Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Surrey
Warsztat w Outwood
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Stary warsztat
Stary warsztat Roberta Andersona był dość znany w Outwood - wiosce położonej w hrabstwie Surrey, stosunkowo niedaleko od Londynu. Ponoć zapewniał elektryczne zaplecze całej okolicy, gwarantował prąd w każdym mugolskim domu. Niegdyś działał prężnie, wynalazca urzędujący w jego wnętrzu był znakomitym znawcą w swojej dziedzinie, dlatego ludzie często przychodzili do niego w sprawie drobniejszych i większych napraw. Sprzedawał również przeróżne, mugolskie cacka.
Czarodziejskie akta wskazywały, że wioska nie poddała się anomaliom, co było bardzo dziwne, ale z drugiej strony dawało ulgę - tutaj mugole byli jakby nieco odporniejsi na ataki magii. Wszystko zmieniło się w połowie września, kiedy w warsztacie zaczęło dziać się coś złego. Pod koniec miesiąca mugole stracili w wiosce prąd i wynieśli się jak najszybciej, bo bali się, że warsztat coś nawiedziło. Ile było w tym prawdy, a ile zmyślonych historii?
Czarodziejskie akta wskazywały, że wioska nie poddała się anomaliom, co było bardzo dziwne, ale z drugiej strony dawało ulgę - tutaj mugole byli jakby nieco odporniejsi na ataki magii. Wszystko zmieniło się w połowie września, kiedy w warsztacie zaczęło dziać się coś złego. Pod koniec miesiąca mugole stracili w wiosce prąd i wynieśli się jak najszybciej, bo bali się, że warsztat coś nawiedziło. Ile było w tym prawdy, a ile zmyślonych historii?
Sophia była sceptyczna wobec pomysłu z rozdzielaniem się, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Louis jako mugol był bezbronny w starciu z magią, a i Alex prawdopodobnie nie miał pojęcia o runach i klątwach, a już na pewno nie takiego jak Vera. Niemniej jednak musiała zaufać Gwardziście. Ktoś zresztą musiał sprawdzić górę. Na pewno była tam Laura, może i Anderson. Nie wiadomo, ile mieli czasu, zanim sytuacja się popsuje.
- Gdyby coś się działo lub gdybyście znaleźli coś ważnego, zawołajcie nas – powiedziała głośno, by obaj mogli ją usłyszeć zanim zniknęli na górze. W razie potrzeby mogły z Verą pobiec za nimi i wspomóc ich w walce z potworem czy cokolwiek się tam znajdowało. Jeśli chcieli uratować Andersona i jego córkę, musieli być bardzo ostrożni. Ona póki co zamierzała pozostać w pobliżu Very, by w razie potrzeby jej pomóc. Łamaczka klątw nie mogła zostać tu zupełnie sama. Myśli o Rufusie i Cecily póki co spychała na dalszy plan – Longbottom był aurorem, na pewno potrafił zadbać o swoją skórę, ale nie powinien znikać bez informowania reszty. Gorzej z Cecily. Gdzie oni się podziewali? Wyszli na zewnątrz? Póki co nie mogła tego sprawdzić, bo weszła do pokoju i zajęła się jego przetrząsaniem.
W pomieszczeniu kryło się więcej zaczarowanych sprzętów, ale te nie były agresywne. Nic nie zaatakowało Sophii. Przyjrzała im się z ciekawością, na dłużej zatrzymując wzrok na komunikacie, który pojawił się na ekranie telewizora. Zadziwiający był fakt, że mugolskie urządzenia w ogóle znosiły obecność magii, bo do tej pory wydawało jej się, że magiczna moc źle wpływa na mugolskie maszyny. W Hogwarcie ich działanie nie było możliwe, bo podobno wariowały od nadmiaru magii.
- Czym jesteście? – rzuciła w przestrzeń, choć nie spodziewała się, że urządzenia odpowiedzą w jakikolwiek sposób. Mimo to spróbowała. – Kto was zaczarował i dlaczego?
Na stole znalazła kawałki kredy. Wzięła parę z nich i schowała do kieszeni, zamierzając zaraz zanieść je Verze. Zanim to zrobiła, zatrzymała się jeszcze przy czarnej tablicy wiszącej na jednej ze ścian, na której znajdowały się dziecięce rysunki, zapewne stworzone przez Laurę. Przyjrzała się im, próbując dociec, co przedstawiały. Pierwszy rysunek na upartego dałoby się określić jako karykaturę trolla – ale nie mogła być tego pewna, zwłaszcza że mugolska dziewczynka nie powinna wiedzieć, jak takowe stworzenie wygląda. Drugi przedstawiał po dziecięcemu narysowanych ludzi, prawdopodobnie Laurę i dwóch dorosłych – może Andersona, a może kogoś zupełnie innego? Nawet jeśli jeden był Andersonem, to nie wyjaśniało, kim była druga osoba składająca się z kółka i kresek. Trzeci mógł wyglądać jak duch – ale nie taki znany ze świata magii, będący w zasadzie przeźroczystą sylwetką człowieka, a taki, jak często wyobrażali sobie duchy mugole. Po chwili jednak skojarzyła ten kształt z czymś innym, znanym z jej świata, przerażający stwór w postrzępionej pelerynie, z wielkimi ustami i bez oczu – dementor? Początkowo odrzuciła tę myśl, bo z tego, co wiedziała mugole nie byli w stanie zobaczyć dementorów – ale co jeśli w wyniku anomalii coś się zmieniło?
Była też runa, ale tą musiała zobaczyć Vera.
Sophia wraz z kredą przeszła z powrotem do większego pokoju, w którym znajdowała się łamaczka klątw.
- Znalazłam kredę – powiedziała, wyciągając z kieszeni kilka fragmentów, które wzięła ze stołu. – W pokoju znajduje się więcej zaczarowanych sprzętów, jest także tablica z dziecięcymi rysunkami. Jakieś ludzkie sylwetki, dziwny stwór z wielkimi nogami i coś, co może być albo dementorem, albo duchem przedstawianym na sposób mugolski. Jest też runa, ale nie wiem, co znaczy – opowiedziała jej.
- Gdyby coś się działo lub gdybyście znaleźli coś ważnego, zawołajcie nas – powiedziała głośno, by obaj mogli ją usłyszeć zanim zniknęli na górze. W razie potrzeby mogły z Verą pobiec za nimi i wspomóc ich w walce z potworem czy cokolwiek się tam znajdowało. Jeśli chcieli uratować Andersona i jego córkę, musieli być bardzo ostrożni. Ona póki co zamierzała pozostać w pobliżu Very, by w razie potrzeby jej pomóc. Łamaczka klątw nie mogła zostać tu zupełnie sama. Myśli o Rufusie i Cecily póki co spychała na dalszy plan – Longbottom był aurorem, na pewno potrafił zadbać o swoją skórę, ale nie powinien znikać bez informowania reszty. Gorzej z Cecily. Gdzie oni się podziewali? Wyszli na zewnątrz? Póki co nie mogła tego sprawdzić, bo weszła do pokoju i zajęła się jego przetrząsaniem.
W pomieszczeniu kryło się więcej zaczarowanych sprzętów, ale te nie były agresywne. Nic nie zaatakowało Sophii. Przyjrzała im się z ciekawością, na dłużej zatrzymując wzrok na komunikacie, który pojawił się na ekranie telewizora. Zadziwiający był fakt, że mugolskie urządzenia w ogóle znosiły obecność magii, bo do tej pory wydawało jej się, że magiczna moc źle wpływa na mugolskie maszyny. W Hogwarcie ich działanie nie było możliwe, bo podobno wariowały od nadmiaru magii.
- Czym jesteście? – rzuciła w przestrzeń, choć nie spodziewała się, że urządzenia odpowiedzą w jakikolwiek sposób. Mimo to spróbowała. – Kto was zaczarował i dlaczego?
Na stole znalazła kawałki kredy. Wzięła parę z nich i schowała do kieszeni, zamierzając zaraz zanieść je Verze. Zanim to zrobiła, zatrzymała się jeszcze przy czarnej tablicy wiszącej na jednej ze ścian, na której znajdowały się dziecięce rysunki, zapewne stworzone przez Laurę. Przyjrzała się im, próbując dociec, co przedstawiały. Pierwszy rysunek na upartego dałoby się określić jako karykaturę trolla – ale nie mogła być tego pewna, zwłaszcza że mugolska dziewczynka nie powinna wiedzieć, jak takowe stworzenie wygląda. Drugi przedstawiał po dziecięcemu narysowanych ludzi, prawdopodobnie Laurę i dwóch dorosłych – może Andersona, a może kogoś zupełnie innego? Nawet jeśli jeden był Andersonem, to nie wyjaśniało, kim była druga osoba składająca się z kółka i kresek. Trzeci mógł wyglądać jak duch – ale nie taki znany ze świata magii, będący w zasadzie przeźroczystą sylwetką człowieka, a taki, jak często wyobrażali sobie duchy mugole. Po chwili jednak skojarzyła ten kształt z czymś innym, znanym z jej świata, przerażający stwór w postrzępionej pelerynie, z wielkimi ustami i bez oczu – dementor? Początkowo odrzuciła tę myśl, bo z tego, co wiedziała mugole nie byli w stanie zobaczyć dementorów – ale co jeśli w wyniku anomalii coś się zmieniło?
Była też runa, ale tą musiała zobaczyć Vera.
Sophia wraz z kredą przeszła z powrotem do większego pokoju, w którym znajdowała się łamaczka klątw.
- Znalazłam kredę – powiedziała, wyciągając z kieszeni kilka fragmentów, które wzięła ze stołu. – W pokoju znajduje się więcej zaczarowanych sprzętów, jest także tablica z dziecięcymi rysunkami. Jakieś ludzkie sylwetki, dziwny stwór z wielkimi nogami i coś, co może być albo dementorem, albo duchem przedstawianym na sposób mugolski. Jest też runa, ale nie wiem, co znaczy – opowiedziała jej.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
PIĘTRO:
Spojrzenie posłane w stronę ciała leżącego na schodach niewiele dało – mężczyzna leżał na brzuchu z rekami ułożonymi krzywo na schodach, jedna z nich wyciągnięta była w stronę wyjściowych drzwi; jedyne, co było wyraźne, to trzy krwiste pręgi pod rozerwanym materiałem szaty. Posoka dawno zakrzepła. Na widocznym policzku tkwiło kilkanaście drobnych zadrapań i kilka drzazg.
Radio zostało odłożone na ostatni stopień schodów na piętrze.
Carpiene, choć promień nie wymknął się z różdżki, osiadło na całym piętrze, zaglądając do pokojów. Jasna smuga opadła na kwadratowym kształcie ustawionym na podłodze w drugim pokoju po lewej (IV); potem na ścianach pierwszym pokoju po lewej (II), na kilku punktach w drugim pokoju po prawej (III).
Pierwsza dotarła do was muzyka – cicha, spokojna kołysanka wygrywana przez pozytywkę gdzieś za ścianą. Jedyne źródło światła stanowiła smuga lejąca się od uchylonych delikatnie drzwi (pokój II) i jakby lodowa, przeraźliwie chłodna mgła wysuwająca się pod kolejnymi, tymi znajdującymi się tuż przy was (pokój I). Temperatura spadła, zrobiło wam się zwyczajnie zimno. I dziwnie ponuro.
Usłyszeliście pomruk zza ściany, niski i warkliwy, ale jakby… pełen żalu. Zaraz rozległ się następny. Coś na końcu korytarza się poruszyło. Skulona nad podłogą sylwetka obróciła się w waszym kierunku. Jasne, błękitne oczy pojaśniały mlecznie.
PARTER:
Zaklęcie opadło na klamce jasnym strumieniem, wyszeptane w myślach słowa niemal przybrały kształt przedmiotu. W runy wniknęła biała magia, wniknęła w ich strukturę, pozostawiając klamkę nienaruszoną. I zamek cicho kliknął, uchylając drzwi. Klątwa została przełamana. Już przez niewielką szparę Vera mogła zobaczyć parę czyichś nóg – sądząc po wyglądzie spodni i po butach, były to męskie nogi. Kiedy drzwi się uchyliły, energia pochodząca z cofniętej klątwy jakby odsunęła ciało blokujące wejście.
Telewizory wyraźnie się trzęsły i kuliły przy sobie, nie przestały nawet, kiedy Sophia nie wyglądała na agresywną. Jeden z nich odpowiedział natychmiast, drugi zaraz go szturchnął tak, że aż ekranik mu pobielał.
„JESTEŚMY OD PANI GLENETT I PANA JERKINSA. JESTEŚMY ICH TELEWIZORAMI. TO ON NAM TO ZROBIŁ. TEN, CO ZABIŁ DZIEWCZYNKĘ”
Prócz szumu, który wypływał wartkim strumieniem z urządzeń, nie było słychać żadnych głosów. Napisy pojawiały się w ciszy.
| Na odpis macie czas do 1 stycznia do godziny 20. Prosiłabym was, żebyście trzymali się terminów!
Słuchanie jednej strony kasety to jedna akcja.
Rufus i Cecily mogą dołączyć, ale przed napisaniem postu proszę o kontakt ze mną.
Spojrzenie posłane w stronę ciała leżącego na schodach niewiele dało – mężczyzna leżał na brzuchu z rekami ułożonymi krzywo na schodach, jedna z nich wyciągnięta była w stronę wyjściowych drzwi; jedyne, co było wyraźne, to trzy krwiste pręgi pod rozerwanym materiałem szaty. Posoka dawno zakrzepła. Na widocznym policzku tkwiło kilkanaście drobnych zadrapań i kilka drzazg.
Radio zostało odłożone na ostatni stopień schodów na piętrze.
Carpiene, choć promień nie wymknął się z różdżki, osiadło na całym piętrze, zaglądając do pokojów. Jasna smuga opadła na kwadratowym kształcie ustawionym na podłodze w drugim pokoju po lewej (IV); potem na ścianach pierwszym pokoju po lewej (II), na kilku punktach w drugim pokoju po prawej (III).
Pierwsza dotarła do was muzyka – cicha, spokojna kołysanka wygrywana przez pozytywkę gdzieś za ścianą. Jedyne źródło światła stanowiła smuga lejąca się od uchylonych delikatnie drzwi (pokój II) i jakby lodowa, przeraźliwie chłodna mgła wysuwająca się pod kolejnymi, tymi znajdującymi się tuż przy was (pokój I). Temperatura spadła, zrobiło wam się zwyczajnie zimno. I dziwnie ponuro.
Usłyszeliście pomruk zza ściany, niski i warkliwy, ale jakby… pełen żalu. Zaraz rozległ się następny. Coś na końcu korytarza się poruszyło. Skulona nad podłogą sylwetka obróciła się w waszym kierunku. Jasne, błękitne oczy pojaśniały mlecznie.
PARTER:
Zaklęcie opadło na klamce jasnym strumieniem, wyszeptane w myślach słowa niemal przybrały kształt przedmiotu. W runy wniknęła biała magia, wniknęła w ich strukturę, pozostawiając klamkę nienaruszoną. I zamek cicho kliknął, uchylając drzwi. Klątwa została przełamana. Już przez niewielką szparę Vera mogła zobaczyć parę czyichś nóg – sądząc po wyglądzie spodni i po butach, były to męskie nogi. Kiedy drzwi się uchyliły, energia pochodząca z cofniętej klątwy jakby odsunęła ciało blokujące wejście.
Telewizory wyraźnie się trzęsły i kuliły przy sobie, nie przestały nawet, kiedy Sophia nie wyglądała na agresywną. Jeden z nich odpowiedział natychmiast, drugi zaraz go szturchnął tak, że aż ekranik mu pobielał.
„JESTEŚMY OD PANI GLENETT I PANA JERKINSA. JESTEŚMY ICH TELEWIZORAMI. TO ON NAM TO ZROBIŁ. TEN, CO ZABIŁ DZIEWCZYNKĘ”
Prócz szumu, który wypływał wartkim strumieniem z urządzeń, nie było słychać żadnych głosów. Napisy pojawiały się w ciszy.
| Na odpis macie czas do 1 stycznia do godziny 20. Prosiłabym was, żebyście trzymali się terminów!
Słuchanie jednej strony kasety to jedna akcja.
Rufus i Cecily mogą dołączyć, ale przed napisaniem postu proszę o kontakt ze mną.
- Informacje:
- Żywotność:
• Louis - 170/170
• Cecily - 207/207
• Alexander - 220/220
• Sophia - 233/240 (-7 szarpane)
• Rufus - 242/242
• Vera - 190/202 (-7 szarpane, -5 poparzenie na twarzy)
Ekwipunek:
• Louis - skórzana, zniszczona torba-listonoszka, a w niej: prądnica, scyzoryk, paczka papierosów, paczka zapałek, portfel z dokumentami i drobniakami, notes i ołówek; kaseta „6”, kaseta nie podpisana, radio
• Cecily - różdżka, metalowy przedmiot, eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 8 ),
• Alexander - różdżka, czerwony kryształ i fluoryt (zawieszone na szyi pod swetrem), bransoleta z włosów syreny (prawy nadgarstek pod rękawami), antidotum podstawowe (1 porcja) i czyścioszek (1 porcja, stat. 29).
• Sophia - przy sobie różdżka, metalowy przedmiot, zawieszone na rzemieniu schowanym pod ubraniem fluoryt, onyks czarny i amulet z jeleniego poroża, broszka z alabastrowym jednorożcem, w torbie kanapka z serem, eliksiry: maść z gwiazdy wodnej (1 porcja, stat. 10), kameleon (1 porcja, stat. 29), eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29), czyścioszek (1 porcja, stat. 29)
• Rufus - różdżka i metalowy przedmiot
• Vera - różdżka, metalowy przedmiot, oko ślepego, tabliczka czekolady z Miodowego Królestwa, zabezpieczone przed stłuczeniem eliksiry od Charlene: znieczulający (2 porcje, stat. 20), czuwający strażnik (1 porcja, stat. 20), antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 5)
- Mapa:
- PARTER:
PIĘTRO:
Sposób poruszania się:
W jednej kolejce możecie podjąć się przejścia z jednego pokoju do drugiego (przekroczenie drzwi) oraz dokonać jednej akcji. W zamian możecie przejść przez dwa pokoje, ale bez możliwości dokonywania akcji. Jeśli nie przemieszczacie się, wciąż obowiązuje tylko jedna akcja (zaklęcie lub rzut na biegłość, itp.).
Legenda:
Literki na mapie odpowiadają waszym imionom.
Dodałam cyfry do ciał - jeśli chcecie zainteresować się którymś (wszystkimi jednocześnie nie możecie), to mam nadzieję, że to pomoże!
Błękitne paski na piętrze to lustra
- Ściana i pergamin zdobyty przez Verę:
Ściana z runami
Pergamin Very
Sophia ostrożnie sprawdziła pokój, obejrzała sprzęty oraz tablicę z rysunkami. Po jej pytaniach, rzuconych w stronę urządzeń, coś rzeczywiście się wydarzyło – na ekranie jednego z telewizorów pojawił się komunikat. O ile pierwsza część nie wydawała się czymś bardzo znaczącym, zapewne były to nazwiska mugoli, do których należały urządzenia przed trafieniem tutaj, tak druga brzmiała zagadkowo. Jak to: zabił dziewczynkę? Przecież ją widzieli – i choć Sophia nie zdążyła jej się przyjrzeć zanim uciekła, zdawała sobie sprawę, że gdyby mała była inferiusem, nie uciekłaby, tylko zaatakowała ich. W innej formie martwa osoba nie mogłaby biegać i uciekać przed nimi.
- Jaką dziewczynkę? Czy to Laura? – zadała urządzeniom kolejne pytanie, choć nie mogła być pewna, czy tym razem uzyska odpowiedź. Jeśli ktoś zabił dziewczynkę, to w takim razie kto uciekł na górę? Za kim poszli Alex i Louis? – Kim jest ten, który ją zabił?
Po chwili przeszła do dużego pokoju, gdzie szybko przekazała Verze kredę i podzieliła się z nią tym, co widziała.
- Jeden z telewizorów w pokoju obok wyświetlił komunikat mówiący o tym, że urządzenia zaczarował ten, co zabił dziewczynkę – powiedziała Verze. Musiała powiedzieć o tym innym. Mając nadzieję, że Alex i Louis nadal byli gdzieś w pobliżu schodów i mogli ją usłyszeć, podeszła do ich dolnej części i powtórzyła głośno to samo, co przekazała Verze, by ich ostrzec. Musieli mieć się na baczności.
- Jak myślisz, czym teraz jest Laura? Czy może ten tajemniczy ktoś zabił jakąś inną dziewczynkę? – zwróciła się znowu do Very, coraz bardziej zaniepokojona całą tą sprawą.
Łamaczka zdążyła już złamać klątwę, a drzwi zamkniętego pokoiku były otwarte. Sophia podeszła bliżej, także zobaczyła czyjeś męskie nogi widoczne przez uchylone drzwi. Blokujące je ciało jakby się przesunęło.
- Ciekawe, kto to jest. Może Anderson? Sprawdzisz, czy nie ma więcej klątw? – zastanowiła się. Otworzyła drzwi szerzej, by do pokoju wpadło więcej światła z głównego pomieszczenia. Nie weszła do środka, a jedynie przystanęła przed progiem, po czym rozejrzała się po mniejszym pokoiku, choć mając na uwadze możliwość istnienia klątwy nie dotknęła mężczyzny ani niczego innego bezpośrednio. – Hej, słyszy mnie pan? – zapytała, obserwując go uważnie, próbując dostrzec, czy oddycha albo czy nie jest ranny. Musiały sprawdzić, czy żył.
| rzucam na spostrzegawczość – próbuję upewnić się, czy mężczyzna w pokoju żyje i rozglądam się po wnętrzu, poziom III (+60)
- Jaką dziewczynkę? Czy to Laura? – zadała urządzeniom kolejne pytanie, choć nie mogła być pewna, czy tym razem uzyska odpowiedź. Jeśli ktoś zabił dziewczynkę, to w takim razie kto uciekł na górę? Za kim poszli Alex i Louis? – Kim jest ten, który ją zabił?
Po chwili przeszła do dużego pokoju, gdzie szybko przekazała Verze kredę i podzieliła się z nią tym, co widziała.
- Jeden z telewizorów w pokoju obok wyświetlił komunikat mówiący o tym, że urządzenia zaczarował ten, co zabił dziewczynkę – powiedziała Verze. Musiała powiedzieć o tym innym. Mając nadzieję, że Alex i Louis nadal byli gdzieś w pobliżu schodów i mogli ją usłyszeć, podeszła do ich dolnej części i powtórzyła głośno to samo, co przekazała Verze, by ich ostrzec. Musieli mieć się na baczności.
- Jak myślisz, czym teraz jest Laura? Czy może ten tajemniczy ktoś zabił jakąś inną dziewczynkę? – zwróciła się znowu do Very, coraz bardziej zaniepokojona całą tą sprawą.
Łamaczka zdążyła już złamać klątwę, a drzwi zamkniętego pokoiku były otwarte. Sophia podeszła bliżej, także zobaczyła czyjeś męskie nogi widoczne przez uchylone drzwi. Blokujące je ciało jakby się przesunęło.
- Ciekawe, kto to jest. Może Anderson? Sprawdzisz, czy nie ma więcej klątw? – zastanowiła się. Otworzyła drzwi szerzej, by do pokoju wpadło więcej światła z głównego pomieszczenia. Nie weszła do środka, a jedynie przystanęła przed progiem, po czym rozejrzała się po mniejszym pokoiku, choć mając na uwadze możliwość istnienia klątwy nie dotknęła mężczyzny ani niczego innego bezpośrednio. – Hej, słyszy mnie pan? – zapytała, obserwując go uważnie, próbując dostrzec, czy oddycha albo czy nie jest ranny. Musiały sprawdzić, czy żył.
| rzucam na spostrzegawczość – próbuję upewnić się, czy mężczyzna w pokoju żyje i rozglądam się po wnętrzu, poziom III (+60)
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 39
'k100' : 39
Alex przystał na mój plan, a ja szczerze mówiąc właśnie w tym momencie wypuściłem wstrzymywane (nawet nie wiem kiedy) powietrze z płuc. Dobrze! Doszliśmy do jakiegoś porozumienia! Chociaż wizja wyrzucania mojej skromnej osoby przez okno jakoś nie napawała optymizmem. No nic.
Tak czy siak jednak kiwnąłem głową. Alex idzie pierwszy - z tym ani trochę nie zamierzałem się kłócić, aż tak się nie wyrywałem do spotkania z potworem. Ruszyłem jednak krok za nim, obserwując otoczenie znad jego ramienia. Zatrzymałem się tylko na chwilę zesztywniały, kiedy jakaś smuga (nie wiedziałem co miała za zadanie) pofrunęła przed nami rozdzielając się dziwacznie po pomieszczeniach. Wszystko zaś prezentowało się dość ponuro i zwyczajnie odpychająco. Pożałowałem, że wpadłem na tak durny pomysł, żeby tu wchodzić, ale skoro już tu byliśmy...
Kiedy dotarła do moich uszu muzyka z pozytywki, rozglądnąłem się starając się ustalić zza których drzwi dobiegają jej dźwięki. Wtedy też zauważyłem sączące się z jednego z pokoi (II) światło. Chciałem je pokazać Alexowi, ale ten był teraz pochłonięty chyba czymś innym, więc korzystając z okazji sam zrobiłem nieśmiało tych kilka kroków w stronę drzwi. Naprzeciwko nich znajdowało się lustro, więc jeśli się je otworzy szerzej, to powinno rozjaśnić większą część korytarza. Tak to sobie przynajmniej wykombinowałem.
Spokojnie więc, nie robiąc żadnych gwałtownych ruchów i po cichu (właśnie wyobraziłem sobie, że jestem jakimś super-tajnym agentem i muszę się dokądś niezauważony przekraść) zbliżyłem się i pchnąłem drzwi do II pokoju, by je otworzyć szerzej i zajrzeć do środka.
Alex nie powinien być zły, nie? W końcu na piętro faktycznie wyszedł jako pierwszy tak, jak chciał, nie?
I tylko znów serce zabiło mi mocniej, kiedy usłyszałem dość złowróżbny pomruk - jeden, a potem drugi. I wtedy też się coś poruszyło na końcu korytarza. Zastygłem w bezruchu przyglądając się temu... czemuś? komuś? Miało w każdym razie bardzo niepokojące oczy, a ja dość nieopacznie zbliżywszy się do pomieszczenia, z którego sączyło się światło, jednocześnie znalazłem się bliżej... no, tego osobnika. Na domiar złego sparaliżowało mnie do tego stopnia, że nawet nie byłem w stanie się odezwać.
Głos chyba tej rudej dziewczyny z dołu dobiegł do mnie z jakąś zdwojoną siłą. Nie wiedziałem czy telewizor nie wyświetlił może jakiejś reklamy po prostu... chociaż nie, w sumie nie było prądu, tak? Ale na dźwięk "zabił dziewczynkę" autentycznie zaschło mi w gardle. Chyba nie mieli na myśli Laury, co?
Tak czy siak jednak kiwnąłem głową. Alex idzie pierwszy - z tym ani trochę nie zamierzałem się kłócić, aż tak się nie wyrywałem do spotkania z potworem. Ruszyłem jednak krok za nim, obserwując otoczenie znad jego ramienia. Zatrzymałem się tylko na chwilę zesztywniały, kiedy jakaś smuga (nie wiedziałem co miała za zadanie) pofrunęła przed nami rozdzielając się dziwacznie po pomieszczeniach. Wszystko zaś prezentowało się dość ponuro i zwyczajnie odpychająco. Pożałowałem, że wpadłem na tak durny pomysł, żeby tu wchodzić, ale skoro już tu byliśmy...
Kiedy dotarła do moich uszu muzyka z pozytywki, rozglądnąłem się starając się ustalić zza których drzwi dobiegają jej dźwięki. Wtedy też zauważyłem sączące się z jednego z pokoi (II) światło. Chciałem je pokazać Alexowi, ale ten był teraz pochłonięty chyba czymś innym, więc korzystając z okazji sam zrobiłem nieśmiało tych kilka kroków w stronę drzwi. Naprzeciwko nich znajdowało się lustro, więc jeśli się je otworzy szerzej, to powinno rozjaśnić większą część korytarza. Tak to sobie przynajmniej wykombinowałem.
Spokojnie więc, nie robiąc żadnych gwałtownych ruchów i po cichu (właśnie wyobraziłem sobie, że jestem jakimś super-tajnym agentem i muszę się dokądś niezauważony przekraść) zbliżyłem się i pchnąłem drzwi do II pokoju, by je otworzyć szerzej i zajrzeć do środka.
Alex nie powinien być zły, nie? W końcu na piętro faktycznie wyszedł jako pierwszy tak, jak chciał, nie?
I tylko znów serce zabiło mi mocniej, kiedy usłyszałem dość złowróżbny pomruk - jeden, a potem drugi. I wtedy też się coś poruszyło na końcu korytarza. Zastygłem w bezruchu przyglądając się temu... czemuś? komuś? Miało w każdym razie bardzo niepokojące oczy, a ja dość nieopacznie zbliżywszy się do pomieszczenia, z którego sączyło się światło, jednocześnie znalazłem się bliżej... no, tego osobnika. Na domiar złego sparaliżowało mnie do tego stopnia, że nawet nie byłem w stanie się odezwać.
Głos chyba tej rudej dziewczyny z dołu dobiegł do mnie z jakąś zdwojoną siłą. Nie wiedziałem czy telewizor nie wyświetlił może jakiejś reklamy po prostu... chociaż nie, w sumie nie było prądu, tak? Ale na dźwięk "zabił dziewczynkę" autentycznie zaschło mi w gardle. Chyba nie mieli na myśli Laury, co?
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
Uniosła brwi na rewelacje o zamordowanej dziewczynce. Jak na trupa, Laura wydawała się nadzwyczaj żywa, choć w świetle tego, co wykazało zaklęcie, Vera niczego nie zamierzała być pewna. Przejęła od aurorki kredę, jednocześnie ustępując jej miejsca przy uchylonych drzwiach. Widoczne zza nich nogi należały - prawdopodobnie - do kolejnego martwego ciała. Albo żywego człowieka, tego jeszcze nie mogła wiedzieć.
- Kogoś tu znaleźliśmy - krzyknęła w kierunku piętra, śladem Alexa i Louisa. Usłyszą lub nie, nie spodziewała się, by mieli teraz zawrócić. Przyjęła, być może na wyrost, że w obecności gwardzisty Louis będzie bezpieczniejszy, a skoro się znali, tym lepiej. Brak dochodzących z góry dźwięków, które mogłyby świadczyć o poważnych kłopotach - cisza przed burzą? - niepokoił nieco mniej, niż powinien. Leighton stopniowo odzyskiwała spokój, godziła się z bieżącym stanem rzeczy - w tej chwili spodziewała się wszystkiego, łącznie z tym, że trwający na słowo honoru budynek pogrzebie ich żywcem.
- Louis nie wspominał, że mieszkają tu inne dziewczynki - odpowiedziała na pytanie Sophii, rozważając sugestię ponowienia hexa revelio. Zerknęła w kierunku diagramu, zważyła trzymany w lewej dłoni kawałek kredy i kilka sekund później schowała go do kieszeni. Palce prawej mocniej zacisnęła na drewnie różdżki, po czym wymierzyła ją w przestrzeń otwartego pomieszczenia.
- Hexa revelio - mruknęła, dodając do tego gest towarzyszący inkantacji.
- Kogoś tu znaleźliśmy - krzyknęła w kierunku piętra, śladem Alexa i Louisa. Usłyszą lub nie, nie spodziewała się, by mieli teraz zawrócić. Przyjęła, być może na wyrost, że w obecności gwardzisty Louis będzie bezpieczniejszy, a skoro się znali, tym lepiej. Brak dochodzących z góry dźwięków, które mogłyby świadczyć o poważnych kłopotach - cisza przed burzą? - niepokoił nieco mniej, niż powinien. Leighton stopniowo odzyskiwała spokój, godziła się z bieżącym stanem rzeczy - w tej chwili spodziewała się wszystkiego, łącznie z tym, że trwający na słowo honoru budynek pogrzebie ich żywcem.
- Louis nie wspominał, że mieszkają tu inne dziewczynki - odpowiedziała na pytanie Sophii, rozważając sugestię ponowienia hexa revelio. Zerknęła w kierunku diagramu, zważyła trzymany w lewej dłoni kawałek kredy i kilka sekund później schowała go do kieszeni. Palce prawej mocniej zacisnęła na drewnie różdżki, po czym wymierzyła ją w przestrzeń otwartego pomieszczenia.
- Hexa revelio - mruknęła, dodając do tego gest towarzyszący inkantacji.
The member 'Vera Leighton' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zaklęcie było udane - od razu do mojej świadomości zaczęły dobijać się podejrzane obiekty. A było ich wiele, zbyt wiele bym czuł się w jakikolwiek sposób komfortowo. Kiedy zaś dobiegł mnie z parteru głos Sophii cały znieruchomiałem. Dziewczynka nie żyła. Przełknąłem ślinę czując, jak oddech zaczyna więznąć mi w gardle. To, w co się wplątaliśmy to najprawdopodobniej było na nasze siły zbyt wiele. Otworzyłem usta, żeby powiedzieć coś do Louisa, lecz wtedy na końcu korytarza błysnęły ślepia. Otworzyłem oczy szeroko, zapowietrzając się i mając wrażenie, że za chwilę stracę nad sobą kontrolę. Patrzyłem w dwa mleczne punkty przy przeciwległej ścianie - najprawdopodobniej była tam ściana, nie wiedziałem, było ciemno - nie wiedząc, co ze sobą tak właściwie zrobić. Dlatego chyba zrobiłem jedną z głupszych rzeczy, którą mogłem wybrać.
- Dź-dzień dobry. Nazywam się Alexander, to mój kolega Louis. Z kim mamy przyjemność? - zapytałem, zaciskając zaczerwienione od chłodu palce na różdżce tak mocno, że aż zbielały mi kłykcie. Byłem rozdarty: nie wiedziałem, czy powinienem jakoś rozjaśnić sytuację, czy może lepiej nie. Mogłem niechcący rozzłościć coś, co siedziało na końcu korytarza.
Chyba mimo wszystko bałem się śmierci.
Wyciągnąłem powoli rękę w bok, celując w ścianę po mojej prawej.
- Abspectus - wymówiłem inkantację, powoli podchodząc na wysokość pierwszych drzwi na prawo.
- Dź-dzień dobry. Nazywam się Alexander, to mój kolega Louis. Z kim mamy przyjemność? - zapytałem, zaciskając zaczerwienione od chłodu palce na różdżce tak mocno, że aż zbielały mi kłykcie. Byłem rozdarty: nie wiedziałem, czy powinienem jakoś rozjaśnić sytuację, czy może lepiej nie. Mogłem niechcący rozzłościć coś, co siedziało na końcu korytarza.
Chyba mimo wszystko bałem się śmierci.
Wyciągnąłem powoli rękę w bok, celując w ścianę po mojej prawej.
- Abspectus - wymówiłem inkantację, powoli podchodząc na wysokość pierwszych drzwi na prawo.
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 28
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 28
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
PARTER:
Telewizory „spojrzały” po sobie, kiedy Sophia zadała pytanie. Odpowiedział tym razem drugi. Litery pojawiły się na ekranie, lekko drżały.
„Nie wiemy, jak ma na imię. Przychodziła tu i rysowała na tablicy.”
„ON JEST BARDZO ZŁY. WCIĄŻ TU JEST”
Gdy kobiety zajrzały do pokoju głębiej, zobaczyły mężczyznę o ciemnych włosach i okrutnie wychudzonej twarzy, której skóra była wysuszona niemal na wiór, przetkana licznymi zmarszczkami i bliznami; podobnie wyglądała skóra szyi i dłoni, widoczna dla obu kobiet – Vera mogła poznać objawy Klątwy Głodu. Miał zamknięte oczy i otwarte usta, język był bardzo opuchnięty. Sophia nie musiała sprawdzać jego funkcji życiowych, na co pozwalała jej szczątkowa wiedza na temat ludzkiej anatomii, żeby wiedzieć, że mężczyzna nie żył – klatka piersiowa nie unosiła się w oddechu. Jego chude ciało ubrane było w biały fartuch, a kieszonka była delikatnie wybrzuszona, w dodatku wystawała z niej zakorkowana, szklana probówka, w której coś lśniło bladym światłem. Nad nią jakąś czarną farbą wypisane było nazwisko – Anderson. Pomieszczenie było całkiem puste.
Zaklęcie Very, choć wypowiedziane dokładnie i wyraźnie, nie dało żadnych rezultatów. Mogła poczuć jego konsekwencje – magia opuściła jej ciało, ale nie odnalazła w pomieszczeniu żadnego celu, który mogłaby wskazać czarownicy.
PIĘTRO:
Piętro wydawało się odseparowane od dźwięków z parteru, ale kiedy tylko krzyki z dołu schodów dotarły wyżej, skulone na podłodze stworzenie wyraźnie się przestraszyło, ale nie uciekło, skuliło się tylko przy ścianie. Po krótkiej chwili ciszy usłyszeliście czyjś głos układający kołysankę do melodii wygrywanej z pozytywki – Louis nie potrafił jej zlokalizować, dźwięk zdawał się dochodzić zewsząd – słowa rozbrzmiały tuż przy waszych uszach, by za chwilę płynąć w stronę skulonej sylwetki na końcu. Nie było obok was nikogo, kto mógłby śpiewać.
– Nie płacz maleńka, cicho-sza laleczko,
Jestem tuż obok - czarne wezmę pióreczko,
Nad ogniem je spalę, zadymię i skruszę,
Dobre duchy przodkiń wprost do nas skuszę,
One otulą, przytulą, łezki z buzi zetrą…
Nawet, kiedy Louis podszedł bliżej, a Alexander się przedstawił, głos dalej śpiewał. Z każdym słowem stawał się jednak coraz mniej przyjemny dla ucha, załamywał się, brzmiał jak wyrwany z głębi ciemnej puszczy, choć wciąż melodyjny i spokojny.
– Złym wilkom, złym chłopcom, uszka obetną,
Chłopcy źli mój śpiew usłyszą, usłyszą,
Ich zwłoki na drzewie zawisną, zawisną...
I nastała cisza.
Przerwało ją skrzypienie drzwi, które otworzył Louis. Jak tylko skulony kształt je usłyszał, uciekł do pokoju (III) – Alex mógł zauważyć, że wysokość i postura należały do małego dziecka, nie dostrzegł jednak szczegółów. Louis zobaczył przed sobą gabinet, choć ten wyglądał nieco inaczej niż wszystkie stereotypowe gabinety, jakie widział w życiu. Na środku stała stara, podarta kanapa (wyglądała, jakby ktoś pociął ją nożem), a pod wschodnią ścianą znajdowało się biurko z włączoną na nim lampką i czarnym telefonem. Na ścianach wisiały cztery obrazy, wszystkie przedstawiające siedzące na tle ruchomych krajobrazów kobiety – wszystkie były brunetkami i miały zamknięte oczy, ale różniły je sukienki – czerwona, granatowa, żółta i biała – oraz upięcia włosów. Wszystkie ściany porastał bluszcz, który widoczny był wcześniej od zewnętrznej strony budynku. I co najważniejsze, Louisowi natychmiast wpadł w oko agregat prądotwórczy stojący naprzeciwko niego, tuż pod obrazem z kobietą w granatowej sukience.
Zaklęcie Alexandra błysnęło tuż koło drzwi, wniknęło w ich strukturę i sprawiło, że drewniana struktura zamieniła się w szkło. Po drugiej stronie uzdrowiciel zobaczył kłęby białego, miękkiego futra sięgające aż po sam sufit. Nagle futro poruszyło się i w stronę drzwi obróciła się głowa, błysnęły błękitne, niemal przypominające lśniący lód ślepia - znów nie dostrzegł szczegółów, było za ciemno. Owe coś wypuściło przez nos obłok gorącego powietrza i wyciągnęło w bok ogromne łapsko, po czym w dwa palce pochwyciło zabawkową laleczkę w różowej sukience. Podłogę pokrywał śnieg.
Na całym piętrze zapanowała cisza. Okrutna, niepokojąca cisza. Przenikliwy chłód kłujący w skórę tylko ten efekt pogłębiał.
| Na odpis macie czas do 4 stycznia do godz. 18. Trzymanie się terminów jest super!
Słuchanie jednej strony kasety to jedna akcja. Do obsługi telefonu potrzebne jest muzgoloznawstwo na przynajmniej I poziomie.
Nasłuchiwanie, przyglądanie się czemuś itp to czynności dotyczące spostrzegawczości - rzut Louisa na nasłuchiwanie wykonał Mistrz Gry (to +2 to błąd) i znajduje się on tutaj.
Rufus i Cecily mogą dołączyć, ale przed napisaniem postu proszę o kontakt ze mną.
Mapki zostaną poprawione jutro.
Telewizory „spojrzały” po sobie, kiedy Sophia zadała pytanie. Odpowiedział tym razem drugi. Litery pojawiły się na ekranie, lekko drżały.
„Nie wiemy, jak ma na imię. Przychodziła tu i rysowała na tablicy.”
„ON JEST BARDZO ZŁY. WCIĄŻ TU JEST”
Gdy kobiety zajrzały do pokoju głębiej, zobaczyły mężczyznę o ciemnych włosach i okrutnie wychudzonej twarzy, której skóra była wysuszona niemal na wiór, przetkana licznymi zmarszczkami i bliznami; podobnie wyglądała skóra szyi i dłoni, widoczna dla obu kobiet – Vera mogła poznać objawy Klątwy Głodu. Miał zamknięte oczy i otwarte usta, język był bardzo opuchnięty. Sophia nie musiała sprawdzać jego funkcji życiowych, na co pozwalała jej szczątkowa wiedza na temat ludzkiej anatomii, żeby wiedzieć, że mężczyzna nie żył – klatka piersiowa nie unosiła się w oddechu. Jego chude ciało ubrane było w biały fartuch, a kieszonka była delikatnie wybrzuszona, w dodatku wystawała z niej zakorkowana, szklana probówka, w której coś lśniło bladym światłem. Nad nią jakąś czarną farbą wypisane było nazwisko – Anderson. Pomieszczenie było całkiem puste.
Zaklęcie Very, choć wypowiedziane dokładnie i wyraźnie, nie dało żadnych rezultatów. Mogła poczuć jego konsekwencje – magia opuściła jej ciało, ale nie odnalazła w pomieszczeniu żadnego celu, który mogłaby wskazać czarownicy.
PIĘTRO:
Piętro wydawało się odseparowane od dźwięków z parteru, ale kiedy tylko krzyki z dołu schodów dotarły wyżej, skulone na podłodze stworzenie wyraźnie się przestraszyło, ale nie uciekło, skuliło się tylko przy ścianie. Po krótkiej chwili ciszy usłyszeliście czyjś głos układający kołysankę do melodii wygrywanej z pozytywki – Louis nie potrafił jej zlokalizować, dźwięk zdawał się dochodzić zewsząd – słowa rozbrzmiały tuż przy waszych uszach, by za chwilę płynąć w stronę skulonej sylwetki na końcu. Nie było obok was nikogo, kto mógłby śpiewać.
– Nie płacz maleńka, cicho-sza laleczko,
Jestem tuż obok - czarne wezmę pióreczko,
Nad ogniem je spalę, zadymię i skruszę,
Dobre duchy przodkiń wprost do nas skuszę,
One otulą, przytulą, łezki z buzi zetrą…
Nawet, kiedy Louis podszedł bliżej, a Alexander się przedstawił, głos dalej śpiewał. Z każdym słowem stawał się jednak coraz mniej przyjemny dla ucha, załamywał się, brzmiał jak wyrwany z głębi ciemnej puszczy, choć wciąż melodyjny i spokojny.
– Złym wilkom, złym chłopcom, uszka obetną,
Chłopcy źli mój śpiew usłyszą, usłyszą,
Ich zwłoki na drzewie zawisną, zawisną...
I nastała cisza.
Przerwało ją skrzypienie drzwi, które otworzył Louis. Jak tylko skulony kształt je usłyszał, uciekł do pokoju (III) – Alex mógł zauważyć, że wysokość i postura należały do małego dziecka, nie dostrzegł jednak szczegółów. Louis zobaczył przed sobą gabinet, choć ten wyglądał nieco inaczej niż wszystkie stereotypowe gabinety, jakie widział w życiu. Na środku stała stara, podarta kanapa (wyglądała, jakby ktoś pociął ją nożem), a pod wschodnią ścianą znajdowało się biurko z włączoną na nim lampką i czarnym telefonem. Na ścianach wisiały cztery obrazy, wszystkie przedstawiające siedzące na tle ruchomych krajobrazów kobiety – wszystkie były brunetkami i miały zamknięte oczy, ale różniły je sukienki – czerwona, granatowa, żółta i biała – oraz upięcia włosów. Wszystkie ściany porastał bluszcz, który widoczny był wcześniej od zewnętrznej strony budynku. I co najważniejsze, Louisowi natychmiast wpadł w oko agregat prądotwórczy stojący naprzeciwko niego, tuż pod obrazem z kobietą w granatowej sukience.
Zaklęcie Alexandra błysnęło tuż koło drzwi, wniknęło w ich strukturę i sprawiło, że drewniana struktura zamieniła się w szkło. Po drugiej stronie uzdrowiciel zobaczył kłęby białego, miękkiego futra sięgające aż po sam sufit. Nagle futro poruszyło się i w stronę drzwi obróciła się głowa, błysnęły błękitne, niemal przypominające lśniący lód ślepia - znów nie dostrzegł szczegółów, było za ciemno. Owe coś wypuściło przez nos obłok gorącego powietrza i wyciągnęło w bok ogromne łapsko, po czym w dwa palce pochwyciło zabawkową laleczkę w różowej sukience. Podłogę pokrywał śnieg.
Na całym piętrze zapanowała cisza. Okrutna, niepokojąca cisza. Przenikliwy chłód kłujący w skórę tylko ten efekt pogłębiał.
| Na odpis macie czas do 4 stycznia do godz. 18. Trzymanie się terminów jest super!
Słuchanie jednej strony kasety to jedna akcja. Do obsługi telefonu potrzebne jest muzgoloznawstwo na przynajmniej I poziomie.
Nasłuchiwanie, przyglądanie się czemuś itp to czynności dotyczące spostrzegawczości - rzut Louisa na nasłuchiwanie wykonał Mistrz Gry (to +2 to błąd) i znajduje się on tutaj.
Rufus i Cecily mogą dołączyć, ale przed napisaniem postu proszę o kontakt ze mną.
Mapki zostaną poprawione jutro.
- Informacje:
- Żywotność:
• Louis - 170/170
• Cecily - 207/207
• Alexander - 220/220
• Sophia - 233/240 (-7 szarpane)
• Rufus - 242/242
• Vera - 190/202 (-7 szarpane, -5 poparzenie na twarzy)
Ekwipunek:
• Louis - skórzana, zniszczona torba-listonoszka, a w niej: prądnica, scyzoryk, paczka papierosów, paczka zapałek, portfel z dokumentami i drobniakami, notes i ołówek; kaseta „6”, kaseta nie podpisana, radio
• Cecily - różdżka, metalowy przedmiot, eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 8 ),
• Alexander - różdżka, czerwony kryształ i fluoryt (zawieszone na szyi pod swetrem), bransoleta z włosów syreny (prawy nadgarstek pod rękawami), antidotum podstawowe (1 porcja) i czyścioszek (1 porcja, stat. 29).
• Sophia - przy sobie różdżka, metalowy przedmiot, zawieszone na rzemieniu schowanym pod ubraniem fluoryt, onyks czarny i amulet z jeleniego poroża, broszka z alabastrowym jednorożcem, w torbie kanapka z serem, eliksiry: maść z gwiazdy wodnej (1 porcja, stat. 10), kameleon (1 porcja, stat. 29), eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29), czyścioszek (1 porcja, stat. 29)
• Rufus - różdżka i metalowy przedmiot
• Vera - różdżka, metalowy przedmiot, oko ślepego, tabliczka czekolady z Miodowego Królestwa, zabezpieczone przed stłuczeniem eliksiry od Charlene: znieczulający (2 porcje, stat. 20), czuwający strażnik (1 porcja, stat. 20), antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 5)
- Mapa:
- PARTER:
PIĘTRO:
Sposób poruszania się:
W jednej kolejce możecie podjąć się przejścia z jednego pokoju do drugiego (przekroczenie drzwi) oraz dokonać jednej akcji. W zamian możecie przejść przez dwa pokoje, ale bez możliwości dokonywania akcji. Jeśli nie przemieszczacie się, wciąż obowiązuje tylko jedna akcja (zaklęcie lub rzut na biegłość, itp.).
Legenda:
Literki na mapie odpowiadają waszym imionom.
Dodałam cyfry do ciał - jeśli chcecie zainteresować się którymś (wszystkimi jednocześnie nie możecie), to mam nadzieję, że to pomoże!
Błękitne paski na piętrze to lustra
- Ściana i pergamin zdobyty przez Verę:
Ściana z runami
Pergamin Very
Nie byłem pewien, czy głos tak właściwie rozległ się obok, czy też w środku mojej głowy. Złym wilkom, złym chłopcom, uszka obetną, chłopcy źli mój śpiew usłyszą, usłyszą, ich zwłoki na drzewie zawisną, zawisną...
Zadrżałem pod wpływem ostatnich wersów piosenki, zaciskając dłoń jeszcze mocniej na różdżce. Obietnica wisielczego sznura była właściwie ostatnią rzeczą, którą miałem ochotę usłyszeć - nawet pod takt wytyczany przez pozytywkę wygrywającą spokojną kołysankę.
Nie do końca byłem pewien czy dobrze zrobiłem, zaglądając za pomocą zaklęcia do tamtego pokoju. Mawiają, że tym lepiej śpisz im mniej wiesz - natomiast ja bardzo prawdopodobnie zafundowałem sobie właśnie z dobry miesiąc bez snu. Albo i dwa. Już nawet ta dziecięca sylwetka uciekająca do jednego z pokojów wydała mi się igraszką w porównaniu z tym... tym czymś, co siedziało w pokoju i obracało w łapach niewielką laleczkę.
Otworzyłem i zamknąłem usta kilkukrotnie, nie będąc w stanie wydusić z siebie jakiegokolwiek słowa. Cisza, która zapadła była dla mnie zbyt przerażająca, a konsekwencje jej przerwania nie były czymś, co byłem w stanie sobie wyobrazić. Nie spuszczając szeroko otwartych oczu z bestii za ścianą zrobiłem krok do tyłu. Dopiero wtedy, w akompaniamencie szumiącej w uszach krwi pompowanej przez przelęknione serce odważyłem się spuścić potwora z oczu, zerkając na Botta.
Podszedłem jeszcze odrobinę bliżej Louisa, ostatecznie ciągnąc chłopaka za rękaw. Przyłożyłem palec do ust w geście nakazującym zachowanie milczenia i ruchem głowy wskazałem mu - przeźroczyste w tym momencie - drzwi do pokoju naprzeciwko. Byłem przestraszony, miałem ochotę zbiec ze schodów, wybiec z warsztatu i nigdy tu nie wracać; ponura atmosfera panująca na piętrze wcale tego nie łagodziła. Moje poczucie obowiązku nie pozwoliło mi jednak na wzięcie nóg za pas i uciekanie gdzie pieprz rośnie. Zajrzałem do pokoju, do którego drzwi otworzył Louis, obrzucając go pobieżnym spojrzeniem. Nie wydawało mi się, by było w nim coś magicznego, a dziwne, ewidentnie mugolskie ustrojstwo stojące w pokoju nie przywodziło na myśl czegokolwiek, co umiałbym obsłużyć. Ale zaraz przypomniałem sobie o tym, co wykazało mi zaklęcie.
- Ściany w tym pokoju są niebezpieczne. Nie wiem co dokładnie jest z nimi nie tak, ale nie dotykaj ich. Najlepiej w ogóle nie podchodź - wyszeptałem, po czym zdecydowałem się podejść do szczytu schodów i wychylić w stronę parteru.
- Sophia, chodźcie tu - teatralnym szeptem zawołałem kobiety, po czym ruszyłem do kolejnych drzwi (III). Nie otworzyłem ich, lecz wycelowałem w nie różdżkę.
- Abspectus - powtórzyłem inkantację, nie do końca pewien, czy aby na pewno chcę wiedzieć, co znalazło schronienie w tymże pokoju.
Zadrżałem pod wpływem ostatnich wersów piosenki, zaciskając dłoń jeszcze mocniej na różdżce. Obietnica wisielczego sznura była właściwie ostatnią rzeczą, którą miałem ochotę usłyszeć - nawet pod takt wytyczany przez pozytywkę wygrywającą spokojną kołysankę.
Nie do końca byłem pewien czy dobrze zrobiłem, zaglądając za pomocą zaklęcia do tamtego pokoju. Mawiają, że tym lepiej śpisz im mniej wiesz - natomiast ja bardzo prawdopodobnie zafundowałem sobie właśnie z dobry miesiąc bez snu. Albo i dwa. Już nawet ta dziecięca sylwetka uciekająca do jednego z pokojów wydała mi się igraszką w porównaniu z tym... tym czymś, co siedziało w pokoju i obracało w łapach niewielką laleczkę.
Otworzyłem i zamknąłem usta kilkukrotnie, nie będąc w stanie wydusić z siebie jakiegokolwiek słowa. Cisza, która zapadła była dla mnie zbyt przerażająca, a konsekwencje jej przerwania nie były czymś, co byłem w stanie sobie wyobrazić. Nie spuszczając szeroko otwartych oczu z bestii za ścianą zrobiłem krok do tyłu. Dopiero wtedy, w akompaniamencie szumiącej w uszach krwi pompowanej przez przelęknione serce odważyłem się spuścić potwora z oczu, zerkając na Botta.
Podszedłem jeszcze odrobinę bliżej Louisa, ostatecznie ciągnąc chłopaka za rękaw. Przyłożyłem palec do ust w geście nakazującym zachowanie milczenia i ruchem głowy wskazałem mu - przeźroczyste w tym momencie - drzwi do pokoju naprzeciwko. Byłem przestraszony, miałem ochotę zbiec ze schodów, wybiec z warsztatu i nigdy tu nie wracać; ponura atmosfera panująca na piętrze wcale tego nie łagodziła. Moje poczucie obowiązku nie pozwoliło mi jednak na wzięcie nóg za pas i uciekanie gdzie pieprz rośnie. Zajrzałem do pokoju, do którego drzwi otworzył Louis, obrzucając go pobieżnym spojrzeniem. Nie wydawało mi się, by było w nim coś magicznego, a dziwne, ewidentnie mugolskie ustrojstwo stojące w pokoju nie przywodziło na myśl czegokolwiek, co umiałbym obsłużyć. Ale zaraz przypomniałem sobie o tym, co wykazało mi zaklęcie.
- Ściany w tym pokoju są niebezpieczne. Nie wiem co dokładnie jest z nimi nie tak, ale nie dotykaj ich. Najlepiej w ogóle nie podchodź - wyszeptałem, po czym zdecydowałem się podejść do szczytu schodów i wychylić w stronę parteru.
- Sophia, chodźcie tu - teatralnym szeptem zawołałem kobiety, po czym ruszyłem do kolejnych drzwi (III). Nie otworzyłem ich, lecz wycelowałem w nie różdżkę.
- Abspectus - powtórzyłem inkantację, nie do końca pewien, czy aby na pewno chcę wiedzieć, co znalazło schronienie w tymże pokoju.
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 68
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 68
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zastygłem w bezruchu na dźwięk muzyki i śpiewającego głosu, który jednocześnie dobiegał zewsząd i znikąd.
Dobra, to było straszne i zjeżyło mi wszystkie włoski na rękach - czułem to wyraźnie nawet pod kurtką. Ta muzyka i upiorna kołysanka jak z jakiegoś horroru. Tym bardziej, że... spojrzałem na Alexa przy słowach o zwłokach chłopców wiszących na drzewie i odniosłem dziwne wrażenie, że ten myśli dokładnie o tym samym - że ta piosenka mówiła właśnie o nas.
Przełknąłem ślinę, czując w ustach nieprzyjemną gorycz.
Robiło się tu bardzo niefajnie - wszechogarniający chłód, ta dziwna postać na końcu korytarza, a teraz jeszcze koszmarna kołysanka i wieść o zamordowanej dziewczynce. Dobrze chociaż, że uchyliłem drzwi wpuszczając na korytarz trochę światła, choć ich skrzypienie pewnie obudziłoby umarłego (w każdym razie zdołało przegonić z korytarza tamto coś). Tak mi się zdawało przynajmniej w tej głębokiej ciszy, która zapadła, kiedy diaboliczny głos zamilkł.
Mniejsza jednak oto, bo właśnie przed sobą miałem gabinet. Gabinet o tyle nietypowy, że zielony od bluszczu porastającego jego ściany, choć to nie roślinność jako pierwsza przykuła moją uwagę a dokładnie dwie inne rzeczy: agregat, który momentalnie rozpoznałem i... lampkę. Włączoną lampkę. Więc albo była na baterie albo w tym pokoju był...
Już miałem zrobić krok i przekroczyć próg pomieszczenia, kiedy poczułem, że ktoś łapie mnie za rękaw. Wzdrygnąłem się, chociaż na szczęście szybko zdałem sobie sprawę z tego, że to tylko Alex. Alex wskazujący mi na przezroczyste drzwi do pierwszego pokoju, który mijaliśmy, tego, z którego wydobywał się taki straszny chłód. Kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że ta biel, którą widzę po drugiej stronie, to... olbrzymi stwór, o mały włos, a bym wrzasnął. Nigdy w życiu nie widziałem niczego podobnego. Coś jak niedźwiedź polarny. I choć na niedźwiedziach się nie znałem, to ten był chyba ze cztery razy większy od normalnego. Poruszył się, a ja jak na rozkaz postąpiłem kilka kroków w tył pewny, że potwór (bo to z pewnością był TEN POTWÓR, przed którym byliśmy ostrzegani dzisiaj chyba ze sto razy) mnie zobaczy przez te przezroczyste drzwi i się na nas rzuci.
Nic takiego się jednak nie stało, ja tymczasem trochę nieświadomie przekroczyłem próg obrośniętego bluszczem pokoju. Serce przestało mi walić jak młotem dopiero po dłuższej chwili, kiedy nie widziałem stwora, zaś ponownie skupiłem się na pomieszczeniu. Nie dotykać ścian - spoko - to przyswoiłem momentalnie, kiedy wszedłem wgłąb pokoju, bacznie mu się przyglądając i faktycznie niczego nie dotykając. Póki co chciałem się upewnić, że nic na mnie znienacka nie wyskoczy, ani że dopiero po kwadransie zauważę (albo ktoś inny zauważy) jakiegoś konającego za kanapą czy w innym kącie. Na razie żadnego nie widziałem... za to obrazy na ścianach, były co najmniej niepokojące. Widziałem już takie - ruchome w sensie - bo w końcu poznałem malarkę na Pokątnej, która ożywiała swoje dzieła - Lyrę, ale... chyba wolałem jej martwą naturę niż te portrety z pozamykanymi oczami. Oderwałem wzrok od kobiety w ciemnej sukni dopiero, kiedy usłyszałem głos Alexa. Wołał dziewczyny... i chyba dobrze robił. Przynajmniej będzie nam tu... raźniej? Wciąż nie pozbyłem się gęsiej skórki od tego chłodu i upiornej kołysanki.
- Jest tu jeden z agregatów - poinformowałem chłopaka, kiedy przechodził korytarzem do kolejnego pokoju jak sądziłem. Chciałem zapytać co myśli o jego naprawianiu, ale zamiast tego zbliżyłem się do urządzenia, by mu się przyjrzeć. Lampce przy okazji też. Może akurat ten agregat działał dzięki czemu lampka świeciła...?
l Spostrzegawczość I
Dobra, to było straszne i zjeżyło mi wszystkie włoski na rękach - czułem to wyraźnie nawet pod kurtką. Ta muzyka i upiorna kołysanka jak z jakiegoś horroru. Tym bardziej, że... spojrzałem na Alexa przy słowach o zwłokach chłopców wiszących na drzewie i odniosłem dziwne wrażenie, że ten myśli dokładnie o tym samym - że ta piosenka mówiła właśnie o nas.
Przełknąłem ślinę, czując w ustach nieprzyjemną gorycz.
Robiło się tu bardzo niefajnie - wszechogarniający chłód, ta dziwna postać na końcu korytarza, a teraz jeszcze koszmarna kołysanka i wieść o zamordowanej dziewczynce. Dobrze chociaż, że uchyliłem drzwi wpuszczając na korytarz trochę światła, choć ich skrzypienie pewnie obudziłoby umarłego (w każdym razie zdołało przegonić z korytarza tamto coś). Tak mi się zdawało przynajmniej w tej głębokiej ciszy, która zapadła, kiedy diaboliczny głos zamilkł.
Mniejsza jednak oto, bo właśnie przed sobą miałem gabinet. Gabinet o tyle nietypowy, że zielony od bluszczu porastającego jego ściany, choć to nie roślinność jako pierwsza przykuła moją uwagę a dokładnie dwie inne rzeczy: agregat, który momentalnie rozpoznałem i... lampkę. Włączoną lampkę. Więc albo była na baterie albo w tym pokoju był...
Już miałem zrobić krok i przekroczyć próg pomieszczenia, kiedy poczułem, że ktoś łapie mnie za rękaw. Wzdrygnąłem się, chociaż na szczęście szybko zdałem sobie sprawę z tego, że to tylko Alex. Alex wskazujący mi na przezroczyste drzwi do pierwszego pokoju, który mijaliśmy, tego, z którego wydobywał się taki straszny chłód. Kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że ta biel, którą widzę po drugiej stronie, to... olbrzymi stwór, o mały włos, a bym wrzasnął. Nigdy w życiu nie widziałem niczego podobnego. Coś jak niedźwiedź polarny. I choć na niedźwiedziach się nie znałem, to ten był chyba ze cztery razy większy od normalnego. Poruszył się, a ja jak na rozkaz postąpiłem kilka kroków w tył pewny, że potwór (bo to z pewnością był TEN POTWÓR, przed którym byliśmy ostrzegani dzisiaj chyba ze sto razy) mnie zobaczy przez te przezroczyste drzwi i się na nas rzuci.
Nic takiego się jednak nie stało, ja tymczasem trochę nieświadomie przekroczyłem próg obrośniętego bluszczem pokoju. Serce przestało mi walić jak młotem dopiero po dłuższej chwili, kiedy nie widziałem stwora, zaś ponownie skupiłem się na pomieszczeniu. Nie dotykać ścian - spoko - to przyswoiłem momentalnie, kiedy wszedłem wgłąb pokoju, bacznie mu się przyglądając i faktycznie niczego nie dotykając. Póki co chciałem się upewnić, że nic na mnie znienacka nie wyskoczy, ani że dopiero po kwadransie zauważę (albo ktoś inny zauważy) jakiegoś konającego za kanapą czy w innym kącie. Na razie żadnego nie widziałem... za to obrazy na ścianach, były co najmniej niepokojące. Widziałem już takie - ruchome w sensie - bo w końcu poznałem malarkę na Pokątnej, która ożywiała swoje dzieła - Lyrę, ale... chyba wolałem jej martwą naturę niż te portrety z pozamykanymi oczami. Oderwałem wzrok od kobiety w ciemnej sukni dopiero, kiedy usłyszałem głos Alexa. Wołał dziewczyny... i chyba dobrze robił. Przynajmniej będzie nam tu... raźniej? Wciąż nie pozbyłem się gęsiej skórki od tego chłodu i upiornej kołysanki.
- Jest tu jeden z agregatów - poinformowałem chłopaka, kiedy przechodził korytarzem do kolejnego pokoju jak sądziłem. Chciałem zapytać co myśli o jego naprawianiu, ale zamiast tego zbliżyłem się do urządzenia, by mu się przyjrzeć. Lampce przy okazji też. Może akurat ten agregat działał dzięki czemu lampka świeciła...?
l Spostrzegawczość I
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
The member 'Louis Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
Telewizory znowu odpowiedziały na jej pytanie, a Sophia zapamiętała informacje. Niestety było całkiem prawdopodobne, że chodziło o Laurę, chyba że warsztat Andersona odwiedzała jeszcze jakaś inna dziewczynka. I ten bardzo zły ktoś wciąż tu był. Na górze? Jeśli tak, powinny możliwie szybko dołączyć do Alexa i Louisa, żeby im pomóc. Jeśli był to ktoś potężny, samotny gwardzista i nieumiejący czarować mugol mogli znaleźć się w opałach.
Widok zastany w bocznym pokoiku nie pozostawiał wątpliwości, że mężczyzna był martwy. Patrząc na niego uważnie Sophia dostrzegła wysuszoną skórę, zapadłe policzki i nieruchomą klatkę piersiową. Być może padł ofiarą klątwy, którą ktoś nałożył na drzwi? Mógł ulec przekleństwu próbując się wydostać. Dostrzegła też wystającą z kieszeni zmarłego fiolkę i wypisane na ubraniu nazwisko – Anderson. Choć nie raz widziała na miejscach akcji martwe ciała, poczuła nieprzyjemny ścisk w środku. Jeszcze kilka minut temu mogli mieć nadzieję na uratowanie Andersona i Laury. Sophia naprawdę chciała znaleźć ich żywych. Może gdyby przybyli kilka dni wcześniej, byłaby szansa znaleźć kogoś żywego? Nigdy nie lubiła docierać gdzieś za późno.
- Spóźniliśmy się – wyrzekła cicho. Kiedy zaklęcie Very nic nie wykazało, ostrożnie wyciągnęła fiolkę, zabierając ją ze sobą. Ciekawe, co w niej było?
Nie mogli zrobić dla Andersona nic więcej. Wydawało jej się jednak, że usłyszała głos Alexa wołającego ją z góry. Spojrzała na Verę.
- Chyba coś znaleźli. – Alex na pewno nie zawołałby ich, gdyby nie chodziło o coś ważnego. Był zdolnym czarodziejem, więc skoro potrzebował pomocy, nie mogła tego zostawić bez odzewu. Znalazł potwora? A może martwą-niemartwą Laurę? – Dasz sobie radę z diagramem? W runach i tak ci się nie przydam, a może będę mogła pomóc im. Jeśli coś się wydarzy, jeśli okaże się, że będziesz potrzebować pomocy... Zawołaj mnie.
Vera była zdolną runistką i była również bardzo utalentowana w magii obronnej. Mimo to Sophia czuła pewne wyrzuty sumienia na myśl o pozostawieniu jej tu samej, zwłaszcza że po Cecily i Rufusie nadal nie było śladu. Ale nie zamierzała też odchodzić nigdzie daleko. W razie konieczności mogła szybko zbiec po schodach i wrócić do Very. Musiała jednak sprawdzić górę, bo Alex i Louis mogli teraz być w większym niebezpieczeństwie niż Vera.
Ostrożnie i cicho wspięła się po schodach, uważnie stawiając stopy na kolejnych stopniach. Rozglądała się po otoczeniu i nasłuchiwała. Na korytarzu piętra także poczuła nieprzyjemny chłód. Spojrzała w kierunku pierwszych dostrzeżonych drzwi (pokój I). Czy tylko jej się wydawało, czy drzwi były przezroczyste? Próbowała zobaczyć co kryje się po drugiej stronie, a potem powiodła wzrokiem dalej, zauważając Alexa przy drzwiach do kolejnego pokoju.
Podeszła do niego powoli i cicho, po czym powiedziała mu szeptem o tym, co zobaczyła na dole: o martwym ciele prawdopodobnie należącym do Andersona, które znalazły za drzwiami zaklętego pokoju, o komunikatach wyświetlonych na telewizorach i o rysunkach, które znalazła w tamtym pomieszczeniu, a które zostały wykonane przez dziewczynkę, która bardzo prawdopodobnie nie żyje. Pytanie tylko, kto w takim razie uciekł wcześniej na górę? Przypomniała sobie o fiolce Andersona. Wyjęła ją z kieszeni, pokazując uzdrowicielowi.
- Znalazłam to w jego kieszeni – dodała jeszcze. – Vera zaraz do nas dołączy. Znaleźliście coś ważnego? – zapytała, chcąc dowiedzieć się, co znalazł Alex. Wciąż mówiła cicho, bo nie wiadomo było, co czaiło się w zamkniętych pomieszczeniach.
| rzucam na spostrzegawczość, po wejściu na górę rozglądam się i nasłuchuję (poziom III, +60)
Widok zastany w bocznym pokoiku nie pozostawiał wątpliwości, że mężczyzna był martwy. Patrząc na niego uważnie Sophia dostrzegła wysuszoną skórę, zapadłe policzki i nieruchomą klatkę piersiową. Być może padł ofiarą klątwy, którą ktoś nałożył na drzwi? Mógł ulec przekleństwu próbując się wydostać. Dostrzegła też wystającą z kieszeni zmarłego fiolkę i wypisane na ubraniu nazwisko – Anderson. Choć nie raz widziała na miejscach akcji martwe ciała, poczuła nieprzyjemny ścisk w środku. Jeszcze kilka minut temu mogli mieć nadzieję na uratowanie Andersona i Laury. Sophia naprawdę chciała znaleźć ich żywych. Może gdyby przybyli kilka dni wcześniej, byłaby szansa znaleźć kogoś żywego? Nigdy nie lubiła docierać gdzieś za późno.
- Spóźniliśmy się – wyrzekła cicho. Kiedy zaklęcie Very nic nie wykazało, ostrożnie wyciągnęła fiolkę, zabierając ją ze sobą. Ciekawe, co w niej było?
Nie mogli zrobić dla Andersona nic więcej. Wydawało jej się jednak, że usłyszała głos Alexa wołającego ją z góry. Spojrzała na Verę.
- Chyba coś znaleźli. – Alex na pewno nie zawołałby ich, gdyby nie chodziło o coś ważnego. Był zdolnym czarodziejem, więc skoro potrzebował pomocy, nie mogła tego zostawić bez odzewu. Znalazł potwora? A może martwą-niemartwą Laurę? – Dasz sobie radę z diagramem? W runach i tak ci się nie przydam, a może będę mogła pomóc im. Jeśli coś się wydarzy, jeśli okaże się, że będziesz potrzebować pomocy... Zawołaj mnie.
Vera była zdolną runistką i była również bardzo utalentowana w magii obronnej. Mimo to Sophia czuła pewne wyrzuty sumienia na myśl o pozostawieniu jej tu samej, zwłaszcza że po Cecily i Rufusie nadal nie było śladu. Ale nie zamierzała też odchodzić nigdzie daleko. W razie konieczności mogła szybko zbiec po schodach i wrócić do Very. Musiała jednak sprawdzić górę, bo Alex i Louis mogli teraz być w większym niebezpieczeństwie niż Vera.
Ostrożnie i cicho wspięła się po schodach, uważnie stawiając stopy na kolejnych stopniach. Rozglądała się po otoczeniu i nasłuchiwała. Na korytarzu piętra także poczuła nieprzyjemny chłód. Spojrzała w kierunku pierwszych dostrzeżonych drzwi (pokój I). Czy tylko jej się wydawało, czy drzwi były przezroczyste? Próbowała zobaczyć co kryje się po drugiej stronie, a potem powiodła wzrokiem dalej, zauważając Alexa przy drzwiach do kolejnego pokoju.
Podeszła do niego powoli i cicho, po czym powiedziała mu szeptem o tym, co zobaczyła na dole: o martwym ciele prawdopodobnie należącym do Andersona, które znalazły za drzwiami zaklętego pokoju, o komunikatach wyświetlonych na telewizorach i o rysunkach, które znalazła w tamtym pomieszczeniu, a które zostały wykonane przez dziewczynkę, która bardzo prawdopodobnie nie żyje. Pytanie tylko, kto w takim razie uciekł wcześniej na górę? Przypomniała sobie o fiolce Andersona. Wyjęła ją z kieszeni, pokazując uzdrowicielowi.
- Znalazłam to w jego kieszeni – dodała jeszcze. – Vera zaraz do nas dołączy. Znaleźliście coś ważnego? – zapytała, chcąc dowiedzieć się, co znalazł Alex. Wciąż mówiła cicho, bo nie wiadomo było, co czaiło się w zamkniętych pomieszczeniach.
| rzucam na spostrzegawczość, po wejściu na górę rozglądam się i nasłuchuję (poziom III, +60)
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
Warsztat w Outwood
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Surrey