpowiednio łagodnie i przystępnie wytłumaczyć mu, że mogły znajdować się tam klątwy i inne zagrożenia magiczne, żeby nie wzbudzić w nim paniki. Nie wiedziała, czy ów młodzieniec w ogóle wiedział o magii i klątwach, ani czy w ogóle słuchał ich rozmowy, skoro był zajęty krzykami i mówieniem przez barierę, dlatego zwróciła się do uzdrowiciela, który był bliżej niego i mógł mu wytłumaczyć sytuację. Alexander najwyraźniej skądś go znał, w tej chwili nie pytała, skąd, skupiona na konkretach; skoro go znał, to był najlepszą osobą, która mogła mu wyjaśnić sprawę. Bariera przez najbliższy czas nikogo nie wypuści, chyba że Sophia ją zdejmie.
Tostery znowu zaatakowały.
- Reducto! – rzuciła, kierując różdżkę na jeden z atakujących ją dużych tosterów, choć wiedziała, że siniaków i tak nie uniknie. Ale nie traciła czasu na obronę, musieli zniszczyć tostery i zająć się ważniejszymi sprawami.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 61
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 61
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie miałem pojęcia, czy moje zaklęcie zadziałało, czy też był to czar Sophii - mało co tak właściwie obchodziło mnie poza tym, by osiągnąć cel. Oddychałem zbyt szybko - myślałem, że uduszę się własnymi myślami podsuwającymi mi najbardziej pesymistyczne wizje tego, jak szaleńczy wyścig po schodach zostanie zakończony. Jednocześnie byłem wściekły na Louisa: miał szansę wszystko tak dokumentnie spieprzyć, zabić siebie i nas przy okazji; o dziewczynce nie wspominając.
Potknąłem się, złapałem równowagę, o mało nie wpadłem na Botta, który bezskutecznie próbował przebić się przez niewidzialną ścianę. Chwyciłem się balustrady, usiłując złapać zarówno oddech, jak i równowagę. Powstrzymałem się, żeby nie trzepnąć go otwartą dłonią w tył głowy. Zacisnąłem zamiast tego palce na różdżce i poręczy, starając się powstrzymać wszystkie inwektywy cisnące mi się na usta. Byłem tak zdenerwowany, że prawie się trząsłem - ręce miałem chłodne, usta ściągnięte, zaś całą sylwetkę trzymałem prosto i sztywno niczym kołek. Powoli bielejące z siły ucisku palce zaczęły się czerwienić, co zmusiło mnie do powrotu do logicznego myślenia. Wziąłem głęboki wdech i drgnąłem, łamiąc pozę i gładkość czoła. Ściągnąłem brwi, czując jak chłód obłapia również i koniuszek mojego nosa w mig kolorując go różem i czerwienią, pamiątką po odmrożeniu na próbie gwardzisty. Niewiele dłużej niż trwał jeden oddech wystarczyło, by rumień wkroczył też na policzki. Zimno już po raz kolejny tego dnia łapało mnie w swoje objęcia. Czyżby śmierć tamtego mężczyzny na parterze była jakoś powiązana z tym, co siedziało na górze?
Sophia przerwała jednak mój tok myślenia.
- Dziękuję za radę, nigdy nie przyszłoby mi to do głowy - powiedziałem z lekka sarkastycznie gdzieś w przestrzeń pod sufitem. Gdyby to jeszcze było takie proste! Skupiłem się znów na Louisie i jego rozpaczliwych próbach przedostania się poza barierę zaklęcia. Przymknąłem na chwilę oczy i wziąłem głęboki oddech, oczyszczając umysł niczym przed próbą legilimencji. - Louis, posłuchaj mnie bardzo uważnie. Nie musisz na mnie patrzeć, ale posłuchaj - zacząłem, spętawszy wszelką złość i irytację względem mugola. - Jeżeli Laura tam pobiegła, jeżeli w ogóle przetrwała tu tak długo to raczej ten potwór nie zagraża jej w tej chwili. Chwilowa chęć pomocy nic nie zdziała. Żeby naprawdę ją uratować musimy zrozumieć, na jakiej zasadzie to coś się tu zagnieździło. Louis, skup się i pomyśl. Te ag..agregaty - zatrzymałem się na moment, napotykając opór przy wypowiedzeniu niemagicznego słowa i jednocześnie szukając tego, o czym myślałem przed odezwaniem się Sophii - i ogólnie prąd... te małe zdziczałe tostery. Musimy najpierw doprowadzić to miejsce do porządku, dowiedzieć się jakie panują tu zależności, jak przepływa moc, żeby móc uderzyć w jej najsłabszy punkt - wyjaśniłem, starając się pozbierać w całość informacje rzucone mi przez Verę. Klątwy, klątwy, wiele istnień... moment, moment!
- Vera! Czy spotkałaś się kiedyś z tym, że jedno istnienie wchłaniało inne istnienia, dusze opuszczające ciało umarłego niczym dementor, samo stając się potężniejsze? - pytałem przez ramię, wciąż obserwując mgłę wylewającą się niespiesznie z pokoju. - I później z siły tego istnienia czerpało coś innego? Jak takie wielopoziomowe czarnomagiczne Parasitio... szlag - urwałem, kiedy w końcu spojrzałem na to, co działo się na dole.
Nie miałem pojęcia, gdzie u wszystkich stepujących sklątek podział się Rufus z Cecily, zostawiając zarówno panne Leighton jak i Carter na pastwę tosterów. Zacisnąłem mięśnie szczęki i wziąłem głośny, zirytowany oddech. Obracając się przez ramie ze szczytu schodów wymierzyłem w duży toster atakujący Verę i wymówiłem inkantację:
- Reducto!
Potknąłem się, złapałem równowagę, o mało nie wpadłem na Botta, który bezskutecznie próbował przebić się przez niewidzialną ścianę. Chwyciłem się balustrady, usiłując złapać zarówno oddech, jak i równowagę. Powstrzymałem się, żeby nie trzepnąć go otwartą dłonią w tył głowy. Zacisnąłem zamiast tego palce na różdżce i poręczy, starając się powstrzymać wszystkie inwektywy cisnące mi się na usta. Byłem tak zdenerwowany, że prawie się trząsłem - ręce miałem chłodne, usta ściągnięte, zaś całą sylwetkę trzymałem prosto i sztywno niczym kołek. Powoli bielejące z siły ucisku palce zaczęły się czerwienić, co zmusiło mnie do powrotu do logicznego myślenia. Wziąłem głęboki wdech i drgnąłem, łamiąc pozę i gładkość czoła. Ściągnąłem brwi, czując jak chłód obłapia również i koniuszek mojego nosa w mig kolorując go różem i czerwienią, pamiątką po odmrożeniu na próbie gwardzisty. Niewiele dłużej niż trwał jeden oddech wystarczyło, by rumień wkroczył też na policzki. Zimno już po raz kolejny tego dnia łapało mnie w swoje objęcia. Czyżby śmierć tamtego mężczyzny na parterze była jakoś powiązana z tym, co siedziało na górze?
Sophia przerwała jednak mój tok myślenia.
- Dziękuję za radę, nigdy nie przyszłoby mi to do głowy - powiedziałem z lekka sarkastycznie gdzieś w przestrzeń pod sufitem. Gdyby to jeszcze było takie proste! Skupiłem się znów na Louisie i jego rozpaczliwych próbach przedostania się poza barierę zaklęcia. Przymknąłem na chwilę oczy i wziąłem głęboki oddech, oczyszczając umysł niczym przed próbą legilimencji. - Louis, posłuchaj mnie bardzo uważnie. Nie musisz na mnie patrzeć, ale posłuchaj - zacząłem, spętawszy wszelką złość i irytację względem mugola. - Jeżeli Laura tam pobiegła, jeżeli w ogóle przetrwała tu tak długo to raczej ten potwór nie zagraża jej w tej chwili. Chwilowa chęć pomocy nic nie zdziała. Żeby naprawdę ją uratować musimy zrozumieć, na jakiej zasadzie to coś się tu zagnieździło. Louis, skup się i pomyśl. Te ag..agregaty - zatrzymałem się na moment, napotykając opór przy wypowiedzeniu niemagicznego słowa i jednocześnie szukając tego, o czym myślałem przed odezwaniem się Sophii - i ogólnie prąd... te małe zdziczałe tostery. Musimy najpierw doprowadzić to miejsce do porządku, dowiedzieć się jakie panują tu zależności, jak przepływa moc, żeby móc uderzyć w jej najsłabszy punkt - wyjaśniłem, starając się pozbierać w całość informacje rzucone mi przez Verę. Klątwy, klątwy, wiele istnień... moment, moment!
- Vera! Czy spotkałaś się kiedyś z tym, że jedno istnienie wchłaniało inne istnienia, dusze opuszczające ciało umarłego niczym dementor, samo stając się potężniejsze? - pytałem przez ramię, wciąż obserwując mgłę wylewającą się niespiesznie z pokoju. - I później z siły tego istnienia czerpało coś innego? Jak takie wielopoziomowe czarnomagiczne Parasitio... szlag - urwałem, kiedy w końcu spojrzałem na to, co działo się na dole.
Nie miałem pojęcia, gdzie u wszystkich stepujących sklątek podział się Rufus z Cecily, zostawiając zarówno panne Leighton jak i Carter na pastwę tosterów. Zacisnąłem mięśnie szczęki i wziąłem głośny, zirytowany oddech. Obracając się przez ramie ze szczytu schodów wymierzyłem w duży toster atakujący Verę i wymówiłem inkantację:
- Reducto!
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Ocena skutków próby zniszczenia tostera wypadła niepomyślnie, wściekły się. Wszystkie. Vera skrzywiła się wyraźnie, zanosiło się na zajadlejszy atak. Kątem oka śledziła sytuację rozgrywającą się na schodach, skinieniem głowy kwitując pojawienie się bariery, z którą fizycznie szarpał się Louis. Gdyby był czarodziejem, spróbowałby użyć finite - i ta myśl skłoniła ją do częściowego opuszczenia różdżki i trzymania jej w taki sposób, by z miejsca, w którym znajdował się właśnie znajomy Alexandra, nie była szczególnie widoczna. Przy mugolach nie używało się magii, w spokojniejszych okolicznościach postąpiłaby zgodnie z tą zasadą. W tych, cóż. Musieli sobie radzić jak się da.
Odpowiedziała dopiero na pytanie bezpośrednio skierowane do niej.
- Paraistio tworzy pasożytniczą więź, ale przenosi się przez nią siła życiowa, przelewana z ofiary w czarnoksiężnika. Czy da się coś takiego zrobić z magią, nie mam pojęcia. Dziewczynka jako źródło zasilające to, co się tu dzieje? Na wnioski za wcześnie, ale warto rozważyć, jest dokładnie w środku kłopotów. Co dzieje się z duszą pocałowanego przez dementora również nie wiem, ale na pewno jest to sposób jej wyjęcia z ciała - permanentnie, nie słyszała jak dotąd, by pożartą dało się odzyskać, a co dopiero gdzieś przenieść. Zastanowiła się, czy istnienia wyczuwalne w dziecku nie należały przypadkiem do ludzi, którzy zginęli na terenie warsztatu, ale na razie nie miała jak tego określić. Możliwe, że za jakiś czas przekonają się o tym na własnej skórze, ale ugryzła się w język i zachowała to dla siebie, nie było potrzeby wypowiadania takich myśli na głos - z przenoszeniem wielu istnień w jedno nie spotkałam się nigdy, nawet w teoretycznych rozważaniach - o ile istniały gdzieś podobne zapiski, dalece wykraczały poza znane jej podstawy czarnej magii. Uwzględniając istnienie Kamienia Wskrzeszenia... - nie mam prawa powiedzieć, że to niemożliwe. Na pewno nie jest to konwencjonalna klątwa, ale takie nie koniecznie zdejmuje się w konwencjonalny sposób. Pomysł z rozmową jest dobry.
A przynajmniej taki jej się wydawał. Skoro Louis znał Laurę, istniała spora szansa, że dziewczynka będzie skora do zamienienia z nim kilku słów. Jeżeli nadal jest sobą i będzie w stanie go rozpoznać. Zgadzała się z tym, że skoro mała uciekła na górę, musiała czuć się tam bezpieczniej, niż przy nich, ale w rozmowę Alexandra z Lou już się nie wtrąciła, nie było po co. Nie miała do powiedzenia nic, co mogło poprawić sytuację. Przestrogi już padły. Dalej obserwowała urządzenia, z pewną dozą ostrożności.
Poruszyła dłonią trzymającą różdżkę, nieznacznie, gest towarzyszący finite incantatem nie był trudny, zaklęcie nie wymagało werbalnej inkantacji i właśnie to zważyło na wyborze. Obrała za cel mały toster, szykujący się do wyrzucenia kolejnej grzanki. Nie próbowała się bronić, uznała protego za zbędne ryzyko, każdemu podejsciu do wywołania czaru mogła towarzyszyć anomalia. Gdyby nie wyszło, tylko niepotrzebnie straciłaby czas.
Miała paskudne przeczucia, ale wygodniej było zrzucić je na karb atmosfery panującej w warsztacie, niż w nich teraz grzebać.
Odpowiedziała dopiero na pytanie bezpośrednio skierowane do niej.
- Paraistio tworzy pasożytniczą więź, ale przenosi się przez nią siła życiowa, przelewana z ofiary w czarnoksiężnika. Czy da się coś takiego zrobić z magią, nie mam pojęcia. Dziewczynka jako źródło zasilające to, co się tu dzieje? Na wnioski za wcześnie, ale warto rozważyć, jest dokładnie w środku kłopotów. Co dzieje się z duszą pocałowanego przez dementora również nie wiem, ale na pewno jest to sposób jej wyjęcia z ciała - permanentnie, nie słyszała jak dotąd, by pożartą dało się odzyskać, a co dopiero gdzieś przenieść. Zastanowiła się, czy istnienia wyczuwalne w dziecku nie należały przypadkiem do ludzi, którzy zginęli na terenie warsztatu, ale na razie nie miała jak tego określić. Możliwe, że za jakiś czas przekonają się o tym na własnej skórze, ale ugryzła się w język i zachowała to dla siebie, nie było potrzeby wypowiadania takich myśli na głos - z przenoszeniem wielu istnień w jedno nie spotkałam się nigdy, nawet w teoretycznych rozważaniach - o ile istniały gdzieś podobne zapiski, dalece wykraczały poza znane jej podstawy czarnej magii. Uwzględniając istnienie Kamienia Wskrzeszenia... - nie mam prawa powiedzieć, że to niemożliwe. Na pewno nie jest to konwencjonalna klątwa, ale takie nie koniecznie zdejmuje się w konwencjonalny sposób. Pomysł z rozmową jest dobry.
A przynajmniej taki jej się wydawał. Skoro Louis znał Laurę, istniała spora szansa, że dziewczynka będzie skora do zamienienia z nim kilku słów. Jeżeli nadal jest sobą i będzie w stanie go rozpoznać. Zgadzała się z tym, że skoro mała uciekła na górę, musiała czuć się tam bezpieczniej, niż przy nich, ale w rozmowę Alexandra z Lou już się nie wtrąciła, nie było po co. Nie miała do powiedzenia nic, co mogło poprawić sytuację. Przestrogi już padły. Dalej obserwowała urządzenia, z pewną dozą ostrożności.
Poruszyła dłonią trzymającą różdżkę, nieznacznie, gest towarzyszący finite incantatem nie był trudny, zaklęcie nie wymagało werbalnej inkantacji i właśnie to zważyło na wyborze. Obrała za cel mały toster, szykujący się do wyrzucenia kolejnej grzanki. Nie próbowała się bronić, uznała protego za zbędne ryzyko, każdemu podejsciu do wywołania czaru mogła towarzyszyć anomalia. Gdyby nie wyszło, tylko niepotrzebnie straciłaby czas.
Miała paskudne przeczucia, ale wygodniej było zrzucić je na karb atmosfery panującej w warsztacie, niż w nich teraz grzebać.
Warsztat w Outwood
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Surrey