Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Świstokliki :: Zakończone podróże
Gieten, Holandia - misja poboczna
AutorWiadomość
I show not your face but your heart's desire
Początkiem października, wkrótce po powrocie z parudniowej wyprawy na wyspę Achill w celu poszukiwania tam pewnego artefaktu, do czego wynajął ją pewien czarodziej na Nokturnie, przyszło jej wyruszyć na kolejną wyprawę – o wiele ważniejszą, bo będącą misją dla rycerzy Walpurgii. Lyanna po wrześniowym spotkaniu miała świadomość, jak ważne było wykonanie tych misji i że każdy członek organizacji powinien się w nie w jakiś sposób zaangażować.
Zamówiony świstoklik zabrał ją wprost do Holandii wraz z Edgarem Burke, który miał jej dziś towarzyszyć. Choć nie znali się dobrze, wiedziała, że był doświadczonym łamaczem klątw i runistą, a także zajmował się interesem Burke’ów na Nokturnie, o którym słyszał chyba każdy bywalec tej podłej ulicy.
Trafili do niewielkiego miasteczka o nazwie Gieten, nad którym górowały sylwetki wiatraków, a wiosną na polach zapewne mieniły się kolorami tulipany. Nigdy dotąd nie była jednak w Holandii, ten kraj nie kojarzył jej się z klątwami w żaden sposób, w przeciwieństwie do Skandynawii. Trochę żałowała, że nie przypadła jej misja w Norwegii, bo chętnie przypomniałaby sobie tamte rejony, w których spędziła trochę czasu i gdzie posmakowała potęgi czarnej magii i nakładania klątw – ale nie zamierzała narzekać, Holandia też mogła się okazać bardzo interesująca.
Eliksir tropiący prowadził ich poza obręb miasteczka, w kierunku lasu. Przeprawili się przez zarośla, po drodze, w lasku, napotykając tylko jednego błąkającego się starszego mugola w znoszonych ubraniach, którego sylwetkę widzieli kilkadziesiąt metrów dalej i który najwyraźniej czegoś szukał, ale nawet nie zainteresował się dwójką przybyszów w staromodnych strojach. Lyanna zgodnie ze swoim przyzwyczajeniem była ubrana od stóp do głów na czarno, a w torbie miała kilka eliksirów, na wypadek gdyby napotkali na komplikacje. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Niedługo później dotarli do polany, na której leżały porozrzucane głazy, z których ułożono dwa równoległe rzędy – a więc nie było to dzieło natury, tylko ludzkich rąk. Dwa z nich, znajdujące się na środku, tworzyły coś w rodzaju przejścia prowadzącego do podziemia.
- To tutaj? – zapytała, ale eliksir wskazywał właśnie ten kierunek. Gdy podeszli bliżej, mogła dostrzec też wyrzeźbione w kamieniu runy. – Raidho i Dagaz – odezwała się, kiedy je rozpoznała. Niewątpliwie wyryli je tu czarodzieje, więc miejsce znajdujące się pod ziemią musiało być magiczne, może nawet strzeżone jakimiś klątwami. Pierwsza oznaczała drogę lub podróż, druga transmutację, co wskazywało na to, że tutaj w istocie znajdowało się przejście, musieli jednak posłużyć się magią, żeby je wyczarować. – Dissendium – spróbowała, bardzo rada, że za granicą nie byli narażeni na anomalie. – Jak myślisz, co zastaniemy w środku? – zastanowiła się. Ktoś niewątpliwie zadał sobie trud, by ukryć to miejsce, nie wiadomo do czego dokładnie służyło, ale według wskazań eliksiru tropiącego szczątki dementora znajdowały się właśnie tam, w środku. Ciekawe, jak tam trafił?
Zamówiony świstoklik zabrał ją wprost do Holandii wraz z Edgarem Burke, który miał jej dziś towarzyszyć. Choć nie znali się dobrze, wiedziała, że był doświadczonym łamaczem klątw i runistą, a także zajmował się interesem Burke’ów na Nokturnie, o którym słyszał chyba każdy bywalec tej podłej ulicy.
Trafili do niewielkiego miasteczka o nazwie Gieten, nad którym górowały sylwetki wiatraków, a wiosną na polach zapewne mieniły się kolorami tulipany. Nigdy dotąd nie była jednak w Holandii, ten kraj nie kojarzył jej się z klątwami w żaden sposób, w przeciwieństwie do Skandynawii. Trochę żałowała, że nie przypadła jej misja w Norwegii, bo chętnie przypomniałaby sobie tamte rejony, w których spędziła trochę czasu i gdzie posmakowała potęgi czarnej magii i nakładania klątw – ale nie zamierzała narzekać, Holandia też mogła się okazać bardzo interesująca.
Eliksir tropiący prowadził ich poza obręb miasteczka, w kierunku lasu. Przeprawili się przez zarośla, po drodze, w lasku, napotykając tylko jednego błąkającego się starszego mugola w znoszonych ubraniach, którego sylwetkę widzieli kilkadziesiąt metrów dalej i który najwyraźniej czegoś szukał, ale nawet nie zainteresował się dwójką przybyszów w staromodnych strojach. Lyanna zgodnie ze swoim przyzwyczajeniem była ubrana od stóp do głów na czarno, a w torbie miała kilka eliksirów, na wypadek gdyby napotkali na komplikacje. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Niedługo później dotarli do polany, na której leżały porozrzucane głazy, z których ułożono dwa równoległe rzędy – a więc nie było to dzieło natury, tylko ludzkich rąk. Dwa z nich, znajdujące się na środku, tworzyły coś w rodzaju przejścia prowadzącego do podziemia.
- To tutaj? – zapytała, ale eliksir wskazywał właśnie ten kierunek. Gdy podeszli bliżej, mogła dostrzec też wyrzeźbione w kamieniu runy. – Raidho i Dagaz – odezwała się, kiedy je rozpoznała. Niewątpliwie wyryli je tu czarodzieje, więc miejsce znajdujące się pod ziemią musiało być magiczne, może nawet strzeżone jakimiś klątwami. Pierwsza oznaczała drogę lub podróż, druga transmutację, co wskazywało na to, że tutaj w istocie znajdowało się przejście, musieli jednak posłużyć się magią, żeby je wyczarować. – Dissendium – spróbowała, bardzo rada, że za granicą nie byli narażeni na anomalie. – Jak myślisz, co zastaniemy w środku? – zastanowiła się. Ktoś niewątpliwie zadał sobie trud, by ukryć to miejsce, nie wiadomo do czego dokładnie służyło, ale według wskazań eliksiru tropiącego szczątki dementora znajdowały się właśnie tam, w środku. Ciekawe, jak tam trafił?
The member 'Lyanna Zabini' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Edgar niegdyś wiele podróżował. Zwiedził kawał świata: od zimnej północy Finlandii po upalne przestrzenie Sahary. A jednak tak się złożyło, że nigdy nie był w Holandii. Ten kraj nigdy nie fascynował bogatym zbiorem artefaktów czy tajemnicami tylko czekającymi aż ktoś je wreszcie rozwikła. Może błędnie? Skoro właśnie tutaj przyszło mu się dostać wraz z Lyanną Zabini. Nie mógł powiedzieć, że jest zachwycony towarzystwem, z którym przyszło mu współpracować - młoda i zapewne niedoświadczenia kobieta półkrwi nie należała do zbioru osób, z którymi chciałby wypełniać tak poważne misje, lecz nie miał zamiaru się buntować jak nieopierzony trzynastolatek. Mimo wszystko należeli do tej samej organizacji i łączył ich wspólny cel - Edgar trzymał się tej myśli żeby zachować pokłady cierpliwości.
Nazwa miasteczka nic mu nie mówiła, tak samo jak miejsce do którego doprowadził ich eliksir tropiący. Nie zdążył przyjrzeć się drzwiom, bo to Lyanna dotarła do nich szybciej, i choć udało jej się rozczytać runy, musiał je sprawdzić jeszcze raz. Dla pewności. - Wygląda na to, że to przejście - mruknął, ostatni raz spoglądając na wyryte runy. Faktycznie: udane dissindium sprawiło, że ziemia pod kamieniem rozstąpiła się, ukazując wejście do dość ciasnego tunelu. - Jest tylko jeden sposób żeby się przekonać - powiedział i wszedł do środka, kładąc dłoń na ścianie. Nie zdejmował jej kiedy szedł - czuł się pewniej gdyby coś ewentualnie miało ich zaatakować. W drugiej dłoni trzymał różdżkę. Myśl, że w tym kraju nie ma anomalii była odświeżająca. Aż chciało się czarować dla samego czarowania, nawet jeżeli to nie było konieczne. Edgar miał wrażenie, że będą tak wędrować bez końca, ale w końcu dotarli do ślepego zaułka. - Lumos - mruknął, a ich oczom ukazały się dziwne drzwi. Z pewnością nie były przeznaczone dla losowego przechodnia - to dało się wyczuć od razu. - Kiedyś widziałem takie drzwi - był tego pewny, miał fotograficzną pamięć, rzadko coś zapominał kiedy już to zobaczył. Przejechał delikatnie dłońmi po framudze, wyczuwając pod opuszkami charakterystyczne żłobienia. Znowu runy. Zerknął na Lyannę, ale nie powiedział nic więcej. Zamiast tego zabrał się do pracy. Zbadawszy resztę run, wycelował różdżką w drzwi, i rzucił w myślach finite incantatem. Coś się ruszyło, odsunął się więc, gdyby coś miało nagle na niego wyskoczyć. Nic się takiego nie stało, za to ich oczom ukazał się niewielki otwór. A więc tak - teraz Edgar był pewny przed czym stali. - Te drzwi potrzebują krwi, kości, ludzkiego mięsa - zawyrokował, spoglądając na swoją towarzyszkę. Czy miała już do czynienia z tak czarną magią? - Inaczej się nie otworzą - dodał dla jasności; nie mógł być pewny czy Lyanna została obdarzona wystarczającą inteligencją.
Nazwa miasteczka nic mu nie mówiła, tak samo jak miejsce do którego doprowadził ich eliksir tropiący. Nie zdążył przyjrzeć się drzwiom, bo to Lyanna dotarła do nich szybciej, i choć udało jej się rozczytać runy, musiał je sprawdzić jeszcze raz. Dla pewności. - Wygląda na to, że to przejście - mruknął, ostatni raz spoglądając na wyryte runy. Faktycznie: udane dissindium sprawiło, że ziemia pod kamieniem rozstąpiła się, ukazując wejście do dość ciasnego tunelu. - Jest tylko jeden sposób żeby się przekonać - powiedział i wszedł do środka, kładąc dłoń na ścianie. Nie zdejmował jej kiedy szedł - czuł się pewniej gdyby coś ewentualnie miało ich zaatakować. W drugiej dłoni trzymał różdżkę. Myśl, że w tym kraju nie ma anomalii była odświeżająca. Aż chciało się czarować dla samego czarowania, nawet jeżeli to nie było konieczne. Edgar miał wrażenie, że będą tak wędrować bez końca, ale w końcu dotarli do ślepego zaułka. - Lumos - mruknął, a ich oczom ukazały się dziwne drzwi. Z pewnością nie były przeznaczone dla losowego przechodnia - to dało się wyczuć od razu. - Kiedyś widziałem takie drzwi - był tego pewny, miał fotograficzną pamięć, rzadko coś zapominał kiedy już to zobaczył. Przejechał delikatnie dłońmi po framudze, wyczuwając pod opuszkami charakterystyczne żłobienia. Znowu runy. Zerknął na Lyannę, ale nie powiedział nic więcej. Zamiast tego zabrał się do pracy. Zbadawszy resztę run, wycelował różdżką w drzwi, i rzucił w myślach finite incantatem. Coś się ruszyło, odsunął się więc, gdyby coś miało nagle na niego wyskoczyć. Nic się takiego nie stało, za to ich oczom ukazał się niewielki otwór. A więc tak - teraz Edgar był pewny przed czym stali. - Te drzwi potrzebują krwi, kości, ludzkiego mięsa - zawyrokował, spoglądając na swoją towarzyszkę. Czy miała już do czynienia z tak czarną magią? - Inaczej się nie otworzą - dodał dla jasności; nie mógł być pewny czy Lyanna została obdarzona wystarczającą inteligencją.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lyanna mimo młodego wieku też zdążyła trochę zwiedzić, przynajmniej Europę, z dłuższym przystankiem w Norwegii, gdzie wraz z bratem pobierali naukę zaawansowanych run, a także potajemnie czarnej magii i zaklinania. W Holandii jednak nie była z prostego względu – nie było tu wartych uwagi celów z punktu widzenia jej zawodu, dlatego o wiele bardziej interesowała ją Skandynawia, a nawet sama Wielka Brytania. Ale skoro wysłano ją tutaj – zawsze to dobra okazja by poznać nowe miejsce. Za rzadko ruszała się w ostatnich miesiącach z Anglii.
Lyanna była dość spostrzegawcza, by wychwycić, że Burke nie wygląda na zachwyconego z jej towarzystwa, ale ani trochę jej to nie zdziwiło ani nie dała tego po sobie poznać. Była przyzwyczajona do bycia traktowaną gorzej z racji swojej krwi, bo nawet własny ojciec nią gardził. Nie było łatwo być jedynym mieszańcem w czystokrwistej rodzinie wyznającej konserwatywne poglądy, ale Zabini, mimo rozrzedzonej posoki, światopoglądowo pozostawała przykładnym Zabinim wierzącym w wyższość czystej krwi nad nieczystą, i gardzącym mugolami i szlamem. Była też przyzwyczajona do pewnej pobłażliwości i niedoceniania jej ze względu na płeć i wiek. Zawód łamacza klątw nadal uchodził za zdecydowanie bardziej męski niż kobiecy.
Udawała jednak że niczego nie dostrzega i skupiała się na misji, na podążaniu za eliksirem tropiącym aż na polanę, gdzie znajdowały się kamienie z wyrytymi runami i przejście. Jej zaklęcie od razu rozstąpiło kamienie, odsłaniając zejście w dół, do ciemnego tunelu.
- Chodźmy więc – rzekła. Podążyła za Edgarem, również zapalając lumos na swojej różdżce, zadowolona z faktu, że nie groziła jej tu żadna anomalia. Zachowywała ostrożność i uważnie obserwowała ściany, wypatrując kolejnych run.
Po kilkunastu minutach dotarli do ślepego zaułka, choć eliksir wskazywał, że ich cel znajduje się dalej, choć droga wydawała się zablokowana... przynajmniej z pozoru. Jej czujność się wzmogła, przejście mogło być przeklęte, ale choć przyglądała się uważnie z boku, pozwoliła Edgarowi pracować, skoro już zabrał się za badanie run i łamanie klątwy. Czuwała w pogotowiu, gdyby coś poszło nie tak i musiała go wspomóc.
- Słyszałam i czytałam kiedyś o tego typu przejściach – odezwała się. Sama nie zetknęła się z takim osobiście, ale wiedziała o ich istnieniu z literatury i opowieści bardziej doświadczonych łamaczy. To, że takie tu było, stwarzało pewne komplikacje, większe niż standardowa klątwa. Nie miała większej ochoty obcinać sobie żadnej części ciała i Edgar zapewne też nie miał, tym bardziej, że to odebrałoby im cenne siły niezbędne do zmierzenia się z tym, co było dalej – ale wpadła na pewien pomysł, jak nakarmić magię drzwi.
- Pamiętasz tego mugola, którego widzieliśmy z daleka? – zapytała. – Mogę go odszukać.
Mogła go schwytać i obciąć mu palec. Z tego, co było jej wiadomo, takich drzwi nie interesowała rasa, wiek ani płeć. Cofnęła się więc z powrotem do wyjścia i przez kilka minut rozglądała się po okolicznym lasku, aż znowu dostrzegła sylwetkę starego, zaniedbanego mugola.
- Petryficus totalus – rzuciła cicho pod nosem, kierując różdżkę na niego. Był odwrócony tyłem, nie powinien jej zauważyć ani usłyszeć. Miała nadzieję, że uda jej się go trafić za pierwszym razem i nie będzie go musiała gonić po tym lesie.
Lyanna była dość spostrzegawcza, by wychwycić, że Burke nie wygląda na zachwyconego z jej towarzystwa, ale ani trochę jej to nie zdziwiło ani nie dała tego po sobie poznać. Była przyzwyczajona do bycia traktowaną gorzej z racji swojej krwi, bo nawet własny ojciec nią gardził. Nie było łatwo być jedynym mieszańcem w czystokrwistej rodzinie wyznającej konserwatywne poglądy, ale Zabini, mimo rozrzedzonej posoki, światopoglądowo pozostawała przykładnym Zabinim wierzącym w wyższość czystej krwi nad nieczystą, i gardzącym mugolami i szlamem. Była też przyzwyczajona do pewnej pobłażliwości i niedoceniania jej ze względu na płeć i wiek. Zawód łamacza klątw nadal uchodził za zdecydowanie bardziej męski niż kobiecy.
Udawała jednak że niczego nie dostrzega i skupiała się na misji, na podążaniu za eliksirem tropiącym aż na polanę, gdzie znajdowały się kamienie z wyrytymi runami i przejście. Jej zaklęcie od razu rozstąpiło kamienie, odsłaniając zejście w dół, do ciemnego tunelu.
- Chodźmy więc – rzekła. Podążyła za Edgarem, również zapalając lumos na swojej różdżce, zadowolona z faktu, że nie groziła jej tu żadna anomalia. Zachowywała ostrożność i uważnie obserwowała ściany, wypatrując kolejnych run.
Po kilkunastu minutach dotarli do ślepego zaułka, choć eliksir wskazywał, że ich cel znajduje się dalej, choć droga wydawała się zablokowana... przynajmniej z pozoru. Jej czujność się wzmogła, przejście mogło być przeklęte, ale choć przyglądała się uważnie z boku, pozwoliła Edgarowi pracować, skoro już zabrał się za badanie run i łamanie klątwy. Czuwała w pogotowiu, gdyby coś poszło nie tak i musiała go wspomóc.
- Słyszałam i czytałam kiedyś o tego typu przejściach – odezwała się. Sama nie zetknęła się z takim osobiście, ale wiedziała o ich istnieniu z literatury i opowieści bardziej doświadczonych łamaczy. To, że takie tu było, stwarzało pewne komplikacje, większe niż standardowa klątwa. Nie miała większej ochoty obcinać sobie żadnej części ciała i Edgar zapewne też nie miał, tym bardziej, że to odebrałoby im cenne siły niezbędne do zmierzenia się z tym, co było dalej – ale wpadła na pewien pomysł, jak nakarmić magię drzwi.
- Pamiętasz tego mugola, którego widzieliśmy z daleka? – zapytała. – Mogę go odszukać.
Mogła go schwytać i obciąć mu palec. Z tego, co było jej wiadomo, takich drzwi nie interesowała rasa, wiek ani płeć. Cofnęła się więc z powrotem do wyjścia i przez kilka minut rozglądała się po okolicznym lasku, aż znowu dostrzegła sylwetkę starego, zaniedbanego mugola.
- Petryficus totalus – rzuciła cicho pod nosem, kierując różdżkę na niego. Był odwrócony tyłem, nie powinien jej zauważyć ani usłyszeć. Miała nadzieję, że uda jej się go trafić za pierwszym razem i nie będzie go musiała gonić po tym lesie.
The member 'Lyanna Zabini' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 86
'k100' : 86
Te drzwi mogły pokrzyżować im plany. Miejscowość w której aktualnie się znajdowali nie sprawiała wrażenia szczególnie zaludnionej, a przecież nie wystarczyło zapolować na leśną zwierzynę. Przejście wyraźnie domagało się ludzkiej krwi, natomiast Edgar nie miał zamiaru pozbawiać się żadnej części ciała tylko po to żeby mu zapłacić. Podejrzewał, że Lyanna również nie ma na to ochoty, więc zaczął się szybko zastanawiać nad innym rozwiązaniem. W zasadzie mogli spróbować przeciąć niezbyt głęboko dłoń i spuścić w odpowiednie miejsce parę kropel krwi, lecz czy to wystarczy? Co do tego niestety nie mogli mieć pewności, lecz wtedy jego towarzyszka przypomniała mu o mężczyźnie, którego niedawno mijali. Wtedy nie zwrócił na niego większej uwagi, ale teraz uważał, że spadł im z nieba. Kiwnął głową, zgadzając się na te rozwiązanie. W zasadzie nie mieli innego. – Idę z tobą – zawiadomił, podążając za kobietą. Wolał jej nie puszczać samej – nie mógł mieć pewności czy sobie poradzi i czy ten mugol na pewno był sam. Przecież był w stanie stosunkowo szybko skrzywdzić ją anomalią, a Edgar sam nie dałby rady wykonać zadania. Nie bez powodu wysyłali ich wszędzie dwójkami. Dopiero kiedy ujrzał światło dzienne przypomniał sobie, że w tym kraju mugole wcale nie mieli w sobie anomalii. Byli od nich wolni, tak samo jak czarodzieje. A gdyby tak wyprowadzić się z Wielkiej Brytanii? Przynajmniej na czas niestabilności magii? Może jego córki wreszcie mogłyby odetchnąć i nie obawiać się, że z ich dłoni wystrzelą kulę ognia (chociaż Edgar niejednokrotnie odnosił wrażenie, że akurat to nie zawsze im przeszkadza).
W końcu zauważył jakiegoś człowieka, który najwidoczniej był szukanym przez nich mugolem. Skierował na niego różdżkę, ale w tym momencie Lyanna okazała się mieć lepszy refleks i powaliła go jednym zaklęciem. Cóż, Edgarowi nie pozostało nic innego jak zająć się brudną robotą. Nie cieszył się z tego powodu, ale i nie cierpiał – zawsze podchodził do podobnych zadań zero jedynkowo. Wyjął z kieszeni nóż i obciął mugolowi kciuk, zawijając go w już-nie-białą chusteczkę. Krew przeciekła przez cienki materiał, brudząc mu dłoń, ale w tym momencie to były drobiazgi. Ruszył z powrotem do przeklętych drzwi, nie chcąc tracić ani chwili na niepotrzebne przemyślenia. Zbiegł truchtem do podziemnego tunelu, kładąc zdobycz w przeznaczonym do tego miejscu. Miał nadzieję, że to wystarczy, a drzwi staną przed nimi otworem.
W końcu zauważył jakiegoś człowieka, który najwidoczniej był szukanym przez nich mugolem. Skierował na niego różdżkę, ale w tym momencie Lyanna okazała się mieć lepszy refleks i powaliła go jednym zaklęciem. Cóż, Edgarowi nie pozostało nic innego jak zająć się brudną robotą. Nie cieszył się z tego powodu, ale i nie cierpiał – zawsze podchodził do podobnych zadań zero jedynkowo. Wyjął z kieszeni nóż i obciął mugolowi kciuk, zawijając go w już-nie-białą chusteczkę. Krew przeciekła przez cienki materiał, brudząc mu dłoń, ale w tym momencie to były drobiazgi. Ruszył z powrotem do przeklętych drzwi, nie chcąc tracić ani chwili na niepotrzebne przemyślenia. Zbiegł truchtem do podziemnego tunelu, kładąc zdobycz w przeznaczonym do tego miejscu. Miał nadzieję, że to wystarczy, a drzwi staną przed nimi otworem.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Gdyby wystarczyło dać drzwiom samą krew, Lyanna bez wahania nacięłaby sobie palec i upuściła jej trochę, byle przejść dalej – ale czuła, że to nie wystarczy. Przypomniała sobie jednak o mugolu, uznając, że poświęcenie jego będzie znacznie bardziej opłacalne i powinno rozwiązać kwestię drzwi – w końcu dostaną swoją krew, kość i tkankę bez osłabiania dwójki rycerzy, którzy musieli być w pełni sił, by zająć się tym, co czekało za nimi. A kto wie, jakie wyzwania jeszcze ich czekały zanim dotrą do szczątków dementora? Tego typu zabezpieczenia były dość sprytnie pomyślane, by osłabić tych, którzy potencjalnie mogli naruszyć spokój chronionych nimi miejsc.
Lyanna nie miała sadystycznych skłonności, nie zadawała bólu dla zabawy, ale w razie konieczności była gotowa zrobić co trzeba dla osiągnięcia wyższych celów. Podejrzewała jednak, że Edgar nie był pewien, czy sobie poradzi, dlatego poszedł z nią – jakby chciał się upewnić, czy unieszkodliwienie mugola i obcięcie mu palca nie przerośnie młodej kobiety o nieczystej krwi. Nie skomentowała tego ani słowem, bo gdyby mugoli było jednak więcej, i gdyby posiadali przy sobie te odrażające metalowe różdżki, przyda się wsparcie. W dzieciństwie przekonała się, jak boli spotkanie z mugolską bronią i do tej pory czuła do niej ogromną niechęć, bolała ją także duma, ale była przekonana, że teraz, kiedy już nie była dzieckiem, a dorosłą czarownicą, żaden brudny mugol jej nie pokona. To oni mieli się bać, nie ona.
Gdy wypatrzyła między drzewami męską sylwetkę, zareagowała instynktownie i od razu strzeliła zaklęciem. Promień ugodził mugola w plecy zanim zdążył się zorientować, że znalazł się w niebezpieczeństwie. Nie zdążył nawet krzyknąć, kiedy zwalił się ciężko na ziemię, niezdolny do ruchu ani do wydawania dźwięków. Jeśli w pobliżu był jeszcze ktoś, nie powinien zostać zaalarmowany. Zaklęcie Lyanny wyglądało na naprawdę silne, a ona sama była przekonana, że mugol długo nie wyrwie się spod jego władzy. Był całkowicie bezbronny, zdany na ich łaskę i niełaskę, a ona czuła satysfakcję – tak dawno nie miała okazji czarować bez cienia lęku przed anomaliami, które mogły obrócić rzucane czary przeciwko niej, a przy tak ważnej misji byłoby to niewskazane. Tutaj jednak nie musieli się bać. Później zaś wrócą do Anglii i nikt z tutejszych mugoli nigdy nie domyśli się, kto okaleczył jednego z nich.
Nawet się nie skrzywiła, kiedy Edgar sprawnie obciął staremu mugolowi palec, a ten nie mógł nawet pisnąć. Prawdopodobnie nawet ich nie widział, bo leżał na brzuchu, z twarzą zwróconą w drugą stronę i opartą o ściółkę. Zabini skinęła Burke’owi głową i po chwili wrócili w podziemia, niosąc cenne trofeum, które miało otworzyć im dalszą drogę. Burke położył palec w odpowiednim miejscu. Przez chwilę nic się nie działo, ale potem mechanizm zgrzytnął i przejście zaczęło się powoli otwierać, odsłaniając przed nimi niewielką, kolistą komnatę. Na środku spoczywało coś, co prawdopodobnie było szczątkami dementora. Ciekawe, skąd wziął się aż tutaj, w pozbawionej anomalii Holandii? Jaka siła musiała go tu rzucić? W jednej ze ścian dostrzegła niedużą wyrwę; może to tędy przedostał się dementor i dokonał żywota – o ile dementorów w ogóle można było nazwać istotami żywymi.
- To tutaj – rzekła, rozglądając się po wnętrzu, upewniając się, czy wokół nie czaiły się potencjalne pułapki. Komnata sprawiała dość ponure wrażenie, przesycone przygnębiającą mocą. Mogli jednak brać się do wykonywania zadania.
Lyanna nie miała sadystycznych skłonności, nie zadawała bólu dla zabawy, ale w razie konieczności była gotowa zrobić co trzeba dla osiągnięcia wyższych celów. Podejrzewała jednak, że Edgar nie był pewien, czy sobie poradzi, dlatego poszedł z nią – jakby chciał się upewnić, czy unieszkodliwienie mugola i obcięcie mu palca nie przerośnie młodej kobiety o nieczystej krwi. Nie skomentowała tego ani słowem, bo gdyby mugoli było jednak więcej, i gdyby posiadali przy sobie te odrażające metalowe różdżki, przyda się wsparcie. W dzieciństwie przekonała się, jak boli spotkanie z mugolską bronią i do tej pory czuła do niej ogromną niechęć, bolała ją także duma, ale była przekonana, że teraz, kiedy już nie była dzieckiem, a dorosłą czarownicą, żaden brudny mugol jej nie pokona. To oni mieli się bać, nie ona.
Gdy wypatrzyła między drzewami męską sylwetkę, zareagowała instynktownie i od razu strzeliła zaklęciem. Promień ugodził mugola w plecy zanim zdążył się zorientować, że znalazł się w niebezpieczeństwie. Nie zdążył nawet krzyknąć, kiedy zwalił się ciężko na ziemię, niezdolny do ruchu ani do wydawania dźwięków. Jeśli w pobliżu był jeszcze ktoś, nie powinien zostać zaalarmowany. Zaklęcie Lyanny wyglądało na naprawdę silne, a ona sama była przekonana, że mugol długo nie wyrwie się spod jego władzy. Był całkowicie bezbronny, zdany na ich łaskę i niełaskę, a ona czuła satysfakcję – tak dawno nie miała okazji czarować bez cienia lęku przed anomaliami, które mogły obrócić rzucane czary przeciwko niej, a przy tak ważnej misji byłoby to niewskazane. Tutaj jednak nie musieli się bać. Później zaś wrócą do Anglii i nikt z tutejszych mugoli nigdy nie domyśli się, kto okaleczył jednego z nich.
Nawet się nie skrzywiła, kiedy Edgar sprawnie obciął staremu mugolowi palec, a ten nie mógł nawet pisnąć. Prawdopodobnie nawet ich nie widział, bo leżał na brzuchu, z twarzą zwróconą w drugą stronę i opartą o ściółkę. Zabini skinęła Burke’owi głową i po chwili wrócili w podziemia, niosąc cenne trofeum, które miało otworzyć im dalszą drogę. Burke położył palec w odpowiednim miejscu. Przez chwilę nic się nie działo, ale potem mechanizm zgrzytnął i przejście zaczęło się powoli otwierać, odsłaniając przed nimi niewielką, kolistą komnatę. Na środku spoczywało coś, co prawdopodobnie było szczątkami dementora. Ciekawe, skąd wziął się aż tutaj, w pozbawionej anomalii Holandii? Jaka siła musiała go tu rzucić? W jednej ze ścian dostrzegła niedużą wyrwę; może to tędy przedostał się dementor i dokonał żywota – o ile dementorów w ogóle można było nazwać istotami żywymi.
- To tutaj – rzekła, rozglądając się po wnętrzu, upewniając się, czy wokół nie czaiły się potencjalne pułapki. Komnata sprawiała dość ponure wrażenie, przesycone przygnębiającą mocą. Mogli jednak brać się do wykonywania zadania.
W swoim życiu niejednokrotnie miał do czynienia z podobnymi mechanizmami, a jednak wciąż nie był pewny czy położenie obciętego palca zadziała. Zawsze istniało prawdopodobieństwo, że się pomylił - źle odczytał runę czy za bardzo zaufał swojemu doświadczeniu. Wtedy niepotrzebnie zmarnowaliby czas, a Edgar nie traktował wyprawy do Holandii jak wycieczkę krajoznawczą. Równie dobrze mógłby mieć przed sobą piękny średniowieczny zabytek zamiast starych zaklętych drzwi w brudnym tunelu. I tak nie zwróciłby na niego większej uwagi, nie kiedy w Londynie czekało na niego tak wiele obowiązków. Zbliżający się szczyt w Stonehenge niepokoił i ciekawił, a choć dla postronnych to wydarzenie mogło się jawić jako jedynie kolejne spotkanie polityczne, chyba członkowie wszystkich rodów ze Skorowidzu czuli, że ten wieczór okaże się wyjątkowy. Edgar już od dłuższego czasu wyczuwał w Durham zmianę atmosfery, a prośba nestora o spotkanie jedynie podkreślała rangę zbliżającego się wydarzenia. Nie miał pojęcia co nestor może od niego chcieć - chyba ciekawiło go to jeszcze bardziej niż to co mieli znaleźć za drzwiami, które na szczęście otworzyły się, kiedy tylko poczuły ludzką tkankę. Okazało się, że wewnątrz znajduje się niewielka komnata, a na jej środku leżał dementor. A przynajmniej to co z niego pozostało. Tak czy inaczej ten widok był niesamowity i Edgar musiał skorzystać z okazji do przyjrzenia mu się z bliska. - Z pewnością - mruknął w odpowiedzi, chociaż w ogóle nie skupiał się na poczynaniach swojej towarzyszki, będąc za bardzo zainteresowanym tym co tutaj zastali. Rozejrzał się dookoła, zastanawiając się, czy i tutaj nie znajdzie się jakaś runa. Przecież nie mogli zachować się tak pochopnie i od razu rzucać się do zaklęć - wszak i tutaj mogło czyhać na nich niebezpieczeństwo, chociaż na oko Edgara to pomieszczenie wyglądało stosunkowo bezpiecznie. - Znalazłaś coś? - Zapytał, zauważywszy, że i ona zaczęła się rozglądać po komnacie. Co prawda nieszczególnie ufał jej umiejętnościom, ale skoro już się tutaj razem znaleźli, to powinni współpracować. Szczególnie, że za chwilę mieli podjąć się trudnego zadania.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lyanny zbliżający się szczyt nie dotyczył, jak jej się wydawało – w każdym razie nie w wymiarze jej życia, nie miała szlachetnej krwi, ani nawet czystej, jak reszta jej rodziny. Ale zdawała sobie sprawę z tego, że w szerszym kontekście był ważny, z punktu widzenia polityki oraz ideologii czystości krwi, z którą walczył zdrajca Longbottom, próbując godzić w sprawy wielu znakomitych rodów. On i jego zwolennicy mogli stanowić zagrożenie dla działań rycerzy, dlatego liczyła na rezultat pomyślny dla ich organizacji i idei. Była przekonana, że członkowie rycerzy pochodzący z tych konserwatywnych rodzin dobitnie podkreślą swoje stanowisko. Po tym dniu okaże się, co dalej, ale nie przypuszczała, że zmieni się aż tyle. Póki co jedynie czasem o tym myślała, na co dzień skupiając się na bardziej przyziemnych sprawach, na które mogła mieć jakiś wpływ. Cokolwiek stanie się na szczycie, i tak nie będzie na nim obecna.
Obecnie skupiała się przede wszystkim na misji. Byli w Holandii i znaleźli właściwe miejsce. Dobrze, że byli runistami, bo ktoś nie mający pojęcia o runach i klątwach nie zdołałby się tu dostać i dotrzeć do szczątków dementora. Ciekawe, jakie wyzwania napotykali inni? Lyanna naprawdę chciała powrócić do kraju z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, a musiała starać się podwójnie, bo nie miała szacunku zagwarantowanego urodzeniem i pozycją, jak Burke. Ona musiała pracować na swoje sukcesy całkowicie sama, przełamując uprzedzenia i udowadniając, że jest wystarczająco silną czarownicą oraz wierzy w ideologię rycerzy nie mniej niż pozostali.
Gdy tylko dostali się do komnaty, uważnie ją obejrzała, zachowując ostrożność. Poruszała się powoli i świeciła różdżką, wypatrując jakichś run zwiastujących klątwy, lub odbiegających od normy elementów, które mogłyby wyzwolić pułapki. Ale wyglądało na to, że poza zabezpieczeniem w postaci drzwi nie było tu nic więcej, i gdy pokonali tę barierę, droga do zawartości komnaty była już wolna. Nie była co prawda pewna, po co zbudowano to pomieszczenie, bo dementor z pewnością trafił tu już znacznie później. Ale pytania mogły poczekać, najważniejsze były konkrety.
- Wygląda na to, że tu, za drzwiami, już nic na nas nie czyha – odpowiedziała. – Możemy zaczynać. Zacznę pętać dusze.
Podeszła bliżej szczątków dementora, mając wrażenie, że im bliżej była, tym bardziej nieprzyjemna była aura. Czy to wpływ samego dementora, czy dusz, jakie się z niego wydostały? Przypomniała sobie jednak wszystkie instrukcje członków grupy badawczej, którzy opracowali sposób pętania dusz, i próbowała użyć go w praktyce, mobilizując swoją moc do tego, by uwięzić dusze i uczynić z nich fundament do stworzenia bariery, którą zajmie się Edgar. Nigdy wcześniej tego nie robiła, ale miała już do czynienia z anomaliami, więc starała się podobnie skupić swoją moc, by przeprowadzić cały proces jak należy.
| docelowa moc, ST 50
Obecnie skupiała się przede wszystkim na misji. Byli w Holandii i znaleźli właściwe miejsce. Dobrze, że byli runistami, bo ktoś nie mający pojęcia o runach i klątwach nie zdołałby się tu dostać i dotrzeć do szczątków dementora. Ciekawe, jakie wyzwania napotykali inni? Lyanna naprawdę chciała powrócić do kraju z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, a musiała starać się podwójnie, bo nie miała szacunku zagwarantowanego urodzeniem i pozycją, jak Burke. Ona musiała pracować na swoje sukcesy całkowicie sama, przełamując uprzedzenia i udowadniając, że jest wystarczająco silną czarownicą oraz wierzy w ideologię rycerzy nie mniej niż pozostali.
Gdy tylko dostali się do komnaty, uważnie ją obejrzała, zachowując ostrożność. Poruszała się powoli i świeciła różdżką, wypatrując jakichś run zwiastujących klątwy, lub odbiegających od normy elementów, które mogłyby wyzwolić pułapki. Ale wyglądało na to, że poza zabezpieczeniem w postaci drzwi nie było tu nic więcej, i gdy pokonali tę barierę, droga do zawartości komnaty była już wolna. Nie była co prawda pewna, po co zbudowano to pomieszczenie, bo dementor z pewnością trafił tu już znacznie później. Ale pytania mogły poczekać, najważniejsze były konkrety.
- Wygląda na to, że tu, za drzwiami, już nic na nas nie czyha – odpowiedziała. – Możemy zaczynać. Zacznę pętać dusze.
Podeszła bliżej szczątków dementora, mając wrażenie, że im bliżej była, tym bardziej nieprzyjemna była aura. Czy to wpływ samego dementora, czy dusz, jakie się z niego wydostały? Przypomniała sobie jednak wszystkie instrukcje członków grupy badawczej, którzy opracowali sposób pętania dusz, i próbowała użyć go w praktyce, mobilizując swoją moc do tego, by uwięzić dusze i uczynić z nich fundament do stworzenia bariery, którą zajmie się Edgar. Nigdy wcześniej tego nie robiła, ale miała już do czynienia z anomaliami, więc starała się podobnie skupić swoją moc, by przeprowadzić cały proces jak należy.
| docelowa moc, ST 50
The member 'Lyanna Zabini' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 6
'k100' : 6
Spokojnie obszedł dementora, a przynajmniej to co z niego zostało, upewniając się, że są w tym miejscu bezpieczni i nie czyha na nich żadne dodatkowe niebezpieczeństwo. W tego typu pomieszczeniach spodziewał się absolutnie wszystkiego, szczególnie przez wzgląd na drzwi, którymi przyszło im tutaj wejść. Jednak musiał się zgodzić z Lyanną - to miejsce nie było tak groźne na jakie wyglądało. Zdecydowanie mogli, a nawet powinni, przystąpić do działania. Oczywiście zbytni pośpiech nie był wskazany przy wykonywaniu tak skomplikowanego zadania, ale z drugiej strony nie powinni też za bardzo zwlekać. Magia była niezwykle niestabilna, szczególnie ta czarna lubiła wymknąć się spod kontroli, kiedy już rzucą pierwsze zaklęcie powinni szybko przejść do kolejnego kroku. Dlatego Edgar kiwnął głową kiedy Lyanna zapowiedziała swój zamiar rzucenia zaklęcia. Asekuracyjnie podszedł bliżej niej i bacznie obserwował jej poczynania. W zasadzie nie był do końca pewny jak jej zaklęcie ma zadziałać - to była tajemnicza magia, której jeszcze nie poznał. Z zainteresowaniem patrzył na promień zaklęcia, który wydobył się z jej różdżki, czekając na jakąś znaczącą zmianę. Stało się jednak coś zupełnie innego. Dusze zamiast zostać przyciągnięte do dementora, rozpierzchły się po otoczeniu. Edgar odruchowo się schylił, kiedy część z nich przeleciała mu ponad głową. To z pewnością nie tak miało wyglądać. Gdzie został popełniony błąd? Sądził, że w samej Lyannie. Mógł podejrzewać, że nie poradzi sobie z takim zadaniem, ale skoro zostali wysłani razem na misję to postanowił zaufać jej umiejętnościom. Cóż, niepotrzebnie, pierwsze wrażenie jednak okazało się słuszne. Nie skomentował jednak jej porażki, nie miał tego w zwyczaju, zachował tę myśl dla siebie. Szczególnie, że jeszcze nie wszystko było stracone - kilka dusz wciąż latało wokół dementora. Edgar wyciągnął różdżkę w kierunku Azkabanu, skupiając się na rzucanym zaklęciu. Jemu pójdzie lepiej, musiało, znał się na czarnej magii. - Protego Kletva - wypowiedział miękko, wierząc, że za moment wyczaruje dzięki temu ochronną barierę.
wysoka siła, st 70
wysoka siła, st 70
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Edgar Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 26
'k100' : 26
Wiedziała, że Burke nie do końca jej ufał i musiał wszystko sprawdzić sam. Nie był jednak pierwszą osobą, która traktowała ją w podobny sposób, bycie kobietą nie stanowiło w jej zawodzie ułatwienia, a komplikację. Bycie półkrwi z kolei komplikowało relacje z rycerzami, bo choć żadne z jej rodziców nie było mugolem, a Zabini pozostawali rodziną czystej krwi znaną z konserwatywnych poglądów, nadal nosiła uwłaczający status mieszańca, o którym niestety sporo ludzi wiedziało, bo jej krewni zatroszczyli się o to, by nie udało jej się zbyt długo udawać czarownicy czystej krwi.
Ale wyglądało na to, że głównym zabezpieczeniem tego miejsca były drzwi i w środku nie było nic więcej; najwyraźniej twórcy tego miejsca uznali, że zaklęte drzwi wystarczą, by nikt niepowołany tu nie wszedł, i być może przez lata faktycznie nikogo tu nie było, aż do teraz. Gdyby nie misja pewnie mogliby się przyjrzeć temu miejscu uważniej, ale czas naglił, nie przybyli tu na poszukiwania skarbów ani tajemnic.
Także wcześniej nie zetknęła się z podobną magią i nie była pewna, jak powinno to zadziałać. Przed misją starała się przygotować, szukając także możliwych wskazówek w czarnomagicznych księgach ojca, ale tak naprawdę dopiero w praktyce miała okazję się przekonać, jak to działa. Próbowała spętać dusze swoją mocą, ale jej czarnomagiczne siły wciąż były dość wątłe, była ledwie adeptką zgłębiającą powoli tę sztukę dopiero od paru lat. Być może gdyby była bardziej doświadczona odniosłaby sukces, ale tego doświadczenia zabrakło, w dodatku oddziaływała na nią bijąca od dementora i dusz aura i ziąb przenikający nawet przez ubrania, docierający w głąb jej własnej duszy.
Wiedziała, że coś poszło nie tak. Jej magia, zamiast spętać dusze, rozproszyła się po otoczeniu, ale część dusz i tak została zwabiona, choć prawdopodobnie zbyt mało, by rytuał był w pełni udany. Była zła na samą siebie, bo nie lubiła ponosić porażek, zwłaszcza w tak ważnych kwestiach i zwłaszcza w obecności oceniających każdy jej ruch szlachetnych paniczyków. Nie potrzebowała sceptycyzmu Edgara, który, jak podejrzewała, obarczał winą za porażkę właśnie ją.
Ale jemu samemu też nie poszło lepiej. Choć bez wątpienia znał czarną magię lepiej od niej, również nie podołał zadaniu stworzenia bariery – ale i Lyanna nie skomentowała jego błędu w żaden sposób, jedynie lekko unosząc do góry jedną brew. Dla dobra misji lepiej byłoby, jakby choć jednemu z nich się powiodło, ale w głębi duszy egoistycznie cieszyła się, że nie będzie mógł zrzucić porażki tylko na nią i uznać jej za niekompetentną, bo sam też nie odniósł sukcesu. Nie zamierzała jednak w żaden sposób szydzić ani go obwiniać. Oboje się nie popisali i z pewnością mogli zrobić to lepiej.
Wrócą do kraju z pustymi rękami, ale pozostawało liczyć na to, że może innym grupom dopisało więcej szczęścia. Im niestety się nie powiodło, dla Lyanny była to już druga misja zakończona porażką, co nie stawiało jej w dobrym świetle.
- Nic tu po nas – powiedziała jednak, chłodnym wzrokiem obrzucając zalegające na ziemi szczątki dementora. Nie udało się, a szans na kolejną próbę nie było, bo dusze rozproszyły się całkowicie. To miejsce było już bezużyteczne.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia. Teraz musieli wrócić do kraju.
Ale wyglądało na to, że głównym zabezpieczeniem tego miejsca były drzwi i w środku nie było nic więcej; najwyraźniej twórcy tego miejsca uznali, że zaklęte drzwi wystarczą, by nikt niepowołany tu nie wszedł, i być może przez lata faktycznie nikogo tu nie było, aż do teraz. Gdyby nie misja pewnie mogliby się przyjrzeć temu miejscu uważniej, ale czas naglił, nie przybyli tu na poszukiwania skarbów ani tajemnic.
Także wcześniej nie zetknęła się z podobną magią i nie była pewna, jak powinno to zadziałać. Przed misją starała się przygotować, szukając także możliwych wskazówek w czarnomagicznych księgach ojca, ale tak naprawdę dopiero w praktyce miała okazję się przekonać, jak to działa. Próbowała spętać dusze swoją mocą, ale jej czarnomagiczne siły wciąż były dość wątłe, była ledwie adeptką zgłębiającą powoli tę sztukę dopiero od paru lat. Być może gdyby była bardziej doświadczona odniosłaby sukces, ale tego doświadczenia zabrakło, w dodatku oddziaływała na nią bijąca od dementora i dusz aura i ziąb przenikający nawet przez ubrania, docierający w głąb jej własnej duszy.
Wiedziała, że coś poszło nie tak. Jej magia, zamiast spętać dusze, rozproszyła się po otoczeniu, ale część dusz i tak została zwabiona, choć prawdopodobnie zbyt mało, by rytuał był w pełni udany. Była zła na samą siebie, bo nie lubiła ponosić porażek, zwłaszcza w tak ważnych kwestiach i zwłaszcza w obecności oceniających każdy jej ruch szlachetnych paniczyków. Nie potrzebowała sceptycyzmu Edgara, który, jak podejrzewała, obarczał winą za porażkę właśnie ją.
Ale jemu samemu też nie poszło lepiej. Choć bez wątpienia znał czarną magię lepiej od niej, również nie podołał zadaniu stworzenia bariery – ale i Lyanna nie skomentowała jego błędu w żaden sposób, jedynie lekko unosząc do góry jedną brew. Dla dobra misji lepiej byłoby, jakby choć jednemu z nich się powiodło, ale w głębi duszy egoistycznie cieszyła się, że nie będzie mógł zrzucić porażki tylko na nią i uznać jej za niekompetentną, bo sam też nie odniósł sukcesu. Nie zamierzała jednak w żaden sposób szydzić ani go obwiniać. Oboje się nie popisali i z pewnością mogli zrobić to lepiej.
Wrócą do kraju z pustymi rękami, ale pozostawało liczyć na to, że może innym grupom dopisało więcej szczęścia. Im niestety się nie powiodło, dla Lyanny była to już druga misja zakończona porażką, co nie stawiało jej w dobrym świetle.
- Nic tu po nas – powiedziała jednak, chłodnym wzrokiem obrzucając zalegające na ziemi szczątki dementora. Nie udało się, a szans na kolejną próbę nie było, bo dusze rozproszyły się całkowicie. To miejsce było już bezużyteczne.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia. Teraz musieli wrócić do kraju.
Traktował tę misję poważnie i przygotował się do niej przed wyjazdem. Zdawał sobie sprawę z poziomu trudności zadania z którym przyszło im się zmierzyć, ale i tak sądził, że mu podoła. Przecież znał się na czarnej magii, uczył się jej niemalże od kołyski, związał z nią swój zawód i podporządkował jej życie. Wydawało mu się, że rzucenie tego zaklęcia mieści się w jego umiejętnościach, a jednak promień, który wydobył się z jego różdżki, okazał się zbyt słaby. Bariera nie powstała - nic wokół nich się nie zmieniło, nic nie zabłysło, słabe punkty wokół wyspy wciąż pozostawały niezabezpieczone. Zacisnął dłonie w pięści, ale nic nie powiedział, to była jedyna subtelna oznaka złości jaka w tym momencie w nim buzowała. Nie po to przedostali się przez pół Europy żeby nic im nie wyszło. Jak spojrzy w oczy Czarnemu Panu? To po prostu wstyd, powinien czuć zażenowanie swoją osobą. Po co mu te lata zgłębiania tajnik czarnej magii skoro nie potrafił jej wykorzystać w praktyce? Powinna nie szwankować, działać zawsze, kiedy tego zachce. Nie mógł dopuszczać do takich sytuacji. Zastanawiał się przed chwilę czy nie mógłby spróbować jeszcze raz, może akurat tarcza by wyszła, ale szybko skarcił się w myślach za tę głupią nadzieję. Nie wyszło, poniósł klęskę, już nic nie mógł z tym zrobić.
Odwrócił się w stronę Lyanny kiedy usłyszał jej głos. Miała rację, powinni już stąd iść. Ostatni raz objął wzrokiem podziemną komnatę i wyszedł, kierując się w stronę świstoklika. Szedł zdecydowanym krokiem, chciał jak najszybciej wrócić do Wielkiej Brytanii, a dokładniej do zimnych murów rodowej posiadłości. Nie miał w Holandii żadnych interesów do załatwienia, żadnych też nie miał zamiaru szukać. A już na pewno nie teraz. Za dużo czasu zajmowało mu rozpamiętywanie swojej sromotnej porażki. Merlinie, skąd te przeciwności losu? - pomyślałby gdyby tylko wierzył w siły wyższe. Był jednak człowiekiem pragmatycznym, który ufał jedynie sobie i w takich sytuacjach w sobie doszukiwał się błędu.
Złapał razem z Lyanną świstoklik, zostawiając Holandię daleko za sobą.
zt x2
Odwrócił się w stronę Lyanny kiedy usłyszał jej głos. Miała rację, powinni już stąd iść. Ostatni raz objął wzrokiem podziemną komnatę i wyszedł, kierując się w stronę świstoklika. Szedł zdecydowanym krokiem, chciał jak najszybciej wrócić do Wielkiej Brytanii, a dokładniej do zimnych murów rodowej posiadłości. Nie miał w Holandii żadnych interesów do załatwienia, żadnych też nie miał zamiaru szukać. A już na pewno nie teraz. Za dużo czasu zajmowało mu rozpamiętywanie swojej sromotnej porażki. Merlinie, skąd te przeciwności losu? - pomyślałby gdyby tylko wierzył w siły wyższe. Był jednak człowiekiem pragmatycznym, który ufał jedynie sobie i w takich sytuacjach w sobie doszukiwał się błędu.
Złapał razem z Lyanną świstoklik, zostawiając Holandię daleko za sobą.
zt x2
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Gieten, Holandia - misja poboczna
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Świstokliki :: Zakończone podróże