Salon
AutorWiadomość
Salon
Przestronne pomieszczenie, zajmujące większą część pierwszego piętra w kamienicy pod numerem dziewiątym. Służy jako miejsce przyjmowania gości, gabinet oraz biblioteka; wielofunkcyjność wynika jednak wyłącznie z braku funduszy pani Goyle na sprawienie sobie większego mieszkania.
Pod oknem znajduje się stare, mahoniowe biurko, tuż obok niego cała ściana zabudowana jest regałem zapełnionym książkami oraz mapami. Wygodne fotele oraz kanapa obite są welurem, z tegoż samego materiału zrobione są także ciężkie zasłony. Wypełniony trunkami barek oraz wąska ława, na której Caley podaje alkohol lub herbatę (a także herbatę z alkoholem) dopełniają krajobrazu przytulnego gniazdka.
Pod oknem znajduje się stare, mahoniowe biurko, tuż obok niego cała ściana zabudowana jest regałem zapełnionym książkami oraz mapami. Wygodne fotele oraz kanapa obite są welurem, z tegoż samego materiału zrobione są także ciężkie zasłony. Wypełniony trunkami barek oraz wąska ława, na której Caley podaje alkohol lub herbatę (a także herbatę z alkoholem) dopełniają krajobrazu przytulnego gniazdka.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Szkatułki ułożyła starannie na ławie oraz biurku i uchyliła ich wieczka, a biżuteria zalśniła w słabym świetle zapalonych kandelabrów. Welurowe zasłony były zaciągnięte, ponieważ Caley zamierzała zadbać o prywatność podczas nadchodzącego spotkania. I chociaż mieszkający naprzeciwko Cadan nie miałby zapewne zastrzeżeń przed obserwowaniem z daleka odwiedzin lady Shacklebolt, to jej samej należała się odrobina prywatności. Szlacheckie zasady pozostawały nieugięte, choć niektórzy członkowie socjety mogli pozwolić sobie na nieco więcej; Goyle cieszyła się, że jej droga przyjaciółka należała do tej drugiej grupy osób.
Poznały się podczas stażu w Ministerstwie i choć Zafrina dawno już nie miała z tym miejscem nic wspólnego, udało im się utrzymać relację zważywszy na zainteresowania oraz wspólne interesy. Bracia Caley parali się klątwami i przemytem, nie trudno jej wiec było odnaleźć się w środowisku, do którego należała ciemnowłosa lady. Kilka tłumaczeń i spotkań przy winie pomogło im zacisnąć więzi i wiele lat później spotkać się właśnie na Orchard Place, by powtórzyć wyczyny z przeszłości. Tym razem jednak Goyle miała przyjaciółce do zaoferowania o wiele więcej; błyskotki miały być pokusą, ale na pewno nie głównym daniem wieczoru.
Wrzesień był miesiącem tak chaotycznym, że potrzebowała teraz odrobiny relaksu i tak właśnie miało wyglądać ich dzisiejsze spotkanie – alkohol, biżuteria oraz rozmowy o klątwach i mężczyznach. Nawet najbardziej żądne przygód kobiety musiały od czasu do czasu po prostu przysiąść na wygodnej kanapie i wymienić się opiniami oraz przeżyciami. Caley była przyjemnie zaskoczona tym, że odnalazła pokrewną duszę akurat w Zafrinie.
Przybycie czarownicy kazało jej pozostawić wszystko w salonie i ruszyć piętro niżej, by powitać szlachciankę. Ledwo za lady Shacklebolt zamknęły się drzwi, blondwłosa czarownica złożyła na jej policzku delikatny pocałunek – trochę być może zbyt poufały, lecz nie potrzebowały przecież alkoholu, by zatrzeć granice, które wytwarzało pomiędzy nimi społeczeństwo.
- Cieszę się, że wreszcie mnie odwiedziłaś – przyznała, prowadząc gościa drewnianymi schodami na górę, prosto do salonu. Poprzednie mieszkanie na Mansfield Road było zdecydowanie większe i o wyższym standardzie, lecz należało do męża Caley, natomiast kamienica przy Orchard Place była już tylko jej własnością – Jesteśmy tu same, a w salonie czeka już na ciebie coś specjalnego – zapewniła, spoglądając przez ramię na Zafrinę i wprowadzając ją wreszcie do pomieszczenia.
Cztery szkatułki od razu mogły przykuć jej uwagę; w każdej znajdowały się starannie ułożone pierścionki, naszyjniki oraz bransoletki, a także kamienie szlachetne, które czekały jeszcze na jubilerską obróbkę, jaką zamierzała sprawić im Goyle już niebawem. Nie wszystkie, a nawet znaczna większość nie pochodziła z legalnych źródeł, ale biorąc pod uwagę to, do czego miały zostać przeznaczone, lady Shacklebolt nie powinna się chyba tym faktem aż tak bardzo przejmować.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Ostatnio zmieniony przez Caley Goyle dnia 10.02.19 10:48, w całości zmieniany 1 raz
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wizyta przy Orchard Place nie była najpilniejszą z jej tajemnic, nie była jednak także niczym, o czym rozpowiadałaby na wszystkie strony. Zawsze wychodziła z założenia, że im mniej jest o niej wiadome, tym lepiej, ceniła sobie prywatność, brylowanie na okładce Czarownicy pozostawiając innym. Być może lepiej do tego stworzonym.
To był też jeden z powodów dlaczego zawiązała bliższą relację z Caley, wiedziała, że kobieta zrozumie tą potrzebę i uszanuje ją, co więcej samej także mając w zanadrzu interesy, o których informacje nigdy nie powinny dotrzeć do uszu szerszego grona.
Po przekroczeniu progu, zsunęła z głowy kaptur swego płaszcza, obszyty szarym futrem, na delikatne muśnięcie unosząc nieznacznie kąciki ust, a nawet nieznacznie odwzajemniając gest.
- Ja natomiast niezmiernie ucieszyłam się otrzymawszy zaproszenie podpisane twoim nazwiskiem, tym które zdecydowanie bardziej przypada mi do gustu- przyznała bez skrępowania i skierowała w głąb domu, zsuwając z dłoni aksamitne rękawiczki.
Domyślała się co może być tą specjalnością przygotowaną specjalnie dla niej i nawet jeżeli tego nie okazywała, była bardziej niż rada z owego gestu.
Salon był oczywiście urządzony ze smakiem i sprawiał wrażenie przytulnego, być może odrobinę przyciasnego, ale to przypisywała akurat zasłoniętym oknom, co było bardzo przemyślane ze strony gospodarza. Zdjąwszy z ramion płaszcz i odłożywszy go na bok, zbliżyła się do pierwszej ze szkatuł, nie mogąc odmówić chociażby krótkiego zerknięcia, a było w czym przebierać.
Podobnie jak ona w tej chwili, musiały czuć się dzieciaki w sklepach ze słodyczami i nie ograniczonym budżetem.
Niektóre z ozdób ujmowała delikatnie szczupłymi palcami i unosiła bliżej do oczu, nie mogąc ich wykonaniu nic zarzucić. Dopiero jednak przy drugiej szkatule dostrzegła coś, co od razu przykuło jej uwagę. Był to wisiorek, niezbyt ozdobny, wykonany jednak z wielką starannością, kunsztowny. Taki, który nie od razu zwróci uwagę, a którego obecność nie będzie ujmą dla żadnej damy. Był to niewielki onyks, czworościenny, osadzony w uchwycie miniaturowych, złotych szponów. To na nim zawiesiła dłużej spojrzenie, które aż zaiskrzyło chęcią zdobycia właśnie tej ozdoby. Raz obudzona żądza posiadania, nie pozwoli zbyt szybko jej teraz o tym zapomnieć, znała siebie na tyle dobrze, by doskonale zdawać sobie z tego sprawę. Musiałaby tylko skonsultować się w sprawie pewnych drobnych poprawek. A raczej ulepszenia, którym byłoby naniesienie nań kilku symboli.
- Doskonale- rzekła, bardziej do siebie aniżeli do czarownicy, która zapewne ją obserwowała.- Myślę, że ostateczną decyzję zostawię na koniec. Tymczasem, wybacz mój zupełny brak manier, nie zapytałam nawet o twoje samopoczucie.
Igrający na wargach uśmiech pogłębił się nieznacznie, co wskazywało, że decyzja co do zakupu została już niemalże podjęta, co niezmiernie ją zadowoliło. Mogła zawsze jednak połasić się na więcej niż zaledwie jedną błyskotkę.
Na razie skupiła swą całą uwagę na Caley, do której zbliżyła się z cichym szelestem sukni. Wyciągnęła dłoń w jej stronę, którą w ostatniej chwili powstrzymała od delikatnego ujęcia jej brody i po prostu ujęła za jedną z jej dłoni. Nie wątpiła iż czarownica domyśli się, co miała zamiar zrobić, znała ją ona na tyle, by wiedzieć iż ma czasem skłonności do protekcjonalizmu, z czym chociaż raz udało się jej wygrać.
- Być może powinnam w tym momencie złożyć ci najszczersze kondolencje, ale wstrzymam się. Przyznam za to, że promieniejesz. Bycie wdową służy ci widocznie lepiej niż niejednemu zakochanie.
W istocie nie sądziła aby zakochanie służyło komukolwiek na dłuższą metę. Co do małżeństw różnie to bywało. O zakończeniu tego jednego oczywiście wiedziała już od jakiegoś czasu, wymieniały w końcu pomiędzy sobą listy, nie wszystko jednak wypadało przekładać na słowa pisane.
To była jedna z tych rzeczy, które lepiej było powiedzieć w twarz, nie siląc się przy tym na dosadność. W jej słowach nie kryła się najmniejsza nawet obraza. Była rada iż przyjaciółka jej znalazła idealne lekarstwo na swoją przypadłość i nie zawahała się po nie sięgnąć. Tuż przed wypuszczeniem jej dłoni, uścisnęła ją lekko, ostatecznie oswobadzając. Była ona silną kobietą i wierzyła, że nie trzeba jej tego mówić na głos.
Gość
Gość
Szlacheckie ploteczki nie mogłyby obchodzić jej mniej, a magazyn Czarownica znalazł się w jej rękach raptem kilka razy w życiu, głównie w okresie małżeństwa, kiedy to zaimponowanie bogatym znajomym męża wymagało sięgnięcia po ten wątpliwy rodzaj rozrywki i wskazówek z życia socjety. Zafrina mogła liczyć na to, że wiadomość o spotkaniu pozostanie tylko między nimi, a choć oczywiście nie miałaby się czego wstydzić – Caley dbała o swoją reputację nawet wtedy, gdy nie miała już nic do stracenia – należało uszanować decyzje i preferencje arystokratki. To nawet lepiej, że nikt nie będzie w stanie dostrzec nawet cienia więzi między nimi, skoro koniec końców lady Shacklebolt miała opuścić Orchard Place bogatsza nie tylko w doświadczenia, ale i piękne błyskotki, których przeznaczenie nie było już tak szlachetne.
Komplement odnośnie nazwiska przyjęła z uśmiechem zakwitającym na ustach; cieszyła się za każdym razem, gdy ktoś doceniał tę kosmetyczną niemalże zmianę. Od niedawna mogła pracować już tylko na własny rachunek i chociaż nazwisko Goyle było równie znane, co wcześniejsze, noszone po mężu, tym razem czarownica robiła wszystko, by na nie zasłużyć. Nie miała wątpliwości, że Zafrinie chodzi nie tylko o drobną zmianę w dokumentach, ale i wszystko, co do niej doprowadziło – nie musiała mówić tego na głos, ale pozbycie się Cedrica naprawdę sprawiło, że odżyła i skoro zauważali to postronni, wcześniej naprawdę musiała wyglądać na stłamszoną. Nigdy więcej.
Podczas, gdy lady Shacklebolt przeglądała szkatuły i szukała czegoś dla siebie, Caley pozwoliła sobie na śmiałość i sięgnęła do barku, po czym do dwóch kryształowych kieliszków nalała czerwonego wina. Skrzacia robota, nic oszałamiająco drogiego, lecz zdecydowanie pieszczącego podniebienie; jedno z naczyń podała swojemu gościowi, drugie chwyciła za nóżkę i upiła minimalny łyk na dobry początek.
Widziała, że ciemnowłosa kobieta skupiła na czymś swoją uwagę, coś wpadło jej w oko, tym bardziej wiec ucieszyła się z tej wizyty. Nie komentowała jednak jeszcze wyboru, miały wszakże przed sobą cały wieczór oraz opcjonalnie noc, a na dodatek niejedna błyskotka mogła nadawać się do zaklęcia – skoro nic ich nie ograniczało, podejmowanie ostatecznych decyzji można było odłożyć na później.
- Czuję się jak nowonarodzona – odparła zgodnie z prawdą, jednocześnie odpowiadając na gest i ściskając lekko dłoń drugiej czarownicy. Naprawdę niezwykle doceniała to, że potrafiły porozumieć się bez słowa – Nasłuchałam się kondolencji, ale o dziwo nawet połowa z nich nie była szczera, zupełnie jakby ludzie wiedzieli, że bez Cedrica poradzę sobie zdecydowanie lepiej – wyznała nieskromnie, nie zamierzając ukrywać przed bliską osobą prawdy na temat swoich odczuć odnośnie wdowieństwa. Wreszcie była szczęśliwa i być może naprawdę promieniała – Ale zakochanie nigdy nikomu nie służy, tylko niepotrzebnie zaślepia i utrudnia osąd. Nie zakochuj się, Zafrino, nawet gdyby podarowano Ci najpiękniejszy z pierścieni. One zniewalają, a błyskotek masz przecież pod dostatkiem – pozwoliła sobie na personalną uwagę, wskazując dłonią na wypełnione po brzegi szkatułki i skrzynki, znajdujące się w salonie.
Wiedziała, że lady Shacklebolt była już w jak najbardziej odpowiednim wieku do zamążpójścia, a jej ród na pewno zamierzał maczać w tym palce, czym innym było jednak małżeństwo, a czym innym zakochanie. Zafrina na pewno była w stanie wychwycić tę subtelną różnicę.
Komplement odnośnie nazwiska przyjęła z uśmiechem zakwitającym na ustach; cieszyła się za każdym razem, gdy ktoś doceniał tę kosmetyczną niemalże zmianę. Od niedawna mogła pracować już tylko na własny rachunek i chociaż nazwisko Goyle było równie znane, co wcześniejsze, noszone po mężu, tym razem czarownica robiła wszystko, by na nie zasłużyć. Nie miała wątpliwości, że Zafrinie chodzi nie tylko o drobną zmianę w dokumentach, ale i wszystko, co do niej doprowadziło – nie musiała mówić tego na głos, ale pozbycie się Cedrica naprawdę sprawiło, że odżyła i skoro zauważali to postronni, wcześniej naprawdę musiała wyglądać na stłamszoną. Nigdy więcej.
Podczas, gdy lady Shacklebolt przeglądała szkatuły i szukała czegoś dla siebie, Caley pozwoliła sobie na śmiałość i sięgnęła do barku, po czym do dwóch kryształowych kieliszków nalała czerwonego wina. Skrzacia robota, nic oszałamiająco drogiego, lecz zdecydowanie pieszczącego podniebienie; jedno z naczyń podała swojemu gościowi, drugie chwyciła za nóżkę i upiła minimalny łyk na dobry początek.
Widziała, że ciemnowłosa kobieta skupiła na czymś swoją uwagę, coś wpadło jej w oko, tym bardziej wiec ucieszyła się z tej wizyty. Nie komentowała jednak jeszcze wyboru, miały wszakże przed sobą cały wieczór oraz opcjonalnie noc, a na dodatek niejedna błyskotka mogła nadawać się do zaklęcia – skoro nic ich nie ograniczało, podejmowanie ostatecznych decyzji można było odłożyć na później.
- Czuję się jak nowonarodzona – odparła zgodnie z prawdą, jednocześnie odpowiadając na gest i ściskając lekko dłoń drugiej czarownicy. Naprawdę niezwykle doceniała to, że potrafiły porozumieć się bez słowa – Nasłuchałam się kondolencji, ale o dziwo nawet połowa z nich nie była szczera, zupełnie jakby ludzie wiedzieli, że bez Cedrica poradzę sobie zdecydowanie lepiej – wyznała nieskromnie, nie zamierzając ukrywać przed bliską osobą prawdy na temat swoich odczuć odnośnie wdowieństwa. Wreszcie była szczęśliwa i być może naprawdę promieniała – Ale zakochanie nigdy nikomu nie służy, tylko niepotrzebnie zaślepia i utrudnia osąd. Nie zakochuj się, Zafrino, nawet gdyby podarowano Ci najpiękniejszy z pierścieni. One zniewalają, a błyskotek masz przecież pod dostatkiem – pozwoliła sobie na personalną uwagę, wskazując dłonią na wypełnione po brzegi szkatułki i skrzynki, znajdujące się w salonie.
Wiedziała, że lady Shacklebolt była już w jak najbardziej odpowiednim wieku do zamążpójścia, a jej ród na pewno zamierzał maczać w tym palce, czym innym było jednak małżeństwo, a czym innym zakochanie. Zafrina na pewno była w stanie wychwycić tę subtelną różnicę.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Salon
Szybka odpowiedź