Elaine Margaux Avery
Nazwisko matki: Ollivander
Miejsce zamieszkania: Zamek Ludlow (Shropshire)
Czystość krwi: czysta, szlachetna
Status majątkowy: bogata
Zawód: archiwistka
Wzrost: 171 cm
Waga: 52 kg
Kolor włosów: miodowy blond
Kolor oczu: czasem wydają się niebieskie, czasem zielone (zasadniczo najwięcej w nich popielu)
Znaki szczególne: pieprzyk nad ustami (po prawej stronie), dwie wrzecionowate blizny wzdłuż piersiowego odcinka kręgosłupa, podłużna blizna na lewej łopatce, wstydliwe stężenie piegów kiedy tylko trochę więcej czasu spędzi na słońcu; jest stosunkowo wysoka, co rzuca się w oczy szczególnie ze względu na bardzo szczupłą sylwetkę
14 cali Jesion Sierść ponuraka
Ravenclaw
jaskółka dymówka
ścianę ognia
zapach powietrza po deszczu, piasku, drewna dębowego, rosiczki i hiacyntowca
krajobrazy znane tylko z wyobraźni
podróżami, literaturą
Harpie z Holyhead
uprawiam jeździectwo i gimnastykę, gram w szachy
klasyczna (ale stronię od oper)
Elizabeth Debicki
Kiedy się urodziła, było to już nie tylko oczywiste, ale oficjalnie opublikowane i opieczętowane, dostępne nawet dla tępych i nieświadomych. Ród Nottów znalazł się na krótkiej liście najbardziej szlachetnych, najbardziej potężnych, najbardziej znanych! Cóż z tego, że w Skorowidzie Czystości Krwi autorstwa Cantankerusa-również-Notta? Tak czy inaczej, nikt przecież nie poważyłby się poddać pod wątpliwość statusu rodziny, w której przyszło urodzić się Elaine. Mieli przecież olśniewający herb! A do tego cały korowód ważnych praszczurów, których ze względów rzadko wspominanych wprost trudno byłoby od siebie rozróżnić, wąskie ale uderzająco zgodne grono równie zacnych (to znaczy: posiadających prawie tak samo olśniewające herby) znajomych i co najważniejsze, nieodzowną, głęboką potrzebę mniej lub bardziej subtelnego informowania o tym wszystkim świata. Dzięki tej niezwykle uprzywilejowanej pozycji, dzieciństwo Elaine było nadwyraz... spójne estetycznie. Barwy rodowe Nottów wspaniale korespondują z otoczeniem i, rzecz jasna, wystrojem ich siedziby. Szczęśliwie nawet skrzaty domowe pozostają ledwo widoczne na tle jej murów. Wszystko to zdawało się czynić niemal nieuniknioną harmonię życia codziennego, czyniąc wysiłki innych ku utrzymaniu tego stanu rzeczy niewidzialnymi dla Elaine. Ostatecznie, przyszła na gotowe. Najstarszy z jej braci – Julius, pierwszy przekonywał się o tym, co to znaczy być młodym Nottem, a dzięki jego przemożnym staraniom pozostała trójka nie musiała już się tego domyślać. Każde z nich wyrastało w blasku żywego, w pełni już oszlifowanego przykładu. Każde z nich ginęło nieco w jego cieniu.
Ze względów zgoła nieubłaganych, bo geometryczno-chronologicznych, cień ten był najdłuższy, gdy urodziła się Elaine. Nie to, że rodzice nie zauważyli jej narodzin. A jednak… czwarta z rzędu (nawet krzyk matki, jak twierdziła położna, był wynikiem bardziej przyzwyczajenia niż doświadczenia), nieszczególna w aparycji (wszystkie te cechy, których na swój kształt i podobieństwo doszukują się rodzice u swych pociech, widoczne były już u wcześniejszych dzieci) miała w potencjale status muchy na ścianie. Okolicznością sprzyjającą temu była również jej płeć, przynależna raczej do tła życia społecznego. Zwolniona z nauki niektórych spraw kluczowych dla wizji przyszłości jej braci, została zaangażowana w zupełnie inne, kluczowe dla wizji przyszłości jej (...męża). Ze swojej strony, Elaine nie wykazywała szczególnych predyspozycji, częstych u małych dzieci, do buntu wobec zastanego porządku. Wręcz przeciwnie, zauważalną uczyniły ją właśnie dobrze wpisujące się w rodowy wzorzec dziewczęcy niepozorny wygląd, dobrze wyważona płochliwość i poczucie dumy, połączone jeszcze z radością życia, wbrew oczekiwaniom wzmocnioną przez wcześnie ujawnioną śmiertelną bladością. Nie wystarczyło to oczywiście, by być dość dobrą panną Nott. Do tej roli wspaniale przygotowywała ją starannie dobrana guwernantka. Równie wspaniale, mniej lub bardziej mimowolnie, obracali te nauki w perzynę jej bracia. Niedościgniony Julius, zniewalający Lysander. Pomiędzy nimi, w samym centrum jej maleńkiego świata: Percival. Wiotka, niepewna ale i uważna podążała za nim krok w krok. Najpierw wzrokiem, później maleńkimi dłońmi, wreszcie tak naprawdę, stopa za stopą. Ale przede wszystkim, przez cały ten czas i długo po tym, jak opuścił dom - myślami. Nic, że znając Hogwart jedynie z książek i listów, jej wyobrażenia i wizje były w tym czasie znacząco skrzywione, bardziej baśniowe niż realne. Nie mniej - czuła się dzięki temu ciągle blisko niego.
Kiedy miała siedem lat Julius był już dorosły, Percival wydawał się taki być, a Lysander właśnie miał poznać się bliżej z koncepcją dorosłości w Hogwarcie. Kiedy miała siedem lat, Europę opanowała Wielka Wojna Czarodziejów. To, co do niej docierało – strzępy obrazów i rozmów było dalekie od chaosu, którego dzień po dniu coraz dotkliwiej doświadczali inni (kim byli ci inni, Elaine nie była pewna, ale na pewno byli bliżej całej tej wojny i brzmiało to ekscytująco). Mimo to, był to dla niej punkt zwrotny. Nottówna nie rozumiała wtedy co takiego zniknęło z jej świata, ale czuła, że bez tego wolno jej więcej. Dopiero po latach, mając już marginalnie więcej wiedzy o tamtych czasach i kolosalnie więcej wyobraźni, zidentyfikowała "winnego" jako towarzyszące jej dzieciństwu poczucie harmonii i określoności tego, jak wygląda życie. Przewidywalne, napływające zawsze z określonym rytmie dokumenty i pisma, które nauczyła się szanować na równi z członkami rodziny, których zwykle dotyczyły, nagle okazały się wymykać dotychczasowym regułom. Niespodziewanie się pojawiać, tajemniczo znikać. Zmieniać, kiedy nikt nie patrzył. Jakby tego było mało, wkrótce i jej przyszło zasilić grono uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Resztki pewności co do spójności, choćby estetycznej świata zostały jej bezpowrotnie odebrane. Otoczona została dziećmi w ilości i zagęszczeniu graniczącymi z absurdem, podobnymi do niej, a zarazem oszołamiająco innymi, częściej niż rzadziej postawionymi dużo niżej w znanej jej dotąd hierarchii a jakoś, tajemniczym sposobem, radzącymi sobie w wielu dziedzinach życia. Z jej życia z kolei niemal zupełnie zniknęli cokolwiek idealizowani przez nią rodzice, zniknęła wymagająca guwernantka. Mając jedenaście lat, została po raz pierwszym czymś innym, niż panną Nott. Została Krukonką – tiara nie miała problemu w rozpoznaniu w niej głodu nowych doświadczeń, chęci poznania tego co widziała wokół siebie i tego, co było jeszcze poza jej zasięgiem. Została też, przynajmniej we własnym odczuciu, sama sobie panią. Z jednej strony rozwijała się w dość przewidywalnym kierunku: wtaczaną do głowy od dzieciństwa wiedzę o tym kto jest kim w świecie magii łatwo było przełożyć na dobre wyniki w nauce jej historii. Jednocześnie jednak Elaine wykazała się smykałką do uroków – sugerowała to co prawda już przynależąca jej różdżka – ale praca, którą nierzadko w tajemnicy wkładała w naukę i eksperymenty w obrębie prostych zaklęć, a późniejszych latach również transmutacji, okazyjnie zaskakiwała nauczycieli lub… w zależności od wyników, pielęgniarkę. Znacznie mniej przykładała się do zajęć wymagających brudzenia sobie rąk. Urzekały ją niektóre z magicznych zwierząt i roślin, ale zajmowanie się nimi czy próba ważenia z ich części odpowiednich wywarów jakoś jej nie pociągało. Astronomia, wróżbiarstwo i w mniejszym stopniu numerologia nieco ją drażniły, jako wkraczające niezgrabnie w zbyt wyrafinowane dla swoich metod sfery. Do nauki podchodziła wybiórczo, ale ambitnie, co uwidaczniało się w jej wynikach. Dotychczasowo niejasna wizja wybicia się ponad innych, ponad to wszystko, co widziała wokół stała się potrzebą. Zresztą, w czasie otwarcia Komnaty Tajemnic, śmierci Dumbledore'a, wreszcie dotarcia Wielkiej Wojny do Wielkiej Brytanii, czy było to aż tak szczególne pragnienie…?
Sęk w tym, że kiedy kurz zaczął już opadać, a Elaine z dziecka stała się dziewczęciem, jej pragnienia nie ustąpiły bardziej pragmatycznym. Wręcz przeciwnie, karmiony dotąd okolicznościami głód wrażeń i zainteresowanie ryzykiem stały się tym bardziej ostre a przy niezmiennie słabym zdrowiu, również obfitsze w konsekwencje. Jak ciasno było jej w lecie, w siedzibie najbliższej rodziny! Jak frustrujące były rady i ograniczenia wypływające z troski o jej zdrowie! Chociaż atrakcyjna fizycznie i do pewnego stopnia czarująca, Nottówna – a dokładniej jej przyszłość, rozumiana oczywiście jako dobre zamążpójście – stała się źródłem rosnącego niepokoju. Z jednej strony nie chcąc ranić bliskich a z drugiej, uparcie wierna samej sobie, Elaine traciła grunt pod nogami. Coraz częściej zdawała się zapadać w sobie podczas powrotów ze szkoły, więcej czasu spędzając na cenionej skądinąd opiece nad rodzinnymi archiwami, niż w towarzystwie samych krewnych, coraz częściej w czasie roku szkolnego udawało jej się wymknąć z murów i uciec spojrzeniom innych. Jeszcze bardziej zawęziły się jej zainteresowania – preferencje widoczne na etapie SUMów, uwidoczniły się jeszcze bardziej przy wyborze owutemów (podjęła się jedynie trzech: Historii Magii, Uroków oraz Transmutacji) i gasnącemu w niej zapałowi w przygotowaniach do egzaminów. Prawdziwe we własnym mniemaniu życie wiodła w wyobraźni i w odosobnieniu, jedynie pozornie będąc wtedy, tam i taka, jaką chcieli widzieć ją prawie wszyscy inni. Do czasu ukończenia szkoły udoskonaliła jeszcze swoją taktykę, odzyskując w dużym stopniu dobrą opinię wśród otoczenia a przede wszystkim – zaufanie rodziców. Od jej siedemnastego roku, wszystko nabrało tempa. Koniec szkoły, debiut… i on. Nie byli sobie przeznaczeni. Nie ze względu na los ani swoje dusze czy serca. Decydujący członkowie rodziny nie ukończyli wtedy jeszcze skrupulatnej oceny jej wartości i ofert, które mogliby przyjąć w jej imieniu. Czekali, aż w świetle zmian, które w niej nastąpiły ustali się jej pewniejszy status. W oczach wielu członków jego rodu, ona była bezwartościowa. Inne zdanie miał, wydawałoby się, jedynie on. Tak przynajmniej myśleli wtedy – wciąż młodzi, wciąż dość naiwni by myśleć, że dla ich szczęścia poruszyły się gwiazdy. Ich uniesienia miały z góry ustaloną, krótką datę ważności.
Ślub miał miejsce w lecie, niedługo po ukończeniu przez Elaine osiemnastu lat. Kiedy wrodzona jej delikatność nie okazała się mieć nic wspólnego z pokorą, a jego surowość, wszechobecna również w jego siedzibie nie okazała się lodem możliwym do stopienia nadszedł nieodzowny czas pierwszych, drugich i kolejnych rozczarowań. Na nic zdało się, że młoda, atrakcyjna nie mimo, ale również dzięki czemuś nieoswojonemu w błysku jej oczu, zyskała jeszcze na popularności w towarzystwie. W zamczysku Ludlow, zależna od męża, strofowana przez jego matkę, pozbawiona nigdy wcześniej niedocenionej taryfy ulgowej, którą cieszyła się w domu rodzinnym, lady Avery nie mogła już uciekać w wyobraźnię. Schronienia próżno było szukać gdzieś za murami. Otwarty bunt również prowadził jedynie do kolejnych klęsk. Nawet narodziny syna w drugim roku małżeństwa tylko na chwilę poprawiły jej sytuację. Dopiero to ostatnie rozczarowanie, a może lęk przed brakiem wpływu na los własnego dziecka przyniósł Elaine zarówno charakterystyczny dla jej choroby a dawno nie widziany, epizod niemocy, w której pozostawała całymi tygodniami ale i wreszcie zrozumienie dla swojego położenia. Urodzona w rodzie Nott, przy wszystkim, czego w niej nie akceptowano, wciąż miała określoną wartość. A dokładniej jedną, jakże znaczącą w czasach, w których przyszło jej żyć właściwość – dla niej szeroko otwierane były drzwi, które dla Averych były zamknięte lub, znacznie częściej, uchylane jedynie z konieczności. To właśnie stało się od tego czasu osią jej istnienia. Odnalazła w sobie dość samodyscypliny, by właściwie zainwestować w powtórne, już dorosłe ukształtowanie wpajanych w rodzinnym domu sposobów bycia w świecie. Wykorzystując wąską ale dostatecznie rozwiniętą wiedzę wyciągniętą ze szkoły, wdrożona przez doświadczonych krewnych, po kilku miesiącach rozpoczęła samodzielną pracę w dziedzinie znawstwa i opieki nad archiwami. Pomagała już nie tylko w opracowywaniu archiwów Nottów. Z czasem dostęp i zajęcie dla siebie znalazła przede wszystkim w nieprzebranych zbiorach ministerialnych. Sposób noszenia się, dobór słów i gestów, które dotąd udawała, wreszcie uczyniła swoimi. Zaczęła niebywale dbać o to, by zawsze wzorowo się prezentować. Dość uparcie ignorowaną dotąd cielesność, tak frustrującą ze względu na niedomagania spowodowane chorobą, zaczęła również traktować jako poznawalną i przez to przynajmniej potencjalnie poddającą się kontroli. Z najróżniejszych stron ściągała znawców, którzy nauczyli ją podstaw i ustalili zaostrzony jeszcze przez nią samą reżim, sięgający od aktywności i diety, przez toaletę, do krótkiej listy materiałów, które od tamtego czasu skłonna była na siebie nakładać.
Za czas spędzony z synem, za wybór miejsca kolejnej podróży była dokładnie tam, wtedy i taka, jakiej potrzebował jej mąż a przede wszystkim, nestor jej rodu. Pierwszemu towarzyszyła w podróżach dyplomatycznych, w służbie drugiemu łagodziła rodzinne spory, coraz wprawniej, ale zawsze nie wprost pomagając przechylić w szalę zwycięstwa w stronę, na której zależało nestorowi, nadając przez swoją prezencję i przychylność przynajmniej pozorną świeżość jego stanowisku. Chociaż płomienne uczucie do męża nie wygasło zupełnie, a Elaine wciąż potrafiła spędzać długie wieczory z uwagą słuchając opinii i relacji z misji dyplomatycznych Médérica, korzystając z jego wiedzy o świecie i ludziach, z czasem coraz bardziej się od niego oddalała. Ważniejszy dla niej wydawał się syn – toczone wcześniej z jego matką walki o lorda Avery’ego zdawała sobie teraz odbijać, nie chcąc by miała ona jakikolwiek wpływ, a do pewnego momentu nawet kontakt, z dzieckiem. Po jakimś czasie jednak nawet to nie wydawało się już jej tak zajmować. Kiedy tylko potrafiła znaleźć ku temu pretekst, opuszczała Ludlow. Swoją misją uczyniła już nie tylko opiekę nad ministerialnymi archiwami, ale także zdobywanie dokumentów z najróżniejszych źródeł i coraz odleglejszych miejsc. Straciła na wadze. Epizody zaostrzenia objawów śmiertelnej bladości, choć krótkie, stawały się coraz częstsze. Omdlenia stały się dla niej niemal codziennością. Częściej potrzebowała transfuzji krwi. Mimo to, nie rezygnowała z ćwiczeń ani ze specyfików poprawiających jej wygląd, przyjmując je równie cierpliwie, co wzmacniające eliksiry. Choć medycy kręcili głowami, to dzięki ich nauce pojęła dostatecznie dobrze czym jest jej choroba, co dzieje się w jej ciele, co może jej pomóc, a co jej zagraża. Świadomie podejmowała ryzyko. Wciąż mogła przecież pracować. Wciąż przecież prezentowała się wspaniale. W roli pozostała nawet wtedy, kiedy świat dookoła niej znów pogrążył się w chaosie. Teraz rzeczywiście mogła go doświadczyć, poczuć, niemal dotknąć. Wbrew, a może właśnie w zgodzie z nim, lady Avery wydawała się rozkwitać. Widziana ostatnio w towarzystwie kilka miesięcy temu, na pogrzebie lorda Avery’ego (jednej z wielu ofiar pożogi, która obróciła w ruinę ministerstwo) wyglądała wprost olśniewająco.
Statystyki i biegłości | |||
Statystyka | Wartość | Bonus | |
OPCM: | 9 | 2 (rożdżka) | |
Zaklęcia i uroki: | 15 | 2 (rożdżka) | |
Czarna magia: | 0 | 0 | |
Magia lecznicza: | 0 | 0 | |
Transmutacja: | 11 | 1 (rożdżka) | |
Eliksiry: | 0 | 0 | |
Sprawność: | 3 | Brak | |
Zwinność: | 7 | Brak | |
Język | Wartość | Wydane punkty | |
angielski | II | 0 | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty | |
Anatomia | I | 2 | |
Historia Magii | III | 25 | |
Kłamstwo | II | 10 | |
Kokieteria | I | 2 | |
Numerologia | I | 2 | |
Perswazja | II | 10 | |
Starożytne Runy | I | 2 | |
Spostrzegawczość | I | 2 | |
Skradanie | I | 2 | |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty | |
Savoir-vivre | II | 0 | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty | |
Neutralny | - | - | |
Rozpoznawalność | II | - | |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty | |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 | |
Malarstwo (wiedza) | I | 0.5 | |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 | |
Rzeźba (wiedza) | I | 0.5 | |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty | |
Latanie na miotle | I | 0.5 | |
Taniec balowy | I | 0.5 | |
Jeździectwo | I | 0.5 | |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty | |
Brak | - | (+0) | |
Reszta: 10 |
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Ostatnio zmieniony przez Elaine Avery dnia 25.07.19 19:32, w całości zmieniany 12 razy
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzała: Deirdre Tsagairt
[21.08.20] Kryształ (lipiec/wrzesień)
[15.04.20] Przywrócenie rangi
[20.05.20] Osiągnięcie (Syn marnotrawny): +5 PD
[24.05.20] Wykonywanie zawodu (kwiecieńmajczerwiec), +50 PD
[27.06.20] Ain Eingarp: +3 PD
[05.08.20] Wydarzenie: Na kogo wypadnie, na tego bęc; +50 PD
[20.08.20] Wsiąkiewka (kwiecień-czerwiec): +30 PD
[05.08.21] Lusterko: +3PD