Instytut Ziołouzdrowicielstwa
AutorWiadomość
Instytut Ziołouzdrowicielstwa
Pracownicy instytutu powstałego w setną rocznicę śmierci Beaumonta Marjoribanksa za nadrzędny cel stawiają sobie kontynuowanie pracy patrona. Budynek znajduje się na tyłach ogrodu botanicznego; nie grzeszy pokaźnymi rozmiarami - choć od utworzenia jednostki badawczej minęło już dziesięć lat, wchodząc do środka wciąż można odnieść wrażenie, jakby wszytko było prowizoryczne - krzesła z różnych kompletów, szafka chybocząca się niebezpiecznie na trzech nóżkach, wielokrotnie łatane czarami elementy wystroju; jedynie sprzęt służący badaniom odpowiada najnowszym standardom, a fiolki lśnią czystością.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:43, w całości zmieniany 1 raz
28 IX
Od rana siedział z nosem w księgach traktujących o znanych przypadkach znikania epidemicznego (choć z pewnością te udokumentowane stanowią jedynie ułamek wszystkich, w końcu raczej trudno byłoby zdiagnozować kogoś, kto zachorował na tę konkretną chorobę przebywając gdzieś w odosobnieniu). Szukał odpowiedzi na pytania nurtujące uzdrowicieli z Munga już od kilku dni - na oddział chorób zakaźnych trafiła dziewczyna, której ręka zdążyła już zupełnie zniknąć; choroba postępuje zaskakująco szybko, a dotychczas stosowane lekarstwo, nalewka ciemiernikowa, zdaje się jedynie odrobinę ją opóźniać. Zazwyczaj wystarczyła odpowiednia dawka eliksiru, stosowana regularnie przez wskazany przez uzdrowicieli czas, żeby uporać się z tym paskudztwem; tym razem nic nie pomaga w takim stopniu, żeby można było mówić o całkowitym uzdrowieniu.
Prewett, słysząc o tym, iż Mung zwrócił się z prośbą o pomoc do kierownika jednostki, w której Rory pracował, z początku poczuł się dość dziwnie - ba, nawet zastanawiał się, czy nie odsunąć się od tych badań z racji tego, że nie był pewien, kto z alchemików zostanie tutaj przysłany; nie chciał, żeby jego koledzy z pracy dowiedzieli się o tym, co miało miejsce rok temu; tamta biała plama na życiorysie Prewetta była przez niego przemilczana. I wolał, żeby taką pozostała.
Przybierająca coraz większy rozmiar ciekawość nie pozwoliła mu jednak na to, by zajął się czymś innym; im bardziej starał się skoncentrować na zadanym sobie zadaniu, tym więcej myślał o możliwym rozwiązaniu problemu, z którym musieli się uporać uzdrowiciele.
Kiedy kierownik oficjalnie przedstawił wszystkich pracowników jednostki przybyłym alchemikom, Rory poczuł jedynie ulgę - nie było wśród nich nikogo, kto znał kontekst jego odejścia z Munga. Skinął nieznacznie głową dziewczynie, do której pracowni wysyłano go zawsze po eliksiry potrzebne na wczoraj; kojarzył ją nie tylko ze stażu, ale przede wszystkim z wrześniowego ślubu, na którym zaskoczyła go jej obecność.
- Welon przyniósł szczęście? - posłał Charlie uśmiech, bez wahania podchodząc właśnie do niej - uznał, że z racji niewielkiej różnicy wieku będzie im się dobrze współpracowało; poza tym wyglądała mu na osobę, z którą ta współpraca nie będzie przypominała drogi przez mękę.
Jego pytanie nawiązywało oczywiście do złapanego przez nią na ślubie welonu; chciał jakoś zagaić rozmowę, nim będą musieli skoncentrować się jedynie na pracy. - Zna się panna z moją siostrą? Czy lordem Ollivanderem? - zapytał jeszcze z ciekawości, bo na weselu nie mieli okazji ze sobą porozmawiać.
Następnie gestem zaprosił ją do swojego miejsca pracy, na którym piętrzyły się już książki, z których będą mogli skorzystać. - Proszę zobaczyć, akurat natrafiłem na relację z pierwszej połowy dziewiętnastego wieku, dotyczącą niejakiego Xaviera Rastricka, który zniknął zabawiając trzystu-osobową publiczność w Painswick. Jego syn również zachorował na znikanie epidemiczne, gdy miał... zaledwie dwa miesiące. Z racji tak młodego wieku pacjenta uzdrowiciel nie zdecydował się na leczenie nalewką, wspomniano natomiast o roślinnych naparach... Zastanawiam się, czy nie warto spróbować zmodyfikować nieco skład lekarstwa i dodać do niego roślinę, z której robiono te napary... - zawiesił głos, pytająco spoglądając na Charlie.
Od rana siedział z nosem w księgach traktujących o znanych przypadkach znikania epidemicznego (choć z pewnością te udokumentowane stanowią jedynie ułamek wszystkich, w końcu raczej trudno byłoby zdiagnozować kogoś, kto zachorował na tę konkretną chorobę przebywając gdzieś w odosobnieniu). Szukał odpowiedzi na pytania nurtujące uzdrowicieli z Munga już od kilku dni - na oddział chorób zakaźnych trafiła dziewczyna, której ręka zdążyła już zupełnie zniknąć; choroba postępuje zaskakująco szybko, a dotychczas stosowane lekarstwo, nalewka ciemiernikowa, zdaje się jedynie odrobinę ją opóźniać. Zazwyczaj wystarczyła odpowiednia dawka eliksiru, stosowana regularnie przez wskazany przez uzdrowicieli czas, żeby uporać się z tym paskudztwem; tym razem nic nie pomaga w takim stopniu, żeby można było mówić o całkowitym uzdrowieniu.
Prewett, słysząc o tym, iż Mung zwrócił się z prośbą o pomoc do kierownika jednostki, w której Rory pracował, z początku poczuł się dość dziwnie - ba, nawet zastanawiał się, czy nie odsunąć się od tych badań z racji tego, że nie był pewien, kto z alchemików zostanie tutaj przysłany; nie chciał, żeby jego koledzy z pracy dowiedzieli się o tym, co miało miejsce rok temu; tamta biała plama na życiorysie Prewetta była przez niego przemilczana. I wolał, żeby taką pozostała.
Przybierająca coraz większy rozmiar ciekawość nie pozwoliła mu jednak na to, by zajął się czymś innym; im bardziej starał się skoncentrować na zadanym sobie zadaniu, tym więcej myślał o możliwym rozwiązaniu problemu, z którym musieli się uporać uzdrowiciele.
Kiedy kierownik oficjalnie przedstawił wszystkich pracowników jednostki przybyłym alchemikom, Rory poczuł jedynie ulgę - nie było wśród nich nikogo, kto znał kontekst jego odejścia z Munga. Skinął nieznacznie głową dziewczynie, do której pracowni wysyłano go zawsze po eliksiry potrzebne na wczoraj; kojarzył ją nie tylko ze stażu, ale przede wszystkim z wrześniowego ślubu, na którym zaskoczyła go jej obecność.
- Welon przyniósł szczęście? - posłał Charlie uśmiech, bez wahania podchodząc właśnie do niej - uznał, że z racji niewielkiej różnicy wieku będzie im się dobrze współpracowało; poza tym wyglądała mu na osobę, z którą ta współpraca nie będzie przypominała drogi przez mękę.
Jego pytanie nawiązywało oczywiście do złapanego przez nią na ślubie welonu; chciał jakoś zagaić rozmowę, nim będą musieli skoncentrować się jedynie na pracy. - Zna się panna z moją siostrą? Czy lordem Ollivanderem? - zapytał jeszcze z ciekawości, bo na weselu nie mieli okazji ze sobą porozmawiać.
Następnie gestem zaprosił ją do swojego miejsca pracy, na którym piętrzyły się już książki, z których będą mogli skorzystać. - Proszę zobaczyć, akurat natrafiłem na relację z pierwszej połowy dziewiętnastego wieku, dotyczącą niejakiego Xaviera Rastricka, który zniknął zabawiając trzystu-osobową publiczność w Painswick. Jego syn również zachorował na znikanie epidemiczne, gdy miał... zaledwie dwa miesiące. Z racji tak młodego wieku pacjenta uzdrowiciel nie zdecydował się na leczenie nalewką, wspomniano natomiast o roślinnych naparach... Zastanawiam się, czy nie warto spróbować zmodyfikować nieco skład lekarstwa i dodać do niego roślinę, z której robiono te napary... - zawiesił głos, pytająco spoglądając na Charlie.
kołyszę się na nitce nieokreślonych pragnień, palce zaczepiam o rozszczepione na liściu słońce, chwytam umykający wszechświat
Rory Prewett
Zawód : botanik
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
and meet me there,
with bundles of flowers
we'll wait through
the hours of cold
with bundles of flowers
we'll wait through
the hours of cold
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
| jednak 20.11
Charlie była alchemiczką bardzo oddaną swojej pracy – zarówno tej dla Munga, jak i tej, której oddawała się we własnej domowej pracowni. Alchemia zawsze była dla niej czymś więcej niż tylko sposobem zarobkowania. Kochała to, i jednocześnie nie był jej obojętny los ludzi, dla których warzyła rozmaite specyfiki. A w Mungu zawsze były to osoby potrzebujące uzdrowicielskiej pomocy, w której terapii alchemiczne środki odgrywały często znaczącą rolę.
Czasem trafiały się jednak przypadki, które wymykały się oczywistym schematom, w których nie pomagały zazwyczaj stosowane metody. Taki właśnie przypadek zmusił ją do tego, by pochylić się nad pewnym zagadnieniem wnikliwiej, bo oprócz chęci pomocy poszkodowanej, której choroba okazała się oporna na standardowy środek leczniczy (czyżby wpływ anomalii?), była to dla niej okazja poszerzenia własnych horyzontów i wiedzy.
Charlie wraz z jeszcze jednym alchemikiem została oddelegowana do tego, by pojawić się w ogrodzie magibotanicznym, w tamtejszym instytucie ziołouzdrowicielstwa. Nie była to jej pierwsza wizyta w tym miejscu w ostatnim czasie, ale poprzednie były podyktowane własnym kaprysem i głodem wiedzy – od pewnego czasu doszkalała się w zakresie zielarstwa, by zdobyć jeszcze większą wiedzę o roślinnych ingrediencjach. Teraz jednak skierowała ją tu praca – istniała szansa, że modyfikacja dodatkowych składników roślinnych przyniesie lepszy skutek niż standardowy skład, ale należało najpierw skonsultować się z tutejszymi badaczami magicznej flory, którzy mogliby podpowiedzieć alchemikom, z czego najlepiej skorzystać, żeby nalewka ciemiernikowa zadziałała i w tym wyjątkowo dziwnym przypadku. Pierwszym takim odkąd Charlie pracowała w Mungu. Chciała móc wkrótce powiedzieć uzdrowicielom, że znalazła sposób, aby lekarstwo zadziałało. Jednak czy modyfikacja składników pomoże, to miało się dopiero okazać, kiedy eliksir zostanie uwarzony i podany chorej.
Wśród zielarzy, którzy powitali alchemików, był i pewien rudowłosy i piegowaty młodzieniec, którego pamiętała przelotnie ze ślubu Julii; był zapewne bratem jej i Archibalda. Słysząc jego pytanie alchemiczka mimowolnie się zarumieniła. Nie spodziewała się wspominek ze ślubu, poza tym nie wiedziała, jak wytłumaczyć rudemu młodzieńcowi, skąd znała jego siostrę, skoro nie należał on do Zakonu i nie mógł wiedzieć, że Charlie znała jego rodzeństwo przede wszystkim stamtąd, choć Archibalda znała również z Munga.
- Jeszcze nie wiem, czy przyniósł szczęście, ale znamy się z Julią. Poznałyśmy się w szkole – wyjaśniła nieco kulawo, ale nie całkiem nieprawdopodobnie. Dzieliły je tylko dwa lata różnicy, jak najbardziej mogłyby się znać ze szkolnych murów. – Jesteś jej bratem? Miło poznać, choć zdaje mi się, że cię pamiętam. Roratio, prawda? Byłeś stażystą? – Kojarzyła go z Munga. W pewnym momencie chyba był wśród stażystów na uzdrowiciela, ale później najwyraźniej zrezygnował, bo przestała go widywać. A za sprawą charakterystycznego wyglądu zapamiętała go na tyle, by teraz rozpoznać. Nie pytała jednak, dlaczego porzucił staż, bo nie był on pierwszym ani ostatnim, który to zrobił. Wielu kandydatów na przyszłych uzdrowicieli i alchemików rezygnowało w trakcie kursów, które wcale nie były łatwe i nie każdemu odpowiadała też tego typu praca. Jeszcze mniej kursantów alchemii zostawało w Mungu na stałe jak Charlie, wielu wolało podjąć własną działalność alchemiczną.
Po chwili udali się jednak do czegoś w rodzaju tutejszej pracowni, gdzie mogli zapoznać się z książkami, które najwyraźniej przyniesiono tu wcześniej, kiedy ktoś z Munga poinformował instytut o trudnym przypadku i o planowanym przybyciu alchemików.
- Muszę przyznać, że to bardzo interesujące miejsce. Ostatnio nawet kilka razy tu byłam, bo interesuje mnie kwestia ingrediencji roślinnych, które są bardzo powszechnie stosowane w eliksirach leczniczych. A ogród magibotaniczny to chyba najlepsze miejsce w Londynie do poszerzania wiedzy w tym zakresie. Skoro tu pracujesz, to znaczy, że na pewno dużo wiesz o magicznej florze – dodała po chwili; chociaż Roratio był bardzo młody i pewnie skończył Hogwart nie wcześniej niż dwa lata temu, ale zapewne miał w tym zakresie znacznie większą wiedzę od niej, i pewnie mógł jej coś podpowiedzieć.
Ale najpierw musieli się skupić na zadaniu. Jej kolega po fachu poszedł z kimś innym, z jakimś starszym czarodziejem silnie pachnącym ziołami, a Charlie została z młodym Prewettem.
- Już patrzę – rzekła, sięgając po podaną jej książkę. Zapoznała się z jej zawartością, przez pewien czas wertując stronice w ciszy. – Czy gdzieś tu jest napisany skład tych naparów? Warto tego poszukać i dowiedzieć się, jakich użyto roślin. Jeśli leczenie w tamtym przypadku zakończyło się pomyślnie, to warto spróbować o dodaniu ich jako składniki dodatkowe do nalewki. Mogłabym spróbować ją uwarzyć.
Oczywiście nie wiedziała, czy to zadziała, ale warto było próbować. Dlatego zaczęła jeszcze wnikliwiej przeglądać książkę, szukając wzmianki o tamtym naparze i jego składzie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Charlie była alchemiczką bardzo oddaną swojej pracy – zarówno tej dla Munga, jak i tej, której oddawała się we własnej domowej pracowni. Alchemia zawsze była dla niej czymś więcej niż tylko sposobem zarobkowania. Kochała to, i jednocześnie nie był jej obojętny los ludzi, dla których warzyła rozmaite specyfiki. A w Mungu zawsze były to osoby potrzebujące uzdrowicielskiej pomocy, w której terapii alchemiczne środki odgrywały często znaczącą rolę.
Czasem trafiały się jednak przypadki, które wymykały się oczywistym schematom, w których nie pomagały zazwyczaj stosowane metody. Taki właśnie przypadek zmusił ją do tego, by pochylić się nad pewnym zagadnieniem wnikliwiej, bo oprócz chęci pomocy poszkodowanej, której choroba okazała się oporna na standardowy środek leczniczy (czyżby wpływ anomalii?), była to dla niej okazja poszerzenia własnych horyzontów i wiedzy.
Charlie wraz z jeszcze jednym alchemikiem została oddelegowana do tego, by pojawić się w ogrodzie magibotanicznym, w tamtejszym instytucie ziołouzdrowicielstwa. Nie była to jej pierwsza wizyta w tym miejscu w ostatnim czasie, ale poprzednie były podyktowane własnym kaprysem i głodem wiedzy – od pewnego czasu doszkalała się w zakresie zielarstwa, by zdobyć jeszcze większą wiedzę o roślinnych ingrediencjach. Teraz jednak skierowała ją tu praca – istniała szansa, że modyfikacja dodatkowych składników roślinnych przyniesie lepszy skutek niż standardowy skład, ale należało najpierw skonsultować się z tutejszymi badaczami magicznej flory, którzy mogliby podpowiedzieć alchemikom, z czego najlepiej skorzystać, żeby nalewka ciemiernikowa zadziałała i w tym wyjątkowo dziwnym przypadku. Pierwszym takim odkąd Charlie pracowała w Mungu. Chciała móc wkrótce powiedzieć uzdrowicielom, że znalazła sposób, aby lekarstwo zadziałało. Jednak czy modyfikacja składników pomoże, to miało się dopiero okazać, kiedy eliksir zostanie uwarzony i podany chorej.
Wśród zielarzy, którzy powitali alchemików, był i pewien rudowłosy i piegowaty młodzieniec, którego pamiętała przelotnie ze ślubu Julii; był zapewne bratem jej i Archibalda. Słysząc jego pytanie alchemiczka mimowolnie się zarumieniła. Nie spodziewała się wspominek ze ślubu, poza tym nie wiedziała, jak wytłumaczyć rudemu młodzieńcowi, skąd znała jego siostrę, skoro nie należał on do Zakonu i nie mógł wiedzieć, że Charlie znała jego rodzeństwo przede wszystkim stamtąd, choć Archibalda znała również z Munga.
- Jeszcze nie wiem, czy przyniósł szczęście, ale znamy się z Julią. Poznałyśmy się w szkole – wyjaśniła nieco kulawo, ale nie całkiem nieprawdopodobnie. Dzieliły je tylko dwa lata różnicy, jak najbardziej mogłyby się znać ze szkolnych murów. – Jesteś jej bratem? Miło poznać, choć zdaje mi się, że cię pamiętam. Roratio, prawda? Byłeś stażystą? – Kojarzyła go z Munga. W pewnym momencie chyba był wśród stażystów na uzdrowiciela, ale później najwyraźniej zrezygnował, bo przestała go widywać. A za sprawą charakterystycznego wyglądu zapamiętała go na tyle, by teraz rozpoznać. Nie pytała jednak, dlaczego porzucił staż, bo nie był on pierwszym ani ostatnim, który to zrobił. Wielu kandydatów na przyszłych uzdrowicieli i alchemików rezygnowało w trakcie kursów, które wcale nie były łatwe i nie każdemu odpowiadała też tego typu praca. Jeszcze mniej kursantów alchemii zostawało w Mungu na stałe jak Charlie, wielu wolało podjąć własną działalność alchemiczną.
Po chwili udali się jednak do czegoś w rodzaju tutejszej pracowni, gdzie mogli zapoznać się z książkami, które najwyraźniej przyniesiono tu wcześniej, kiedy ktoś z Munga poinformował instytut o trudnym przypadku i o planowanym przybyciu alchemików.
- Muszę przyznać, że to bardzo interesujące miejsce. Ostatnio nawet kilka razy tu byłam, bo interesuje mnie kwestia ingrediencji roślinnych, które są bardzo powszechnie stosowane w eliksirach leczniczych. A ogród magibotaniczny to chyba najlepsze miejsce w Londynie do poszerzania wiedzy w tym zakresie. Skoro tu pracujesz, to znaczy, że na pewno dużo wiesz o magicznej florze – dodała po chwili; chociaż Roratio był bardzo młody i pewnie skończył Hogwart nie wcześniej niż dwa lata temu, ale zapewne miał w tym zakresie znacznie większą wiedzę od niej, i pewnie mógł jej coś podpowiedzieć.
Ale najpierw musieli się skupić na zadaniu. Jej kolega po fachu poszedł z kimś innym, z jakimś starszym czarodziejem silnie pachnącym ziołami, a Charlie została z młodym Prewettem.
- Już patrzę – rzekła, sięgając po podaną jej książkę. Zapoznała się z jej zawartością, przez pewien czas wertując stronice w ciszy. – Czy gdzieś tu jest napisany skład tych naparów? Warto tego poszukać i dowiedzieć się, jakich użyto roślin. Jeśli leczenie w tamtym przypadku zakończyło się pomyślnie, to warto spróbować o dodaniu ich jako składniki dodatkowe do nalewki. Mogłabym spróbować ją uwarzyć.
Oczywiście nie wiedziała, czy to zadziała, ale warto było próbować. Dlatego zaczęła jeszcze wnikliwiej przeglądać książkę, szukając wzmianki o tamtym naparze i jego składzie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Ostatnio zmieniony przez Charlene Leighton dnia 21.06.19 1:33, w całości zmieniany 1 raz
Nie doszukiwał się w jej słowach drugiego dna - uśmiechnął się jedynie, kiedy wspomniała, że zna Julię z czasów szkolnych, bo mimowolnie powrócił wspomnieniami do jakiegoś urywka przeszłości, zbłąkanego w hogwardzkich murach, gdy jeszcze echo niosło w ich śmiech rudowłosej, chowającej się przed nim za rogiem jednego z korytarzy. Nie potrafił dopasować do tej scenerii Charlie, lecz może i ona kryła się za kolejnym fundamentem zamku - to, że nie widział dziewczyny w towarzystwie siostry, nie oznacza przecież, iż nie mogły się kolegować poza zasięgiem jego ciekawskiego wzroku. - Nie wychowałaś się w domu Godryka, prawda? - zadał to pytanie niemalże z pewnością, iż Charlene odpowie twierdząco. Kojarzyłby ją z Pokoju Wspólnego. - Wszystko się zgadza, upierdliwy młodszy brat we własnej osobie - ukłonił się teatralnie, po czym wyszczerzył się, może odrobinę zbyt entuzjastycznie podchodząc do prezentacji własnej osoby. Świadomie skrócił dystans, który najpewniej wytworzyłby się między nimi, gdyby ograniczyli się do śmiertelnie poważnego tonu i konwersacji utrzymanej jedynie w zawodowych ramach.
Ulżyło mu, że nie kojarzy go z Munga na tyle, by znać jego historię - udał, że nie ma nic więcej w tej sprawie do powiedzenia i szarmanckim gestem zaprosił gościa do niewielkiej pracowni.
- Och, to miejsce jest prawdziwie magiczne, naprawdę uważam się za szczęściarza, że mogę tutaj pracować. Gdyby tylko zobaczyła pa... gdybyś tylko zobaczyła - poprawił się mechanicznie, uświadamiając sobie, że przecież przeszła już z nim na ty - tutejsze archiwa, skatalogowane rośliny z najróżniejszych zakątków świata... każdy nowo odkryty gatunek jest niemalże natychmiast dopisywany, dba się również o aktualizację właściwości roślin już szeroko znanych, ale jeszcze niedostatecznie zbadanych - i tym w głównej mierze zajmuje się nasz Instytut, z naciskiem na badania roślin służących uzdrowicielstwu - to musi być raj nie tylko dla botaników, lecz również dla niej - alchemiczki na co dzień pracującej głównie z eliksirami leczniczymi. - Mówiąc, że byłaś tutaj, masz na myśli ogród botaniczny, czy instytut? Bo jeśli nie miałaś jeszcze wcześniej możliwości zapoznać się bliżej z naszą pracownią, to z największą przyjemnością oprowadzę cię kiedyś po tym miejscu - wtrącił, oferując coś takiego, ponieważ zobaczył w jej oczach ten sam głód wiedzy, który pożerał go od dawna. - Z każdym dniem dowiaduję się, jak wiele jeszcze nie wiem - ja, lecz również my, czarodzieje... Flora zachłannie skrywa przed nami swoje tajemnice - mam wrażenie, że przez te wszystkie lata niewiele sekretów udało nam się jej wydrzeć - odpowiedział z pokorą do świata natury, której nauczył się właśnie w tym miejscu. Wiedział sporo - ale ileż jeszcze pozostało do odkrycia!
Poczekał, aż Charlie zapozna się z treścią stronic traktujących o wspomnianym przez nim przypadku, a w międzyczasie sam zagłębił się w lekturę tomiszcza, które znalazł w bibliografii trzymanej przez dziewczyny książki. Na szczęście choroby opisywano w nim alfabetycznie, więc musiał jedynie przewertować sto stron, nim natrafił na interesujący go rozdział. - Niestety w tej, którą czytasz, nie, ale opierała się ona na wiadomościach ze starszego źródła - sugestywnie postukał palcem w trzymaną na kolanach książkę, otworzoną na odpowiednim fragmencie - napar był z ciemiernika, aczkolwiek z zupełnie innego gatunku niż powszechnie używa się w sztuce warzelnictwa eliksirów uzdrowicielskich. To helleborus niger, ciemiernik biały stał się sercem tamtego eksperymentu - doprecyzował, gorączkowo zastanawiając się, czy ma szansę znaleźć ten gatunek wśród hodowanych przez nich roślin; istniała spora szansa, że tak. - Nasza bylina potrafi zmieniać kolor swoich kwiatów - z białych na różowy; myślę, że ta właściwość trasmutacyjna może być w tym przypadku kluczem do sukcesu - mówił coraz szybciej, wyraźnie podekscytowany. - Tak właściwie moglibyśmy uwarzyć to nawet tutaj, od razu... - dodał, gotowy, by poderwać się do działania, gdyby tylko Charlie uznała, że hipoteza ma sens. I że warto spróbować.
Ulżyło mu, że nie kojarzy go z Munga na tyle, by znać jego historię - udał, że nie ma nic więcej w tej sprawie do powiedzenia i szarmanckim gestem zaprosił gościa do niewielkiej pracowni.
- Och, to miejsce jest prawdziwie magiczne, naprawdę uważam się za szczęściarza, że mogę tutaj pracować. Gdyby tylko zobaczyła pa... gdybyś tylko zobaczyła - poprawił się mechanicznie, uświadamiając sobie, że przecież przeszła już z nim na ty - tutejsze archiwa, skatalogowane rośliny z najróżniejszych zakątków świata... każdy nowo odkryty gatunek jest niemalże natychmiast dopisywany, dba się również o aktualizację właściwości roślin już szeroko znanych, ale jeszcze niedostatecznie zbadanych - i tym w głównej mierze zajmuje się nasz Instytut, z naciskiem na badania roślin służących uzdrowicielstwu - to musi być raj nie tylko dla botaników, lecz również dla niej - alchemiczki na co dzień pracującej głównie z eliksirami leczniczymi. - Mówiąc, że byłaś tutaj, masz na myśli ogród botaniczny, czy instytut? Bo jeśli nie miałaś jeszcze wcześniej możliwości zapoznać się bliżej z naszą pracownią, to z największą przyjemnością oprowadzę cię kiedyś po tym miejscu - wtrącił, oferując coś takiego, ponieważ zobaczył w jej oczach ten sam głód wiedzy, który pożerał go od dawna. - Z każdym dniem dowiaduję się, jak wiele jeszcze nie wiem - ja, lecz również my, czarodzieje... Flora zachłannie skrywa przed nami swoje tajemnice - mam wrażenie, że przez te wszystkie lata niewiele sekretów udało nam się jej wydrzeć - odpowiedział z pokorą do świata natury, której nauczył się właśnie w tym miejscu. Wiedział sporo - ale ileż jeszcze pozostało do odkrycia!
Poczekał, aż Charlie zapozna się z treścią stronic traktujących o wspomnianym przez nim przypadku, a w międzyczasie sam zagłębił się w lekturę tomiszcza, które znalazł w bibliografii trzymanej przez dziewczyny książki. Na szczęście choroby opisywano w nim alfabetycznie, więc musiał jedynie przewertować sto stron, nim natrafił na interesujący go rozdział. - Niestety w tej, którą czytasz, nie, ale opierała się ona na wiadomościach ze starszego źródła - sugestywnie postukał palcem w trzymaną na kolanach książkę, otworzoną na odpowiednim fragmencie - napar był z ciemiernika, aczkolwiek z zupełnie innego gatunku niż powszechnie używa się w sztuce warzelnictwa eliksirów uzdrowicielskich. To helleborus niger, ciemiernik biały stał się sercem tamtego eksperymentu - doprecyzował, gorączkowo zastanawiając się, czy ma szansę znaleźć ten gatunek wśród hodowanych przez nich roślin; istniała spora szansa, że tak. - Nasza bylina potrafi zmieniać kolor swoich kwiatów - z białych na różowy; myślę, że ta właściwość trasmutacyjna może być w tym przypadku kluczem do sukcesu - mówił coraz szybciej, wyraźnie podekscytowany. - Tak właściwie moglibyśmy uwarzyć to nawet tutaj, od razu... - dodał, gotowy, by poderwać się do działania, gdyby tylko Charlie uznała, że hipoteza ma sens. I że warto spróbować.
kołyszę się na nitce nieokreślonych pragnień, palce zaczepiam o rozszczepione na liściu słońce, chwytam umykający wszechświat
Rory Prewett
Zawód : botanik
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
and meet me there,
with bundles of flowers
we'll wait through
the hours of cold
with bundles of flowers
we'll wait through
the hours of cold
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Charlie za szkolnych czasów nie była zbyt widoczna. Najłatwiej było ją spotkać w zakamarkach biblioteki, gdzie pochłaniała kolejne księgi na temat eliksirów i ich powiązań z astronomią, a także transmutacji czy opieki nad magicznymi stworzeniami. Miała przyjaciół i znajomych, ale nigdy nie była popularna i nie rzucała się w oczy. Już wtedy była jak kot, chodziła swoimi ścieżkami i wtapiała się w krajobraz szkoły. Wielu ludzi, poza tymi z jej rocznika i poza stałymi bywalcami biblioteki i pasjonatami eliksirów, miało szans nawet jej nie pamiętać.
- Nie, byłam w Ravenclaw – przytaknęła. Jej dom był zbiorowiskiem indywidualności i ludzi uwielbiających wiedzę oraz chętnie poszerzających swoje horyzonty. Wielu, w tym i Charlie, zajętych nauką trzymało się z dala od głównego nurtu życia towarzyskiego.
Nie było sensu podtrzymywać sztywnych, oficjalnych form, skoro nie tak dawno temu bawiła się na ślubie jego siostry a dzieląca ich różnica wieku nie była znaczna. Charlie nie czuła przy nim podobnego onieśmielenia co przy starszych szlachcicach, Rory wydawał się całkiem sympatycznym młodzieńcem o uśmiechniętej twarzy piegowatej jak indycze jajo, przez co wyglądał na jeszcze młodszego niż w rzeczywistości, ale i ona wyglądała znacznie młodziej za sprawą delikatnych rysów i drobnej budowy. Poza tym i ona mogła odnieść wrażenie, że wyczuwa w nim podobny głód wiedzy i ciekawość świata, które sama przejawiała. A ich rozmowa już od początku nie sprowadzała się tylko do spraw zawodowych, ale nie miała nic przeciwko. Życie byłoby smutne, gdyby miało być sprowadzane jedynie do formalności.
To miejsce przypadło jej do gustu już kiedy była tu po raz pierwszy. Jak na Krukonkę przystało lubiła wszelkie świątynie magicznej wiedzy – a ogrody magibotaniczny i magizoologiczny, a także wieża astrologów i biblioteka londyńska były stałymi miejscami, gdzie poza pracą można ją było spotkać odkąd zamieszkała w Londynie.
- Zazwyczaj ogród, odwiedzam go regularnie odkąd skończyłam Hogwart i zamieszkałam w Londynie, ale w instytucie też ostatnimi czasy regularnie bywałam, choć najwyraźniej się minęliśmy. Od paru miesięcy się dokształcam w zakresie zielarstwa, w końcu nigdy nie wie się tyle, by nie chcieć wiedzieć jeszcze więcej. A mam ambitne plany podjęcia w przyszłości własnych badań nad eliksirami leczniczymi, więc im więcej właściwości roślin będę znać, tym lepiej – powiedziała. Rzeczywiście miała takie plany, a już teraz pomagała w badaniach nad nowym eliksirem innej osobie. Poza pracą dla Munga jej czas był więc dość pracowity i obfitujący w naukę nowych rzeczy, ale była w swoim żywiole. – Niedawno jeden z tutejszych pracowników zapoznał mnie pobieżnie z archiwami i katalogami, kiedy mu powiedziałam, że jestem alchemikiem z Munga i interesuje mnie bardziej zaawansowana wiedza o roślinach użytecznych w alchemii, ale to niestety tylko ułamek tutejszych zbiorów. – Bo ile mogła zobaczyć w trakcie paru wizyt uskutecznionych po godzinach swojej pracy lub w nieliczne dni wolne? Nie tyle, ile by chciała, ale i tak dowiedziała się wielu nowych rzeczy i jej stan wiedzy był na pewno bogatszy niż po samym czytaniu książek i przyswajaniu teorii. I na pewno będzie się tu jeszcze pojawiać, przynajmniej dopóki zielarze nie będą mieć dość jej i jej licznych pytań. – Ale nie odmówię twojej propozycji oprowadzenia mnie po tym miejscu jeszcze dokładniej, bo to na pewno nie jest moja ostatnia wizyta tutaj – dodała z uśmiechem, doceniając jego zapał. Była pewna, że Rory miał do powiedzenia wiele ciekawych rzeczy. Już po pierwszych minutach rozmowy wydawał się bardzo bystry i oddany temu, co robił. – A jeśli chodzi o stan wiedzy, to przynajmniej będziemy mieli co odkrywać w przyszłości. Gdybyśmy wiedzieli wszystko, jaka byłaby frajda z życia, w którym nie można już dowiedzieć się nic nowego o tym, co nas interesuje? A tak przynajmniej mamy jeszcze wiele do poznania i odkrycia. – Zarówno alchemia, jak i zielarstwo i inne dziedziny wciąż skrywały wiele sekretów, które ambitne naukowe dusze mogły stopniowo odkrywać, zapisując kolejne puste karty wiedzy. Charlie bardzo fascynowała ta perspektywa oraz to, że mogła uczyć się nowych rzeczy do końca życia i nigdy nie będzie mieć dość.
Ale po chwili musieli zająć się sprawami zawodowymi, które były głównym powodem trafienia Charlie w to miejsce. Zajęła się lekturą podsuniętej książki, uważnie szukając czegoś, co mogłoby być przydatne w opracowaniu zmodyfikowanej mieszanki pomocnej w przypadku wyjątkowo opornym na konwencjonalne leczenie.
Kiedy Rory znów się odezwał, oderwała spojrzenie od książki i zerknęła w jego stronę.
- Macie tutaj okazy ciemiernika białego? – zapytała od razu. Jeśli tak, mogliby go wypróbować i zobaczyć, jaki uzyskają efekt. Zamienienie podgatunku ciemiernika nie powinno okazać się groźną modyfikacją, a mogło pomóc. Nie mieli wiele do stracenia, a można było wiele zyskać – zarówno w stanie wiedzy, jak i przede wszystkim dla dobra pacjentki, której standardowy wywar pomagał tylko doraźnie, hamował rozwój choroby zamiast wyleczyć ją całkowicie. Może więc zgodnie z jego sugestią powinni oprzeć się na eksperymencie z dawnych czasów, który zakończył się sukcesem. – Jeśli tak, to może chodźmy od razu sprawdzić, czy możemy uszczknąć trochę płatków, a potem tu wrócimy i spróbujemy coś uwarzyć? – W końcu zebranie garści płatków kwiatów nie powinno w żaden sposób zaszkodzić roślinie. A z racji tego, że alchemiczka została tu odgórnie przysłana z Munga, może nie będzie problemów z uzyskaniem pozwolenia na pobranie części rośliny w celu alchemicznym.
Odłożyła książkę na bok i wstała, zerkając znacząco na Roratio, by zaprowadził ją w miejsce, gdzie będą mogli obejrzeć ciemierniki i skubnąć troszkę płatków. Później mogli choćby na poczekaniu spróbować uwarzyć nalewkę ciemiernikową z płatkami ciemiernika białego.
- Nie, byłam w Ravenclaw – przytaknęła. Jej dom był zbiorowiskiem indywidualności i ludzi uwielbiających wiedzę oraz chętnie poszerzających swoje horyzonty. Wielu, w tym i Charlie, zajętych nauką trzymało się z dala od głównego nurtu życia towarzyskiego.
Nie było sensu podtrzymywać sztywnych, oficjalnych form, skoro nie tak dawno temu bawiła się na ślubie jego siostry a dzieląca ich różnica wieku nie była znaczna. Charlie nie czuła przy nim podobnego onieśmielenia co przy starszych szlachcicach, Rory wydawał się całkiem sympatycznym młodzieńcem o uśmiechniętej twarzy piegowatej jak indycze jajo, przez co wyglądał na jeszcze młodszego niż w rzeczywistości, ale i ona wyglądała znacznie młodziej za sprawą delikatnych rysów i drobnej budowy. Poza tym i ona mogła odnieść wrażenie, że wyczuwa w nim podobny głód wiedzy i ciekawość świata, które sama przejawiała. A ich rozmowa już od początku nie sprowadzała się tylko do spraw zawodowych, ale nie miała nic przeciwko. Życie byłoby smutne, gdyby miało być sprowadzane jedynie do formalności.
To miejsce przypadło jej do gustu już kiedy była tu po raz pierwszy. Jak na Krukonkę przystało lubiła wszelkie świątynie magicznej wiedzy – a ogrody magibotaniczny i magizoologiczny, a także wieża astrologów i biblioteka londyńska były stałymi miejscami, gdzie poza pracą można ją było spotkać odkąd zamieszkała w Londynie.
- Zazwyczaj ogród, odwiedzam go regularnie odkąd skończyłam Hogwart i zamieszkałam w Londynie, ale w instytucie też ostatnimi czasy regularnie bywałam, choć najwyraźniej się minęliśmy. Od paru miesięcy się dokształcam w zakresie zielarstwa, w końcu nigdy nie wie się tyle, by nie chcieć wiedzieć jeszcze więcej. A mam ambitne plany podjęcia w przyszłości własnych badań nad eliksirami leczniczymi, więc im więcej właściwości roślin będę znać, tym lepiej – powiedziała. Rzeczywiście miała takie plany, a już teraz pomagała w badaniach nad nowym eliksirem innej osobie. Poza pracą dla Munga jej czas był więc dość pracowity i obfitujący w naukę nowych rzeczy, ale była w swoim żywiole. – Niedawno jeden z tutejszych pracowników zapoznał mnie pobieżnie z archiwami i katalogami, kiedy mu powiedziałam, że jestem alchemikiem z Munga i interesuje mnie bardziej zaawansowana wiedza o roślinach użytecznych w alchemii, ale to niestety tylko ułamek tutejszych zbiorów. – Bo ile mogła zobaczyć w trakcie paru wizyt uskutecznionych po godzinach swojej pracy lub w nieliczne dni wolne? Nie tyle, ile by chciała, ale i tak dowiedziała się wielu nowych rzeczy i jej stan wiedzy był na pewno bogatszy niż po samym czytaniu książek i przyswajaniu teorii. I na pewno będzie się tu jeszcze pojawiać, przynajmniej dopóki zielarze nie będą mieć dość jej i jej licznych pytań. – Ale nie odmówię twojej propozycji oprowadzenia mnie po tym miejscu jeszcze dokładniej, bo to na pewno nie jest moja ostatnia wizyta tutaj – dodała z uśmiechem, doceniając jego zapał. Była pewna, że Rory miał do powiedzenia wiele ciekawych rzeczy. Już po pierwszych minutach rozmowy wydawał się bardzo bystry i oddany temu, co robił. – A jeśli chodzi o stan wiedzy, to przynajmniej będziemy mieli co odkrywać w przyszłości. Gdybyśmy wiedzieli wszystko, jaka byłaby frajda z życia, w którym nie można już dowiedzieć się nic nowego o tym, co nas interesuje? A tak przynajmniej mamy jeszcze wiele do poznania i odkrycia. – Zarówno alchemia, jak i zielarstwo i inne dziedziny wciąż skrywały wiele sekretów, które ambitne naukowe dusze mogły stopniowo odkrywać, zapisując kolejne puste karty wiedzy. Charlie bardzo fascynowała ta perspektywa oraz to, że mogła uczyć się nowych rzeczy do końca życia i nigdy nie będzie mieć dość.
Ale po chwili musieli zająć się sprawami zawodowymi, które były głównym powodem trafienia Charlie w to miejsce. Zajęła się lekturą podsuniętej książki, uważnie szukając czegoś, co mogłoby być przydatne w opracowaniu zmodyfikowanej mieszanki pomocnej w przypadku wyjątkowo opornym na konwencjonalne leczenie.
Kiedy Rory znów się odezwał, oderwała spojrzenie od książki i zerknęła w jego stronę.
- Macie tutaj okazy ciemiernika białego? – zapytała od razu. Jeśli tak, mogliby go wypróbować i zobaczyć, jaki uzyskają efekt. Zamienienie podgatunku ciemiernika nie powinno okazać się groźną modyfikacją, a mogło pomóc. Nie mieli wiele do stracenia, a można było wiele zyskać – zarówno w stanie wiedzy, jak i przede wszystkim dla dobra pacjentki, której standardowy wywar pomagał tylko doraźnie, hamował rozwój choroby zamiast wyleczyć ją całkowicie. Może więc zgodnie z jego sugestią powinni oprzeć się na eksperymencie z dawnych czasów, który zakończył się sukcesem. – Jeśli tak, to może chodźmy od razu sprawdzić, czy możemy uszczknąć trochę płatków, a potem tu wrócimy i spróbujemy coś uwarzyć? – W końcu zebranie garści płatków kwiatów nie powinno w żaden sposób zaszkodzić roślinie. A z racji tego, że alchemiczka została tu odgórnie przysłana z Munga, może nie będzie problemów z uzyskaniem pozwolenia na pobranie części rośliny w celu alchemicznym.
Odłożyła książkę na bok i wstała, zerkając znacząco na Roratio, by zaprowadził ją w miejsce, gdzie będą mogli obejrzeć ciemierniki i skubnąć troszkę płatków. Później mogli choćby na poczekaniu spróbować uwarzyć nalewkę ciemiernikową z płatkami ciemiernika białego.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Była zabiegana. Ostatnimi czasy lubiła być zabiegana. Nie utożsamiała się z rolą żony, większość swojego czasu spędzała w lecznicy - a tam było co robić. Kolejna anomalia w okolicy została uspokojona dopiero dzisiaj. DOPIERO. I rzecz jasna nie przez Ministerstwo, nie rozwodziła się jednak nad tym nadmiernie. Miała co robić - zwierzęta czując anomalie szalały, panikowały, a to dokładało jej pracy.
Kiedy uspokoiła mniej więcej sytuację i zostawiła Sally i Sue w lecznicy, sama wybrała się do Instytutu w nadziei na znalezienie nowych ziół uspokajających, które mogłyby może działać nawet w sytuacji kiedy zwierzę wyczuwa anomalię. Nie wiedziała czego szuka, nie była mistrzem zielarstwa, jednak potrzebowała pomocy i była zdeterminowana, by ją uzyskać.
Tytuł lady ułatwiał tutaj sprawę. Zwróciła uwagę jednego z tutejszych uczonych, ten wręczył jej jakąś roślinę i obiecał wrócić z objaśnieniami, w tej chwili jednak ktoś niedaleko skorzystał z magii, wywołał wichurę i zamieszanie. Julia z doniczką opuściła więc miejsce, w którym zdecydowanie były większe problemy niż ona i jej roślinka.
Była zmęczona i było to widać, choć starała się dobrze prezentować. W nowej rodzinie to miało jakby większe znaczenie, Ollivanderowie byli znacznie bardziej krytyczni a ona nie chciała przysparzać problemów kiedy nie kłóci się to z jej poglądami. Dbała więc o to by jej włosy dobrze się układały, a suknia właściwie leżała nawet, będąc po calym dniu użerania się z rozjuszonymi kugucharami.
Idąc dalej i poszukując pomocy dostrzegła w oddali rudą czuprynę młodszego brata. Ruszyła więc w tamtą stronę akurat, kiedy ten wyraźnie się spiesząc ruszył w przeciwnym kierunku.
- Nie znajdę dziś pomocy. - zamarudziła z niezadowoleniem, kiedy dostrzegła znajomą twarz. Nie-bardzo znajomą, jednak widywaną raz w miesiącu. Zawsze coś.
- Jesteś w stanie mi pomóc? Muszę niebawem wracać do lecznicy, a gdziekolwiek się zaczepię o instrukcję opieki nad tą rośliną czy pozyskiwania ingrediencji coś się dzieje. Potrzebuję czegoś, co uspokoi zwierzęta. Szaleją, kiedy w okolicy pojawiają się anomalie i nie jestem w stanie nad tym zapanować. - wyjaśniła w końcu, na tyle zdesperowana by spytać o pomoc Charlene o której zdolnościach w gruncie rzeczy nie wiedziała za wiele.
Kiedy uspokoiła mniej więcej sytuację i zostawiła Sally i Sue w lecznicy, sama wybrała się do Instytutu w nadziei na znalezienie nowych ziół uspokajających, które mogłyby może działać nawet w sytuacji kiedy zwierzę wyczuwa anomalię. Nie wiedziała czego szuka, nie była mistrzem zielarstwa, jednak potrzebowała pomocy i była zdeterminowana, by ją uzyskać.
Tytuł lady ułatwiał tutaj sprawę. Zwróciła uwagę jednego z tutejszych uczonych, ten wręczył jej jakąś roślinę i obiecał wrócić z objaśnieniami, w tej chwili jednak ktoś niedaleko skorzystał z magii, wywołał wichurę i zamieszanie. Julia z doniczką opuściła więc miejsce, w którym zdecydowanie były większe problemy niż ona i jej roślinka.
Była zmęczona i było to widać, choć starała się dobrze prezentować. W nowej rodzinie to miało jakby większe znaczenie, Ollivanderowie byli znacznie bardziej krytyczni a ona nie chciała przysparzać problemów kiedy nie kłóci się to z jej poglądami. Dbała więc o to by jej włosy dobrze się układały, a suknia właściwie leżała nawet, będąc po calym dniu użerania się z rozjuszonymi kugucharami.
Idąc dalej i poszukując pomocy dostrzegła w oddali rudą czuprynę młodszego brata. Ruszyła więc w tamtą stronę akurat, kiedy ten wyraźnie się spiesząc ruszył w przeciwnym kierunku.
- Nie znajdę dziś pomocy. - zamarudziła z niezadowoleniem, kiedy dostrzegła znajomą twarz. Nie-bardzo znajomą, jednak widywaną raz w miesiącu. Zawsze coś.
- Jesteś w stanie mi pomóc? Muszę niebawem wracać do lecznicy, a gdziekolwiek się zaczepię o instrukcję opieki nad tą rośliną czy pozyskiwania ingrediencji coś się dzieje. Potrzebuję czegoś, co uspokoi zwierzęta. Szaleją, kiedy w okolicy pojawiają się anomalie i nie jestem w stanie nad tym zapanować. - wyjaśniła w końcu, na tyle zdesperowana by spytać o pomoc Charlene o której zdolnościach w gruncie rzeczy nie wiedziała za wiele.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Charlie udało się zdobyć płatki ciemiernika białego, które za pozwoleniem pracowników troskliwie schowała do torby, ale niestety nie dane jej było od razu wziąć się do pracy z Roratio, a szkoda. Młody zielarz został zaangażowany do innych zajęć, ale przynajmniej zdążył wskazać Charlie odpowiednie rośliny, a także książki, z których mogła skorzystać, by móc później w Mungu poeksperymentować ze składem eliksiru i znaleźć odpowiednie remedium na wyjątkowo oporną w leczeniu chorobę. Może rzeczywiście to użycie innego podgatunku ciemiernika miało okazać się kluczem do sukcesu, a dowiedziała się tego właśnie tutaj, przybywając do ogrodu magibotanicznego i przylegającego do niego Instytutu Ziołouzdrowicielstwa, który nie rozczarowywał jej, jeśli chodzi o poszerzanie zielarskiej wiedzy, tak potrzebnej jej do jak najbardziej wydajnego warzenia eliksirów leczniczych.
Kiedy już została sama z książkami zajęła się sporządzaniem notatek; nie mogła zabrać tych woluminów ze sobą, więc wszystko co istotne musiała wynotować na miejscu, by potem zrobić z tego użytek w Mungu. Jeśli zmodyfikowany eliksir się uda to na pewno będzie to mały sukces dla niej, a także ułatwienie życia chorej osobie.
Nie spodziewała się, że niedługo po odejściu Rory’ego i pozostawieniu jej przez niego samotnie nad książkami przyjdzie jej spotkać jego siostrę we własnej osobie, tą samą o której wymienili parę zdań na początku rozmowy. We wrześniu Charlie bawiła się dobrze na jej ślubie, ale nie mogła wiedzieć, że jej małżeńskie życie wcale nie było tak idealne. Nigdy nie były ze sobą blisko, ale Charlie wystarczała wiedza, że Julia jest po tej samej stronie, dlatego, widząc ją, uśmiechnęła się bez onieśmielenia i niepewności, jakie zwykle czuła przy przedstawicielach wyższych sfer. Ale Julia wydawała się inna, i w dodatku należała do Zakonu.
- Witaj, Julio – powiedziała. – Twój brat akurat pomagał mi rozwiązać pewien dylemat eliksirowo-składnikowy, ale niestety wezwano go w jakiejś podobno pilnej sprawie. – No cóż, najwyraźniej tutejsi zielarze również byli ludźmi zajętymi. Ale Charlie, której wiedza zielarska systematycznie rosła, najprawdopodobniej miała już sobie poradzić ze znalezieniem odpowiednich informacji oraz roślin. Rory wskazał bardzo dobry trop, teraz wystarczyło już tylko nim podążyć i przetestować go w praktyce. – Mogę spróbować ci pomóc. Na pewno nie tak dobrze jak twój brat, bo zielarzem nie jestem, ale zobaczę co da sie zrobić. Chcesz przygotować coś na uspokojenie dla zwierząt i zastanawiasz się, jakich składników w tym celu użyć? – zapytała, przyglądając się rudej lady jeszcze Ollivander. Charlie kojarzyła że Julia zajmowała się opieką nad magicznymi stworzeniami; Charlie również lubiła zwierzęta, choć z pewnością nie posiadała o nich aż tak rozległej wiedzy.
Kiedy już została sama z książkami zajęła się sporządzaniem notatek; nie mogła zabrać tych woluminów ze sobą, więc wszystko co istotne musiała wynotować na miejscu, by potem zrobić z tego użytek w Mungu. Jeśli zmodyfikowany eliksir się uda to na pewno będzie to mały sukces dla niej, a także ułatwienie życia chorej osobie.
Nie spodziewała się, że niedługo po odejściu Rory’ego i pozostawieniu jej przez niego samotnie nad książkami przyjdzie jej spotkać jego siostrę we własnej osobie, tą samą o której wymienili parę zdań na początku rozmowy. We wrześniu Charlie bawiła się dobrze na jej ślubie, ale nie mogła wiedzieć, że jej małżeńskie życie wcale nie było tak idealne. Nigdy nie były ze sobą blisko, ale Charlie wystarczała wiedza, że Julia jest po tej samej stronie, dlatego, widząc ją, uśmiechnęła się bez onieśmielenia i niepewności, jakie zwykle czuła przy przedstawicielach wyższych sfer. Ale Julia wydawała się inna, i w dodatku należała do Zakonu.
- Witaj, Julio – powiedziała. – Twój brat akurat pomagał mi rozwiązać pewien dylemat eliksirowo-składnikowy, ale niestety wezwano go w jakiejś podobno pilnej sprawie. – No cóż, najwyraźniej tutejsi zielarze również byli ludźmi zajętymi. Ale Charlie, której wiedza zielarska systematycznie rosła, najprawdopodobniej miała już sobie poradzić ze znalezieniem odpowiednich informacji oraz roślin. Rory wskazał bardzo dobry trop, teraz wystarczyło już tylko nim podążyć i przetestować go w praktyce. – Mogę spróbować ci pomóc. Na pewno nie tak dobrze jak twój brat, bo zielarzem nie jestem, ale zobaczę co da sie zrobić. Chcesz przygotować coś na uspokojenie dla zwierząt i zastanawiasz się, jakich składników w tym celu użyć? – zapytała, przyglądając się rudej lady jeszcze Ollivander. Charlie kojarzyła że Julia zajmowała się opieką nad magicznymi stworzeniami; Charlie również lubiła zwierzęta, choć z pewnością nie posiadała o nich aż tak rozległej wiedzy.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
- A tak, witaj. - westchnęła, mogła zdawać się zniecierpliwiona, czy zła, choć w rzeczywistości zrobiło jej się głupio, że nawet się nie przywitała. Nie przykładała się do lekcji etykiety, te zawsze ją nudziły i wydawały się dramatycznie sztuczne, jednak czysta uprzejmość czy podstawy dobrego wychowania nie powinny jej uciekać. Na jej twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech, przez który przebłyskiwało zmęczenie - nie tylko tym dniem, a wieloma rzeczami jakie działy się ostatnimi czasy.
- Wszyscy są dziś szalenie zabiegani, mogłam podejrzewać że Roratio też będzie ciężko zatrzymać przy sobie choć na chwilę. - przyznała z niezadowoleniem, choć doskonale to rozumiała. Szukano rozwiązań, eliksirów, hodowano rośliny, zapewne eksperymentowano nad nowymi połączeniami, a to wszystko przy obecności anomalii które szalały z każdym poruszeniem różdżki. Trudno oczekiwać, że pojedyncza osoba otrzyma tu wiele atencji jeśli sytuacja kogoś do tego nie zmusi.
- Dziękuję. Nie mam czasu dłużej szukać, a nie mam pojęcia co więcej robić. Łapię się każdej możliwości. - przyznała wprost, ponownie przy tym wzdychając. Odnajdowała przyjemność w oddawaniu się pracy, szczególnie teraz, kiedy miała faktycznie od czego uciekać. Była jednak poddenerwowana przez sytuację nad którą kompletnie nie miała panowania. - Właściwie tak. Chodzi o to, że podaję im do jedzenia po trochę eliksiru uspokajającego, ale zaczynają się na niego uodparniać. Dodatkowo nie chcę z nim przesadzić, żeby nie wywołać skutków ubocznych.
Wyjaśniła sytuację, była przekonana że zaznajomiona z eliksirami Charlene zrozumie tę sytuację.
- Zwierzęta mają znacznie bardziej delikatne organizmy... niepotrzebnie generalizuję, nie wszystkie, ale często tak jest. - sprostowała zaraz, kręcąc lekko głową. - Te o których mówię szybciej i silniej reagują na to, co dostają. A nie mogę ich sztucznie nie uspokajać, w lesie w którym stacjonuję wybuchły już trzy anomalie. Wszystkie na szczęście zostały już uspokojone, ale zwierzęta panikują jeszcze jakiś czas po ich zniknięciu, zagrażają przy tym same sobie, a ja nie mogę mieć pewności, że za chwilę znów się coś nie pojawi.
Dodała wprost, załamując ręce - chciała pomóc i robiła co w jej mocy, jednak chwilami miała wrażenie, że jest to walka z wiatrakami.
- Ktoś polecił mi tu wywar z tej rośliny. Będąc szczerą, nawet nie wiem co to jest. - postawiła doniczkę na stole, by trochę odpocząć. - Ani co z tym dalej zrobić, ale moja pomoc została nagle wezwana do jakiejś pilnej sytuacji.
- Wszyscy są dziś szalenie zabiegani, mogłam podejrzewać że Roratio też będzie ciężko zatrzymać przy sobie choć na chwilę. - przyznała z niezadowoleniem, choć doskonale to rozumiała. Szukano rozwiązań, eliksirów, hodowano rośliny, zapewne eksperymentowano nad nowymi połączeniami, a to wszystko przy obecności anomalii które szalały z każdym poruszeniem różdżki. Trudno oczekiwać, że pojedyncza osoba otrzyma tu wiele atencji jeśli sytuacja kogoś do tego nie zmusi.
- Dziękuję. Nie mam czasu dłużej szukać, a nie mam pojęcia co więcej robić. Łapię się każdej możliwości. - przyznała wprost, ponownie przy tym wzdychając. Odnajdowała przyjemność w oddawaniu się pracy, szczególnie teraz, kiedy miała faktycznie od czego uciekać. Była jednak poddenerwowana przez sytuację nad którą kompletnie nie miała panowania. - Właściwie tak. Chodzi o to, że podaję im do jedzenia po trochę eliksiru uspokajającego, ale zaczynają się na niego uodparniać. Dodatkowo nie chcę z nim przesadzić, żeby nie wywołać skutków ubocznych.
Wyjaśniła sytuację, była przekonana że zaznajomiona z eliksirami Charlene zrozumie tę sytuację.
- Zwierzęta mają znacznie bardziej delikatne organizmy... niepotrzebnie generalizuję, nie wszystkie, ale często tak jest. - sprostowała zaraz, kręcąc lekko głową. - Te o których mówię szybciej i silniej reagują na to, co dostają. A nie mogę ich sztucznie nie uspokajać, w lesie w którym stacjonuję wybuchły już trzy anomalie. Wszystkie na szczęście zostały już uspokojone, ale zwierzęta panikują jeszcze jakiś czas po ich zniknięciu, zagrażają przy tym same sobie, a ja nie mogę mieć pewności, że za chwilę znów się coś nie pojawi.
Dodała wprost, załamując ręce - chciała pomóc i robiła co w jej mocy, jednak chwilami miała wrażenie, że jest to walka z wiatrakami.
- Ktoś polecił mi tu wywar z tej rośliny. Będąc szczerą, nawet nie wiem co to jest. - postawiła doniczkę na stole, by trochę odpocząć. - Ani co z tym dalej zrobić, ale moja pomoc została nagle wezwana do jakiejś pilnej sytuacji.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Charlie także była coraz bardziej zmęczona. Od maja nieustannie harowała, często zostając w pracy po godzinach, a przecież oprócz pracy dla Munga pozostawała też ta na rzecz Zakonu oraz nauka. Jej optymistyczna natura kazała jej doceniać każdą dobrą rzecz i nawet w tych tragicznych miesiącach potrafiła docenić fakt, ile się dzięki temu nauczyła. Że mimo wszystko te dni nie poszły całkiem na marne dzięki wiedzy, którą uzyskała i z którą mogła nieść pomoc innym. Miała jednak nadzieję że to pasmo tragedii wreszcie dobiegnie końca. Zbyt wielu już ucierpiało. Zaginęła również jej rodzona siostra, co pozostawiało w sercu ból, ale sprawiało, że tym bardziej chciała się uczyć i pomagać tym, którzy tego potrzebowali.
- Pewnie i tu mają mnóstwo pracy – zgodziła się, choć była pewna, że rodzeństwo i tak miało więcej okazji do spotykania się. Choć w jej przypadku to się niestety nie sprawdzało, skoro jej brat był za granicą, jedna siostra była martwa, a druga zaginiona. Oby życie rodzinne Julii układało się lepiej. – W Mungu właściwie trudno znaleźć nawet czas, by spokojnie napić się herbaty. Podejrzewam że ty w lecznicy też masz sporo zajęć? – Anomalie nie omijały zwierząt. Ich futrzaści i pierzaści przyjaciele również doznawali urazów, a ktoś musiał ich leczyć. – Nawet tutaj przyszłam w celach zawodowych, choć wiedza, jaką przy okazji zdobywam, jest nieoceniona.
Julia najwyraźniej też szukała wiedzy. Może zwykłe sposoby radzenia sobie ze zwierzęcymi dolegliwościami zawodziły przy szalejących anomaliach, które z tego co wiedziała często wywierały negatywny wpływ na przebywające w pobliżu zwierzęta, w okolicach ognisk anomalii dochodziło do mutacji i innych nieprzyjemnych skutków ubocznych. Wysłuchała jej słów, bo choć nie była taką znawczynią fauny jak Julia, posiadała wystarczającą wiedzę, by rozumieć, że problem istniał i należało mu zaradzić, a ludzkie eliksiry niekoniecznie spełniały swoją funkcję, bo dla mniejszych zwierząt były zbyt silne i na dłuższą metę mogły im zaszkodzić.
- Może odrobinę zmodyfikować skład warzonego eliksiru uspokajającego? Z tego co mi wiadomo dałoby się przygotować wywar o słabszym działaniu, nieco modyfikując dobór i dawki składników dodatkowych. Może taka zmiana spowolniłaby też efekt przyzwyczajenia do jego stosowania i ograniczyłaby postęp uodporniania się – zastanowiła się. Spojrzała jednak na roślinę, którą Julia postawiła na pobliskim stole. Obejrzała ją, rozpoznając od razu charakterystyczne, karbowane na brzegach listki wydzielające lekko cytrynowy zapach. – To melisa – odrzekła. – Ma działanie uspokajające, choć łagodniejsze niż eliksir i raczej trudno byłoby ją przedawkować. Dobrze sprawdza się do naparów i ziołowych herbatek, sama czasem ją pijam po szczególnie nerwowych dniach w pracy. Łagodzi też stany lękowe i objawy depresji. Może gdyby dodawać jej trochę do wody zwierząt to im pomoże?
Znała się przyzwoicie na zwierzętach, ale bardziej na zwierzęcych ingrediencjach i na ogólnej opiece nad nimi niż na leczeniu ich chorób i dolegliwości. Nigdy nie odebrała takiego przeszkolenia, bo jej wiodącą pasją były eliksiry i to im poświęcała najwięcej uwagi.
- Pewnie i tu mają mnóstwo pracy – zgodziła się, choć była pewna, że rodzeństwo i tak miało więcej okazji do spotykania się. Choć w jej przypadku to się niestety nie sprawdzało, skoro jej brat był za granicą, jedna siostra była martwa, a druga zaginiona. Oby życie rodzinne Julii układało się lepiej. – W Mungu właściwie trudno znaleźć nawet czas, by spokojnie napić się herbaty. Podejrzewam że ty w lecznicy też masz sporo zajęć? – Anomalie nie omijały zwierząt. Ich futrzaści i pierzaści przyjaciele również doznawali urazów, a ktoś musiał ich leczyć. – Nawet tutaj przyszłam w celach zawodowych, choć wiedza, jaką przy okazji zdobywam, jest nieoceniona.
Julia najwyraźniej też szukała wiedzy. Może zwykłe sposoby radzenia sobie ze zwierzęcymi dolegliwościami zawodziły przy szalejących anomaliach, które z tego co wiedziała często wywierały negatywny wpływ na przebywające w pobliżu zwierzęta, w okolicach ognisk anomalii dochodziło do mutacji i innych nieprzyjemnych skutków ubocznych. Wysłuchała jej słów, bo choć nie była taką znawczynią fauny jak Julia, posiadała wystarczającą wiedzę, by rozumieć, że problem istniał i należało mu zaradzić, a ludzkie eliksiry niekoniecznie spełniały swoją funkcję, bo dla mniejszych zwierząt były zbyt silne i na dłuższą metę mogły im zaszkodzić.
- Może odrobinę zmodyfikować skład warzonego eliksiru uspokajającego? Z tego co mi wiadomo dałoby się przygotować wywar o słabszym działaniu, nieco modyfikując dobór i dawki składników dodatkowych. Może taka zmiana spowolniłaby też efekt przyzwyczajenia do jego stosowania i ograniczyłaby postęp uodporniania się – zastanowiła się. Spojrzała jednak na roślinę, którą Julia postawiła na pobliskim stole. Obejrzała ją, rozpoznając od razu charakterystyczne, karbowane na brzegach listki wydzielające lekko cytrynowy zapach. – To melisa – odrzekła. – Ma działanie uspokajające, choć łagodniejsze niż eliksir i raczej trudno byłoby ją przedawkować. Dobrze sprawdza się do naparów i ziołowych herbatek, sama czasem ją pijam po szczególnie nerwowych dniach w pracy. Łagodzi też stany lękowe i objawy depresji. Może gdyby dodawać jej trochę do wody zwierząt to im pomoże?
Znała się przyzwoicie na zwierzętach, ale bardziej na zwierzęcych ingrediencjach i na ogólnej opiece nad nimi niż na leczeniu ich chorób i dolegliwości. Nigdy nie odebrała takiego przeszkolenia, bo jej wiodącą pasją były eliksiry i to im poświęcała najwięcej uwagi.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
- Jak wszędzie. Wydawałoby się, że minęło tyle czasu i powinniśmy jakoś zacząć sobie radzić. - pokręciła głową. Czarodzieje są nieporadni. Widziała to coraz wyraźniej - i widziała że sama należała do tej szalenie nieporadnej grupy, w niczym nie była lepsza. Kombinowała i szukała rozwiązań, jednak coraz częściej zwyczajnie bała się korzystać z różdżki. To z kolei bardzo utrudniało jej życie i wywoływało irytację.
- Taa... - mruknęła pod nosem w odpowiedzi na pytanie, nie przejmując się zbytnio tym czy damie wypada. I tak dawała z siebie wiele by na damę wyglądać, w rozmowach z nie-szlachtą stawała się swobodniejsza. - To nawet nie same urazy, a psychika. Zwierzęta wyczuwają anomalie. Właściwie to całkiem cenna wiedza, ale na ten moment bardzo mi z tym nie na rękę, wybuchy paniki w lecznicy to tak jakby połączyć w Mungu oddział psychiatryczny z urazami motorycznymi, a pacjentom dać kopyta i pazury. - przyznała. Możliwe, że lekko wyolbrzymiała, bo jej zwierzęta zwykle były zamknięte w klatkach lub boksach, ludzi trudniej utrzymać w miejscu, jednak pomijając ten drobiazg, właśnie tak czuła się ostatnimi czasy. - Wybacz, jestem strasznie marudna.
Przyznała.
- Na prawdę czas zacząć sobie z tym po prostu radzić. - gdyby tylko to było tak proste, gdyby można było zacząć sobie radzić od pstryknięcia palcem, Julia już chyba całą dłoń by sobie wypstrykała.
- Może. Ale sama boję się ingerować w przepisy eliksirów. Nie jestem za dobra w tej dziedzinie i nigdy nie mam pewności czy nie zaszkodziłabym przez przypadek zwierzętom tworząc jakby inny eliksir. - stwierdziła na sugestię Chatlene. - Na prawdę coś co dla ciebie może być oczywiste, w dziedzinie eliksirów dla mnie nie jest. Znam podstawy ale samodzielnie nie wychodzę poza recepturę.
Musiała nauczyć się podstaw, żeby dostać się na kurs uzdrowicielski i jakkolwiek się na nim utrzymać. Nie ufała jednak samej sobie. Tak po prostu - wolała uważać.
- Melisa? - zmarszczyła brwi i znów spojrzała na roślinę. Skinęła lekko głową na opis jakiego udzieliła jej rozmówczyni. - Wiem w sumie czym jest melisa, tak mniej więcej. Nie rozpoznałam jej. - przyznała wprost. - Zwykle mam do czynienia z ususzoną wersją, najczęściej też utartą w proch. Polecisz mi jakiś konkretny sposób? Dodawać po prostu do zimnej wody? Świeże liście, czy natrzeć je wcześniej albo poszatkować? I w jakiej ilości, żeby mogło to coś dać, ale żeby nie przesadzić.
Zadała kolejne pytania, korzystając z faktu, ze prawdopodobnie ma do czynienia z kimś kto wie cokolwiek więcej na temat roślin i ich właąciwości. Może więc i dawkowanie nie jest Charlene obce. Julia zamierzała łapać się każdej szansy na odrobinę spokoju.
- Chociaż przepraszam. Pytam nieprecyzyjnie. - upomniała samą siebie. Charlene penwie miała doświadczenie z ludźmi, ale ile może wiedzieć o anatomii zwierząt? - Co z hipogryfem który waży od czterystu do powiedzmy siedmiuset kilo? Potrzebuję jakiegoś odniesienia. Jeśli podasz mi dawkowanie czy sposób przyrządzania dla człowieka też sobie poradzę. Muszę mieć jakiś punkt odniesienia.
- Taa... - mruknęła pod nosem w odpowiedzi na pytanie, nie przejmując się zbytnio tym czy damie wypada. I tak dawała z siebie wiele by na damę wyglądać, w rozmowach z nie-szlachtą stawała się swobodniejsza. - To nawet nie same urazy, a psychika. Zwierzęta wyczuwają anomalie. Właściwie to całkiem cenna wiedza, ale na ten moment bardzo mi z tym nie na rękę, wybuchy paniki w lecznicy to tak jakby połączyć w Mungu oddział psychiatryczny z urazami motorycznymi, a pacjentom dać kopyta i pazury. - przyznała. Możliwe, że lekko wyolbrzymiała, bo jej zwierzęta zwykle były zamknięte w klatkach lub boksach, ludzi trudniej utrzymać w miejscu, jednak pomijając ten drobiazg, właśnie tak czuła się ostatnimi czasy. - Wybacz, jestem strasznie marudna.
Przyznała.
- Na prawdę czas zacząć sobie z tym po prostu radzić. - gdyby tylko to było tak proste, gdyby można było zacząć sobie radzić od pstryknięcia palcem, Julia już chyba całą dłoń by sobie wypstrykała.
- Może. Ale sama boję się ingerować w przepisy eliksirów. Nie jestem za dobra w tej dziedzinie i nigdy nie mam pewności czy nie zaszkodziłabym przez przypadek zwierzętom tworząc jakby inny eliksir. - stwierdziła na sugestię Chatlene. - Na prawdę coś co dla ciebie może być oczywiste, w dziedzinie eliksirów dla mnie nie jest. Znam podstawy ale samodzielnie nie wychodzę poza recepturę.
Musiała nauczyć się podstaw, żeby dostać się na kurs uzdrowicielski i jakkolwiek się na nim utrzymać. Nie ufała jednak samej sobie. Tak po prostu - wolała uważać.
- Melisa? - zmarszczyła brwi i znów spojrzała na roślinę. Skinęła lekko głową na opis jakiego udzieliła jej rozmówczyni. - Wiem w sumie czym jest melisa, tak mniej więcej. Nie rozpoznałam jej. - przyznała wprost. - Zwykle mam do czynienia z ususzoną wersją, najczęściej też utartą w proch. Polecisz mi jakiś konkretny sposób? Dodawać po prostu do zimnej wody? Świeże liście, czy natrzeć je wcześniej albo poszatkować? I w jakiej ilości, żeby mogło to coś dać, ale żeby nie przesadzić.
Zadała kolejne pytania, korzystając z faktu, ze prawdopodobnie ma do czynienia z kimś kto wie cokolwiek więcej na temat roślin i ich właąciwości. Może więc i dawkowanie nie jest Charlene obce. Julia zamierzała łapać się każdej szansy na odrobinę spokoju.
- Chociaż przepraszam. Pytam nieprecyzyjnie. - upomniała samą siebie. Charlene penwie miała doświadczenie z ludźmi, ale ile może wiedzieć o anatomii zwierząt? - Co z hipogryfem który waży od czterystu do powiedzmy siedmiuset kilo? Potrzebuję jakiegoś odniesienia. Jeśli podasz mi dawkowanie czy sposób przyrządzania dla człowieka też sobie poradzę. Muszę mieć jakiś punkt odniesienia.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Powinni. Niestety to nie było takie proste, bo anomalie były nieprzewidywalne i z biegiem czasu chyba ewoluowały, stawały się coraz gorsze. Nadal nie wymyślono żadnego skutecznego sposobu na ich pozbycie się lub chociaż ograniczenie ich skutków. Łagodzenie ognisk było ponoć tylko rozwiązaniem dorywczym, które nie załatwiało sprawy całkowicie, a jedynie wygaszało anomalię zamiast usuwać. Te znowu rodziły się w jakimś innym miejscu. I rzeczywiście coś w tym było, że czarodzieje byli nieporadni i gdy nie mogli użyć magii często nie wiedzieli, co robić. Nie inaczej była z nią, choć od maja poczyniła duże postępy w kwestiach takich jak na przykład sprzątanie bez magii. I zaczęła coraz bardziej podziwiać mugoli, którzy bez magii radzili sobie całe życie.
- Niestety anomalie wciąż nas zaskakują i to często w nieprzyjemny sposób. Dlatego rannych w Mungu nie ubywa, a ja mam co robić w pracy – powiedziała. – I doskonale to rozumiem. Troszczysz się o podopiecznych i leży ci na sercu ich dobro, ale jak większość z nas często czujesz się bezsilna, gdy nie zawsze jesteś w stanie uchronić ich od cierpienia.
O tak, pewnie w lecznicy panował spory zamęt, gdy akurat działała tam jakaś anomalia. Stworzenia miały naprawdę niesamowity zmysł, jeśli chodzi o wyczuwanie różnych niebezpiecznych zjawisk, i to często nawet z wyprzedzeniem, znacznie wcześniej niż ludzie, więc pewnie i anomalie działały na nie mocniej.
I rzeczywiście Julia zdawała się mocno różnić od typowych dam, a Charlie czasem niemal mogła zapomnieć, że miała do czynienia ze szlachcianką. Przy niektórych było to czuć zanim dana osoba choćby zdążyła się odezwać, ale najwyraźniej Prewettowie byli inni, bardziej... ludzcy i nie tak zapatrzeni w swój status krwi.
- W tym przypadku musiałabyś poprosić o pomoc jakiegoś wykwalifikowanego alchemika, który poradzi sobie ze stworzeniem wywaru odpowiednio dopasowanego do potrzeb zwierząt. Czy lecznica współpracuje z jakimś alchemikiem? – spytała; nie znała możliwości eliksirowych Julii, ale jeśli ta rzeczywiście nie czuła się na siłach, by eksperymentować, lepiej było to zostawić w rękach kogoś, kto zrobi to dobrze. Do takiego zadania, oprócz dużej wiedzy alchemicznej, przydałaby się też wiedza magizoologiczna. Niektóre rezerwaty magicznych stworzeń ponoć zatrudniały swoich alchemików. Gdyby Charlie nie znalazła swego miejsca w Mungu, być może też pomyślałaby o czymś takim.
- Tak, to zdecydowanie melisa. Wygląd liści oraz ich zapach się zgadza – rzekła, pocierając palcami jeden z listków, co pozostawiło na jej skórze miłą woń. – Ususzona wygląda inaczej i nie pachnie już tak pięknie jak żywa, nic dziwnego, że nie rozpoznałaś od razu. A jeśli chodzi o przyrządzenie, ja bym po prostu ją zaparzała w gorącej wodzie, a potem studziła i dodawała do wody dla zwierząt. W niezbyt dużym rozcieńczeniu, bo to nie jest silne zioło, nie tak silne jak eliksiry, i jak będzie go zbyt mało, może nie podziałać. Zwierzętom roślinożernym spróbowałabym też dawać listki do jedzenia. Niestety mam stuprocentowej pewności, bo nigdy nie próbowałam uspokajać spanikowanych anomaliami zwierząt, ale może warto przynajmniej spróbować. Na ludzi działa.
To, co mówiła to były raczej jej gdybania niż sprawdzona i wypróbowana wiedza. Wątpiła by istniały podręczniki na temat uspokajania zwierząt po anomaliach i doboru odpowiednich środków eliksiralnych lub roślinnych, więc tak naprawdę Julia musiała poszukiwać sposobu metodą prób i błędów. Wydawało jej się jednak, że nawet jeśli melisa nie zadziała, to jednocześnie nie zaszkodzi i ryzyko będzie znacznie mniejsze niż przy eliksirach. Ona sama także nadal była na etapie intensywnej nauki zielarstwa, choć było widać, że jej starania przynosiły rezultaty i wiedziała coraz więcej.
- Naprawdę nie wiem, ile tego powinien wypić hipogryf, ale mogę ci zapisać gdzieś, ile mniej więcej zaparza się tego dla przeciętnego dorosłego człowieka, takiego jak na przykład ja. – Znalazła jakiś skrawek pergaminu i opisała jak mniej więcej przygotowuje napar z melisy dla siebie. W przypadku stworzeń o różnych gabarytach można było tę ilość zmniejszyć lub zwiększyć. Wydawało jej się, że taki hipogryf, koń czy inne duże zwierzę musi wypić dziennie znacznie więcej wody niż człowiek, więc kubek ziółek na pewno nie rozwiąże sprawy. – Jeśli chodzi o inne rośliny, jeśli to nie zadziała, myślę że można jeszcze spróbować z gryfonią. To roślina magiczna, pomaga na poprawę nastroju i również bywa często stosowana w miksturach łagodzących urazy psychiczne.
- Niestety anomalie wciąż nas zaskakują i to często w nieprzyjemny sposób. Dlatego rannych w Mungu nie ubywa, a ja mam co robić w pracy – powiedziała. – I doskonale to rozumiem. Troszczysz się o podopiecznych i leży ci na sercu ich dobro, ale jak większość z nas często czujesz się bezsilna, gdy nie zawsze jesteś w stanie uchronić ich od cierpienia.
O tak, pewnie w lecznicy panował spory zamęt, gdy akurat działała tam jakaś anomalia. Stworzenia miały naprawdę niesamowity zmysł, jeśli chodzi o wyczuwanie różnych niebezpiecznych zjawisk, i to często nawet z wyprzedzeniem, znacznie wcześniej niż ludzie, więc pewnie i anomalie działały na nie mocniej.
I rzeczywiście Julia zdawała się mocno różnić od typowych dam, a Charlie czasem niemal mogła zapomnieć, że miała do czynienia ze szlachcianką. Przy niektórych było to czuć zanim dana osoba choćby zdążyła się odezwać, ale najwyraźniej Prewettowie byli inni, bardziej... ludzcy i nie tak zapatrzeni w swój status krwi.
- W tym przypadku musiałabyś poprosić o pomoc jakiegoś wykwalifikowanego alchemika, który poradzi sobie ze stworzeniem wywaru odpowiednio dopasowanego do potrzeb zwierząt. Czy lecznica współpracuje z jakimś alchemikiem? – spytała; nie znała możliwości eliksirowych Julii, ale jeśli ta rzeczywiście nie czuła się na siłach, by eksperymentować, lepiej było to zostawić w rękach kogoś, kto zrobi to dobrze. Do takiego zadania, oprócz dużej wiedzy alchemicznej, przydałaby się też wiedza magizoologiczna. Niektóre rezerwaty magicznych stworzeń ponoć zatrudniały swoich alchemików. Gdyby Charlie nie znalazła swego miejsca w Mungu, być może też pomyślałaby o czymś takim.
- Tak, to zdecydowanie melisa. Wygląd liści oraz ich zapach się zgadza – rzekła, pocierając palcami jeden z listków, co pozostawiło na jej skórze miłą woń. – Ususzona wygląda inaczej i nie pachnie już tak pięknie jak żywa, nic dziwnego, że nie rozpoznałaś od razu. A jeśli chodzi o przyrządzenie, ja bym po prostu ją zaparzała w gorącej wodzie, a potem studziła i dodawała do wody dla zwierząt. W niezbyt dużym rozcieńczeniu, bo to nie jest silne zioło, nie tak silne jak eliksiry, i jak będzie go zbyt mało, może nie podziałać. Zwierzętom roślinożernym spróbowałabym też dawać listki do jedzenia. Niestety mam stuprocentowej pewności, bo nigdy nie próbowałam uspokajać spanikowanych anomaliami zwierząt, ale może warto przynajmniej spróbować. Na ludzi działa.
To, co mówiła to były raczej jej gdybania niż sprawdzona i wypróbowana wiedza. Wątpiła by istniały podręczniki na temat uspokajania zwierząt po anomaliach i doboru odpowiednich środków eliksiralnych lub roślinnych, więc tak naprawdę Julia musiała poszukiwać sposobu metodą prób i błędów. Wydawało jej się jednak, że nawet jeśli melisa nie zadziała, to jednocześnie nie zaszkodzi i ryzyko będzie znacznie mniejsze niż przy eliksirach. Ona sama także nadal była na etapie intensywnej nauki zielarstwa, choć było widać, że jej starania przynosiły rezultaty i wiedziała coraz więcej.
- Naprawdę nie wiem, ile tego powinien wypić hipogryf, ale mogę ci zapisać gdzieś, ile mniej więcej zaparza się tego dla przeciętnego dorosłego człowieka, takiego jak na przykład ja. – Znalazła jakiś skrawek pergaminu i opisała jak mniej więcej przygotowuje napar z melisy dla siebie. W przypadku stworzeń o różnych gabarytach można było tę ilość zmniejszyć lub zwiększyć. Wydawało jej się, że taki hipogryf, koń czy inne duże zwierzę musi wypić dziennie znacznie więcej wody niż człowiek, więc kubek ziółek na pewno nie rozwiąże sprawy. – Jeśli chodzi o inne rośliny, jeśli to nie zadziała, myślę że można jeszcze spróbować z gryfonią. To roślina magiczna, pomaga na poprawę nastroju i również bywa często stosowana w miksturach łagodzących urazy psychiczne.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
- Albo siebie od chaosu. - możliwe, że była marudna przez zmęczenie. Oczywistym jest, że najbardziej zależało jej na podopiecznych, chwilami jednak przez zmartwienie przedzierała się też irytacja. Wiedziała, że zwierzęta nie są problematyczne celowo, miała jednak zwyczajnie dość tej sytuacji.
- Tak, współpracuje. Tylko niestety odkąd nie ma magii, alchemicy są rozchwytywani i też trudno jest wymagać od nich pośpiechu. - przyznała. Rozumiała sytuację, liczyła się też z tym że eksperymenty wymagają czasu, jednak było jej to z oczywistych względów bardzo nie na rękę. - Jeden eliksir mi już podkręcił i dostosował do różnych wagowo i wytrzymałościowo zwierząt, jednak zajęło to trochę czasu i coś czuję, że na kolejne dane mi będzie czekać wieczność.
Był moment, kiedy czarownica po prostu musiała zacząć radzić sobie sama. Narzekała, ale robiła co mogła. Miała dużą wiedzę z dziedziny magizoologii, więc była w stanie zrobić coś we współpracy, przekładając choć mniej więcej zwierzęce zapotrzebowanie na zapotrzebowanie ludzkie. Innego wyjścia nie było.
- Wszyscy dopiero zaczynamy i próbujemy. - nie oczekiwała stu procent pewności, że konkretne rady poskutkują - po prostu nie mogła, jak bardzo by nie chciała. Mimo kilku miesięcy, nadal nie walczyli z anomaliami długo i dopiero zdobywali doświadczenie, zwykle na zasadzie prób i błędów. - Doceniam każdy pomysł. Myślę, że to może mieć sens. Być może spróbuję ją też sproszkować w takim razie i zmieszać z ptasim ziarnem. Może cokolwiek z tego będzie.
Skoro Charlene jest spokojna w kwestii dawkowania i twierdzi, że jest to dość słaba roślina, Julia może nabrać odwagi w próbach. Nie zbyt wiele, oczywiście jak to przy działaniach na żywym organizmie ale zawsze.
- Dziękuję za sugestie w takim razie. Może i sobie zaparzę. - oj, przyda jej się. Zdecydowanie. Czekała spokojnie na notatkę od alchemiczki. - Tak będzie najlepiej. Ja jakoś poradzę sobie z przełożeniem tego na zwierzęta. Tyle potrafię. - musiała mieć odniesienie. Dawkowanie odpowiednie dla człowieka jej wystarczy. Zaraz wzięła kartkę i przejrzała propozycje Charlene.
- Wygląda na to, że potrzebuję z pięćdziesięciu takich doniczek. Mam nadzieję, że ktoś je dostarczy. - stwierdziła całkiem poważnie. - Albo zatrudnię zielarza, który mi to zasadzi w odpowiednim miejscu. Pomyślę.
Sprout powinien się w sumie nadać, o ile znajdzie czas. Sam miał u siebie na pewno podobne zamieszanie, choć raczej nie odmawiał pomocy jeśli miał szansę jej udzielić. Zobaczy się.
- Póki co poszukam kogoś kto sprowadzi dla mnie większą ilość. - cóż, sadzenie sadzeniem, coś na teraz też jest potrzebne, a jeden hipogryf spokojnie zje doniczkę w ciągu dnia. Co dopiero konie, aetonany, nie wspominając o olbrzymiej ilości drobnych zwierząt i częstotliwości napadów paniki.
- O. Łagodzenie urazów może być nawet bardziej trafione niż po prostu uspokajanie. Gryfonia, tak? - upewniła się jeszcze i zapisała sobie tę nazwę żeby nie zapomnieć.
- Tak, współpracuje. Tylko niestety odkąd nie ma magii, alchemicy są rozchwytywani i też trudno jest wymagać od nich pośpiechu. - przyznała. Rozumiała sytuację, liczyła się też z tym że eksperymenty wymagają czasu, jednak było jej to z oczywistych względów bardzo nie na rękę. - Jeden eliksir mi już podkręcił i dostosował do różnych wagowo i wytrzymałościowo zwierząt, jednak zajęło to trochę czasu i coś czuję, że na kolejne dane mi będzie czekać wieczność.
Był moment, kiedy czarownica po prostu musiała zacząć radzić sobie sama. Narzekała, ale robiła co mogła. Miała dużą wiedzę z dziedziny magizoologii, więc była w stanie zrobić coś we współpracy, przekładając choć mniej więcej zwierzęce zapotrzebowanie na zapotrzebowanie ludzkie. Innego wyjścia nie było.
- Wszyscy dopiero zaczynamy i próbujemy. - nie oczekiwała stu procent pewności, że konkretne rady poskutkują - po prostu nie mogła, jak bardzo by nie chciała. Mimo kilku miesięcy, nadal nie walczyli z anomaliami długo i dopiero zdobywali doświadczenie, zwykle na zasadzie prób i błędów. - Doceniam każdy pomysł. Myślę, że to może mieć sens. Być może spróbuję ją też sproszkować w takim razie i zmieszać z ptasim ziarnem. Może cokolwiek z tego będzie.
Skoro Charlene jest spokojna w kwestii dawkowania i twierdzi, że jest to dość słaba roślina, Julia może nabrać odwagi w próbach. Nie zbyt wiele, oczywiście jak to przy działaniach na żywym organizmie ale zawsze.
- Dziękuję za sugestie w takim razie. Może i sobie zaparzę. - oj, przyda jej się. Zdecydowanie. Czekała spokojnie na notatkę od alchemiczki. - Tak będzie najlepiej. Ja jakoś poradzę sobie z przełożeniem tego na zwierzęta. Tyle potrafię. - musiała mieć odniesienie. Dawkowanie odpowiednie dla człowieka jej wystarczy. Zaraz wzięła kartkę i przejrzała propozycje Charlene.
- Wygląda na to, że potrzebuję z pięćdziesięciu takich doniczek. Mam nadzieję, że ktoś je dostarczy. - stwierdziła całkiem poważnie. - Albo zatrudnię zielarza, który mi to zasadzi w odpowiednim miejscu. Pomyślę.
Sprout powinien się w sumie nadać, o ile znajdzie czas. Sam miał u siebie na pewno podobne zamieszanie, choć raczej nie odmawiał pomocy jeśli miał szansę jej udzielić. Zobaczy się.
- Póki co poszukam kogoś kto sprowadzi dla mnie większą ilość. - cóż, sadzenie sadzeniem, coś na teraz też jest potrzebne, a jeden hipogryf spokojnie zje doniczkę w ciągu dnia. Co dopiero konie, aetonany, nie wspominając o olbrzymiej ilości drobnych zwierząt i częstotliwości napadów paniki.
- O. Łagodzenie urazów może być nawet bardziej trafione niż po prostu uspokajanie. Gryfonia, tak? - upewniła się jeszcze i zapisała sobie tę nazwę żeby nie zapomnieć.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
- To też – uśmiechnęła się. – Kto by nie chciał uwolnić się od tego chaosu i wstać rano z myślą, że już nie trzeba się bać anomalii i związanych z nimi komplikacji? – To była piękna wizja, ale czy miała szanse się w najbliższym czasie spełnić? Charlie chciała żeby tak było. Dla wszystkich tak byłoby lepiej, nie tylko dla czarodziejów czy mugoli, ale też dla zwierząt i roślin. Ona też była zmęczona i nie pamiętała kiedy ostatni raz miała okazję się porządnie wyspać lub przeżyć cały dzień bez żadnego stresu. Bywały chwile, gdy i ją opuszczał optymizm, zwłaszcza kiedy uświadamiała sobie boleśnie trwającą już ponad miesiąc nieobecność siostry. I wtedy czuła dławiący smutek, niepokój i tęsknotę.
- Rozumiem. Sama wiem, jak to jest. – Bo przecież w Mungu też była ciągle rozchwytywana, poza nim też. Podejrzewała że inni alchemicy też mieli pełne ręce roboty z warzeniem różnych wywarów, a testowanie nawet drobnych modyfikacji mikstur trochę trwało. Dlatego pewnie Julia musiała szukać innych rozwiązań dopóki ktoś jej nie pomoże dopasować odpowiednich specyfików do zwierząt.
Rzeczywiście wszyscy dopiero musieli nauczyć się radzić sobie z tym kryzysem i zdobyć niezbędną wiedzę, której w momencie wybuchu anomalii nie miał nikt, bo to było coś nowego i niespotykanego wcześniej. Każde doświadczenie było więc cenne, bo mogli się na nim uczyć. Nie wiedziała czy jej rady się sprawdzą, ale naprawdę chciała pomóc Julii z jej problemem.
- Zawsze warto próbować. Może akurat któryś sposób okaże się tym właściwym i pomoże chociaż częściowo? – uśmiechnęła się lekko. – Myślę, że po tylu stresach ze zwierzętami i tobie dobrze zrobi kubek gorącej melisy. Miejmy nadzieję że zwierzętom też. – Podała jej karteczkę, na której piórem wypisała dawkowanie tej konkretnej rośliny. Należała ona do ziół na tyle prostych i powszechnych, że Charlie dobrze wiedziała jak się z nią obchodzić. W końcu sama hodowała melisę w swoim ogródku, a gdy mieszkała w Kornwalii jej matka także miała jej trochę w swych alchemiczno-zielarskich zbiorach. To właśnie matka nauczyła ją podstaw nie tylko alchemii, ale i obchodzenia się z roślinami i zwierzętami.
- Jeśli masz miejsce, możesz zasadzić melisę choćby z nasion, które pewnie łatwo kupisz w pierwszym lepszym sklepie zielarskim, sadzonki pewnie też, bo domyślam się że nie masz czasu czekać, aż wykiełkują i potrzebujesz też czegoś na teraz, a nie na za kilka tygodni. Melisa sprawdza się w naszym klimacie, choć oczywiście w ciepłe pory roku, bo teraz lepiej trzymać ją w szklarni lub w czymś podobnym. Jeśli nie pozrywasz wszystkich pędów, będzie puszczać nowe listki i się rozrastać – wyjaśniła. Melisa była rośliną na tyle prostą w obchodzeniu się, że nawet laik z łatwością sobie z nią poradzi. Nie wymagała specjalnych warunków, jak niektóre rzadsze i bardziej egzotyczne rośliny. – I tak, gryfonia. Też może okazać się pomocna, w ludzkich eliksirach używa się jej na przykład do mieszanki antydepresyjnej. Możesz popróbować z mieszanką melisy i gryfonii, jeśli sama melisa okaże się zbyt słaba – zasugerowała jeszcze.
- Rozumiem. Sama wiem, jak to jest. – Bo przecież w Mungu też była ciągle rozchwytywana, poza nim też. Podejrzewała że inni alchemicy też mieli pełne ręce roboty z warzeniem różnych wywarów, a testowanie nawet drobnych modyfikacji mikstur trochę trwało. Dlatego pewnie Julia musiała szukać innych rozwiązań dopóki ktoś jej nie pomoże dopasować odpowiednich specyfików do zwierząt.
Rzeczywiście wszyscy dopiero musieli nauczyć się radzić sobie z tym kryzysem i zdobyć niezbędną wiedzę, której w momencie wybuchu anomalii nie miał nikt, bo to było coś nowego i niespotykanego wcześniej. Każde doświadczenie było więc cenne, bo mogli się na nim uczyć. Nie wiedziała czy jej rady się sprawdzą, ale naprawdę chciała pomóc Julii z jej problemem.
- Zawsze warto próbować. Może akurat któryś sposób okaże się tym właściwym i pomoże chociaż częściowo? – uśmiechnęła się lekko. – Myślę, że po tylu stresach ze zwierzętami i tobie dobrze zrobi kubek gorącej melisy. Miejmy nadzieję że zwierzętom też. – Podała jej karteczkę, na której piórem wypisała dawkowanie tej konkretnej rośliny. Należała ona do ziół na tyle prostych i powszechnych, że Charlie dobrze wiedziała jak się z nią obchodzić. W końcu sama hodowała melisę w swoim ogródku, a gdy mieszkała w Kornwalii jej matka także miała jej trochę w swych alchemiczno-zielarskich zbiorach. To właśnie matka nauczyła ją podstaw nie tylko alchemii, ale i obchodzenia się z roślinami i zwierzętami.
- Jeśli masz miejsce, możesz zasadzić melisę choćby z nasion, które pewnie łatwo kupisz w pierwszym lepszym sklepie zielarskim, sadzonki pewnie też, bo domyślam się że nie masz czasu czekać, aż wykiełkują i potrzebujesz też czegoś na teraz, a nie na za kilka tygodni. Melisa sprawdza się w naszym klimacie, choć oczywiście w ciepłe pory roku, bo teraz lepiej trzymać ją w szklarni lub w czymś podobnym. Jeśli nie pozrywasz wszystkich pędów, będzie puszczać nowe listki i się rozrastać – wyjaśniła. Melisa była rośliną na tyle prostą w obchodzeniu się, że nawet laik z łatwością sobie z nią poradzi. Nie wymagała specjalnych warunków, jak niektóre rzadsze i bardziej egzotyczne rośliny. – I tak, gryfonia. Też może okazać się pomocna, w ludzkich eliksirach używa się jej na przykład do mieszanki antydepresyjnej. Możesz popróbować z mieszanką melisy i gryfonii, jeśli sama melisa okaże się zbyt słaba – zasugerowała jeszcze.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
- Nie wątpię.
Przez jej twarz przeszedł cień uśmiechu. Trudno dziwić się alchemiczce, kiedy sięganie po różdżkę stało się bardziej niebezpieczne, czarodzieje znacznie popularniej zaczęli próbować eliksirów, które były o wiele mniej dostępne i jak się okazuje - których obecne możliwości przestawały wystarczać.
Zaraz chętnie przyjęła karteczkę, jej spojrzenie przebiegło po wypisanych jasnym atramentem literach - wszystko było dość proste, teraz trzeba sprawdzić czy zadziała w odpowiedni sposób.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że coś z tego będzie. - przyznała po prostu i wsunęła karteczkę do małej torebeczki jaką miała ze sobą - odpowiedniej na zioła jakie zabierała zazwyczaj. Nie była przygotowana na to, że wyjdzie stąd z doniczką i zamówieniem na kolejne.
Zaraz wysłuchała dość prostej instrukcji dotyczącej melisy, rozważała zapisanie, jednak ostatecznie doszła do wniosku że zapamięta. Faktycznie skoro tak, lepiej udać się po prostu do zielarskiej niż zawracać głowę tutejszym zielarzom, którzy na pewno mają o wiele więcej do roboty.
- Mhmm. W takim razie będę musiała przygotować jej jakieś miejsce żeby mróz jej nie zabił. Ale najpierw sprawdzę czy w ogóle dale efekt. - postanowiła, mówiąc chyba bardziej do siebie niż do kobiety i rozplanowując swoje działania. W końcu wzięła znów doniczkę, podnosząc ją ze stołu. Była dość ciężka, jednak nie bardzo jej to przeszkadzało - to po prostu część pracy, da radę.
- Okej. Zapamiętam. W takim razie bardzo dziękuję za pomoc. - powiedziała zaraz, spoglądając na rozmówczynię. - Nie będę zabierać ci więcej czasu, pewnie też jesteś zajęta.
Trudno spodziewać się czegoś innego, pewnie Prewett nie była z resztą pierwszą która wpada w to miejsce za radą czy ziołową pomocą dla siebie lub podopiecznych. - Do zobaczenia.
Dodała jeszcze, chwytając doniczkę mocniej i ruszając z nią do wyjścia, gdzie czekała jej miotła, choć podróż na miotle z doniczką raczej mijała się z celem. Będzie musiała wezwać błędnego i popsioczyć sobie jeszcze troszkę na niedziałającą sieć Fiuu.
zt x 2 <3
Przez jej twarz przeszedł cień uśmiechu. Trudno dziwić się alchemiczce, kiedy sięganie po różdżkę stało się bardziej niebezpieczne, czarodzieje znacznie popularniej zaczęli próbować eliksirów, które były o wiele mniej dostępne i jak się okazuje - których obecne możliwości przestawały wystarczać.
Zaraz chętnie przyjęła karteczkę, jej spojrzenie przebiegło po wypisanych jasnym atramentem literach - wszystko było dość proste, teraz trzeba sprawdzić czy zadziała w odpowiedni sposób.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że coś z tego będzie. - przyznała po prostu i wsunęła karteczkę do małej torebeczki jaką miała ze sobą - odpowiedniej na zioła jakie zabierała zazwyczaj. Nie była przygotowana na to, że wyjdzie stąd z doniczką i zamówieniem na kolejne.
Zaraz wysłuchała dość prostej instrukcji dotyczącej melisy, rozważała zapisanie, jednak ostatecznie doszła do wniosku że zapamięta. Faktycznie skoro tak, lepiej udać się po prostu do zielarskiej niż zawracać głowę tutejszym zielarzom, którzy na pewno mają o wiele więcej do roboty.
- Mhmm. W takim razie będę musiała przygotować jej jakieś miejsce żeby mróz jej nie zabił. Ale najpierw sprawdzę czy w ogóle dale efekt. - postanowiła, mówiąc chyba bardziej do siebie niż do kobiety i rozplanowując swoje działania. W końcu wzięła znów doniczkę, podnosząc ją ze stołu. Była dość ciężka, jednak nie bardzo jej to przeszkadzało - to po prostu część pracy, da radę.
- Okej. Zapamiętam. W takim razie bardzo dziękuję za pomoc. - powiedziała zaraz, spoglądając na rozmówczynię. - Nie będę zabierać ci więcej czasu, pewnie też jesteś zajęta.
Trudno spodziewać się czegoś innego, pewnie Prewett nie była z resztą pierwszą która wpada w to miejsce za radą czy ziołową pomocą dla siebie lub podopiecznych. - Do zobaczenia.
Dodała jeszcze, chwytając doniczkę mocniej i ruszając z nią do wyjścia, gdzie czekała jej miotła, choć podróż na miotle z doniczką raczej mijała się z celem. Będzie musiała wezwać błędnego i popsioczyć sobie jeszcze troszkę na niedziałającą sieć Fiuu.
zt x 2 <3
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Instytut Ziołouzdrowicielstwa
Szybka odpowiedź