Babette Valentine Delacour
Nazwisko matki: Montmorency
Miejsce zamieszkania: Anglia, półwysep an Lysardh
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: Tancerka, prywatna nauczycielka tańca dzieci z możniejszych rodzin
Wzrost: 164 cm
Waga: 51 kg
Kolor włosów: Srebrny blond
Kolor oczu: Szafirowe
Znaki szczególne: Gracja i wili czar, brak znamion na skórze, charyzmatyczny uśmiech, jest leworęczna
11 cali, berchemia, włos z głowy wili
Beuxbatons (gryfy)
Sarna
Mysz
Marakuja, piasek pustyni, słony pot, palony cukier i zapach zawilgoconego starego pomieszczenia
duży kosz egzotycznych owoców
taniec, muzyka
Pustułki z Kenmare
taniec
klasyczna
vlada roslyakova
Urodziła się w piękny bezchmurny dzień, kiedy przydomowe ogrody rozkwitły wielością barw i choć nie pamięta z tamtego dnia nic, od zawsze wierzyła tak ojcu, jak matce, że był to najpiękniejszy dzień 1937 roku, a zarazem jeden z piękniejszych, jakie w ogóle pamiętali za życia. Dołączyła do rodziny pełnej szczęścia, jako trzecie dziecko i pierwsza córka, choć widmo ponurej wojny kładło się na ich radości czarnym cieniem, ona nie pamięta z tej tragedii wiele: ojciec jako ambasador Ministerstwa Magii we Francji większość życia spędził w politycznie zależnym Tunisie, gdzie służył ojczyźnie – wraz z rodziną u boku. Matka dbała o ciepło rodzinnego ogniska.
Za morzem słońce było większe, choć mniej dotkliwe, piasek suchy, a ulice niebezpieczne, ale pozostając w bezpiecznym schronieniu państwowej rezydencji wspomina tylko to, co było piękne i dawało radość: egzotyczne owoce, dwugarbne wielbłądy i tak inna od jej własnej złota cera wyrozumiałej opiekunki z radością przyglądającej się pierwszym objawieniom jej talentu – kiedy zmieniała barwę i kształty piór i tak przepięknie przystrojonych przez naturę papug. Była bardzo młoda: lecz w jej talent nie wątpił nikt, tak czysta krew, jak wile dziedzictwo babki nie dawało złudzeń – miała zostać czarownicą.
Do kraju – pięknego Paryża – powrócili, kiedy była już dość duża, by to pamiętać, ale nie dość duża, by zrozumieć. Grindelwald zakończył swój przemarsz przez Europę i osiadł w Wielkiej Brytanii, czasy zdały się stać spokojniejsze, a matka ciągle powtarzała, że słońce Tunezji nie działa dobrze na cerę młodych kobiet, zaś najstarszy z braci musiał zostać wyprawiony do Beuxbatons. Ojciec jeszcze później wracał do Afryki kilkakrotnie, przy każdym powrocie przywożąc najmłodszej córce kosz słodkich marakui – przepełnionego pasją smaku dzieciństwa, którego miało jej później brakować już zawsze.
Z tamtego okresu oprócz wspomnień zachowała tylko dwie pamiątki: przyuczoną do roznoszenia listów papugę, która miała spędzić z nią resztę życia – otrzymała ją od ojca, wraz z zapewnieniem, że jest tak wyjątkowa, jak sama Babette – oraz medalion z kości słoniowej z wyciosanym profilem jej wyjątkowej babki.
Dziesiąty rok życia nadszedł szybciej, niż się spodziewała – otrzymana różdżka wykonana z drewna wpadającego barwą w ciemny szary róż leżała w jej dłoni dobrze, ale to włos jej babki, stanowiący rdzeń dał jej pewność. Nigdy jej nie poznała, ale lubiła sobie wyobrażać, że zaklęła w tej różdżce część siebie: część serca i umysłu, że poprowadzi ją przez życie, by postępowała tak, jak należy i dała jej ku temu odwagę.
Mury górskiego Beuxbatons zachwyciły zaś mocniej, niż w jej najśmielszych, karmionych opowieściami starszych braci fantazjach dotyczących tego miejsca. Dołączyła do gryfów, od początku wiedząc, że pośród nich znajdzie swoje miejsce – i to w szkole po raz pierwszy zatańczyła, jeszcze nie wiedząc, że wkrótce to taniec bez reszty zawładnie jej życiem. Nigdy nie sprawiała wychowawcom problemów, była grzecznym dzieckiem i uczyła się dobrze, pilnie odrabiała zadane prace, najszczerzej poświęcając się temu, co kochała: astronomii opisującej srebrne gwiazdy na niebie, zielarstwu rozwiązujące zagadki najbardziej tajemniczych owoców, transmutacji, która pozwalała na zabawę kolorami, a w której wkrótce stała się prymuską i dziedzinom najmocniej hołubionym w jej rodzinnym domu: historii magii oraz numerologii. Choć tę pierwszą zawsze znajdywała jako nudną, to druga zdawała się rozpościerać bezkres możliwości związanych z niezwykłą magią przemian. Dużo czasu spędzała w szklarniach i ogrodach, lubiąc rozmawiać z kwiatami. Najlepiej jednak czuła się na zajęciach związanych ze sztuką – z chęcią podejmowała się interpretacji utworów, oddając się błogiemu rozmarzeniu, chętnie uczestniczyła w lekcjach śpiewu, traktując je jak zabawę i wreszcie prędko stała się ulubienicą nauczycielki tańca, poruszając się z gracją i powabem, jakiej większość mogła jej tylko zazdrościć – a przy tym czarując publikę wrodzoną charyzmą skrzącą wraz z wilą krwią babki.
Prędko też to właśnie muzyka stała się jej najdroższą przyjaciółką w szkole, choć do innych uczniów zwracała się zawsze z życzliwością i szacunkiem, nie miała talentu do zawierania przyjaźni. Dziewczęta mimowolnie widziały w niej rywalkę, chłopców onieśmielała jej uroda, a jej charakter wcale nie pomagał – pomimo szczerości i dobrej chęci roztaczania aury pokoju, radości i szczęścia, nie miała zwyczaju wykazywać się przesadną empatią w stosunku do rówieśników: w pracach domowych pomagała wtedy, gdy prosił o to przystojny młodzian, a do prac szkolnych rwała się zawsze wtedy, gdy świadoma była potencjalnej korzyści przychylnego spojrzenia nauczyciela, nieświadomie wkładając bezinteresowność pomiędzy mity. Wobec muzyki była z kolei szczera: tak szczera, jak szczerą mogła być dorastająca dziewczyna, poddając się jej w całości, tak ciałem, jak umysłem, dostrajając się do niej harmonią własnego organizmu. Gwałtowne nuty budziły w niej złość, mroczne – niepokój, smutne potrafiły wycisnąć z oczu łzy, podczas gdy radosne wywoływały szczery niepohamowany śmiech. Szybko wyszła ze sztywnych reguł rządzących światem tańca i wbrew nauczycielce popołudniami ćwiczyła własne improwizacje, oparte nie na schematycznych układach baletowych a na tym, co czuła w głębi serca – wiedząc, że tylko tym sposobem będzie w stanie oddać hołd muzyce w pełni. Czasem tańczyła z różdżką w dłoni, na bieżąco dopasowując wystrój sali, kolory ścian i ubiór do nastroju muzyki, czasem bez: oddając się bez reszty złości, podczas której iskry wilej krwi wywoływały z jej dłoni płomienie, pozwalając jej tańczyć z dzikim ogniem. Jej nauczycielka nazywała to nieładem, niesubordynacją i z wyraźną pogardą wskazywała jako awangardową nowomodę, ale ona w to parła, kiedy nikt nie widział, bo zawsze była też uparta: przecierając szlaki współczesnego tańca czarodziejów mieszaniną ciężkiej pracy, artystycznej wrażliwości i naturalnego talentu. Łączyła balet z sercem – i z tym, co dyktowała jej muzyka. Z łatwością wybierała ze znanych sobie tańców to, co podobało jej się najbardziej i co czuła najmocniej, sklejając w jedno kompletne widowisko. Eksperymentowała z łyżwiarstwem figurowym. Z czasem zaczęła sama przyłapywać siebie na tym, że traktowała muzykę jak oddzielny byt, kogoś, kto zawsze był obok – i komu ufała bezgranicznie. Kto rozumiał ją lepiej, niż ktokolwiek inny. Ponure dni lubiła sobie rozświetlać tańcząc w deszczu na zamkowych błoniach.
Bynajmniej nie oznacza to, że stroniła od ludzi: lubiła otaczać się towarzystwem, czasem z potrzeby poklasku, czasem z ludzkiej potrzeby bliskości z drugą osobą. Była otwarta na wszystkich, nie dzieląc uczniów ani według talentu, ani według popularności, ani według czystości krwi. Lubiła śmiać się i cieszyć, zawsze szukała radości w codzienności, doceniając piękno otaczającego ją świata.
Ledwie najmłodsza z latorośli skończyła szkołę, a ojciec chciał znów – wraz z rodziną – udać się w podróż. W ukochanej Tunezji rodziły się ruchy niepodległościowe, przestała być bezpieczna – porzucił myśli o powrocie. Zwolnił się za to wakat w Anglii i choć rozpoczął przygotowania do przenosin, posyłając dzieci na lekcje angielskiego, jego starania zostały odrzucone. Dopiero za kilka miesięcy miało się okazać, że był to jedynie szczęśliwy zbieg okoliczności – z czasem sytuacja polityczna w Wielkiej Brytanii mocno się skomplikowała.
Po ukończeniu szkoły wróciła do rodzinnego domu w Paryżu, wciąż zakochana w tańcu – w teatrze otrzymała angaż jako jego nauczycielka, własne występy dając jedynie w ramach charytatywnych przyjęć organizowanych przez znajomych politycznie dobrze postawionego ojca. Z radością angażowała się w ich organizację, sprawnie oszukując nawet samą siebie, że robiła to z dobroci serca i w trosce o los sierot, charłaków i dzieci mugoli wymagających wsparcia, w rzeczywistości kierując się własną pustą potrzebą bycia zauważoną i podziwianą. Z czasem zauważona faktycznie została – i zaczęto zapraszać ją na jej własne występy w Paryżu, gdzie skandal już od dawna był nieodłącznym tłem artystów wszelkiej maści, a jej taniec nie gorszył elit zaznajomionych z awangardą. Nie musiała się już krępować, surowe zasady nauczycielki z Beuxbatons nie sprowadzały jej już na ziemię: nie ona tańczyła w rytm muzyki, a muzyka tańczyła w niej, płynąc tą samą emocją przez ten sam krajobraz i widok. Mówią, że niektórzy ludzie potrafią widzieć dźwięki: ona potrafiła je pokazać.
Krótko tańczyła sama: wnet teatr, z którym związana była na stałe, zaproponował jej duet z utytułowanym baletmistrzem. Był znacznie lepszy od niej – ale to jedynie pobudzało jej ambicję, zmuszało do cięższych i intensywniejszych ćwiczeń, nawet nie zauważając, kiedy dała się porwać płomiennej rywalizacji w wyścigu ku niemożliwej doskonałości. To wtedy zanurzyła się w tańcu w całości, poświęcając mu każdą wolną chwilę: pilnując postawy, diety, kondycji, a przede wszystkim ćwicząc, od świtu do zmierzchu nie opuszczając teatralnych sal. Ojciec zmiękczony subtelnym wpływem wspierającej ją matki tolerował te zachcianki, ostatecznie uznawszy, że pokazanie się w towarzystwie zwiększy jej szanse na intratne zamążpójście. Babette nie chciała o tym słyszeć – choć nigdy nie wyznała tego rodzinie, oddała serce w całości swojemu partnerowi, który był jej rywalem, przyjacielem i towarzyszem w muzycznych wyzwaniach zarazem. Taniec z nim iskrzył od emocji, ćwiczenia, by stać się od niego lepszą, nadawały życiu sens, a wspólnie spędzone chwile wspominała nocami z radością i rozmarzeniem. Nigdy nie dowiedziała się, że utalentowany tancerz mógł jedynie złamać jej serce – nie czując wcale pociągu do kobiet, a pozostając wierny doskonałościom męskiego ciała. Na nic zdał się jej urok: wila krew przegrała z wierną samemu sobie naturą mężczyzny.
Ich przyjaźń trwała jednak długo i intensywnie, w nielicznych przerwach od wyczerpujących treningów to właśnie on wprowadził ją w świat paryskiej bohemy, poznając z artystami z różnych stron Francji. Lubiła te wieczory, choć skrzętnie ukrywała je przed nadopiekuńczym okiem ojca, poznając tam smak dławiący opium i mary zielonej wróżki, które roztaczały przed nią wizje nowych choreografii, zawsze najmocniej tęskniąc za smakiem odrzuconej miłości.
Ale jej serce na dobre złamała dopiero rozłąka. Z czasem tragedie trawiące Europę ucichły – Grindelwald został pokonany, a przeboje Wielkiej Brytanii z polityką międzynarodową zostały przyhamowane. Wyspiarze powrócili do Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów, Francuzi natomiast zamierzali wysłać do nich ponownie swoją delegację i tym razem wybrano jej ojca. Nie był tą myślą zachwycony: Anglia wciąż wydawała się wewnętrznie rozchwiana, na domiar złego wiele mówiło się o trawiących kraj anomaliach. Nie mógł się jednak sprzeciwić służbowemu poleceniu – nawet pomimo rzewnych łez córki. Rozstanie z tanecznym partnerem było dla niej ciosem, który ciężko zniosła, w końcu pojmując, że oto pomimo dziewczęcej rozpaczy musi zacząć szukać siebie od nowa.
Babette zachwyciła się wielością możliwości i pięknem londyńskich teatrów, oczyma wyobraźni widząc własną przyszłość jako gwiazdy, w pełnym blasku, w sławie, w bogactwie. Wpływy ojca pozwoliły jej od ręki zdobyć zajęcie – zaczęła uczyć dzieci tańca, dając prywatne lekcje tym z możniejszych rodzin. I lubiła to zajęcie – miała do dzieci podejście i potrafiła wykazać się cierpliwością, z radością obserwując ich postępy: pierwsze kroki ku artystycznej nirwanie. Pewien smutek wywoływały u niej dzieci z rodzin najmożniejszych – wojskowy dryl wychowania i bezduszność rodziców krajały serce, ale zawsze trzymała się reguł nałożonych przez rodzinę. Wciąż tańczyła, nie przerywając własnych ćwiczeń, starając się o występy w teatrach.
Po prostu czekała na swoją chwilę.
Statystyki i biegłości | |||
Statystyka | Wartość | Bonus | |
OPCM: | 10 | 0 | |
Zaklęcia i uroki: | 0 | 0 | |
Czarna magia: | 0 | 0 | |
Magia lecznicza: | 0 | 0 | |
Transmutacja: | 20 | +5 (różdżka) | |
Eliksiry: | 0 | 0 | |
Sprawność: | 0 | Brak | |
Zwinność: | 20 | Brak | |
Język | Wartość | Wydane punkty | |
francuski | II | 0 | |
arabski | I | 1 | |
angielski | II | 2 | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty | |
Astronomia | I | 2 | |
Historia Magii | I | 2 | |
Numerologia | I | 2 | |
Spostrzegawczość | I | 2 | |
Zielarstwo | I | 2 | |
Zręczne ręce | I | 2 | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty | |
Brak (neutralny) | - | 0 | |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty | |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 | |
Malarstwo (wiedza) | I | 0.5 | |
Muzyka (wiedza) | II | 7 | |
Śpiew | I | 0,5 | |
Gotowanie | I | 0,5 | |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty | |
Taniec balowy | II | 7 | |
Taniec klasyczny | II | 7 | |
Taniec współczesny | III | 25 | |
Gimnastyka | I | 0,5 | |
Akrobatyka | I | 0,5 | |
Łyżwiarstwo | I | 0,5 | |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty | |
Półwila | - | 6 (+12) | |
Reszta: 0 |
never be enough
for me
Ostatnio zmieniony przez Babette Delacour dnia 21.01.19 13:40, w całości zmieniany 1 raz
Witamy wśród Morsów
[11.02.19] Ingrediencje (wrzesień/październik)
[18.03.19] Wsiąkiewka (wrześniopaździernik) +0,5PB
[18.03.19] Wsiąkiewka (wrześniopaździernik) +30PD, +0,5PB
[28.03.19] Wykonywanie zawodu (wrześniopaździernik) +50 PD