Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]21.01.19 21:07

Salon

Jasne kolory i poduszki – to te elementy, które szczególnie rzucają się w oczy w salonie należącym do Gwen Grey. Pomieszczenie jest raczej prostokątne, z dużym oknem, którego parapet pełni rolę siedziska (na którym właścicielka często zasypia). Dwuosobowa kanapa, stolik i wygodny fotel zwykle zawalone są różnej maści przyrządami do szkicowania oraz kartkami i kubkami po herbacie.
Naprzeciwko kanapy znajduje się kominek, który Gwen często rozpala, a po jego bokach umieszczone zostały szafki i regały, na których malarka trzyma książki i zdjęcia. W ostatnim czasie w okolicy okna została postawiona klatka, w której nocuje sowa malarki, jednak ponieważ dziewczyna nie ma serca, aby trzymać zwierzę zamknięte, ta zwykle lata po całym mieszkaniu luzem, do swojego więzienia wracając tylko po to, by coś zjeść.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]27.01.19 3:11
| 30 września

Oczywiście, że zaspała. Pracowała nad zamówionym przez pewną mugolkę obrazem do trzeciej nad ranem, więc pobudka o siódmej była czymś niezwykle bolesnym. Do pracy jednak nie mogła się spóźnić: turyści czekali, nie mogła ich przecież zawieść.
Na całe szczęście miała już wprawę w szybkim zbieraniu się z domu, więc już po dwudziestu minutach sowa była nakarmiona, a ona ubrana i gotowa do wyjścia. Co tam, że bez śniadania! Najwyżej zje coś w przerwie… jeśli tylko będzie ją miała. To wszak niedziela, w Muzeum Brytyjskim będzie pewnie prawdziwe obłożenie. W każdym razie i tak miała być w pracy najwyżej do dwunastej. Przez te kilka godzin nie umrze przecież z głodu. Chociaż do domu musiała wrócić prędko… była przecież umówiona z klientem. Nie zje więc nic na mieście. Niech to szlag.
Gdy wpadła do muzeum od razu rzuciła się w wir pracy. Najpierw czekała ją grupa turystów. Wycieczka ze Szkocji licząca dwadzieścia dorosłych osób żywo zainteresowanych sztuką to z jednej strony olbrzymia radość dla przewodniczki, z drugiej: wyzwanie. W końcu musiała popisać się wiedzą… i robiła wszystko, aby dobrze reprezentować muzeum. Czy jednak jej to wyszło? Chyba tak, choć jedna z kobiet wyraźnie miała większą wiedzę, niż młoda Gwen.
Potem kolejne dwie grupy. Jedna pięcioosobowa, druga składająca się z piętnastki dzieciaków. Wszystkie trzy grupy mugolskie: w końcu oficjalnie to po tej stronie muzeum pracowała. Po kilku godzinach pracy czuła, że jej struny głosowe są wymęczone i zdecydowanie wymagają odpoczynku. Zwłaszcza, że o butelce wody też nie pomyślała.
Skończyła piętnaście po dwunastej. Niedobrze. Spóźni się na spotkanie, zdecydowanie: nie ma czasu, aby cokolwiek jeść.

Znalazła się pod drzwiami swojego mieszkania tuż przed pierwszą. Klientka, średniozamożna mugolka około czterdziestki, czekała już pod drzwiami. Była wyraźnie zniecierpliwiona.
– Przepraszam bardzo – powiedziała Gwen, po szybkim przywitaniu się z nią – pani….?
– Acheson.
– …pani Acheson. Niestety, w pracy zatrzymali mnie chwilę dłużej. Jak pani wspominałam, pracuję na etacie w muzeum, czasem tak bywa.
– Tak, tak, rozumiem – odparła kobieta, chociaż po jej minie Gwen zgadywała, że tej w dalszym ciągu nie podoba się fakt spóźnienia malarki. Ech, cóż ona może na to poradzić? Stało się. Nie zawsze da się wyjść z muzeum o czasie.
Otworzyła drzwi wejściowe do swojego mieszkania.
– Zapraszam, usiądziemy w salonie, tam pokaże pani moje prace do wyboru.
Kobiety weszły do korytarza. Gwen ściągnęła swój lekki trencz, pod którym miała elegancką, prostą sukienkę. Pani Acheson miała na sobie strój o podobnym kroju, choć w jaśniejszej barwie. Malarka do pracy wybierała raczej granaty, które dobrze pasowały do wizerunku przewodniczki. Przynajmniej według niej. I chyba jej szefów również: nikt nigdy nie przyczepił się do jej stroju, mimo że inne koleżanki z pracy potrafiły mieć związane z tym problemy.
Po chwili kobiety znalazły się w salonie. Ten, posprzątany przez Gwen poprzedniego wieczora, wyglądał całkiem schludnie, choć po układzie przedmiotów na półkach można było odkryć prawdziwy, chaotycznie artystyczny charakter dziewczyny. Jednak nie to zwróciło uwagę klientki, a siedząca na klatce, olbrzymia sowa. Kobieta zatrzymała się w bezruchu.
– Cóż za nietypowy pupil – skomentowała.
– Mój krewny jest leśnikiem – skłamała płynnie. Wymyśliła tę historyjkę niedługo po zakupie sowy, pewna, że klienci przychodzący do jej domu będą zadawali takie pytanie. – Znalazł biedaczkę chorą, a po wyleczeniu okazało się, że nie może wrócić na wolność. – Gwen zrobiła smutną minę. Zauważyła, że do tej pory w niezbyt zadowolonej z życia kobiecie budzi się współczucie. To był dla Gwen dobry znak.
– Och, biedaczka! – wykrzyknęła, siadając.
– Tak, owszem. Takie zwierzęta zwykle się usypia… ale nie mogłam na to pozwolić. To takie piękne stworzenie.
– Niewątpliwie, niewątpliwie, szanowna pani!
– To ja może zrobię pani herbatę, a potem przyniosę obrazy?
Kobieta przytaknęła. Gwen natychmiast ruszyła do kuchni.

Kilka minut później kobiety siedziały na kanapie, popijając herbatę.
– Jak pani mówiłam, maluje głównie olejem na płótnie… ale akwarele też się znajdą. Czego pani dokładnie szuka do salonu?
– Czegoś… niezbyt dużego. – Kobieta zamyśliła się. – Ale z klasą. Martwa natura? Jakiś pejzaż? – zaproponowała.
Gwen skinęła głową.
– W jakich barwach? Jasnych, ciemnych, stonowanych?
– Mój salon jest raczej jasny, ale jeśli coś mnie zachwyci, jestem w stanie zmienić dodatki pod pani pracę.
Gwen skinęła głową. No dobrze… Informacje podane przez kobietę były dość ogólne. Trudno było jej wywnioskować, jaki miała gust, ale wiedziała, że kobieta widziała kilka jej prac u swojego znajomego, który był stałym klientem malarki. Więc przynajmniej w teorii powinna lubić jej kreskę.
– Proszę zaczekać… przyniosę kilka moich prac, może coś się pani spodoba.
Klientka nie protestowała. Gwen wstała i ruszyła do pracowni, w której trzymała aktualnie około piętnastu skończonych „mugolskich” prac, licząc w duchu, że którąś z nich uda się jej sprzedać. Gdy znała klienta bliżej, zapraszała go do tego pomieszczenia, ale tę kobietę widziała na oczy po raz pierwszy, a takie osoby nie miały wstępu do jej królestwa. To było zbyt… zbyt intymne. Szczególnie, że w tym miejscu malarka nie miała w zwyczaju sprzątać, dopóki nie było to absolutnie konieczne.
Wybrała trzy niezbyt duże obrazy, które bez trudu zniosła do salonu i zaczęła pokazywać je klientce.
– Na początek… olej na płótnie.
Podniosła pracę przedstawiającą łąkę pełną kwitnących wrzosów, na której znajdowała się błyszcząca magicznym blaskiem wieża. Pomysł, który zrodził się jej, gdy po raz pierwszy spotkała Heatha i którego nie wahała się zrealizować.
– Ciekawy koncept. To prawdziwa wieża?
Gwen pokręciła głową.
– Inspiracja prawdziwym miejscem, ale nie… Wieży tam nie ma.
Pani Acheson skinęła głową.
– Wolałabym jednak coś… bardziej prawdziwego.
– To może to? Akwarela, jasna i pastelowa, co powinno dodać pomieszczeniu lekkości. Martwa natura w wyrazistych barwach.
Pokręciła głową.
– To coś do kuchni, nie do salonu. Może po remoncie… ale nie, teraz zdecydowanie nie mogę sobie na to pozwolić.
Gwen miała ochotę westchnąć, ale powstrzymała się. Nie mogła okazywać zniecierpliwienia. To, że coś przedstawiało owoce, nie oznaczało, że nadaje się tylko jako ozdoba takiego pomieszczenia! A przynajmniej to było jej zdanie… Klientka wyraźnie go nie podzielała. A z klientem nie można się przecież kłócić.
– W takim razie pozwoli pani, że zniknę jeszcze na chwilę. Podejrzewam, że zaczarowany zamek panią nie interesuje? – powiedziała, pokazując kobiecie trzeci obraz przedstawiający Hogwart w nieco zmienionej wersji.
– Malowała pani z wyobraźni?
– Owszem.
– Widzi pani, chętnie kupiłabym coś takiego, ale mój mąż… wolałby po prostu pejzaż oddający faktyczne miejsce… to dla niego niezwykle istotne. Kocha opowiadać swoim znajomym o pracach wiszących w naszym domu, a oni… oni raczej nie przepadają za „wymyślonymi” rzeczami. – Mina kobiety wyrażała faktyczny żal.
– Oczywiście, rozumiem, nie musi się pani tym przejmować. Pójdę po kolejne.

Tym razem od razu wiedziała, po jakie prace sięgnąć. Tylko dwa z jej pejzaży przedstawiały faktyczny stan rzeczy. Gwen miała – niestety lub stety – tendencje do domalowywania czegoś do rzeczywistości. Wzięła więc je, choć jeden był zdecydowanie dużą pracą.
Po chwili wróciła, ledwo wnosząc obraz do salonu.
– Przejrzałam swoje prace i tylko te dwie aktualnie przedstawiają realistyczne miejsce – odparła, odwracając płótna w stronę kobiety. – Big Ben i okolica na naprawdę dużym płótnie… oraz szkocki zamek, malowany ze zdjęcia – wyjaśniła.
Kobieta podeszła do prac.
– Och, tak, ten mniejszy to faktycznie coś, co mogłabym u siebie powiesić. Mogłabym prosić panią tylko o nazwę zamku?
Malarka odstawiła duży obraz pod ścianę, bo ten przeszkadzał jej w ruchach.
– Jest z tyłu płótna, nie musi się pani o to martwić.
Gwen odwróciła obraz, pokazując kobiecie napisaną ołówkiem notatkę.
Kobieta skinęła głową.
– W takim razie… biorę.
– Chce go pani odebrać dzisiaj… czy może woli pani, bym załatwiła do niego ramę?
– Dzisiaj, dzisiaj… znajomy męża zajmuje się ramami – wyjaśniła kobieta.
Chwilę później kobiety znów siedziały przy kanapach, kończąc herbatę oraz rozliczając się. W międzyczasie Varda postanowiła włączyć się do rozmowy, mamrocząc coś po ptasiemu; na tyle jednak cicho, że nie przeszkadzała Gwen w rozmowie z klientką.
Po pół godzinie zadowolona kobieta wyszła z mieszkania Gwen razem ze swoją nową ozdobą, a malarka zabrała się za odnoszenie prac na ich miejsce.

| z/t


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Salon [odnośnik]11.02.19 21:28
| 10.09 charming

Musiała jej podziękować. Czuła się w obowiązku, żeby to zrobić. To była raptem jedna noc, kiedy niemal zapomniana Gwen postanowiła okazać empatię i przygarnąć do siebie zbłąkaną Clarę. Czarownicę wciąż zaskakiwało jak wiele znajomych posiadało dobre, wrażliwe na krzywdę innych serca zapraszając włóczęgę do intymnej świątyni jaką było własne mieszkanie. Nie bali się, że Waffling im zdemoluje ukochane cztery kąty lub zawinie się z jakimś cennym przedmiotem i nigdy więcej nie zobaczą tej zakłamanej twarzy - to podnosiło na duchu. W końcu nie była ani przestępcą, ani wandalem, aczkolwiek domyślała się, że w tych czasach zaufanie to towar zdecydowanie deficytowy. Na ulicach ginęli ludzie, część z nich za nic miała dobre relacje z całą czarodziejską społecznością, wręcz przeciwnie. Polityczne zagrywki, prześladowania - wszystko wzmogło się wraz z pierwszomajowym wybuchem magicznej anomalii, która pogrążyła świat w mroku oraz niepewności. Nawet tak znane magom czary często zmieniały się w śmiercionośną broń zdającą poważne obrażenia. Nikt nie mógł czuć się bezpiecznie nawet w zaciszu domostwa; przez co Clarence spodziewała się znacznych trudności w znalezieniu choćby tymczasowego lokum. Szczególnie znamienna była noc, w której niebo dosłownie przeciekło wylewając na drogi potoki bezlitośnie zacinającego deszczu - ten stworzył aż rozległe, rwące strumienie pełzające po uliczkach całego kraju. Na domiar złego z gęstych, kłębiastych chmur uwalniały się serie jarzących piorunów stanowiących dla przechodniów nie lada zagrożenie. Tylko dzięki uprzejmości dawnej znajomej ze szkoły szatynka przeżyła tę okropną noc. Błąkanie się w takich warunkach, między zalanymi alejkami i zagrożeniem ze strony wyładowań elektrycznych mogło skończyć się wyjątkowo źle - i nie było ani trochę roztropne. Zamiast przemoczonego do cna ciała oraz niewielkiej garstki ubrań otrzymała ciepłe, suche posłanie i nawet trochę strawy, która pomogła Clarze stanąć na nogi po wyczerpującej tułaczce. Wdzięczność względem panny Grey nie miała końca, choć kobieta nie podejrzewała jakie sekrety tamta w sobie skrywała. Czy byłaby rozwścieczona? Zazdrosna? Zrozumiałaby dokładnie rozterki targające drobnym ciałem rudowłosej? Czarownica nie mogła tego przewidzieć dopóki nie zetknęła się z prawdą twarzą w twarz, co na razie jej nie groziło. Niczego nieświadoma kupiła kilka drobiazgów mających robić za zadośćuczynienie za trudy tamtejszej nocy i obładowana zakupami ruszyła prosto do mieszkania Gwen.
Waffling dość długo błądziła między kamienicami nie mogąc sobie przypomnieć, która należała właśnie do znajomej, ale wreszcie szatynce udało się dostać do właściwych drzwi. Przez pewien czas nikt ich nie otwierał, dlatego Clarence postanowiła niedyskretnie spróbować nacisnąć klamkę i zobaczyć co się stanie - widok ustępujących wrót spowodował zdziwione uniesienie brwi oraz zaniepokojenie krążące w żyłach. - Gwen? To ja, Clara - rzuciła w przestrzeń. Rozglądała się uważnie za ognistą czupryną kobiety, ale jak dotąd niczego nie dostrzegła. - Przyniosłam wino i trochę słodyczy… - dodała po kilkunastu sekundach, wciąż niepewnie. Aż przekroczyła próg salonu. Grey była tam, siedziała, wyglądała na mocno poruszoną. - Coś się stało? - spytała z troską, bacznie przyglądając się sylwetce rówieśniczki. Prawdopodobnie zjawiła się mocno nie w porę i czarownicy momentalnie zrobiło się głupio z tego powodu. Na twarzy pojawiły się delikatne rumieńce zawstydzenia.



Odpłynę wiotkim statkiem w szerokie ramiona horyzont pęknie jak szklana obroża pożegnają mnie ciszą gęstych drętwych zmierzchów iluminacje światła jak ostatni pożar.

Clarence Waffling
Clarence Waffling
Zawód : numerolog, włóczęga, kelnerka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t6362-clarence-waffling https://www.morsmordre.net/t7114-poczta-clary#188541 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3566-pokoj-clary
Re: Salon [odnośnik]13.02.19 13:13
Właściwie dopiero wróciła ze spotkania z Morie. Zdążyła ściągnąć płaszcz, jednak nie zmieniła stroju: miała na sobie elegancką, granatową sukienkę w białe groszki, przewiązaną czerwoną wstążką oraz równie czerwone rajstopy. Jej ubiór kontrastował z dużymi, puszystymi kapciami w kształcie dyni, które wypatrzyła kiedyś na Pokątnej i od tej pory się z nimi nie rozstawała. Cóż, ten odcień pomarańczu nijak miał się do oficjalnego granatu i czerwieni, ale w końcu była sama, w swoim własnym domu, i absolutnie nikogo się nie spodziewała.
Gdy usiadła na kanapie, początkowo usiadła rozluźniona i zadowolona ze spotkania ze swoją dawną „przyjaciółką”. W końcu naprawdę sympatycznie się im rozmawiało, mimo że Morie wydawała się coś ukrywać przed Gwen. Nie chciała za wiele mówić o samej sobie. Malarka zdawała sobie jednak sprawę z tego, że właściwie nie są już sobie bliskie i nie mogła mieć jej tego za złe. Może w trakcie kolejnego spotkania Morie znów poczuje, że może jej zaufać? Gwen naprawdę brakowało kogoś naprawdę bliskiego.
Chwilę później zaczął jednak do niej docierać inny fakt. Bertie. Spotkała go. Po tylu latach… no, właściwie nie „po tylu” – po trzech. Nawet z nim rozmawiała! Przy okazji oczywiście wywracając się i uderzając głową w stół… Na Merlina, jaką ona zrobiła z siebie idiotkę. Na pewno połączył jej zachowanie w szkole… z tym całym zajściem. I teraz jest przekonany, że Gwen jest w nim zakochana, mimo że właśnie nie jest! Przecież to sobie uświadomiła, patrząc na jego stosunkowo przeciętną, wąsatą twarz, którą przez tyle lat wywyższała do tej najpiękniejszej i najbardziej wyjątkowej.
Zanurzona we własnych rozmyślaniach, nie usłyszała ani pukania do drzwi, ani kroków, ani cudzych słów. Dopiero, gdy Clara weszła do jej salonu, Gwen zwróciła na nią uwagę, natychmiast podnosząc się z kanapy.
Ojejku, Clarence! – wykrzyknęła, wystraszona jej „nagłym wtargnięciem”. – Anomalia cię tu przeniosła? – spytała ze zmartwieniem, całkiem poważnie. W końcu dziewczyna pojawiła się tu znikąd, trzymając alkohol i słodycze… jakby wracała z randki? Oczywiście, że z randki. Wszyscy randkują. Tylko nie ona. Ona przez kilka lat śledzi chłopaka, nie odzywając się do niego ani słowem, by potem spotkać go po latach i natychmiast się odkochać. Och, w takich chwilach naprawdę nienawidziła siebie!
Po chwili jednak okazało się, że dziewczyna faktycznie przyszła do niej. Gwen westchnęła z irytacji. Absolutnie nie na Clarę: całe swoje emocje kierowała przeciwko sobie. W końcu jak mogła wściekać się na kogoś, komu życie tak bardzo dało w kość, a i tak pojawia się w jej drzwiach, z winem i słodyczami…?
Och, tylko mi nie mów, że byłyśmy umówione. Zupełnie zapomniałam! – powiedziała, przekonana, że tak właśnie było. W jej głowie panował na tyle duży chaos, że w tej chwili nie była w stanie sama sobie przypomnieć, że od tamtej feralnej nocy nie kontaktowały się ze sobą.
Nie… nic. – Pokręciła głową, jakby próbując się wyzbyć aktualnych myśli. – Tylko, na Merlina, jestem głupia. Ech, nieważne, Clara, usiądź, cudownie cię widzieć! Zaczekaj, robię coś ciepłego. Kawę, herbatę?
Gdy dziewczyna dała jej odpowiedź, Gwen natychmiast poszła do kuchni. Było wiać, że jest spięta i nerwowa: poruszała się za szybko, uśmiechała dość nienaturalnie, a idąc do kolejnego pomieszczenia, zgubiła swój dyniowy kapeć.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight


Ostatnio zmieniony przez Gwendolyn Grey dnia 01.03.19 20:40, w całości zmieniany 2 razy
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Salon [odnośnik]01.03.19 20:12
Wyglądała dość ekstrawagancko w eleganckim stroju oraz dyniowych kapciach. Clara uśmiechnęła się delikatnie na ten widok, ale już chwilę potem na twarzy odmalowało się strapienie, potem zawstydzenie. Bała się, że przeszkadzała - przecież nie zapowiedziała się choćby głupim listem. Niestety nie miała swojej sowy, podróż do publicznej sowiarni zwykle nastręczała kolejnych nieudogodnień, których wolała unikać. Uznała, że najlepiej będzie po prostu przyjść, natomiast jeśli wybrała złą porę, to przecież mogła wrócić kiedy indziej. Tym razem umawiając się z drugą stroną tego spotkania. W końcu Gwen mogła mieć gości lub właściwie cokolwiek, co potwierdziłoby status intruza u Waffling. I tak czuła się dość dziwnie, ubrana w stare, nieładne łachmany; nie miała niczego innego, z kolei żal wydawać ostatnie galeony na kreacje kiedy ledwie wiązało się koniec z końcem. Zwykle nie zwracała uwagi na swój ubiór, acz dziś kontrast między nią, a Grey był aż nazbyt widoczny. Uśmiechała się więc głupio, nie wiedząc czy wrócić do domu czy jednak zostać i pomóc rozemocjonowanej koleżance. Wydawała się być czymś ogromnie poruszona – prawdopodobnie nie wizytą niespodziewanego gościa.
- Nie, sama przyszłam… - mruknęła nieco zbita z tropu sugestią na temat anomalii. Podrapałaby się po głowie ze skonfundowania, ale obie ręce miała zajęte - wolała nie ryzykować wypadkiem w postaci zbitej butelki wina lub rozsypanych po podłodze słodyczy. - Oddychaj, Gwen, nie byłyśmy. Po prostu nie chciało mi się iść do sowiarni i wysłać ci listu. Postanowiłam zrobić ci niespodziankę. Muszę przyznać, że chyba mi się udało - zauważyła, rozglądając się wokół. Aż wzrok wreszcie zogniskował się na roztrzęsionej sylwetce rudowłosej kobiety. - Jeśli to nieodpowiedni moment, to możemy umówić się na kiedy indziej - zaproponowała ugodowo. Przecież zakładała taką ewentualność, dlatego nie czuła się z tą informacją źle bądź niekomfortowo. Zrozumiałaby, że nie wybrała zbyt dobrego momentu na odwiedziny oraz podziękowania za użyczenie skrawka ciepłego, suchego kąta. Nie spodziewała się, że widok wina oraz słodyczy mógłby skojarzyć się z czymś innym niż obietnicą wspólnie spędzonego czasu, ale od czasów szkoły Clarence nie randkowała, w ogóle zapominając, że coś takiego w ogóle istniało. Zresztą, w jej sytuacji trudno myśleć o flirtach, motylach w brzuchu bądź intymnych spotkaniach. Nikt nie zechciałby się umawiać z włóczęgą. - Myślałam szczerze mówiąc, że napijemy się wina. Dostałam je od właściciela Imbryka, bo miał teraz słabszy okres i część wypłaty została przekazana w formie dóbr materialnych. Podobno to dobry gatunek, ale nie znam się - zaczęła się tłumaczyć. - Jednak może być herbata -dodała pojednawczo, widząc, że Grey i tak była zbyt zaaferowana jakimś problemem, przez co zakręciła się na przygotowanie ciepłych napojów. - Za to słodycze robiliśmy wspólnie z Bertiem, więc na pewno są dobre. To znaczy, jestem słabym kucharzem, ale szybko się uczę - zawołała, gdy gospodyni była jeszcze w kuchni. Sama natomiast usiadła na brzegu kanapy, a przyniesione podarki ustawiła ostrożnie na stoliku. - Bertie jest cukiernikiem, pewnie się zresztą znacie - wyjaśniła w momencie powrotu Gwen do salonu. Nie mogła sobie przypomnieć sytuacji z czasów szkolnych czy tych dwoje się znało, ale pewnie tak, nie dzieliła ich znacząca różnica wieku. - Naprawdę nic się nie stało? - dopytała dość podejrzliwie, uważnie obserwując zachowanie koleżanki.



Odpłynę wiotkim statkiem w szerokie ramiona horyzont pęknie jak szklana obroża pożegnają mnie ciszą gęstych drętwych zmierzchów iluminacje światła jak ostatni pożar.

Clarence Waffling
Clarence Waffling
Zawód : numerolog, włóczęga, kelnerka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t6362-clarence-waffling https://www.morsmordre.net/t7114-poczta-clary#188541 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3566-pokoj-clary
Re: Salon [odnośnik]01.03.19 21:56
Nie, nie, naprawdę, dobrze cię widzieć! – zapewniła jeszcze dziewczynę nim wyszła do kuchni. Jej ton jednak był zdecydowanie nerwowy i nienaturalny.
Naprawdę cieszyła się, że Clara przyszła do niej w odwiedziny i nie chciała, aby czuła się u niej niechciana. Nie potrafiła jednak dojść do siebie. Próbowała się uspokoić, biorąc głęboki oddech, ale na niewiele się to zdało. Nic więc dziwnego, że także na strój dziewczyny nie zwróciła najmniejszej uwagi. Z resztą, nawet gdyby to zrobiła, raczej zamartwiałaby się o jej dobrobyt i myślała jak może jej pomóc, niż oceniała ją w jakiś negatywny sposób.
Wypijemy wino po herbacie! – ogłosiła, idąc już w stronę kuchni. Nie do końca docierało do niej tłumaczenie koleżanki.
Gdy przygotowywała wodę w głowie było jej tylko spotkanie z jej dawną miłością. Bertie… może jednak dalej go kochała…? Tylko nie spodziewała się tego… tego wąsa? Zrobiło jej się głupio też z jeszcze jednego powodu: oceniła go po wykonywanym zawodzie. Był przecież „tylko” kelnerem! Jak ona mogła! Może nie powinna go tak od razu skreślać? W końcu dawna miłość nie rdzewieje. Ona tylko dojrzewa. Czy jej emocje mogły po prostu dojrzeć? Ustabilizować się? Możliwe, że po prostu źle podchodziła do całej tej „miłości”. Wszak była młoda, miało prawdo do błędów.
Zamyślona, prawie rozlała wodę, gdy wlewała ją do czajniczka z liśćmi. Do jej świadomości ledwo dotarło, że Clara coś jej mówiła. Mruknęła wprawdzie pod nosem „mhm” (którego koleżanka i tak nie miała szans usłyszeć), ale znaczenie jej słów w całości umknęło rudowłosej.
Po chwili taca była gotowa. Dwie filiżanki, czajniczek, cukier, łyżeczki. Chyba wszystko. Podniosła ją ostrożnie. To zdecydowanie nie było proste zadanie: Gwen trzęsły się ręce, a brak jednego kapcia utrudniał jej utrzymanie równowagi. Szła więc powoli, uważając, aby nie rozlać wody. Nie była w końcu profesjonalną kelnerką, nigdy nie uczyła się sztuki dostarczania przedmiotów do stolika.
I wtedy Clara wypowiedziała JEGO imię. Wprawdzie – już po raz drugi, ale dopiero ostatnia wypowiedź dziewczyny dotarła do Gwen. Oczy malarki powiększyły się niczym dwa spodki. Zahaczyła gołą nogą o kapcia, tracąc równowagę i wypuszczając tacę, która wylądowała na ziemi. Ponieważ malarka była pochylona, w pomieszczeniu rozległ się tylko huk. Czajniczek wprawdzie się wywrócił, tak samo jak filiżanki, mocząc podłogę w salonie, ale zastawa była w całości.
Ojej! – wykrzyknęła Gwen. – Nic… nic mi nie jest Clara, nic – zapewniła, choć wyraźnie widać było, że mija się to z prawdą.
Rudowłosa natychmiast opadła na kolana próbując pozbierać zastawę nerwowymi ruchami.
Ale ze mnie fajtłapa – powiedziała, płaczliwym tonem. Zaczęła nerwowo rozglądać się za różdżką, uświadamiając sobie, że ta spoczywa w torebce położonej przy drzwiach wejściowych.
W głowie malarki panował kompletny chaos: Bertie…? Clara znała Bertiego?! W jaki sposób?! Czy to Bertie ją tu nasłał? Czy to przez jej zachowanie podczas spotkania? Chciała zadać te pytania Clarze od razu, jednak czuła, że to byłoby niegrzeczne. Najpierw musi posprzątać… tak… różdżka.
Gdzie ona jest? Gdzie ją dała? Z głowy malarki uleciał już fakt, który przypomniała sobie zaledwie chwilę temu.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Salon [odnośnik]09.03.19 0:52
Czuła się coraz niezręczniej, gotowa do wyjścia z mieszkania oraz nieprzeszkadzania wyraźnie rozdrażnionej Gwen, ale gorączkowe zapewnienia kobiety o pozostaniu w środku spotkały się wreszcie z akceptacją Clary. Westchnęła cicho, ledwie słyszalnie, zasypując kobietę tłumaczeniami jakie wcale nie interesowały jej koleżanki. Poczuła się niezwykle głupio nachodząc czarownicę tak znienacka - zwykle ludzie nie reagowali tak intensywnie na odwiedziny Waffling. Zdarzały się wyjaśnienia dotyczące niewłaściwego momentu na tego typu wizyty, ale zawsze grzeczne i kulturalne, choć wcale nie musiały takie być - nie w chwili naruszenia intymności drugiej osoby. Dziś coś poszło nie tak, Grey widocznie czuła się w obowiązku przyjęcia niechcianego intruza, a Clarence zabrakło odwagi na stanowczy sprzeciw i podjęcia próby umówienia późniejszego termonu. Spodziewała się, że sugestie wystarczą - pomyliła się.
- W porządku - zapewniła wreszcie; zarówno odnośnie grzecznościowej formułki jak i postanowienia ruszenia wina po herbacie. W porządku, ten ciąg przyczynowo skutkowy rzeczywiście miał sens. Może nie powinny od razu napruć się jak jakieś podrzędne smarkule, choć po jednej butelce szanse na to i tak były niewielkie.
Nieświadoma wewnętrznych rozterek szatynka po prostu krzyczała coś do gospodyni, rozgaszczała się w salonie oraz rozmyślała nad tym, co takiego spowodowało niecodzienne zachowanie Gwen, ale wszystkie pomysły musiały obejść się brakiem odpowiedzi. Dopóki nie zadała pytań wprost, nie miała jak ich uzyskać. Choćby odrobiny szansy, aczkolwiek jej rówieśniczka prawdopodobnie i tak nie wyjawiłaby powodów, dla których zachowywała się tak dziwacznie. Skoro nie ona, Clara była tego powodem, to co? Dlaczego nie chciała, żeby wróciła do niej kiedy indziej? Wszystkie wątpliwości pozostały niewypowiedziane.
Spokojnie obserwowała jak rudowłosa wracała z tacą, ale nim się obejrzała… cała zawartość znalazła się na podłodze. Zaczęła mieć wyrzuty sumienia - powinna jej przynajmniej pomóc, skoro już się wprosiła. Niestety było za późno. - Na brodę Merlina… - mruknęła przerażona, po czym z prędkością światła opadła na kolana, zaczynając zbierać co większe kawałki zastawy. - Hej, co się z tobą dzieje? Przecież możesz mi powiedzieć - rzuciła łagodnie podczas zbierania, od czasu do czasu zerkając na rozchwianą emocjonalnie czarownicę. - Potrzebuję ścierki - dodała krótko po tym, mając nadzieję, że Grey przyniesie ów przedmiot bądź przynajmniej wskaże miejsce jego pobytu. Waffling wolała nie ryzykować czarami, te mogły skończyć się wywołaniem groźnej anomalii. Ta była ostatnią, czego tutaj potrzebowały. Już sama gospodyni okazała się chaosem w ludzkiej postaci, okiem cyklonu, burzową chmurą. Szkoda byłoby dokładać do niej jeszcze niestabilną magię; Clarence raczej unikała problemów, starając się ograniczać ich wpływ do niezbędnego minimum. - Może powiedziałam coś nie tak? - zaczęła drążyć temat, ani na chwilę nie przestając ujarzmiać bałaganu szpecącego ziemię przed nimi.


[bylobrzydkobedzieladnie]



Odpłynę wiotkim statkiem w szerokie ramiona horyzont pęknie jak szklana obroża pożegnają mnie ciszą gęstych drętwych zmierzchów iluminacje światła jak ostatni pożar.



Ostatnio zmieniony przez Clarence Waffling dnia 09.03.19 17:46, w całości zmieniany 1 raz
Clarence Waffling
Clarence Waffling
Zawód : numerolog, włóczęga, kelnerka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t6362-clarence-waffling https://www.morsmordre.net/t7114-poczta-clary#188541 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3566-pokoj-clary
Re: Salon [odnośnik]09.03.19 13:24
Poradzę sobie – mruknęła, gdy Clara ruszyła jej na pomoc, jednak bez szczególnego przekonania. Skoro przerosło ją przyniesienie zastawy to posprzątanie po bałaganie, który narobiła, też mogło być nie lada wyzwaniem, prawda?
To nic takiego, zdarza się… czasami… przecież. Zaraz… pozbieram… przyniosę… zrobię od nowa – mówiła nerwowo. W jej głowie te tłumaczenia brzmiały jakoś bardziej składnie i sensownie. Gwen zdecydowanie nie potrafiła się uspokoić. Och, czemu musiała być taka emocjonalna? Naprawdę nienawidziła siebie za swoje zachowanie, zarówno w szkole, w trakcie wcześniejszego spotkania, jak i za to zachowanie teraz. Zdawała sobie sprawę, jak żałośnie musi wyglądać, ale jednocześnie w żadnym razie nie potrafiła sobie z tym poradzić.
Gdy koleżanka zadała jej kolejne pytania, Gwen, nie do końca świadoma tego co robi, włożyła ręce w największą kałuże, trzymając je tam przez chwilę. Wyciągnęła je po kilku sekundach jak oparzona, jakby dopiero teraz zorientowała się, jak bezsensowne było jej zachowanie.
N… nic takiego, jestem… trochę…  Clara, Bertie cię tu przysłał? – wypaliła nagle. Jej warga drżała; rudowłosa była wyraźnie była bliska płaczu. – Tak, Bertie? Ja naprawdę nie chciałam, by to tak wyszło, byłam taka głupia, tak bardzo głupia…
No bo jak inaczej można było wyjaśnić nagłą wizytę koleżanki? Jej dawna miłość na pewno wysłała Clarę na przeszpiegi. Może dziewczyna była tego świadoma, może nie (w końcu dobry szpieg nie wspominałby o swoim „pracodawcy”), ale to na pewno musiało mieć coś wspólnego ze wcześniejszym spotkaniem w cukierni.
T… t… tak.  – Próbowała się podnieść, jednak była zbyt roztrzęsiona, a mokre ręce wcale jej w tym nie pomagały. – Ścierki są… w kuchni, na blacie – powiedziała, cały czas próbując wstać. Po dłuższej chwili poddała się jednak.
Miała ochotę się rozpłakać, jednak była cały czas zbyt pobudzona i nerwowa, aby faktycznie to zrobić. Dlatego mimo drżenia całego ciała i wielkich chęci, oczy malarki cały czas pozostawały suche.
Czy ten Hogwart i złe wybory w latach szkolnych będą się za nią ciągnęły do końca życia? Naprawdę miała już dosyć tej całej instytucji.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Salon [odnośnik]23.07.19 2:09
Musiała robić coś źle, ale na samym początku podjęła decyzję o niewtrącaniu się w wolę gospodyni. Skoro Gwen była przekonana, że nie potrzebowała pomocy, Clara przynajmniej próbowała tę decyzję uszanować. Dopiero w momencie wylądowania tacy wraz z jej zawartością na ziemię, szatynka uznała, że już dość tej zachowawczości oraz dystansu - siedzenie na kanapie w takim momencie wydawało się nie tylko niegrzeczne, acz również okrutne. Nic dziwnego, że szybko znalazła się na podłodze próbując posprzątać ten mały chaos. W tym samym czasie kobieta zastanawiała się nad tym dziwacznym zachowaniem Grey, choć nie zadała już ani jednego pytania. Na razie. - Nie poradziłaś sobie - mruknęła do koleżanki, aczkolwiek bez wyrzutów czy skarcenia. Przecież zamierzała pomóc, skoro to obecność Waffling tak mocno wstrząsnęła rudowłosą. Dlaczego? Czy wydarzyło się coś, o czym nie wiedziała? Z sekundy na sekundę czuła się coraz paskudniej, natomiast poczucie winy zżerało całą duszę czarownicy. Drżącymi rękami zaczęła zbierać pozostałości po naczyniach i odkładała je na tacę, ponieważ tak było prościej się ich pozbyć.
- Owszem, zdarza się, ale ważny jest też powód, Gwen. To nie była zwykła nieuwaga tylko coś cię gnębi - zauważyła, choć nie potrzeba geniusza, żeby dojść do podobnych wniosków. Clarence westchnęła, czując, że za bardzo się angażowała. Nie powinna ingerować w prywatność koleżanki - skoro nie czuła potrzeby wyjawienia powodów swojego zachowania, to miała do tego prawo. Szczególnie we własnym lokum. Te wnioski spowodowały koncentrację na czole Clary, która ostatecznie zabrała załadowaną tacę i wyprostowała się; bezsprzecznie zamierzała odłożyć wszystko do kuchni, jednak… pytanie drugiej kobiety tak zaskoczyło szatynkę, że ta wybałuszyła oczy oraz uniosła brwi w wyrazie szczerego niedowierzania. - Co? Nie, dlaczego miałby? - spytała zszokowana, nie bardzo rozumiejąc o co chodziło roztrzęsionej czarownicy. - Przyszłam sama, z własnej woli, chciałam ci podziękować za pomoc i gościnę - tłumaczyła się dalej, co wydawało się bezsensowne, ponieważ widocznie Grey miała swoje wyobrażenia, których trzymała się za wszelką cenę. - Gwen, co się stało? Bertie zrobił ci krzywdę? - Nie chciała w to wierzyć, nie potrafiła, ale jaki byłby inny powód emocjonalności czarownicy jeśli nie wydarzyło się nic złego? Nie pojmowała o co chodziło, acz sądząc po reakcji, to musiało być czymś poważnym. Wbrew obawom wstrząsającym ciałem Waffling, zaniosła szybko tacę z resztkami naczyń do kuchni i zabrała stamtąd ścierkę, którą zaczęła przemywać podłogę. - Słuchaj, nie mam pojęcia o co chodzi, ale na pewno da się to jakoś wyjaśnić - zaczęła w trakcie manewrów, co jakiś czas niespokojnie zerkając na koleżankę. Clarence czuła się mocno zagubiona i niepewna w świecie domysłów. Samych domysłów, zero faktów. Czy miała się w ogóle czegoś dowiedzieć?



Odpłynę wiotkim statkiem w szerokie ramiona horyzont pęknie jak szklana obroża pożegnają mnie ciszą gęstych drętwych zmierzchów iluminacje światła jak ostatni pożar.

Clarence Waffling
Clarence Waffling
Zawód : numerolog, włóczęga, kelnerka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t6362-clarence-waffling https://www.morsmordre.net/t7114-poczta-clary#188541 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3566-pokoj-clary
Re: Salon [odnośnik]28.07.19 19:47
No nie poradziła sobie. Była zbyt roztrzęsiona, aby dać sobie radę z czymkolwiek. Dlatego nie oponowała więcej, gdy Clara podeszła do niej i zaczęła pomagać jej w zbieraniu resztek po zniszczonej zastawie.
Malarka była otwartą księgą: nigdy nie potrafiła ukrywać emocji. Kłamstwo również nie należało w jej naturze. Wolała po prostu uciąć temat, niż sięgać po mówienie nieprawdy. To po prostu w jej odczuciu nie było w porządku. Szczególnie, jeśli z sytuacji było inne wyjście.
Niby próbowała pomagać Clarze, ale właściwie bardziej rozsypywała szkło, niż je zbierała. Drżące dłonie dziewczyny nie potrafiły niczego zrobić szczególnie sprawnie. Nie poddawała się jednak, uparcie próbując posprzątać swój własny bałagan.
Gdy Clara zaczęła się tłumaczyć i zadawać pytania, Gwen nie była w stanie dalej klęczeć. Usiadła na czterech literach, wpatrując się na pannę Waffling z ni to zdziwieniem, ni to z szokowaniem. W jaki sposób przyszło jej do głowy, że Bertie ją skrzywdził? Nie znała go za dobrze, ale przy tym nie sądziła, aby młody Bott był w stanie podnieść rękę na kogokolwiek. Mimo wszystko obserwowała go trochę w szkole… i zdecydowanie nie był typem agresywnego człowieka.
Nie, nie, jak by mógł – zaczęła natychmiast zaprzeczać.
Nie wiedziała, co właściwie może teraz zrobić bądź powiedzieć. Była cały czas roztrzęsiona, ale z tego, co mówiła koleżanka… wszystkie jej przypuszczenia były tylko głupią halucynacją jej rozchwianego po spotkaniu z Bottem umysłu. Czy to jednak naprawdę mógł być aż taki zbieg okoliczności?
Nie… nie przysłał cię? Na pewno? – dopytała. – Ja… po prostu się z nim… widziałam… dzisiaj… niedawno. I nie wiem… myślałam, że… Ech, przepraszam, Claro, ja chyba… chyba trochę się zapędziłam, mam dziś chyba dość dziwny dzień.
Skoro Clara o niczym nie wiedziała, Gwen nie miała szczególnej ochoty by się ze wszystkiego tłumaczyć. Mimo wszystko nie była nigdy blisko z dawną szkolną koleżanką i zdradzanie swoich potajemnych uczuć, które żywiła do Bertiego Botta od czasów Hogwartu do dzisiejszego popołudnia, nie było raczej najlepszym pomysłem. O takich rzeczach nie powinno się rozmawiać z prawie obcymi ludźmi.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Salon [odnośnik]24.09.19 22:41
Wydawało się, że zaistniała sytuacja nie mogła być ani odrobinę dziwniejsza, ale Gwen zaskakiwała ją na każdym kroku. Clara nie pojmowała o co chodziło, acz zaczęła w głębi żałować, że nie zapowiedziała swojej wizyty. Powinna, Merlinie, oczywiście, że powinna. Może, gdyby choć umiała pomóc znajomej… wtedy obecność szatynki nie byłaby aż tak rażąco nieodpowiednia. Niestety, jedynym, na co się ewentualnie przydała, to posprzątanie bałaganu zrobionego przez roztrzęsione ręce. Z uwagą sprzątnęła każdy fragment naczyń, które po chwili odniosła do kuchni, starła mokrą podłogę. Napar pozostawał ciepły, więc wkrótce szmata dzierżona w dłoniach stała się dość gorąca. Na szczęście obyło się bez przykrych niespodzianek w postaci oparzeń - choć to najmniejsze zmartwienie w obecnej sytuacji. Umysł Waffling pracował na najszybszych obrotach chcąc wreszcie pojąć, co chodziło po głowie biednej, wystraszonej Grey. Pomimo wewnętrznych obaw postanowiła nie naciskać - skoro czarownica nie chciała wyjawić powodów złego samopoczucia, Clarence zamierzała uszanować jej wolę. W końcu nie znały się za dobrze, nie były też szczególnie blisko, nie zwierzały się sobie ze swoich problemów. Cóż, może poza tym, że ona nie miała wtedy gdzie się podziać, to rzeczywiście jest kłopotem; gdyby Gwen nie dowiedziałaby się o nim, nie pomogłaby bezdomnej kobiecie. To wydarzenie dowodziło, że niekiedy warto schować dumę do kieszeni i pozwolić sobie na chwycenie pomocnej dłoni kiedy ktoś ją do ciebie wyciąga.
Trochę z napięciem oczekiwała odpowiedzi na zadane pytanie, choć w środku krzyczało przecież, że Bertie nie był złym człowiekiem i nie skrzywdziłby drugiej osoby z premedytacją - myliła się? Nie widzieli się jakieś dwa lata, może w tym czasie wiele się zmieniło? Nie, nie, nie mogła myśleć w ten sposób! Potrząsnęła głową, wprawiając kosmyki w ruch; rozsypały się bezwolnie na ramionach. Szczęściem w nieszczęściu okazało się zaprzeczenie, przynoszące sporą dozą ulgi, nawet jeżeli Clara nie potrafiła uwierzyć w winę Botta. - Na pewno nie, wiedziałabym coś o tym - zaprzeczyła zdecydowanie, marszcząc nos. Widziała się z nim - wyglądał aż tak strasznie? Waffling spotkała się z nim ostatnio, nie wyglądał jakoś kontrowersyjnie bądź odrażająco. Raczej normalnie, tak, jak go zapamiętała. - Nic się nie stało - przyznała zgodnie z prawdą. - To ja przepraszam, że przyszłam z niezapowiedzianą wizytą. - Dobra nauczka na przyszłość. - Pójdę już. Zostawiam ci słodycze oraz wino, przydadzą ci się bardziej niż mi - dodała szybko i uśmiechnęła delikatnie. - Mam nadzieję, że wydobrzejesz - rzuciła na pożegnanie, postanawiając nie drążyć delikatnego tematu. Pozwoliła Grey na zmierzenie się z nim samej. Pomachała więc do niej i wyszła, kierując się z powrotem do domu.

| zt Clara



Odpłynę wiotkim statkiem w szerokie ramiona horyzont pęknie jak szklana obroża pożegnają mnie ciszą gęstych drętwych zmierzchów iluminacje światła jak ostatni pożar.

Clarence Waffling
Clarence Waffling
Zawód : numerolog, włóczęga, kelnerka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t6362-clarence-waffling https://www.morsmordre.net/t7114-poczta-clary#188541 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3566-pokoj-clary
Re: Salon [odnośnik]27.09.19 13:00
Tak myślisz? – wymruczała cicho, nie mając sił na cokolwiek więcej.
Wstała na trzęsące się nogi, pozwalając Clarze zanieść szczątki zastawy do kuchni. Przygryzła przy tym wargi, nie wiedząc, co powinna właściwie zrobić. Jakoś załagodzić sytuację? Zaproponować coś? Może lepiej byłoby, gdyby wyszły na miasto? Wtedy może zapomniałaby o tym, co stało się w kawiarni.
Nie, nie… to nie jest problem, naprawdę – zapewniła nerwowo koleżankę. Nie chciała, by panna Waffling czuła się w jej domu niechciana. Przecież goście byli zawsze mile widziani w mieszkaniu przy Aldermanbury. Nawet, jeśli wpadali nie w porę. Choć Clarence naprawdę miała pecha. Nie dość, że przyszła tu w TAKIEJ chwili to na dodatek najwyraźniej miała coś wspólnego z panem Bottem, a co wprowadziło Gwen w jeszcze bardziej nerwowy stan.
Niech to szlag. Musi nauczyć się bardziej nad sobą panować.
Nie, nie musisz iść – mruknęła szybko. – Ale… skoro tak wolisz – dodała cicho, widząc, że Clara zmierza do wyjścia.
Pożegnała koleżankę, odmachując jej w drzwiach, a gdy je zatrzasnęła, oparła się o framugę. A niech to! Kiedy nauczy się, że powinna być mniej nerwowa? I że powinna bardziej panować nad emocjami? Przecież to był tylko głupi Bott! Czemu to dzisiejsze spotkanie wywołało w niej tak olbrzymie emocje? Była pewna, że teraz nic do chłopaka nie czuje, że to wszystko było tylko pozostałością dawnej, szkolnej obsesji. Ale skoro tak to w trakcie spotkania z Clarą powinna zachować spokój. Tylko to, jak na złość, nie chciało jej wyjść.
Panno Grey, opanuj emocje! – rozkazała sobie, choć nie przyniosło to żadnego skutku.
Wzięła kilka głębokich oddechów, próbując uspokoić szalejące w piersi serce. Dopiero wtedy stanęła w pełni na nogi (te nie trzęsły się już tak bardzo) i ruszyła do salonu. Coś musiała zrobić z winem i słodyczami… Nie miała zamiaru przypadkiem teraz tego zjeść i wypić, to byłoby przynajmniej nierozsądne. Wzdychając, chwyciła więc przedmioty we wciąż trzęsące się ręce i schowała je do jednej z wysoko zawieszonych szafek.

| zt


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Salon [odnośnik]16.12.19 23:58
| 06.03

Charlie po zakończeniu pracy musiała jeszcze załatwić pewne sprawunki w Londynie. To właśnie tym sposobem napatoczyła się w miejsce położone może dwie, trzy ulice od mieszkania Gwen, dość przypadkowo, co wynikło z jej kiepskiej znajomości miasta i tego, że trochę pobłądziła i aportowała się nie do końca tam, gdzie zamierzała. Te mugolskie uliczki były takie podobne! Naturalnie znała ulicę Pokątną i okolice Munga, wiedziała także gdzie trzeba się aportować, by odwiedzić miejsca takie jak ogród magizoologiczny czy magibotaniczny, albo Bibliotekę Londyńską, ale poza tym większość miasta nadal była jej obca, choć mieszkała tu pięć i pół roku. Przez cały ten czas kursowała jednak między znanymi sobie magicznymi miejscami i jak większość czarodziejów z podobnie zerowym stanem wiedzy o mugolskim świecie, raczej nie zbaczała w typowo mugolskie okolice. Pewnie nie wpadłaby na to, by dziewczynę dziś odwiedzić, gdyby nie to, że idąc uliczką i szukając jakiegoś ustronnego miejsca do teleportacji, prawie potknęła się o... coś. Nie wiedziała, co to jest, więc niewątpliwie był to jakiś mugolski przedmiot. Podniosła go, oglądając ze wszystkich stron, ale nie potrafiła odkryć przeznaczenia owego czegoś, być może zgubionego przez jakiegoś mugola. To wtedy wpadła na pomysł, że w sumie mogłaby odwiedzić Gwen, choć przecież widziały się tak niedawno, wtedy, kiedy młoda mugolaczka pokazywała Charlie uroki mugolskiego wynalazku, jakim jest kino.
Miała świadomość, że obie są w tym wielkim mieście bardzo samotne, choć Gwen może nawet bardziej, w żadnej z rozmów nie wspomniała bowiem o tym, by miała jakąś magiczną rodzinę. Charlie mimo zaginięcia siostry nadal miała rodziców, brata (obecnie za granicą, ale zawsze) i grono innych krewnych. Niemniej jednak odkąd zniknęła Vera czuła się bardzo samotna i nawet praca oraz koty nie mogły sprawić, by ta samotność jej czasem nie dokuczała.
Nie była pewna, czy panna Gray jest w domu, ale dotarła do kamienicy, do której niegdyś zbłądziła jako kot i we właśnie takiej postaci została niejako „uprowadzona” przez Gwen do jej mieszkania. W ręce wciąż trzymała nieznany jej mugolski przedmiot, będący idealną wymówką, by złożyć dziewczynie wizytę. Innym powodem mogło być to, że w obecnych czasach trochę się o tę samotną w świecie magii dziewczynę martwiła. Mugolakom nie było teraz łatwo. Należąc do Zakonu wiedziała o sytuacji nawet trochę więcej niż przeciętni obywatele, a odwiedzając regularnie Oazę, by doglądać jak się mają sprawy z zaopatrzeniem tego miejsca w eliksiry, stykała się z coraz większą liczbą ludzi, którzy musieli uciekać i porzucać swoje życia. Co, jeśli Gwen też mogła być zagrożona? Musiała sprawdzić, czy na pewno wszystko w porządku. To był też jej obowiązek jako zakonniczki, zatroszczyć się o znajomych mugolaków i upewnić się, że nie potrzebowali pomocy.
Zapukała do drzwi i kiedy została wpuszczona, weszła do środka i rozejrzała się po przytulnym, jasnym salonie, do którego została wprowadzona.
- Wybacz, że tak bez zapowiedzi, akurat przypadkiem aportowałam się w okolicy... I znalazłam coś dziwnego na ulicy, i wtedy wpadłam na pomysł, że mogę zajrzeć choć na chwilę. Ale jeśli jesteś zajęta to nie ma sprawy – zaczęła wyrzucać z siebie kolejne słowa, pokazując Gwen dziwny mugolski przedmiot. Ulżyło jej jednak, gdy zobaczyła, że dziewczyna wygląda na całą i zdrową. – Jak radzisz sobie z eliksirami, warzyłaś coś ostatnio? – spytała jeszcze.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Salon [odnośnik]17.12.19 9:22
Pracę w Muzeum Brytyjkim kończyła już wkrótce. Zostało jej zaledwie kilka dni: i tak ograniczyła swój grafik, bo nawał pracy dla „Czarownicy” nie pozwalał jej być częściej w tym przybytku kultury. Najczęściej pracowała więc z domu i łatwo było na nią trafić.
Właśnie spędzała czas w salonie, tworząc kolejne szkice do redakcji, które miała zamiar następnego dnia zanieść do akceptacji redaktor. Miała na sobie prosty, domowy strój: sukienkę sięgającą za kolana, na którą narzuciła lekki kardigan. Wiosna przyszła, ale w mieszkaniu wciąż było dość chłodno. Pies dziewczyny leżał koło kanapy, śpiąc i od czasu do czasu machając ogonem. Sowy akurat nie było. Wybrała się na nocne polowanie i do tej pory nie wróciła.
Nie spodziewała się gości, więc gdy usłyszała pukanie do drzwi wstała z łóżka z pewnym ociąganiem, odkładając szkicownik na pusty stolik. Przeszło jej przez myśl, że to pewnie Johny: potrafił do niej wpadać bez zapowiedzi. Z resztą, nie tylko on.
Po chwili znalazła się przy drzwiach i gdy je otworzyła, na jej twarzy pojawił się uśmiech. Nie spodziewała się odwiedzin koleżanki, która wcześniej raczej zapowiadała swoje wizyty.
Cześć! Nic się nie stało, wchodź, i tak jestem w domu – powiedziała, zapraszając Charlene. Mieszkanie Gwen zawsze było otwarte dla gości. – Pokaż mi to…
Wyciągnęła rękę po przedmiot i obejrzała go uważnie. Sama początkowo nie wiedziała co to, ale w końcu do niej dotarło.
To zwykły kompas, tylko taki… zamknięty. Nowoczesny dość, ładny. Ktoś musiał zgubić – powiedziała, pokazując Charlie, jak otwiera się kwadratowy, metalowy przedmiot. – Znalazłaś go w okolicy? Może ktoś będzie szukał… mogę oddać, jeśli zauważę ogłoszenia, wygląda na drogi – odparła, wciąż przyglądając się znalezisku koleżanki.
W międzyczasie do blondynki podeszła Betty, która zaczęła się z nią witać. Psiak był wyraźnie zaspany. Czekając, aż Charlie ściągnie z siebie ubranie, zaczęła odpowiadać na kolejne jej pytanie:
Całkiem nieźle, choć chyba próbuje złapać ostatnio zbyt wiele srok za ogon… Ta zmiana pracy… no i próbuje przygotować się do kolejnych spotkań w klubie pojedynków, to też wymaga pracy. Lepiej umieć się bronić, prawda? Czasy są ciężkie. A jeśli opanuje trudniejsze zaklęcia… Z innymi chyba powinno być potem łatwiej.
Ruchem ręki zaprosiła Charlie do salonu: w tym panował względny porządek, choć dziewczyna nie była do końca przygotowana na odwiedziny. Panna Grey natychmiast zebrała z blatu brudne kubki:
To może zrobię herbaty? – spytała, z psem kręcącym się pod nogami.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Salon [odnośnik]17.12.19 15:52
Charlie uśmiechnęła się, widząc że zastała Gwen. Weszła do jej mieszkania, rozglądając się z ciekawością. Była tu już chyba trzeci raz, choć za pierwszym trafiła tu będąc kotem, nie do końca z własnej woli, ale tak właśnie zaczęła się ta znajomość. I wydawało jej się, że chyba mogłyby się z Gwen zakolegować.
Podała dziewczynie przedmiot, który znalazła, a którego przeznaczenia, podobnie jak większości urządzeń mugolskich, nie znała.
- Hm, może ktoś go upuścił. Leżał na chodniku, prawie się o niego potknęłam i zastanowiło mnie, co to może być, a wiem, że ty świetnie znasz się na mugolskich wynalazkach. Wiem, że powinnam się zapowiedzieć, ale nie planowałam się znaleźć w okolicy, ale skoro już się znalazłam i natknęłam się na ten przedmiot, to pomyślałam, że na chwilę zajrzę – powiedziała, witając się z Betty, która akurat do niej podeszła. – Zostawię go u ciebie, może ktoś go będzie szukać.
Nie wiedziała, jak mugole szukali zgubionych przedmiotów, skoro nie mieli zaklęcia Accio ani podobnych udogodnień mogących natychmiast przywołać daną rzecz, jeśli była gdzieś w okolicy. Może rzeczywiście musieli wszystkich pytać, czy czegoś nie widzieli? Zdjęła z siebie płaszczyk, a także buty, by nie nanieść do mieszkania śniegu, którego resztki wciąż zalegały na ulicach i trawnikach, i dopiero wtedy wkroczyła do salonu.
- Więc gdzie teraz pracujesz? – zapytała, dostrzegając kilka leżących nieopodal rysunków. – Co to za szkice? Ładne, naprawdę masz talent. – Charlie niespecjalnie umiała rysować, ale dawno tego nie robiła, no i nigdy nie miała specjalnego zacięcia w tym kierunku, choć przydałoby jej się nauczyć podstaw szkicowania roślin, by ozdabiać swoje notatki rysunkami. Ale widać było, że Gwen potrafi naprawdę ładnie rysować.
Usiadła na kanapie. Niestety musiała zgodzić się z tym, że żyły w czasach, kiedy lepiej było umieć się bronić. Sama też chciałaby to potrafić, ale jej umiejętności nadal pozostawały skromne, zwłaszcza w porównaniu do umiejętności innych Zakonników. Dla niej do tej pory największym sukcesem było wyczarowanie cielesnego patronusa, ale najsilniejsze tarcze leżały poza jej zasięgiem.
- Racja, trzeba umieć się bronić chociaż w podstawowym stopniu. Sama chciałabym się trochę podszkolić. Dobrze znam się na eliksirach, ale to nie obroni mnie w kryzysowej sytuacji. Ostatnio odświeżam też swoją znajomość transmutacji, przez anomalie trochę ją zaniedbałam. – A transmutacja też mogła się przydać. Nie była może dziedziną zbyt przydatną w potencjalnej walce, ale nie zaszkodzi jej poznać ją jeszcze lepiej niż już znała. Poza tym musiała wzmocnić swą postać animagiczną, bo możliwość przemiany w kota mogła umożliwić jej ucieczkę z kłopotów, a może nawet uratować życie. W ciele kota była w końcu mniejsza i dużo zwinniejsza.
- Jasne, mogę napić się herbaty – zgodziła się, jednocześnie zastanawiając się, jak zapytać Gwen o to, czy nie zdarzyło się ostatnio nic niepokojącego. – Wszystko u ciebie w porządku? Nie spotykają cię żadne nieprzyjemności, bo... no wiesz, teraz sytuacja... nieszczególnie sprzyja mugolakom – wyrzuciła z siebie. Była po prostu zmartwiona i wolała się upewnić, czy w ostatnim czasie nikt jej nie dyskryminował, lub wręcz groził. Była też ciekawa, ile Gwen wie o tym, co się dzieje i co o tym wszystkim myśli. Uprzedzenia i wyzwiska były obecnie najłagodniejszą rzeczą, jaka mogła się stać, biorąc pod uwagę to, co słyszała od ludzi ukrywających się w Oazie.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach