Pałac Eltham
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Pałac Eltham
Jest to okazały budynek, który był przez kilkaset lat rezydencją monarchów brytyjskich. Posiada fascynującą historię - był bowiem nie tylko domem dla pokoleń królów angielskich. Jest otwarty dla zwiedzających, dlatego stanowi wyjątkową propozycję dla odwiedzających Londyn. Może warto skorzystać ze znajdujących się tutaj stajni? Zachowała się również część pierwotnej, średniowiecznej konstrukcji budynku - połączenie tych dwóch stylów tworzy niepowtarzalną atmosferę. Co roku odbywa się też tutaj wiele ślubów, głównie ze względu na niezwykły urok zarówno samego pałacu, jak i otaczającej go zieleni. Położony wśród przepięknych ogrodów na wodzie, Eltham Palace był kiedyś domem dzieciństwa Henryka VIII. Obiekt oferuje mieszankę stylu średniowiecznego, art deco i przepychu rodem z Hollywood.
Zachowując nadzwyczajną skrupulatność, nigdy nie pozostawiał po sobie spraw niedokończonych bądź nierozwiązanych. Według jego mniemania każda czynność, którą się zajmował, winien wykonać dokładnie – wiedział wszak doskonale, iż niedociągnięcia oraz luki, kiedyś, w przyszłości mogą zostać wykorzystane przeciwko niemu. Nie popadał jeszcze w żadną paranoję – po prostu zachowywał zwyczajną ostrożność. Wolał zapobiegać, niż dwoić się i troić, zwalczając symptomy szalejącej burzy – czy to społecznej czy rzeczywistej zarazy. Naturalnym postępowaniem zatem było posłanie do panienki Greengrass zaproszenia – czy raczej wezwania na wspólny spacer, rozgrywający się w urokliwej, sielankowej atmosferze ciepłego, sierpniowego popołudnia. Linette miała czuć się adorowana, on zaś spełniony oraz niewątpliwie podbudowany kobiecym zainteresowaniem. Spływało ono oczywiście z każdego miejsca w jakie się udał, lecz zazwyczaj ignorował dzierlatki, rzucające mu tęskne spojrzenia i nieprzytomne uśmiechy. Linette była po stokroć atrakcyjniejszą ofiarą – wypielęgnowaną szlachcianką przyobiecaną jego kuzynowi – nie istniał chyba lepszy materiał do stonowanej prowokacji. Która miała rozegrać się już niedługo; list został wysłany, a odpowiedź zwrotna nadeszła natychmiast (oczekiwała go?). Avery z pobłażaniem przebiegł wzrokiem tekst, nieumywający się do jego starannej kaligrafii i podarł pergamin, nieprzedstawiający dla niego żadnej wartości. Zastanawiał się przy tym, czy jego list trafił do kasetki ukrytej w toaletce przy łóżku Linette, czy może raczej dziewczę będzie trzymać go na piersi, aż papier przesiąknie jej zapachem?
W swojej megalomanii (odziedziczonej po matce? Po ojcu?) nie wątpił, iż proponując pannie Greengrass jeszcze kilka podobnych schadzek okraszonych romantycznymi rekwizytami, skradłby jej serce (a następnie perfidnie podeptał) i odsunął Perseusa w zapomnienie. Kuzyn nie był wszak żadną konkurencją. Nawet, jeśli Linette go kochała. Czymże była ta miłość, jeśli nie uczuciem ulotnym, a przede wszystkim: zgubnym? Avery udowodniłby dziewczęciu z łatwością, iż lepiej zrobiłaby, na zawsze porzucając Perseusa i wszystkie wyobrażenia na temat romantycznej miłości rodem z eposów oraz legend rycerskich. Na rzecz racjonalności i logicznego podejścia do życia – rola kobiet została określona jeszcze przez starożytnych (biblia), a prostsza przecież być nie mogła. Elegancka prezencja, posłuszeństwo oraz spłodzenie potomstwa (bez marzeń) najwyraźniej jednak przerastało niektóre przedstawicielki tej podrzędnej płci. Panna Greengrass zdawała się zaś uroczo nieświadoma tego, co ją czeka – czy to w ramionach Perseusa, czy kogokolwiek innego. Samael nie miał więc żadnych skrupułów, by rezygnować z zabawy jej kosztem. Pojawił się pod drzwiami jej rezydencji punkt piąta z bukietem kwiatów – zwykła kurtuazja, jak się przed nią usprawiedliwiał. Standardowy w podobnych sytuacjach deszcz komplementów i mogli wyruszać na wojaże – pałac Eltham zdawał się zaś idealnym miejscem na potajemną schadzkę. W przeciwieństwie do centrum Londynu panował tam względny spokój, który Avery cenił niemal na równi z prywatnością. Istniała naprawdę nikła szansa, iż w ogrodach przypadkiem natkną się na kogoś znajomego, a Samael wolał (jeszcze) nie afiszować się z faktem, iż prowadza się z panienką Greengrass. Oboje wszak byli zaręczeni i istniała obawa, że zostałoby to uznane za nieprzyzwoite. We wspólnym spacerze nie czaiło się wszak nic niemoralnego: może prócz zagadkowych uśmiechów, posyłanych przez Samaela (doskonale wyćwiczonych latami Sabatów) i nieco zbyt poufałym uścisku, w jakim trzymał dziewczę, prowadząc ją wśród kwiatowych alejek. Milczał, swoim zwyczajem preferując wyrażanie uczuć (?) w nieco inny sposób.
W swojej megalomanii (odziedziczonej po matce? Po ojcu?) nie wątpił, iż proponując pannie Greengrass jeszcze kilka podobnych schadzek okraszonych romantycznymi rekwizytami, skradłby jej serce (a następnie perfidnie podeptał) i odsunął Perseusa w zapomnienie. Kuzyn nie był wszak żadną konkurencją. Nawet, jeśli Linette go kochała. Czymże była ta miłość, jeśli nie uczuciem ulotnym, a przede wszystkim: zgubnym? Avery udowodniłby dziewczęciu z łatwością, iż lepiej zrobiłaby, na zawsze porzucając Perseusa i wszystkie wyobrażenia na temat romantycznej miłości rodem z eposów oraz legend rycerskich. Na rzecz racjonalności i logicznego podejścia do życia – rola kobiet została określona jeszcze przez starożytnych (biblia), a prostsza przecież być nie mogła. Elegancka prezencja, posłuszeństwo oraz spłodzenie potomstwa (bez marzeń) najwyraźniej jednak przerastało niektóre przedstawicielki tej podrzędnej płci. Panna Greengrass zdawała się zaś uroczo nieświadoma tego, co ją czeka – czy to w ramionach Perseusa, czy kogokolwiek innego. Samael nie miał więc żadnych skrupułów, by rezygnować z zabawy jej kosztem. Pojawił się pod drzwiami jej rezydencji punkt piąta z bukietem kwiatów – zwykła kurtuazja, jak się przed nią usprawiedliwiał. Standardowy w podobnych sytuacjach deszcz komplementów i mogli wyruszać na wojaże – pałac Eltham zdawał się zaś idealnym miejscem na potajemną schadzkę. W przeciwieństwie do centrum Londynu panował tam względny spokój, który Avery cenił niemal na równi z prywatnością. Istniała naprawdę nikła szansa, iż w ogrodach przypadkiem natkną się na kogoś znajomego, a Samael wolał (jeszcze) nie afiszować się z faktem, iż prowadza się z panienką Greengrass. Oboje wszak byli zaręczeni i istniała obawa, że zostałoby to uznane za nieprzyzwoite. We wspólnym spacerze nie czaiło się wszak nic niemoralnego: może prócz zagadkowych uśmiechów, posyłanych przez Samaela (doskonale wyćwiczonych latami Sabatów) i nieco zbyt poufałym uścisku, w jakim trzymał dziewczę, prowadząc ją wśród kwiatowych alejek. Milczał, swoim zwyczajem preferując wyrażanie uczuć (?) w nieco inny sposób.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Po ostatnich wydarzeniach nie wychodzę zbyt często z zacisza domowego. Zrezygnowałam nawet z pracy w pełni już tylko oddając się wybuchom w kociołku. Opuszczona zarówno przez Franza jak i Venus, nie miałam do kogo tak naprawdę zwrócić się o pomoc. Zostawała mi wyłącznie Polly, którą kochałam, ale jednak ona wciąż chodziła pod wpływem kolorowych tableteczek. Ponadto nie była szlachcianką, więc szczerze wątpiłam, aby mi prawidłowo doradziła w sprawie Perseusa, którego przecież nawet nigdy nie poznała.
Miałam dwie opcję do wyboru – zapomnieć o słowach Heleny i Ceasara, udając, że nie ma żadnych kochanek lub iść zgodnie z własnym sumieniem, tym samym, zostając również wydziedziczoną. Gdybym od początku wiedziała jaką tak naprawdę osobą jest mój narzeczony to nigdy nie zgodziłabym się na zaręczyny, które bądź, co bądź, ale wypłynęły od nas, nie od naszych rodów. Gdy nadszedł więc list od ciebie, kiedy akurat robiłam wybuchy w kociołku, ucieszyłam się niezmiernie, że zobaczę przyjazną mi twarz. Zarumieniłam się oczywiście na otrzymane kwiaty od ciebie, mamrocząc coś o miłym geście. Wstawiłam je od razu do wazonu, pozostawiając cię na chwilę samego. Mogłeś ujrzeć w moim salonie wielką mapę na której zaznaczam kraje odwiedzone oraz planowane wizyty. Za nic miałam konwenanse i to, że raczej moja matka nie byłaby zadowolona odwiedzinami kogoś innego niż Perseusz, bo co ludzie powiedzą. Ostatnio stała się aż nadto przewrażliwiona na tym punkcie, bojąc się, że zrobię coś, co nie spodoba się Persowi i ten odwoła nasz rychło nadchodzący ślub. Wciąż nie może mi wybaczyć porzucenia Avery'ego dla Lestrange'a, aby rzucić tego drugiego i ponownie powrócić do zaręczyn, już oficjalnych, z moich obecnym narzeczonym. O sprawie Ceasara wiedziały tylko nasze najbliższe familie, nie afiszowaliśmy się ze swoimi planami, choć ja w między czasie zakochałam się w nim na zabój, czule wspominając każde spotkanie z nim. Przyłapanie go na zdradzie wypaliło dziurę w moim sercu i dziwię się, że w momencie powrotu do Persa, który nie miał być szują, zabawiającą się z innymi pannami, nie zorientowałam się, że jest to ten sam typ człowieka.
Nie mam nic przeciw twojemu zachowaniu, sprawiającemu, iż czuję się znacznie lepiej. Łaknę tego i chcę więcej. Teraz, gdy Perseus zachowuje się w sposób naganny, mam niedosyt komplementów i czułych zachowań, rób więc tak więcej i częściej. Zapewne nigdy ci tego nie wynagrodzę, bo nie mam jak, ale na pewno docenię to wszystko w głębi swojego cierpiącego serduszka. Nie powiem ci też jak bardzo to mi się podoba, byłoby to nad wyraz niestosowne. Nie mówię więc wcale, idąc z tobą w milczeniu, posyłając ci od czasu do czasu niewinny uśmiech, wieńczony rumieńcem na twarzy, gdy nasze oczy się spotkają.
Miałam dwie opcję do wyboru – zapomnieć o słowach Heleny i Ceasara, udając, że nie ma żadnych kochanek lub iść zgodnie z własnym sumieniem, tym samym, zostając również wydziedziczoną. Gdybym od początku wiedziała jaką tak naprawdę osobą jest mój narzeczony to nigdy nie zgodziłabym się na zaręczyny, które bądź, co bądź, ale wypłynęły od nas, nie od naszych rodów. Gdy nadszedł więc list od ciebie, kiedy akurat robiłam wybuchy w kociołku, ucieszyłam się niezmiernie, że zobaczę przyjazną mi twarz. Zarumieniłam się oczywiście na otrzymane kwiaty od ciebie, mamrocząc coś o miłym geście. Wstawiłam je od razu do wazonu, pozostawiając cię na chwilę samego. Mogłeś ujrzeć w moim salonie wielką mapę na której zaznaczam kraje odwiedzone oraz planowane wizyty. Za nic miałam konwenanse i to, że raczej moja matka nie byłaby zadowolona odwiedzinami kogoś innego niż Perseusz, bo co ludzie powiedzą. Ostatnio stała się aż nadto przewrażliwiona na tym punkcie, bojąc się, że zrobię coś, co nie spodoba się Persowi i ten odwoła nasz rychło nadchodzący ślub. Wciąż nie może mi wybaczyć porzucenia Avery'ego dla Lestrange'a, aby rzucić tego drugiego i ponownie powrócić do zaręczyn, już oficjalnych, z moich obecnym narzeczonym. O sprawie Ceasara wiedziały tylko nasze najbliższe familie, nie afiszowaliśmy się ze swoimi planami, choć ja w między czasie zakochałam się w nim na zabój, czule wspominając każde spotkanie z nim. Przyłapanie go na zdradzie wypaliło dziurę w moim sercu i dziwię się, że w momencie powrotu do Persa, który nie miał być szują, zabawiającą się z innymi pannami, nie zorientowałam się, że jest to ten sam typ człowieka.
Nie mam nic przeciw twojemu zachowaniu, sprawiającemu, iż czuję się znacznie lepiej. Łaknę tego i chcę więcej. Teraz, gdy Perseus zachowuje się w sposób naganny, mam niedosyt komplementów i czułych zachowań, rób więc tak więcej i częściej. Zapewne nigdy ci tego nie wynagrodzę, bo nie mam jak, ale na pewno docenię to wszystko w głębi swojego cierpiącego serduszka. Nie powiem ci też jak bardzo to mi się podoba, byłoby to nad wyraz niestosowne. Nie mówię więc wcale, idąc z tobą w milczeniu, posyłając ci od czasu do czasu niewinny uśmiech, wieńczony rumieńcem na twarzy, gdy nasze oczy się spotkają.
Młode, nieśmiałe dziewczątka zawsze zyskiwały znaczną sympatię Samaela - połączoną z nieco dysonansową wzgardą. Avery stanowczo preferował walory estetyczne, skupiając się prędzej na drobnych ciałach obleczonych w drogie materiały niż na potoku słów, zupełnie niepotrzebnie wypływających z kobiecych ust. Subtelnie muskał swym platonicznym dotykiem podatne na manipulację umysły, wywierając wpływ na uczucia - skłębione i chaotyczne, stymulowane siłą niewiadomą i nieokreśloną. Nakazującą bez wahania poddać się eleganckiemu, kurtuazyjnemu lekarzowi, który grzecznie oferował swoje towarzystwo. Śmieszna niewieścia naiwność w podobnych przypadkach doprowadzała go do pobłażliwego rozbawienia - choć w innych okolicznościach zazwyczaj niepomiernie go irytowała. Kobiecy rodzaj wyrządził już za wiele złego swoją łatwowiernością i głupotą; zaczęło się od Pandory, której wierną naśladownicą okazała się Ewa, potwierdzając mit grzesznicy - aż na swej drodze Avery spotykał przeuroczą Linette. Która chciała widzieć w nim doskonałeho dżentelmena, prowadzącego ją na romantyczne spacery w tajemnicy przed jej przyszłym mężem. Samael dostosowywał się (jeszcze) do tych ukrytych marzeń i niewypowiedzianych na głos życzeń, odczytując gorące prośby dziewczęcia z jej oczu, speszonego uścisku oraz ciała (nieświadomie?) lgnącego w jego objęcia. Nie oponował przed tym, traktując pannę Greengrass iście po królewsku, przesuwając ramię na jej delikatną talię i pomagając przejść nad powalonym najpewniej w trakcie burzy konarem drzewa. Dziewicze rumieńce wzmagały apetyt Avery'ego na poważanie się na krok kolejny - bardziej zdecydowany uścisk, mniej moralny dotyk, może nawet skradnięcie pocałunku? W celu zdobycia laurowego wieńca oraz satysfakcji płynącej ze zwycięstwa - erotyczna przyjemność z równie nieśmiałej pieszczoty była wszak zbyt nikła, by czerpać z niej jakąkolwiek rozkosz. Odgarnął kosmyk włosów, który opadł na twarz Linette, niby przypadkiem, przelotnie dotykając jej białej szyi. Spektakl, którego finałem miały okazać się płonące policzki dziewczęcia przyprawiał Avery'ego o szaleńcze emocje. Zastanawiał się - jak długo (bo nie łudził się, zadając pytanie czy) potrwa, zanim panna Greengrass mu ulegnie i złamie serce Perseusa. Nie obchodziły go ewentualne konsekwencje jego małej gry - komplementy nie kosztowały, szastał więc nimi bez umiaru. Na głos zachwycając się przymiotami Linette, a w myślach jej potulnością. Okazywaną tylko przy nim?
- Trapisz się czymś? - spytał cicho, patrząc jej prosto w oczy i przystając w zacienionym zagajniku. Miejscu ustronnym, idealnym do zwierzeń oraz tajemnych miłostek, na które patrzono nieprzychylnym okiem. Prowadząc drobniutką Linette przez pałacowe ogrody, naturalnie pokierował ich kroki w stronę zazątka, gdzie mogliby porozmawiać w warunkach względnej ciszy. Zmąconej jedynie jego głębokim tembrem głosu, kiedy oczekiwał (sic!), aż dziewczę udzieli mu odpowiedzi.
- Trapisz się czymś? - spytał cicho, patrząc jej prosto w oczy i przystając w zacienionym zagajniku. Miejscu ustronnym, idealnym do zwierzeń oraz tajemnych miłostek, na które patrzono nieprzychylnym okiem. Prowadząc drobniutką Linette przez pałacowe ogrody, naturalnie pokierował ich kroki w stronę zazątka, gdzie mogliby porozmawiać w warunkach względnej ciszy. Zmąconej jedynie jego głębokim tembrem głosu, kiedy oczekiwał (sic!), aż dziewczę udzieli mu odpowiedzi.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mimo wszystko martwiłam się odrobinę, co powie mój narzeczony na wieść o przechadzkach z tobą. Ostatnimi czasy stosunki moje i Perseusa nie należały do tych udanych, oscylując na granicy całkowitej porażki a wydziedziczenia mnie. Pragnęłam, aby wszystko między nami jakoś się ułożyło, część mnie jednak zdawała sobie sprawę z niemożliwości przywrócenia stanu rzeczy sprzed rozmowy z Heleną. Chociaż jeżeli chodziło o niego to sprawy mogły zostać cofnięte do mojej obecności z Ceasarem na festiwalu miłości oraz późniejszej kłótni. Nie wydaje mi się, abym w jakiś sposób dla niego się teraz liczyła, więc na dobrą sprawę mogłabym cierpieć w milczeniu, ukrywać swoją wiedzę o jego kochankach, a on żyć dalej, nie mając dla mnie czasu, przy czym spędzając ten brak czasu w łóżku z innymi kobietami. Nie rozumiem, dlaczego mężczyźni tak łatwo ulegają swoim żądzą, czy może po prostu ze mną jest coś nie tak, że zarówno Ceasar jak i Perseus zabawiają się w towarzystwie innych dzierlatek. Mówią, że do trzech razy sztuka, ale trzecich zaręczyn nie będzie. Jestem więc skazana na życie z Avery'm i chyba nic innego mi nie pozostanie jak posłać sobie wygodnie łóżko. Na razie jestem na etapie buntowania się przed pójściem spać.
Dziwnie jest mi spędzać czas z tobą, ale być może dlatego, że wkroczyłeś do mojego życia w jego najgorszym momencie (choć gdy zobaczyłam na własne oczy, że Cezar mnie zdradza to z pewnością mówiłam na tamtym etapie życia o najgorszych jego chwilach). Mówisz mi tak miło i robisz gesty takie miłe, wypełniasz miejsce tych, którym ufałam, a którzy tak mnie zawiedli – Franz, Venus i Pers. Nie wiem, czy wymieniać w tym gronie Ceasara, bo może rzeczywiście nie wybaczyłam mu tego zabawiania się z innymi pannami za moimi plecami, ale z pewnością o tym zapomniałam. Perseusza czeka to samo – z czasem zapomnę jaki ból mi przysporzył i będę mogła rzucać mu się na szyję. Inna sprawa, że on nie jest mną i nie zapomni mi tego wszystkiego. Bo co jeśli n a p r a w d ę nie ma żadnych zdrad? Co jeśli nie ma ż a d n y c h manipulacji z jego strony i Helena wraz z Ceasarem sabotują nasz związek?
- Czy jeśli jedna osoba powie pewną informację, a druga ją potwierdzi, ale osoba o której mowa zaprzecza temu wszystkiemu to jakie są szanse, że mówi prawdę? – Ty jesteś mądry. Powiedz mi wszystko albo daj ukojenie memu sercu, które jest pokruszone na miliony małych kawałeczków. Jesteś też psychiatrą, więc na pewno potrafisz to zrobić. - Och, albo powiedz mi, jak mam się pozbyć czegoś z umysłu – proszę cię, patrząc w twoje oczy. Nawet nie mam rumieńców na facjacie, tak bardzo mi zależy, abyś zabrał to wszystko ode mnie.
Dziwnie jest mi spędzać czas z tobą, ale być może dlatego, że wkroczyłeś do mojego życia w jego najgorszym momencie (choć gdy zobaczyłam na własne oczy, że Cezar mnie zdradza to z pewnością mówiłam na tamtym etapie życia o najgorszych jego chwilach). Mówisz mi tak miło i robisz gesty takie miłe, wypełniasz miejsce tych, którym ufałam, a którzy tak mnie zawiedli – Franz, Venus i Pers. Nie wiem, czy wymieniać w tym gronie Ceasara, bo może rzeczywiście nie wybaczyłam mu tego zabawiania się z innymi pannami za moimi plecami, ale z pewnością o tym zapomniałam. Perseusza czeka to samo – z czasem zapomnę jaki ból mi przysporzył i będę mogła rzucać mu się na szyję. Inna sprawa, że on nie jest mną i nie zapomni mi tego wszystkiego. Bo co jeśli n a p r a w d ę nie ma żadnych zdrad? Co jeśli nie ma ż a d n y c h manipulacji z jego strony i Helena wraz z Ceasarem sabotują nasz związek?
- Czy jeśli jedna osoba powie pewną informację, a druga ją potwierdzi, ale osoba o której mowa zaprzecza temu wszystkiemu to jakie są szanse, że mówi prawdę? – Ty jesteś mądry. Powiedz mi wszystko albo daj ukojenie memu sercu, które jest pokruszone na miliony małych kawałeczków. Jesteś też psychiatrą, więc na pewno potrafisz to zrobić. - Och, albo powiedz mi, jak mam się pozbyć czegoś z umysłu – proszę cię, patrząc w twoje oczy. Nawet nie mam rumieńców na facjacie, tak bardzo mi zależy, abyś zabrał to wszystko ode mnie.
Nie miał trudności w… zdobyciu sympatii Linette? Wzbudzenia w niej zaufania? Oczarowania młodziutkiego dziewczątka, tak wyraźnie pragnącego kogoś, kto się nią zaopiekuje. Skoro trafiła w ramiona Persesua z pewnością fortuna dawno się od niej odwróciła – karząc za występki poprzednich wcieleń? Avery nie zamierzał rozliczać panienki Greengrass z grzeszków przeszłości. Które już dawno temu rozpłynęły się w mrokach niepamięci, odgrodzone żelazną kurtyną.
Po jednej stronie znajdował się jej narzeczony wraz z perspektywą cudownego życia i dzielenia Perseusa z innymi kobietami, po drugiej czekał Samael, roztaczając przed niewinną dzierlatką uroczą wizję troskliwego, serdecznego mężczyzny. Dojrzałego, rozumnego, nie zniżającego się do poziomów uliczników, czy nawet szlachciców, którym ślina kapała z ust na widok obnażonego uda.
Widział w jej sarnich oczach potrzebę pocieszenia, więc skrupulatnie wywiązywał się z tego (nieoczywistego) postawionego przed nim zadania. Zapewniając Linette oparcie. Również fizyczne: nadal poprawne, choć delikatnie naginające obowiązujące konwenanse. Już sam ten spacer burzył wszakże i zakłócał zasady ustalone przed wiekami (i dotychczas nie zmienione), wedle których absolutnie nie powinien przebywać tutaj tylko z panną Greengrass. A już absolutnie zabronione były ta niepozorna, choć poufała bliskość. Zabawne, biorąc pod uwagę, iż oboje najwyraźniej je pragnęli. Avery stopniował tą delikatną przyjemność, stosując swoistego rodzaju gradację. Od ramienia, poprzez ostrożne muśnięcia talii, by finalnie pochwycić jej dłoń i musnąć ustami jej gładką skórę. Nie wypuszczając już z powrotem i idąc wraz z nią ze splecionymi palcami. W celu… zabezpieczenia przed ewentualnym upadkiem?
Na pewno nie moralnym, ponieważ wprost do niego ją prowadził, wodząc na pokuszenie jak wąż, jak Mefisto, wskazując ścieżki, za którymi podążała niemal ślepo, całkowicie ufając swemu przewodnikowi. Avery zaś zacierał ręce z zadowolenia, zastanawiając się nad punktem kulminacyjnym słodkiej opowiastki. Która niekoniecznie musiała zakończyć się dzisiaj – Samael chętnie ciągnąłby ten teatrzyk, aby móc dłużej obserwować przemiany panny Greengrass. Otwartej na niego, lecz nadal niedostatecznie, by ją wykorzystał. Nie zdecydował jeszcze kto z dwójki nieszczęśliwych narzeczonych ucierpi bardziej – czy jego drogi kuzyn, czy niczemu winna Linette?
Oprócz dość zawiłego sposobu wypowiadania się (jednak powinna milczeć), przez który momentalnie rozbolała go głowa. Lekki grymas wykrzywił jego usta, lecz natychmiast zatuszował je zręcznym, uprzejmym uśmiechem.
- Teoretyzując, pięćdziesiąt procent. Praktycznie musisz się bardzo poważnie zastanowić, komu spośród tych osób ufasz bardziej. Posłuchaj głosu serca - przemówił doń ciepłym, wyrozumiałym tonem. Mało co nie wymiotując w pobliskie krzaki z powodu bzdur, jakie wypowiadał z autentycznym przekonaniem, uśmiechając się przy tym przyjaźnie.
- Zbędnych myśli pozbyć się łatwo. Jeśli jednak ktoś ci zawadza, nie da tak po prostu o sobie zapomnieć – dodał, kręcąc głową ze smutkiem i prowadząc dziewczę ku kamiennej ławeczce. Może niedługo usiądzie mu na kolana?
Po jednej stronie znajdował się jej narzeczony wraz z perspektywą cudownego życia i dzielenia Perseusa z innymi kobietami, po drugiej czekał Samael, roztaczając przed niewinną dzierlatką uroczą wizję troskliwego, serdecznego mężczyzny. Dojrzałego, rozumnego, nie zniżającego się do poziomów uliczników, czy nawet szlachciców, którym ślina kapała z ust na widok obnażonego uda.
Widział w jej sarnich oczach potrzebę pocieszenia, więc skrupulatnie wywiązywał się z tego (nieoczywistego) postawionego przed nim zadania. Zapewniając Linette oparcie. Również fizyczne: nadal poprawne, choć delikatnie naginające obowiązujące konwenanse. Już sam ten spacer burzył wszakże i zakłócał zasady ustalone przed wiekami (i dotychczas nie zmienione), wedle których absolutnie nie powinien przebywać tutaj tylko z panną Greengrass. A już absolutnie zabronione były ta niepozorna, choć poufała bliskość. Zabawne, biorąc pod uwagę, iż oboje najwyraźniej je pragnęli. Avery stopniował tą delikatną przyjemność, stosując swoistego rodzaju gradację. Od ramienia, poprzez ostrożne muśnięcia talii, by finalnie pochwycić jej dłoń i musnąć ustami jej gładką skórę. Nie wypuszczając już z powrotem i idąc wraz z nią ze splecionymi palcami. W celu… zabezpieczenia przed ewentualnym upadkiem?
Na pewno nie moralnym, ponieważ wprost do niego ją prowadził, wodząc na pokuszenie jak wąż, jak Mefisto, wskazując ścieżki, za którymi podążała niemal ślepo, całkowicie ufając swemu przewodnikowi. Avery zaś zacierał ręce z zadowolenia, zastanawiając się nad punktem kulminacyjnym słodkiej opowiastki. Która niekoniecznie musiała zakończyć się dzisiaj – Samael chętnie ciągnąłby ten teatrzyk, aby móc dłużej obserwować przemiany panny Greengrass. Otwartej na niego, lecz nadal niedostatecznie, by ją wykorzystał. Nie zdecydował jeszcze kto z dwójki nieszczęśliwych narzeczonych ucierpi bardziej – czy jego drogi kuzyn, czy niczemu winna Linette?
Oprócz dość zawiłego sposobu wypowiadania się (jednak powinna milczeć), przez który momentalnie rozbolała go głowa. Lekki grymas wykrzywił jego usta, lecz natychmiast zatuszował je zręcznym, uprzejmym uśmiechem.
- Teoretyzując, pięćdziesiąt procent. Praktycznie musisz się bardzo poważnie zastanowić, komu spośród tych osób ufasz bardziej. Posłuchaj głosu serca - przemówił doń ciepłym, wyrozumiałym tonem. Mało co nie wymiotując w pobliskie krzaki z powodu bzdur, jakie wypowiadał z autentycznym przekonaniem, uśmiechając się przy tym przyjaźnie.
- Zbędnych myśli pozbyć się łatwo. Jeśli jednak ktoś ci zawadza, nie da tak po prostu o sobie zapomnieć – dodał, kręcąc głową ze smutkiem i prowadząc dziewczę ku kamiennej ławeczce. Może niedługo usiądzie mu na kolana?
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie mam nic przeciw przekraczaniu granic, które często jednak powodowały na moich policzkach rumieńce. Czuję się przy tobie jeszcze bardziej niewinna niż podczas pocałunków z Perseusem. Tych, które były i nie powrócą w najbliższym czasie. On nie słucha moich przeprosin, nie otacza mnie ramieniem, nie mówi mi też słówek czułych, jedynie boczy się, że uwierzyłam słowom Heleny oraz Cezara. Nie widziałam go od naszej ostatniej rozmowy, ale czas ten wykorzystałam na rozwinięcie swoich wątpliwości, co do jego niewinności. Dziś więc czuję się wyjątkowo w twoim towarzystwie i pozwalam ci spleść nasze palce razem. Ty chociaż nie obwiniasz mnie za moje serce rozbite na miliony kawałków.
- Och – wyrywa się tylko z moich ust i patrzę smutno na ciebie. Wolałabym byś mi podał na tacy odpowiedzi, a nie kazał zastanawiać się, komu ufam. Jestem zbyt naiwna na takie rzeczy. Spójrz tylko na nasze splecione palce, nie musisz szukać daleko dowodów na potwierdzenie moich słów. Wystarczy mi mówić ładne rzeczy lub jak w twoim przypadku – robić ładne rzeczy. W moim odczuciu wszystko odbywa się niewinnie, choć część mnie zdaje sobie sprawę, że nic z tych rzeczy nie powinno mieć miejsca. Perseus nie byłby ze mnie zadowolony, a nawet nie wybaczył mi jeszcze posądzenia go o zdradę lub przechadzek z Ceasarem po terenach festiwalu miłości. - Mogę nawet nigdy nie zapomnieć? – siadam na ławce i zadzieram głowę do góry, zadając ci pytanie z przerażeniem w głosie. Nie mam tu na myśli domniemanych zdrad narzeczonego lub słów Heleny oraz Ceasara, ale samego Ceasara. Mówisz, że jeśli ktoś zawadza to nie da się o nim tak po prostu zapomnieć, a ja w torebce noszę wciąż tomik wierszy od niego. Powiedz mi proszę o recepcie na zapomnienie. Jesteś mądry i jesteś psychiatrą, na pewno jakąś znasz. Chcę cię postrzegać jako mojego bohatera.
- Och – wyrywa się tylko z moich ust i patrzę smutno na ciebie. Wolałabym byś mi podał na tacy odpowiedzi, a nie kazał zastanawiać się, komu ufam. Jestem zbyt naiwna na takie rzeczy. Spójrz tylko na nasze splecione palce, nie musisz szukać daleko dowodów na potwierdzenie moich słów. Wystarczy mi mówić ładne rzeczy lub jak w twoim przypadku – robić ładne rzeczy. W moim odczuciu wszystko odbywa się niewinnie, choć część mnie zdaje sobie sprawę, że nic z tych rzeczy nie powinno mieć miejsca. Perseus nie byłby ze mnie zadowolony, a nawet nie wybaczył mi jeszcze posądzenia go o zdradę lub przechadzek z Ceasarem po terenach festiwalu miłości. - Mogę nawet nigdy nie zapomnieć? – siadam na ławce i zadzieram głowę do góry, zadając ci pytanie z przerażeniem w głosie. Nie mam tu na myśli domniemanych zdrad narzeczonego lub słów Heleny oraz Ceasara, ale samego Ceasara. Mówisz, że jeśli ktoś zawadza to nie da się o nim tak po prostu zapomnieć, a ja w torebce noszę wciąż tomik wierszy od niego. Powiedz mi proszę o recepcie na zapomnienie. Jesteś mądry i jesteś psychiatrą, na pewno jakąś znasz. Chcę cię postrzegać jako mojego bohatera.
Zdeptał już swymi obcasami wiele niewieścich serc, grzebiąc je (metaforycznie?) tuż pod swoim płotem. Czynił zresztą rzeczy dużo gorsze: hańbił oraz gwałcił (dumę), oddzierając naiwne dziewczątka z ich czystości. Okradając nawet nie owe zabiedzone istotki – a ich przyszłych właścicieli, którzy mieli pozostać z niczym, oszukani oraz oczernieni. Linette miała wyjątkowe szczęście rodząc się w rodzinie szlacheckiej; inaczej nie zastosowałby wobec niej taryfy ulgowej. Panna Greengrass mogła zaś rozkoszować się jego dobrocią, zainteresowaniem, a dopiero później odczuwać głęboką żałość oraz nieukojony ból. Wyłącznie z własnych, głupiutkich postępków. Avery nie posunąłby się bowiem do takiego bezeceństwa, jak znieważenie arystokratki. Przekonał się, iż zdecydowanie zbyt wiele z tym zachodu: tuszowanie sprawy wymiernie pokrywało się z ewentualnymi korzyściami, więc wolał wprowadzić ją do labiryntu pełnego ślepych korytarzy oraz mylących ścieżek i porzucić ją tam na pastwę losu. Z mętlikiem w głowie, bez odpowiedzi na miliony ważnych pytań. Nie zasłużyła na nic innego – choć czy powinien karać ją za to, iż nie potrafi mu się oprzeć? Któż byłby do tego zdolny, zwłaszcza jeśli stosował artystyczną oprawę, godną największego mistrza uwodzenia. Nie aspirował do miana Casanovy (zwykły łajdak, do tego niezbyt urodziwy), jednakowoż wiedział (sądził?), że potrafi zdobyć każdą. Nawet ją, choć została już przyrzeczona jego kuzynowi. Dla Avery’ego nie stanowiło to wszakże przeszkody najmniejszej, ba, było dodatkową, cokolwiek niemoralną podnietą, by uwieść dziewczątko. Chciała mieć swego księcia – stanie się nim. Linette powinna wszakże pamiętać, że w każdym, nawet najszlachetniejszym człowieku kryją się demony. Pozornie niewyczuwalne, jednakże wywołujące nikłe zakłócenia w pozytywnym odbieraniu drugiej osoby. Wibracje, zdecydowanie niepozytywne, ale ukrywane skrupulatnie pod wszystkimi uśmiechami, delikatnym tonem oraz pieszczotami – tak ostrożnymi, iż nawet niekwalifikującymi się do owego miana.
-Jestem pewny, iż ktoś mógłby ci pomóc – odparł lekko, unosząc jej podbródek, aby móc spojrzeć prosto w te naiwne oczęta. Wypuścił dłonie Linette ze swojego uścisku, rezygnując nawet z obejmowania jej w talii. Zechce tego – sama poprosi. Wkrótce.
-Jestem pewny, iż ktoś mógłby ci pomóc – odparł lekko, unosząc jej podbródek, aby móc spojrzeć prosto w te naiwne oczęta. Wypuścił dłonie Linette ze swojego uścisku, rezygnując nawet z obejmowania jej w talii. Zechce tego – sama poprosi. Wkrótce.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Patrzę na ludzi i chcę w nich widzieć to, co najlepsze, więc często zapominam, że wszyscy mamy w sobie demony złe, a większość osób to nawet tym demonom pozwala sobą rządzić. Mamy więc taki świat zły, gdzie inni mogą mnie słowem uderzyć i zaboli bardziej niż cios wymierzony z otwartej ręki w policzek lub dostanie z pięści w nos. Nigdy nie oberwałam, jedynie raz czy dwa spadłam z drzewa w dzieciństwie, ale wyobrażałam sobie, jaki to musi być ból skoro ludzie wtedy krzyczą i płaczą nawet często. Lub im krew z nosa leci, jak ostatnio Cezarowi, i mają tylko ten ból w oczach. W tobie więc też nie widzę żadnych demonów, wręcz przeciwnie. Rób więcej mi tak ładnych rzeczy wiele, szepcz do uszka czule często i przynoś mi prezentów masę przy każdej okazji. Jak dasz mi wyspę to będę cała twoja.
- Ty? – unoszę sugestywnie brew do góry, przyodziewając niewinny uśmiech, który jednak zahaczał o pruderię. Nie staram się ciebie uwieść, to tylko zwykły, niekontrolowany oraz zupełnie nieprzemyślany gest. Zadając tobie pytanie, bawię się nieświadomie rodowym pierścionkiem zaręczynowym, należącym do familii mojego narzeczonego. Nie zdaję sobie także sprawy z tego jak moje gesty i słowa mogą być przez ciebie odbierane. Albo twoje. Możesz mnie nawet pocałować w kącik moich ust, a ja i tak nie-będę szeptać do Venus, że to tylko moja wina, pewnie niechcący poruszyłam głową, twoje wargi miały spocząć na moim policzku. Tylko że nie ma już żadnej Venus, co w klasztorze chowa się, ani też nie ma żadnych pocałunków. Prócz tego dziś w dłoń i pieszczenia obietnicami ponownego spotkania na festiwalu miłości.
- Ty? – unoszę sugestywnie brew do góry, przyodziewając niewinny uśmiech, który jednak zahaczał o pruderię. Nie staram się ciebie uwieść, to tylko zwykły, niekontrolowany oraz zupełnie nieprzemyślany gest. Zadając tobie pytanie, bawię się nieświadomie rodowym pierścionkiem zaręczynowym, należącym do familii mojego narzeczonego. Nie zdaję sobie także sprawy z tego jak moje gesty i słowa mogą być przez ciebie odbierane. Albo twoje. Możesz mnie nawet pocałować w kącik moich ust, a ja i tak nie-będę szeptać do Venus, że to tylko moja wina, pewnie niechcący poruszyłam głową, twoje wargi miały spocząć na moim policzku. Tylko że nie ma już żadnej Venus, co w klasztorze chowa się, ani też nie ma żadnych pocałunków. Prócz tego dziś w dłoń i pieszczenia obietnicami ponownego spotkania na festiwalu miłości.
Zawłaszczał dla siebie wszystko, co znajdowało się w zasięgu wzroku – naturalnie, o ile uznał to za dość interesujące, godne jego uwagi oraz cennego czasu. Niewątpliwie pochlebiał Linette, kierując na nią swoją (chwilową) atencję, pojąc słodkimi słówkami nieprzerwanym potokiem płynącym z jego ust. Sączyła się nimi trucizna, jednakowoż działająca powoli, przedłużająca każdy stan choroby. Rozwlekane stadium agonii, nagłego polepszenia się zdrowia, a następnie ostry nawrót z jednym tylko możliwym skutkiem. Chętnie pogrzebałby jej czystość w mogilnej ciemności, aczkolwiek jeszcze rozumował sensownie, nie dając porwać się szaleństwu. Czyż rozpalało go pożądanie, czy zwyczajna chęć posiadania, tak prymitywna, iż niemal dehumanizująca? Musiał poważnie się zastanowić, lecz nie było na to czasu, kiedy stare, rozłożyste drzewa ocieniały ich sylwetki, zwrócone ku sobie. Z tej perspektywy widział szczere oczy dziewczątka, przepełnione bezbrzeżnym zachwytem, jej lico bez jednej skazy oraz niedoskonałe, bo stanowczo zbyt małe piersi. Perseus brał sobie za żonę dziecko – liczył się z konsekwencjami oraz przymusowym postem? Avery nie uwzględniał takich problemów z Judith; zalegalizowany związek dawał podstawy do władzy, a on, w przeciwieństwie do kuzyna, nie miałby nawet najmniejszych oporów przed czynami (a)moralnymi. Teraz również nie czuł najmniejszych obiekcji, aczkolwiek nadal oczekiwał. Wstrzymał ciało, napięte i gotowe do zainicjowania wsparcia – pierwszy krok miała poczynić panna Greengrass. Uniesienie brwi nieco go rozdrażniło (sprowokowało?), lecz nadal wyglądał na uosobienie łagodności i dobroci.
- Nigdy nie odmawiam pomocy. Zwłaszcza, jeśli o takową prosi dama – rzekł lekko, tonem najswobodniejszej w świecie dysputy. Zupełnie jakby wymieniali się uwagami o rzeczach nieistotnych. Paradne – zapewne Linette nie zrozumiała jeszcze, o jaką stawkę toczy się ta gra. Wydęte, pąsowe usteczka nie były w niej bowiem najwyższą nagrodą.
- Nigdy nie odmawiam pomocy. Zwłaszcza, jeśli o takową prosi dama – rzekł lekko, tonem najswobodniejszej w świecie dysputy. Zupełnie jakby wymieniali się uwagami o rzeczach nieistotnych. Paradne – zapewne Linette nie zrozumiała jeszcze, o jaką stawkę toczy się ta gra. Wydęte, pąsowe usteczka nie były w niej bowiem najwyższą nagrodą.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie wiem, czy jetem aż takim dzieckiem skoro dawniej to szesnastolatki miały już trzyletnie dzieci i to było całkiem normalne, a przecież mentalnie mam gdzieś właśnie lat szesnaście zaś wygląd może ci mówić, że siedemnaście z hakiem. Czasem powiem coś mądrego i nawet wtedy patrzą się na mnie ludzie takim dziwnym wzrokiem to znowu robię och i uśmiecham się tak słodko jak tylko potrafię. Możesz się nawet porzygać z tej słodyczy. Ale umiem też być niemiła. Tylko wtedy możesz nigdy się do mnie już nie odezwać, bo celuję w takie punkty, które wypalają piętno. Ty mnie jeszcze takiej nie widziałeś i Perseus mnie jeszcze takiej też nigdy nie widział. Chyba tak naprawdę to mnie w takich sytuacjach Venus wyłącznie widziała – niegdyś byłyśmy nierozłączne.
- W jaki sposób mógłbyś mi pomóc? – patrzę na ciebie, zadzierając głowę do góry. Nie wstaję jednak z ławki, aby choć trochę zmniejszyć tę różnicę. Kiedy spuszczam wzrok, przegryzam dolną wargę. Palce u prawej ręki znów mi sztywnieją, ale ignoruję dziś ten fakt, wiedząc, że zaraz to wszystko ustąpi jak za każdym razem i jak zawsze też notuję sobie w głowie o udaniu się do lekarza. Unoszę ponownie głowę i patrzę na ciebie. Jesteś psychiatrą, na pewno mnie wyleczysz z myślenia o Ceasarze. Nie chcę przecież w przyszłości zasypiać koło Perseusa z myślą o mężczyźnie, którego kiedyś miałam poślubić. To niezbyt ciekawa opcja zarówno dla mnie jak i mojego narzeczonego.
- W jaki sposób mógłbyś mi pomóc? – patrzę na ciebie, zadzierając głowę do góry. Nie wstaję jednak z ławki, aby choć trochę zmniejszyć tę różnicę. Kiedy spuszczam wzrok, przegryzam dolną wargę. Palce u prawej ręki znów mi sztywnieją, ale ignoruję dziś ten fakt, wiedząc, że zaraz to wszystko ustąpi jak za każdym razem i jak zawsze też notuję sobie w głowie o udaniu się do lekarza. Unoszę ponownie głowę i patrzę na ciebie. Jesteś psychiatrą, na pewno mnie wyleczysz z myślenia o Ceasarze. Nie chcę przecież w przyszłości zasypiać koło Perseusa z myślą o mężczyźnie, którego kiedyś miałam poślubić. To niezbyt ciekawa opcja zarówno dla mnie jak i mojego narzeczonego.
Dziewczę (nie)świadomie nie ułatwiało mu przeprowadzenia jego małego happeningu, wybitnie racząc Samaela swoim nieobeznaniem w świecie dorosłych. Gdyby Linette była jego narzeczoną (cóż, nierealne), doskonale wiedziałaby, czego od niej żąda, czego oczekuje i o co nigdy nie poprosi. Widział ją nadal słodką, nieśmiałą, zagubioną między Caesarem a Perseusem (a jednak nie taka niewinna?), ale ukojenia szukającą paradoksalnie w jego ramionach – gwoli ścisłości zupełnie obcego sobie mężczyzny. Ach, zapomniał przecież, iż się poznali. Niedawno, lecz to wystarczyło, by zanurzyć się w objęciach i wypłakać lub wyszeptać do uszka wszystkie śmieszne kobiece żale i drobne smuteczki. Avery był przecież doktorem i znał sposób na każdą troskę, spędzającą sen z jej powiek. Dziewki nie stanowiły istot skomplikowanych: posiadały po prostu pewne defekty, wymuszające irracjonalne zachowania, a także powodujące określone słabości. Do klejnotów, pięknych ubrań, pachnących kwiatów, muzyki, czy poezji. Nie potrzebował wielu środków, aby jadły mu z ręki (lub spod stołu) i takim też wybiegiem postanowił uwieść pannę Greengrass. Słowa, słowa, słowa, słowa. Czyż w nich nie kryła się potęga? Zwłaszcza, jeśli używało się ich z rozwagą, tak, jak czynił to Avery.
-Dla twojego zdrowia życia bym nie skąpił – rzekł, nieco śpiewnie, ujmując dziewczę za rękę – po twą spokojność do piekieł bym zstąpił – nie kłamał w tym względzie, zaś w Hadesie witano go z otwartymi ramionami – choć śmiałej żądzy nie ma w sercu mojem, bym był dla ciebie zdrowiem i pokojem – zakończył swą deklarację, muskając ustami wierzch jej dłoni. Nawet, jeśli Linette nie zrozumiała wymowy wiersza, sam gest winien jej zdać się oczywisty. Poniekąd zachęcający, zwłaszcza, że towarzyszyło mu lekkie drgnięcie ramienia, które spadło na jej wątłe barki, tuląc je w niewinnym uścisku.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Może i pcham się w twoje ramiona, ale w ogóle tego nie zauważam. Dla mnie jesteś osobą, która może mi pomóc ze względu na to, jaki zawód wykonujesz, ty natomiast mi tak czule mówisz i czułe robisz gesty. Przez ciebie chcę więcej i czuję się komuś do szczęścia potrzebna. Ty na pewno nie chodziłbyś do innych i traktowałbyś mnie dobrze. Przy tobie nie musiałabym płakać w poduszkę, a przynajmniej nie przez ciebie. Te myśli jednak mnie przerażają, tak samo jak twoje piękne wiersze przez które moje serce znacznie przyspieszyło rytmu. Och, Samaelu Avery, co ty tak właściwie ze mną robisz? I ta twoja bliskość, która nie powinna nigdy się zdarzyć, tak samo jak twoja ręka na moim barku na którą właśnie patrzę. Na mojej facjacie na pewno znowu możesz odnaleźć rumieńce.
- Mam kociołek na gazie! – zrywam się nagle, choć już mi strasznie brak twojego ramienia i twoich słów do mnie skierowanych. Biegnę jednak w bezpieczne miejsce, by teleportować się do swojego mieszkania, w którym stukam głową w ścianę. I chociaż nie jestem dumna z siebie i tego, że odmawiam sobie przyjemności z tobą to z pewnością Perseus byłby zadowolony, dowiedziawszy się, co zrobiłam w momencie, w którym chciałam uczynić coś zgoła innego. Mam teraz tylko nadzieję unikać ciebie do końca swoich dni, aby przez przypadek nie połączyć naszych ust.
/zt
- Mam kociołek na gazie! – zrywam się nagle, choć już mi strasznie brak twojego ramienia i twoich słów do mnie skierowanych. Biegnę jednak w bezpieczne miejsce, by teleportować się do swojego mieszkania, w którym stukam głową w ścianę. I chociaż nie jestem dumna z siebie i tego, że odmawiam sobie przyjemności z tobą to z pewnością Perseus byłby zadowolony, dowiedziawszy się, co zrobiłam w momencie, w którym chciałam uczynić coś zgoła innego. Mam teraz tylko nadzieję unikać ciebie do końca swoich dni, aby przez przypadek nie połączyć naszych ust.
/zt
Z początku byłyśmy różne pomimo tej samej aparycji. Teraz łączyło nas coś; świadomość, dziedzictwo oraz parę wspólnie spędzonych miesięcy. Różniłyśmy się, ale nie tak mocno jak na początku naszej znajomości. Powoli się poznawałyśmy, odkrywając parę wspólnych cech. Wydawało się, że to mało jak na siostry bliźniaczki, ale czy zdobędziemy kiedyś szansę na zacieśnienie rodzinnych więzów? Nie byłam wyzbyta z uczuć, wręcz się do nich garnęłam po latach samotnej wegetacji oraz rozpamiętywania własnych cierpień i porażek. Być może podążałam niewłaściwą ścieżką, ale wydawało mi się, że nie może być już gorzej. Nie wybaczyłabym sobie natomiast zaprzepaszczenia szansy na poprawę własnego losu. Przesądzonego dzisiejszego wieczoru. Zgubiła mnie moja własna naiwność oraz brak zabezpieczenia w postaci Jowisza. Który mógłby mi pomóc w tej fatalnej sytuacji; z drugiej strony chyba bałabym się, że mogliby mu zrobić krzywdę. Napastników było naprawdę wielu, a on był tylko jeden.
Targana wątpliwościami ostatecznie zdecydowałam się wejść do tajemniczego tunelu. Pełnego kurzu, pajęczyn oraz suchego powietrza. Odkaszlnęłam nie słysząc wypowiadanej przez mężczyzny inkantacji. Całe szczęście. Wtedy bałabym się go jeszcze bardziej niż do tej pory. Usłyszałam jedynie za sobą przeraźliwy krzyk, bez wątpienia bólu. Zimny dreszcz przebiegł po moim ciele, a ja na chwilę przystanęłam oglądając się za siebie. Dostrzegłszy jedynie człowieka, który odsłonił przede mną tajemnice klatki schodowej, zerwałam się do biegu przed siebie.
Nie wiem jak długo szliśmy tym korytarzem. Kichnęłam kilkukrotnie zanim dobiegłam do wyjścia. Zmrużyłam oczy przyzwyczajając oczy do światła, po czym rozejrzałam się po nieznanym mi pomieszczeniu. Wnętrze wyglądało jak część starego pałacu, ale nie potrafiłam rozpoznać nic więcej. Biurko było zwykłym biurkiem, tak jak krzesło oraz zasłony. I świece. Nie było w nich nic znajomego, co wprawiło mnie w jeszcze większą panikę. Pomimo wyraźnego dyskomfortu oraz bycia na straconej pozycji starałam się obejrzeć dokładnie miejsce, w którym byłam. Znaleźć jego słabe oraz mocne punkty, ale wtedy dobiegł mnie głos zza pleców.
- Expelliarmus – powiedziałam szybko, kierując różdżkę na nieznajomego. Drżała mi ręka, ale musiałam spróbować. Musiałam wykorzystać być może element zaskoczenia. Nie mogłam tak po prostu stać oraz czekać bezczynnie na jego reakcję. Nie kiedy zobaczyłam ten uśmiech. Nie zwiastujący niczego dobrego. Widziałam podobne w moim życiu, nigdy nie kończyło się to dobrze. Muszę wreszcie uwierzyć, że na coś mnie stać, że potrafię odmienić swój los. Pomimo paraliżującego strachu.
Targana wątpliwościami ostatecznie zdecydowałam się wejść do tajemniczego tunelu. Pełnego kurzu, pajęczyn oraz suchego powietrza. Odkaszlnęłam nie słysząc wypowiadanej przez mężczyzny inkantacji. Całe szczęście. Wtedy bałabym się go jeszcze bardziej niż do tej pory. Usłyszałam jedynie za sobą przeraźliwy krzyk, bez wątpienia bólu. Zimny dreszcz przebiegł po moim ciele, a ja na chwilę przystanęłam oglądając się za siebie. Dostrzegłszy jedynie człowieka, który odsłonił przede mną tajemnice klatki schodowej, zerwałam się do biegu przed siebie.
Nie wiem jak długo szliśmy tym korytarzem. Kichnęłam kilkukrotnie zanim dobiegłam do wyjścia. Zmrużyłam oczy przyzwyczajając oczy do światła, po czym rozejrzałam się po nieznanym mi pomieszczeniu. Wnętrze wyglądało jak część starego pałacu, ale nie potrafiłam rozpoznać nic więcej. Biurko było zwykłym biurkiem, tak jak krzesło oraz zasłony. I świece. Nie było w nich nic znajomego, co wprawiło mnie w jeszcze większą panikę. Pomimo wyraźnego dyskomfortu oraz bycia na straconej pozycji starałam się obejrzeć dokładnie miejsce, w którym byłam. Znaleźć jego słabe oraz mocne punkty, ale wtedy dobiegł mnie głos zza pleców.
- Expelliarmus – powiedziałam szybko, kierując różdżkę na nieznajomego. Drżała mi ręka, ale musiałam spróbować. Musiałam wykorzystać być może element zaskoczenia. Nie mogłam tak po prostu stać oraz czekać bezczynnie na jego reakcję. Nie kiedy zobaczyłam ten uśmiech. Nie zwiastujący niczego dobrego. Widziałam podobne w moim życiu, nigdy nie kończyło się to dobrze. Muszę wreszcie uwierzyć, że na coś mnie stać, że potrafię odmienić swój los. Pomimo paraliżującego strachu.
just fake the smile
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bellona Lovegood' has done the following action : rzut kością
'k100' : 39
'k100' : 39
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pałac Eltham
Szybka odpowiedź