Wydarzenia


Ekipa forum
Sala Yggdrasil
AutorWiadomość
Sala Yggdrasil [odnośnik]15.01.19 8:43

Sala Yggdrasil

To obszerne, w zasadzie dwukondygnacyjne pomieszczenie przynależy nestorowi rodu. W wyższej części znajduje się swego rodzaju gabinet: otoczone portretami zmarłych, znamienitych członków rodu oraz regałami uginającymi się pod ciężarem ksiąg ciężkie biurko z marmurowym blatem. Niższa część z kolei pełni funkcję reprezentacyjną; tu przyjmowani bywają goście. Czy w zgodzie ze swoją nazwą, sala ta ma coś wspólnego z na poły mitycznym Drzewem Strasznego? Cóż, na pewno dla wielu członków rodu (ale i nie tylko), była ona swoistym połączeniem dwóch światów: tu bowiem zapadały decyzje o ich życiu lub śmierci.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala Yggdrasil Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala Yggdrasil [odnośnik]27.06.19 1:20
13 grudnia 1956, wieczór

Trzynaście miesięcy minęło od kiedy ostatnio pojawiła się w Sali Yggdrasil, było to jeszcze przed rozpoczęciem panowania nowego nestora, Juliusa Magnusa. Były nestor rodu Averych, choć na początku traktował ją z pobłażaniem, w przeciwieństwie do jej własnego ojca ostatecznie zmienił zdanie. Nie była to oczywiście kwestia dni, tygodni czy miesięcy. Wywodząca się z rodu Nottów dziewczyna trafiła do Ludlow by być narzędziem; obiektem a nie sprawczym podmiotem działań. Stary Avery zdawał sobie bowiem sprawę, że w czasach rosnącego niepokoju nieuniknione może być to, co nigdy dotąd nie zajmowało przedstawicieli jego rodu a tym bardziej jego samego; zaangażowanie w politykę. Nie interesowało go stawianie dyplomacji ponad dominację, rozumiał jednak, że pozostawienie niektórych drzwi otwartych może być początkiem sojuszu, ale może też po prostu ułatwić opóźniony atak. Wywodząca się z rodu gospodarzy nad gospodarzami Elaine to właśnie, tylko i aż, miała zapewnić. Na swoje szczęście szybko się uczyła. Zdusiła w sobie chęć otwartego buntu, z własnej woli dołączyła do rozgrywek. Kiedy wreszcie obyła się z językiem Averych, rytmem uderzeń pięści o stół, melodią potępieńczego krzyku tych, którzy stali się świadomie lub nie wrogami nestora rodu, gotowa była wreszcie sama stać się nie pionkiem, ale samodzielną figurą. Była tylko szeptem, ale i w tym tkwiła siła.
Pokochała życie nawet w jego drapieżnych i brutalnych przejawach; w nich także zaklęte było piękno. W ten sposób przywykła myśleć o zamku Ludlow i jego mieszkańcach. Tutaj życie toczyło się w półmroku, stanowiącym dość trafną metaforę tradycyjnego, rodowego spojrzenia Averych na świat i życie. Nie inaczej prezentowała się Sala Yggdrasil. Chociaż w przeciwieństwie do zdecydowanej większości wnętrz królowało tu drewno, nie kamień, nie czyniło to pomieszczenia bardziej przytulnym. Nie były to błyszczące panele; drewno było suche, chropowate, a miejscami z powodów, których można się było jedynie domyślać, poszło w drzazgi. Dwa rzędy ciężkich stołów i krzeseł, zdobionych bardzo precyzyjnie elementami zgodnymi z herbem rodu. Naprzeciw wejścia tylko jedno miejsce. Powiedzieć tron byłoby zwodnicze. Nie był to jednak ani fotel, ani krzesło. Odlane z hematytu, ciemnoszare siedzisko nie wyglądało na zbyt komfortowe, a jednak - robiło wrażenie. Przypominało hełm z opuszczoną przyłbicą, z wąską półką pozwalającą w nim zasiąść, choć zrobienie tego przez kogokolwiek innego niż prawowitego nestora byłoby początkiem długiej i prawdziwie paskudnej drogi do własnego grobu. Julius Magnus cieszył się tym przywilejem od niedawna, ale już zapewnił sobie miejsce w historii rodu poprzez klarowną deklarację wsparcia dla Lorda Voldemorta w Stonehenge. Czy postąpił słusznie? To mógł pokazać jedynie czas. Elaine nie opowiedziała się nigdy po żaden ze stron, jej szept nie stał się jej odpowiedzialnością. Nie miał ku temu sposobności. Jakże jej to ciążyło!
Mając go przyjąć przed laty, wybrałaby inne miejsce. Bardziej wspólne, przypominające wyglądem, estetyką to, do czego obydwoje przywykli dorastając. Elaine nie mieszkała już jednak we dworze, tylko w warowni. Coraz bardziej tu też pasowała. Żałobna czerń stawiała pewne ograniczenia, nawet ona dawała jednak oblec się w siłę przy odpowiednich chęciach i środkach. Ciężki i sztywny materiał jej sukni podkreślał kruchość jej sylwetki, krój wskazywał jednak na wysoki jak na kobietę wzrost, a sama struktura stawiała ją jeszcze wyżej - nie wśród niewiast, lecz wojowników. Skóra węża, starannie cięta, szyta, bez krzty zdobienia. Jedynie w wysoko upiętych włosach tu i ówdzie wyróżniały się tylko częściowo szlifowane kryształki karmazynowego jaspisu. Tak była gotowa przyjąć gościa.
Najpierw czekało ją jeszcze jedno zadanie, trudne i nieprzyjemne. Stała wyprostowana przy jedynym w sali oknem, za plecami miejsca nestora, zdecydowana i zniecierpliwiona, a jednak dłuższą chwilę zajęło jej wydanie rozkazu. Wypowiedzenie dwóch prostych słów.
- Odejdź już. - W jej głosie nie wybrzmiało wahanie. Właściwie nie powinno być go tu wcale. Sprzeciwu nie doczekała; mały Julius popatrzył na nią poważnie, bardzo powoli skinął głową i ruszył w stronę wyjścia z sali. Najwidoczniej był to jeden z lepszych dni.


It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not


Ostatnio zmieniony przez Elaine Avery dnia 28.07.21 11:55, w całości zmieniany 1 raz
Elaine Avery
Elaine Avery
Zawód : strażniczka pamięci
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
jestem z wieczoru,
który nie chce usnąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
in all chaos, there is calculation
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6750-elaine-avery#176175 https://www.morsmordre.net/t6767-appenine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t6766-skrytka-bankowa-nr-1694 https://www.morsmordre.net/t6765-e-avery
Re: Sala Yggdrasil [odnośnik]01.07.19 22:32
Spotkanie z lordem nestorem Averym nie przyszło mu łatwo, bał się, prawda, nie surowych zamkowych wnętrz tak innych od ciepłego i eleganckiego Chaetau Rose, nie gargulców, nie pustych zbroi niby rycerze strzegący kolejnych komnat i nie rzeźb zdobiących krużganki wątpliwą urodą, też nie rodowego zawołania, które dudniło mu w głowie całą drogę, a tego, jak zostanie odebrany. Zostali zrównani ze sobą statusem, ale wciąż dzieliło ich kilkanaście lat doświadczenia i kilka miesięcy piastowania nestorskiego sygnetu, zbyt niewiele na tle pozostałych rodzin i jednocześnie dość dużo, by przewaga Juliusa Magnusa wydawała się oczywista. Zdawał sobie z tego sprawę, że dzień po dniu przyjdzie mu nade wszystko udowadniać, że był godzien swojego tytułu - i choć ta niekończąca się walka zacznie nużyć prędzej, niż się spostrzeże, nie będzie mógł złożyć oręża jeszcze długo. Kiedy siedział z nim twarzą w twarz, nie mógł wyzbyć się mary zwłok jego poprzednika, które ujrzeli przecież na minionym sabacie wszyscy - zastanawiając się, na ile budziła ona u niego grozę, na ile ból, a na ile zadowolenie, którego nie wypadało artykułować, a które przecież zupełnie naturalnie towarzyszyło objęciu tak nieograniczonej władzy. Jego ramiona zdobiła elegancka czarna szata zdobiona złotym ornamentem, grube rękawice - kryjące materiałem nie tylko złotą obrączkę, ale i sygnet zdobiony rubinem i kuty w kształt smoczej paszczy, jego symbol władzy - podobnie jak wysokie buty, wykonane były ze smoczej skóry, które po odpowiednim zahartowaniu traciły srebrny blask i owlekały się smolistą czernią, podobnie było z płaszczem chroniącym przed niekończącym się deszczem - ten jednak pozostawił u służby. Szyję otulał miękki śnieżny, haftowany szkarłatną nicą fular, do której przypięta była złota brosza róży - miał ją przy sobie od dziecka, ale dopiero gdy otrzymał tytuł nestora wokół jej płatków pojawiła się korona ciernistych kolców. Skierowanie swojej ścieżki ku Czarnemu Panu było jedyną rozsądną decyzją, jaki lord Avery mógł tamtego dnia podjąć, Tristan nie miał co do tego wątpliwości - to było tematem ich dzisiejszego spotkania. Dość wyczerpującego w swojej istocie, ale owocnego w skutkach.
Korzystając z tej wizyty i gościny w obcej warowni nie mógłby nie odwiedzić dawnej przyjaciółki; niegrzecznie byłoby to robić bez wiedzy tutejszego władcy, toteż uprzedził go o swoich zamiarach i gdy tylko ich spotkanie dobiegło końca, pozwolił się odprowadzić do komnaty, w której go oczekiwała. Elaine Avery, wdowa nosząca dziś czerń za więcej niż jednego mężczyznę. I zobowiązana wytrwać - przynajmniej dla jeszcze jednego, ledwie stanął przed wrotami komnaty, gdy wyślizgnął się przez nie chłopiec; dobrze wychowany, nigdy nie śmiałby sądzić inaczej, odpowiedział skinięciem głowy na jego ukłon i powitalne słowa. Lord Julius Avery pewnego dnia będzie wielkim czarodziejem, nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Miał wielkich rodziców. Minął wrota tuż po nim, wpierw lokując spojrzenie na samotnej sylwetce kobiety.
- Lady Elaine - Skinął  jej głową powitalnie, zachowawczo, płytko, oficjalnie, wciąż mieli przecież świadków - niegdyś zwykł w dżentelmeńskich powitalnych gestach mocniej oddawać hołd kobietom, ale dziś jego pozycja już na to nie pozwalała. Dopiero, kiedy wrota zostały za nim zamknięte - ruszył w jej kierunku, wolnym krokiem, okute męskim obcasem buty niosły echo. Odjął od niej spojrzenie, owiewając nim całość wnętrza i wreszcie tron, który znajdował się pośrodku, a który niewątpliwie należny był nestorowi. - W pierwszym słowie, jak mniemam, winien ci jestem kondolencje - wreszcie osobiście. Spóźnione, choć wciąż szczere - I płynące wprost z ust mordercy twojego męża.
Nie chciałem tego, Elaine.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala Yggdrasil 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Yggdrasil [odnośnik]02.09.19 7:14
Podczas gdy niektóre z granic i murów wybudowanych przez stulecia między poszczególnymi rodami wyraźnie wzrosły na sile w przeciągu ostatnich miesięcy, niektóre różnice zostały, przynajmniej pozornie, zapomniane na rzecz realizacji wspólnych celów. Przypominało to z daleka grę w szachy po ciemku, z jedną z figur nie należącą ani do białych, ani do czarnych. Co więcej zdawało się, że coraz więcej figur starało się kolorem dopasować właśnie do tej nowej, niczyjej figury i położenia. Gra, jeśli jeszcze była możliwa, musiała zmienić zasady. Próba działania na ślepo wydawała się zupełnie pozbawiona sensu. Elaine miała jednak nadzieję, że trochę światła na całą sytuację rzuci spotkanie z Rosierem. Z Tristanem. Nestorem rodu. Głową rodu i rozrastającej się rodziny.
Ale poza tym wszystkim, po prostu – Tristanem. Przyjacielem z czasów przed wszystkim, co uczyniło nie tylko atmosferę ale i kwintesencję ich świata, magię, kompletnie chaotyczną. Przed tym, jak została ubrana w sztywny gorset, najpierw zielony, potem biały, wreszcie czarny. Teraz stał się już częścią jej, również materialnie, gdy kazała go zaciskać odrobinę mocniej każdego ranka. Był codziennym przypomnieniem o konieczności samodyscypliny i granicach samostanowienia. Była żoną, matką, teraz wdową. Każda z tych ról przynosiła pewne przywileje i ograniczenia, pozostawała jednak przede wszystkim rolą, którą dawało się grać na wiele sposobów, choćby i w ograniczonych ramach.
Z cierpkim uśmiechem odprowadziła wzrokiem syna, gdy zdała już sobie sprawę, że spotkanie z gościem nestora, ale przecież i jej, jest nieuniknione. Ostatecznie, przynajmniej, zachował się uprzejmie i względnie nieimpertynencko jak na swój wiek.
- Lordzie nestorze - odpowiedziała na powitanie, składając przed nim ukłon niższy, niż kiedykolwiek wcześniej. Nie było sensu uciekać od faktu, że jego status był wyższy od jej jak nigdy dotąd. Dosłownemu uniżeniu nie towarzyszyła jednak szczególna pokora, którą dałoby odnaleźć się w sposobie w jaki następnie na niego spojrzała. Czy była to kwestia odłożenia na bok formalności, czy może wciąż poniekąd wpisujących się w nie kondolencji, które zaoferował jej Tristan? - w pierwszych słowach jestem Ci winna gratulacje. Odpowiedzialność, jaką niesie ze sobą tytuł nestora nie mogłaby spaść na barki lepiej przygotowanej do tego osoby. Jestem przekonana, że przyczynisz się do dalszego rozkwitu twego rodu.
Wymierzone równie starannie, co poprzedni ukłon, słowa te opuściły jej usta bez szczególnego wyrazu, nie z braku przekonania co do prawdziwości tych słów, ale bardziej przesycenia możliwymi niedopowiedzeniami, które znajdowały się wśród nich. Czy nauczyłeś się już tego właśnie chcieć? Postawić ich wszystkich na pierwszym miejscu?
- Czy zechcesz usiąść? - jej brwi uniosły się nieco, jak gdyby nie była przekonana, czy ich spotkanie nie ograniczy się do przyjętych za nieodzowne uprzejmości. Mimo to, na jednym ze stołów stały przygotowane dwa kielichy i taca owoców, niema zapowiedź późniejszego zaproszenia. - Jeśli pozwolisz, chciałabym zatrzymać cię tutaj jeszcze odrobinę dłużej. Od dawna nie mieliśmy szansy porozmawiać.
Co się stało tam i wtedy? W Ministerstwie, w Stonehenge? Wiesz więcej ode mnie. To nie jedna ze smoczych wypraw, to nie jedna z tych anegdot, które chłonęłam z ust twoich i naszych wspólnych przyjaciół jako dziecko. Opowiedz mimo wszystko. Zdradź tajemnicę.
Motywy tego zaproszenia wydawały jej się dość jasne i to jedynie zaburzało jej pewność co do tego, że zostanie ono przyjęte. To, że się tu pojawił przy okazji rozmowy z nestorem nie było jeszcze żadnym zobowiązaniem. Mógł obrócić się na pięcie w dowolnej chwili.


It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Elaine Avery
Elaine Avery
Zawód : strażniczka pamięci
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
jestem z wieczoru,
który nie chce usnąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
in all chaos, there is calculation
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6750-elaine-avery#176175 https://www.morsmordre.net/t6767-appenine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t6766-skrytka-bankowa-nr-1694 https://www.morsmordre.net/t6765-e-avery
Re: Sala Yggdrasil [odnośnik]18.09.19 2:33
Wciąż do tego nie przywykł - minęło co prawda już kilka długich tygodni, nastał mroźny grudzień, jednak sytuacji, w których oficjalnie występował z nowym tytułem nie było wiele, mógł policzyć je na palcach jednej ręki. Odłożył większość wizyt, które zalegały jego poprzednikowi, dając sobie czas na naukę: jako dziedzic, najstarszy syn, był przygotowywany do tej roli od dawna, a jednak w najśmielszych snach nie sądził, że ten moment nadejdzie tak szybko. Musiał zapoznać się ze wszystkim, z czym dotąd nie zdążył, przejrzeć księgi, odświeżyć informacje o sojuszach i łączących ich zobowiązaniach; a jednak przed każdymi kolejnymi zdarzeniami, wizytami takimi jak ta, zmuszony był zatopić się w księgach lub wspomnieniach starszyzny rodu, czerpiąc z informacji siłę i mądrość, jakie pozwolą mu zdobyć przewagę w słownym starciu. Elaine była jego przyjaciółką, kobietą dla niego wyjątkową - formalny ukłon z jej strony był dla niego zaskoczeniem, którego jednak żadnym sposobem nie okazał, jedynie unosząc brodę - swoim dawnym gestem - nieco wyżej, niż należało. Będzie musiał do tego przywyknąć, nauczyć się przyjmować podobne gesty naturalnie.
- Tak się stanie - odparł na jej słowa bez fałszywej skromności, również bez pokory, zachowywał ją dla tych, wobec których był ją winien. Wyraził swoje wątpliwości przed wujem Llowelem, który oddał mu tytuł, wyrażał je przed tymi, którzy mu doradzali, na zewnątrz ród musiał być jednak silny - a on tę siłę wyrażał. Nie mógł pozostawić pola wątpliwościom, poprowadzi swój ród najlepiej, jak potrafił - a potrafił wiele. Jego wiek tych wątpliwości poddawał wystarczająco wiele i pozostawał tego faktu świadom. Zapewniał tych, którzy pokładali w nim wiarę, że zrobi wszystko, by podołać tym nadziejom. Pozostałym - musiał po prostu przekazać, że to zrobi. - Niemniej dziękuję ci za tę życzliwość, lady Elaine. Zdać by się mogło, że uprzejmość jest dzisiaj cenniejsza od złota. - Wciąż była jego przyjaciółką, nie zamierzał traktować jej z arogancją. Doceniał jej słowa, wiedział, że płynęły z serca. Mechaniczność wypowiadanych słów pozwoliła mu jednak uwierzyć, że mogą odłożyć te konwenanse na bok. Przesunął wzrokiem na przygotowane kielichy, tacę z owocami, zaproszenie Elaine przyjmując z pewną ulgą - był całkiem pewien, że spotkanie okaże się przyjemniejsze w odbiorze niż jego dyskusja z lordem nestorem Averym. Starzec sądził, że minie dużo czasu, nim w rzeczywistości będą sobie równi - ale nie miał racji. Równi nie będą nigdy. Toczyli wojnę, a on w tej wojnie zajmował rolę u boku samego Czarnego Pana.
- Jak mógłbym odmówić? - Kobiecie, damie, tobie? Kolejna niezręczność, dotąd odczekałby, aż to jego towarzyszka spocznie jako pierwsza pomimo faktu, iż to ona gościła jego - lecz dziś te role musiały zostać odwrócone, miał wyższy tytuł. Zajął przygotowane miejsce przy stole, zasiadając na jednym z krzeseł. - Obiecaj mi tylko, że nie będziemy rozmawiać jak ludzie bez twarzy i że więcej nie uraczysz mnie suchym pustosłowiem. Zasługuję na więcej - Jako ktoś, z kim łączyło cię tak wiele. Tak, wiedział, domyślał się, że pragnęła usłyszeć więcej o wydarzeniach w Stonehenge. Być może o Percivalu, o którego już nigdy pytać nie powinna - który dla świata stał się martwy. Który miał stać się martwy. - Jak się trzymasz? - zapytał zatem wprost, odnajdując apatyczne rysy jej twarzy. Zawsze była bardzo blada, to nie świadczyło o niczym. Przez ostatnie miesiące straciła jednak więcej, niż przez całe swoje dotychczasowe życie, śmierć męża i zdrada brata musiały odbić na niej swoje koszmarne piętno. Domyślał się też, że nie usłyszy prawdy, prawda nie była czymś, o czym wypadało mówić - ale liczył chociaż na podpowiedź.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala Yggdrasil 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Yggdrasil [odnośnik]09.04.20 9:15
Starała się zachować pewną dozę dyskrecji, by zainteresowanie nie przybrało formy natarczywości, trudno jednak było nie zauważyć, że błyszczące oczy bardzo uważnie przyglądały się jego twarzy, kiedy przyjmował pokłon i jej słowa. Kiedyś w dużą dozą ironii, a wraz z upływającymi latami ze szczerym zainteresowaniem przyglądała się działaniom arystokracji pod presją zachowania się jak należy. Chociaż z założenia obowiązywały ich niezmienne, strzeżone, niemalże uświęcone tradycje, było to, jak przytłaczająco wiele aspektów ich codzienności, tylko pozornie odporny na zmiany w czasie i wreszcie wśród nich samych, porządek rzeczy. Uniesiony podbródek, w tak dobrze znanym jej geście, przyjęła w związku z tym z pewną dozą ulgi. Coś jeszcze było przewidywalne; nawet jeśli nie konieczne. Ostatecznie, nawet wyprostowana jak struna, nawet ubrana w stosunkowo wysoki obcas, nie mogła uciec od tego, że Tristan patrzył na nią również dosłownie z góry. Jego oświadczenie przyjęła krótkim skinieniem i uśmiechem, na wpół aprobującym, na wpół… przekornym, poniekąd dla zrównoważenia dotychczasowo bardzo formalnego tonu. Nie przemawiała przez tą przekorę jednak wcale wątpliwość w kompetencje Tristana; ani tym bardziej intencje. Odnajdywała jednak wciąż coś humorystycznego w rolach, które przyszło im angażować samych siebie, wszystkich zasadach, którym zdecydowali się ulegać, by walczyć o to, na czym zależało im naprawdę. Stawki rosły, gra trwała dalej.
- Ty i ja dobrze wiemy, że uprzejmością można pozłocić wiele. Mam jednak nadzieję, że jesteś jeszcze w stanie dać wiarę mojej życzliwości. – Badawcze spojrzenie nabrało nieco łagodniejszego wyrazu, cieplejszy uśmiech nadał ostrym rysom twarzy pozory miękkości. Nie pozostawało to bez związku z jego zgodą na pozostanie w Ludlow Castle nieco dłużej. Dobrze wiedziała, że spotkanie z lordem nestorem Avery bywało wyzwaniem. Choć sam nie piastował pozycji szczególnie długo, zrobił wiele, Elaine nie potrafiła powstrzymać wrażenia, że nieco zbyt wiele, by jego status i jego zdanie pozostawało niekwestionowane. To jednak dzisiejszego wieczoru zamierzała pozostawić na boku, miała przed sobą dalece ciekawszy eksponat władcy. Siadając naprzeciw niego, grzecznie wysłuchała całej wypowiedzi, chociaż nieco drapieżny błysk w jasnych oczach sugerował gotowość do odpowiedzi już w jej połowie. – Jeśli decyduję się na ostrożność, czytaj to jako wyraz najwyższego uznania. Nie przychodzi mi łatwo, ani szczególnie chętnie. Ale skoro to nie dość… - dotąd wyprostowana jak struna, teraz pozwoliła sobie na nachylenie się nieco do przodu, uniesiony podbródek opierając na wierzchu dłoni. Wyraz jej twarzy w mgnieniu oka przybrał kontrastowo obojętny rys - …czekam na wyzwanie.
Oto było. Wcale nie nowe, ale nie czyniło go to łatwiejszym. W świecie, w którym szczerość nie była w cenie, odkrycie prawdy, przede wszystkim tej o sobie, bywało zaskakująco ryzykowne. Ale przecież... konfrontowała się z przyjacielem, nie wrogiem.
- Moją przyszłość rozkradano, sprzedawano i oddawano bez mojego udziału i wiedzy od kiedy byłam dzieckiem. Dość długo mogłam pozwolić sobie na naiwność względem tych przetasowań, cieszyć się strzępami swobody. Ten czas dobiegł końca. – Swojemu spojrzeniu Elaine pozwoliła na kilka chwil ciszy spocząć na drzwiach, za którymi zniknął jej syn, zanim przeniosła je z powrotem na Tristana. Na więcej niż jeden sposób odchorowała straty wśród najbliższych; nie potrafiła odciąć się od bólu tym bardziej, że brakowało jej wciąż zrozumienia jak do tego wszystkiego doszło. Czy przyniosłoby to jej ukojenie, nie była pewna. Nie potrafiła jednak wyzbyć się głodu wiedzy, była zdeterminowana, by nie dać się temu złamać. Jeszcze głębiej, na dnie serca, nie potrafiła nie odnaleźć w otaczającym ją chaosie nadziei na zbudowanie nareszcie prawdziwie własnej pozycji. Gdyby tylko chciały na to pozwolić drętwiejące końce palców, gdyby tylko mogła zatrzymać przykre zawroty głowy. Gdyby tylko potrafiła tak po prostu zapomnieć o byciu żoną, siostrą, matką.
- Nigdy nie lubiłam pożegnań. - Wyraz twarzy Elaine stawał się na nowo bardziej ludzki. Tym razem jednak, stopniowo, kobieta pozwoliła sobie odsłonić tą wrażliwszą część siebie; przez zapalczywość, które pchały ją wciąż naprzód, przebijał smutek oraz bardziej jałowa, jeśli nie wyniszczająca, złość. - Ale brak tych trudno mi zaakceptować.


It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Elaine Avery
Elaine Avery
Zawód : strażniczka pamięci
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
jestem z wieczoru,
który nie chce usnąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
in all chaos, there is calculation
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6750-elaine-avery#176175 https://www.morsmordre.net/t6767-appenine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t6766-skrytka-bankowa-nr-1694 https://www.morsmordre.net/t6765-e-avery
Re: Sala Yggdrasil [odnośnik]31.05.20 18:36
Kącik jego ust nieznacznie uniósł się w górę, Elaine zawsze byłą bystra, to właśnie dlatego stała się dla niego ważna przed laty - i niezależnie od tego, jak wiele się przez te lata wydarzyło, jak dojrzeli, dorośli, jak z buntownika odrzucającego swoją rolę szybko - pod wpływem kolejnych zdarzeń - wszedł w buty własnego ojca, jak szybko ona z bladolicej niewiasty stała się żoną, matką i w końcu wdową. Za śmierć jej męża odpowiedzialny był on - rozkaz rzucenia szatańskiej pożogi tamtego dnia, podobnie jak sama idea, wyszła od niego. Nie chciał jej skrzywdzić, ale to zrobił, bo jego priorytetem było coś większego. Czy był jej życzliwym? Sądził, że tak - co sądziłaby ona, znając całą prawdę? Może częściowo już się jej domyślała, fasady runęły, sprawy Czarnego Pana wychodziły z ukrycia, stawały się jasne, klarowne. I potrzebne, ród Avery o tym wiedział niezależnie od poniesionych ofiar, dziś i w niedalekiej przyszłości.  A Elaine - była tym zasadom wierna. Zawsze zdumiewała go siła matki, przypominał mu o tym chłopiec, który opuścił już salę.
- A czy mam powody, by w nią zwątpić? - spytał przekornie, wciąż z uśmiechem, lecz spojrzeniem umiejętnie skrywającym emocje. Nie czuł się dobrze ze swoją tajemnicą, ale nie żałował niczego, co zrobił. Musiał to zrobić. Trudne sytuacje wymagały podjęcia trudnych decyzji. Spychał te myśli z pierwszego planu, naprawdę cenił Elaine - i naprawdę była mu przyjaciółką. Nie miał zamiaru, nie pragnął uczynić jej krzywdy. Walczył zresztą o lepszy świat również dla niej, wierzyła przecież w ideę czystej krwi. Uśmiech pozostał na jego twarzy, gdy poprosiła o wyzwanie - nie pozwolił sobie jednak na większe rozbawienie, wiedząc, że temat, po którym stąpał, wcale zabawnym nie był. Nie tak dawno temu sam mierzył się ze śmiercią - w maju odszedł jego ojciec i dwoje smoków, które były sercu nie mniej drogie. Prawie stracił żonę. I też nie miał okazji pożegnać się z nikim pośród nich. To brak pożegnania z jego zmarłą przed laty siostrą rozdzielił zresztą jego i ją. Był wtedy słabszy niż ona dzisiaj.
Elaine jednak traciła więcej niż męża - traciła jego wygodną protekcję, jego oparcie, które w surowych murach Ludlow zapewne mimo wszystko było cokolwiek warte. Pozostała sama pośród obcej rodziny, sama z synem, którego musiała wychować i ochronić przed sępami. Kobiecie trudno było iść przez życie samotnie - a gorycz wdzierająca się w jej słowa utwierdzały go w przekonaniu, że była tego świadoma. Czy się lękała, z pewnością, tylko głupiec by się nie bał, a ona głupia nie była. Jednak przez jej słowa przenikała też ta trudna do uchwycenia pewność siebie, która zawsze była przy niej i której nigdy nie utraciła. Ta sama, która pozwoli jej nie tylko przetrwać - ale i zadbać o swoją pozycję. Był tego pewien, Elaine była niepozorna, ale potrafiła grać w tę grę lepiej od niejednej na pierwszy rzut oka znacznie większej figury.
Może i wymiar ich władzy był inny, ale ostatecznie oboje w podobnym momencie znacznie rozszerzyli jej obszar i w zasadzie dostrzegał w tym coś zabawnego.
- To powinno być przyjemne uczucia, móc chwycić za strzępy własnej rzeczywistości i utkać z niej własną nić przeznaczenia - zauważył, odnosząc się do jej słów, nieprzerwanie przyglądając się jej źrenicom. Chciał lepiej zrozumieć jej słowa, podjęła w końcu wyzwanie szczerości. - Niektórzy twierdzą, że każde potknięcie i każde nieszczęście dzieje się po to, by nas wzmocnić. Że pozornie wiotka skóra wpierw przypomina kruchą porcelanę, ale z czasem twardnieje niczym stal. - Trudno jednak było szukać w tym pocieszenia, gdy wciąż przywdziewało się żałobną czerń. Trochę jakby stał naprzeciw śmierci, pierwszy raz przyszło mu się konfrontować z nią w taki sposób. Pozwoliło mu to upewnić się w przekonaniu, że nie posiadał ludzkiego sumienia.
- Nic i nigdy nie zastąpi tych pożegnań. Nic i nigdy nie sprawi, że zapomnisz - Wiedział w końcu co nieco o utracie bliskich. Jego głos brzmiał grobowo, zbyt ponuro, by móc wydać się nieszczerym. Wiedział, że Elaine mówiła tez o Percivalu, ale jego unikał. Jego zdrada była jak gorejąca rana. Jego istnienie - wymazane z historii. Nie mieli prawa do niego wracać, nawet jeśli tego potrzebowała. Pewne tradycje były zbyt mocno uświęcone. - Ale to pamięć czyni nas tym, kim jesteśmy - Zbyt dobrze znał żałobę, by próbować darzyć ją innym słowem, słowem pocieszenia, które wzbudzało jedynie większy gniew. Żałoba potrzebowała czasu. I tylko czas mógł ją ugasić. Każdy, kto odchodził, zostawiał w nas cząstkę siebie.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala Yggdrasil 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Yggdrasil [odnośnik]14.08.20 23:15
Ironiczny, ale nadal specyficznie przychylny ton czytała jako dobry znak. Ostatecznie przecież nawet czysto przekorne zestawienie fałszywej życzliwości z pozycją siostry zdrajcy rodu, ale i wielu przyjaźni, było dość ryzykowne. Pole manewru nawet w żartach zdawało się zacieśniać, zakryte cieniem zbliżającej się wojny. Dorastając była przekonana i odrobinę, całkiem dziecinnie, nieszczęśliwa, że czasy Wielkich Wydarzeń ominęły ją, kiedy była jeszcze na to wszystko za mała. Wielka Wojna Czarodziejów bez wątpienia była czymś okropnym, ale też… słusznym. Ważnym. Ekscytującym. Teraz szykowała się kolejna, a Elaine? Pozostała mała. Oczywiście, sprawy wojny zawsze są większe, niż jedna osoba, większe, niż jej aspiracje i relacje. Ale zaraz, czy na pewno? Większe od niej. Ale czy nie podporządkowane jednostce? Może gdyby była tam wtedy, w Stonehenge, dane byłoby jej zrozumieć więcej. Odczuć na własnej skórze oddziaływanie Lorda Voldemorta, docenić jego wizję i potęgę. Skazana na oparcie swojej wierności na pokorze wobec przekonań innych odczuwała boleśnie… charakterologiczne braki.
Uśmiech, którym ją obdarzył nie dosięgnął niestety jego oczu. Niby nic wielkiego, ale wystarczyło, by Elaine zdecydowała się też nie odsłaniać zbyt wiele. Pytanie pozostało bez odpowiedzi, poza delikatnym uniesieniem brwi, które jednak równie dobrze mogłoby być – w rozgrywce między osobami zdolnymi czytać jedynie mało subtelne gesty – bardzo ostentacyjnym wzruszeniem ramion. Tym akcentem skończyła się zabawa. Zaczęła się praca. Rozmów z Tristanem nigdy nie uważała za ciężkie; ale już ważkie – jak najbardziej. A to mogła być najtrudniejsza z nich. Może i nie przeczuwała jeszcze pełni jego władzy, ale już dostrzegała, że na angielskiej planszy wyrósł na jedną z potężniejszych figur.
- Własną? – Prostując się, powtórzyła cicho, może trochę zbyt pospiesznie. Rozumiała, albo przynajmniej była przekonana, że jego intencje były dobre, ale zamiast nadziei, jego słowa przyniosły jedynie tępy ból w okolicy mostka. - Ja zostałam już przeznaczona. To, że ostatecznie strzępom nie ma znaczenia - prowadziła myśl spokojnie, starając się dotrzeć do sedna sprawy delikatnie, ale nie tak, by stało się ono trudne do dosięgnięcia. Objęła wzrokiem twarz przyjaciela, wreszcie skupiając się na oczach, tam szukając zrozumienia. - tak długo, jak będę w stanie być podporą dla mojego dziecka. To trudne bez pewności fundamentów. Zrozumienia… podłoża okoliczności, w których się znalazł. Nagła, przedwczesna śmierć ojca to oczywiście tragedia. Ale jeśli to nie wszystko, muszę wiedzieć. Jeśli istniał jakikolwiek dług, dla mnie liczy się jedynie, by zdążyć go spłacić, zanim on odczuje jego istnienie.
Mogła szukać odpowiedzi u przyjaciół swojego męża. Mogła u krewnych. Nie potrafiłaby zaufać jednak ani ich znajomości rzeczy, ani szczerości. Darowany w spadku sygnet rodowy czytała jako wyróżnienie, ale przede wszystkim zobowiązanie i przestrogę. Nie warto było stawiać na ich protekcję. Niezaprzeczalnie na niewiele zdała się jemu samemu. Kolejne ukłucie. Tym razem złość. Wystarczyło, by egocentryzm na krótko wziął górę. To przecież bilans jej własnych zysków i strat pozostawiał gorzkawy smak na języku, kiedy myślała o utraconych pożegnaniach. Kiedy niemym wyrzutem przekierowała swoją i Tristana uwagę na to, co powinno pozostać drugoplanowe. Mimo wszystko, dziwnie dobrze było jej z jego słowami. Wsparciem kogoś, kto wiedział, co to strata. Zapewnieniem, że miała prawo do uczynienia jej częścią siebie. Smukłe palce znalazły nóżkę kielicha.
- Za pamięć?


It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Elaine Avery
Elaine Avery
Zawód : strażniczka pamięci
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
jestem z wieczoru,
który nie chce usnąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
in all chaos, there is calculation
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6750-elaine-avery#176175 https://www.morsmordre.net/t6767-appenine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t6766-skrytka-bankowa-nr-1694 https://www.morsmordre.net/t6765-e-avery
Re: Sala Yggdrasil [odnośnik]23.08.20 15:15
Uważnie lustrował Elaine wzrokiem, raz po razie wracając do dni, które odeszły już w niepamięć. Nigdy nie przestał jej szanować, jako przyjaciółki, jako lady Nott, jako późniejszej lady Avery; fakt, że ich relacje i spotkania nie mogły teraz przebiec bez naturalności, oficjalnych tak słów i gestów, wydawał mu się nieznacznie nienaturalny. Jego obowiązkiem pozostawało jednak z tej roli nie wychodzić, a rodowi może nie od zawsze, lecz od co najmniej kilku lat z pewnością, wierny pozostawał bez reszty jak trzymany na łańcuchu pies. Różnica polegała na tym, że dziś nikt prócz niego za ten łańcuch nie mógł trzymać.
- Czyżby? - spytał lekko, nie do końca zgadzając się z jej słowem; dostrzegał nagłe wzruszenie, poddenerwowanie, jakie zdać by się mogło zmusiło ją do naglejszego ruchu. Nie ucieknie przed swoją przeszłością, lecz zdawało mu się, że ta nie była jej już pętem. Zamiast tego stać się mogła fundamentem, choć może ciut niegrzecznie było mówić o tym, gdy w tle wciąż śpiewano żałobne pieśni, a sama Elaine nie zdążyła zrzucić czerni. Ponoć wielka królowa Wiktoria nosiła ją aż do śmierci. Chyba trudno byłoby mu urodzić się kobietą, im nie wolno było zrywać marionetkowych sznurków - ale wciąż to właśnie ich szept najskuteczniej mamił tego, kto faktycznie nimi poruszał. Nazwanie jej byłego męża wdowcem samo w sobie wskazywałoby na brak większego sentymentu, ale miał powody sądzić, że przez Elaine przemawiała bardziej gorycz i cynizm niżeli niechęć. - To samo przeznaczenie połączyło cię z Juliusem, a jego twarz z dnia na dzień zdaje się przybierać coraz wyraźniejszych rysów - Przecież widział go właściwie przed momentem, był już młodym paniczem, kiedy spotkał go po raz ostatni? Ile minęło dni, tygodni, czy miesięcy? Wiedziała, o czym mówił, potęga jej męża nie była wszystkim - mogła zbudować własną na gruncie tego, co nie zostało tamtego dnia spalone.
W milczeniu wysłuchał jej dalszych słów, poniekąd rozumiejąc te obawy. Elaine nie pomyliła się, pytając o to akurat jego, świadczyć o tym mogło spojrzenie, które ni drgnęło, ni to sztuczną obojętnością, ni lękiem, ni zmieszaniem. Dobrze znał przyczyny tamtego pożaru, sam kazał go wzniecić. I dobrze znał w tym wszystkim rolę jej męża, która, trudno to przyznać, była całkiem przypadkowa. Może wykazał się pewną lekkomyślnością, może niektórych ofiar dało się uniknąć - może mogli wyciągnąć stamtąd choć część tych, których krew była najczystsza. Atak co prawda był czystą improwizacją, ale gdyby Avery tamtego dnia stał po stronie Czarnego Pana, byłby dziś żywy, bo na jego wezwanie zjawiłby się gdzieś indziej. Może to był błąd Tristana. A może jednak samego Mederika.
- Przykro mi, Elaine - zaczął, zamierzając odpowiedzieć na jej pytanie szczerze. Może od tego winien zacząć - od wyrażonego żalu, dość skąpo, by nie dać do zrozumienia, że czuł się winny. Jego rola w tym wszystkim wciąż pozostawała przecież niejasna. Czyżby? Czy to nie on podczas szczytu zażądał od Percivala wycofania się ze słów, które wypowiedział przeciwko magicznemu światu, choć przecież nie łączyła ich żadna widoczna linia, która mogłaby zasugerować, że Tristan miał powód móc tego żądać? - Mederic nie musiał tamtego dnia zginąć. Nie powinien był zginąć. Niektórzy umierają nie popełniwszy za życia ryzyka ni razu, nie próbując wyjść ze schematu ani wziąć losu świata we własne ręce. Mederic żyłby wciąż, gdyby nie był bierny. Atak nie został wymierzony w niego, ale nie rozpoznawszy strony właściwie, nie dowiedział się o nim zawczasu. Jeśli nie chcesz, by wasz syn stąpał po śladach ojca, upewnij się, że gdy jego nadejdzie dzień, on rozpozna właściwie. - Nie tak, jak twój brat, Elaine.
Na jej wezwanie i on uchwycił kielich, unosząc go lekko w toaście, któremu skinął głową.
- Za pamięć o tych, których nam zabrano.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala Yggdrasil 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Yggdrasil [odnośnik]25.08.20 22:48
Miała wrażenie, że czegoś szukał. Nie wśród czterech ścian tej komnaty, lecz w niej. Może dokładniej – czegoś pomiędzy nim samym a nią? A może to tylko jej własne wyczulenie widziała odbite w jego oczach. Nie chodziło o sentyment. Liczyła raczej na… porozumienie. Rzecz dalece rzadziej spotykana w jej życiu, która czyniła je tym cenniejszym. Porozumienie, które łączyło ich przez te wszystkie lata, powyżej podziałami dyktowanymi przez okoliczności, pomiędzy wierszami słów, które wypadało im wypowiadać i gestami, których nauczono ich wykonywać. Czy jeśli pociągnie za nić, dostanie odpowiedź?
Jego niezgoda, jeszcze zanim zdążył rozwinąć swoją myśl, przesunęła Elaine na pozycję ofensywną. I chociaż nie planowała szczególnie okazywać niezadowolenia, a przede wszystkim – reagować za wcześnie, nie potrafiła powstrzymać uniesienia podbródka nieco wyżej, napięcia w okolicy kącików ust, wymownie nieruchomego spojrzenia utkwionego w źrenicach rozmówcy. Od pierwszego słowa nastawiona była na ripostę. A jednak, zdołał ją zaskoczyć. Spodziewała się krytyki. Zarzutu, że nie dość zdecydowanie walczyła o swoje, pozostawała zbyt bierna wobec tego, co nazwała przeznaczeniem. Wskazania na jałowość użalania się nad własnym losem, jeśli nie zamierzała sama chwycić za wodze. Może dlatego, że to podpowiadał jej wciąż głos z tyłu głowy? Tristan zaś wycelował lepiej, w czulszą nutę, bliższą sercu, niż głowy. - Ostrzejszych. To akurat po moim ojcu.
Ugodowe w zamierzeniu spostrzeżenie pozwoliło i jej na odrobinę rozluźnienia. Tak, Julius był dumnym dziedzicem tytułu i nazwiska swojego ojca, ale nie znaczyło to, by Elaine szczędziła wysiłków, by odnaleźć w nim i rozwijać to, co kochała w swoim własnym pochodzeniu. Dla mieszkańców Ludlow, dla reszty świata mógł być rycerzem, dla niej – pozostawał lwiątkiem. Pozostawał spadkobiercą rodu wielu silnych mężów, to jasne, ale w równym stopniu i niepozornej lady Marion. Może stąd jej, logicznie przedwczesne przekonanie, że nie pójdzie w ślady ojca. On, dziecko kuzynostwa dzielącego nazwisko jeszcze przed ceremonią zaślubin, był na wiele sposobów wybitnym przedstawicielem swojego rodu, na wiele sposobów jednak równie niedostosowanym do wymagań zmieniających się czasów. To, że podobnie jak wcześniej nestor rodu zamiast stanąć u boku Czarnego Pana zszedł przedwcześnie ze sceny nie mogło być przypadkiem. Zupełnie inaczej było jednak usłyszeć to słowo po słowie, wypowiedziane na głos. Podobnie jednak jak jemu wcześniej, Elaine nie drgnął ani mięsień. Ani w skrusze, ani w obawie. Ani w imieniu Mederica, ani w imieniu Percivala. Skoro nie istniał namacalny dług, który miałaby przejąć, nie zamierzała w ich imieniu okazywać żalu. Tym bardziej we własnym – słabości.
Skinieniem głowy przyjęła jego rozwinięcie jej propozycji toastu, przykładając ciężki, metalowy kielich do jasnych ust. Nie wystarczyło jej jednak czasu, by móc choć na chwilę docenić smak trunku. Wszystkie inne zmysły straciły na znaczeniu, kiedy wzrok zdecydował się spłatać jej figla. Tak myślała, taką miała nadzieję jeszcze przez ten ułamek sekundy, który dzielił moment wytchnienia z chwilą przerażającego spostrzeżenia. Wbrew życzeniowemu myśleniu wzrok jednak jej nie mylił. Uniosła wolną dłoń na znak protestu, ale wiedziała już, że to za późno. Szkarłatny płyn przestał być szkarłatny i przestał być płynem. Bladoróżowe, obłe robactwo, któro pojawiło się w jego miejsce było wyjątkowo parszywym zamiennikiem, Elaine nie potrafiła jednak odwrócić wzroku. Gdyby jeszcze to samo przytrafiło się jej, zdobyłaby się może na bardziej żywiołową reakcję. Miała jednak to szczęście, że w jej kielichu wciąż znajdowało się wino. Czy jednak aby na pewno było to szczęście? Współdzielony wypadek, jakkolwiek by do niego nie doszło, zwykle dość łatwo obrócić w żart, jednostronny zaś... mógł dopiero okazać się dotkliwie obosieczny.


It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Elaine Avery
Elaine Avery
Zawód : strażniczka pamięci
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
jestem z wieczoru,
który nie chce usnąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
in all chaos, there is calculation
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6750-elaine-avery#176175 https://www.morsmordre.net/t6767-appenine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t6766-skrytka-bankowa-nr-1694 https://www.morsmordre.net/t6765-e-avery
Re: Sala Yggdrasil [odnośnik]27.08.20 13:04
Skinął głową, wciąż przyglądając się jej licu, na próżno usiłując wyczytać z nim emocje, czy to te na dźwięk jego słów, czy to na dźwięk późniejszych; zamierzał zakosztować podanego wina, unosząc kielich do ust - nie dostrzegając ostrzegawczego uniesienia ręki swojej towarzyszki. Dopiero po chwili, gdy już miał wziąć łyk orzeźwiającego trunku, do jego nozdrzy dobił przedziwny swąd, w niczym nie przypominający ni wina ni alkoholu, a oczom ukazał się pulsujący wijący się kształt, który wnet wypełnił cały kielich; nie dostrzegł go dokładnie okiem, naczynie znajdowało się zbyt blisko, a on był o krok od zakosztowania tego... stworzenia? Nie znał się na truciznach, potrafił wymienić kilka z nazw, ale nigdy nie rozpoznałby ich zapachem ni strukturą, widok w swoim napoju czegoś, co z pewnością nie było deklarowanym, od razu sprawił, że jego mysli pomknęły ku najoczywistszym kobiecym orężom. Może nie docenił Elaine, może dowiedziała się wcześniej - o tym, że to była jego wina. Może pragnęła zemsty, kierując się pamięcią po zmarłym mężu i podejmując szereg złych decyzji, za które z pewnością przyjdzie jej zapłacić. Zaufał kobiecie - dlaczego? Była siostrą zdrajcy. Strumień myśli pędem okręcił się wokół czaszki, krzyczał, syczał, wzniecając kolejne iskry gniewu, a jego dłoń niekontrolowanym odruchem odrzuciła kielich, pozwalając szkłu roztrzaskać się w drobiny o dzielący ich stół: odbryzgi szkła na jego szacie nie zrobiły na nim wrażenia, gdy przyglądał się pełzającym glizdom: nie potrafiąc jednakowo umiejscowić w pamięci ich gatunku. Czy mogły być trujące - mogły - czy miały przybrać ten kształt dopiero w jego żołądku? Być może. Stworzenia wiły się wokół migoczących szkiełek, rozpełzając się po blacie malowniczą, ale przebrzydłą i nieustannie pulsującą kaskadą.
On sam - natychmiast sięgnął po różdżkę, którą nieustannie trzymał na podorędziu. W jego oczach - iskrzył gniew, twarz zdała się bledsza, czy Elaine wiedziała, czy rozumiała, z kim zadarła? Czy zrobiła to sama, czy zgadzała się z tym jej rodzina? Nie sądził, musiała zrobić to wbrew nestorowi: stając po stronie Czarnego Pana wiedział, jak istotną figurą był sam Tristan, nie chciałby narazić się w taki sposób.
- Na litość Merlina, straciłaś rozum? - Wstał, uchwycił różdżkę pewniej - wymierzoną przed siebie - choć gdyby przed paroma jeszcze chwilami ktokolwiek powiedziałby mu, że zwróciłby własną różdżkę przeciwko Elaine Avery, obśmiałby go bez litości. - Lepiej mi to wyjaśnij, Elaine i lepiej, żeby były to wyjaśnienia składne. - Wstawiał się za nią. Gdy rycerze żądni zemsty jak psy spuszczone ze smyczy chciały pokazać jej, jak wielki błąd popełnił jej brat, uderzając w nią, jego żonę, jego dziecko, chronił ich. Czy znów - popełnił błąd? Spojrzenie utkwił na jej twarzy, odnajdując ślad oczu -  w jego płonął gniew, niepodobny temu, do jakiego zdolny był przed laty. - Czemu miało służyć to spotkanie? - Nie pozostawiało żadnych wątpliwości, jej kielich pozostał czysty; atak został wymierzony w niego - nie chciał, nie chciał przyjąć, że naprawdę rozumiała, co nią kierowało - może to żałoba zmąciła jej zmysły, a może to on - wciąż był tak samo naiwny.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala Yggdrasil 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Yggdrasil [odnośnik]27.08.20 20:43
Podobno przed śmiercią całe życie przelatuje ludziom przed oczami. Elaine zdążyło zaledwie kilkadziesiąt minut. Ostatnich, które spędziła w tym pomieszczeniu. Klatka po klatce, jakby w zwolnionym tempie, choć wszystko trwać mogło zaledwie moment. Cóż, film akcji to to nie był. Ani w świeżym wspomnieniu, ani w rzeczywistości nie wydarzyło się w końcu nic, co mogłoby ją zaniepokoić wtedy, ani – usprawiedliwić w tym momencie. W istocie, wyglądało na to, że straciła rozum. Zaćmiło ją, na tyle, by dowiedziała się o truciźnie, której teraz nie potrafiła rozpoznać, sprawiła ją sobie, zatruła wino swojego gościa i zapomniała o całej sprawie, dopóki mleko (o, gdyby tylko mleko!) się nie rozlało. Farsa. Czyim kosztem, już wiedziała. Za czyją sprawą? Nie tak trudno byłoby wymienić nieżyczliwych Elaine mieszkańców Ludlow. Jej decyzja o pozostaniu, jej pozycja jako członkini rodu, jej rola jako żony i matki i sposób ich wypełnienia bywały kontrowersyjne; ale czemu dawać temu upust w takim momencie, w taki sposób? Czy Tristan miał być ofiarą, czy może jednak jak podpowiadał, trudno nie przyznać, raczej egocentryzm samej Avery – może tylko narzędziem? Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w kielich, który upadając pomiędzy nich roztrzaskał się na kawałki. Materiał ze smoczej skóry dawał jej ten komfort, że mogła podobnie jak Tristan nie przejmować się szczególnie odłamkami, które doleciały bliżej. Na szczęście, robactwo pozostało na blacie. Mniej więcej; część rozproszyła się na podłodze wokół nich. Potencjalny dowód jej uwikłania, wciąż pełny cieczy kielich odstawiła od ust i delikatnie odłożyła na blacie.
Dopiero na dźwięk jego słów podniosła wzrok, zatrzymując go na końcu wycelowanej w nią różdżki. Spędziła większość życia na obracaniu słów, w mowie i piśmie. Miała wprawę w kierowaniu nimi tak, by pracowały na jej korzyść. Tłumaczenie się to jednak zupełnie inna historia. Sama myśl budziła w niej instynktowny bunt. Jej spojrzenie zogniskowało się na źrenicach Tristana. Wtedy dopiero mogła docenić zagrożenie, spostrzec gniew.
- Nie temu. - Postanowiła posiłkować się rzeczowością. Może zręczniej byłoby ukręcić od samego początku jakieś zgrabne kłamstwo, znaleźć kozła ofiarnego, odbić piłeczkę choćby na oślep, ale to również nie było jej silną stroną. Nie potrafiła wysilić się nawet na uspokajający uśmiech (czy to zresztą ostatecznie nie przekonałoby go o tym, że utraciła rozum?). Była wyraźnie zaniepokojona, niemal popielata, ale nie była to stan płochej paniki, raczej wyraźnej determinacji podsyconej… złością. Ona także została oszukana. I to jej wystawiany był właśnie rachunek. Odsunęła się nieco od stołu, nie zamierzając ryzykować, że zaczarowane robaki dosięgną wreszcie jej sukni, nie wstała jednak, nie sięgnęła też po różdżkę, założone dłonie układając na kolanach. - Nie specjalizuję się w tego rodzaju błazeńskich sztuczkach, nie mam więc gotowej odpowiedzi. Nie wiem, czy zostało wykorzystane zaklęcie, czy inny środek. Kielich, czy zawartość. Dowiem się, a lord nestor z pewnością wyciągnie odpowiednie konsekwencje wobec osoby winnej - konsekwencje, których Elaine nie chciała sobie nawet wyobrażać. Czy czuła się winna? Ani trochę. Nie znaczyło to, że pozostanie czysta. Ale zanim to, wciąż miała przed sobą Tristana. Również nestora, przede wszystkim, potężnego czarodzieja o spojrzeniu wciąż rozpalonym gniewem. Czuła już na sobie w ten rodzaj spojrzenia; już jej nie paliło. Ale kiedy patrzył tak on… nie miała pojęcia, czego się spodziewać. Co dokładnie czuć.
- Istotnie musiałabym stracić rozum, by potraktować cię w ten sposób, w tej sytuacji. Jeśli nie zdecydujesz się dłużej ufać mojej życzliwości, czym mam przekonać cię, że byłabym nieco rozsądniejsza w działaniu? Skuteczniejsza? Miałabym lepsze wyczucie chwili, choćby… estetyki? - Ryzykowna linia obrony. Może nawet odrobinę prowokacyjna? Ale czy nie obiecywała mu, że nie będą rozmawiać jak ludzie bez twarzy; ale jak… po prostu, oni?


It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Elaine Avery
Elaine Avery
Zawód : strażniczka pamięci
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
jestem z wieczoru,
który nie chce usnąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
in all chaos, there is calculation
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6750-elaine-avery#176175 https://www.morsmordre.net/t6767-appenine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t6766-skrytka-bankowa-nr-1694 https://www.morsmordre.net/t6765-e-avery
Re: Sala Yggdrasil [odnośnik]01.09.20 13:09
Była to dla niego sytuacja nowa. Niecodzienna - z pewnością. Błazeński żart wziął za próbę otrucia, bo tym mu się to zdało najprawdopodobniejsze; ale jak on, nestor i śmierciożerca, winien podejść do próby otrucia jego osoby? Gdzie szukać winnych, jak strzec się przed tym w przyszłości, jak reagować, by nie ulec ślepemu gniewowi, tępej niezgodzie ani by nie odegrać scenariusza zaplanowanego przez rękę, która to wszystko zorganizowała? Musiał być szybszy, mądrzejszy i bystrzejszy - a przecież żył dopiero niespełna trzy dekady i nie miał wcale niezbędnego doświadczenia. Jedno okazanie słabości mogło pchnąć kamień, który ściągnie za sobą całą lawinę - miał poczuć ciężar swoich obowiązków na barkach właśnie dzisiaj, kiedy tak bardzo nie wiedział, co powinien zrobić - a jednocześnie tak bardzo wiedział, że od jego ruchu zależeć może tak wiele.
Czy truciznę podaje się, patrząc w oczy? Nie, z daleka, zza kulis, znajdując się jak najdalej od miejsca wypadku. Czy nawet wiedziona zemstą Elaine zdolna byłaby potraktować go w taki sposób - nie żywiąc sentymentu do niczego, co w przeszłości złączyło ich ścieżki? Nie wiedział, ale jednocześnie nie mógł pozwolić sobie na jakiekolwiek naiwne podszepty. Na licu Elaine nie malował się jednak lęk, a gniew, a gdyby zdarzenie było wynikiem jej lekkomyślnej decyzji, spodziewałby się raczej strachu. Ale - czy znał się na ludzkich emocjach aż tak, by móc ferować wyroki opierając się tylko na własnym przeczuciu? Tak trudno było nie móc pozwolić sobie na błąd, jego dłoń zadrżała, w końcu, opuścił ramię, ściągając też różdżkę w dół, by raz jeszcze przyjrzeć się pełzającym robakom - tym razem uważniej, nie szarpany emocją. Znał się na magicznych zwierzętach jak niewielu czarodziejów i choć insekty dalekie były od jego specjalizacji, to potrafił przecież rozpoznać owada trującego od takiego, który krzywdy zrobić nie mógł. Te na stole - o dziwo wyglądały całkiem... zwyczajnie? Pochodzące z odległych krain trujące, gryzące i wysysające krew lub magię glizdy tego typu miały pstrokate barwy, ostre zęby lub chociaż parzydełka - a tu nie dostrzegał żadnych gruczołów jadowych. Ściągnął brew, na moment unosząc spojrzenie na popielatą twarz swojej towarzyszki  - po czym wyciągnął przed siebie obleczoną w rękawicę ze smoczej skóry dłoń, by chwycić między palce jedną z glizd i przysunąć ją ku sobie bliżej; chwycił ją za końcówkę ogona, pozwalając bezwładnie opaść, by z wciąż ściągniętą brwią przyjrzeć się robakowi dokładnie.  
I powoli zaczynał ją rozpoznawać, bo kiedyś też był tylko chłopcem.
- Estetyki z pewnością - odparł, wypuszczając spomiędzy palców glizdę - i pozwalając jej z plaskiem upaść na stertę wijących się grubych owadów. Jeśli wcześniej nie był pewien, czy wierzyć zapewnieniom przyjaciółki, tak teraz zdawały mu się one pozbawione znaczenia. - Ale w tym przypadku istotniejszą rolę odgrywa dojrzałość. - Nie był to zamach na jego życie, z czego najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy ni ona ni on, a dziecięcy psikus. - To charczące glizdy, Elaine - stwierdził w końcu, przenosząc spojrzenie znów na nią. Dość popularna zabawka, szansa, że ktoś dorosły zechciał zaszaleć na dworze Ludlow, zdawała się raczej znikoma. Ile dzieci aktualnie zamieszkiwało zamek? I ile z nich: znalazło się tego dnia przy tym winie? Minął jej syna w drzwiach - dobrze to pamiętał. - Naucz młodego moresu - poradził, nim wstał i pośpiesznym krokiem, nie oglądając się za siebie, opuścił komnatę.

zt



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala Yggdrasil 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Yggdrasil [odnośnik]03.08.21 18:10
Kochała otaczać się starannie dobranymi słowami, ale nie w mniejszej mierze - doceniała moc ciszy. Słowo było narzędziem relatywnie łatwym do wyuczenia, poddawało się prostym zasadom. Cisza zawierała w sobie wiele więcej, łatwo wymykała się ustaleniom. Z równą łatwością mogła zbliżać, co dystansować. Cisza, która narosła między nią a Tristanem należała zdecydowanie do tych dystansujących, i podczas gdy każde z nich próbowało uporać się z własnym gniewiem, tak, by nie wymknął się im spod kontroli, Elaine przeczuwała, że w zasadzie powinna być wdzięczna.
Nie była. Od początku liczyła się z tym, że gra będzie o skórę, nie o strój. Stwarzanie pozorów i wzajemne uprzejmości nie mogły doprowadzić ich zbyt daleko, i chociaż trzymali się konwencji, wreszcie, przynajmniej, Tristan zdobył się na szczerość. Jego słowa o losie jej męża, o zagrożeniu, jakie stanowiły jego dotychczasowe decyzje, ale przecież i jej, nie były łatwe do usłyszenia, ale były wreszcie czymś, z czym Elaine mogła pracować. Na czym miała szansę i zamiar budować swoją przyszłość. Wychodziły wreszcie poza zakres jałowości roli wdowy. Pretekst, by oddzielić się od niej. Przy odrobinie ufności pokładanej w ich wspólnej przeszłości, można by to interpretować jako wyciągniętą w jej stronę dłoń.
Jeśli tak, ukąszona została chyba w rekordowym czasie. Cofnięta. Nie był to najdramatyczniejszy zwrot akcji, jakiego możnaby się spodziewać w tych okolicznościach, nie znaczyło to jednak, że konsekwencje nie będą ważkie. Złość na okoliczności to jedno; jak na wielbicielkę (własnej) swobody, Elaine nie radziła sobie najlepiej z nieodzowną jej przecież utratą kontroli. Dodatkowo jednak narastała w niej złość na siebie samą, bo istotnie - nie potrafiła rozegrać takiego rozdania. Z zaciśniętą szczęką oglądała ciąg dalszy, narastające w Tristanie zobojętnienie. Doszedł do właściwych wniosków szybciej, niż ona, jednak nie zdążył dokończyć zdania, zanim sama nie dotarła do jego końca. Julius. A więc nie intryga, nie szaleństwo, nie zapalczywość. Wciąż na nowo rola matki, tylko matki, niewystarczająco zadowalającej matki. Rozpalona gniewem, który jedynie w niej narastał, nigdzie nie znajdując ujścia, miała wrażenie, że parzy ją już nawet nie jego spojrzenie, ale każda odrobina wdychanego powietrza.
- Zna cenę swoich wyborów. - Odparła powoli, starannie wyważonym tonem. To nie był czas na negocjacje, zaprzeczenia, ale tym bardziej nie na korzenie się. Klęska najzwyczajniej już miała miejsce, pozostawało zadbać o kolejne rozdanie. Nieruchoma, posągowa, odprowadziła go jedynie wzrokiem i odczekała jeszcze chwilę, zanim zamknęły się za nim drzwi, zanim przestałą słyszeć echo kroków na kamiennej posadzce. Dopiero wtedy dała chwilowy upust furii, swój własny kielich ciskając w przeciwległą ścianę. Nie trudziła się sprzątać tego bałaganu, to pozostanie skrzatom. Ona musiała zadbać o uporządkowanie w dużo większej skali.

[zt] tears


It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Elaine Avery
Elaine Avery
Zawód : strażniczka pamięci
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
jestem z wieczoru,
który nie chce usnąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
in all chaos, there is calculation
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6750-elaine-avery#176175 https://www.morsmordre.net/t6767-appenine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t6766-skrytka-bankowa-nr-1694 https://www.morsmordre.net/t6765-e-avery
Re: Sala Yggdrasil [odnośnik]06.12.23 21:08
10-11 lipca

Letni okres upływał mi pod patronatem większej ilości pracy niż zwykle. Zawieszenie broni obfitowało w pomysły młodych panien; te prześcigały się w coraz to piękniejszych marzeniach na uczynienie czegoś dla ludu. Wśród ich notatek znajdowałem wspominki o jarmarkach, które ― jak się zdawało ― organizowały także inne damy w sąsiednich hrabstwach. Były także pomysły na letnie wieczory z czytaną poezją, wynajęcie paru rozpoznawalnych muzyków by uświetnić czas znanymi melodiami lub pospolite rozdawnictwo w postaci darmowych produktów pierwszej potrzeby. Wszystkie te pomysły, rzecz jasna piękne i chwalebne, cechowała jednak niewieścia naiwność wobec pieniądza i jego pochodzenia. Knutów nie zbierało się z drzew, nie rosły także na ogrodowych krzewach, a każdy ten pomysł miał wpływ ― mniejszy lub większy ― na stan skarbca.
W mojej gestii leżały jedynie obliczenia i wycena wszystkich tych zabaw, decyzję miał podjąć nestor na podstawie szeregu tabel, rubryk i mojego słowa w tej materii. Do tematu musiałem się zatem przygotować, przewidzieć ewentualne pytania, naszykować odpowiedzi. Julius nie cechował się zbytnią cierpliwością, kiedy czegoś żądał ― najlepiej było dać mu to od razu, bez zbędnej zwłoki.
Rankiem udałem się więc do jednego z pomniejszych szpitali polowych, by wybadać ich potrzeby, ale główny magomedyk nie przedstawił mi niczego, czego sam bym się nie domyślał. Odnotowałem zatem braki w eliksirach i kadrze, odnotowałem braki materiałów opatrunkowych i pobożne życzenia w kwestii urozmaicenia diety; nic jednak nie obiecałem. Byłem specjalistą od cyfr i analizy ryzyka, nie od sprawiania ludziom przyjemności.
Przed południem spotkałem się z przedstawicielem popularnego zespołu by wypytać go o stawki i dostępność w kalendarzu. Rozmowa z nim zrobiła na mnie niespecjalne wrażenie; koszty urządzenia darmowego wydarzenia z muzyką w roli głównej wydawały się horrendalnie wysokie i niewspółmierne do potencjalnej korzyści. Owszem, młode pokolenie zapewne doceniłoby gest, ale przecież nadchodził Festiwal Lata i związane z nim zabawy i obchody zorganizowane w Londynie. Nie widziałem potrzeby by przepłacać; propozycję młodej lady wykreśliłem z dziennika.
Popołudniu pojawiłem się w Telford, głównym mieście naszego regionu i odwiedziłem lokalny przytułek dla wdów i sierot; tradycyjnie zacząłem od pytań o stan finansów, o najpilniejsze potrzeby. Wysłuchałem pochwał pod adresem dwóch młodych lady, które miesiąc temu zorganizowały zbiórkę używanej odzieży, kocy i zabawek; przypomniałem sobie także, że tamtą akcję uzupełniliśmy całkiem atrakcyjnym datkiem na rzecz obiektu i przebywających w nim potrzebujących. Nie było to ostatnie takie spotkanie, do wieczora pojawiałem się w kolejnych miejscach w hrabstwie, dyskutowałem, rozmawiałem, badałem potrzeby i słuchałem całej listy życzeń, uniżonych próśb i nieśmiałych sugestii. Świadom możliwości rodowego skarbca, wiedziałem, że nie damy rady sfinansować wszystkiego ze stworzonej przeze mnie listy; trzeba było wybrać i ocenić zasadność zakupu.
Wieczorem rozsiadłem się w gabinecie i zacząłem pracę nad zestawieniem. Stworzyłem przejrzyste podsumowanie wszystkiego, czego się dziś dowiedziałem; wyrysowałem tabelki zgodnie z nestorską fantazją i upodobaniem, na każdą sekcję przeznaczyłem odpowiednią ilość miejsca i obliczeń, zestawiłem koszty z komentarzem prognozującym potencjalną korzyść. Gdy dokumenty były gotowe, udałem się do sali Yggdrasil, do Juliusa, by w jego gabinecie omówić dalsze kroki.
Sprawę przedstawiłem zwięźle i konkretnie, zdecydowanie opowiadając się za tym, by skupić się na działalności wspierającej przytułki i szpitale w ramach swoistego podziękowania poległym i rannym za ich wkład w wojnę o czysty i bezpieczny kraj. Nie widziałem potrzeby by organizować koncert czy inne wydarzenie kulturalne, kiedy mogłem delegować potencjalne koszta na Londyn i organizatorów Brón Trogain, zresztą, wsparcie poszkodowanych niosło za sobą więcej korzyści i miało podnieść morale.
Dyskusję zakończyliśmy dopiero w okolicach północy, dokładnie omawiając kwoty, które miałem przeznaczyć na konkretne cele. Chcąc włączyć w całe to przedsięwzięcie damy, zasugerowałem by samo przekazanie darowizn okraszyć przemówieniem pełnym gorących słów i motywacji; młode pokolenie, prócz pomysłu, powinno pokazywać się publicznie i angażować, aktywnie działać.


Nazajutrz, w okolicach przedpołudnia, miałem umówione spotkanie w Ironbridge, w sprawie kolejnego kontraktu na trolle. Wybrane osobniki miały trafić do Norwegii, do obrony magicznej kopalni przed innymi trollami z górskiego podgatunku. Znałem różnice między każdą odmianą i wiedziałem, że wybrane przeze mnie jednostki powinny reprezentować wszystko co najlepsze, już nie tylko ze względów kontraktowych, ale także z czystego pragmatyzmu ― dorosły górski troll był nie lada przeciwnikiem i potencjalnym siewcą problemów i reklamacji.
W zagrodzie dla trolli pojawiłem się w towarzystwie jednego z treserów ― Arthur miał nie lada doświadczenie z tymi stworami, część młodości spędził w lasach, obserwując zachowania kolonii i analizując coś, co szumnie nazywał kulturą trolli, a co ja zwykłem określać nieskładnym zbiorem chrząknięć i wskazywania sobie wszystkiego palcem. Mimo pewnych różnic w podejściu, dogadywaliśmy się, a co najważniejsze ― potrafiliśmy dobrać jednostki do zamówienia w taki sposób, by wilk był syty i owca cała.
Prezentowany nam troll ― przykuty łańcuchem za nogę do kamiennego filaru ― był potężnym osobnikiem. Wypalone piętno Ironbridge było świeże, skóra wciąż nie wyglądała na dobrze wygojoną, ale to tylko świadczyło o tym, że trafił się osobnik tuż po tresurze i łamaniu woli, na tyle bystry i na tyle silny, by poradzić sobie z ewentualnym napadem swojego górskiego kuzyna.
Co sądzisz? ― zapytałem Arthura przez ramię, pochłonięty ocenianiem gabarytów trolla.
Zaszeleściły przerzucane kartki raportu, czarodziej odchrząknął.
W ćwiczeniach siłowych dostał pięć gwiazdek, w koordynacji ruchowej całe dwie, ale nie wiem czy cię to dziwi.
Niespecjalnie. Jak inteligencja?
Noo… ― znów szelest, troll chrumknął pod nosem zniecierpliwiony ― Marcus twierdzi, że udało mu się nawet wsadzić sześcienny klocek w odpowiedni otwór.
No proszę ― mruknąłem, bardziej do siebie, niż do towarzysza. ― To już podbija stawkę. Co z testem trójkąta? ― dodałem głośniej.
Oblał.
Cmoknąłem z dezaprobatą.
Cóż, nie można mieć wszystkiego. Ile mamy sztuk z podobnym wynikiem?
Cztery.
A coś głupszego i silniejszego? Nie możemy dać samych… w miarę rozumnych jednostek, bo nie dojdą do ładu z hierarchią.
Głupich i silnych ci u nas dostatek… ― westchnął Arthur i przerzucił kolejne stronice ― a jak bardzo głupiego chcesz?
A jaki mają budżet?
Spytaj sam. Przysłali tu swojego przedstawiciela.
Uniosłem brwi, nieco zaskoczony, ale w miły sposób. Nie bałem się konfrontacji, a od mojej ostatniej wizyty w Norwegii jeszcze mocniej doszlifowałem język, kładąc nacisk na kwestie dotyczące finansów, dokumentów i specjalistycznego słownictwa. Gestem dłoni nakazałem Arthurowi przyprowadzenie mi Norwega, a po wymianie powitalnych uprzejmości od razu przeszedłem do rzeczy:
Jak sam pan wie, górska odmiana jest najsilniejsza i dość nieprzewidywalna. Stado stworzone z naszych trolli zakłada użycie dwóch jednostek o ponadprzeciętnej inteligencji, a także dwóch silnych i dość ograniczonych umysłowo.
Dlaczego? Sądziłem, że dostaniemy same ponadprzeciętne osobniki.
Każdy jest ponadprzeciętny ― odparłem sucho, splatając dłonie za plecami. Ruszyliśmy powolnym tempem wokół prezentowanego trolla ― ale zarazem każdy prezentuje swoją ponadprzeciętność na swój sposób. Ułożenie mikrokolonii z samych inteligentnych trolli przyniesie więcej szkody niż pożytku; nie znajdą wspólnego języka, nie ustalą hierarchii, nie będą w stanie działać i tym samym istnieje pewne ryzyko buntu. Prymitywne jednostki odznaczają się o wiele bardziej wrogim nastawieniem wobec swoich kuzynów z gór, są także na tyle mocne, by odpowiednio wpłynąć na jednostkę inteligentną i tym samym nie pozwolić jej na porozumienie się z tak zwanym “wspólnym wrogiem”.
Czarodziej w milczeniu oglądał trolla; wydawał się rozumieć to, co próbuję mu przekazać.
Czy cztery trolle wystarczą? Nie lepiej byłoby pięć?
Wszystko zależy od rozmiaru terenu podlegającego ochronie ― odparłem lekko ― i przeznaczonego budżetu. Naturalnie ― zapewniłem od razu z miłym dla oka uśmiechem ― kontrakt na taką kwotę przewiduje pewne udogodnienia…
Rozmowa toczyła się dalej, coraz mocniej i mocniej wciągając niczego nieświadomego Norwega w szczegóły kontraktu. Opowiedziałem mu o dogodnej cenie stosownej do jakości naszych ochroniarzy, następnie ze szczegółami zareklamowałem każdego trolla z osobna, od czasu do czasu podkreślając jak wiele są warte. Norweg zgodził się z wyceną, a bijąca od niego pogodna aura tylko utwierdzała mnie w przekonaniu, że absolutnie nie zorientował się w cenach rynkowych i tym samym nie miał bladego pojęcia, że w ostateczności kupił trolle po normalnej cenie, a omawiany przeze mnie rabat był wynikiem sztucznego zawyżenia ceny.

|zt
Harlan Avery
Harlan Avery
Zawód : analityk finansowy, doradca nestora
Wiek : 44
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

I know there will come a day
When red runs the river

OPCM : 7 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 21 +3
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11936-harlan-avery#368946 https://www.morsmordre.net/t12105-vidar#372860 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t12103-skrytka-bankowa-nr-2578#372853 https://www.morsmordre.net/t12106-harlan-avery#372876
Sala Yggdrasil
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach