Wydarzenia


Ekipa forum
ministerialne labirynty
AutorWiadomość
ministerialne labirynty [odnośnik]03.12.18 20:43
wiosna 1951

Ogrom przestrzeni piątego piętra Ministerstwa Magii codziennie zapierał Deirdre dech w piersiach. Pomimo upływających miesięcy pilnej pracy w Ministerstwie Magii, nie przyzwyczaiła się w pełni do monumentalnego korytarza Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Marmurowe posadzki były tak wypolerowane, że ich powierzchnia przypominała taflę szkła, zaś bogato zdobione, białe ściany wręcz skrzyły się w promieniach sztucznego słońca, wpadającego przez wielkie okna. Podobno to ich piętro posiadało ich najwięcej, a rozpościerający się za nimi widok magicznej części Londynu zawsze skąpany był w blasku bezchmurnej, wiosennej pogody, niezależnie od faktycznej aury. Była to dość dobra zagrywka, mająca na celu ukazanie zagranicznym gościom doskonałości brytyjskiej stolicy. Tsagairt nauczyła się już doceniać drobne sztuczki i subtelne gesty, niezauważalne, ale oddziałujące na podświadomość. Zaczęła także cenić wygląd, zarówno swój - nieśmiało wykorzystywała swoją urodę, rozdając wdzięczne uśmiechy, pomagające w prośbach o przyśpieszenie prac nad jakimś aneksem do międzynarodowej umowy - jak i miejsca, w jakim przyszło jej pracować.
Monumentalne kolumny, elegancka fontanna, uniwersalne siedziska, zaakcentowane jednak różnorodnymi barwami wygodnych poduch - wszystko miało tu być jednocześnie znajome, ale pokazujące szacunek dla obcych; konserwatywne, lecz z powiewem nowoczesności. Przed wizytacją konkretnych, szanowanych person ze świata, delikatnie zmieniano wystrój, dbając o dobre samopoczucie ważnych ambasadorów bądź czarodziejskich polityków. Dziś najwidoczniej zamierzano powitać kogoś z francuskiego Ministerstwa Magii - gdy tylko Deirdre przekroczyła próg windy, poczuła przyjemny zapach róż, wyrafinowanych perfum oraz wina, w reprezentacyjnym miejscu Departamentu wisiała zaś trójkolorowa flaga oraz kwiaty, magicznie uformowane w godło tamtejszego Ministerstwa. Tsagairt minęła kilka zaaferowanych urzędniczek, spoglądając na nie nieco zazdrośnie - jeszcze nie zasłużyła na zajmowanie się tak ważnymi gośćmi. Stłumiła jednak zazdrość, szybko przechodząc do biurka, stojącego nieopodal wejścia do gabinetu dyrektora Departamentu. Zakończyła staż, została więc awansowana, ale były to jej pierwsze dni - wraz z wiosną i nowym cyklem natury, także i ona rozpoczynała nowy etap swojego zawodowego życia. Przejęta, zasiadła na nieco niewygodnym fotelu i od razu przystąpiła do segregowania dokumentów oraz korespondencji. Wierzchem dłoni odsunęła z czoła równo przyciętą grzywkę i poprawiła niezwykle sztywny koczek, dodający jej uroku sztywnej i nieprzyjemnej biurwy - aura podkreślona tylko schludnym i skromnym ubiorem oraz niechętnym spojrzeniem, z jakim podniosła głowę po kwadransie. Ktoś widocznie chciał przerwać jej w pracy i nie był to żaden z ważniejszych stażem urzędników ani przełożony.
Przed jej biurkiem przystanęła blada blondynka, wyraźnie nieco zagubiona. Nie wydawała się pracownicą Ministerstwa ani tym bardziej zagubioną dyplomatką - ale przezorny zawsze ubezpieczony, nie chciała okazać się niegrzeczna wobec ważnego gościa. Deirdre powtarzała to sobie w głowie non stop. - Słucham, w czym mogę pomóc? - zagadnęła odruchowo, aczkolwiek bez nawet grama sympatii, choć również - bez niechęci. Nauczyła się już wypowiadać tonem tak beznamiętnym, że równie dobrze to ktoś inny mógłby przemawiać a ona - jedynie poruszać ustami niczym marionetka.
Całkiem niezła metafora pracy polityka najniższego szczebla.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: ministerialne labirynty [odnośnik]06.12.18 19:58
Po całych tygodniach opuszczania szpitala jedynie późnymi wieczorami, gdy na Pokątnej zasuwano już ostatnie sklepowe witryny, a każda plama światła z niepotrzaskanej latarni oślepiała niczym świt wypalający twarz wampira, biurowa atmosfera Ministerstwa Magii była dla Elviry jak przejście do zupełnie innego i obcego świata. Powiedzieć, że czuła się oszołomiona byłoby sporym eufemizmem. Nie pamiętała, kiedy pojawiła się tutaj po raz ostatni - na stażu uzdrowicielskim znacznie częściej potrzebowano ich na przepełnionych, dusznych salach, po brzegi wypełnionych drżącymi i słabymi ciałami. Mógł minąć miesiąc, a mogło minąć pół roku, lecz Ministerstwo za każdym razem stanowiło wielką zagadkę; gabinety i oddziały przenoszono, wystrój korytarzy zmieniano, a wszystko - szczególnie na najbardziej reprezentatywnych poziomach - opływało w luksusy, które jak kwas wżerały się w oczy tego, który całe dnie spędzał między skrzypiącymi łóżkami, gniotąc pod pantoflami opadający ze ścian tynk.
Marmurowe podłogi, kwiaty - pomyślała z przekąsem, obrzucając krytycznym spojrzeniem każdy napotkany element - A chorym nie dało się zorganizować nic ponad grzyb i uschnięte gałęzie w kielichach.
Kontrast między białymi korytarzami, na których mieszkała i wypruwała sobie żyły podskakując za uzdrowicielami, a tymi białymi korytarzami, gdzie każdy napotkany czarodziej pachniał drożej niż oddział wydawał miesięcznie na eliksiry był niebagatelny. Och, gdyby tylko naprawdę zależało jej na komforcie pacjentów, być może byłaby w stanie prawdziwie się oburzyć. Dzisiaj jednak dręczyła ją narcystyczna irytacja, ponieważ szpital był zbyt biedny, by odpowiednio płacić takim stażystom jak Elvira za bycie przyszłymi wirtuozami zawodu, ordynator znowu kazał jej opuścić prosektorium i zanieść gdzieś zupełnie niepotrzebne dokumenty, a poza tym nie spała od czternastu godzin i prawdopodobnie nie zdąży dziś zrobić już nic pożytecznego zanim zupełnie zmorzy ją wyczerpanie.
Już i tak z ledwością powstrzymywała się przed trzepnięciem teczką mężczyzny, który w windzie próbował zabawić ją rozmową. Och, oglądali się za nią, ponieważ tutaj nie pasowała. Miała włosy upięte w szpitalny warkocz, skromny płaszcz, głębokie cienie pod oczami i subtelną pogardę w dziewczęcych rysach twarzy. Korytarze przecinała samym środkiem, prawie wpadając na urzędników; och, a jakież posiadała prawo do tego, by tak iść, z taką pewnością, jakby wezwał ją sam Minister, skoro była młoda, obca, niewystawna, chłodna i nieelegancka? Na dodatek się zgubiła. Naprawdę się zgubiła, więc jej kroki były coraz szybsze i pewniejsze, żeby nikomu czasem nie przyszło do głowy, że nie wie, gdzie jest ani gdzie idzie.
Aż w końcu - dwa okrążenia i drażniące spojrzenia innych później - przystanęła przed stanowiskiem jakieś biurowej gęsi, uśmiechając się ze złością, chociaż ładnie. Miała niewielką szparę między przednimi zębami i nie potrzebowała wysilać się, by wyglądać niepozornie.
Kobieta miała azjatycką, gustowną urodę, mechaniczny głos sekretarki i pachniała czysto jak Ministerstwo. Elvira była poddenerwowana, wątła i zmęczona, śmierdziała antyseptykiem i szpitalną wilgocią, a kiedy się odezwała zabrzmiała oschło - głęboki, wyprany z energii ton w najmniejszym stopniu nie pokrywał się z delikatną twarzą elfa.
- Chcę wiedzieć, do jakiego biura przekazać dokumentację szpitalną konsula - wyłożyła prosto i bez przywitania, nie do końca wrogo, ale też niezbyt przyjaźnie; jak człowiek, który arogancko zakłada, że jego rozmówca nie ma bladego pojęcia o naprawdę ciężkiej pracy i ważnych obowiązkach.
Nie zamierzała wdrażać się w szczegóły z zasady, nie dopuszczając do siebie prawdy, że tak naprawdę nie miała pojęcia o budowie hierarchii ministerialnej ani jakie znaczenie ma dla niej przedłużająca się niedyspozycja ważnego urzędnika zagranicznego. Dla niej najważniejsze pozostawały kwestie medyczne; przyglądanie się pracy uzdrowiciela, który nigdy nie dopuściłby do tak ważnego pacjenta podrzędnych stażystów, nawet, jeżeli Elvira czuła, że byłaby w stanie dopiąć tę sprawę znacznie szybciej.

[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: ministerialne labirynty [odnośnik]09.12.18 10:12
Jasnowłosa nie pasowała do marmurowych pokoi Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Wyglądała na zmęczoną, ale raczej nie długimi negocjacjami, osadzającymi się na twarzy szarością papierosowego dymu i zmarszczkami mimicznymi wokół zbyt długo utrzymywanych w uśmiechu ust - jej dziecięca niemal buzia nosiła ślady fizycznego wycieńczenia, jakiejś rzeczowej pracy, do jakiej wykorzystywała drobne dłonie. Ostry zapach medykamentów oraz ziołowych eliksirów sugerował, że przed Deirdre stała osoba związana z uzdrowicielstwem, może alchemiczka, może łowczyni ingrediencji. Smukłego ciała nie oblekał limonkowy uniform, co stanowiło kolejną wskazówkę. W gruncie rzeczy nieistotną, Tsagairt z taką samą lodowatą uprzejmością podchodziła do każdego petenta - chyba, że odwiedzał ją przełożony lub ktoś niezwykle istotny, kogo witała z należnymi mu honorami.
Spoglądała na stojącą przed biurkiem, młodą kobietę wyczekująco, spodziewając się najpierw odpowiedniego powitania. Przedstawienia się, wyjaśnienia powodu wizyty, wymienienia nazwisk niezbędnych do identyfikacji sprawy. Nic takiego nie nastąpiło, brew Deirdre powędrowała nieco do góry w wyrazie zdziwienia. Oschły, nieprzyjemny ton dziewczyny nie wyróżniał się z tłumu innych, jakie słyszała do tej pory, przywykła do gburowatości czarodziejów, którzy odwiedzając Ministerstwo Magii najwidoczniej próbowali dodać sobie animuszu brakiem manier. Inne urzędniczki wzdychały ciężko albo odpowiadały złośliwościami, lecz nie Tsagairt, profesjonalistka w każdym calu dopasowanej szaty, upiętego koka i wręcz nienaturalnie równej kreski, podkreślającej kocie oczy.
- Pani godność...? - zawiesiła głos w oczekiwaniu na odpowiedź. Wypadałoby się najpierw przedstawić: złotowłosa wydawała mu się młodą-gniewną, kimś przekonanym o własnej wyższości, ślepym na to, że jest to tylko merlińskie życzenie - ale to nie jej zadaniem było uświadamianie dziewczątka o podstawowych zasadach grzeczności oraz zachowania wśród ludzi, zwłaszcza w trybikach dobrze naoliwionej machiny, jaką bez wątpienia był Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. - Jaka sprawa sprowadza panią do Departamentu? - spytała spokojnym, melodyjnym tonem, łaskawie udając, że nie dosłyszała pierwszego wypowiedzianego buntowniczym tonem zdania. Żadnego nazwiska konsula, żadnego rozbudowania żądania, żadnego podkreślenia, kto ją wysyła i z jakiego powodu. Może i miała do czynienia z najzdolniejszą alchemiczką lub uzdrowicielką ze Świętego Munga, po zmęczeniu kobiety wnioskowała, że ma do czynienia z kimś oddanym pracy w co najmniej takim stopniu, jak czyniła to ona sama, ale jeśli chodzi o klarowne przekazywanie informacji złotowłosa musiała się jeszcze wiele nauczyć. - Prosiłabym o konkrety - dodała, choć jej ton był daleki od błagalnego. Dalej wpatrywała się w stojącą czarownicę bez najmniejszego mrugnięcia. Liczba spraw spadających na jej głowę uniemożliwiała czytanie w myślach petentki, machinalnie zaczynała jednak łączyć pewne fakty. Czy to francuski ambasador? A może członek ostatniej wizytacji Włochów przesadził z świętowaniem podpisanego aneksu do ostatniej Umowy O Handlu Magicznymi Stworzeniami i został hospitalizowany? Tsagairt miała nadzieję, że to nic poważnego, w Departamencie nikt nie przepadał za skandalami a ich tuszowanie zajmowało wiele sił roboczych.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: ministerialne labirynty [odnośnik]14.12.18 20:09
Nie przejmowała się własnym niedopasowaniem. Patrząc tylko powierzchownie na jej nazbyt swobodną postawę i pewność spojrzenia można było nawet pomyśleć, że go nie dostrzega, co nie byłoby ani całkiem błędne ani całkiem prawdziwe. Zawsze czuła, wyłapywała oznaki prześmiewczości i pobłażliwości wśród mijanych czarodziejów dla których taka drobna, taka śliczna (och, z pewnością naiwna) młoda panna nie mogła stanowić innej formy, nawet jako aspirujący stażysta uzdrowicielstwa przy jednym z najbardziej zaawansowanych oddziałów. Udawała, że nie dostrzega tego umniejszania z równą zaciekłością, z jaką w Hogwarcie zaszywała się po kątach, byle by tylko uciec od tych, którzy sprawiali, że różdżka paliła ją w dłoniach, a krew pulsowała szybciej. Nie trwała w zaprzeczeniu, tylko w szaleństwie; zdawała sobie sprawę, co sądzą o niej ludzie i napawało ją to wściekłością, pogardą i urazą. Nie mogła być taka, jaką oni ją widzieli. Była kimś znacznie, znacznie lepszym, nawet jeżeli wciąż nie potrafiła się sama dokładnie określić.
Co jasne, nienawidziła bycia traktowaną protekcjonalnie, nawet jeżeli w grę wchodziła urzędniczka wypełniająca codzienne obowiązki. Elvirze nie podobał się jej spokój; zbyt mocno kontrastował z rozdrażnieniem i zmęczeniem, które biły od niej samej. Nie chciała rozmawiać ani wyjaśniać rzeczy w tym właśnie momencie nie stanowiących w jej oczach żadnej wartości; chciała szybko załatwić formalności i uciec jak najprędzej z tego nierzeczywistego miejsca pełnego nieświeżych spojrzeń na świeżych twarzach.
Czy azjatka za biurkiem nie była w stanie tego zrozumieć? Gdyby Elvira uważała tę wymianę zdań za potrzebną, sama by ją rozpoczęła. Chciała tylko poznać kierunek, w którym miała się udać, by zrzucić z siebie ciężar tych papierów. Przecież nie mogli mieć osobnego biura na każdy jeden przypadek, czyż nie?
- Elvira Multon, stażysta-uzdrowiciel - w ostatniej chwili powstrzymała się przed dodaniem komentarza prawdziwie złośliwego, ale nic nie zdołało ukryć zaciśnięcia szczęki i nerwowego sapnięcia przez nos; wyczerpanie naprawdę źle wpływało na jej samokontrolę. - Już powiedziałam - przez chwilę wahała się z udzieleniem dopraszanych konkretów: ostatecznie, dlaczego miałaby? W Mungu nikt niczego nie tłumaczył recepcjonistkom na izbie, były tam tylko od udzielania szybkich oraz trafnych informacji. - Chodzi o sprawę nowo mianowanego konsula Egiptu. Przywiózł ze sobą zakaźną chorobę i odbywa kwarantannę. - po raz kolejny ugryzła się w język, zanim zdążyłaby zapytać "Jeszcze o tym nie wiesz?". Oczywiście, informacja ta nie została podana do publicznej wiadomości, ale niektórzy mogliby powiedzieć, że jeżeli pracowało się w departamencie Współpracy...
Uniosła jasną brew i uśmiechnęła się nieszczerze, oczekując. Miała nadzieję, że to koniec przesłuchania.
Och, nie zapytała kobiety o imię. Nie obchodziło ją to.

[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: ministerialne labirynty [odnośnik]15.12.18 16:58
Pomimo ładnej buzi, jasnowłosa musiała być od Deirdre nieco starsza - a może jedynie takie wrażenie sprawiała zmęczona twarz i ledwie powstrzymujące się od grymasu pogardy usta. Na Tsagairt takie humory nie robiły wrażenia, szczerze współczuła ludziom, którzy nie potrafili zapanować nad buzującymi w niej emocjami. Wydawali się jej dziecinni, zamknięci w klatce własnych szaleństw, poddający się najniższym instynktom, narcystycznie niefrasobliwi. Uosabiali wszystko, co wzbudzało w niej politowanie - i dobrze skrywany lęk. Odcinała się od emocji, panowała nad nimi, stając z kamienną twarzą naprzeciw nawet najgwałtowniejszej burzy pretensji, złośliwości lub gniewu. Ceniła spokój, potrafiący zwyciężyć nawet najtrudniejszą towarzyską bitwę - i dlatego doskonale sprawdzała się w departamencie zajmującym się mediacjami i dyplomacją, gdzie trzymano nerwy na wodzy.
Nieznajoma nie sprawiała wrażenia w pełni szalonej, nie rzuciła się przecież na marmurową podłogę z płaczem ani nie chlusnęła Deirdre w twarz szampanem, przelewanym do wysokich kieliszków przy lewitującym stoliku tuż obok. Zamiast tego wydała z siebie dziwne prychnięcie a jej szczęki zacisnęły się tak, że Tsagairt prawie oczekiwała wypadających spomiędzy warg zębów. Urocze. Gdyby nie była świadkiem wielu takich dziewczęcych buntów, może zdradziłaby nawet zaciekawienie obserwowaniem ślicznotki, ale po wielu miesiącach stażu przywykła już do podobnych atrakcji.
- A więc panno Multon - zaczęła powoli, dalej tym samym tonem, niezmieniającym wydźwięku nawet o jotę. Nie zauważyła na dłoni kobiety obrączki, pozwoliła więc sobie założyć, że jest stanu wolnego - chodzi o sprawę konsula - lorda Shafiqa, tak? - upewniła się melodyjnym, beznamiętnym tonem, dalej spoglądając na jasnowłosą zza biurka, z dołu, wcale nie czując się przez to mniej sprawcza. - Może panna zostawić dokumenty u mnie, a ja przekaże je lordowi Blackowi, zajmującemu się relacjami z Bliskim Wschodem - raczej zdecydowała niż zaproponowała, w końcu odrywając wzrok od twarzy blondynki. Sięgnęła do złotego uchwytu szuflady i wyjęła z niej równo przycięty pergamin, po czym zamoczyła kilka razy pióro. - Sporządzę oświadczenie, że przekazała panna akta, potwierdzi to wykonanie panny zadania - kontynuowała, a w jej głosie nie było słychać nawet odrobiny ironii związanej z niezwykle ważną misją Elviry. Sama pamiętała pierwsze dni stażystki, wysyłano ją po różne beznadziejne sprawunki - znosiła to z trudem, ale nauczyło ją to pewnej wyrozumiałości. - Prosiłabym jeszcze o podanie nazwiska uzdrowiciela prowadzącego tego pacjenta - dodała, unosząc wzrok czarnych, lśniących oczu znad biurka. - To z nim mamy kontaktować się w sprawie lorda Shafiqa, tak? - upewniła się, unosząc pióro, by zacząć sporządzać potwierdzenie. Zachowywała pełen spokój, powagę i absolutny brak pośpiechu - stanowiąc wręcz idealną przeciwwagę dla tłumionej frustracji Elviry, zapewne chcącej rzucić jej zebraną dokumentację w twarz lub poprosić o wezwanie szefa departamentu. Obydwie ewentualne prośby skończyłyby się dość tragicznie, ale Deirdre liczyła na zdrowy rozsądek uzdrowicielki.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: ministerialne labirynty [odnośnik]17.12.18 18:54
Nie obnosiła się ze swoim szaleństwem. Wprawiona, socjalizowana, nauczona boleśnie na własnych błędach potrafiła panować nad najbardziej nawet niepoprawnymi instynktami, gdyż taki właśnie był warunek dostania tego, czego od życia oczekiwała. Czym było ugryzienie się od czasu do czasu w język w kontekście uzdrowiciela, który już zawsze będzie ją postrzegał jako nieznacznie zdziwaczałą, lecz w dużej mierze cichą kobietę? To nie był szczyt marzeń, ale Elvira wolała być w ich oczach niegroźnie stuknięta niż odsunięta od stażu za niesubordynację. Cóż z tego, że budowała swój świat na fałszu przyzwoitości i człowieczeństwa? Ten fałsz miał w sobie znacznie mniej żółci niż ten, którym poiła się reszta - choćby to zakute Ministerstwo, pieprzony zwierzyniec, gdzie każdy uśmiech był wężowy, a łzy krokodyle. Ona przynajmniej nie udawała sympatii i troski; tyle zostawiła sobie z nieakceptowalnej obojętności.
Bycie uprzejmą nie leżało w naturze Elviry. Bogaty wystrój departamentu wzbudzał w niej zawiść, nie podziw, a autorytety miały znaczenie tylko tak długo, jak rzeczywiście wpływały na jej osobiste sprawy. Deirdre mogła postrzegać ją jako rozwydrzoną pannicę bez ogłady i kontroli - nie byłoby w tym ani grama nieprawdy, w końcu przez jej krew przebijało się czasem widmo Parkinsonów. Rzecz w tym, że Elvira o to nie dbała, bo dziecięca łatka odmieńca przylgnęła do niej tak trwale, że zaczęła traktować ją jak tarczę obronną - zresztą, każdy uzdrowiciel miał w sobie coś z dziwaka, a tak się składało, że Multon była pyskatym pracoholikiem. Zdarzało się.
- Tak, zgadła pani - odparła trochę bardziej monotonnie, z większą dozą zmęczenia przebijającego się do głosu i wyrazu twarzy; gdy tym razem owinęła dokumenty pająkowatymi palcami, gest był niecierpliwy, ale nie gniewny.
Na propozycję azjatki zareagowała w sposób, w jaki reagował zapewne każdy stażysta niepewny tego, czy może dostarczyć ważne papiery przez ręce pośrednika; uniosła głowę i rozejrzała się szybko w obie strony, jakby licząc na to, że ktoś wybawi ją od tej decyzji. Choć w gruncie rzeczy nie obchodziło ją, czy kobieta przekaże dokumentację we właściwe miejsce i czy urzędnicy za lśniącymi biurkami będą mogli śledzić leniwym okiem ich ciężką pracę, wciąż było to kolejne zadanie, które miała zamiar wykonać perfekcyjnie, by utrzymać się na szczycie uznania uzdrowicieli.
Zdecydowanie chciałaby już odłożyć te teczki i iść spać, ale nie należała do ludzi ufnych.
- Kim pani jest? - zapytała nieznacznie tylko opryskliwie, odkładając swój pakunek na skraj jej biurka. Jeżeli oczekiwała, że w złości obsypie ją pergaminami, to była w błędzie; z tak niską samokontrolą już dawno rozbiłaby głowę któremuś z wrzeszczących pacjentów, krytykujących działania, o których nie mieli najbledszego pojęcia. - Jaką mam pewność, że pani jest uprzywilejowana odebrać ode mnie tę dokumentację? - zapytała dla męczącej formalności.
Salazarze, miała nadzieję, że to nie tylko nadpobudliwa, ale niepokryta regułami oferta pomocy. Greengrass polecił, by poszła z tym prosto do departamentu (inaczej nie omieszkałaby zostawić balastu już w atrium), a chociaż w momencie otrzymania polecenia niemal zaróżowiła się z poniżenia, prędzej zemdlałaby tu z wyczerpania, niż wróciła z informacją, że pokonały ją zawiłe ministerialne struktury.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: ministerialne labirynty [odnośnik]21.12.18 9:14
Powstrzymała się od poprawienia Elviry - nie była panią, jeszcze nie, a jej serdecznego palca nie zdobił jeszcze pierścionek zaręczynowy. Lśniący akwamaryn miał ozdobić smukłą dłoń dopiero za kilka miesięcy, czego ani się nie spodziewała ani nerwowo nie wyczekiwała. Koncentrowała się całkowicie na pracy, dumna, że tak dokładnie wypełnia pokładane w niej nadzieje. Tsagairtowie od wieków służyli Malfoyom urzędniczą pomocą, mrówczym poświęceniem zapewniając wprawnym politykom bezproblemową przestrzeń do działania. Prowadzili dokumentację, dbali o archiwa, przygotowali przemówienia, pilnowali ksiąg rachunkowych, a wszystko to w imię wyższych wartości. Ładu, prawa, porządku. Deirdre nie widziała dla siebie innej drogi, szła śladami swych przodków, być może w genach otrzymując od nich także świętą cierpliwość, której nawet arogancka, białowłosa stażystka nie była w stanie nadwyrężyć.
Brew kobiety nawet nie drgnęła, gdy ton panny Multon zadźwięczał opryskliwymi nutami - uśmiechnęła się tylko równo, choć jej spojrzenie pozostawało dość chłodne. - Deirdre Tsagairt, urzędniczka Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, asystentka lorda Blacka, choć moim bezpośrednim przełożonym jest lord Malfoy - przedstawiła się gładko, tak, jakby nauczyła się tej formułki na pamięć. - Posiadam niezbędne kwalifikacje, by zająć się przekazanymi mi przez pannę dokumentami. Proszę się nie martwić, trafiają w zaufane ręce - wspaniałomyślnie uspokoiła kobietę, wcale niezirytowana tym pytaniem Elviry. Sama drobiazgowo dbała o powierzane jej zadania i broniła jak jastrząb otrzymywanych pergaminów. Właściwie w tym momencie poczuła do jasnowłosej nić sympatii. Za nią nie zbierała się żadna kolejka, wokół nich zaaferowani czarodzieje przygotowywali powitanie francuskiej delegacji, więc Deirdre nie musiała się śpieszyć ani martwić tym, że ktoś uzna ją za zbyt powolną i niespełniającą swych zadań. - Jak panna widzi, znajdujemy się w Ministerstwie, posiadam swoje biurko oraz odpowiednią legitymację - wyjaśniła cierpliwie, wskazując na złotą tabliczkę, lewitującą cal nad drewnianym blatem. Pominęła oczywistą sugestię, że raczej ktoś zorientowałby się, że za biurkiem siada zupełnie przypadkowa czarownica. - I tak, jak wspominałam, przekaże pannie potwierdzenie, że oddała panna dokumenty pracownikowi Ministerstwa - dodała już nieco znużona, ciągle trzymając w dłoni pióro. Na stalówce zebrała się kropla atramentu, ale Deirdre szybko otarła ją o brzeg kałamarza, wyczekująco spoglądając na Elvirę. Nie wątpiła, że jej opryskliwy ton został wywołany egzotycznym wyglądem; ludzie często spoglądali na nią podejrzliwie, traktując jako obcą, nie pasującą do standardów i brytyjskiej rzeczywistości, w której mimo upływu lat ciągle zbyt często czuła się intruzem.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: ministerialne labirynty [odnośnik]26.12.18 14:39
Kwestia stanu cywilnego rozmówcy oraz powiązanej z nim tytulatury była Elvirze równie obojętna, co pamięć o zachowywaniu należnego szacunku wobec lordów, lady i wszystkich innych, którym według społecznych standardów tenże szacunek przysługiwał. Nie zwróciła uwagi na to, czy Deirdre (egzotycznie brzmiące imię, aczkolwiek całkiem przyjemne dla ucha) w istocie ma na palcu obrączkę, ponieważ nie uznawała tego za ważne. Być może gdyby była mniej podirytowana, mniej upokorzona i mniej wyczerpana, postarałby się o bardziej oficjalny ton rozmowy, choćby po to, by nie dawać nikomu okazji do komentowania jej braków w dobrym wychowaniu; ten dzień był już jednak zdecydowanie zbyt długi, więc ostała na bardziej satysfakcjonującej obojętności wobec konwenansów. Za tydzień lub dwa zapewne ani Elvira ani Deirdre nie będą już pamiętać o tej krótkiej rozmowie, dlaczego więc miałaby starać się o to, by komukolwiek imponować.
Naprawdę nie cierpiała Ministerstwa i jego obezwładniającej sieci reguł. Niemal współczuła tej kobiecie, że musi siedzieć tutaj całymi dniami, oskubywana z charakteru i ambicji, lecz w ostateczności głupia sama wybrała sobie tę drogę. Tak, Elvira nadal nie wyzbyła się naiwnej tendencji do poniżania tego, czego nie rozumiała; na całe szczęście młodsza od niej urzędniczka nie mogła odczytać tego z jej mimiki. Przyszła uzdrowicielka była już tak zmęczona, że niewiele emocji ponad frustrację przebijało się przez zmrużone, lekko spuchnięte oczy i wyzywająco fałszywy uśmiech.
- Świetnie - odparła przeciągle na jej bądź co bądź całkiem przekonujące wyjaśnienie, hamując urazę spowodowaną faktem, że niektóre zdania brzmiały jak tłumaczenie dla bezrozumnego dziecka. Tak jakby nie zauważyła tej jaskrawej, złotej tabliczki, nawet jeżeli tonęła w powszechnym na tym piętrze przepychu. Doskonale wiedziała, że azjatka musiała pracować jako urzędnik, skoro posadzono ją za tym lśniącym biurkiem, po prostu gdyby oczekiwano od Elviry zrzucenia tych dokumentów pierwszej lepszej czarownicy z Departamentu Współpracy, to z pewnością zostałoby to wcześniej zaznaczone. - Uzdrowicielem prowadzącym sprawę konsula jest Edwin Greengrass, ordynator oddziału zakaźnego - odpowiedziała w końcu na wcześniej zadane pytanie, zapominając o dodaniu słowa "lord" i nie czując w związku z tym żadnej winy. - Proszę o wypisanie mi tego potwierdzenia - powiedziała, wpijając sobie palce w łokcie, by powstrzymać się przed pospieszaniem kobiety. Zupełnie nie nadawała się do pracy posłańca, lecz do końca stażu zostało już na szczęście niewiele.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: ministerialne labirynty [odnośnik]26.12.18 19:21
Młoda i wyraźnie zmęczona życiem stażystka w końcu zaprzestała prób dyskredytacji, poddając się biurokratycznej maszynie. W błękitnych, wielkich oczach, przyciągających uwagę nawet pomimo jasnofioletowych cieni niewyspania, zalśniło coś w rodzaju rezygnacji albo pogodzenia z losem - Deirdre wielokrotnie docierała już do tego momentu, szybko odczytując intencję petentów. Początkowo chętnie korzystali z całych dostępnych zasobów sił witalnych, awanturując się, wzywając Merlina oraz domagając się rozmowy z przełożonym, a najlepiej z dyrektorem całego Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Początkowo każdą taką scysję przypłacała potężnym bólem głowy oraz z trudem ukrywaną paniką, lecz im częściej zderzała się z pełnymi pretensji, żalu lub gniewu ludźmi, tym mniej przejmowała się ich opiniami, wypracowując doskonale naoliwiony system obronny. Już nie musiała udawać spokojnej, była spokojna i niewzruszona, co nie oznaczało, że nie przyjęła z ulgą pacyfikacji panienki Multon.
I tak dość łagodnej, nie rozpoczęła przecież awantury a jedynie jasno dawała do zrozumienia, że nie przepada ani za Ministerstwem Magii ani za obsługującą ją urzędniczką. Jasnowłosa poruszała się jednak w zakresie przyjętych norm społecznych, nie wysuwając za nich nawet małego paluszka, dlatego też Tsagairt nie miała żadnego powodu, by traktować ją nieprofesjonalnie - zresztą, nie czyniła tego nawet wobec prawdziwych, męczących i agresywnych petentów. - Cieszę się, że doszłyśmy do porozumienia - skwitowała krótko, choć na jej twarzy próżno było doszukiwać się nawet cienia radości. Lub ulgi, Deirdre przechodziła nad podobnymi rozmowami do porządku dziennego niezwykle szybko, koncentrując się w pełni na wypełnianiu swych obowiązków. Pewniej ujęła pióro, po czym zaczęła starannie kaligrafować potwierdzenie. Pisała równo, konkretnie, pismem pozbawionym większych ozdobników - jedynie podpis posiadał kilka zawijasów, świadczących o charakterze autorki krótkiej notki. Pergamin wkrótce wypełnił się szczegółami a Tsagairt nie pominęła ani daty ani odpowiedniej tytulatury. - Na przyszłość radziłabym od razu przekazać wszystkie szczegóły, które sprowadzają pannę do Ministerstwa. To ułatwi komunikację i przyśpieszy wszelkie procesy - dodała tym samym, mechanicznym tonem, który tylko biorąc pod uwagę treść byłby uznany za pogodny, po czym szybkim machnięciem różdżki rozgrzała wosk ministerialnej pieczęci, lakujący zwinięty w rulon pergamin. Deirdre podniosła wzrok na Elvirę, wątpiąc, by ta wzięła sobie te słowa do serca; podała jej także potwierdzenie, jednocześnie delikatnie i z szacunkiem odbierając dokumentację medyczną. Ułożyła ją równo na stosiku podobnych teczek, kolejnym ruchem nadgarstka oznaczając stronę tytułową wyczarowanymi iskrami koloru bordowego - wprowadziła własny system oznaczania wagi pism, nadając im odpowiednie priorytety. - Czy to wszystko? - spytała uprzejmie, kątem oka obserwując, że przez hol Departamentu przechodzi kilka zaaferowanych osób, wyraźnie zmierzających w stronę jej biurka. Cóż, w ferworze przygotowań do dyplomatycznego spotkania z Francuzami nie powinna liczyć na nawet niedługą przerwę - i wcale jej to nie przeszkadzało. Tylko pracoholizm pozwalał przetrwać na tym piętrze Ministerstwa Magii bez większej traumy.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: ministerialne labirynty [odnośnik]30.12.18 16:22
Rozwiązanie sprawy z papierami stanowiło dla Elviry koniec męki na ten dzień i możliwość zakopania się pod kocami w domu na przynajmniej osiem godzin mocnego snu, a potem jeszcze kilka dodatkowych "wolnego", które poświęci zapewne albo na studia osobiste w centralnych bibliotekach albo na zatruwanie życia uzdrowicielom przy pomocy swojej typowej dla stażystów nadgorliwości. Praca na delikatnych ludzkich ciałach i możliwość zagłębiania w najsubtelniejsze, niedostępne każdemu dziedziny magii to rzecz wspaniała, tak samo jak usłużna wdzięczność w oczach tych, którzy zdali sobie sprawę jak ważną rolę w ich wątłym życiu przyjmowali uzdrowiciele; gdy w ostatecznych, decydujących chwilach stanowili jedyną barierę zdolną powstrzymać śmierć. A umrzeć było przecież tak fascynująco łatwo; długie godziny zajęć anatomicznych w chłodnym prosektorium wystarczały, by wiedzieć, że zniszczenie jednego małego trybika, zaingerowanie w pojedynczy proces metaboliczny potrafiło efektem domina pociągnąć za sobą cały, najbardziej nawet misternie doskonały organizm.
Jedyną szansą było więc posiąść umiejętność absolutnej kontroli nad każdym szczątkowym elementem, każdą substancją i każdą komórką. Takie miała ambicje, choć najpierw musiała oczywiście wyjść spod zwałów dokumentacji oraz pergaminowych podręczników starszych niż niektóre hogwarckie duchy. Szpital nie było stać na nowe dla każdego rocznika stażystów; te wiadomości, które lata nauki zdążyły obrócić do góry nogami poznawali więc w praktyce, a Elvira była przekonana, że własnych notatek miała już więcej niż liczył sobie stron Wielki Atlas Anatomiczny. Ale gdyby chodziło tylko o to... od młodocianych przyszłych uzdrowicieli oczekiwano też, że będą gońcami, skrybami, kelnerami i konserwatorami podniszczonych mebli w jednym.
Nic dziwnego, że sprawiała wrażenie tak zmęczonej - w ten właśnie sposób działały na nią dni równocześnie wypełnione pracą i drażniąco bezczynne.
I tak, mogłaby odejść od biurka azjatyckiej asystentki jedynie ze sztucznym pożegnaniem, jednak świadomość tego, że mogła zakończyć zlecone na dziś najbardziej frustrujące prace dodała Elvirze pewności i buty. Niewinnym ruchem dziewczęcia odgarnęła za ucho jasny kosmyk, który zdołał już wysunąć się ze standardowego szpitalnego warkocza. Uniosła przy tym brwi w sposób zwiastujący rozkojarzenie lub zawstydzenie.
Złudnie.
- Na przyszłość radziłabym powstrzymać się od udzielania porad o które się panią nie prosi - wyrzuciła z siebie komentarz, na który mimo szczerych chęci nie mogła sobie jeszcze pozwolić wobec uzdrowicieli, gdy tak jak Deirdre obdarzali ją uwłaczającymi pustosłowami. - Do zobaczenia. Oby nigdy - drugą część dodała znacznie ciszej, choć wciąż nie na tyle, by kobieta nie była w stanie ich usłyszeć.
Gdy tylko nadarzyła się okazja, Elvira zabrała potwierdzenie, a potem wniknęła w tłum zaaferowanych interesantów, kierując w jedyne miejsce tego Ministerstwa, które umiała zlokalizować zawsze - do windy.

/zt x2

[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
ministerialne labirynty
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach