Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]26.02.19 9:11

Salon

Ekstremalnie zagracony, ale przy tym wciąż całkiem przytulny salon z kanapą, fotelami, pufą i stolikiem.
To, co przykuwa największą uwagę, to kominek oczywiście podłączony do sieci Fiuu, a na nim ustawiony przeraźliwie głośno tykający, stary zegar i cała masa ruchomych zdjęć oprawionych w ramki.
Od czasu do czasu zrzuca je stamtąd Geniusz (a właściwie Eugeniusz) - wozak stryjka Grega.


Make love music
Not war.


Ostatnio zmieniony przez Louis Bott dnia 19.08.19 10:28, w całości zmieniany 1 raz
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Re: Salon [odnośnik]26.02.19 13:13
10 października?



Nie wyciągał kluczy, które z resztą zapodział gdzieś w Ruderze, a jednak dziwnie się poczuł stając przed drzwiami do mieszkania wuja i wiedząc, że nie otworzy ich on. Śmierć wydawała mu się nieprawdopodobna i choć nie okazywał tego na codzień, wypierając wszystko co złe w naturalny dla siebie sposób, przybijała go. Uniósł jednak dłoń i zastukał w drewniane drzwi nasłuchując kroków.
Dawno nie widział kuzyna i w sumie to na prawdę się martwił. Ich ostatnie spotkanie wiązało się z mało przyjemnymi okolicznościami, a jeszcze był to czas kiedy mugolom zaczęły się dziać na prawdę koszmarne rzeczy. No, czasem całkiem śmieszne, ale czasem na prawdę koszmarne. Tak czy inaczej uspokoiła go wiadomość, że Lou pomieszkuje u Zakonniczek - podobnie jak zaniepokoiła go wieść, że zniknął z ów miejsca.
I choć Bertie w swojej naturze był szalenie pogodnym człowiekiem, nawet teraz mimo lekkiego przepracowania energicznym, na mugolską stronę Londynu szedł bez wielkiego entuzjazmu. Chciał się spotkać z rodziną, chciał dać Lou adresy jakich może potrzebować, czy po prostu sprawdzić czy wszystko z nim w porządku - nie znali się dobrze, jednak więzy krwi w oczach Bertiego na prawdę od zawsze coś znaczyły. Chyba jak każdy Bott w jego sytuacji czuł że powinien zadbać o krewniaka.  
- Jesteś? To ja, Bert. - odezwał się jeszcze, czekając aż drzwi zostaną otwarte. Uśmiechnął się do rówieśnika, może bez energii jaką zazwyczaj ze sobą niósł, chyba właśnie przez to, że tak dziwnie jakoś mu tu było. Dawno wuja nie widział, ostatnim razem te drzwi także otworzył mu mugol, a jednak to miejsce do Grega w końcu należało. Dziwne uczucie. - Siemasz.
Odezwał się i kiedy było to możliwe, wszedł do mieszkania, trochę się przy tym rozglądając.
- Margoux powiedziała, że cię tu znajdę. - wyjaśnił zaraz, rozkładając lekko ręce. - Pomyślałem, że sprawdzę, czy wszystko w porządku. - mugolska strona w tej chwili wydawała mu się zdecydowanie mniej spokojna i bezpieczna od magicznej. A tym bardziej mieszkanie w pojedynkę wydawało mu się słabą opcją, kiedy strzela się anomaliami na lewo i prawo. - Tym razem nie bawisz się z dywanami, więc widzę pewne progresy.
Dodał jeszcze zaczepnie, przypominając sobie naleśnik z nadzieniem z mugola jaki powstał im na strychu ze starego latającego dywanu wuja, który z resztą pewnie wcisnął mu dziadek Bob. Ten to ma pomysły.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Salon [odnośnik]26.02.19 20:23
- ...czyli jeśli Bellatrix posiada paralaksę 12,92 mas... to to jest 0,01292 sekundy... - mruczałem skrobiąc pospiesznie w notesie. Musiałem to zaraz skończyć, bo po astronomii teoretycznej, miałem jeszcze do napisania esej o Proximie Centauri, a o niej to można pisać i pisać. Wolałbym odpowiadać ustnie, ale profesor dobitnie oświadczył mi, że nie ma na to czasu. Trochę mu się nie dziwiłem: to całe zamieszanie na uczelni, kiedy sprzęt w laboratorium zaczął wariować, wybiło wszystkich z równowagi. Wraz z profesorami próbowaliśmy ujarzmić rozwścieczone soczewki i teleskopy... Nawet ja pomagałem, choć wcześniej dostałem jakiegoś ataku paniki i kumpel musiał mi się pomóc ogarnąć, bo nie byłem w stanie ruszyć się z miejsca.
- ...to się równa 77,40 paraseków. I teraz tylko przełożyć to na lata świetlne, więc odległość od Bellatrix to...
Już od kilku bitych godzin siedziałem nad zadaniami i choć czułem, że mózg mi już paruje, to nie dawałem za wygraną. Rozwalony na łóżku w sypialni, którą kiedyś zajmował jeden z moich starszych kuzynów i którą stryjek pozwolił mi zająć jakiś rok temu, zabarykadowałem się książkami, notatkami i zeszytami, by dzielnie nadrobić kilkumiesięczne zaległości (miałem wrażenie, że kilkuletnie, jeśli mam być szczery).
Coś zaskrobało w uchylone drzwi do mojego pokoju, ale nawet nie spojrzałem w tamtą stronę pochłonięty obliczeniami. Byłoby mi zdecydowanie łatwiej, gdybym chodził na wykłady i ćwiczenia, ale... no. Z oczywistych powodów zwyczajnie nie mogłem. Byłem za bardzo zajęty dwutygodniowym zwiedzaniem lasu, a potem dochodzeniem do siebie u Margaux i Just.
Skrobnięcie do drzwi się powtórzyło, po czym do sypialni wpadł puszysty, podłużny pocisk w postaci fretki. No, stryj inaczej na nią mówił, bo nie była taką zwyczajną...
- Psidwacze truchło! Niech cię ponurak...! Niewart złamanego knuta...! - warczało zwierzę pędząc przez całą długość pokoju.
...fretką. Wozak, o! Tak się nazywał ten gatunek.
- Geniusz, spadówa! Próbuję się tu uczyć, słyszysz? - fuknąłem na Eugeniusza, który dalej z siebie wyrzucał nie do końca mi zrozumiane obelgi i przekleństwa.
- Szlama, szlama, szlama... - rzucił mi w odpowiedzi z rozpędu wskakując na blat biurka, by z hałasem odbić się od szyby okna i zwinnym susem wylądować naprzeciwko mnie na łóżku. Zatrzymał się, by wbić we mnie te swoje czarne jak dwa paciorki oczy.
- Fajnie wiedzieć, że przynajmniej ty się dobrze bawisz - mruknąłem. - Idź się rozbijać po kuchni, co? Łóżko jest zajęte.
Eugeniusz poruszył czujnie lśniącym nosem wciąż mi się przyglądając. Czasami naprawdę wyglądał, jakby rozumiał co się do niego mówi, drań jeden.
- Niech cię trzaśnie crucia... - zaczął, więc energicznie się przechyliłem w przód wyciągając po gadzinę rękę, żeby go złapać. Moja dłoń oczywiście trafiła w próżnię, bo Eugeniusz już chichocząc warkliwie zeskakiwał z mojego łóżka, by popędzić na korytarz i zapewne w dół po schodach.
- Ciebie też niech trzaśnie! - odkrzyknąłem za nim, ponownie wracając do obliczeń. -...więc odległość od Bellatrix to 252,4478 lat świetlnych - zapisałem. I już miałem zabrać się za obliczanie temperatury powierzchniowej gwiazdy na podstawie jej jasności... ale wtedy usłyszałem pukanie i zamarłem. W pierwszej chwili pomyślałem, że to znów Eugeniusz coś majstruje, ale... to naprawdę brzmiało jak pukanie do drzwi. A było to o tyle dziwne i nietypowe, że odkąd wróciłem do mieszkania stryjka, czyli od ponad miesiąca, nie miałem żadnych gości.
A jeśli to właśnie on...? - przemknęło mi przez myśl, ale zaraz odrzuciłem ten pomysł. Stryjek nie pukałby do własnego domu, nie?
Dziwne, nie dziwne, ale porzuciłem notatki w cholerę i zeskoczywszy z łóżka sam zbiegłem po schodach na dół, dopiero w ich połowie uświadamiając sobie, że może nie należało robić przy tym takiego hałasu, więc ostatnie kilka stopni pokonałem na palcach. Pewnie i tak było już za późno i niezapowiedziany gość i tak mnie już usłyszał, ale... od jakiegoś czasu miałem jakąś taką manię prześladowczą, czy coś. Odnosiłem wrażenie, że ktoś za mną łazi albo przygląda mi się z ukrycia... Takie nieprzyjemne wrażenie, dreszcz niepokoju. Sam nie wiem skąd mi się to wzięło, ale może to po prostu ta plątająca się po ulicach Londynu ma... no, nieprawdopodobne zdarzenia, o, może to ich wina. Teraz też przez ułamek sekundy poczułem właśnie taki niepokój, który zaraz zniknął, kiedy usłyszałem głos zza drzwi. Całkiem mi zresztą znajomy, więc już bez wahania podszedłem i nacisnąłem na klamkę, by ukazać się kuzynowi w całej swej wysokiej, chudej i niepierwszej-świeżości postaci (taka jest cena nauki, nie?). Zresztą nie przeglądałem się dziś w lustrze, więc skąd mogłem wiedzieć, że moje przetłuszczone włosy wołały od jakiegoś czasu o pomstę do nieba, że sweter miałem poplamiony kawą i chyba sosem pomidorowym, że wciąż mam na sobie flanelowe spodnie od piżamy, a skarpety w kolorowe paski miały co najmniej dwie dziury - na dużym palcu i na pięcie - cena nauki, dokładnie tak.
- Bertie, dobrze cię widzieć - powiedziałem szczerze i z ulgą, że to właśnie on stoi na progu. No i że stoi na tym progu i że jest cały i... że zobaczyłem w końcu jakąś znajomą twarz z tamtego świata, bo czasami zdarzało mi się już zastanawiać czy to wszystko mi się przypadkiem nie przyśniło. Ech, oby to nie był jakiś objaw paranoi.
Uśmiechnąłem się też wesoło, choć jak nic przebijało mi się przez twarz zmęczenie. Przerwa w nauce przyda mi się jak nic, skwitowałem bez wyrzutów sumienia, już robiąc miejsce Bertiemu, żeby mógł spokojnie wejść i przejść przez ciasny korytarz do salonu.
- W porządku... no, o tyle o ile - odparłem. - Najważniejsze, że mieszkanie wciąż stoi, a jeśli coś się podpala, to szybko gaszę pożar - dodałem uśmiechając się, choć nie tak bardzo rozbawiony ze swego żartu jak powinienem być: wczoraj kula ognia, która wystrzeliła mi z ręki, mogła być serio niebezpieczna... i to był jeden z powodów, dla których cieszyłem się, że mieszkam sam. Chociaż nie byłem do końca pewien, czy jakby tak zebrać wszystkie za i przeciw do kupy, to... to czy to "przeciw" by jednak nie wygrało.
Odkąd wróciłem to mieszkanie wydawało się bardziej opuszczone i osamotnione, niż kiedy mieszkałem w nim poprzednio, a przecież wtedy też byłem w nim sam z Eugeniuszem. Dziwna sprawa.
- Napijesz się czegoś? W sumie niewiele mam, ale znajdzie się herbata i... kawa. Czarna - zaproponowałem. - W sumie to dobrze, że jesteś, bo nazbierało mi się trochę pytań, tylko... sam nie wiem - zacząłem, ale zaraz poplątałem się w zeznaniach. Może lepiej byłoby poczekać chwilę z tymi pytaniami czy coś? - dopadły mnie wątpliwości.
- Wiesz co ze stryjkiem? - wypaliłem jednak zanim ugryzłem się w język. Stałem za fotelem wbijając palce w oparcie, a wzrok w Bertiego. Tylko tyle chciałem usłyszeć: że jest wszystko w porządku i że przestał pisać co tydzień, bo... bo... bo mu sowę wcięło! A w mieszkaniu nie było go w lecie, bo pojechał na dalekie podróże, czy coś.


Make love music
Not war.
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Re: Salon [odnośnik]26.02.19 20:23
The member 'Louis Bott' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - DN' :
Salon N2btFvL
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]27.02.19 1:03
Uniósł lekko brwi, spojrzeniem taskując to jak prezentował się kuzyn i przez chwilę zastanawiał się czy w wyniku anomalii spłonęła mu szafa, a jednocześnie wysiadł prysznic, ale po chwili przypomniał sobie, że ostatnim razem gdy Bertie go odwiedził, w sumie to prezentował się podobnie. Mówił wtedy coś o egzaminach i takich tam. Młody Bott zapewne nigdy tego poświęcenia dla nauki nie zrozumie, sam uczył się tylko tego co najzwyczajniej w świecie sprawiało mu frajdę i cieszył się, że ma taką możliwość.
Z drugiej strony można odnieść wrażenie, że i Lou swoją dziedzinę lubi.
- Fajne skarpetki. - stwierdził jedynie, bo gdyby nie dziury to na prawdę byłyby fajne. A jednak niech pierwszy rzuci poplamionym podkoszulkiem ten, kto nigdy dziurawej skarpety nie nosił. Każdy takie ma, tylko zakłada na specjalne okazje kiedy ma pewność, że nie będzie musiał ściągać butów. Albo ich zakładać.
W drodze do salonu zauważył wozaka. Uśmiechnął się w jego kierunku, kiedy ten obrzucił go kilkoma obelgami.
- Ciebie też miło poznać. - stwierdził, patrząc jak stworzenie opuszcza pomieszczenie. Szkoda nawet. Bertie lubił te dziwne zwierzęta. - Ciekawe co by było gdyby trzymać takiego razem z ghulem. Czy by się dogadali. - zastanowił się jeszcze na głos, ale na pewno nie planował sprawiać sobie wozaka. Ostatecznie zamierzał mieszkać w Ruderze, może kiedyś zakładać rodzinę i w ogóle, a podrywanie przy wiecznie przeklinającym zwierzaku zapewne byłoby znacznie trudniejsze.
- Mhm. - uśmiechnął się na żart, choć w sumie to nie było mu od niego wesoło. - Wiesz, że możesz na nas liczyć, nie? W sensie wszystko pozostaje w rodzinie, mugole też. - uśmiechnął się już trochę weselej, parafrazując lekko to powiedzonko i zaraz wzruszył ramionami, chcąc bardziej wyjaśnić co ma na myśli. - W Ruderze jest ciasnawo ale miejsce ZAWSZE się znajdzie. To samo w moim domu rodzinnym, rodzice na pewno daliby ci mój stary pokój czy coś. Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebował, czy będziesz czuć się zagrożony, po prostu wbijaj.
Wyjaśnił ostatecznie. Świat Louisa wybucha i to wcale nie jest zabawne. Kaczy dziób może go bawić przez chwilę, ale kiedy zmienia się w kulę ognia, czy dziwną falę energii wywołującą kolejne katastrofy, żart robi się kompletnie nieśmieszny. Szczególnie kiedy nie masz magii i nie jesteś w stanie nic zaradzić poza uciekaniem, czekaniem czy bieganiem po kubeł wody żeby zgasić ogień zanim ten zajmie całe mieszkanie.
- W magicznej części też są anomalie, ale wiesz, nam łatwiej sobie z nimi radzić. No i jest ich mniej, bo to przy was ich najwięcej jednak. - mugole nie muszą nic robić, żeby strzelać anomaliami, czarodzieje jeśli odkładają różdżki, są w miarę bezpieczni. To był dobry bonus. Zaraz Bertie siadł w jednym z foteli, zerkając na dziwne notatki kuzyna i nawet nie próbował ich zrozumieć, z góry już wiedząc, że to za wiele mądrości na jego głowę.
- Czarna kawa brzmi idealnie. - stwierdził. - Mam do niej nawet coś słodkiego. Ostatnio non stop noszę ze sobą jakieś słodycze. - przyznał, stawiając obok swoją torbę i zerkając do środka. Kolejne próby dopracowywania smakołyków, wszystko wychodziło coraz lepiej. Bertie na prawdę wierzył, że niebawem będzie w stanie otworzyć lokal.
Na pytanie o Grega jednak przestał szukać czegokolwiek w torbie. Spojrzał na Lou, a jego twarz spoważniała. W sumie to nawet trochę skrępowany był, bo jak powiedzieć coś takiego? Nawet nie wpadł na to, że Louis nie wie. To wszystko działo się strasznie szybko i chaotycznie.
Cholera jasna.
- Lou... - podniósł się, cholera wie po co, chyba jakoś tak odruchowo. Podrzucał przy tym między rękami jakieś małe pudełeczko. - Dużo się ostatnio działo. Dużo złych rzeczy...
Zaczął zaraz, patrząc na kuzyna uważnie. Jak ująć coś takiego w słowa?



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.


Ostatnio zmieniony przez Bertie Bott dnia 06.03.19 10:19, w całości zmieniany 1 raz
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Salon [odnośnik]27.02.19 10:30
Dopiero kiedy Bertie zwrócił uwagę na moje skarpetki i ja spojrzałem w ich kierunku. Nawet nie pamiętałem, że to te miałem na stopach i że zrobiła mi się w nich dziura na dużym palcu. W sumie to szkoda, bo te akurat naprawdę lubiłem. Kiwnąłem z lekkim uśmiechem głową wprowadzając kuzyna do mieszkania naszego stryja. Eugeniusz nie mógł zatrzymać dla siebie kilku bluzgów, którymi rzucił w naszym kierunku z trzeciego stopnia schodów.
- Strasznie się rozbestwił - zauważyłem. - Jak tu zamieszkałem, to prawie go nie widywałem i nie słyszałem, bo stryjek go uciszył... ale odkąd wróciłem, to wszędzie go pełno i gada jak najęty - dodałem zerkając na Eugeniusza. Z jednej strony fajnie, że miałem jakieś towarzystwo, ale z drugiej...
- Dupa buchorożca! - fuknął i zeskoczywszy ze schodów pognał do kuchni.
Nie wiedziałem jednak co by było, gdyby trzymać wozaka z... gulem, więc tylko wzruszyłem ramionami.
- Gule też przeklinają? - zapytałem za to, bo skoro chodziło o dogadanie się tych stworzeń między sobą... Swoją drogą nie bardzo rozumiałem po co trzymać zwierzęta, które obrzucają cię bluzgami. Naprawdę można to lubić? Fakt, ja się już przyzwyczaiłem do Geniusza, ale i tak.
Uśmiechnąłem się na wyznanie Bertiego. To w sumie miło z jego strony - prawie się nie znaliśmy, wychowaliśmy się w dwóch różnych światach... tylko w sumie czemu mówi o Ruderze i o swoim domu rodzinnym? Przecież tu mi było dobrze - blisko na uniwersytet, stryj pozwolił mi tu mieszkać ile tylko chcę... Poczułem zimny dreszcz niepokoju i choć starałem się tego po sobie nie pokazywać, to chyba odrobinę zbladłem.
- Dzięki... wiesz, to naprawdę dużo dla mnie znaczy: wasza pomoc i tak dalej... Margaux, Ben, ty... cała masa ludzi, których przecież tak dobrze nie znam, nie wychowaliśmy się razem ani nic, a wszyscy tak chętnie przyjmujecie mnie pod swoje dachy... Tylko, że no wiesz... macie swoje życie i swoje problemy, a ja w końcu powinienem się zabrać za swoje. Za uczelnię i jakąś pracę - zacząłem się tłumaczyć. Liczyłem na to, że mnie zrozumie. Bo to nie tak, że nie chciałem od nich pomocy, że nią gardziłem... po prostu czułem się jak dziecko - sierota, którą trzeba się zajmować, karmić i ścielić łóżko. Jasne, czasy były niespokojne, a anomalie czyhały na mnie na każdym kroku... ale to nie było usprawiedliwienie. Musiałem sobie zacząć radzić w życiu jak każdy inny, dorosły człowiek, nie? Tym bardziej, że choćbym bardzo chciał, to jedzenia sobie nie wyczaruję.
Czarnej kawy też nie, ale na nią na szczęście jeszcze było mnie stać. Skinąłem głową na zamówienie, ale zanim ruszyłem w stronę kuchni, zatrzymałem się za tym nieszczęsnym fotelem, zacisnąłem palce na jego oparciu i wypaliłem z tym pytaniem, które ciążyło mi już od tak dawna. Przeczuwałem odpowiedź. Widziałem w jakim stanie było mieszkanie, kiedy wróciłem, zmieniony Eugeniusz szukający towarzystwa, widziałem co działo się w moim świecie i w świecie Bertiego, a jego słowa dotyczące przygarnięcia mnie tylko sklejało wszystkie informacje w jedną, wyjątkowo nieprzyjemną i niepokojącą całość, ale... ale wciąż karmiłem się nadzieją, że jednak nie może być AŻ TAK źle.
Bertie wstał, a miny nie miał wesołej. Mocniej zacisnąłem palce na oparciu, kiedy zaczął mówić. Dużo się działo. Dużo złych rzeczy. Chyba robiło mi się słabo.
- ...a żebyś testrala zobaczył! Testrala! Testrala...! - wywarczał radośnie Eugeniusz wybiegający z kuchni i pędzący korytarzem. Coś chyba zrzucił z szafki w kuchni, bo huknęło, ale zignorowałem i jedno i drugie.
- Stryjkowi coś się stało - chciałem zapytać, ale bardziej stwierdziłem niż zapytałem. Serce waliło mi jak młotem w piersi.


Make love music
Not war.


Ostatnio zmieniony przez Louis Bott dnia 06.03.19 10:22, w całości zmieniany 1 raz
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Re: Salon [odnośnik]27.02.19 10:30
The member 'Louis Bott' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - DN' :
Salon QpizO5w
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]02.03.19 11:47
- Towarzyski stworek. - stwierdził zerkając na wozaka z lekkim uśmiechem. W sumie to nic do nich nie miał, w sumie to nawet uważał że mają swój urok. No, są wulgarne, jednak Bertie wierzył, że mają jakieś swoje wewnętrzne, emocjonalne życie i, że tak na prawdę to mogą być bardzo w porządku stworzenia z nich, tylko ludziom trudno się do nich przekonać przez ten ich wulgarny język. Eh, ciężkie życie wozaka! - Typowy Bott.
Dodał tylko, bo jakoś tak już było, że te Botty to często gaduły i do tego towarzyskie więc w sumie się wozak w rodzinkę nawet dał radę wpasować. Zaraz jednak spojrzenie Bertiego wróciło na Louisa, kiedy razem wchodzili do salonu.
- Nie. W sumie to nie bardzo mówią, bardziej bełkoczą. Ale Ernie jest w sumie taki... no, taka maruda, przyjemniaczek co to rzuci ci ogryzkiem w łeb na odchodne. Dlatego uznałem, że w sumie to by do siebie pasowali. - stwierdził w objaśnieniu. Może i ruderowy ghul nie mówił, ale miał wredną naturę jak większość tych stworzeń. Choć jednocześnie całkiem spoko z niego towarzysz był, w każdym razie Bertie lubił do niego gadać, jak siedział w piwnicy w jakimś celu czy po coś wchodził.
- Może się nie znamy za dobrze, ale jesteś Bottem, co? - wzruszył ramionami, nie chcąc się póki co powoływać na to, że wuj nie chciałby żeby Lou porzucać. Trochę badał grunt. - A poza tym nudno nam w życiu, w tym tygodniu żadna szyba mi w domu nie poszła, wyobrażasz to sobie? - spytał, rozkładając ręce na koniec żywej gestykulacji. Zaraz jednak przestał śmieszkować i trochę spoważniał, patrząc na kuzyna. - Po prostu mam wrażenie jakbyś był wewnątrz bomby i jednocześnie był jednym z zapłonów podczas gdy ludzie mogą ten zapłon przygaszać są daleko.
Zobrazował to trochę inaczej. Mugole strzelają anomaliami w siebie nawzajem, to się dzieje non stop i jest tego mnóstwo, a czarodzieje? Cóż, żyją swoim życiem jak gdyby nigdy nic. Nie dziwił się, że Lou pewnie czuje się z tym wszystkim głupio, ale co mogli innego poradzić?
- Wiesz, czarodzieje są totalnie nieporadni kiedy zabiera się im różdżki i pokazuje mugolskie rzeczy. Zrobiłem nawet raz taki wypad, mugolski obóz, bawiłbyś się wspaniale patrząc jak dostają niemagiczne namioty. - uśmiechnął się lekko nie zamierzając z nikogo kpić, a jedynie dać Lou do zrozumienia, że to totalnie inne światy i nie dziwne, że ludzie gubią się w tym który nie jest ich. A tym bardziej kiedy spora część jednego nagle wchodzi w drugi. Tak agresywnie.
Widział, że Lou rozumie więcej niż chciałby rozumieć. Odetchnął ciężko, patrząc jak w tej samej chwili jego twarz zaczyna wyglądać dość groteskowo, tylko że nawet go to nie bawiło, może w innej chwili, w innej sytuacji. Teraz odetchnął ciężko wiedząc, że nie obejdzie się bez wypowiedzenia tych słów.
- Nie żyje.
Te słowa były przerażające. Takie ostateczne. Ktoś umarł. Zniknął. Nie ma go, nie istnieje. Bertiego to przerastało, myśl o tym że ktoś może istnieć i, że to istnienie może się tak po prostu urwać, to było jakieś takie nierealne. A teraz patrzył na Lou, który w końcu z wujem mieszkał, któremu Greg pokazał cały ten ich pokopany świat, z którym pewnie był związany.
- Jeśli chcesz, możemy odwiedzić grób. - zaproponował jeszcze.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Salon [odnośnik]04.03.19 12:41
Proszę bardzo, a więc dowiedziałem się nowej rzeczy: istnieją bełkoczące stwory - Gule - a jednego z nich ma mój kuzyn. I nazwał go Erniem. I Bertiemu nie przeszkadza, kiedy ten rzuca w niego ogryzkami. Skoro tak... to bycie obrzucanym bluzgami zapewne też by mu nie przeszkadzało. I oto zagadka rozwiązała się sama - czarodzieje się takimi rzeczami nie przejmują, więc trzymają w domach takie właśnie wulgarne i niemiłe stworzenia.
Uśmiechnąłem się lekko na słowa kuzyna, bo najwyraźniej odpowiedzią na wszystkie pytania było to, czy jestem Bottem. Jestem, więc byłem częścią rodziny - to w sumie strasznie miłe. Tym bardziej, że jak się okazuje, moja rodzina jest bardzo, bardzo liczna, o czym przez tyle lat nie miałem nawet pojęcia.
Spoważniałem jednak, kiedy zaczął mówić o bombach. Uciekłem na moment wzrokiem od jego osoby i potarłem nagle swędzący mnie nos. Wiedziałem o czym mówił, wiedziałem doskonale.
- Wiem, że wam idzie lepiej powstrzymywanie i naprawianie... tych wszystkich rzeczy - zacząłem powoli z namysłem dobierając słowa. - I fajnie byłoby razem zamieszkać, serio - dodałem szczerze. Wprawdzie spędzanie razem czasu nigdy nie wyszło nam na dobre... ale zawsze coś się działo i często było całkiem zabawnie. I w Ruderze z pewnością miałbym od groma towarzystwa w przeciwieństwie do stanu obecnego... miałbym też jednak utrudniony transport na Uniwersytet i...
- ...ale w ten sposób nigdy się nie usamodzielnię, wiecznie będę żył u kogoś i kosztem kogoś... a ja tak nie mogę - nos swędział mnie coraz bardziej, więc odruchowo pocierałem go coraz mocniej i szybciej. - U Margaux czułem się bezpiecznie, ale wegetowałem, jakbym był zamknięty w klatce. Zresztą nie możesz mnie pilnować przez cały czas, w końcu coś się komuś może stać... i wolałbym, żeby nie padło na żadne z was, rozumiesz? - wbiłem w niego pytający wzrok na chwilę zostawiając nos w spokoju. Dopiero teraz w sumie poczułem, że coś z nim nie tak, ale wcale mnie to nie zdziwiło - świńskiego ryjka dostawałem już kilka razy i wiedziałem, że na szczęście nie był groźny i znikał po jakimś czasie sam.
Wzdrygnąłem się mimowolnie, kiedy wspomniał o różdżkach, ale wypad pod namioty brzmiał dobrze... dobrze, dopóki nie było z nimi kogoś takiego jak ja - wokół kogo działy się te wszystkie dziwne rzeczy. Bez tych swoich kawałków drewna byliby tak samo bezradni na anomalie jak wszyscy inni zwyczajni, nieobdarzeni mocą ludzie, prawda?
- Jestem pewny, że ktoś w końcu znajdzie na to lekarstwo, Bertie... i wtedy się wybierzemy na taki obóz, hm? - zaproponowałem najpogodniej jak umiałem, bo tak - wciąż wierzyłem, że ktoś w końcu znajdzie sposób, żeby wszystko wróciło do normy i nie chciałem nawet wyobrażać sobie, że tak już zostanie: z tymi świńskimi nosami, kulami ognia... śmiercią.
Poczułem jak robi mi się zimno, jak zaciśnięte na oparciu fotela palce mi drętwieją, a nogi się pode mną uginają. Obraz mi się trochę rozmył przed oczami, kiedy te tak żałośnie i bezradnie zaszkliły mi się jak dziecku.
Wciąż i wciąż karmiłem się nadzieją, wmawiałem sobie, że ta oczywista odpowiedź nie jest prawidłową, a teraz... teraz Bertie rozwiał wszystkie moje złudne nadzieje i teorie. Stryjek nie żył. Tak samo jak tata, jak mama... wprowadził mnie do swojego świata, przygarnął, kiedy nie miałem nikogo, a teraz...
Powoli pokręciłem głową, jakbym nie wierzył. Nie chciałem w to wierzyć. Tak bardzo nie chciałem...
Postąpiłem tych kilka kroków obchodząc fotel, by na koniec opaść w nim bezwładnie.
- Miałem nadzieję, że... spróbowałem powiedzieć, ale głos trochę odmówił mi posłuszeństwa, a kiedy pociągnąłem nieopatrznie nosem, wydałem z siebie ciche chrumknięcie. Było mi dziwnie. Smutno, to prawda, ale jednocześnie tak nierealnie. Stryjek pojechał do szkoły na cały niemal rok szkolny. Mieliśmy się zobaczyć jak zaczną się wakacje... ale zanim te nastały wszystko się pozmieniało. Gdybym wiedział, że podczas przerwy świątecznej widzę stryja po raz ostatni... gdybym to wiedział, to nie jechałbym na święta do Marston Green. Nie jechałbym na groby rodziców, tylko został z nim. A teraz... teraz było już za późno.
Podciągnąłem nogi by również znalazły się na fotelu. Pamiętam jakby to było dziś, kiedy pierwszy raz zapukałem do drzwi z kamienicy z numerem 69 przy Baker Street. Nawet oczami wyobraźni widziałem siebie z plecakiem, wchodzącego do salonu stryjka, który choć zaskoczony, przyjął mnie z otwartymi rękami.
- Zawsze myślałem, że mój tata go nienawidził - odezwałem się w końcu cicho. Nie patrzyłem na Bertiego, tylko w jakiś nieokreślony punkt na pstrokatym, grubym dywanie. - ...że to przez magię, przez to, że sam jej nie posiadał i uważał, że to strasznie niesprawiedliwe. Ja bym się cieszył z brata... nawet gdyby, no wiesz, gdyby był lepszy ode mnie... ale mój tata był inny. Na początku w ogóle nie wiedziałem, że mam jakąś rodzinę oprócz niego i mamy, ale czasami jak go wkurzyłem, to porównywał mnie do stryja Grega. Mówił, że jestem takim samym dziwakiem i że bardziej przypominam jego brata, że skończę w wariatkowie i takie tam... teraz jak o tym myślę, to wydaje mi się, że się po prostu bał. Wiesz, że będę taki jak wy i że go zostawię tak jak on zostawił was - znów pociągnąłem nosem i wydałem z siebie świńskie chrumknięcie. - Ale nie mógł go nienawidzić - powoli podniosłem szkliste spojrzenie na kuzyna - bo wtedy nie wysłałby mnie do stryjka - stwierdziłem z pewnością pobrzmiewającą w głosie. Na nowo spuściłem wzrok.
- Żałuję tylko, że nie poznałem go wcześniej... i że nie mieliśmy więcej czasu - szepnąłem, spuszczając głowę. - Przykro mi, Bertie - powiedziałem szczerze. To był też jego wujek.
I tylko kiedy powiedział o grobie, ponownie podniosłem głowę, spojrzałem na Bertiego smutno i kiwnąłem nią potakująco.


1/5 świński ryjek


Make love music
Not war.
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Re: Salon [odnośnik]04.03.19 12:41
The member 'Louis Bott' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - DN' :
Salon N2btFvL
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]04.03.19 20:36
- Jak tam chcesz. - stwierdził w końcu nie chcąc się narzucać. Sam nie lubił kiedy rodzice, czy wujostwo zachowywali się jakby miał piętnaście lat, potrzebował opieki i pomocy w każdym temacie, a w sumie to często tak było. Możliwe, że trochę podobnie zachowywał się względem Lou, bo ten wydawał mu się w jakiś sposób... słaby? Choć to złe słowo, bardziej myślał o tym, że ta sytuacja musi go przerastać. Szczególnie, że siedzi kompletnie sam w mieszkaniu po zmarłym wuju.
- Propozycja jest zawsze otwarta. - dodał, bo w sumie czy będzie miał pokój czy nie, miejsce znajdzie się zawsze. Jak dla Clary która koczuje mu właśnie na kanapie. Czy w jego rodzinnym domu. Był pewien, że rodzice zgodziliby się bez zawahania, jego dom był zawsze otwarty na rodzinę i przyjaciół.
Uśmiechnął się lekko, choć chyba troszkę smutno na widok ryjka.
- Zapiszę ci adresy. W oba da się dotrzeć mugolskimi sposobami. - dodał zaraz, bo może i Lou był u niego, ale za pierwszym razem jechali Błędnym, więc ciężko pewnie było się rozeznać w okolicy, za drugim chyba dotarł kominkiem. Tak czy inaczej Bertie zaczął się rozglądać za jakimś kawałkiem papieru i pisadłem, jak je znalazł, po prostu nakreślił na kartce literami dość dużymi i mocno zaokrąglonymi oba adresy, zaznaczając przy tym swój, bo coś nie spodziewał się żeby Lou był entuzjastyczny szukać pomocy u wujostwa którego nigdy nie widział. - I... - zaraz zaczął szukać w torbie przedmiotu. Udało się go naprawić i chciał dać go Anastasii, jednak z nią mógł się kontaktować przy pomocy patronusów czy sów. - Lusterko. Dwukierunkowe. - kiedy tylko znalazł przedmiot, położył go na biurku, otworzył i pokazał Lou. - Teraz jest zwykłe, ale moje lekko drży. Jak je otworzę, możemy się widzieć. Gdyby coś się działo, masz jak dać znać.
Wyjaśnił po prostu, bo nie było sensu narzucać się z pomocą, jednak jeśli mieszkanie Lou stanie w ogniach, lepiej żeby mógł wezwać czarodzieja który zaradzi na to szybko, niż żeby sam ganiał z wiaderkami wody albo wołał kolejnych emanujących anomaliami mugoli.
- Rozumiem. - eh, to był zły czas. Chwilę po Odsieczy, po uwięzieniu które zniszczyło go psychicznie i po którym musiał się pozbierać, zaraz po wybuchu anomalii, Lou jakby zmienił się w bombę. On bezmyślnie go do tego nastraszył, aż mu było cholernie głupio, choć ten raczej mu tego nie wypominał - cóż, byli dorośli i w tej chwili mieli wiele większych, aktualnych problemów. Ostatecznie jednak pewnie była to jedna z tych chwil które teraz siedziały Lou w głowie - ile osób wtedy położył anomaliami jedną po drugiej? Jeszcze dwie poza nim?
- Nie zarzucam ci, że nie dasz sobie rady, po prostu to musi być dziwne. - dodał w końcu, bo no właśnie, mugole byli tacy koszmarnie zagubieni. A Bertie miał poczucie, że to czarodzieje spieprzyli sprawę i są powodem tego wszystkieigo.
- Jasne. - uśmiechnął się zaraz na propozycję. W ogóle ognisko i więcej osób. Coś na pewno się zrobi. A te anomalie w końcu się skończą. Oni to jakoś zatrzymają. A dalej po prostu patrzył jak w Lou trafiają wszystkie przykre informacje. Jak siada w fotelu i wygląda jak kłębek nieszczęść.
Siadł w końcu gdzieś w fotelu. Zaczął bazgrać jakieś kółka na kartce, obok adresu. Musiał czymś zająć ręce. Nie gapił się na Lou, nie był dobrym pocieszycielem, nie wiedział co ma mówić, co robić. Po prostu siedział sobie niedaleko.
Słuchał dalej jego słów i co zdarza się rzadko - po prostu słuchał, a nie mówił. Zerknął przy tym na kuzyna, który może i miał wielką rodzinę ale znał jej niewielki ułamek i w sumie to w większości martwy ułamek.
- Pewnie masz rację. - Lou znał swojego ojca najlepiej. I to co mówił miało sens. - Pewnie się bał, pewnie go to wszystko przerastało. Ale to nadal brat, nie? Musiał mu ufać w jakimś stopniu.
Dziwne to wszystko. Rozmawianie o kimś, kogo nie ma.
- Dziwne to jest. Śmierć w sensie. To, że kogoś może nie być. - przyznał. Lou był ze śmiercią bardziej "oswojony", Bertie miał na tyle szczęścia że do tej pory jego bliscy w większości trzymali się dobrze, a jak już umierali to ze starości, po długim, szczęśliwym życiu.
Głupio mu też było, że Lou nie było na pogrzebie. Było jednak zamieszanie, nie miał pojęcia gdzie go szukać, nie było go wtedy tutaj. Dopiero list mu wszystko wyjaśnił.
- Nawet i dzisiaj jak chcesz. - dodał. Miał wolne i nigdzie nie gnał, a to akurat nowość. - A potem wypić za jego pamięć?



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Salon [odnośnik]19.08.19 10:54
2/5 świński ryjek

Byłem mu wdzięczny, że odpuścił. I tak było mi głupio odmawiać, kiedy Bertie tak drążył temat i... o, znowu zaczął. Ale tym razem faktycznie już nie naciskał, nie argumentował... poda mi adresy tak na wszelki wypadek.
To akurat spoko nawet, kiedy już na wstępie obiecałem sobie, że z nich nie skorzystam jako awaryjnej opcji mieszkaniowej - adresy to tak czy siak bardzo istotna rzecz jak się okazuje. Wcześniej, to znaczy kiedy stryjek Greg nie wtajemniczył mnie jeszcze w ten drugi świat, to nie miałem problemu z odwiedzeniem znajomych czy skontaktowaniem się z nimi, a teraz? Dopóki ktoś nie przysłał do mnie sowy z listem, to nie miałem wielkiego pola manewru. Chwała kosmosowi, że istniała taka osoba jak Margaux i mieszkała w zwykłej kamienicy, ze zwykłym adresem, pod który mogłem słać wiadomości normalnie jak człowiek - listonoszem - albo po prostu do niej podejść. To była chyba moja jedyna łączniczka ze...
Przyglądałem się z lekkim zaintrygowaniem Bertiemu, kiedy ten wyciągnął coś dziwnego ze swojej torby. Ponoć lusterko, ale znając swojego kuzyna... o właśnie. Wiedziałem, że to nie może być ZWYKŁE lusterko.
- Dwu...kierunkowe? - powtórzyłem za nim nie mając bladego pojęcia o czym właśnie mówił. Dreszcz niepokoju przebiegł mi po plecach. Z jednej strony chciałem się zbliżyć, dokładniej przyjrzeć przedmiotowi, ale z drugiej... a jeśli to coś rzuci się na mnie jak kiedyś dywan dziadka na strychu?
Zmarszczyłem brwi. Naprawdę uważnie słuchałem tego co mówił, ale...
- Nie rozumiem - przyznałem w końcu niechętnie. Nie chciałem wyjść na głupka, ale z drugiej strony to brzmiało jak jakaś ściema, albo... sam nie wiem.
- Spojrzę w lustro... i zamiast swojej twarzy zobaczę twoją? - znów przemknął mi dreszcz po plecach. To brzmiało strasznie dziwacznie. I tak, tak! Pamiętam, że świat Bertiego potrafił zaskakiwać, ale... aż tak?
- I to zadziała? Nawet na dużą odległość? Załóżmy, że będziesz u siebie, a ja tutaj... zobaczysz mnie w swoim lustrze? - dopytywałem. Dziwaczne. STRASZNIE DZIWACZNE... ale choć czułem niepokój (zupełnie zresztą uzasadniony), to jednak coraz bardziej mnie to fascynowało. Zbliżyłem się więc w końcu i spojrzałem w to dwubiegunowe lustro. Co ujrzałem? Ciemne, potargane i przetłuszczone kłaki, duże, brązowe oczy okolone cieniami z niewyspania i trochę zbyt bladą skórę upodobniającą mnie do wampira wyrwanego z kilkusetletniego snu w jakiejś krypcie. Skrzywiłem się na ten widok - na swój widok - a moje odbicie zrobiło to samo. To akurat było zupełnie normalne w przypadku lustra.
- Naprawdę cię tu zobaczę? - dodałem i choć nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało, to w moim głosie było słyszalne powątpiewanie. To naprawdę wyglądało jak zwykłe lusterko!
Z drugiej strony... kominek stryjka też wyglądał normalnie, a przecież się nim teleportowałem i to nie raz. I ten autobus, którym przyjechałem do Bertiego raz - też na pierwszy rzut oka wyglądał jak każdy inny, a osiągał nieziemskie prędkości, zmieniał kształty i w ogóle... Pewnie znów nie doceniałem ma... cza... tych rzeczy, a skoro Bertie mówił, że w ten sposób będę mógł się z nim kontaktować, to przecież ekstra, nie? Tego właśnie potrzebowałem.
Spojrzałem więc zaraz na kuzyna i uśmiechnąłem się lekko, ale szczerze.
- Dzięki - zreflektowałem się - przyda się. To znaczy... mam nadzieję, że NIE, ale jeśli już to faktycznie będzie chyba szybsze niż listonosz - dodałem uśmiechając się szerzej. W nagłych przypadkach faktycznie nawet najszybszy listonosz pewnie nie dotarłby do Bertiego na czas, a takie lusterko...
- To trochę jak nasz telefon, co? - zauważyłem. Fakt, że skojarzenie było wyjątkowo luźne, bo telefony działały na prawach fizyki i były na prąd i kable telefoniczne i nie dało się ich ze sobą nosić i dzwonić kiedy się chciało (szczególnie jeśli nie było się akurat w domu) i trzeba było znać numer i oczywiście nie widziało się rozmówcy... ALE OPRÓCZ TEGO WSZYSTKIEGO to te lusterka były PRAWIE jak telefony, no.
Anomalie wywróciły cały mój świat do góry nogami i wszystko komplikowały, często były też niebezpieczne dla mnie i dla mojego otoczenia... ale tak naprawdę to nie one sprawiały mi najwięcej problemów.
- To trwa już tyle czasu, że idzie do tego przywyknąć, powoli wszyscy zaczynamy wiedzieć czego się spodziewać i szybko usuwamy skutki tego wszystkiego - wyjaśniłem. - Najgorsze jest to, że... - zacząłem, ale urwałem w pół zdania zdając sobie sprawę z tego, że głupio brzmi nawet w mojej głowie, a co dopiero wypowiedziane na głos. Spuściłem wzrok i wbiłem go w dziwaczne wzory na dywanie.
- Najgorsze jest to, że tak na to reaguję. Że... Że tak panikuję i nie umiem nad sobą zapanować. Inni zwykli ludzie się boją, ale mnie to często przerasta. Widzę lewitującą książkę i choć jest nieszkodliwa i wiem o tym, to... normalnie mnie paraliżuje. To jest najgorsze - wyrzuciłem z siebie na jednym wydechu. Było mi głupio i wstyd, że najprawdopodobniej właśnie wychodziłem na największego tchórza świata, ale taka była prawda. I zupełnie tego nie rozumiałem i kompletnie nie potrafiłem nad tym panować.
- Zresztą... zapomnij - rzuciłem szybko, potrząsając głową. To był mój problem i musiałem sobie z nim jakoś poradzić. Tak jak ze wszystkimi innymi kwestiami, jak na przykład... śmierć kolejnego członka rodziny.
- Dziwne - przyznałem cicho, kiedy Bertie poruszył ten temat. Domyślałem się, o co mu chodziło - w jednej chwili ktoś jest, zdrowy, szczęśliwy i nic nie zapowiada tragedii, a potem ten ktoś znika. Tak było z moją mamą, która przecież pojechała do szpitala, żeby wydać na świat moją siostrzyczkę, tak było z tatą, który jak co dzień poszedł do pracy... i tak się stało ze stryjkiem. Nawet nie było jak się na to przygotować, świat cię stawiał w obliczu faktu dokonanego - śmierci.
Przytaknąłem powtórnie na słowa kuzyna. Pójście na grób i wypicie za stryjka - tak należało zrobić.
- Tylko się przebiorę - powiedziałem już podnosząc się z fotela i ruszając do drzwi do przedpokoju, ale zatrzymałem się gdzieś w połowie drogi i odwróciłem. Nagle tchnęła mnie myśl, przebiegła po ciele od czubka głowy po same pięty niczym lodowaty dreszcz.
- Bertie... - spojrzałem na niego uważnie. - To znaczy, że powinienem się wyprowadzić...? - zapytałem, choć domyślałem się odpowiedzi. To mieszkanie nie należało do mnie, wuj mi je użyczył, ale teraz...? Teraz na pewno należy do jego dzieci, czyli moich kuzynów, i to zupełnie zrozumiałe, że powinienem sobie znaleźć inne lokum.

(przepraszam, przepraszam, przepraszam!)


Make love music
Not war.
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach