Wydarzenia


Ekipa forum
Salon Maude
AutorWiadomość
Salon Maude [odnośnik]15.01.19 8:34

Salon Maude

Wyróżniające się kolorystyką i stylem pomieszczenie, nazwane na cześć cesarzowej Matyldy. Czy dla żartu, czy ze względu na rzeczywistą sympatię dla samozwańczej władczyni czasów Anarchii? Tego nikt już dokładnie nie pamięta. Mimo, że nie ma tu żadnych okien jest to jedno z najjaśniejszych pomieszczeń w całym zamku, rozświetlone nigdy nie dogaszającymi się świecami. Znajduje się tu kilka foteli, stolików z krzesłami, wszystko misternie zdobione, utrzymane w odcieniach szarości i złota. Naprzeciw wejścia widnieje duży obraz przedstawiający samą Matyldę.
W tym pomieszczeniu rzadko widuje się mężczyzn.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Maude Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon Maude [odnośnik]16.04.19 15:39
10 listopad

Od kilku miesięcy coraz częściej odwiedzała Shropshire, lecz zawsze w celach innych, niż dziesiąty listopada.
Przyznać musiała, że list, który otrzymała z początkiem lipca od nestora rodu Avery, był dla niej niezwykle przyjemnym zaskoczeniem. Mile połechtał jej ego fakt, iż ktoś taki nie tylko słyszał jej nazwisko, wiedział czym się zajmuje, ale i był pod wrażeniem jej umiejętności - i pragnął, by dla niego pracowała. Rookwood przyjęła tę ofertę bez chwili zawahania, wypierając myśl, że mogło mieć to związek z powiązaniami zmarłego Śmierciożercy z Rycerzami Walpurgii - nieistotne. Nabrała jeszcze większej pewności siebie. Początki proste nie były, nie spodziewała się nawet, że tak będzie, gdy wkroczy na teren ludzi, dla których prawo miało drugorzędne znaczenie.
W Shropshire bywała coraz częściej przez obowiązki związane ze służbą dla lorda Avery; spisywała się dobrze, wypełniała je należycie i wiązała swoją przyszłość z grupą jego łowców. Nie sądziła jednak, ze przyjdzie jej być gościem Ludlow Castle w innej roli, niż pracownik - jako gość nadobnej damy.
Skłamały mówiąc, że nigdy wcześniej nie odwiedziła dworu; w przeszłości kilkukrotnie miało to miejsce, nie za dnia jednak i nieoficjalnie. Kilka niezobowiązujących znajomości z mężczyznami noszącymi tytuł lorda na to pozwoliły, na tym jednak kończyły się związki Sigrun Rookwood z klasą wyższą. Skłamałaby mówiąc, że nie czuje się choćby lekko poddenerwowana. Odebrała należyte wychowanie, czasami jednak brakowało jej dobrych manier, a wynikało to z gwałtowności i impulsywności charakteru. Ciętego języka nad którym nie potrafiła zapanować. Czuła się dziwnie z myślą o spotkaniu z lady Elaine, głownie dlatego, że nie bardzo wiedziała jak powinna była się zachować; musiała zachować powagę i zadbać o odpowiednie wrażenie, jeśli nadal chciała pracować dla nestora jej rodziny - i wspiąć się wyżej, zasłużyć na jego uznanie.
Kilka kwadransów spędziła przed lustrem, nie bardzo wiedząc w co powinna się ubrać, bo z pewnością nie w spodnie (czy służba wyprosiłaby ją wówczas?). Dziękowała sobie w duchu, że z początkiem września złożyła zamówienie u Solene Baudelaire; uszyta przez nią ciemnozielona, prosta suknia z powłóczystą spódnicą i czarnymi, skórzanymi wstawkami wydawała się odpowiednia. Przeszkadzała nieco podczas lotu na miotle, ale ostatecznie udało jej się nad nią zapanować.
Krocząc korytarzami Ludlow Castle zastanawiała się ile w Elaine było czarownicy, którą zapamiętała z lat szkolnych? Nigdy nie miały ze sobą wiele wspólnego, pochodziły z innych światów, lecz zamiłowanie do quidditcha było ponad podziały - i doprowadziło do dzisiejszego zaproszenia.
Milczący skrzat poprowadził Rookwood do eleganckiego salonu, wyróżniającego się spośród innych pomieszczeń, które miała okazję tu dotąd zobaczyć - przez okna wpadało więcej światła, nie dominowały tu tak ciemne i ponure barwy. Salon Maude był pusty, skrzat oznajmił, że lady Elaine niebawem się pojawi.
Czy powinna była usiąść w jednym z miękkich foteli i na nią zaczekać, czy nie wypadało? Ostatecznie podeszła do wysokiej okiennicy, by spojrzeć na ogrody - szlachetne damy słynęły z dobrego wychowania, z pewnością pani Avery nie każe czekać na siebie zbyt długo.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Salon Maude [odnośnik]03.05.19 19:13
Zgodnie z oczekiwaniami lady Avery nie kazała na siebie długo czekać. Nie była to jedynie kwestia uprzejmości. Rzeczywiście wyczekiwała pojawienia się Rookwood. Mijały kolejne dni od szczytu w Stonehenge, a Elaine czuła się coraz bardziej, a zarazem coraz mniej chętnie, oddalona od rzeczywistości. Rutyna dnia codziennego stała w nieznośnie ostrym kontraście do wszystkiego, co działo się wewnątrz niej od kiedy tylko dowiedziała się co zaszło między przedstawicielami rodów szlachetnych, między członkami jej rodziny, z prasy – pierwszego źródła informacji, które do niej dotarły. Czy nie została poinformowana o tym wszystkim wcześniej ze względu na swoją wciąż jeszcze nieustabilizowaną pozycję w Ludlow i stosunkowo nowy status wdowy? Czy też ze względu na to, że znając jej niefortunne predyspozycje do ciężkiego odchorowywania tego rodzaju wiadomości bliscy chcieli w pierwszym odruchu oszczędzić jej szoku? To nie robiło jej różnicy. Pominięcie było upokarzające, a sam przebieg wydarzeń bolesny, ale i otrzeźwiający.
Wiatr zmian w Wielkiej Brytanii nie tylko zmienił kierunek. Przede wszystkim nabrał prędkości i nic nie wskazywało na to, by spokojniejsze dni miały nadejść w najbliższej przyszłości. A skoro tak, to cierpliwość i opanowanie umożliwiające dotychczasowe powodzenie mogły w nowej sytuacji okazać się niewystarczające, by pozwolić na przetrwanie. Trudno było jednak właściwie myśleć o tych rzeczach z  dużego dystansu. W pierwszym odruchu Elaine zapragnęła więc znaleźć się w samym centrum rzeczy, z powrotem w Ministerstwie. To jednak nie spotkało się jednak, mówiąc delikatnie, z entuzjazmem nestora. Nie miała w zwyczaju prosić się o cokolwiek, na to była dalece zbyt krnąbrna. Traktowana do pewnego stopnia z pobłażliwością przed ojca a później przez męża miała trudność w odnalezieniu adekwatnego sposobu radzenia sobie z rzeczywistą podległością. Tam, gdzie miała znaleźć więcej swobody, póki co znalazła jedynie więcej zdecydowania w stawianych jej ograniczeniach. Nowe szanse, oprócz nowych zagrożeń mogła jednak nieść jeszcze niepewna sytuacja społeczna. Elaine nietrudno było wyobrazić sobie, że tam, gdzie zaostrza się konflikt na jednej linii, konflikty na pozostałych tracą na wadze. Dopiero  przekazanie rzeczywistej władzy komuś z zewnątrz dotąd istniejących układów stanowiło jednak istotny precedens ilustrujący wagę zachodzących zmian. Jeśli on jeden, ze względu na swą siłę, mógł zdobyć aż tyle, był to bezwzględnie początek nowej ery. W niej odpowiednie urodzenie mogło być (ale czy jeszcze było?) konieczne, ale na pewno nie wystarczające. Znaczącymi graczami też nie byli więc ci, co kiedyś. Znacząca wiedza i umiejętności były inne, niż dotąd. Jeśli dotąd jej stereotypowo krukoński głód poszerzania własnej perspektywy mógł wydawać się kaprysem, teraz mógł okazać się bronią. W najgorszym wypadku wystarczającą jedynie w walce z utratą zmysłów.
- Pani Rookwood. - Dość dumna, by czuć się pewnie nawet w nieszczególnie sprzyjających okolicznościach była być może nieco bledsza niż zwykle ale, starannie przygotowana (od końców zaplecionych wysoko włosów po rąbek czarnej sukni), wyprostowana, ale wciąż na swój sposób swobodna w ruchu, prezentowała się w swojej ocenie wciąż dość dobrze. Pozwoliła sobie też na to, by zaciekawienie kobietą stojącą naprzeciw odbiło się na jej twarzy. W czasach szkolnych dzieliło je wiele, ale teraz właściwiej byłoby chyba określić przestrzeń między nimi przepaścią. A może były to jedynie pozory? W każdym razie, jeden most, choć mógł wydawać się znikomy na tle wszystkiego, co działo się wokół, łączył je przez te wszystkie lata wystarczająco, by pozwolić spotkanie. - Sigrun – ten zwrot miał już w sobie więcej z propozycji, niż powitania. Sparowana została ona niemal natychmiast z nieco łobuzerskim uśmiechem, przystającym może jeszcze do wieku Elaine, ale niezbyt do reszty jej jestestwa. A jednak był, zupełnie naturalnie, jej. - Wiwat Harpie?


It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Elaine Avery
Elaine Avery
Zawód : strażniczka pamięci
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
jestem z wieczoru,
który nie chce usnąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
in all chaos, there is calculation
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6750-elaine-avery#176175 https://www.morsmordre.net/t6767-appenine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t6766-skrytka-bankowa-nr-1694 https://www.morsmordre.net/t6765-e-avery
Re: Salon Maude [odnośnik]08.05.19 23:47
Ujrzawszy po raz pierwszy Ludlow Castle zdziwiła się lekko, choć sama siebie ganiła za tę reakcję; sława rodu Avery, których zawołanie brzmiało niech nienawidzą, byleby się bali, dosięgnęła nawet uszu Rookwood, niezbyt obeznanej w heraldyce i historii szlachetnych rodów, a zwłaszcza już ich obecnej politycznej sytuacji i stosunkach jakie je łączyły (wiedziała które z nich zdradzały własną krew i uważała, że to w zupełności jej wystarcza); wiedziała z czego zasłynęli, znała kilka szczegółów z ich mrożącej krew w żyłach historii, a mimo to - stereotypowe myślenie o wszystkich arystokratycznych rodach zwyciężyło. Znała kiedyś jednego lorda, budzącego dziś prawdziwe przerażenie, pałac należący do jego rodziny był pełen pastelowych barw i kwiatów, podobnie wyobrażała sobie wszystkie dwory - ale Ludlow Castle było inne. Ponure, stare zamczysko odzwierciedlało sławę rodu Avery. Poczucie wyobcowania, bycia nie na swoim miejscu nie było więc aż tak dotkliwe jak przypuszczała; wciąż czuła się nieswojo w bogatych, zamkowych wnętrzach, byłoby jednak zdecydowanie gorzej, jeśli lady Elaine przyjmowałaby ją w komnacie przywodzącej na myśl domek dla lal (a większość komnat dla dam w mniemaniu Sigrun to właśnie przypominało).
Obserwowała w milczeniu ogrody, gdy usłyszała otwierane drzwi; odwróciła się natychmiast, prostując sylwetkę i skinęła głową lady Avery w ramach powitania. Nie dygnęła, nie skłoniła się, nie wiedziała, ze powinna, dworska etykieta była Sigrun absolutnie obca. - Lady Avery - wyrzekła, starając się przybrać uprzejmy ton; brzmiał w jej ustach jakoś... dziwnie i obco. Przywołała na usta uśmiech.
Dziwnie było tu stać, zaproszona przez szlachetnie urodzoną lady, na... Właściwie na co? Herbatę, kielich wina, pogaduszki? Lata szkolne dawno już minęły, czasami jednak powracała doń pamięcią, gdy przysiadały czasem przy jednym stoliku w pokoju wspólnym Slytherinu, by omówić kolejny mecz. Wtedy Elaine wydawała jej się nieco inna, bardziej przystępna, niż wszystkie inne szlachetnie urodzone damy, zdające się mieć kij od miotły, ale w tyłku. Sigrun opuściła szkolne mury nim zdążyły poznać się lepiej, a dzieląca przepaść kast społecznych nie pozwoliła na nawiązanie kolejnych nici porozumienia - ona była prostą, średniozamożną kobietą, Elaine nosiła tytuł szlachecki. Czy zdecydowała się ją zaprosić ze względy na sentyment do przeszłości?
- Elaine, dobrze cię widzieć - powiedziała, zgadzając się jednocześnie, aby przeszły na ty. Nie chciała wychodzić jako pierwsza z tą propozycją, nawet jej wydawało się to niegrzeczne, cieszyła się jednak, że pierwsze kajdany dworskiego otoczenia pękły. - Wiwat! - podchwyciła, unosząc ręce, jakby znalazła się właśnie na trybunach. - Chciałabym móc powiedzieć, że ostatni mecz był niezłym widowiskiem, ale... przez tę parszywą pogodę ledwo co widać. Nie wiem jak można dostrzec znicza w takich warunkach - zaśmiała się, opuszczając ręce i podchodząc bliżej Elaine, przyglądając się jej z ciekawością; minęła pawie dekada, obie zmieniły się właściwie... diametralnie.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Salon Maude [odnośnik]24.05.19 18:07
Tylko złoto, na mocy kontrastu, zyskiwało trochę blasku w tym szarym, słabo oświetlonym pomieszczeniu. Co innego twarze dziewcząt i kobiet. Urodziwe czy nie, w tym miejscu nie miały większych szans zabłyszczeć. Tak, jakby sam zamek próbował wdrożyć je, szczególnie nowo przybyłe, w nowe reguły bycia. Tranzycja ta bywała długa, a bardziej oporne w obronie własnej próżności zdarzały się i same córy Averych. Może dlatego zresztą przedstawicielki tej płci przebywały tu raczej we własnym otoczeniu, bez towarzystwa mężczyzn? Próżność nie była obca Elaine, przykładała dużą wagę i poświęcała wiele czasu na dbałość o własną prezencję. Jednocześnie starała się, żeby był to możliwie naturalny z jej perspektywy proces, żeby to dbałość o zdrowie, odżywianie się i aktywność znajdowały swoje odbicie w jej wyglądzie zewnętrznym. Tego dnia jednak zdała się na dużo prostszy, choć bardziej zawodny zabieg maskowania mankamentów. Nie doszła jeszcze do końca do siebie po niedawnym ataku śmiertelnej bladości, a półprzezroczystą, niezdrowo błyszczącą cerę i sine cienie pod oczami zdecydowanie łatwiej było przykryć, niż zaleczyć, szczególnie przy wszystkich obowiązujących ograniczeniach dotyczących magii.
Jej uśmiech poszerzył się jeszcze w reakcji na gest Sigrun. Ledwo pamiętała jak to jest być na trybunach, oglądać na własne oczy całość meczu, a nie tylko utrwalone na fotografii wycinki. Udało jej się to dwukrotnie w dorosłym życiu, ale nie w ostatnich latach.
- Wyobrażam sobie, że w takich warunkach presja, by szukający jak najszybciej skończyli rozgrywkę jest znacząca... - rzuciła półgębkiem, odwracając się jednocześnie w stronę zamkowego skrzata, którego obecność zarejestrowała kątem oka. Wciąż stał w drzwiach, które przed nią otworzył i wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w rąbek jej długiej spódnicy. Na początku jego zwyczaj zawieszania spojrzenia w raczej przypadkowych miejscach nieco peszył Elaine, później irytował, wreszcie zupełnie jej zobojętniał. Dużo bardziej kłopotliwe było jego faktyczne nastawienie do niej. Raz, jeszcze za życia jej męża zupełnie wprost podzielił się z nią opinią, że pasożytuje na rodzie Avery i do tego jeszcze śmie się panoszyć. Niestety zrobił to nieświadomy, że znajduje się w zasięgu uszu i różdżki jej męża. Od tego czasu do śmierci Médérica stosunek skrzata do lady Avery był w zasadzie zgodny z dewizą rodu, w ostatnim czasie jednak stał się mniej trwożny, nawet mniej zgorzkniały, a wyraźnie i cokolwiek impertynencko zainteresowany jej osobą. - Napijesz się czegoś? - Zapytała oczywiście Sigrun, sama jednak wpatrywała się wciąż w skrzata, który słysząc pytanie wreszcie się otrząsnął. Spojrzał najpierw na Elaine, później na Sigrun, wreszcie tam, gdzie powinien zważając na swoją pozycję, czyli na ziemię pod własnymi stopami. Dopiero wtedy sama Elaine poświęciła na powrót pełną uwagę Rookwood. Podeszła bliżej i gestem wskazała na jeden z dwóch stojących blisko siebie foteli. Sama zajęła pierwszy.


It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Elaine Avery
Elaine Avery
Zawód : strażniczka pamięci
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
jestem z wieczoru,
który nie chce usnąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
in all chaos, there is calculation
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6750-elaine-avery#176175 https://www.morsmordre.net/t6767-appenine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t6766-skrytka-bankowa-nr-1694 https://www.morsmordre.net/t6765-e-avery
Re: Salon Maude [odnośnik]08.06.19 23:38
- Zdecydowanie - prychnęła cicho śmiechem. - Gdy mecz przedłuża się o całe dnie, nawet tygodnie, wprowadzani są rezerwowi, by właściwi gracze mogli się choć trochę przespać... Najdłuższy mecz trwał ponoć sześć miesięcy, ale nie jestem pewna czy można temu wierzyć, choć napisali to w Quidditchu przez wieki - kontynuowała myśl, jeszcze przez chwilę nie podążając za spojrzeniem Elaine, poświęcając wciąż uwagę sportowej dziedzinie, o której rozmowy połączyły je w latach szkolnych. Czy szlachetnie urodzona lady czytywała podobne lektury? Czy jedynie tomiki poezji? Trudno, by choćby nie słyszała o tej pozycji, tak szalenie popularnej wśród fanów najpiękniejszego magicznego sportu, zwłaszcza nastoletnich. W hogwarcckiej bibliotece nieustannie zapisywała się cała kolejka do wypożyczenia akurat tej pozycji. Sześć miesięcy meczu... To brzmiało jednak zdecydowanie nieprawdopodobnie. Jak miejska legenda. Zorientowawszy się, że lady Avery nie spogląda na nią, a na skrzata, który stanął w drzwiach, podążyła spojrzeniem za jej i zawiesiła je na chwilę na tym dziwnym stworzeniu.
Nie czuła zdziwienia jego obecnością, z tego, co wiedziała, to każdą szlachecką rodzinę stać było na nie jednego sługę; zastanawiające było jedynie to, że jej nie ukrywał. Ojciec Sigrun dostał skrzata w spadku po bardziej majętnych przodkach, stary skrzat był nieocenioną domową pomocą, gdy zmarła jego zona, lecz tak naprawdę - wszyscy widzieli go bardzo rzadko. Pozostawał niemal niewidoczny, wszystkimi swymi obowiązki zajmując się po cichu, dyskretnie, kiedy nikt nie patrzył. Sądziła, że tak zachowują się one wszystkie, dopóki pan nie wezwie ich bezpośrednio - tymczasem skrzat Averych stał w drzwiach jak gdyby nigdy nic, przypatrując się kobietom niemal bezczelnie. Uniosła lekko brew, zdziwiona wysoką tolerancją Elaine na podobne zachowanie, nie śmiała jednak czynić lady żadnych uwag na jej własnym dworze.
Skinęła głową z uśmiechem, wdzięcznością za propozycję. - Tak, chętnie - odparła, zastanawiając się jednocześnie, czy wypadało jej od razu poprosić o coś mocniejszego, czy powinna była czekać na to, co zaproponuje Elaine, bądź po prostu przyniesie skrzat, który wreszcie otrząsnął się z zamyślenia? Rookwood nie bardzo wiedziała jak się zachować w towarzystwie lady. Szlacheckie konwenanse pozostawały dla niej zagadką; próbowała jednak panować nad własnymi manierami i językiem, świadoma, że jest obserwowana przez portrety, przez skrzata i Merlin wie kogo jeszcze, a wszyscy oni mogli donieść na nią nestorowi rodu - nie chciała mu podpadać, nie mogła dopuścić, by jego uszu doszły nieprzyjemne plotki o jej zachowaniu w jego domu, jeśli chciała wspiąć się wyżej w hierarchii łowców pracujących na jego zlecenie.
Podążyła za lady Avery, zajmując fotel naprzeciwko niej, dopiero wówczas, gdy ona usiadła pierwsza. Tak wypadało. Prawdopodobnie. Walczyła z chęcią założenia nogi na nogę i wyciągnięcia paczki papierosów, dlatego skupiła spojrzenie na dawnej znajomej.
- Być może na następny mecz wybierzemy się razem - zasugerowała, choć spodziewała się, że odpowiedź może być odmowna - lady nie wypadało pojawiać się na trybunach boisk quidditcha.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Salon Maude [odnośnik]19.06.19 13:30
- Och, skoro napisali o tym w Quidditchu przez wieki...! - nie pamiętała tej historii, ale na samo wspomnienie uśmiechnęła się ciepło, zdradzając bez oporów sentymentalne przywiązanie do biblii każdego szanującego się, młodocianego fana quidditcha. Już wtedy miała w dużej mierze związane ręce jeśli chodzi o aktywny udział w rozgrywkach, ale zablokować jej dostępu do książek nikt by nie mógł i jak sięga pamięć, nikt nawet nie próbował. Czym innym był oczywiście dział ksiąg zakazanych, chociaż i tu młode, wygłodniałe umysły, nie wyłączając z tego grona młodej lady Nott, szukały sposobów na splądrowanie tych zbiorów. Sporadycznie kończyło się to sukcesem, częściej uciążliwym szlabanem. Niemal nikt nie żałował podjętej próby. Na pewno nie Elaine.
Odnotowała zdziwienie malujące się na twarzy Sigrun, nie zaoferowała jednak ani słów wytłumaczenia, ani nawet żadnej szczególnie reakcji. Jej pobłażliwe podejście zarówno do trolli tresowanych przez Averych jak i do skrzata, który opiekował się zamkiem wydawało się zarówno niektórym podmiotom jak i obserwatorom ekscentryczne, jednak Elaine nie robiło to najmniejszej różnicy. Czy szczególnie na tym zyskiwała? Trudno byłoby jednoznacznie powiedzieć. Słudzy mieli ostatecznie jedną funkcję, nieodzowną i niemalże nieodwołalną. Służyć. Niczego więcej się po nich nie spodziewało i Elaine nie była tu wyjątkiem, ani rewolucjonistką. Zachowywała się po prostu tak, jak jej było wygodnie.
- Doskonale. Sprowadziliśmy niedawno naprawdę przyzwoity miód pitny. - W rzeczywistości wyboru dokonała ona i uważała, że określenie go jako przyzwoitym było w dużej mierze niedopowiedzeniem, ale właściwie odruchowo wykazała się nie tyle ze skromnością, co pewną niedbałością względem tego rodzaju zasług. - W takich warunkach człowiek robi co może, żeby uchronić się przed chłodem i jego skutkami. - Sama wciąż jeszcze walczyła z pozostałościami po ostatnim ataku śmiertelnej bladości, więc jej myśli naturalnie podążyły w kierunku czegoś, co nie tylko pozwoli się rozluźnić, ale również ma szansę ją wzmocnić. - Chyba, że wolisz coś mniej słodkiego? Może jesteś głodna po podróży?
Pytanie bardziej niż troską, kierowane były zainteresowaniem. Już prawie nie znała Sigrun, niewiele pamiętała na temat jej preferencji. Niewiele wiedziała też na temat aury gdziekolwiek indziej, niż w okolicach Ludlow. Ze względu na chorobę od wielu dni nie wystawiła nawet nosa poza mury zamku. Na jaką podróż mogła sobie pozwolić, czy może do jakiej była zmuszona Rookwood? Czy przybyła z daleka, czy stale przebywa w okolicy? Na żadne z tych pytań zaproszona przez Elaine kobieta nie musiała odpowiadać, szczególnie po tak zdawkowym poruszeniu tematu, na to jednak po części liczyła Avery.


It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Elaine Avery
Elaine Avery
Zawód : strażniczka pamięci
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
jestem z wieczoru,
który nie chce usnąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
in all chaos, there is calculation
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6750-elaine-avery#176175 https://www.morsmordre.net/t6767-appenine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t6766-skrytka-bankowa-nr-1694 https://www.morsmordre.net/t6765-e-avery
Re: Salon Maude [odnośnik]01.07.19 19:43
Do książek miała zdecydowanie mniej gorący stosunek od Elaine; nigdy nie była typem książkowego mola, który spędza każdą wolną chwilę pochłaniając kolejne strony opasłych tomisk. Świat wolała poznawać w sposób empiryczny, doświadczać go wszystkimi zmysłami, rozsmakować się w tym prawdziwie - to dużo lepsze, niż jedynie czytanie o tym w książkach. Ona mogła sobie na to pozwolić. Nie ograniczały jej konwenanse, przed imieniem nie stał tytuł lady będący głównie kajdanami, nie zaszczytem, cieszyła się wolnością, której nie dane było zasmakować arystokratkom takim jak Elaine. Im pozostawały jedynie księgi, kryjące w sobie wiedzę i moc, temu nie zaprzeczała - ale były jedynie namiastką prawdziwości.
Bywały, rzecz jasna, wyjątki, takie jak Quidditch przez wieki; nazwisko Sigrun pojawiało się na liście wypożyczających w szkolnej bibliotece z zadziwiającą częstotliwością do pewnego Bożego Narodzenia, kiedy to znalazła własny egzemplarz w nogach łóżka. Wiele się od tamtego momentu zmieniło: na szczycie ulubionych pozycji Rookwood znajdowały się głównie te z Działu Ksiąg Zakazanych - a nawet te tak plugawe, że nawet z niego zdecydowano się je usunąć. Była zdania, że jej własna - niewielka, bo niewielka - biblioteczka była znacznie ciekawsza, niż zbiory, które oferowała czarodziejom ta londyńska.
Nie spotkały się jednak, by dyskutować o książkach; najpewniej Elaine by to nie wadziło, jednakże towarzyszkę do dyskusji o literaturze wybrałaby zdecydowanie lepiej, gdyby tylko miała na nią ochotę.
Zdziwienia malującego się na twarzy z powodu dziwnej postawy Elaine wobec domowego skrzata nie starała się ukrywać, nie skomentowała jej jednak ani słowem; to nie była jej sprawa, choć ona sama zachowywałaby się wobec swojego sługi zupełnie inaczej. Nie pozwoliłaby sobie na tak bezczelne gapienie, okazywanie braku szacunku i niewypełnienie poleceń bez chwili zwłoki - może więc lepiej dla tych nieszczęsnych stworzeń, że wciąż żaden nie stał się własnością Sigrun. Życie nie byłoby dla niego lekkie.
- Nie, nie, miód to świetny wybór na tak parszywą pogodę, Elaine, jestem pewna, że jest doskonały - odparła bez chwili zawahania; nie była specjalnie wybredna, jeśli chodziło o alkohol. Miała swoje ulubione trunki, oczywiście, nie sądziła jednak, by zaproponowanie lady Avery lampki Zielonej Wróżki było dobrym pomysłem. Nie, kiedy przyglądały im się z ciekawością inne córy i żony tego rodu, namalowane na portretach, zdobiących ściany. Nie spodziewała się zresztą, by na dworze szlachetnego rodu, mogła uświadczyć czegoś kiepskiej jakości - nawet piwo najpewniej mieli najdroższe. Kolejny plus znajomości ze szlachetnie urodzonymi, odnotowała to w pamięci. - Rozgrzeje nas, to prawda, nie martw się jednak - nie zmarzłam aż tak. Podróż z Yorku trwała krócej, niż się wydaje - wyrzekła z enigmatycznym uśmiechem tańczącym w kącikach ust. Odkąd poznała sekret przemiany w kłąb czarnej mgły porzuciła lot na miotle na rzecz tej formy podróżowania; miotlarstwo wciąż darzyła sentymentem, oczywiście, uwielbiała wznosić się w powietrzu, jednakże w taką niepogodę daleki lot mógł skończyć się po prostu źle. - Jedyne, czego jestem głodna, to wieści od ciebie, Elaine - tyle czasu minęło, opowiedz mi, jak się miewasz?
Zogniskowała spojrzenie brązowych oczu na twarzy Elaine w skupieniu, ciekawa, czy coś na niej wyczyta; właściwie spodziewała się gładkiego, słodkiego kłamstwa - czyż lady nie były nauczone, by udzielać odpowiedzi, że czują się doskonale na takie pytania? Nie widziały się tyle czasu, wątpliwe, aby lady Avery zaczęła się jej zwierzać, zwłaszcza z uczuć wobec tego, co uczynił przed kilkoma tygodniami Percival. Nie pytała o to, choć język aż świerzbił.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Salon Maude [odnośnik]02.09.19 0:44
Nie zastanawiała się nad tym nigdy zbyt wnikliwie, ale być może, gdyby jej możliwości poznawania świata empirycznie nie były ograniczane od małego sztywnymi regułami wynikającymi z przynależności do wyższej klasy z jednej, a złym stanem zdrowia z drugiej strony, może jej przywiązanie do słów nie byłoby tak silne. Teraz jednak było o wiele za późno na eksperymenty w tej dziedzinie, zresztą była to tak integralna część jej jestestwa w dorosłości, że bez niej musiałaby po prostu stać się zupełnie inną osobą. Zdarzało jej się o tym marzyć, zwykle jednak w kontekstach dalekich od poziomu oczytania.
Podobnież zapraszając do siebie Sigrun nie miała wyobrażenia spędzenia wspólnego czasu na dyskusjach o książkach przy herbatce. Nawet gdyby chodziło o Quidditch przez wieki. Ani nie pasowałaby do niego filiżaneczka niewinnego płynu, ani nie byłoby łatwo rozpocząć dyskusji z nim związanej, której nie przeprowadziły razem lub osobno już lata temu. Elaine bywała okazyjnie sentymentalna, nie znaczyło to jednak, że lubiła odtwarzać wspomnienia. To jedynie otwierało na rozczarowania i ugaszone wcześniej pragnienia.
- A więc miód. - Uśmiechnęła się lekko, a skrzat zniknął dokładnie w momencie, kiedy wybrzmiało ostatnie ze słów. Przynajmniej nie było już co do czego, choćby milcząco, się nie zgadzać. - Bardzo się cieszę - kiwnęła głową w odpowiedzi na zapewnienie Sigrun, że podróż nie była szczególnie uciążliwa. Na stoliku między nimi pojawiły się dość spore czarki z dwójniakami. Pachniało nieco słodkawo, takie też było w smaku, mimo przebijającej się z opóźnieniem naturalnej goryczki korzennych przypraw. Samo życie.
- Jak się pewnie domyślasz, znalazłam się w dość szczególnym położeniu. Z życiem rodzinnym toczącym się tak świetnie, wręcz nie wiem, gdzie się podziać! - Choć wyraźnie ironiczna, deklaracja ta zabrzmiała wyjątkowo lekko jak na kaliber okoliczności, w których znalazła się Elaine. Śmierć męża, rezygnacja brata z tytułu i dotychczasowych powiązań, decyzja o pozostaniu wśród Averych dla dobra Juliusa... z pewnością nie mogła narzekać na brak wrażeń. A jednak często gdy musiała się z tym wszystkim skonfrontować, szczególnie w towarzystwie, czuła zaledwie tępy ból pustki; ostatecznie nic szczególnie dolegliwego. - Za dobrą fortunę!
Zaproponowała toast, wznosząc z blatu stołu swoją czarkę. Tym razem jednak w jej głosie dało się już słyszeć gniew. W tym co się przytrafiło, pożarze w Ministerstwie, wystąpieniu Percivala w Stonehenge trudno było doszukiwać się losowości, jednak z perspektywy Elaine zdarzenia te pozostawały poza jej kontrolą i wpływem. Podświadomie odnosiła się bardziej do "fortuny" przynależnej jej stanowi i płci, klatki z której nie potrafiła się wydostać, a która czyniła ją w tak wielu sytuacjach bezradną. Starała się naginać granice i redefiniować na własny użytek ramy tego, co dopuszczalne, jednak skrajną naiwnością z jej strony byłoby wierzyć, że udało lub uda jej się w najbliższym czasie wybić na niezależność. - A jak wiedzie się tobie? Jak udaje ci się pracować w tych... warunkach? - W głosie Elaine dało się słyszeć niekłamane zainteresowanie.


It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Elaine Avery
Elaine Avery
Zawód : strażniczka pamięci
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
jestem z wieczoru,
który nie chce usnąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
in all chaos, there is calculation
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6750-elaine-avery#176175 https://www.morsmordre.net/t6767-appenine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t6766-skrytka-bankowa-nr-1694 https://www.morsmordre.net/t6765-e-avery
Re: Salon Maude [odnośnik]07.09.19 13:28
Właściwie nie była pewna, dlaczego lady Avery zdecydowała się ją zaprosić - po tylu latach milczenia, przy tym, co je dzieliło (właściwie wszystko) nie miały wielu wspólnych tematów. Nie quidditch, nie wspomnienia, nie literatura. Do pogawędki co słychać bardziej pasowałaby na jej miejsce inna dama, potrafiąca rozprawiać pięknie i rozwlekle o niczym, czy Elaine naprawdę pragnęła wiedzieć czym się obecnie zajmuje? Co robi? Opowiedziałaby jej o tym z czystej ciekawości o reakcję jasnowłosej damy. Jak zareagowałaby na wieści, że dawna znajoma poświęca czas na tropienie zwolenników Harolda Longbottoma, by w brutalny sposób odebrać im życie? Uśmiechnęła się lekko do tej myśli, pozostawiając tę wizję jedynie w sferze własnej wyobraźni; nie mogła wyjawiać sekretów Rycerzy Walpurgii, a chorowita, wątła dama nie była kimś, kto mógł im się przysłużyć. Wzięła do ręki kielich z miodem i uniosła do ust; najpierw poczuła jego zapach, smakował zapewne równie doskonale i nie zwlekała z tym, by się o tym przekonać. Słodki smak rozpłynął się na języku wiedźmy, rozpieścił zmysły, a po ciele przeszła fala ciepła.
- Nie miałam sposobności, by złożyć ci szczere kondolencje - z powodu utraty męża i brata - odparła Sigrun; z pełnych ust zniknął uśmiech, lecz bynajmniej nie z powodu smutku. Włożyła wiele siły woli w to, by nie pozwolić złości przemknąć cieniem po twarzy. Oczywiście, słyszała o śmierci lorda Avery w czerwcowym pożarze Ministerstwa Magii, poniekąd była jej współwinna - miała tam być, z jej różdżki powinna paść iskra szatańskiej pożogi, nie czuła jednak najmniejszych wyrzutów sumienia. Mąż Elaine znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Był przypadkową ofiarą, lecz ich nie dało się uniknąć. - Do wdowieństwa można przywyknąć - wyrzekła spokojnie, beznamiętnie. Wtedy, gdy wymagała tego od niej sytuacja, tak jak teraz, przyjmowała rolę zasmuconej wdowy. Opowiadała o wielkim żalu, który targał nią po śmierdzi Alpharda Montague, choć przeczyły temu czyny. Krótko po jego śmierci powróciła do panieńskiego nazwiska, nie nosiła obrączki, żyła tak jak gdyby ten człowiek nigdy nie istniał. Elaine znalazła się w innej sytuacji, zdążyła powić małżonkowi dziecko, które należało do rodziny Averych - musiała żyć jak jego żona, choć bez niego. To z pewnością nie było łatwe.
Zdrada własnego brata nie uczyniła żałoby lżejszym.
Skupiła spojrzenie na twarzy blondynki, badając reakcje jakie wzbudziło przywołanie w rozmowie Percivala. Dla Nottów, dla arystokracji był martwy. Wkrótce będzie martwy naprawdę - kondolencje były jak najbardziej słuszne. Nie miała pojęcia, czy byli sobie bliscy, czy nie, żadnego z nich nie znała blisko i dobrze, lecz potrafiła wyobrazić sobie co by czuła, gdyby podobnej zdrady dopuścił się jeden z jej braci. Złość, gniew, rozżalenie - tylko ona zamordowałaby go własnymi rękoma.
- Raczej za to, byśmy były paniami własnego losu, nie zdawajmy się na fortunę - odparła zdecydowanym głosem, wznosząc toast. Gdyby pozostawiła swoje życie w rękach losu - nie stałaby w tym miejscu, w którym znajdowała się teraz. Sigrun nie chciała być jedynie laleczką pociąganą za sznurki przez innych. Wzniosła toast, znów smakując słodkiego miodu, który nie zdołał przyćmić goryczy odczuwanej na myśl o zdradzie jednego z nich. Ciężko było jej uwierzyć, że w ogóle do tego doszło.
- To tylko deszcz, Elaine, niewiele więcej - skłamała gładko, uśmiechając się kącikiem ust, jak gdyby nie stanowiło to dla niej większego problemu. Wyprostowała się, unosząc wyżej brodę. - Anomalie czasami niweczą moje czary, to prawda, są uciążliwe, lecz nie zrezygnujemy z nich przecież - nie jesteśmy brudnymi... mugolami. - Szlamami, chciała powiedzieć, w ostatniej jednak chwili ugryzła się w język, przypomniawszy sobie, że pije ze złotego kielicha na szlacheckim dworze - a nie whisky z brudnej szklanki w portowym pubie. - Radzę sobie. Zawsze dawałam sobie radę - mówiła dalej, zadowolona z własnych poczynań i osiągnięć - samej sobie niewiele miała do zarzucenia. W ciągu zaledwie kilku miesięcy sięgnęła po dużą moc, na jej przedramieniu znalazł się Mroczny Znak, nestor rodu Avery dostrzegał zaangażowanie i cenił jej umiejętności. Pięła się do góry. - Mogę więc powiedzieć, że wiedzie się dobrze, naprawdę dobrze - podsumowała w końcu, pozwalając sobie na lekki uśmiech. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby pozostali Rycerze Walpurgii nie zawodzili, jeśli wzięliby jej słowa z minionego spotkania w Białej Wywernie do serca i ich działania ukoiły gniew Czarnego Pana. To ją niepokoiło, to spędzało Sigrun sen z powiek, nie chciała zawodzić Jego. Na samą myśl zimny dreszcz przebiegł czarownicy wzdłuż kręgosłupa.
Dlatego nie pozostała w Ludlow zbyt długo. Choć chciała, to nie mogła poświęcić wiele czasu na miód i niezobowiązującą pogawędkę ze szlachetnie urodzona damą; miała spotkać się z kuzynem ze strony ojca, zajmującym się w Ministerstwie Magii magicznym transportem. Dolohov musiał odkryć sposób w jaki Zakon Feniksa dostanie się do Azkabanu - inaczej marnie skończą. Dobrze było spotkać Elaine po tylu latach, choć wciąż pozostała dla Rookwood zagadką.

| zt


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Salon Maude [odnośnik]08.02.24 12:45
| 25 sierpnia?

Świat stanął w ogniu, ziemia zatrzęsła od gradu spadających gwiazd i choć od tamtego tragicznego wieczoru minęły już niemalże dwa tygodnie, Idun wciąż nie potrafiła pogodzić się z nową, zabarwioną lękiem rzeczywistością. Obchody Brón Trogain uśpiły ich czujność, pozwoliły rozleniwić się, rozluźnić, do tego zasmakować w pewnym stopniu zapomnianej już beztrosce – wszak ostatnimi czasy myśli skutecznie zatruwały przecież trudy wojny – po czym w przeciągu ledwie kilku godzin całe miasta i wsie przestały istnieć, lasy i wrzosowiska padły ofiarą pożarów, tysiące czarodziejów zostało bez dachów nad głową. Nawet i Londyn, symbol nowej władzy, nie uniknął podobnego losu; zadrżał w posadach, a setki mieszkańców – nie mugolaków czy zaludniających go niegdyś, teraz przepędzonych już na cztery wiatry niemagów – zostały pochłonięte przez rozstępujące się ulice, przysypane gruzami budynków...
Ją jednak wiele bardziej interesowało Shropshire, a także raporty napływające z wciąż bliskich sercu ziem Yaxleyów. Choć tylko razem mogli być silni, i tylko razem mogli zatriumfować nad rebeliancką zarazą, tak w pierwszej kolejności musieli skierować wzrok na własne siedziby oraz hrabstwa; rozpoznać ogrom zniszczeń, następnie podjąć stosowne działania mające na celu przywrócenie namiastki porządku. Wszak całkowite zaleczenie ran – o ile było to w ogóle osiągalne – miało zająć dłużej, dużo dłużej. Miesiące, jeśli nie lata.
Dopiero końcówka miesiąca przyniosła pozór oddechu, pozwoliła napisać wiadomość nie tyle oscylującą wokół niedawnej katastrofy, co będącą zaproszeniem do rodowej twierdzy; arystokratka potrzebowała towarzystwa, rozmowy, potrzebowała również usłyszeć, że kuzynka jest cała i zdrowa, przekonać się o tym na własne oczy. Kiedy więc Melisande przystała na jej propozycję, przybyła do Shropshire, lico lady Avery rozświetlił w końcu uśmiech; zatroskany, zabarwiony zmartwieniem, lecz jednocześnie wyrażający wdzięczność za możliwość spotkania.
Oczekiwała jej przy wrotach warowni, by stamtąd, po wymienieniu powitań, poprowadzić skąpanym w półmroku westybulem aż do nazwanego na cześć cesarzowej Matyldy saloniku. To tam postanowiła – wraz z córką, której los spędzał Idun sen z powiek – przyjąć gościa herbatą oraz pudełkiem ulubionych czekoladek. Na alkohol przyjdzie jeszcze pora, gdy zostaną już same.
Lorelei, czy to nie pora na lekcję tańca? – zwróciła się do piętnastoletniej ptaszyny po upływie mniej niż dwóch kwadransów; i choć siliła się na przyjemny ton głosu, tak towarzyszące jej od tamtej feralnej nocy napięcie wyraźnie wybrzmiało w spływających z ust zgłoskach. Niby to przypomnienie, a tak naprawdę rozkaz. Młodej lady musiał być on nie w smak, wyczekiwała wizyty Melisande z utęsknieniem, została jednak zbyt dobrze wychowana, by choćby podejmować próbę dyskusji z wymagającą matką.
Idun odprowadziła ją wzrokiem; westchnęła dopiero w chwili, w której zamknęły się za nią drzwi.
Wciąż nie mogę uwierzyć, że za kilka dni rozpocznie kolejny rok nauki w Hogwarcie. Myślisz, że deszcz meteorów nie naruszył konstrukcji zamku? Że uczniowie naprawdę będą tam bezpieczni? – wyrzuciła z siebie z wyraźnym powątpiewaniem; odstawiła filiżankę na spodeczek, czując, że znów zaczyna boleć ją głowa. – Byłabym o wiele spokojniejsza... o ile to w ogóle możliwe w tych czasach... gdyby pobierała nauki gdzieś indziej. Daleko stąd. W Durmstrangu – doprecyzowała z naciskiem, wciąż wierząc w wyższość norweskiego instytutu. Na to jednak nie chciał wyrazić zgody Harlan, będąc przekonanym o licznych walorach szkockiej placówki edukacyjnej. Czy i najmłodszy Alexander zostanie zmuszony do podzielenia losu rodzeństwa? Nawet wbrew dotykającemu Wyspy chaosowi? – Ale dość o tym. Zbyt długo minęło odkąd ostatnio mogłyśmy spokojnie porozmawiać, moja droga. Wdzięczna jestem, że przystałaś na me zaproszenie, musiałam przekonać się na własne oczy, iż nic ci nie dolega... Byliście tam, prawda? Na czuwaniu? – W końcu zostały tylko we dwie, nie musiały więc unikać pewnych tematów, krygować się z powodu towarzystwa młodziutkiej Lorelei. Po wymianie grzeczności mogły uczynić krok do przodu, w stronę prawdziwych problemów, obaw, rewelacji. – Nie chcę dawać wiary plotkom, gazetom... Co się stało, Melisande? – Objęła lady Travers poważnym spojrzeniem; czaiła się w nim ciekawość, lecz przede wszystkim zmartwienie.
Idun Avery
Idun Avery
Zawód : znawczyni trolli, pasjonatka perfumiarstwa
Wiek : 37
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

a wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk


OPCM : 2 +2
UROKI : 2 +1
ALCHEMIA : 11 +5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12211-idun-lorelei-avery https://www.morsmordre.net/t12252-sigyn#376979 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t12214-idun-avery#376152
Re: Salon Maude [odnośnik]23.02.24 18:25
Ostatnie tygodnie były… wymagające. Nie trudne. Melisande była niejako przyzwyczajona do pracy, wytężania swojego umysłu - odnajdywania ścieżek i rozwiązań. Choć nawykła mocniej, do skupianiu się na nich w rezerwacie. Teraz, wspomagała hrabstwo - jeszcze nowe, jeszcze nie całkowicie znajome, ale już należące do niej. Pomagała przy zarządzaniu i organizacji, kiedy była potrzeba przejmowała pomniejsze obowiązki choć zdecydowanie lepiej sprawdzała się w miejscach w których jej logika i pragamtyzm mogły się wykazać. W których mogła przygotowanymi rozwiązanami uspokoić ludzi i zapanować nad chaosem w którym trwali. Od tego przecież była - od wskazywania kierunku i rozwiązań, nie od ciężkiej katorżniczej pracy. Dlatego choć zmęczenie przebijało się momentami przez ciemne tęczówki jej twarz była gładka (może odrobinę bledsza niż przeważnie) a dłonie nie niosły na sobie żadnych hańbiących urazów. Nie zamierzała przynieść w ten sposób wstydu Manannowi, prezentowała się nienagannie, jej słowa w kierunku ludzi zawsze były ciepłe, a zapytana niosła rozwiązanie. Nawet teraz w obliczu ten ciężkiej próby pamiętając o własnych celach - musiała zaskarbić sobie miłość ludzi. Jeszcze bardziej - jeszcze więcej - mieli ją pokochać i mieli ją podziwiać. Kobiety miały jej zazdrości, pozycji, urody, łatwości życia, a jednocześnie winić się za nią, bo okazywała im tyle troski i dobroci. Wszystko miała przemyślane, pozornie improwizowane zachowania wędrowały wokół powstałych wcześniej planów.
Nie odmówiła Idun - sama wszak chciała spotkać się z nią już podczas festiwalu, ale rytm zabawy przesunął w czasie ich spotkanie rzucając je w różne części lasu. Nie miała jej tego za złe - nie winiła też siebie. Choć fakt, że ich kolejne spotkanie odbędzie się po tym, jak niebo spadnie im na głowy zdecydowanie nie było czymś, co w jakikolwiek sposób mogło zmieścić się do Melisande planu.
Z przyjemnością zasiadała do słodkości wraz z córką Idun z uroczą ochotą odpowiadając na jej pytania i snując kolejne historie - czasem, kiedy przychodziło im porozmawiać samym nawet służąc radą. W Lorelei nie poszukiwała zysków jak w przypadku większości własnych znajomości i zachować - ten raz odwdzięczając się za opiekę, którą otaczała ją Idun przed laty w podobny sposób. Widziała że młódka niechętnie odchodzi, ale nie próbowała wyjść naprzeciw słowom jej matki zresztą, skłamałby mówiąc, że nie chciała pomówić na osobności.
- Nie dostaliście informacji o stanie w jakim znajduje się szkoła i powziętych decyzjach w sprawie edukacji? - zapytała odstawiając filiżankę na talerzyk pozwoliła by jej brwi drgnęły w zastanowieniu. - Może nadal debatują nad tym co zrobić. - zastanowiła się, pozostawiając dla własnych myśli wniosek że nie stawiało to samej placówki w dobrym świetle. Przytaknęła głową. - Szkoły w innych krajach zdają się bezpieczniejsze. Zwłaszcza kiedy Anglię trawi wojna domowa. - odstawiła filiżankę na stół opierając się wygodniej w fotelu. - Na koniec zeszłego roku Tristan nie pozwolił wrócić Vivianne na przerwę świąteczną z Francji. Nie chciał narazić ją na niebezpieczeństwo. - przypomniała spoglądając za okno. - Strasznie ciążył jej na sumieniu fakt, że nie było jej na moim ślubie. - widziała jak czuła się winna z tego powodu, choć zupełnie niepotrzebnie. Nie wyszła za mąż z miłości, tamtego dnia była to jedynie transakcja spisana wymienionymi przysięgami i obrączkami.
- Sama chciałam się spotkać. - przyznała unosząc rękę, żeby machnąć nią lekko, gestem wskazując, że podziękowania nie były potrzebne. - Byliśmy. - przyznała a jej wargi mimowolnie wygięły się w niezadowoleniu. Nadal była zła za własną prezencję tego dnia. Zawieszone pytanie sprawiło, że nabrała powietrza w płuca. Nie wracając spojrzeniem do kobiety. - Nic tego nie zapowiadało. - zaczęła zaciskając trochę szczękę. - Wszystko zdaje mi się jednoczesne. Wlatujące między nas nietoperze, gasnące świecie, rosnąca panika. A potem oślepiające światło i huk, który trudno przyrównać do czegokolwiek, rozstępująca się ziemia pochwytująca życia do siebie. Chwilę później niebo na nas runęło, siła pierwszej fali powaliła prawie wszystkich na ziemię. Tristan z Deirdre poinstruowali ludzi kierując ewakuacją. - pokręciła głową zaciskając szczękę. - Próbowałam pomóc Manannanowi, ale wybrałam nieodpowiedni zaklęcie. Potem przyzwałam świstoklik zapominając, że nie był w stanie zadziałać w Londynie. Więc dalej starałam się już mu tylko nie przeszkadzać. Ogień strawił wiele, ziemia drżała, ludzie biegli czasem owinięci paniką nie patrząc nawet przed siebie. - relacjonowała ze spokojem, choć jedna z jej dłoni zacisnęła się w pięść. I choć bała się tamtego wieczoru jak nigdy wcześniej, to mocniej przebijała przez nią złość i niezadowolenie. - Wyprowadził nas - zajął się mną i naszymi siostrami. - to był fakt, przeniosła w końcu spojrzenie na Idun. - Kiedy wróciliśmy na zamek nie pozwolił mi pójść do biblioteki. - westchnęła przeciągle. Nie żałowała podjętej tego dnia przez niego decyzji, a jednocześnie było jej niewygodnie. Chciała wierzyć, że posunęli się dzięki temu naprzód, tak czuła, jednocześnie obawiając się tego, że im mocniej się przywiąże tym więcej straci kontroli nad samą sobą. - Dopiero rano pojęliśmy, że ta tragedia dotknęła więcej niż Londyn.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Salon Maude [odnośnik]02.05.24 13:37
Nawet i tak dotkliwa katastrofa nie mogła rzucić ich, szlachetnie urodzonych, na kolana; musieli służyć za przykład, uspokajać falujące od paniki tłumy swym przewodnictwem i opanowaniem, najbardziej niewdzięczne czy przyziemne z zadań zostawiając w rękach innych. Wprawnie analizować ogrom strat, podejmować trudne, niewdzięczne decyzje, jednocześnie szukając dróg ratunku dla polegających na nich mieszkańców władanych hrabstw. Ich zmartwieniem byli już nie tylko chowający się po norach rebelianci, coraz wątlejszy opór ze strony Zakonu Feniksa, ale i sama natura.
O ile Idun czuła się już częścią Shropshire od wielu długich lat, tak sytuacja Melisande była zgoła odmienna: jej mariaż z Mannanem nie trwał jeszcze roku. Bystrooka lady zapewne wciąż stabilizowała swą pozycję w Corbenic Castle, próbując przejrzeć maski wszystkich napotykanych członków swojej nowej rodziny. Stawianie czoła tragedii w takim położeniu musiało być jeszcze trudniejsze; niby u siebie, ale jeszcze nie do końca. Lady Travers, ale w sercu wciąż Róża.
Tak przynajmniej widziała to Idun, bazując jedynie na swych przeczuciach i domysłach. Wszak doskonale pamiętała, jak wyglądało to w jej przypadku; akceptacja nieuchronnej, wpisanej w los każdej szlachcianki zmiany nadeszła dopiero po miesiącach wytężonych wysiłków, rozmów, starań. Po przepracowaniu własnych uprzedzeń, urazów i gniewu. Po cichu liczyła więc na to, że to spotkanie przyniesie odpowiedzi na chociaż część dotykających tej materii pytań oraz pozwoli lepiej zrozumieć sytuację lady Travers.
Niestety, nie otrzymaliśmy żadnej informacji, toteż muszę zakładać, że rok szkolny rozpocznie się o czasie – odparła, nie próbując nawet zapanować nad pobrzmiewającą w głosie nutą irytacji. Koniec sierpnia zbliżał się wielkimi krokami, nie pozostawało wiele czasu na stosowne przygotowania. Jakikolwiek komunikat ze strony władz byłby na wagę złota, a tak – milczenie musiała interpretować jako obietnicę podtrzymania normalnego trybu nauki. I wiedziała, że Melisande zrozumie jej wzburzenie. – Choć podejrzewam, że możesz mieć rację i nie wykluczam, iż dostaniemy stosowną wiadomość w ostatniej chwili, dzień przed wyjazdem – przytaknęła, odstawiając wciąż trzymany w wypielęgnowanych dłoniach spodeczek na pobliski stolik. Z uwagą słuchała dalszych słów krewniaczki; słów, które tym mocniej utwierdziły ją w przekonaniu, iż Hogwart był najgorszym z możliwych wyborów jeśli chodziło o edukację ich dzieci. Zamierzała wykorzystać je w trakcie kolejnych pertraktacji z Harlanem. – Tristan zrobił to, co uważał za najlepsze dla jej dobra i Vivienne na pewno to rozumie, w głębi serca. Choć w tym wieku emocje przemawiają głośniej od rozsądku – skomentowała spokojnie; rozumiała wyrzuty sumienia młodej panienki, pragnienie pojawienia się na ślubie siostry – jedynej już siostry – musiało być niezwykle silne, nawet jeśli sama ceremonia stanowiła ni więcej jak formalność. Przykry obowiązek. Z drugiej strony – może z tego właśnie powodu Vivienne chciała być obecna, by ulżyć starszej Róży w cierpieniu.
Kiedy rozmowa zboczyła na temat tamtej feralnej, zabarwionej grozą nocy, Idun umilkła, wysłuchując opowieści drugiej lady w pełnym napięcia oczekiwaniu, spijając każde spływające z jej ust słowo. Czym innym było przeczytać artykuł, czym innym – usłyszeć relację od osoby, którą znało się dobrze i w której pokładało się zaufanie. Zmarszczyła brwi i ściągnęła usta w wąską kreskę, wodząc wzrokiem od napiętej linii żuchwy, do składającej się w pięść dłoni; tamten wieczór musiał odcisnąć niemałe piętno na psychice Melisande. – Nikt nie mógł tego przewidzieć, choć to żadne pocieszenie – odezwała się cicho, pozwalając, by wargi wygięły się w brzydkim grymasie niezadowolenia. – Nikt nie spodziewał się, że to święto, mające przypomnieć nam, czym jest spokój i jak smakuje beztroska, przemieni się w masakrę. Przykro mi, że byłaś tego świadkiem, Melisande, naprawdę, i nawet nie próbuję wyobrażać sobie, jak silne uczucia wzbudza wspomnienie tamtego zdarzenia. Dlatego wybacz mi, że pytam – wiem jednak, że twoim słowom mogę ufać – rozwinęła po chwili, nie tyle wiedziona kurtuazją, co szczerze zatroskana stanem młodszej czarownicy. Chwała Merlinowi za zdecydowaną reakcję lordów, za wsparcie namiestniczki Londynu, bez ich pomocy straty byłyby jeszcze większe, jeszcze dotkliwsze, bez wątpienia. – Nie miej sobie tego za złe. – Niewłaściwego zaklęcia czy przyzwania świstoklika, który nie miał szans wydostać ich z tego potrzasku. – Trudno myśleć trzeźwo, gdy niebo wali się na głowę, dosłownie. Rozumiem jednak, że Mannan nie pozwolił, by stała ci się krzywda, a to najważniejsze. – Niezależnie od tego, czy były między nimi jakiekolwiek uczucia, choćby i te negatywne, czy łączyła ich jedynie wola nestorów, małżonek powinien roztaczać nad nią najlepszą możliwą opiekę. Idun cieszyła się, że lord Travers nie zaliczał się do grona nieporadnych, wydelikaconych arystokratów, którzy tracili głowę w sytuacji choćby najmniejszego zagrożenia.
Kiedy Melisande podniosła na nią wzrok, przez krótką chwilę spodziewała się, że powie coś niezwykle ciężkiego lub szokującego – wspomni o detalu obchodów, który wstrząsnął nią do głębi. Kiedy więc zamiast tego usłyszała komunikat dotyczący biblioteki, nie mogła uwierzyć własnym uszom. Przynajmniej z początku; po chwili spłynęło na nią zrozumienie, przypomniała sobie, z kim rozmawia.
Na Merlina – sapnęła cicho, jedynie siłą woli powstrzymując kącik podkreślonych pomadką ust przed drgnięciem w namiastce uśmiechu. – Chciałaś rozwiązać zagadkę tej katastrofy na własną rękę i to możliwie jak najszybciej... Zgadłam? – Wtedy też uznała, że nie mogą kontynuować tej rozmowy bez dodatku alkoholu; im obu przyda się kieliszek wytrawnego Bordeaux. Nim odezwała się znowu, przyzwała skrzata, który potrzebował ledwie momentu na spełnienie wspomnianej zachcianki. W mgnieniu oka znów zostały same.
Sądzisz, że za tym zakazem stało coś więcej niż chęć zadbania o twoje dobro? – zapytała z uwagą, spoglądając nad swym kieliszkiem na wciąż pobladłą twarz rozmówczyni. Nie znała Mannana dobrze, podejrzewała jednak, iż w tamtej chwili priorytetem było dlań przekonanie się, czy Melisande włos z głowy nie spadł, nie zaś przetrząsanie rodowego księgozbioru w poszukiwaniu odpowiedzi. Lecz może lady Travers miała rzucić na tę sytuację nieco inne światło.


And when the sun fell down
And when the moon failed to rise
And when the world came apart
Where were you? Were you with me?
Idun Avery
Idun Avery
Zawód : znawczyni trolli, pasjonatka perfumiarstwa
Wiek : 37
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

a wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk


OPCM : 2 +2
UROKI : 2 +1
ALCHEMIA : 11 +5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12211-idun-lorelei-avery https://www.morsmordre.net/t12252-sigyn#376979 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t12214-idun-avery#376152
Re: Salon Maude [odnośnik]29.05.24 1:04
Od pierwszego dnia w Corbenic (a może od pierwszej wizyty) z rozmysłem budowała nowe fundamenty, najpierw wyciągając ręce po tych co znajdują się najbliżej samego Manannana. Jego brata miała okazję poznać już wcześniej, matki przychylność zyskała szybko kiedy ta odnalazła w niej wszystko czego poszukiwała w własnej córce - z tą ostatnio było podobnie. Jak woda wypełniała luki, próbując dostać się do środka, zalać sobie funkcjonujący wcześniej bez niej zamkowy organizm. Charyzmą i dobrocią przyciągnęła do siebie służki, wprowadzając niewielkie zmiany, które były im na rękę. Rozmową i urodą męskich członków pałacowej służby. Kuzynów, kuzynki, podchodząc sprawdzając, badając czy uzyska gdzieś więcej wplatając siebie dalej i głębiej, by istotnie niedługo nie byli w stanie wyobrazić sobie jak wyglądało życie na zamku bez niej.
- Mam nadzieję, że opamiętają się szybciej. To wysoce niepoważne, moja droga, nie podawać do opinii publicznej tak istotnej dla rodziców informacji. - krótkie westchnie do pary z niezadowolonym pokręceniem głową podsumowywało padające z ust Róży słowa. Szkoła powinna być poważną i godną zaufania placówką - tymczasem brakowało jakichkolwiek zapeweń, albo wyjaśnień co do planowanych działań. Potaknęła głową, by później unieść rękę i machnąć nią łagodnie, niemal nonszalancko. - Niepotrzebnie się tym przejmuje. - wypadło z ust Melisande z krótkim westchnieniem. - Takich teatrów dane jej będzie obejrzeć jeszcze co najmniej kilka. - orzekła, spoglądając znacząco na Idun. Wiedziała przecież - o tym, że ją i Manannana nie połączyła miłość przed zaślubinami. Była u niej wszak kilka dni po zaręczynach próbując trzymać na wodzy gorejącą wewnątrz złość sposobem w jaki potraktował ją Tristan - jak powiedział jej o zaręczynach ledwie dzień wcześniej. A potem zamilkła na miesiące, próbując odnaleźć dla siebie miejsce prowadzona irracjonalną potrzebę by dokonać tego samej nie pytając o radę doświadczonej protektorki.
- Ktoś mógł. - nie zgodziła się z Idun. - Chciałam się temu przyjrzeć. Byłam w bibliotece, wpadłam na Wendeline. Uczyła się ze mną w szkole, pamiętałam że ciągle taszczyła ze sobą astronomiczne tomiszcza. Ale zamiast rzeczywistej pracy i pochyleniem się nad tematem panna - zaakcentowała wyraźnie. - Selwyn, woli roztkliwiać się nad pięknością romansu słońca z księżycem i tym jaką potęgą może być wiedza. Cóż, nie jej, skoro jedyne co potrafi to pisać poematy na ten temat. - wyrzuciła z siebie w wyrazie krótkiej irytacji wywracając oczami. Unosząc dłoń, żeby machnąć nią kilka razy. - Nie przepraszaj. A jeśli pytasz o uczucia to głównie frustracji. - przyznała zgodnie z prawdą. Bała się, owszem, bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej - może podobnie gdy Wyspiarka wymknęła się spod kontroli a Morgoth padł trafiony własną chorobą. Uniosła filiżankę ze spodkiem, upijając z niej herbacianego napoju. Mimowolnie skrzywiła się odrobinę nie kryjąc przed Idun gestu kiedy ta kazała jej nie mieć sobie za złe własnego zachowania. Musiała - zwłaszcza, że i jej mąż zdawał się nie dostrzegać istoty problemu. Odstawiła naczynie, mimowolnie nachylając się w jej stronę.
- Obiecałam mu coś innego. - wyznała z niezadowoleniem. Siłę, pomoc, możliwość. Zamiast tego popełniała tego dnia błąd za błędem. Manannan twierdził, że nie była balastem, że była jego siłą ale jakiego rodzaju nie potrafiła dojrzeć kiedy poległa na tym, co zdawało jej się istotne. Z zrezygnowaniem odchyliła się na zajmowanym miejscu marszcząc w niezadowoleniu brwi, odwracając głowę by spojrzeć za okno na roztaczające się wokół tereny. Z naburmuszoną manierą dodając informację o tym, jak zabronił jej wizyty w bibliotece tego wieczoru. Zaplotła dłonie na piersi. A kiedy Idun podzieliła się poświęconą tezą wróciła do niej wzrok i pokręciła przecząco głową wypuszczając westchnięcie. Poprawiła się na miejscu, ale od kiedy z pola widzenia zniknęła jej córka, pozwalała sobie na więcej. Zarzuciła nogę na nogę. - Nie mam odpowiedniej wiedzy, by to zrobić. Tak skomplikowane zagadnienie astronomii leży poza moim zasięgiem. - przyznała patrząc na skrzata nalewającego im wina. Sięgnęła po szkło, zataczając okrąg szkłem w dłoni. - Rzuciłam na niego zaklęcie. Na Manannana, wtedy na szlaku. Ale zamiast pomóc tylko go… - odwróciłam spojrzenie. - rozzłościłam. Chciałam zrozumieć, czemu nie było odpowiednie. A ponad wszystko - wróciła tęczówkami do Idun wskazując na nią trzymanym kieliszkiem - zostać sama. - wyznała opierając jeden z łokci o podłokietnik, a na zwiniętej w pięść dłoni ułożyła policzek znów spoglądając za okno, przyciągnięta do Idun postawionym pytaniem.
- Nie sądzę. - dwa krótkie słowa, składające się w stwierdzenie opuściło różane wargi. - Przedstawiłam mu ofertę, która zdaje się leżeć w zasięgu jego zainteresowania. - mimowolnie unosząc kącik ust nim powróciła spojrzeniem do lady Avey. - Powiedzmy, że zadbałam o to, by jego uwaga krążyła wokół mnie. Choć - wargi drgnęły jej ponownie - nie obyło się bez przedstawienia w jadalni po powrocie ze szlaku. Wiesz, że potrafię być - zawiesiła zgłoski - nieugięta, kiedy coś sobie postanowię. - wargi drgnęły w rozbawieniu. - Rytuał rozpoczynający Festiwal jest jednak godny wspomnienia i zapamiętania - nachyliła się do niej. - w końcu zagrałam w nim główną rolę. - lżejszy temat był łatwiejszy i przyjemniejszy zdecydowanie i choć wspomnienia z tego dnia mieszały się ze sobą na dusznych leśnych ścieżka, to tego, że trzymała kielich pełen ciepłej krwi Rema nie była w stanie zapomnieć.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Salon Maude [odnośnik]12.06.24 15:24
Przytaknęła Melisande krótkim skinieniem głowy; oczywiście, najlepiej byłoby, gdyby władze Hogwartu wydały stosowne oświadczenie możliwie jak najszybciej, oszczędziłoby to podszytej nerwami niepewności nie tylko jej, ale i wielu innym szlachcicom, którzy powierzyli edukację swych latorośli szkockiej szkole. Nie chciała jednak kontynuować tego tematu – napomknięcie o odczuwanej frustracji wystarczyło, by zmniejszyć jej ciężar, nawet jeśli tylko odrobinę. Skorzystała więc z faktu, że rozmowa naturalnie podążyła dalej, skupiając na stosunkowo niedawnym ślubie młodszej lady.
Zapewne nie chodziło jej o sam teatrzyk, a o fakt, że dotyczył on ciebie, Melisande – wspomniała, zdradzając się ze swymi podejrzeniami; odwzajemniła przy tym spojrzenie rozmówczyni. Vivienne będzie jeszcze świadkiem niejednego takiego przedstawienia, w końcu i sama zostanie obsadzona w roli głównej, na sumieniu młodej Róży musiało jednak ciążyć to, że nie mogła wspierać swej siostry w tak wymagającym dniu. Do tego dniu, w którym przestawała być częścią tego samego rodu. Im dłużej obracała tę myśl w głowie, tym bardziej wydawała się jej ona prawdopodobna. I tym silniej przypominała o tym, co – na szczęście – zdołała lata temu przepracować i zracjonalizować. Niegdyś szczerze żałowała, iż rodzice obdarzyli ją samymi braćmi, zaś bliska sercu kuzynka odwróciła się o niej w reakcji na decyzję nestorów. Niedorzeczne; zupełnie jak gdyby to ona zesłała na nią śmiertelną bladość i to ona podjęła decyzję o wydaniu się za Harlana. I choć wiedziała, że Melisande wkraczała na tę nową ścieżkę trawiona w pełni uzasadnionym gniewem, tak miała nadzieję, iż nie czuła się osamotniona; jednocześnie szanowała jej decyzję i rozumiała pobudki, które skłoniły ją do samodzielnego stawiania czoła sytuacji, w którą została wrzucona siłą nestorskich machinacji. Wszak nikt nie mógł zrobić tego za nią, wywalczyć pozycji wśród Traversów, poszukać luk w obronie Mannana.
Odgoniła opadający na policzek kosmyk włosów, nie będąc nawet w najmniejszym stopniu zdziwioną tym, że towarzyszka wyrażała swoje zdanie wprost, nie obawiając się prezentować odmiennego stanowiska. No tak, astronomowie powinni rozszyfrować tajemnicę wiszącego na niebie dziwa – spotkała się już z tym przekonaniem, mieszkańcy Shropshire zdawali się podzielać zdanie zaproszonej do Ludlow czarownicy. Lecz czy ich znajomość gwiazd mogła wystarczyć, by zrozumieć istotę przedziwnej komety? Ta zdawała się wykraczać poza ramy wspomnianej nauki, być przeniknięta na wskroś niepokojącą, mącącą zmysły magią. Idun westchnęła jednak, gdy usłyszała, że Wendelina nie podjęła choćby próby zgłębienia tego tematu. – Któż by pomyślał, że z lady Selwyn taka romantyczna dusza – mruknęła z kąśliwym rozbawieniem, kręcąc przy tym lekko głową. – Co z niej za fascynatka astronomii, skoro na niebie pojawiło się coś takiego, a ona odwróciła spojrzenie w inną stronę. Nawet i słońca, blednącego przecież w obliczu hipnotycznego blasku jeszcze do niedawna stojącej na niebie, dniem i nocą, komety – zawtórowała towarzyszce, powstrzymując się jednak przed wyraźniejszymi gestami. Nie przez brak zaufania do rozmówczyni, a przez wyrobiony na przestrzeni lat nawyk; zwykle utrzymywała emocje w ryzach.
Wpierw, gdy Melisande wspomniała, że wspomnieniom tamtego wieczoru towarzyszy głównie frustracja, nie zaś strach, którego przecież jedynie głupiec nie odczuwałby w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, miała problem ze zidentyfikowaniem, co leżało u podstaw tego stwierdzenia. Po krótkiej chwili spłynęło na nią zrozumienie; choć krewniaczka już wcześniej wspominała o użyciu złego zaklęcia czy przyzwaniu świstoklika, który nie mógł wyratować ich z potrzasku, tak dopiero teraz połączyła to z wdrażanym w życie planem, by owinąć sobie męża wokół palca i zaskarbić sympatię pozostałych Traversów. Bo choć jeszcze nie zdołały o tym pomówić, tak doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, że niegdysiejsza Róża musiała prowadzić taką kampanię już długie miesiące.
I dotrzymasz złożonej obietnicy, Melisande – odparła miękko, z przekonaniem, próbując przy tym podchwycić poirytowane spojrzenie kuzynki. – Wiem, że zawsze dążysz do perfekcji i rozumiem, że tamten wieczór już zawsze będzie kojarzył ci się ze swego rodzaju porażką. Najważniejsze jednak, by potraktować go jako nauczkę na przyszłość. Potknięcia, choć niezwykle nieprzyjemne, są katalizatorem rozwoju. Wierzę, ba, jestem pewna, że już nigdy więcej nie sięgniesz po to zaklęcie w niewłaściwym momencie – kontynuowała, obserwując wyraźnie zbolałą lady Travers ze spokojem, jak gdyby miała nadzieję w ten sposób przelać go na nią. Nie mogła cofnąć czasu, nie mogła wymazać swych chybionych decyzji, miała jednak pełną kontrolę nad tym, jakie wnioski wyciągnie z tamtej sytuacji. Poza tym, Idun wątpiła, by Melisande miała utracić w oczach Mannana  – wszak wydarzenia z końca festiwalu jawiły się jako wyjątkowo traumatyczne, zaś niezwykle łatwo utracić opanowanie w takich warunkach
Z uwagą wysłuchiwała kolejnych słów, tych dotyczących tajemniczej oferty i działań, które kuzynka podejmowała, by skupić na sobie uwagę małżonka oraz obserwowała nieznaczne, lecz wymowne drgnięcia kącików ust. A więc, pomijając tamtą feralną noc, wszystko musiało iść zgodnie z myślą Melisande. To dobrze. – Och, wiem – zapewniła z przelotnie szerszym uśmiechem, wszak znała towarzyszkę nie od dziś i zdawała sobie sprawę z jej nieustępliwego charakteru. – Mam jednak nadzieję, że to przedstawienie zakończyło się w sposób, który możesz uznać za satysfakcjonujący. – Nie zaś krok w tył, nieodwracalną rysę na wciąż tworzonej więzi z wybranym przez nestorów czarodziejem. O szczegóły nie wypytywała, zostawiając w rękach drugiej czarownicy decyzję, czy ta pragnęła rozwinąć temat; nie chciała wyjść na wścibską. – Z przykrością muszę przyznać, że nie zdołaliśmy dotrzeć na ten rytuał, na polanie zjawiliśmy się dopiero później... A więc odegrałaś w nim główną rolę? Na czym polegał? – Zogniskowała spojrzenie na rozchmurzonym licu towarzyszki, nie kryjąc się ze swym wyraźnym zainteresowaniem; wspomniane wydarzenie było owiane mgłą tajemnicy, niewielu czarodziejów chciało nim mówić z jakiegoś niezrozumiałego powodu. Sięgnęła jeszcze w kierunku pudełka ulubionych czekoladek Melisande, gestem zachęcając ją, by również się poczęstowała.


And when the sun fell down
And when the moon failed to rise
And when the world came apart
Where were you? Were you with me?
Idun Avery
Idun Avery
Zawód : znawczyni trolli, pasjonatka perfumiarstwa
Wiek : 37
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

a wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk


OPCM : 2 +2
UROKI : 2 +1
ALCHEMIA : 11 +5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12211-idun-lorelei-avery https://www.morsmordre.net/t12252-sigyn#376979 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t12214-idun-avery#376152

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Salon Maude
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach