Północny Solar
AutorWiadomość
Północny Solar
To niewielkie, niepozorne pomieszczenie znajdujące się na górnej kondygnacji nie wyróżnia się niczym szczególnym. Wpada tu jedynie trochę więcej światła za dnia. To jednak, do pary z ogromnym kominkiem niepodłączonym do sieci fiuu wystarczyło, by uczynić z niego najcieplejsze pomieszczenie w całym zamku. Zdaje się, że z tego właśnie powodu to tu najczęściej spotkać można starszyznę rodu jak i młodsze dzieci.
17 V 1957
Czas mógł jedne więzi zacieśniać, inne zaś rozluźniać, jednak Alphard zdawał sobie sprawę z tego, że wpływ na taki stan rzeczy mają również ludzkie starania, bądź ich brak. Zaniedbał niektóre relacje i mógłby usprawiedliwiać się na przeróżne sposoby, jednak nie zamierzał tego robić, gdy nikt tego od niego nie wymagał. Wraz z wiekiem każdy przedstawiciel szlacheckiego stanu musiał pogodzić się z rosnącą liczbą powinności, która zabierała możliwość swobodnego dysponowania własnym czasem. Na drodze prowadzącej ku beztrosce zawsze stawało coś ważnego, pilnego, co odsuwało na dalszy plan wszelkie przyjemności. Ostatnie tygodnie były dla niego nad wyraz pracowite i był przekonany, że Elaine znajdzie w sobie wiele zrozumienia dla jego osoby. Dała temu wyraz już w słanych do niego listach.
Nie czuł zbyt wielkiej presji, aby dokładnie przygotować się do tego spotkania, choć z góry otrzymał zapowiedź, że z ust damy mogą wypłynąć pytania trudne, może nawet kłopotliwe. Całe społeczeństwo wciąż przyzwyczajało się do zmian, jakie zaszły, dlatego potrzeba rozwiania wątpliwości odnośnie obecnej sytuacji politycznej, która zrodziła się u szlachcianki, wcale go nie zdziwiła. Zawsze cenił sobie jej przenikliwość i tak już mu zostało od czasów szkolnych. Któż by pomyślał, że przyjaźń z Lysandrem sprawi, iż odnajdzie na długie lata znakomita sojuszniczkę? Zdecydowanie częściej się z sobą kontaktowali, kiedy jej towarzyski brat wpadał w mniejsze lub większy tarapaty, ale i on w końcu musiał dorosnąć. Gdy miał się dobrze i nie potrzebował ich wzmożonej uwagi, wówczas nie musieli za jego plecami wymieniać się uwagami o jego lekkomyślności, ani planować użycia środków zaradczych.
Zgodnie z danym słowem zjawił się o wyznaczonej godzinie i pozwolił pokierować się służbie do jednego z pomieszczeń. Wejście po kamiennych schodach na wyższą kondygnację zamku nie sprawiło mu większych trudności. Odpowiednie drzwi zostały mu wskazane i przekroczył próg komnaty. Bywał w obszernych rezydencjach i innych wiekowych zamkach, mimo to zawsze zaskakiwało go to, jak na tle innych siedzib wyróżnia się londyńska kamienica Blacków. Zbliżył się do damy, przystając obok niej tuż przy ogromnym kominku.
– Lady Elaine – oficjalny tytuł złączył z imieniem, które wymówił z jawną serdecznością. Miał nadzieję, że rzeczywiście udało mu się ucieszyć ją swoim przybyciem do Ludlow Castle. Samo spotkanie wypadło dość nagle, ale z jego perspektywy wydawało się miłą niespodzianką niźli przykrą koniecznością. – Dobrze cię widzieć – to jedno zdanie musiało starczyć za wszelkie inne uprzejmości. Alphard bez trudu mógłby zaserwować wiele komplementów, ale nie to było celem jego wizyty. Poczuł jednak ogromną potrzebę pozwolić sobie na odrobinę prywaty na samym początku. – Jak ma się najdzielniejszy rycerz spośród wszystkich mężów tego wspaniałego zamku? – spytał z pobrzmiewającym w niskim głosie rozbawieniem. Wiele żywił sympatii do młodych pociech i czasem przez to zaczynał rozmyślać jakim to byłby rodzicem.
Czas mógł jedne więzi zacieśniać, inne zaś rozluźniać, jednak Alphard zdawał sobie sprawę z tego, że wpływ na taki stan rzeczy mają również ludzkie starania, bądź ich brak. Zaniedbał niektóre relacje i mógłby usprawiedliwiać się na przeróżne sposoby, jednak nie zamierzał tego robić, gdy nikt tego od niego nie wymagał. Wraz z wiekiem każdy przedstawiciel szlacheckiego stanu musiał pogodzić się z rosnącą liczbą powinności, która zabierała możliwość swobodnego dysponowania własnym czasem. Na drodze prowadzącej ku beztrosce zawsze stawało coś ważnego, pilnego, co odsuwało na dalszy plan wszelkie przyjemności. Ostatnie tygodnie były dla niego nad wyraz pracowite i był przekonany, że Elaine znajdzie w sobie wiele zrozumienia dla jego osoby. Dała temu wyraz już w słanych do niego listach.
Nie czuł zbyt wielkiej presji, aby dokładnie przygotować się do tego spotkania, choć z góry otrzymał zapowiedź, że z ust damy mogą wypłynąć pytania trudne, może nawet kłopotliwe. Całe społeczeństwo wciąż przyzwyczajało się do zmian, jakie zaszły, dlatego potrzeba rozwiania wątpliwości odnośnie obecnej sytuacji politycznej, która zrodziła się u szlachcianki, wcale go nie zdziwiła. Zawsze cenił sobie jej przenikliwość i tak już mu zostało od czasów szkolnych. Któż by pomyślał, że przyjaźń z Lysandrem sprawi, iż odnajdzie na długie lata znakomita sojuszniczkę? Zdecydowanie częściej się z sobą kontaktowali, kiedy jej towarzyski brat wpadał w mniejsze lub większy tarapaty, ale i on w końcu musiał dorosnąć. Gdy miał się dobrze i nie potrzebował ich wzmożonej uwagi, wówczas nie musieli za jego plecami wymieniać się uwagami o jego lekkomyślności, ani planować użycia środków zaradczych.
Zgodnie z danym słowem zjawił się o wyznaczonej godzinie i pozwolił pokierować się służbie do jednego z pomieszczeń. Wejście po kamiennych schodach na wyższą kondygnację zamku nie sprawiło mu większych trudności. Odpowiednie drzwi zostały mu wskazane i przekroczył próg komnaty. Bywał w obszernych rezydencjach i innych wiekowych zamkach, mimo to zawsze zaskakiwało go to, jak na tle innych siedzib wyróżnia się londyńska kamienica Blacków. Zbliżył się do damy, przystając obok niej tuż przy ogromnym kominku.
– Lady Elaine – oficjalny tytuł złączył z imieniem, które wymówił z jawną serdecznością. Miał nadzieję, że rzeczywiście udało mu się ucieszyć ją swoim przybyciem do Ludlow Castle. Samo spotkanie wypadło dość nagle, ale z jego perspektywy wydawało się miłą niespodzianką niźli przykrą koniecznością. – Dobrze cię widzieć – to jedno zdanie musiało starczyć za wszelkie inne uprzejmości. Alphard bez trudu mógłby zaserwować wiele komplementów, ale nie to było celem jego wizyty. Poczuł jednak ogromną potrzebę pozwolić sobie na odrobinę prywaty na samym początku. – Jak ma się najdzielniejszy rycerz spośród wszystkich mężów tego wspaniałego zamku? – spytał z pobrzmiewającym w niskim głosie rozbawieniem. Wiele żywił sympatii do młodych pociech i czasem przez to zaczynał rozmyślać jakim to byłby rodzicem.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Z niecierpliwością wyczekiwała tej wizyty. Miało to rzecz jasna swój wymiar pragmatyczny; liczyła na ekspertyzę Blacka i jeszcze bardziej na zrozumienie jej chęci zdobycia większego wglądu w aktualną sytuację polityczną. Jednocześnie jednak po prostu cieszyła się na wizytę dobrego znajomego. W ciągu roku żałoby bardzo wiele czasu spędziła wyłącznie sama ze sobą i chociaż nie była zasadniczo osobą, która do szczęścia potrzebuje ciągłego towarzystwa, rosła w niej potrzeba oderwania się od bitew rozgrywanych we własnej głowie. Tym bardziej, że stawały się coraz bardziej jałowe. Do rzeczowej dyskusji, nawet wewnątrznych, brakowało jej rzetelnych informacji. Tu znów jej nadzieją był lord Black.
Kiedy widzieli się ostatnio, inicjatywa była po stronie Alpharda, a kontekst spotkania jasno określony. Razem pracowali. Uważna jeśli chodzi o dopasowanie się do okoliczności, zarówno pod kątem zachowania, jak i kwestii powierzchownych, zadbała więc i wtedy, by nie wyglądać zanadto szykownie. Teraz sytuacja była trochę inna. Po pierwsze, przyjmowała gościa w rodowej siedzibie. Po drugie, spotkanie miało koloryt mimo wszystko towarzyski. Tym razem pełna odpowiedzialność za właściwe zaaranżowanie spotkania leżało po stronie Elaine i trudno byłoby odmówić jej zaangażowania w zbudowanie odpowiedniej atmosfery. Zgodnie z założeniami Alpharda pozbawionej presji, co podkreślał już dobór pomieszczenia – nie najbardziej pokazowego z możliwych, bynajmniej nie z braku szacunku, ale dla podkreślenia, że o swoim gościu Elaine myśli jako o kimś bliższym, niż zwykłym wizytatorze. Z pomieszczenia zniknęła dłuższa ława, pozostawiając jedynie dwa fotele oddzielone od siebie stolikiem, na którym czekały już gotowe przekąski, słodkie i wytrawne, oraz karafka z białym, lekkim winem.
Nie z mniejszą dbałością lady Avery przygotowała samą siebie. Oszczędna w makijażu, biżuterii i doborze zapachu, nie odmówiła sobie jednak misternego upięcia włosów. Obrazu zdyscyplinowanej elegancji dopełniała długa, popielata suknia, gorsetowana, z wysokim kołnierzykiem. Siedząc w jednym z dwóch przygotowanych na tą okoliczność foteli, wyprostowana jak struna oczekiwała, aż uchylą się drzwi.
- Lord Alphard. – Odpowiedziała na powitanie tonem bliźniaczym do tego, którego użył on sam. Nie musiała wkładać w to zresztą żadnego wysiłku; była po prostu szczęśliwa, że udało mu się dotrzeć na czas, mimo tak szybkiego, zaproponowanego przez nią terminu. – Ciebie również. – Zapewniła go, delikatnym skinieniem głowy zapraszając go do zajęcia miejsca po drugiej stronie stolika. O ile wyprostowana była już wcześniej, zdawać by się mogło, że przybyło jej jeszcze kilka centymetrów w górę w reakcji na pytanie Alpharda. Sprowadzania jej wyłącznie do roli matki, żony, później wdowy nie przyjmowała zbyt dobrze, ale tak sformułowane pytanie i pobrzmiewająca w tym oczywistym pochlebstwie szczera serdeczność mile łechtały jej dumę z syna.
- Doskonali jazdę konną, sam przyznasz – umiejętność nieodzowną dla prawdziwego rycerza. - Jej usta ułożyły się w charakterystyczny, szeroki uśmiech z rodzaju tych, których po prostu nie da się kontrolować. Nie była już tak zaangażowana w życie Juliusa jak w pierwszych latach jego życia, ale nic nie mogło zmienić tego, że jego szczęście nadawało sens jej życiu. – A jak wiedzie się tobie, mój drogi?
Kiedy widzieli się ostatnio, inicjatywa była po stronie Alpharda, a kontekst spotkania jasno określony. Razem pracowali. Uważna jeśli chodzi o dopasowanie się do okoliczności, zarówno pod kątem zachowania, jak i kwestii powierzchownych, zadbała więc i wtedy, by nie wyglądać zanadto szykownie. Teraz sytuacja była trochę inna. Po pierwsze, przyjmowała gościa w rodowej siedzibie. Po drugie, spotkanie miało koloryt mimo wszystko towarzyski. Tym razem pełna odpowiedzialność za właściwe zaaranżowanie spotkania leżało po stronie Elaine i trudno byłoby odmówić jej zaangażowania w zbudowanie odpowiedniej atmosfery. Zgodnie z założeniami Alpharda pozbawionej presji, co podkreślał już dobór pomieszczenia – nie najbardziej pokazowego z możliwych, bynajmniej nie z braku szacunku, ale dla podkreślenia, że o swoim gościu Elaine myśli jako o kimś bliższym, niż zwykłym wizytatorze. Z pomieszczenia zniknęła dłuższa ława, pozostawiając jedynie dwa fotele oddzielone od siebie stolikiem, na którym czekały już gotowe przekąski, słodkie i wytrawne, oraz karafka z białym, lekkim winem.
Nie z mniejszą dbałością lady Avery przygotowała samą siebie. Oszczędna w makijażu, biżuterii i doborze zapachu, nie odmówiła sobie jednak misternego upięcia włosów. Obrazu zdyscyplinowanej elegancji dopełniała długa, popielata suknia, gorsetowana, z wysokim kołnierzykiem. Siedząc w jednym z dwóch przygotowanych na tą okoliczność foteli, wyprostowana jak struna oczekiwała, aż uchylą się drzwi.
- Lord Alphard. – Odpowiedziała na powitanie tonem bliźniaczym do tego, którego użył on sam. Nie musiała wkładać w to zresztą żadnego wysiłku; była po prostu szczęśliwa, że udało mu się dotrzeć na czas, mimo tak szybkiego, zaproponowanego przez nią terminu. – Ciebie również. – Zapewniła go, delikatnym skinieniem głowy zapraszając go do zajęcia miejsca po drugiej stronie stolika. O ile wyprostowana była już wcześniej, zdawać by się mogło, że przybyło jej jeszcze kilka centymetrów w górę w reakcji na pytanie Alpharda. Sprowadzania jej wyłącznie do roli matki, żony, później wdowy nie przyjmowała zbyt dobrze, ale tak sformułowane pytanie i pobrzmiewająca w tym oczywistym pochlebstwie szczera serdeczność mile łechtały jej dumę z syna.
- Doskonali jazdę konną, sam przyznasz – umiejętność nieodzowną dla prawdziwego rycerza. - Jej usta ułożyły się w charakterystyczny, szeroki uśmiech z rodzaju tych, których po prostu nie da się kontrolować. Nie była już tak zaangażowana w życie Juliusa jak w pierwszych latach jego życia, ale nic nie mogło zmienić tego, że jego szczęście nadawało sens jej życiu. – A jak wiedzie się tobie, mój drogi?
It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Ciepło bijące od kominka było przyjemne; tak bardzo kojące, że w mgnieniu oka odziany w czarną szatę szlachcic poczuł się mile widzianym gościem. Właściwie nie powinien mieć co do tego żadnych wątpliwości, otrzymał jednoznaczne zaproszenie, to jednak podobna gościna była dowodem istnienia wciąż żywego sentymentu pomiędzy nimi. Zdążyły minąć lata, a sympatia wcale nie przeminęła, choć przez konwenanse nie mogła być tak oczywista jak za lat szkolnych. Kameralne pomieszczenie dawało im szansę, aby mogli pomówić swobodnie, choć dla własnego dobra nie wypowiedzą wszystkich kłopoczących ich myśli. Czasy beztroski stały się odległe, przez wojenną zawieruchę jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Alphard zdawał się być już całkowicie pogodzony z podobnie brutalnymi prawdami, nie pozostawał gdzieś obok rodowych tradycji, te stały się częścią jego osoby. Nawet w przyjaznym towarzystwie nie mógł całkowicie zerwać z tym, kim się stał w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
Po otrzymaniu przyzwolenia usiadł na wolnym fotelu, na początku ignorując obecność poczęstunku, całą swoją uwagę skupiają na Elaine. Prezentowała się nienagannie, pełna elegancji i dumy, której wcale nie musiała udowadniać ubiorem, ten tylko dopełniał te przymioty. Już po jej postawie mógł powiedzieć, że nie unikną poruszenia trudnych tematów, mimo to chciał rozpocząć to spotkanie miłym akcentem, dzielić z nią krótką chwilę niezabarwioną powagą. Dzięki jej łaskawości otrzymał taki moment, ponieważ matczyne serce nigdy nie pozostanie głuche. Uśmiech wywołany przez pytanie o Juliusa wyraźnie go uradował, jak również odpowiedź, która padła.
– Jeszcze chwila i nie będę miał z nim żadnych szans – stwierdził żartobliwie, choć w gruncie rzeczy nie był to nierealny scenariusz. Także uczony był jazdy konnej w młodym wieku, jednak nikt nigdy nie wymagał od niego doskonalenia tej umiejętności, ponieważ inne zdolności były bardziej cenione w rodzie mocno związanym z polityką. Jeśli zdarzy się więc, że młody Julius przegoni go konno podczas polowania czy przy innej okazji, to nie będzie czuł się wcale rozczarowany. Ale nie zdążył o tym zbyt wiele pomyśleć, bo zaraz to do niego zostało skierowane pytanie, przez które entuzjazm przygasł.
– Dobrze – odpowiedział krótko, z mieszanymi uczuciami, ciemne spojrzenie kierując ku płomieniom nagle zaintrygowany ich leniwymi ruchami. Wprowadzanie nowych porządków było męczące i choć od niego oczekiwano przede wszystkim politycznych działań w ministerialnych strukturach, to jednak musiał też znajdować czas na inne sprawy. Oczyszczanie londyńskich ulic z resztek szlamu było dość ożywcze, a jednak podczas ostatniego zadania bliski był zwątpić w słuszność swoich czynów. Sięgnął wreszcie po karafkę z winem i nalał sobie trunek do kieliszka, by dzięki temu uciec od niepotrzebnych rozmyślań. – Pozostaję mocno zapracowany, ale to akurat trzyma mnie w ryzach – dodał szybko, swoje emocjonalne rozterki próbując zrzucić na nawał papierkowej pracy. – Jest też jedna rzecz, która mnie zajmuje, ale szczegóły zdradzę, gdy pewny będę efektu moich starań – wyjawił z subtelnym uśmiechem, z powrotem wprowadzając się w dobry nastrój. Szczerze wierzył, że jest coraz bliżej zdobycia smoka, choć negocjacje w hiszpańską stronę raptem były na początkowym etapie. Miał jednak wsparcie ambasadora, to miało ogromne znaczenie.
Uniósł naczynie, upił pierwszy łyk i wygodniej ułożył się w fotelu, wyczuwając moment, w którym należało przejść do sedna tego spotkania. Z jednej strony wcale tego nie chciał, z drugiej z kolei pragnął uszanować czas damy, bo ściągnęła go tu w konkretnym celu. Najwidoczniej informacje podawane przez Walczącego Maga nie wydawały jej się do końca wiarygodne, bądź oczekiwała, że uzupełni występujące pomiędzy medialnymi przekazami braki. A może to list gończy wystawiony za znanym jej zdrajcą stał się świeżą raną? – Podejrzewam, że masz wiele pytań, a nie chcę niczego wyjaśniać, póki nie wiem, co budzi twoje wątpliwości – zaczął ostrożnie, otwierając ich poważną dyskusję w bardzo wyrozumiały sposób.
Po otrzymaniu przyzwolenia usiadł na wolnym fotelu, na początku ignorując obecność poczęstunku, całą swoją uwagę skupiają na Elaine. Prezentowała się nienagannie, pełna elegancji i dumy, której wcale nie musiała udowadniać ubiorem, ten tylko dopełniał te przymioty. Już po jej postawie mógł powiedzieć, że nie unikną poruszenia trudnych tematów, mimo to chciał rozpocząć to spotkanie miłym akcentem, dzielić z nią krótką chwilę niezabarwioną powagą. Dzięki jej łaskawości otrzymał taki moment, ponieważ matczyne serce nigdy nie pozostanie głuche. Uśmiech wywołany przez pytanie o Juliusa wyraźnie go uradował, jak również odpowiedź, która padła.
– Jeszcze chwila i nie będę miał z nim żadnych szans – stwierdził żartobliwie, choć w gruncie rzeczy nie był to nierealny scenariusz. Także uczony był jazdy konnej w młodym wieku, jednak nikt nigdy nie wymagał od niego doskonalenia tej umiejętności, ponieważ inne zdolności były bardziej cenione w rodzie mocno związanym z polityką. Jeśli zdarzy się więc, że młody Julius przegoni go konno podczas polowania czy przy innej okazji, to nie będzie czuł się wcale rozczarowany. Ale nie zdążył o tym zbyt wiele pomyśleć, bo zaraz to do niego zostało skierowane pytanie, przez które entuzjazm przygasł.
– Dobrze – odpowiedział krótko, z mieszanymi uczuciami, ciemne spojrzenie kierując ku płomieniom nagle zaintrygowany ich leniwymi ruchami. Wprowadzanie nowych porządków było męczące i choć od niego oczekiwano przede wszystkim politycznych działań w ministerialnych strukturach, to jednak musiał też znajdować czas na inne sprawy. Oczyszczanie londyńskich ulic z resztek szlamu było dość ożywcze, a jednak podczas ostatniego zadania bliski był zwątpić w słuszność swoich czynów. Sięgnął wreszcie po karafkę z winem i nalał sobie trunek do kieliszka, by dzięki temu uciec od niepotrzebnych rozmyślań. – Pozostaję mocno zapracowany, ale to akurat trzyma mnie w ryzach – dodał szybko, swoje emocjonalne rozterki próbując zrzucić na nawał papierkowej pracy. – Jest też jedna rzecz, która mnie zajmuje, ale szczegóły zdradzę, gdy pewny będę efektu moich starań – wyjawił z subtelnym uśmiechem, z powrotem wprowadzając się w dobry nastrój. Szczerze wierzył, że jest coraz bliżej zdobycia smoka, choć negocjacje w hiszpańską stronę raptem były na początkowym etapie. Miał jednak wsparcie ambasadora, to miało ogromne znaczenie.
Uniósł naczynie, upił pierwszy łyk i wygodniej ułożył się w fotelu, wyczuwając moment, w którym należało przejść do sedna tego spotkania. Z jednej strony wcale tego nie chciał, z drugiej z kolei pragnął uszanować czas damy, bo ściągnęła go tu w konkretnym celu. Najwidoczniej informacje podawane przez Walczącego Maga nie wydawały jej się do końca wiarygodne, bądź oczekiwała, że uzupełni występujące pomiędzy medialnymi przekazami braki. A może to list gończy wystawiony za znanym jej zdrajcą stał się świeżą raną? – Podejrzewam, że masz wiele pytań, a nie chcę niczego wyjaśniać, póki nie wiem, co budzi twoje wątpliwości – zaczął ostrożnie, otwierając ich poważną dyskusję w bardzo wyrozumiały sposób.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Północny Solar
Szybka odpowiedź