Wydarzenia


Ekipa forum
Palarnia
AutorWiadomość
Palarnia [odnośnik]13.01.19 21:46

Palarnia

Mieszcząca się w północnej części posiadłości palarnia jest miejscem o wnętrzu nieco surowszym, niż pozostałe części dworu: brak tutaj dywanów, futer, a krzesła, choć eleganckie, nie są tak miękkie jak w wystawnych salonach, wrażenie to przecina jedynie ogień trzeszczący wewnątrz kominka. Błękitne ściany zdobią malunki, liczne lustra dają wrażenie przestronności, a porozstawiane pod ścianami i pomiędzy wysokimi stolikami krzesła zdają się być przygotowane na spotkania w liczniejszym gronie. Stoły zdobią wyjątkowe grawerowane w róże popielnice wykonane ze złota topionego smoczym ogniem.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Palarnia Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Palarnia [odnośnik]13.01.19 23:39
12.10.56 r.
Skłębiony gęsty dym unosił się w górę, rozmywając rozciągające się naprzeciw niego malowidło we mgle; leniwie strzepnął papierosa w popielnicę, odchylając głowę w tył, o oparcie krzesła i zamknął skierowane ku sufitowi oczy, wyciszając myśli. Choć odnalazł się w swojej roli z łatwością, z wolna zaczynał dostrzegać, jak wiele zaczynało też ciążyć na nim obowiązków. To na niego spadła kwestia zamążpójścia wszystkich trzech Rosierówien, to on kontrolował finanse, to on odpowiadał za dobre imię rodu, to on odpowiadał na wezwania przyjaciół i wreszcie to on dbał o poprawne relacje z pokątnymi kontaktami. Choć miał tego przedsmak zajmując się rezerwatem, nie sądził nigdy, że w tempie tak szybkim obciążą go wszystkie obowiązki głowy rodziny. Dobrze jednak wiedział, że nie był w tym sam: Rosierowie byli jednym różanym krzewem, którego silne gałęzie rozrastały się na więcej niż jedną stronę. Drugą był bowiem on: Lorcan. Wezwał go zza granicy ostatecznie, składając prośbę, której tak naprawdę nie mógł odmówić - choć cieszył się, że nie próbował zmuszać go do ostateczności. Najistotniejsze role przechodziły w ręce młodych, Tristan potrzebował jego wsparcia, jego pomocy i wreszcie po prostu jego osoby. Jego działań. Jego bliskości. To koniec, dalekie podróże mogły być jego pasją, ale dziś - oboje musieli pojąć wagę swoich obowiązków, swojej pozycji i swojej krwi. Był jego najbliższym męskim krewnym w ich pokoleniu, musiał mu pomóc. I nie tylko jemu - musiał poprowadzić wreszcie wojnę, która była też jego wojną.
Koncentrował myśli, nie ruszał się wcale, za wyjątkiem dłoni, która kursowała z papierosem od popielnicy do ust, tylko w ten sposób zdradzając objawy życia - zamknięte oczy nie ogniskowały spojrzenia na niczym, skupiając się jedynie na niespokojnych myślach, tocząc z góry przegraną walkę o ostateczne odseparowanie się od nich. Szata wydawała się elegantsza niż zwykle - bo choć dotąd o strój dbał, to nosił się też stosownie do swojej pozycji. Ta uległa zmianie - na rękawach czarnej szaty pojawiły się subtelne złote zdobienia, biel fularu rozjaśniała, a dłoń przyozdobił nestorski sygnet z rubinem. Zdejmował go tylko na noc - był zbyt ciężki, by spać z nim wygodnie.
Lorcan już przybył do Dover, ale jeszcze nie miał przyjemności się z nim spotkać - czas powitań miał w końcu nadejść; kazał mu przekazać, że będzie tu na niego czekać i czekał cierpliwie, rad z pochwyconej chwili samotności. Nie od razu też otworzył oczy, kiedy usłyszał skrzypienie drzwi, jeszcze przez chwilę trwając w tym słodkim bezruchu - dopiero słysząc jego kroki upewnił się co do jego tożsamości. Poznał go i bez oczu, krok każdego domownika miał swoje własne znaki szczególne. Inny rytm, takt, ciężar. Lorcan bywał w Chateau Rose rzadko, ale jego chód był znacznie prostszy do rozpoznania, niż rozróżnienie Fantine, Melisande i Darcy. I wreszcie - miało się to zmienić. Nie czuł się dobrze z uwiązaniem kuzyna, wiedząc, że ten wolał wolność - ale nadszedł czas, w którym ja chcę musiało ustąpić ważniejszemu i właściwszemu ja muszę.
- Lorcan - Leniwie jak rozespany kocur otworzył oczy, kiedy ten znalazł się dostatecznie blisko; od niechcenia wstał, by uściskiem powitać ciotecznego brata - i wskazać pobliskie krzesło, podsuwając także srebrną papierośnicę, która spoczywała na stoliku. - Jak minęła podróż? - Kiedy się ostatnio widzieliśmy - i jak wiele zmieniło się przez ten czas? Jesteś wciąż tym, kogo pamiętam, czy jesteś już kimś innym?



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Palarnia 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Palarnia [odnośnik]14.01.19 0:57
Jego kroki niosły się stłumionym echem po bocznym korytarzu, gdy kroczył pewnie w kierunku palarni gdzie - jak mu powiedziano - Tristan miał już na niego czekać. Rodzinne Château Rose napierało nań ze wszystkich stron, wodząc go na pokuszenie każdym dźwiękiem, zapachem czy obrazem; miał ochotę przystanąć na chwilę i po prostu chłonąć je wszystkie, ale mimo to nie zboczył z trasy... Ani razu nawet nie obejrzał się przez ramię. Wiedział doskonale, że nacieszyć się domem jeszcze znajdzie czas, a to, po co przybył po prostu nie mogło dłużej czekać. Obowiązków nie można było odkładać na bok w nieskończoność, choć w swoim zdawkowym (podsycanym wizją nieograniczonych horyzontów) egoizmie niejednokrotnie już przecież próbował.
Skłamałby, gdyby powiedział, że wezwanie kuzyna choć trochę go zaskoczyło. Wyczekiwał go w końcu na długo przed otrzymaniem listu i prawdę powiedziawszy dziwił się, że ten nie zmusił go do porzucenia wyprawy już przy okazji poprzedniej wizyty w Dover. Niemniej jednak był po stokroć wdzięczny Trisowi za jego cierpliwość i powściągliwość, za którą teraz mógł mu się należcie odwdzięczyć. Dawno temu zawarli przecież umowę, której warunków Lorcan miał zamiar dotrzymać bez względu na własne widzimisię, ponieważ poza wdzięcznością - jako nestorowi rodu - był mu przecież winien także posłuszeństwo. Jeśli Tristan Rosier był w ich rodzicie królem, on był jego pierwszym generałem i gotów był stanąć u jego boku w nadchodzącej bitwie.
Na widok leniwie rozpartej na krześle sylwetki ciotecznego brata, kącik ust młodszego dziedzica mimowolnie powędrował ku górze, wykrzywiając w ten sposób jego wargi w nikłym, choć wystarczająco wyraźnym uśmieszku. Nim ostatecznie pokonał dzielącą ich odległość, nie omieszkał także zlustrować uważnie oficjalnego stroju towarzysza, który kontrastował boleśnie z jego własnym, skórzanym odzieniem (nie zdążył się jeszcze przebrać) i kryjącą się pod nim lnianą, wypłowiałą już znacznie koszulą.
Tristan — odpowiedział, szczędząc przy tym zarówno jemu, jak i sobie niepotrzebnych słów. W ich przypadku skinienie głową i solidny uścisk powinny były zastąpić wylewne powitania, zarezerwowane dla żeńskiej części rodziny. Mimo to Lorc zdobył się jeszcze na równie wymowne klepnięcie w ramię, nim przyjął zaproszenie kuzyna i przysiadł na bliźniaczym krześle.
Po krótkiej chwili namysłu przyjął także oferowanego papierosa i ustawiając go w pionie, filtrem ku dołowi, z należytą ostrożnością stuknął nim w stolik. Dopiero wtedy wsunął używkę między wargi i poklepał się pośpiesznie po kieszeniach spodni, a potem tuniki w poszukiwaniu zapalniczki. Nie znalazł jej, więc tylko westchnął z rezygnacją i ostatecznie sięgnął po tę tristanową.
Droga do domu zawsze jest najkrótsza — odparł w końcu, zaraz po tym, jak zaciągnął się dymem. Nie dookreślił co dokładnie miał na myśli, zerkając jedynie na Trisa porozumiewawczo, nim wypuścił spomiędzy spierzchniętych warg kolejną, szarą chmurę trującego gazu. — Dobrze wyglądasz, władza chyba ci służy...
Gość
Anonymous
Gość
Re: Palarnia [odnośnik]24.01.19 1:59
Po powitaniach opadł ponownie na krzesło, ciężko, jakby grawitacja ciążyła mu mocniej niż zwykle, przez chwilę w melancholii wpatrując się w biel sufitu, w myślach ważąc wypowiedziane przez kuzyna słowa. Zaciągnął się nikotyną, chwilę później niedbale otrzepując popiół o zdobioną popielnicę.
- Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego? - odparł, wyglądając na szczerze zafrapowanego tą myślą; w istocie był. - Podróż ku celu dłuży się niezmiernie, bo oczekiwanie i wizja zagubionego smoka zdanego na łaskę natury pobudzają wyobraźnię; oczekiwanie na starcie z nim, oko w oko, na próbę sił, pobudza wrzenie krwi. Powrót przemija w mgnieniu oka, choć przecież konfrontacja z bestią w rezerwacie wcale nie jest mniej pasjonująca. Chodzi o znużenie lub lęk, że poczynione założenia nie okażą się trafne. Droga do domu mija szybko wtedy, kiedy nie jest przyjemna. - Nie spojrzał na Lorcana, nie chciał widzieć reakcji jego twarzy na jego słowa. Wciąż - patrzył w sufit. - Złapałem smoka - dodał mimochodem, jakby właśnie przypomniał sobie o nieprzyszytym guziku w szacie. - Kiedy cię nie było - Choć nowina na pozór nie niosła za sobą nic nadzwyczajnego, dbał o rezerwat i dotąd nie zrezygnował z uczestniczenia w wyprawach, choć bywał na nich rzadziej niż niegdyś; złapał znacznie więcej niż jednego smoka. Ale tylko jeden  - naprawdę miał znaczenie. Naturalnie, nie złapał go sam, ale przewodził wyprawą i czuł się za sukces osobiście odpowiedzialny. - Wyspiarkę rybojadkę - Nie wiedział, czy Lorcan słyszał o wymarłym gatunku - już od dawna smoków tej rodziny nie widziano ani na wyspach ani nigdzie indziej na świecie. Przebudziła ja anomalia. - Sam zobaczysz - Tak naprawdę nie o tym chciał dzisiaj rozmawiać; Lorcan nie miał jeszcze okazji stanąć u progu rezerwatu, ale niebawem miało się to bez wątpienia zmienić - opowieści nie oddadzą ani piękna ani siły tego wyjątkowego stworzenia.
- Tak - mruknął zdawkowo w odpowiedzi na drugą jego uwagę, nie poświęcając jej głębszej refleksji; odnalazł się w swojej roli szybko, choć byłby głupcem, gdyby nie zdawał sobie sprawy z ciężaru powierzonych mu obowiązków. - Wiedziałeś, że w 1812 roku Bevierowie zaciągnęli u nas dług wartości dwudziestu tysięcy galeonów? Dziś znów proszą o pieniądze. - Francuskie nazwisko obiło mu się kilka razy na lekcjach historii, ponoć przybyli do Anglii razem z nimi, osiedli na ich ziemiach i służyli im latami - osobiście żadnego z nich nie znał. - Jeśli wyliczyć odsetki za sto czterdzieści lat, wyjdzie niemal podwojona kwota. Pytanie - czy łaskawość może popłacić, a wzmocnienie sojusznika przynieść profity w nadchodzącej wojnie - Wojnie, Lorcan, dobrze usłyszałeś - czy może ważniejsze jest wzmocnienie własnego skarbca, kiedy niepewne czasy stawiają pod znakiem zapytania naszą przyszłość - Nikt go na to nie przygotował. Nieprawda, przygotowywał się całe życie: ale nigdy sądząc, że dzień zmian nadejdzie tak prędko; gdyby wiedział, przygotowywałby się nieco pilniej. Mimo to, nie było w nim wahania. Gwałtownie wyprostował głowę, odejmując wzrok z sufitu i przenosząc go na twarz towarzysza, wciąż nie bez zamyślenia, prostując swoją sylwetkę na miękkim krześle.
- Potrzebuję cię - oświadczył, wpatrując się w jego oczy  - bez emocji - tu i teraz - na jutro i na zawsze - Nieistniejące Ministerstwo Magii w sierpniu ogłosiło stan  wojenny, dwa dni temu dokonaliśmy zamachu stanu i posadziliśmy na czele Ministerstwa swojego człowieka - rzeczą oczywistą było, że mówił o rycerzach walpurgii - To jak rzucenie rękawicy rozwścieczonej małpie. Zwolennicy dawnego ministra wezmą odwet - kwestia czasu, niczego więcej. A my z tej zawieruszy musimy wyjść zwycięsko, silniejsi i mądrzejsi. Na wiecu poparliśmy Czarnego Pana – będziemy za niego walczyć. Jest nas tylko dwoje, Lorcan, musisz stanąć do tej walki razem ze mną.  - Patrzył na niego wciąż - z powagą należną tej chwili. Nie prosiłby go o powrót, gdyby to nie było naprawdę ważne. - To już nie jest zabawa; zabawa się skończyła, a przyszłość leży wyłącznie w naszych rękach. I jeśli ta przyszłość ma zostać zbudowana na rzekach spływających mugolską krwią – zadbamy o to, by nurt w tych rzekach był silny.   - Tylko tak zachowamy nasze dziedzictwo. Tylko tak zadbamy o naszą potęgę. Tylko tak zwyciężymy tę wojnę, a nie zostaniemy zwyciężeni.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Palarnia 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Palarnia [odnośnik]28.01.19 17:26
Już samo to pytanie mimowolnie wzmogło w nim czujność, jak gdyby miało się za nim kryć jakieś inne, o wiele bardziej podchwytliwe. Dlatego też wysłuchał uważnie reszty wypowiedzi kuzyna nim zdecydował się głośno wysunąć jakieś własne wnioski. Istotnie, wyczuł w tych paru zdaniach pewien przytyk pod swoim adresem, ale jedyną reakcją, na jaką było go w tym momencie stać, było nieco mocniejsze zaciśnięcie palców na papierosie. Przerabiali ten temat nie raz i nie dwa, więc doskonale wiedział, co Tristan w ten sposób sugerował.
Jakoś nie przyszło mi wcześniej do głowy, żeby spojrzeć na to w ten sposób — przyznał zgodnie z prawdą, przewieszając łokieć wolnej dłoni przez oparcie krzesła. On sam nie miał problemu z obserwowaniem reakcji starszego Rosiera, nawet jeśli jego mimika miałaby zdradzać rozczarowanie czy niezadowolenie. — Jest w tym zapewne jakaś słuszność, ale nie będzie przesadą jeśli powiem, że tęsknota za domem też odegrała w tym sporą rolę — oznajmił, nie dając się wpędzić w poczucie winy i nachylił się w kierunku stolika, by zrzucić popiół do popielniczki. Następna nowina sprawiła, że zamarł w połowie drogi. Niewiele brakowało, by zabrudził lśniący parkiet, ale w ostatniej chwili otrząsnął się i zdołał wyciągnąć dłoń wystarczająco daleko, by na czas zaradzić niedoszłej tragedii.
Kąciki jego ust rozciągnęły się tym razem w dość szerokim uśmiechu. W jego, jak dotąd, niewzruszonych oczach zamajaczyły wesołe ogniki dumy, których nie sposób było ukryć. Każdy sukces Tristana i każda kolejna zdobycz dla rezerwatu napełniała go autentycznym zadowoleniem.
Coś mi się obiło o uszy, dobrze wiedzieć, że tym razem kryła się w plotkach choć odrobina prawdy — przyznał po chwili i klepnął kuzyna w ramię, w wyrazie uznania. Słysząc nazwę smoka, Lorc zagwizdał głośno, a potem roześmiał się z lekkim niedowierzaniem. Nie było w tym chyba nic dziwnego, że pomiędzy radość i zadowolenie wkradła się odrobina zazdrości. — Dobra robota, nie mogę się doczekać — zapewnił kuzyna i zaciągnął się dymem.
Na jakimś poziomie podświadomości przeczuwał, że te dobre, przyjemne wieści zbliżają się ku końcowi. Na tę drugą, gorszą część przygotowywał się całą drogę. Zmarszczył jednak brwi, nie spodziewając się wzmianki o zadłużonej u nich rodzinie.
Nie wiedziałem — przyznał, ostrożnie poprawiając pozycję, by przypadkiem nie przypalić tuniki papierosem. Choć na ogół młodszy Rosier zdawał się nie przejmować kwestiami finansowymi, ta informacja zdawała się szczerze go interesować. — Czy którykolwiek z tych Bevierów, kiedykolwiek wcześniej w ogóle przekroczył próg tego domu? — zapytał, zastanawiając się nad zadanym przez Tristana pytaniem. Wzmianką o wojnie nie przejął się niemal w ogóle - o dziwo - będąc już do niej przyzwyczajony. Tak mu się przynajmniej wydawało. — Czy mamy jakąś gwarancję, że po udzieleniu im tej pożyczki faktycznie nas poprą? Jesteś gotów tak ryzykować? — uniósł sugestywnie brew i podniósł się do pionu tylko po to, by obrócić krzesło oparciem do kuzyna i usiąść na nim okrakiem. — To znaczy... Co my w ogóle o nich wiemy? Czy są słowni? Czy dotrzymują umów? Od stu czterdziestu lat są nam winni pieniądze, a my potrzebowalibyśmy ich wsparcia teraz — zauważył. — Mamy już sojuszników, których możemy być pewni. Nie możemy pozwolić sobie na takich, którzy mogliby nam w kluczowej chwili wbić sztylet w plecy — dodał, krzywiąc się przy tym nieznacznie.
Podchwycił spojrzenie Tristana bez cienia wahania i wysłuchał go uważnie. O tym wszystkim wiedział już co prawda wcześniej, ale dziwnie było słuchać takich nowin z ust Rosiera, który brał bezpośredni udział we wspomnianych wydarzeniach.
O mnie nie musisz się martwić... Wezwałeś mnie i przyjechałem. Oczekujesz ode mnie wsparcia i dostaniesz je — zapewnił na spokojnie, zaraz zaciągając się dymem. — Staniesz do walki, a ja stanę do niej razem z tobą, ale nie dlatego, że wydasz mi rozkaz — mruknął, wspierając oba łokcie na drewnianej ramie. Obserwował kuzyna z bladym uśmiechem, błąkającym się na ustach. — Stanę do walki dobrowolnie, bo wierzę, że razem możemy wygrać.
Na lepszą deklarację Tristan nie miał co liczyć, Lorcan mówił po prostu szczerze. W jego przypadku piękne słowa były po prostu zbędne.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Palarnia [odnośnik]29.01.19 1:54
Wypuszczony kłąb dymu unosił się nad nim jak leniwie wznoszący się ku niebu smok, ciężko, ale z gracją, ale w przeciwieństwie do tych pięknych gadów - również z pewną ulotnością.
- Nie? - W jego głosie nie pobrzmiewało powątpiewanie, ale nie było to również pytanie, na które oczekiwał odpowiedzi; było w nim wahanie podszyte nie pretensją, a zrozumieniem, bo kiedy był młodszy, kiedy był jeszcze zbuntowanym dzieckiem, sam zrzucał kajdany konwenansów na okrągło nakładane mu przez rodzinę. Ledwie pamiętał tamtego siebie, ale pamiętał i nie zapomni nigdy, choć dorosłość nadeszła szybciej, niż był na to gotów i znacznie szybciej, niż tego chciał. Ale Lorcan przecież też już od dawna nie był dzieckiem - być może w jego słowach kryło się coś innego niż to, co potrafił rozszyfrować podług własnego czucia. - Tęsknota - powtórzył za nim bezwiednie. Tu było ich miejsce, ich kobiety, ich rodzina, ich dziedzictwo, od setek lat mieszkali w Chateau Rose i musieli chronić wszystkiego, co prezentował sobą ten dwór. Musieli, od małego, od zawsze, dlaczego brzmienie tych słów było tak dziwne? W ich życiu nigdy nie było miejsca na wybór - ale to niska cena za błękitną krew w żyłach. - Widziałeś się już z Darcy? - porzucił temat, rezygnując z prób przekonania kuzyna, że prawdziwa tęsknota nie mogła mieć tutaj miejsca. - Oszaleje z radości, jak cię zobaczy - choć zapewne podejmie grę, która będzie miała na celu umyślnie nieudolne zamaskowanie jej bezbrzeżnej radości. Darcy była skomplikowaną kobietą, ale oboje znali ją dobrze. Od śmierci jego ojca w Dover trudno było o szczery uśmiech. Skinął lekko głową, przyjmując gratulacje. W zamyśleniu zastanawiał się nad jego dalszymi słowy, na pierwsze z pytań nie znając wszak odpowiedzi. Czy kiedykolwiek ci ludzie byli w ich domu?
- Może - Nie poznał żadnego z nich - ale to jeszcze nic nie znaczyło. - Nie wiem - Może powinien zapytać wuja. - Prawdopodobnie - Jeśli zaciągnęli pożyczkę, musieli gdzieś się z nim spotkać. Być może nie tutaj, być może gdzieś indziej, ale tutaj faktycznie wydawało się najlepszym miejscem. - Gwarancję możemy dostać najwyżej na nową miotłę - westchnął, z niezadowoleniem, gdyby sprawa była jaśniejsza, można by ją był rozwiązać prościej: bez zbędnego ryzyka. Ale on nie był już dzieckiem i zdążył się nauczyć, że życie składało się z wyborów pomiędzy złym a gorszym. - Ale zawsze byli nam wierni, a wujem coś musiało wcześniej kierować, skoro udzielił im pożyczki wtedy. - Spojrzał na niego bez przekonania, szukając potwierdzenia lub negacji wypowiedzianych słów. Oczywiście, że nie był gotów. Ale na pewne rzeczy pewnie nie dało się przygotować. Lorcan miał rację, mieli swoich sojuszników, ale relacje między wielkimi rodami zmieniały się jak w kalejdoskopie - wydawały mu się mniej stałe, niż relacje z mniejszymi płotkami, które jednocześnie dłużej potrafią trzymać w sobie wdzięczność. Lorcan miał też rację, przestrzegając przez zdradą - powinni się jej wystrzegać. Ale... -  Skąd wiadomo, kto trzyma nóż? Kiedy ktoś wbija je w plecy to nie ktoś, na kogo uważasz i masz na oku przez wzgląd na trudne relacje a ktoś, co do czyjej lojalności nie miałbyś wątpliwości. Dasz wiarę, że jeden z Lestrangów, Flavien, pouczał niedawno Melisande o jej powinnościach jako damy? Pouczał - moją siostrę - o tym, co jest dla niej adekwatne. Stwierdzając przy tym, że smokologia nie jest odpowiednim zajęciem dla córki Rosierów. - Nie potrafił pogodzić się z potwarzą rzuconą przez zaprzyjaźniony ród. Nie wtrącał się nigdy w wychowanie wyspy syren i byłoby absurdem, gdyby spróbował to zrobić. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że właściwie zmienił temat. - Bevierowie raczej nas nie zdradzą, okazaliśmy im sporo dobroci, nie ściągając należnego nam długu przez tyle lat. Pytanie, czy okażą się dość silni, by to wsparcie faktycznie okazać. Jedno z nich jest sędzią Wizengamotu, ale to cały czas tylko jeden czarodziej. Jednocześnie, są chwile, w których to jeden głos przeważa szalę... - Z łatwością wynajdywał argumenty w obie strony, które przecież jedynie oddalały go od rozwiązania dylematu. Myślał zbyt dużo - dlaczego?
Mówił też za dużo - ale to akurat lubił.
Obserwował jego twarz, mimikę, gesty, kiedy powziął najistotniejszą z rozmów, nieco się uspokajając: wszystko wskazywało na to, że Lorcan faktycznie nie chciał i nie zamierzał kolejny raz uciekać. Ufał mu, wierzył jego słowom, bo był mu bratem. Skinął głową, z powagą, w opozycji do niego - bez uśmiechu - nadto zafrasowany powagą sytuacji.
- Dobrze mieć cię po swojej stronie - stwierdził w końcu - nawet jeśli wciąż wierzysz, że masz wybór - dodał mimochodem, raczej z goryczą niż złośliwością. Może nie musiał wierzyć. Może on - miał do niego prawo. Ale od urodzenia, przez ćwierćwiecze aż do dziś: nikt nigdy nie pytał ich, czy zamierzają przejąć schedę Rosierów. Nikt nie zapytał go, czy chce być nestorem. Nikt nie zapytał go, czy jest gotów na śmierć własnego ojca. Ich życie zostało zapisane w gwiazdach, ułożone najpóźniej nad kołyską, im zostało jedynie dopracowywać mało istotne detale, by jak najlepiej odegrać swoją z góry narzuconą rolę.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Palarnia 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Palarnia [odnośnik]30.03.19 10:55
- Prymulko? - imię skrzatki, wypowiedziane pytającym tonem, rzucone zostało w pustą przestrzeń, nie było jej obok, serce Fantine nie zabiło jednak trzy razy, a głośny trzask oznajmił pojawienie się wiernego sługi; stworzenie skłoniło się przed nią usłużnie, uniosło spojrzenie wielkich, szklanych oczu, czekając na polecenie. Nie miała jednak dla niej zadania, a pytanie. - Czy wiesz, gdzie jest mój brat, a przede wszystkim czy jest zajęty.
Zaledwie ubiegłej nocy przekazał im wieści - dla nich radosne i dobre, przepełniające lady Cedrinę i jej córki dumą - o przekazaniu mu przez wuja Lowella pierścienia, a zarazem władzy nad ich rodziną, nad Chateau Rose i całym dziedzictwem. Do Sali Harmonii podążała senna, zmęczona, kiedy jednak powróciła do własnych komnat, niemal do świtu nie potrafiła zmrużyć oka, a słowa Tristana odbijały się echem w jej głowie.
Czy podjął już pierwsze kroki, aby wdrożyć się w pełnienie obowiązków, dotychczas ciążących na barkach wuja, czy potrzebował czasu, by to przemyśleć, aby poukładać myśli we własnej głowie?
- Lord nestor rozmawia z lordem Lorcanem w palarni na piętrze, panienko - odpowiedziała skrzatka skłoniła się jeszcze niżej.
Na gładkim czole Fantine pojawiła się lekka zmarszczka zamyślenia; ich kuzyna zbyt długo nie było w kraju, z pewnością mieli sobie wiele do opowiedzenia i powiedzenia, zwłaszcza teraz, gdy Tristan stał się głową rodziny - nie powinna była i nie chciała im przeszkadzać, jednakże zegar tykał nieubłaganie, zbliżając ich wszystkich do bankietu w rezerwacie, podczas którego mieli gościć smokologów z dalekich krajów. Fantine od dłuższego już czasu angażowała się w organizację w podobnych wydarzeń, sprawowała nad nimi opiekę, jednakże w sprawie jednego z zaproszonych gości dopadły ją wątpliwości - a musiała przekazać informację pracownikom rezerwatu jak najprędzej.
Wspięła się po schodach prowadzących na piętro, przystanęła przed rzeźbionymi drzwiami prowadzącymi do palarni - prawie nigdy tu nie bywała, to komnaty zarezerwowane niemal wyłącznie dla mężczyzn - i wygładziła materiał bladoróżowej sukienki. Zapukała do drzwi lekko, dyskretnie, czekając na zaproszenie do środka ze strony Tristana, bądź kuzyna - i dopiero usłyszawszy męski głos pchnęła je i nieśmiało wślizgnęła się do środka.
- Wybaczcie mi, proszę, że przeszkadzam, czy mogłam Ci jednak zająć chwilę, Tristanie? To nie zajmie długo - zwróciła się starszego brata, splatając przed sobą dłonie.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Palarnia [odnośnik]08.04.19 0:05
Powitanie Lorcana w Chateu Rose miało nie tylko charakter rozrywkowy; choć Tristan naprawdę przepadał za swoim kuzynem i wyczekiwał jego powrotu jako powrotu przyjaciela, to odnalazłszy się w swojej nowej roli musiał brać pod uwagę znacznie więcej aspektów - a nade wszystkim to, w jaki sposób Lorcan zamierzał podejść do obowiązków, które spoczywały na jego barkach. Znał jego charakter, znał jego osobę - wiedział, jak mocno miłuje sobie wyimaginowaną wolność, wciąż wierząc w idee, dla których w życiu takich jak oni nie było wiele miejsca. Wybór był przywilejem ludzi prostych, oni urodzili się otoczeni zaszczytem - i przez ten zaszczyt do pewnych rzeczy zobowiązani. Szlachectwo zobowiązuje: do szlachetnego postępowania. Udział w walce o lepsze jutro, odpowiedzialność za rodzinę, nic z tego nie było wyborem jego młodszego brata - choć trudno było mu przyjąć to na swoje barki, musiał to zrobić; władzę w rodzinie przejmowało ich pokolenie - nie mogli dłużej udawać dzieci, nadszedł czas dorosnąć. Ich rozmowy jednak dobiegały końca, Lorcan został wprowadzony w obowiązki, część z nich została mu powierzona bezpośrednio. Nie wnikał w to, na ile był z tego zadowolony  - kwestia obowiązku nigdy nie stała obok przyjemności i choć jeszcze parę lat temu by się tego po sobie nie spodziewał, nadszedł czas odłożyć pragnienia na rzecz budowania przyszłości. Swojej, swoich dzieci. Przez półprzymknięte oczy wypuszczał z ust kłęby dymu, kiedy rozległo się pukanie - tak naprawdę już skończyli, a Lorcan akurat opuszczał palarnię, zamierzając zapoznać się z obowiązkami - zapewniwszy, że wszystko było dla niego jasne, powstał, a w drzwiach minął jego siostrę, darząc ją odpowiednim powitaniem.
- Wejdź, Fantine - zaprosił ją, leniwie nie otwierając oczy - dopiero po chwili dostrzegł skąpany w dymie sufit upstrzony fantazyjnymi malunkami. Niechętnym ruchem dłoni przytknął papieros do popielnicy, gasząc ogarka i zwrócił spojrzenie ku siostrze. - Akurat skończyliśmy - dodał, nie wstając jednak z krzesła. - Coś się stało? - Dłoń nonszalancko zawisła nad popielnicą, drugą wsparł się na podłokietniku.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Palarnia 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Palarnia [odnośnik]23.04.19 18:21
Powietrze w palarni przesycone był ciężkim zapachem tytoniu, natychmiast zaczęło drażnić zmysły młodej damy; musiała do niego przywyknąć, po twarzy nie przemknął nawet cień niezadowolenia, poczuła jednak nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa na myśl, że woń ta przylgnie do skóry, włosów i eleganckiej sukienki, zabijając różano-jeżynowe perfumy. Nie przepadała za tradycyjnym tytoniem, jeśli decydowała się już na tę popularną używkę, to tak jak inne damy wybierała jedynie czarodziejskie papierosy o słodkich i owocowych zapachach i smakach, palone przez długą, elegancką lufkę.
Za pozwoleniem brata uczyniła jeszcze kilka kroków w głąb komnaty, a wychodzącego Lorcana pożegnała grzecznie, obdarzając kuzyna ciepłym uśmiechem. Nie miała jeszcze okazji, aby z nim porozmawiać po jego powrocie; przede wszystkim powinien był spędzić czas z Darcy, która zdawała się usychać z tęsknoty za bratem, zaraz po rozmowie z nowym nestorem rodziny. Miała nadzieję, że uda się wykraść krewniakowi kilka chwil dla siebie, miała sporo nowych obrazów, które pragnęła mu pokazać, nim zaprezentuje je przed szerszą publicznością.
- Och, nie, nic się nie stało - zaprzeczyła od razu, potrząsając lekko głowa; nic niepokojącego, nie przychodziła ze złymi wieściami, a jedynie kilkoma wątpliwościami, które pragnęła rozwiać czym prędzej, bo czas naglił, a uroczystość w rezerwacie zbliżało się nieubłaganie. - Chodzi o przyjęcie - wyjaśniła Fantine bez zbędnej zwłoki; od kilku dni mówiła wyłącznie o tym konkretnym, nietrudno było się więc domyślić, że chodzi właśnie o nie. - I naszych zagranicznych gości. Pana Noah Stewarta z Nowej Zelandii i Oleksandra Adamchuka. - Wybitny smokolog z drugiego końca świata, zajmujący się apolooki antypodzkimi oraz zarządca rezerwatu spiżobrzuchów ukraińskich ze wschodnich stron Europy odpowiedzieli na zaproszenie, być może skuszeni wieściami o odnalezieniu wyspiarki rybojadki. - Pytanie brzmi ile zechciałbyś poświęcić im czasu na chwilę rozmowy i w którym momencie? Chciałabym wszystko odpowiednio zaplanować - odezwała się nieśmiało; pragnęła, aby przyjęcie odbyło się zgodnie z wcześniej przygotowanym planem, by nie było tam miejsca na chaos i błędy - miało być perfekcyjnie.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Palarnia [odnośnik]02.05.19 1:46
Wtargnięcie Fantine było trochę jak powiew świeżego powietrza, atmosfera przy Lorcanie zdawała się być nieco duszna, ciążąca niedopowiedzianym zarzutem, prośbą, wiedział doskonale, że jego kuzyn umiłował sobie wolność, jednakowo wolność była z ich naturą sprzeczna: uosabiali czarodziejską tradycję, której musieli dać zadość, biorąc na swój karb wszelkie obowiązki od wieków sprawowanych przez rodzinę. Biorąc na swój karb odpowiedzialność. Nie tylko za siebie i za rodziną, ale i kierunek, w którym zmierzał dzisiaj świat - nadeszła wojna, a Rosierowie nie stali z założonymi rękoma. Jeśli jednak chciał wyprowadzić swój ród ku chwale, potrzebował więcej niż jednego krewnego gotowego przelać choćby własną krew, budując nowy wspaniały świat. Pozbawiony szlamu, sztucznej równości, fasady tego, jakoby był równy mugolakowi. Nie, jego krew nie miała błękitnego odcienia, dobrze o tym wiedział - przelał ją więcej niż jeden raz - ale symbolika błękitu sięgała znacznie głębiej, tam, gdzie oczy ignorantów sięgnąć nie były w stanie. Ale melodyjny głos siostry wytrącił go z tego zamyślenia. Wątpliwości nie miały znaczenia, czas pokaże tak zamiary, jak czyny, teraz był potrzebny tu i teraz.
Przyjęcie, powtórzył w myślach, naturalnie, że tak, wielki bal mający uświetnić niedawne odkrycia. Nie mógłby o nim zapomnieć nie tylko z tego względu, że było to wydarzenie mające rozsławić ich odkrycie i zapewnić publikacje w kolejnych księgach przynajmniej kilku znanych i szanowanych smokologów. Fantine naprawdę przejęła się rolą organizatorki, wracając do tematu dzień po dniu. I dobrze, w sytuacjach takich jak ta najmocniej liczyła się perfekcja.
- Doskonale - stwierdził, leniwie wstając z miejsca - w ślad za Lorcanem opuszczając palarnię, po drodze otaczając siostrę ramieniem; ręka ledwie musnęła jej plecy, kiedy zapraszał ją do wyjścia. Zapach tutaj nie był jej przyjemny. - Stewart niech spróbuje mnie złapać, przyjeżdża z daleka, powinien opowiedzieć o wyspiarce w swoim kraju - ale jego zasługi dla smokologii nie są tak wielkie, jak zwykł się przechwalać - stwierdził, kiedy drzwi za nimi trzasnęły - szedł z siostrą dalej, prowadząc ją przez korytarze posiadłości. - Co innego Adamchuk, mam nadzieję zawrzeć z nim stałą współpracę. Wyznacz po kwadrans bezpośrednio po prezentacji smoczycy i posadź go blisko podczas kolacji. - Do rzeczy musiał przejść niezobowiązującą pogawędką - Dobrze ci idzie, Fantine - pochwalił ją ostatnim słowem, gdy znikali w dalszych korytarzach posiadłości.

zt x2



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Palarnia 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Palarnia [odnośnik]10.06.20 22:51
2 czerwca 57'

przyszliśmy stąd

Trudne decyzje, skrupulatność w dążeniu do celu, a przede wszystkim sama potęga nie znały delikatności. Gdyby Ramsey wybrał inny kierunek i postawiłby na owianą perswazją rozmowę tudzież przyjacielskie zapewnienia Macnair nie byłby skory do ruszenia wskazaną drogą. Zakorzeniony indywidualizm kazałby mu odwrócić się na pięcie, być może w ostateczności odburknąć kiepski żart w ramach podziękowania za wskazówki i nadal robić swoje. Nie rozumiał potrzeby działania pod czyimś dyktandem, nie widział konieczności wykonywania rozkazów, które nie niosły za sobą żadnych prywatnych korzyści, podobnie jak nie czuł zobowiązań co do ideologicznej walki. Wszystko jednak momentalnie uległo zmianie; nigdy nie przypuszczałby, że jego sposób myślenia oraz podejście może tak szybko obrać nowe i właściwe tory. Był mu za to niezwykle wdzięczny, podobnie jak za wiarę w jego przydatność sprawie.
Rzucił Ramseyowi wymowne spojrzenie, po czym zaśmiał się kpiąco pod nosem. -Gdyby nie ich spaczone myślenie i działanie, to pewnie miałyby znacznie wyższe noty, ale myślę że na tą rozmowę przyjdzie jeszcze odpowiednia pora.- uniósł kącik ust powracając wzrokiem do plakatu, który przykuł uwagę towarzysza. -Wpadła Ci w oko?- spytał próbując odwieść jego myśli od tematu wiążącego go z Lucindą. Liczył, że dzisiejszego wieczora nie przyjdzie im o niej debatować, właściwie miał szczerą nadzieję, iż cała ta farsa umarła na dobre. Ich relacja została definitywnie zakończona w Zamglonej Dolinie i choć wspomnienia oraz trudne do opisania emocje pozostały, to wolał zachować je dla siebie. Nie wybrała właściwej drogi, ruszyła ramię w ramię z wrogiem i tym samym zmusiła go do stawiania jej na równi z nimi – byli niebezpieczni, burzyli ład oraz porządek okrywając czarodziejską społeczność hańbą, za co przyjdzie im zapłacić najwyższą cenę.
-Czasem też szczochem.- dodał wzruszając ramionami, kiedy Ramsey nie odpowiedział mu wprost na zadanie pytanie. Szatyn jednak zrozumiał aluzję i w myślach przyznał mu rację – uciekli obnażając swój strach oraz hipokryzję. Pomieszkiwali w norach, kanałach, lasach, a może i nawet londyńskich piwnicach czyhając na okazję do wyjścia na zewnątrz, kiedy rzekomo wszystko miałoby się skończyć. Złudna jednak była ich nadzieja, naiwne były plany i wiara, lecz już przywykli żyć w wykreowanej bujdzie.
Spojrzał na towarzysza nieco poważniejąc. Gdzie on do licha planował go zabrać? Jeden bal przeżył, drugiego szybko nie zamierzał. -Żartujesz sobie.- odburknął nim dostał proste instrukcje, co do kolejnego miejsca spotkania. Zaraz po tym jak Ramsey zmienił się we mgłę sam uczynił to samo i pognał tuż za nim w kierunku Dover.
Materializując się tuż pod progami wielkiej posiadłości, w której zapewne nawet składzik był większy jak jego mieszkanie, rozejrzał się nieznacznie na boki starając odnaleźć w pamięci to miejsce. Nie potrzebował wiele czasu, aby upewnić się, iż był tutaj po raz pierwszy, bowiem w końcu niewiele tak okazałych dworków przyszło mu odwiedzić. Nie zdając jednak zbędnych pytań ruszył za Mulciberem, który najwyraźniej nie żartował z kwestią zachowania dobrych manier.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend


Ostatnio zmieniony przez Drew Macnair dnia 21.11.20 15:08, w całości zmieniany 1 raz
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Palarnia [odnośnik]26.06.20 11:46
Przeniósł spojrzenie z plakatu na Macnaira i uśmiechnął się lekko, jednostronnie, ledwie powstrzymując się od wywrócenia oczami.
— Nie gustuję w blondynkach — mruknął smętnie, jakby z żalem i westchnięciem. Kąciki ust zadrżały mu jednak nieznacznie, kiedy na powrót spoglądał na Lucindę. Niczego sobie właściwie. Nawet te jasne kosmyki okalające jej twarz mu nie przeszkadzały w takim stopniu, jak fakt, że była zwyczajnie głupia. Nie lubił głupich kobiet. Ślepych, naiwnych, niezbyt bystrych. Nie znał jej, ale nie musiał, by wydać o niej taki osąd. Sam fakt, że przynależała do Zakonu Feniksa czynił ją taką. Marną, nędzną i niewartą jego uwagi. Stawiał na zwycięzców — przegrani nie mogli go zadowolić ani przez chwilę.
Droga do Chateau Rose minęła zaskakująco szybko. Minąwszy bramę wkroczyli na teren rodu, który był mu niegdyś wyjątkowo bliski. Wokół nich zaskakiwała bujna roślinność, z daleka połyskiwały kolorami zatrzymujące dech w piersiach różane ogrody. Ich zapach niósł się wiatrem aż tu, zaczarowane, czyniły to miejsce magicznym. Na jeden moment ten kwotowy aromat przeniósł go wiele lat wstecz, do przeszłości. Zdawało mu się, że słyszał ten dziecięcy śmiech gdzieś w oddali, ale nie odwrócił się, by upewnić, że to tylko mgliste wspomnienie. Pewnie parł do przodu, koncentrując swoje spojrzenie na wielkim dworze, który rozciągał się przed nimi.
— Skąd, jestem jak najbardziej poważny — odparł równie poważnie, zerkając tylko na towarzysza kątem oka. Oczywiście kłamał na temat sposobu, w jaki miał się zaprezentować na dworze. Sam nie pamiętał najbardziej podstawowych zasad, jakimi rządziło się takie miejsce. Ratował go jedynie chłodny spokój i oszczędność w wyrażaniu czegokolwiek. Nie mógł się jednak powstrzymać, by nie zobaczyć, jak Drew dyga w pałacu i stara się wywrzeć jak najlepsze wrażenie. Trzymanie go w niepewności, co do tego, kogo mieli dziś odwiedzić łechtało go przyjemnie. A może już wiedział? Podejrzewał?
Kiedy kołatka stuknęła w drzwi, otwarły się z cichym szelestem, a w progu stanęła służka.
— My do lorda nestora, nie byliśmy umówieni, lecz wierzę, że nas przyjmie — powitał ją z czarującym uśmiechem, wiedząc też, że został przez nią rozpoznany. Nie minęło tak wiele czasu, kiedy był tu po raz ostatni. Nie musieli więc czekać zbyt długo w holu. Dziewczyna poprowadziła ich eleganckimi korytarzami prosto do palarni, gdzie najprawdopodobniej, Tristan sam zlecił jej ich zaprowadzić. — Możesz mi zademonstrować, jak zamierzasz się przywitać? Nie chciałbym się za ciebie wstydzić — mruknął, wyciągając papierosa, ale nie odpalając go jeszcze — nie, póki nie przywitał ich jeszcze gospodarz. Wyczekujący wzrok posłał jednak w kierunku Drew, unosząc brwi.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Palarnia 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Palarnia [odnośnik]11.08.20 23:16
Wieść o gościach wieczorową porą wpierw nieco go zdumiała, a informacja o tym, że jednym z nich był Mulciber, dodatkowo go zmartwiła; nieczęsto zjawiał się bez zapowiedzi, pierwszą myślą, jaką podjął, były problemy gdzieś na linii frontu - niedawno skończył kolację, jeszcze nie zmienił odzienia, pozostając w eleganckiej czarodziejskiej szacie barwy nocnego nieba, przeszytej złotym haftem składającym się we wzory róż i smoków przy kołnierzu oraz rękawach; w pasie spinała ją bordowa szarfa. Broszę z herbem róży, która dotąd zawsze pozostawała nieodłącznym elementem jego stroju, zdobiła teraz kołyskę Evana - ciężki pierścień na jego ręce, obok złotej obrączki, wystarczająco podkreślał jego pozycję. Przeprosiwszy małżonkę zmienił bieg marszu z jadalni do swoich komnat ku palarni, do której kazał skierować nieoczekiwanych gości - a którym nie kazał czekać na siebie długo.
- Panowie - powitał ich krótkim słowem, skinąwszy głową; nawet nie miał okazji pomówić z Macnairem, odkąd ten przeszedł rycerską próbę - dobrze było go widzieć wśród najbardziej oddanych. Ich grono powinno rosnąć, grono tych, którzy dostąpili najwyższego zaszczytu. - Nieoczekiwana wizyta - pozwolił sobie zauważyć, choć przemknąwszy wzrokiem po ich twarzach nie zdołał dostrzec niczego niepokojącego; najpewniej niepotrzebnie zwrócił swoje obawy w najbardziej oczywistym kierunku. - Mniemam, że towarzyska? - wolał się jednak upewnić, nim uścisnął dłoń tak jednego, jak drugiego czarodzieja. Gestem zaprosił ich obu, samemu zajmując bardziej wysunięte krzesło, nonszalancko wyrzucając na stół srebrną papierośnicę wyjętą z kieszeni szaty.
- Prymulko - zawołał, choć wcale nie podniósł głosu; skrzatka mimo to objawiła się tuż przy nim, ze smutno klapniętymi uszami i szeroko otwartymi oczami wysłuchując rozkazów. - Przygotuj coś dla moich gości - rzucił krótko, nie precyzując słowa; nie musiał, skrzatka wkrótce zniknęła, a na stole pojawiły się trzy szklanki, butelka wyśmienitego Toujur Pour z pstrokatą żmiją zaklętą w środku i srebrny półmisek przystawek, owoców i francuskich serów z pociętymi świeżymi bagietkami, pachnącymi świeżym wypiekiem pomimo późnej pory.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Palarnia 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Palarnia [odnośnik]01.09.20 2:05
Zwykle nie opuszczała go pewność siebie, jednakże w podobnych miejscach nie do końca wiedział jak się zachować i tylko czysta obserwacja pozwalała mu przetrwać bez większych wpadek. Uprzejmości, odpowiedni dystans, dobrane słownictwo, tytułowanie nie szły z nim w parze, właściwie nie miał o nich zielonego pojęcia, dlatego podczas sylwestrowego balu skrył się w cieniu oczekując, aż pierwsi goście udadzą się do wyjścia, by sam mógł uczynić to samo. Był przekonany, że po krótkiej wymianie zdań przyjdzie stronie z wyższych sfer zrozumieć, iż z pewnością nie wychowywał się w bogatym dworze, więc postawił na pewnych rozmówców, których udało mu się wyszukać w tłumie.
Mulciber kłamał bez zająknięcia, zmiany wyrazu twarzy, czy nerwowych ruchów, w wyniku czego nawet szatyn miewał trudności ze złapaniem go na gorącym uczynku. Zwykle bez większego wysiłku potrafił odróżnić fałsz od prawdy, lecz towarzysz był na tyle wprawiony w „fachu”, że niejednokrotnie dawał się oszukać niczym małe dziecko. Uwaga związana z prawidłowym przywitaniem zabrzmiała z jego ust jak najbardziej poważnie, dlatego z każdą chwilą coraz bardziej wątpił w jej prześmiewczą naturę. Naprawdę miał się tak zachować?
-Zawsze jesteś i to jest największy problem- odburknął wyraźnie niezadowolony nie tylko z samej konieczności poprawnego zaprezentowania się, ale i miejsca spotkania, które zmuszało go do zastanawiania się nad równie błahymi aspektami. Nie prościej było rozsiąść się w Mantykorze? Nikt wtem nie musiałby trzymać kija w dupie.
Łypnął na służkę podobnie jak wcześniej na Ramseya – choć kobiecina była bogu ducha winna – i dopiero po chwili zreflektował się wymuszonym, grzecznym uśmiechem. Wspomnienie lorda nestora sprawiło, że ściągnął nieco brwi i ponownie obrócił głowę w kierunku Mulcibera z pytającym wyrazem twarzy. Pamiętał, że na spotkaniach Rycerzy Walpurgii łączono z tą rolą Edgara oraz Tristana, jednakże może wcale nie o nich chodziło? Mimo rodzących się pytań nie pokusił się o wypowiedzenie ich na głos.
Podążając bogato zdobionymi korytarzami zatrzymali się w końcu w palarni, gdzie z pewnością wkrótce miał ich przywitać gospodarz. -Powiedz, czy dobrze- mruknął, a następnie teatralnie ukłonił się kierując lewe przedramię za plecy – na wzór pokazu Ramseya – zaś prawą dłoń, zaciśniętą w pięść, uniósł na wysokość swej głowy, by finalnie pokazać towarzyszowi środkowy palec. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć usłyszał kroki, dlatego momentalnie wyprostował się kończąc robienie z siebie durnia – przynajmniej do teraz.
Mógł spodziewać się, że przyjdzie mu być gościem na dworze Tristana, jednakże gdzieś z tylu głowy odrzucał tę opcję. Wcześniej nie mieli sposobności rozmowy – rzecz jasna poza sprawami związanymi z Rycerzami – dlatego naszła go myśl, iż coś musiało się wydarzyć. Czyżby mieli dla niego zadanie? W końcu to oni byli najbliżej Czarnego Pana, co budziło w nim podziw i ogromny szacunek.
W pierwszym momencie zawahał się, czy aby rzeczywiście nie powinien wykonać wspomnianego gestu, jednakże kiedy Tristan uścisnął jego dłoń odpuścił sobie tę – jego zdaniem – błazenadę.
-Lordzie Rosier- odpowiedział w ramach przywitania, po czym ruszył za gospodarzem w kierunku krzeseł i zajął jedno z nich sięgając do wewnętrznej kieszeni czarnej szaty. Wysunąwszy paczkę Stibbonsów chwycił jednego papierosa między palce i odpalił go wędrując wzrokiem do skrzatki, która wyrosła jak spod ziemi. Nie odzywał się oczekując, aż Mulciber raczy przytoczyć powód niezapowiedzianej wizyty, bowiem tylko on znał właściwą odpowiedź.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Palarnia [odnośnik]14.09.20 9:56
Znał Drew na tyle, by wiedzieć, że uda mu się zasiać choćby na chwilę ziarno niepewności. Był ambitny, był profesjonalny i pomimo swojego niewybrednego poczucia humoru zależało mu — i potrafił to okazać — na pewnych personach i znajomościach. Wiedział więc, że otrzymawszy jasną instrukcje zrobi wszystko, by go nie zawieść i zachować się w szlacheckim towarzystwie jak należy, szczególnie, że nie był obyty w świecie wyższych sfer. Umyślnie też nie zdradził mu tożsamości czarodzieja, którego mieli odwiedzić, licząc, że potraktuje to jako sprawę najwyżej wagi. W gruncie rzeczy mniej chodziło o to, by Drew nastawił się na spotkanie na szczycie, a bardziej na to, by zabawić się jego kosztem, choćby przez krótką chwilę. Bez trudu zachowywał spokój i opanowane, choć rozbawienie rosło z każdą chwilą przyglądania się Macnairowi.
— Sugerujesz, że jestem za sztywny na twoje towarzystwo? A może za mało rozrywkowy? Chyba powinienem poczuć się urażony — naburmuszył się teatralnie, marszcząc przy tym brwi. — Tu masz... pogniecione — wskazał na brzeg jego kołnierzyka, krzywiąc się przy tym tak, jak zwyczajni ludzie krzywią na nieprzyjemny, a wręcz bolesny widok. Palcem zasugerował mu, już gdy byli w środku, że powinien coś z tym zrobić. Koniecznie. I najlepiej niezwłocznie. Szkóda by było, by i gospodarz zwrócił na to uwagę. Kiedy Drew postawił zaprezentować mu powitanie, obrócił się do niego przodem i splótł dłonie na piersi, krytycznie przyglądając się wyczynom Macnaira. Na widok środkowego palca przewrócił oczami, usta mu drgnęły już w uśmiechu, nie wytrzymał — Drew już wiedział, że to zasadzka.
— Masz coś z arystokraty — jęknął i westchnął, ożywiając się na widok przyjaciela. — Nestorze Rosier — powitał go ściskając wysuniętą lordowską dłoń. — Mam nadzieję, że wybaczysz nam to niespodziewane najście i że nie przerwaliśmy ci w niczym... istotnym, ale spacerowaliśmy w okolicach Dover, postanowiliśmy zajrzeć na minutkę bądź dwie, osobiście złożyć ci arcyważny raport z ulic Londynu.— Spojrzał na Drew, ponaglając go do zdania raportu i rozsiadł się w jednym z krzeseł. Poczęstował się papierosem — nie miał wątpliwości, że te palone przez Tristana są lepsze niż jego własne, nawet jeśli wyglądają identycznie. — Minęło sporo czasu, nie mieliśmy okazji pomówić od serca. Napić się, jak za dawnych czasów — sprecyzował cel wizyty i dłonią z tlącym się papierosem wskazał na Drew. — Przeszedł próbę — ale przecież Rosier doskonale już o tym wiedział. — Zaraz po tobie jest mi jak brat, można mu ufać — poręczył, mając na myśli nie tylko sprawy Rycerzy, to wszak było jasne, skoro stał się Śmierciożercą. Nie spodziewał się, aby Tristan zechciał komukolwiek po jakichkolwiek poręczeniach zdradzać sekrety, ale przecież nie w tym celu to mówił. To było spotkanie towarzyskie, w męskim gronie. Spojrzał na Drew, do Tristana nie musiał go przekonywać, chciał by tu z nim dziś przyszedł i nie było to bez znaczenia. — Jak miewa się Evandra? Twoje siostry? — spytał, wcale nie z grzeczności. — Ja napotkałem swoją. Nieoczekiwanie — mruknął i zaciągnął się papierosem.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Palarnia 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Palarnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach