Willow Seren Lovegood
Nazwisko matki: Johansson
Miejsce zamieszkania: okolice Londynu
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożna
Zawód: początkujący magizoolog, opiekunka stworzeń w ogrodzie magizoologicznym
Wzrost: 166 cm
Waga: 50 kg
Kolor włosów: jasny blond
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: leworęczność, kilka drobnych blizn po zadrapaniach przez zwierzęta na przedramionach i łydkach, zabliźniony ślad po rozszczepieniu na prawym ramieniu
9 i pół cala, jarzębina i oko lunaballi
Hufflepuff
Jaskółka
Poranione ciała członków rodziny
Las po deszczu, igły i drewno sosny, letnie kwiaty, trawa cytrynowa, herbata, farby, zapach kart szkicownika
Siebie w towarzystwie żywego brata i mamy, a także reszty rodziny, spokojnej, bezpiecznej i szczęśliwej
Przede wszystkim szeroko pojęta magizoologia, ale także podróże, ciekawe książki, trochę rysunek
Harpie z Holyhead
Czasem latanie lub spacery na łonie natury
Co wpadnie w ucho
Elle Fanning
Podobno wybrała sobie na narodziny bardzo specjalny dzień – dwudziesty dziewiąty lutego. Zdaniem podekscytowanej rodziny miała to być wróżba jej przyszłej wyjątkowości – ale że byli Lovegoodami, każde z nich na swój sposób było wyjątkowe i trudno było wpisać ich w określony schemat, skoro od dawien dawna wymykali się normom i postępowali tak, jak sami uważali za najsłuszniejsze, często zyskując tym samym opinię czarodziejów ekscentrycznych i oderwanych od rzeczywistości. Nie interesowali się polityką, podziałami społecznymi ani innymi przyziemnymi sprawami, zamiast tego woląc poszerzać horyzonty wiedzy i wypełniać kolejne białe karty nowymi odkryciami, a także historiami zrodzonymi z bogatej wyobraźni i kreatywnych umysłów.
Zarówno Finnick Lovegood, jak i jego małżonka Astrid byli pasjonatami magicznych stworzeń, dobrymi ludźmi o czystych sercach i otwartych umysłach. Podobno odkąd się poznali zaistniało pomiędzy nimi pewne zrozumienie – a miało to miejsce, kiedy Finnick, w którym odezwało się charakterystyczne dla Lovegoodów pragnienie podróży i zgłębiania świata wyjechał na kilka miesięcy na staż do rezerwatu smoków szwedzkich krótkopyskich i poznał córkę jednego z jego zarządców, młodziutką, jasnowłosą Astrid, która warzyła eliksiry i leczyła rany nieuważnych opiekunów tych groźnych stworzeń. Była kobietą o pięknej duszy i pięknym umyśle, nic więc dziwnego, że po stażu, który przeciągnął się do roku, Finnick wrócił stamtąd już nie samotnie, a z bratnią duszą, z którą wkrótce potem wziął ślub i osiedli w niewielkim domku kilkanaście kilometrów od Londynu.
Chociaż „osiedli” to może mocne słowo, biorąc pod uwagę, że często gdzieś wyjeżdżali, początkowo we dwójkę, później z dziećmi, które pojawiły się w ich życiu w odstępie kilku lat. Mieli rodzinę rozproszoną po całym świecie, więc zawsze było kogo odwiedzać i od kogo czerpać wiedzę – a tej nigdy za wiele dla ludzi, którzy kochali piękno świata i chcieli zrozumieć go jak najlepiej. Po Mikaelu i Elii pojawiła się i ona – Willow. Najmłodsza pociecha, dziecko zrodzone w dniu, który pojawiał się raz na cztery lata. I rzeczywiście, była równie wyjątkowa jak ten dzień.
Żyli na uboczu, w oddaleniu od innych siedzib ludzkich, w domku, którego wygląd i wystrój znakomicie oddawał naturę Lovegoodów. Astrid szybko ozdobiła go akwarelami własnej twórczości; miała nie tylko rękę do eliksirów i podstawowych czarów leczniczych, ale również do farb. Nie pracowała zawodowo, nie chcąc ograniczać się tylko do jednego zajęcia ujętego w sztywne ramy. Była raczej wolnym duchem, pochłonięta mnogością swych pasji oraz opieką nad trójką dzieci kiedy jej mąż poszerzał horyzonty magizoologii i regularnie wyjeżdżał, by badać nowe gatunki, choć często pomagała nielicznym mieszkającym w okolicy czarodziejom swoją magią i wywarami. Niedaleko domku mieściło się nieduże jezioro, a kawałek dalej był las, otaczający domostwo oraz nieduży, choć dość chaotyczny ogród, i dający złudzenie odcięcia od zewnętrznego świata, mimo że zaledwie kilkanaście kilometrów dalej rozpoczynało się największe w kraju miasto. Znajdując się tutaj, pośród ciszy i spokoju, można było jednak prawie o tym zapomnieć.
Gdy Willow zaczęła mówić, miała w zwyczaju zadawać wiele pytań. Bystre, jasne oczy od najmłodszych lat obserwowały świat bardzo uważnie, wnikliwie analizując wszystkie jego elementy i często poznając je dość empirycznie, jak wtedy, kiedy zachlapała całą podłogę farbami matki, próbując namalować na ścianie kolorowe kwiatki, albo kiedy postanowiła sprawdzić, czy potrafi polecieć jak ptak, i wspięła się na parapet okna na piętrze, po czym skoczyła w dół. I być może skończyłoby się to dla niej co najmniej kilkoma urazami, gdyby nie to, że faktycznie poleciała – dziecięca magia sprawiła, że czteroletnia wówczas dziewczynka, zamiast spaść na ziemię, przefrunęła kilka metrów, w końcu gładko lądując na trawniku. Mimo całej radości z tego pokazu magii matka wytłumaczyła jej cierpliwie, że dla własnego dobra nie powinna próbować latać w podobny sposób, a ojciec wygrzebał na strychu starą dziecięcą miotełkę należącą niegdyś do jej starszego brata, który tej jesieni miał wyruszyć do Hogwartu. Niedługo więc regularnie obijała się o ściany i strącała z mebli przedmioty pomykając na małej miotełce i śmiejąc się głośno, a dziecięca magia często ujawniała się też spontanicznymi zmianami kolorów otaczających ją przedmiotów.
Mikael zawsze był jej bardzo bliski. To on jako pierwszy skrócił jej imię do „Willy” i najczęściej tak właśnie ją nazywał, rysował najbardziej fantastyczne rysunki smoków i podsadzał ją, by mogła sięgnąć do najdorodniejszych jabłek wiszących na wiekowej jabłoni za domem. Trudno było sobie wyobrazić moment, kiedy na dziesięć długich miesięcy go zabraknie – bo z perspektywy czteroletniego umysłu było to bardzo długo. I rzeczywiście dom stał się pusty bez brata, choć kiedy Mike wyjeżdżał, a ona zaczęła sięgać głową ponad stół, czasem z matką i siostrą wyjeżdżała do dziadków w Szwecji albo do krewnych Lovegoodów żyjących w różnych miejscach Anglii, a kilka razy towarzyszyły ojcu w niektórych krajowych i zagranicznych podróżach, stopniowo kolekcjonując wspomnienia i poznając świat znacznie pełniej niż w okresach pobytu w rodzinnym domu – choć i wówczas nie próżnowała, eksplorując pobliski las i wyobrażając sobie, że przedziera się przez dziewiczą dżunglę pełną niepoznanych jeszcze zwierząt i roślin, o jakich opowiadał jej ojciec, z każdej wyprawy przywożący niesamowite opowieści. Wyobraźnię, jak na Lovegooda przystało, miała w dzieciństwie dość bujną i nie stanowiło dla niej problemu zapomnienie, że to tylko zwykły las i zwykłe zwierzęta. Każde wyjście mogło być nową niesamowitą przygodą, za każdym krzewem mogło kryć się kolejne niezwykłe stworzenie. Zwykły kot mógł być mitycznym nundu, sarna jednorożcem, a jaszczurka smokiem – w wyobraźni wszystko było możliwe.
A zwierzęta Willow uwielbiała odkąd sięgała pamięcią, co było całkiem naturalne, biorąc pod uwagę fakt, że miała ojca magizoologa, który zaraził dzieci swoją pasją. Cała trójka wychowała się na jego opowieściach, choć w niektórych trudno było uchwycić gdzie kończy się prawda, a zaczyna fikcja, i dopiero z wiekiem ta granica stawała się dla dzieci bardziej widoczna. Jednym z najczęściej odwiedzanych w Londynie miejsc był bez wątpienia ogród magizoologiczny. Gdy tylko napotykała kogoś z pracowników, buzia jej się nie zamykała, wyrzucając z siebie kolejne dociekliwe pytania. Większość z nich odnosiła się do młodej Lovegoodówny życzliwie, bo często korzystali z wiedzy i umiejętności jej ojca; Finnick Lovegood pomógł także w sprowadzeniu niektórych stworzeń i jeśli akurat nie wyjeżdżał za granicę, bywał tam niezwykle często. Niekiedy współpracował też z samym Newtem Skamanderem, którego książki Willy darzyła uwielbieniem; jego znany podręcznik był chyba najbardziej wyświechtaną od częstego czytania i przeglądania książką w jej małym zbiorze.
Gdy Mike powracał na letnie wakacje przygody nabierały nowego wymiaru, dodatkowo urozmaicone opowieściami o Hogwarcie. Willy z utęsknieniem czekała na pierwszą podróż do szkoły, choć brat uprzedzał ją, że nie wszystkie jej aspekty są takie wspaniałe. Gdy pytała go, dlaczego, odpowiadał jednak wymijająco, nie chcąc niszczyć jej dziecięcych fantazji.
Jako, że urodziła się dwudziestego dziewiątego lutego, jej list z Hogwartu nadszedł pierwszego marca roku, w którym skończyła jedenaście lat. Był to dzień długo wyczekiwany, bo choć uwielbiała swoje życie, rodzinę, dom oraz regularne wyjazdy, zawsze chciała dołączyć do rodzeństwa w magicznej szkole i zobaczyć na własne oczy to, o czym opowiadali od dawna. Mike niestety kończył już szkołę i wyruszał na spotkanie dorosłości – minęli się, choć w dzień odjazdu obiecali sobie starannie, że będą pisać dużo listów. Zanim jednak nadszedł pierwszy września, jeszcze w sierpniu matka zabrała ją i jej siostrę po zakupy na Pokątną, by zakupić książki, szaty i oczywiście różdżkę. Will wypróbowała naprawdę dużo różdżek, zanim ku uciesze własnej i zadowolonego z wyzwania sprzedawcy trafiła na tą właściwą.
Tiara Przydziału, do której podeszła lekkim i radosnym krokiem, bez śladu lęku, wahała się między Ravenclawem a Hufflepuffem, ostatecznie decydując, że Willy trafi do Domu Borsuka. Po usłyszeniu werdyktu Tiary ruszyła do stołu swojego nowego domu. Grono Lovegoodów było w Hogwarcie dość liczne i charakterystyczne, oprócz siostry miała tu kilkoro kuzynostwa. Tak czy inaczej po pewnym czasie miała okazję się przekonać, przed czym lakonicznie uprzedzał ją starszy brat – środowisko uczniowskie nie zawsze było przychylne dla odmienności, przynajmniej to poza w większości bardzo życzliwym i tolerancyjnym Hufflepuffem. A Willow była dość typowym przykładem Lovegooda, o ile można było mówić o jakiejś typowości w tej rodzinie indywidualistów. Choć odwiedziła w swoim młodym życiu kilka krajów i posiadała większą wiedzę niż spora część rówieśników, to pod pewnymi względami była nieco oderwana od rzeczywistości, niezainteresowana sprawami pokroju statusu krwi czy polityki; trwającej w czasach jej dzieciństwa wojny prawie nie zauważyła, absorbując młody umysł zupełnie innymi sprawami. Odkrywanie świata natury, a zwłaszcza zwierząt było bardziej zajmujące niż przejmowanie się przyziemnymi sprawami, a temat polityki i wojny w jej domu właściwie nie istniał, skwapliwie przemilczany przez dorosłych. Żadne z rodziców nie uznało za stosowne straszyć dzieci historiami naznaczonymi złem, woląc rozpalać w nich ciekawość świata i zainteresowanie tym, co było w nim najpiękniejsze.
Często budziła też rozbawienie rówieśników tym, zdarzało jej się także dość ekscentrycznie ubierać i zestawiać ze sobą niepasujące kolory i wzory. Dość szybko zyskała etykietkę „kolejnej dziwnej Lovegood”, ale nie należała do osób przejmujących się zaczepkami, znosiła z godnością nawet uroki niekiedy ciskane w plecy, a szkolni oprawcy nigdy nie doczekali się jej łez ani agresywnej odpowiedzi na atak. Jeszcze na początku pierwszego roku kilku Ślizgonów z rocznika wyżej wepchnęło ją do jeziora, kiedy stała na pomoście oddając się kontemplacji urokliwego krajobrazu i zastanawiając się, jakie stworzenia zamieszkują głębiny, ale brat jeszcze w dzieciństwie nauczył ją pływać w jeziorze znajdującym się w okolicy domu, więc „przygoda” skończyła się tylko na przemoczonych ubraniach. Podchodziła do ludzi z niekiedy wręcz naiwną życzliwością, czym zbijała ich z pantałyku. Bystry umysł miał ciekawsze zajęcia niż zamartwianie się, bo wolała spędzać długie godziny w bibliotece lub na błoniach, poznając nowy dla siebie świat Hogwartu. Często chodziła własnymi drogami, wiele najbardziej interesujących miejsc odnajdując przez zwykły przypadek. Lubiła takie sytuacje, kiedy bez wysnuwania założeń i szczegółowego planowania odkrywała na swojej drodze coś nowego. Miała duszę odkrywcy. Przez to zamiłowanie do błąkania się po różnych zakamarkach niekiedy spóźniała się na lekcje lub przychodziła na nie z fragmentami liści lub pajęczyn wplątanych w jasne włosy. Nauczyciele szybko docenili jednak jej bystrość, choć nie zależało jej na wybiciu się i byciu najlepszą. Uczyła się dla siebie, nie dla ocen ani nie po to, by próbować komukolwiek zaimponować. Nie zależało jej też na usilnym zdobyciu przyjaciół, choć ci z czasem znaleźli się sami.
Była osobą tolerancyjną i wyrozumiałą, nie przykładając wagi do przyziemnych kryteriów pokroju pochodzenia. Nie miało dla niej znaczenia, czy ktoś miał szlachetną, czy może mugolską krew i nigdy o to nie pytała, często wykazując się także ignorancją w kwestii zarówno realiów i powiązań szlacheckich, jak i wiedzy o świecie mugoli, choć tym, którzy chcieli z nią rozmawiać, zadawała sporo pytań, ciekawa tego, co inne od świata który sama znała. Historia magii zazwyczaj ją jednak nudziła, ożywiała się na obronie przed czarną magią, transmutacji i zielarstwie, z eliksirami radziła sobie przyzwoicie, prawdopodobnie za sprawą tego, że podszkoliła ją nieco matka, ale nigdy się na tym polu nie wybijała, byli lepsi. Najbardziej wyczekiwanym przedmiotem była opieka nad magicznymi stworzeniami, na którą musiała poczekać aż do trzeciego roku – ale warto było, bo to w tym przedmiocie odnalazła siebie i radziła sobie zdecydowanie najlepiej, stając się także ulubienicą nauczyciela, którego często odwiedzała po lekcjach, pomagając mu przy zwierzętach i zasypując go pytaniami. Lubiła też rysować, choć takiego przedmiotu w Hogwarcie nie było – nauczyła się jednak od mamy i brata, więc szkicownik był stałym elementem jej wyposażenia. I niekiedy padał ofiarą wrednych kolegów z roku, więc z czasem nauczyła się go chronić odpowiednimi zaklęciami, bo o ile mogła się pogodzić z przezywaniem od dziwaczki i ciągnięciem za włosy, tak szkicownik był dla niej bardzo ważnym przedmiotem, tym bardziej, że dostała go od brata.
Mikael po skończeniu Hogwartu poszedł w ślady ojca i zajął się magizoologią, choć wyspecjalizował się w smokach, podejmując pracę dla ministerialnego wydziału zajmującego się badaniem, poszukiwaniem i łapaniem tych stworzeń. W listach, które zgodnie z obietnicą często do niej wysyłał, szczegółowo opisywał swoje badania smoczych zachowań oraz wyprawy, dołączał także piękne, szczegółowe rysunki. Pod jego wpływem w bibliotece zaczęła częściej sięgać po księgi traktujące o smokach, z ciekawością poznając ich dziką i nieokiełznaną, ale fascynującą naturę. Chciała poznać choć ułamek tego, co stało się światem brata, będącego dla niej jedną z najbliższych osób. Nie znaczyło to, że nie fascynowały jej też inne zwierzęta – wszystkie miały w sobie coś interesującego, dobrze radziła sobie z oswajaniem tych, które były możliwe do oswojenia i wykazywała się niezwykłym podejściem i cierpliwością, które były niezbędne w podchodzeniu do stworzeń, z jakimi stykała się na zajęciach i nie tylko. W letnie wakacje ojciec kilka razy zabrał ją ze sobą i tym sposobem na przestrzeni kilku lat odwiedziła różne europejskie rezerwaty magicznych stworzeń, mając o czym opowiadać w szkole po kolejnych wrześniowych powrotach – a opowiadać zawsze lubiła, nawet jeśli nie każdy chciał słuchać zachwytów dziwaczki jakimiś nudnymi zwierzakami. Nie przejmowała się tym, konsekwentnie trwając przy swoich pasjach bez względu na opinię innych, nauczona jeszcze przez rodziców, by bez względu na wszystko pozostawać sobą i nie pozwolić, by nieżyczliwość ludzi nie rozumiejących piękna jej wewnętrznego świata zatruła jej życie i pasję.
Piąty rok przyniósł sumy. Jej końcowe wyniki były dobre, ale nie nadzwyczajne, choć małe, czarne „W” z ulubionej opieki nad magicznymi stworzeniami cieszyło najbardziej, dzięki czemu „nędzny” z historii magii tracił na znaczeniu. Cóż poradzić, że wojny goblinów, historie szlacheckich rodów i inne historyczne zaszłości nigdy nie były ani w jednej dziesiątej tak interesujące, jak świat przyrody, a zwłaszcza zwierząt, choć może była to kwestia tego, że profesor Binns nie należał do wykładowców potrafiących odpowiednio ciekawie przedstawić temat i zainteresować osoby, które łatwo się nudziły na zbyt monotonnych zajęciach.
Na szóstym roku coś się zmieniło – do Hogwartu zawitał Grindelwald i zupełnie odmienił dotychczasowe porządki. Nawet żyjąca w swoim świecie osóbka pokroju Willow nie mogła przegapić jego obecności i nieuchronnych zmian, które spadły na szkołę i przytłoczyły uczniów ciężką atmosferą. Choć Hogwart wiele stracił z dotychczasowej sielanki, Willy starała się zachować charakterystyczną dla Lovegoodów pogodę ducha i optymizm. Miała dość rozsądku, żeby się nie buntować i nie wychylać, cieszyła się opinią w gruncie rzeczy nieszkodliwej dziwaczki, ale starała się pomagać młodszym uczniom, by uprzyjemnić im ten niezbyt przyjazny czas. Kiedy widziała, że ktoś z młodych Puchonów w pokoju wspólnym ma nietęgą minę, potrafiła spontanicznie podejść i przytoczyć jedną ze swoich opowieści. Choć w swoich początkowych latach nauki niekiedy była wyśmiewana, w końcowym większość współdomowników darzyła ją już pewną sympatią i tylko Ślizgonom jeszcze zdarzało się jej czasem dokuczać. Jednocześnie poświęcała dużo czasu nauce. Zapytana o plany na przyszłość bez większego zastanowienia odpowiadała, że chciałaby pracować ze zwierzętami, jak jej ojciec i brat. Marzyła o podróżach, pragnęła iść w ślady bliskich.
Na rok przed jej ukończeniem szkoły jej starszy brat wraz z grupą smokologów wybrał się na daleką wyprawę aż do Peru, gdzie mieli wytropić rzadki okaz żmijozęba. Willow z niecierpliwością oczekiwała na wieści o pomyślnym odnalezieniu smoka. Niestety coś poszło nie tak, a do rodzinnego domu Lovegoodów przyszło zawiadomienie o śmierci syna, który zginął tragicznie, próbując uratować mugolską wioskę przed spopieleniem przez rozeźlone stworzenie. Kilka dni przed tą wieścią Will otrzymała długi, szczegółowy list z wyprawy, opisujący poszukiwanie i obserwowanie smoka, z dołączonymi rysunkami żmijozęba oraz ususzonymi kwiatami kilku tamtejszych roślin oraz obietnicami podzielenia się dokładniejszą opowieścią kiedy już się zobaczą po jego powrocie. Sądząc po dacie – Mikael wysłał go zaledwie dzień przed swoją śmiercią, nie wiedząc, że żadnego powrotu nie będzie. List został jedną z najcenniejszych pamiątek Willy, skarbem którego nie pokazała nikomu poza najbliższymi.
Nie płakała ani nie histeryzowała, była osobą, która trudniejsze emocje przeżywała w środku, nie na zewnątrz. Ale nawet nauczyciele zauważyli że odpłynęła od rzeczywistości wyjątkowo mocno nawet jak na nią, ale w końcu wróciła. Silny, wrodzony optymizm i hart ducha wygrały ze smutkiem – wiedziała, że gdziekolwiek Mike teraz był, nie chciałby, aby się smuciła i martwiła, skoro życie toczyło się dalej, a świat wciąż był piękny i skrywał wiele tajemnic, które musiała poznać – dla siebie, ale i dla niego, bo od tej pory musiała je poznawać za nich dwoje. Spisała kilka długich listów, których nigdy nie wysłała, a które w domyśle miały być do brata. Kiedyś, w jakimś innym świecie, mieli spotkać się ponownie.
Siódmy rok przeszła bez większych problemów, zdając owutemy z wybranych przedmiotów – opieki nad magicznymi stworzeniami (znów zaliczonej na „wybitny”), obrony przed czarną magią, transmutacji, uroków, zielarstwa, eliksirów i astronomii. I była gotowa na spotkanie z dorosłością.
Kiedy skończyła szkołę i wróciła do domu już jako dorosła czarownica, zaczęła pracować w ogrodzie magizoologicznym w Londynie, wykonując różne zajęcia jak opieka nad stworzeniami czy bycie pomocnicą tamtejszego alchemika. Przynajmniej kilka razy w tygodniu teleportowała się tam, a jej wiedza i zapał, a także dobre podejście do zwierząt zostały szybko docenione i stopniowo pozwalano jej zajmować się coraz bardziej wymagającymi gatunkami w asyście starszym, doświadczonym pracownikom, z których wielu było uzdolnionymi magizoologami oraz przyjaciółmi jej ojca. Było to dobre przygotowanie do ambitnych planów na przyszłość. Nie zarabiała może bardzo dużo, ale nie to było ważne, nie przywiązywała szczególnie dużej wagi do wartości materialnych. Nadal pozostawała pod pieczą rodziców, najważniejsze było więc rozwijanie swojej pasji i przebywanie z magicznymi stworzeniami. Ogród niekiedy przyjmował pod opiekę stworzenia rzadkie lub potrzebujące szczególnej uwagi, choć z reguły nie były to gatunki niebezpieczne. Mając w pamięci fascynację starszego brata smokami była też gościem w rezerwacie smoków w Peak District, gdzie wciąż pracował jeden z bliskich przyjaciół Mikaela, chętnie oferujący ciekawemu świata dziewczęciu informacje na temat tych stworzeń. Zgłębiając naturę istot, które były jego życiową pasją, czuła że znajduje się bliżej niego. Jako drobna kobietka nigdy nie mogłaby zostać opiekunem i łowcą jak brat, ale nauka o zachowaniach i zwyczajach smoków jak najbardziej leżała w jej zasięgu. Chciała także zrozumieć wydarzenia, które doprowadziły do tragedii na peruwiańskim pustkowiu. Co zawiodło? Jaki błąd popełnił Mike i członkowie jego wyprawy?
Przełom pięćdziesiątego piątego i pięćdziesiątego szóstego roku spędziła na kilkutygodniowej wyprawie w Ameryce Północnej, gdzie ojciec uczył ją szczegółowo badać i opisywać tamtejsze gatunki magicznej fauny. Wrócili do kraju wczesną wiosną i już wtedy można było zauważyć, że coś się zmieniło, że jakiś dziwny niepokój zawisł nad Anglią i nieuchronnie docierał nawet do odosobnionego domostwa Lovegoodów. Jego kumulacja nastąpiła w nocy z trzydziestego kwietnia na pierwszego maja – i wtedy Will po raz drugi w swoim młodym życiu poznała ból straty, kiedy wybuch anomalii zabił jej matkę. Tamtej nocy zaalarmował ją hałas i błyski wyładowań za oknami, a kiedy wybiegła na zewnątrz, między lasem a jeziorem znalazła zakrwawioną matkę i natychmiast pożałowała, że nigdy nie zainteresowała się mocniej magią leczniczą, choć prawdopodobnie i tak już nie zdążyłaby nic zrobić. Astrid zdążyła tylko słabo uścisnąć rękę córki i spojrzeć jej w oczy, po czym umarła od licznych ran po zagadkowym rozszczepieniu, kiedy nieznana moc wyrwała ją z własnego łóżka. Ojciec był wtedy na kolejnej zagranicznej wyprawie i wrócił w pośpiechu do kraju dopiero kilka dni później, na pogrzeb żony. Od tamtego dnia zostali tylko we trójkę, już bez brata i bez mamy, którzy niegdyś wydawali się nierozerwalną częścią życia, a teraz... już ich nie było. Nie w tym świecie.
Opiekowanie się zwierzętami, z których wiele również ucierpiało przez nieznane anomalie, pomogło Willow utrzymać się w rzeczywistości. Nie miała czasu opłakiwać własnej straty, kiedy tyle istot potrzebowało pomocy czarodziejów – te w ogrodzie były od nich zależne, nie mogły uchronić się same przed skutkami magicznych wyładowań. Will przeszła przyspieszone szkolenie z zakresu zaklęć leczących zwierzęta i pomagała innym pracownikom w uporaniu się z kryzysem oraz ustabilizowaniu magii w ogrodzie. Czuła się potrzebna i wiedziała, że była na swoim miejscu.
W wyniku anomalii oraz pożaru ministerstwa, który rozegrał się niedługo później, wielu ludzi kogoś straciło, a nad Anglią zagościły czarne chmury zmian i grozy. Mimo własnej straty wciąż potrafiła podnosić innych na duchu. Uparcie odpędzała od nich a także od siebie chandruny i gnębiwtryski. Musiała być silna i dzielna, tak jak kiedyś Mike. Rzeczywistość nie mogła podciąć jej skrzydeł, na których pragnęła wznieść się wysoko ponad te tragedie.
Sama też przeżyła pewną nieprzyjemną przygodę z udziałem anomalii. Pechowo znalazła się blisko jednego z ognisk tej mocy i wtedy poczuła nieprzyjemne doznania nieco przypominające te mające miejsce podczas teleportacji, choć ta od czerwca nie działała – uczucie przeciskania się przez bardzo wąską i ciemną przestrzeń. Ciemność otoczyła ją szczelnie, przez chwilę nie mogła oddychać, a kiedy znowu otworzyła oczy, leżała samotnie na jakimś pustkowiu, prawdopodobnie łące. Zanim jednak w końcu się obudziła, miała dziwaczne, nie do końca zrozumiałe halucynacje zapewne również będące skutkiem anomalii, dlatego po przebudzeniu nie do końca potrafiła odróżnić prawdę od fikcji i zrozumieć swojego położenia. Jej prawa ręka krwawiła i pulsowała stłumionym bólem; doznała niegroźnego, ale nieprzyjemnego rozszczepienia ramienia. Później okazało się, że anomalia teleportowała ją na jakichś szkockich bezdrożach w oddaleniu od cywilizacji, więc błąkała się dobrych parę dni, jedząc napotkane owoce i pijąc wodę ze strumienia, zanim w końcu dotarła do pierwszych nielicznych domostw. Osłabiona i słaniająca się na nogach zasnęła w przypadkowym ogródku i wczesnym rankiem została znaleziona przez mieszkającą tam osobę, szczęśliwym trafem należącą do świata magii, która mogła zapewnić dziewczynie odpowiednią opiekę i późniejszy powrót do domu.
Bliscy i współpracownicy zmartwili się jej nieobecnością, w końcu tak wielu ludzi znikało ostatnio bez śladu, a anomalie wciąż zbierały bolesne żniwo w całym społeczeństwie. Działo się coraz gorzej, ale w niej wciąż tlił się ogień Lovegoodów, ta charakterystyczna dla jej rodziny iskra pomagająca im przetrwać gorsze czasy i iść przez życie z zapałem i optymizmem, bo przecież po każdej burzy zawsze wychodziło słońce, a po każdej zimie nadchodziła wiosna. A nawet jeśli niektórzy ludzie byli źli, świat nadal był piękny i czuła, że miała na nim jeszcze wiele do zrobienia.
Żeby wyczarować patronusa sięga do swoich najszczęśliwszych wspomnień, głównie związanych z rodziną. Przypomina sobie chwile spędzone ze starszym bratem oraz siostrą, a także z mamą, oraz wyjazdy z ojcem, który uczył ją magizoologii i opowiadał o magicznych stworzeniach. W jej życiu jest wiele pięknych wspomnień, ale te przeżyte z bliskimi zawsze były najpiękniejsze. I to o nich myśli, próbując przywołać srebrzystą jaskółkę, choć po śmierci mamy czasem miewała z tym zaklęciem problemy.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 15 | +4 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 5 | +1 (różdżka) |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 10 | Brak |
Eliksiry: | 5 | Brak |
Sprawność: | 0 | Brak |
Zwinność: | 5 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Dodatkowy język: szwedzki | I | 1 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Astronomia | II | 10 |
Historia magii | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
ONMS | III | 25 |
Retoryka | I | 2 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Zielarstwo | I | 2 |
Zręczne ręce | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Nazwa biegłości | zależne | zależne |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Malarstwo (tworzenie) | II | 7 |
Malarstwo (wiedza) | I | ½ |
Literatura (wiedza) | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | ½ |
Jeździectwo | I | ½ |
Pływanie | I | ½ |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (brak) | - | 0 |
Reszta: 2 |
Różdżka, sowa
[bylobrzydkobedzieladnie]
somewhere too far for us to find.
Forgotten the taste and smell
of a world, that she's left behind.
Ostatnio zmieniony przez Willow Lovegood dnia 26.01.19 15:43, w całości zmieniany 3 razy
Witamy wśród Morsów
[09.02.19] Ingrediencje (wrzesień/październik)
[12.07.19] Ingrediencje (listopad/grudzień)
[27.07.19] Wsiąkiewka (listopad/grudzień), +0,5 PB
[04.02.19] Wykonywanie zawodu (wrzesień/październik) +50 PD
[15.03.19] Wsiąkiewka (wrzesień/październik), +60 PD, +1 PB
[27.07.19] Wsiąkiewka (listopad/grudzień), +30 PD, +0,5 PB