Una Bulstrode
Nazwisko matki: Slughorn
Miejsce zamieszkania: Gerrards Cross (rezydencja Bulstrode'ów)
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: -
Wzrost: 158
Waga: 47
Kolor włosów: Kasztanowe
Kolor oczu: Niebieskozielone
Znaki szczególne: Przenikliwe oczy, blada cera, niski wzrost
17 cali Głóg Oko lunaballi
Slytherin, Hogwart
Łosoś
Mojego zmarłego brata bliźniaka
Pergaminu, świeżej trawy, drewna w kominku
Szczęśliwą rodzinę liczącą również zmarłe rodzeństwo
Jeździectwem, historią, zagadkami logicznymi, układaniem kostek domina w obrazy, wyszywaniem, tańczeniem.
-
Jeżdżę na koniu, tańczę
Muzyki klasycznej (z naciskiem na tę bardziej ponurą)
Zooey Deschanel
Podobno wszystko ma dwie strony: moneta, magia, każda sytuacja czy zasada. Światem również rządzą dwa różne pierwiastki. Są nimi dobro i zło. I choć ciężko w to uwierzyć, zło nie musi polegać na działaniu, okrutnej idei czy zaangażowaniu. Wystarczy nie robić nic, by wpadło z impetem do licznych serc i tam zakiełkowało, rodząc kolejne nieszczęście i kolejne. Tak właśnie zaczyna szerzyć się zło.
Dwudziestego czwartego kwietnia tysiąc dziewięćset trzydziestego siódmego roku na świat przyszły bliźnięta, kolejne dzieci lady Slughorn i lorda Bulstrode’a. Para ta, ilekroć w ich rodzinie pojawiał się ktoś nowy, doznawała cudownych chwil szczęścia, ale zwykle nie na długo. Dzięki przekornemu losowi ich dzieci miały tendencję do kończenia żywota w dość nieszczęśliwy sposób i na dodatek w młodym wieku. Nie trudno się więc dziwić, że rodzice bardzo o bliźnięta dbali, zwłaszcza matka - dołożyli wszelkich starań, by Una i Leonard odebrali gruntowne wychowanie, a ich edukacja nie kończyła się wyłącznie na podstawach zwyczajnych dziedzin jak u niżej postawionych familii. Inaczej byłby to dyshonor dla całej rodziny.
Od dziecka uczono ich, jak sprawnie posługiwać się mową i przekonywać subtelnie innych do swych racji (nawet jeżeli te racje były nie do końca słuszne i prawdziwe), nie wspominając o tak prozaicznych rzeczach jak taniec balowy czy historia, które obydwoje musieli bardzo szybko opanować. Mieli dość ambitnych rodziców, ale Unie nigdy to nie przeszkadzało - zawsze całkowicie przykładała się do nauki, choć to Leo był oczkiem w głowie ich ojca i matki. Nie potrzebowała szczególnie ich uwagi, bo rady od guwernantek zwykle jej wystarczały. Nie domagała się więcej, kiedy nie powinna. Była na to za skromna, cicha i delikatna.
Nie można jednak powiedzieć, że przez swoje posłuszeństwo świeciła przed kimkolwiek głupotą. Może stroniła od sarkazmu i często go nie wyłapywała, ale nie oznaczało to od razu, że była skrajnie naiwna. Gdyby tak było, najpewniej z łatwością dałaby się wpędzić nadopiekuńczej matce w lękanie się każdej rzeczy, która mogłaby niechybnie ją doprowadzić do śmierci. Oczywiście, Una podchodziła do wszystkiego z pewną ostrożnością, jednak zdecydowanie nie przesadnie. Zdawała sobie sprawę z tego, co robi. Była odpowiedzialna za swoje czyny i w razie błędu wiedziała, że powinna ponieść odpowiednie konsekwencje.
Utrzymywała zawsze raczej dobre relacje ze wszystkimi w rodzinie, nikomu się nie naprzykrzała ani nie wchodziła w drogę. Szczególną sympatią darzyła brata bliźniaka - jej jedyne żywe rodzeństwo, nie licząc ciotecznego. Do trzynastego roku życia byli wręcz nierozłączni. Odnosiła się również z wysokim szacunkiem do starszych zgodnie z wpajanym jej przez lata wychowaniem.
W wieku pięciu lat dosiadła swojego pierwszego kucyka. Zwierzątko było bardzo przyjaźnie do niej nastawione i niezwykle łagodne, więc nawet jej się to podobało. Nic dziwnego, że w ciągu kilku lat zaczęła być w jeździectwie znacznie lepsza. Pozorne zainteresowanie uległo fascynacji. W życiu nie widziała milszego stworzonka i to w dodatku takiego, co to się prawie ciągle słucha właściciela!
Potem przyszedł czas na szermierkę i naukę o poważniejszych dziełach literatury i muzyki. Szermierka szła jej dosyć słabo - w sytuacjach kryzysowych miała tendencję do tracenia czujności, zresztą wymyślanie czegokolwiek w biegu dodatkowo ją stresowało - ale nauczyła się chociaż jakichś podstaw. Literatura zarówno w kwestii pisania jak i zdobytej wiedzy bardzo łatwo się dla odmiany przyswajała, zresztą tak samo muzyka - jak widać młodziutka Bulstrode musiała mieć dryg do rzeczy angażujących jakąkolwiek formę sztuki.
Aż na koniec weszło wyszywanie, a następnie zagadki logiczne - to je spośród wszystkich wielbiła najbardziej, zwłaszcza anagramy. Za układaniem kostek domina co prawda niezbyt przepadała - było to doprawdy żmudne i nudne zajęcie, choć łatwe - ale któregoś dnia zaczęła układać je inaczej. Na swój własny sposób. I tak jej się jakoś zaczęło podobać. Dzięki temu odkryła u siebie talent do odzwierciedlania rzeczywistości w niesamowity sposób - co prawda za pomocą kostek, jednak wciąż obrazowo. Może nie malowała pięknie, ale co z tego - mogła przecież pokazać coś, używając kostek!
I tak w końcu Una Bulstrode wyrosła na jedenastoletnią uroczą niziutką dziewczynkę o przenikliwych, lecz mądrych zielononiebieskich oczach i puszystych kasztanowych długich do łopatek włosach, w których wręcz topiła się bladziutka twarz naznaczona delikatnymi młodzieńczymi rysami. Wyglądem była równie niewinna co duchem, tak jak to było przed laty. Jedyne co się zmieniło to to, że stała się bardziej zaradna - gdyby nie to, że matka uświadomiła jej, jak nierozsądne jest zupełne poleganie na innych, którzy mogą zrobić coś źle, dziewczyna do dziś nie umiałaby samodzielnie wiązać gorsetu.
Do Hogwartu ruszała z optymistycznym nastawieniem - nawet jeśli nie dostaliby się z bratem do tego samego domu to pewnie i tak widywaliby się na zajęciach. Nie warto było się martwić na zapas. Osobiście obstawiała, że dołączy Gryfonów słynących ze swojej wierności i odwagi - w końcu jej zdaniem niczego z tych jej nie brakowało - albo do Krukonów, o których zapale do nauki i tajemniczej aurze słyszała również w pociągu. Hufflepuff też byłby dobrym wyjściem - była dumna ze swojego pochodzenia i chciała, żeby inni również byli.
Nie przewidziała jednak tego, że Tiara Przydziału wyśle ją do Slytherinu. Ten moment zdawał jej się wręcz nierealny - nawet jej brat, o niebo od niej zdolniejszy i chwalony przez wszystkich, poszedł do Ravenclawu. Dlaczego więc Tiara Przydziału zdecydowała się wcielić Unę w szeregi Ślizgonów? Dziewczynie dalej wydawało się to absurdalne, ale posłusznie usiadła wokół innych uczniów.
Po jakimś czasie zaczęła się przyzwyczajać do nowych przyjaciół. Większość z nich była wyjątkowo sprytna, ale nie tak jak ona - jeśli kiedykolwiek grali w karty to ona wyciągała umiejętnie asa z rękawa, nie oni. Kiedy zachodziła krytyczna sytuacja, to ona reagowała, nie oni. Zmuszona przystosować się, łatwo zaciągnęła każdą cząstkę siebie do pracy i stała się taka jak reszta Ślizgonów: przebiegła z dużą ilością ambicji. I wtedy zadała sobie pierwszy raz pytanie, czy faktycznie Tiara Przydziału przypadkiem nie miała racji. Może nie tak od razu, ale w tym nowym otoczeniu czuła się… dobrze. Nie potrafiła tego wyjaśnić, może po prostu była przyzwyczajona do atmosfery panującej wśród arystokracji: intryg i maskarady pełnej zabawy. Nie powinna, bo to nieszczere zachowanie i odrobinę nie w porządku było takie zwodzenie. Tutaj było podobnie - czuła się jak ryba w wodzie, choć niby zwykłe oszustwa nic nikomu nie robiły. Dzieciaki były do tego przyzwyczajone. Tak to zapamiętała.
Odrobinę się miotała z powodu wątpliwości, ale ostatecznie darowała sobie wewnętrzne dylematy. Z bratem spotykała się tylko czasem, więc musiała przebywać z kimś innym. Znalazła nowych przyjaciół i według siebie powinna z tego korzystać, póki dobra passa jeszcze trwała. Kto wiedział, co przyniesie przyszłość.
Od tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego drugiego nic już nie było takie samo, władzę nad szkołą przejął Grindenwald. Stare więzi w społeczeństwie uczniowskim uległy rozpadowi, utworzyły się za to nowe i nietrwałe. Zaczęła się walka o przetrwanie, bo dyscypliny i wygórowanych oczekiwań wówczas nie brakowało. Odpadali ci gorsi, nie tylko ze względu na status krwi - wystarczyło bycie kiepskim z danego przedmiotu i już szansa na zostanie w tyle diametralnie wzrastała. Szczęśliwie Una nie miała takiego problemu, bo zawsze była pilna i nie robiła żadnych zaległości, nieraz zarywając noce, by przeczytać niektóre książki. Nie oznaczało to jednak, że nie widziała, co się działo. Każdy walczył o miejsce Hogwarcie i o ile sama była za motywowaniem innych, by stawiali sobie coraz to nowsze i wyższe cele, o tyle ten nieustanny wyścig szczurów nie mógł skończyć się dobrze. Zwłaszcza w Slytherinie dochodziło wówczas do szczególnie nieprzyjemnych niesnasek pomimo tego, że wielu Ślizgonów znało się tam od paru ładnych lat. Dotąd pamiętała ich jako tych przebiegłych, ale lojalnych, jednak od czasu gdy progi Hogwartu przekroczył nowy dyrektor dążyli do wszystkiego po trupach: sprzedawali innych dla bycia lepszymi, mieli gdzieś jakiekolwiek zasady, jej upomnienia jako szanowanego prefekta skutkowały często ignorowaniem ich… Wielu jej przyjaciół - pomimo że czasami odnosiła wrażenie, że przyjaźnią się z nią tylko przez wzgląd na jej arystokratyczną rodzinę - straciło wówczas prawo do nazywania się jej przyjaciółmi. Patrzenie, jak się staczają równocześnie bez szansy na powstrzymanie tego, było okropne.
Poza tym w szkole utworzyły się dwa naczelne stronnictwa: jedno skupiające tych niższej krwi, a drugie skupiające tych o wyższej pozycji. Oczywiście, istniały one tylko nieoficjalnie. Z pozoru szkoła zdawała się nadzwyczaj spokojna i zorganizowana, wewnętrznie jednak… panował tam kompletny harmider. Nie trzeba chyba dodawać, że Una nigdy nie była tak naprawdę za żadną ze stron, bo obie miały potężne momenty hipokryzji i walczyły o głupoty. Została jednak zmuszona do dokonania wyboru, więc opowiedziała się za grupą z wyższą pozycją jak to na szlachciankę przystało. Z dwojga złego wolała wygrać niż przegrać. Nie reagowała na prześladowania mocniej niż to było konieczne, choć w duszy się za to obwiniała. Jednak życie w dostatku było na tyle przyjemne, że na dłuższą chwilę gasiło bolesne wyrzuty sumienia. Tak po prostu było bardziej komfortowo, bo nie narażała rodziny na pośmiewisko ani na niebezpieczeństwo. Nie pokazywała więc po sobie żadnej słabości, chowając złość na niemoc do kieszeni.
Lata w skażonym nienawiścią i chorą rywalizacją Hogwarcie zdawały się dłużyć w nieskończoność. Przez ten czas Unie udało się wywalczyć trudną drogę do Klubu Ślimaka, będąc jedną z najlepszych osób w wielu rzeczach. Spędzała bezsenne noce na dodatkowych zadaniach i długoterminowych projektach, dopieszczając wszystko do perfekcji. Musiała przypłacić to czasem kłopotami ze zdrowiem, bo rzadko jadła, ale jakoś dała radę utrzymać się na nogach. Najważniejsza wiadomość była taka, że przetrwała. Mniej ważna taka, że z powodzeniem wspięła się na sam szczyt własnej wytrzymałości zarówno dla siebie jak i rodziny. Z księżniczki stała się królową.
W szkole pomimo wewnętrznego konfliktu odnajdywała spore odprężenie w pisaniu opowiadań, które z reguły lądowały w szufladzie, rzadziej w rękach jednego z profesorów, który lubił czytać jej zapisane na pergaminie drobne pismo. Używała metafor, porównań, epitetów i innych środków poetyckich - tak właśnie pozbywała się natrętnych myśli, oczyszczała umysł, by był gotowy do działania. Wszak w Hogwarcie toczyła się nie tylko gra o bycie najlepszym, ale i gra o życie, choć ta druga nigdy nie dotyczyła jej bezpośrednio, aczkolwiek niewątpliwie na Unę oddziaływała.
Uroki i obrona przed czarną magią były jej ulubionymi lekcjami, również dawały jej wytchnienie. Sprawiały, że przez moment wierzyła, że może w dalekiej przyszłości zostanie bohaterką jak jej nestor, którego niebywale podziwiała. Ale wizja szybko się rozpływała. Za to zabawa przy obu przedmiotach nie - pewnie to kwestia częściowo talentu, częściowo odpowiedniej postawy wymaganej przy rzucaniu zaklęć, którą niejako już w pewnym sensie ćwiczyła przy szermierce i jeździe konnej, bo garbienie się było ani trochę niewskazane. Jednak przede wszystkim była to zasługa jej pracy. Poświęcała obydwu dziedzinom znacznie więcej czasu niż pozostałym. Przynajmniej tyle mogła zrobić dla swojej naiwnej fantazji o byciu kimś wielkim.
Opuszczając szkołę, miała wrażenie, że od pierwszego roku ogromnie się zmieniła. Nie umiała jednak dostrzec, jakie konkretne zmiany w niej zaszły. Może nauczyła się bardziej manipulować poszczególnymi jednostkami, ukrywać uczucia, dzięki wsparciu swojego nauczyciela nawet lepiej pisać i otrzymała duży zastrzyk wiedzy z kategorii Historii Magii z racji edukacji... No i nauczyła się trochę czarnej magii, bo musiała, takie były kiedyś wymogi. Poza wymienionymi nic nie zauważyła. A jednak czuła, że o czymś zapomniała.
Powróciwszy do domu spostrzegła finalnie, o czym zapomniała. A raczej o kim. Jej bliźniak nie był już taki jak przedtem. Nie chciał z nią rozmawiać, odpowiadał jedynie zdawkowo. Przez lata walki o pozycję w szkole zapomniała o nim. O własnym bracie. Innym jawiła się jako ta szczodra, sympatyczna i grzeczna, ale jaką miała wartość, skoro potrafiła porzucić brata na rzecz zaszczytów? Na zajęciach prawie nie zamieniali ze sobą słowa, bo trzeba było być cicho. Potem byli skazani na przebywanie wśród swoich nowych znajomych. Gdyby zauważyła to wcześniej, może wycofałaby się z wyścigu szczurów i po prostu utrzymała się na fali jak za starych dobrych czasów, gdy z bratem raz jeden potajemnie wymknęli się nad jezioro, by popływać. Ale poświęciła wszystko dla chwały rodu, dla ambicji, dla...
I już wiedziała, co się w niej zmieniło. Stała się prawie taka sama jak jej byli przyjaciele. Nie miała honoru ani nieudawanej empatii. Była pracowita, cierpliwa, ale i podstępna, martwa w środku. Jej brat nie chciał słuchać wyjaśnień ani dać jej drugiej szansy. Początkowo żałowała, ale w końcu sobie darowała. Bo według niej czasami warto było być tym złym. Nawet jeżeli płaciło się za to mocnymi wyrzutami sumienia.
Po skończeniu dziewiętnastu lat nie była tylko Uną Bulstrode. Była aż Uną Bulstrode. Dalej z pozoru kulturalną, pałającą chęcią do uczenia się czegoś nowego, cichą i życzliwą, a jednak miała wrażenie, że gdyby przyszło stanąć jej tu i teraz w obronie jej rodziny, własnego imienia, wszystkiego, co było jej drogie, stanęłaby bez wahania... przypieczętowując to prawdopodobnie późniejszym żalem. Nie była do szpiku kości przesiąknięta złem, chciała wierzyć w dobroć i równość, ale fakty czasami mijały się z ideami i trzeba było to zaakceptować. Dostosować się. Ona robiła to ciągle. Oczywiście rodzina zawsze przodowała w wartościach - dalej kochała swojego bliźniaka, choć ten nieczęsto się do niej odzywał. Nie sprzedałaby krewniaka dla jakiejś błahostki, choćby ją kusiło.
I osobiście nie miała nie-wiadomo-jak-złego zdania o mugolakach. Traktowała ich jak zło konieczne. Jeśli podporządkowaliby się bezwzględnie szlachetnym rodom, nie byłoby najpewniej żadnego problemu. Mogliby sprzątać czy coś. Albo zajmować się zwłokami pobratymców, co się nie podporządkowali - to na pewno sprawiłoby, że po wsze czasy pamiętaliby o respekcie względem arystokracji. Nigdy nie spotkała takich typowych mugoli twarzą w twarz, więc ciężko byłoby jej płomiennie ich nienawidzić, choć niewątpliwie przez konserwatywne wychowanie od najmłodszego nimi gardziła.
Wiedziała jednak, że jeżeli zajdzie potrzeba to raczej podąży za wolą nestora. Kazałby zabić mugolaków to Una spróbowałaby ich zabić. Trudno. Sprzeciwiłaby się tylko, gdyby na włosku wisiała głowa jej i jej bliskich, jednak zazwyczaj sir Dagonet - pomimo specyficznego stylu bycia - nie wykonywał zbyt ryzykownych posunięć. Póki co jednak proponowałaby alternatywę w postaci zwiadów albo czegoś tego pokroju, bo szlachetne rody - w tym Bulstrodowie - często nawet nie zapuszczały się do tego obcego świata, nie mogły mieć więc dokładnego rysopisu stopnia zagrożenia. A pomimo bycia nadwyraz złaknioną rywalizacji dziewczyna wiedziała jedno: trzeba się odpowiednio przygotować i ograniczyć straty. Inaczej czarodzieje mogą tej wojny gorzko pożałować jak ona niegdyś swojej. I choć podzielenie przez nich jej losu byłoby ciekawe - w końcu bycie głupim jest szkodliwe dla życia i zdrowia - starałaby się mimo wszystko na to nie pozwolić. Nie chciałaby, żeby ktokolwiek wpadł w pułapkę swoich własnych wygórowanych ambicji.
Na dobrą sprawę to samo tyczyło się czarnej magii - gdyby ktoś nielegalnie kazał jej rzucić Avadę to przecież by tego nie zrobiła. Ale jeśli minister wydałby pozwolenie na używanie czarnej magii albo chociaż naukę o niej… Na pewno szansa na obronę przed nią by wzrosła. Wiedziała, że to dość kontrowersyjne zdanie i nie mówiła tego głośno, jednak musiała przyznać, że o wiele łatwiej było jej przyswoić obronę przed czarną magią, bo uczyła się, przed czym walczy. Poronione porównanie, ale to tak jakby uczyć się o przeciwzaklęciach, nie ucząc się o pierwotnych zaklęciach, jeśli miało to jakiś pokrętny sens.
I jak się można było tego spodziewać - większość rzeczy, których próbowała nauczyć ją szkoła, odeszły w niepamięć. Z czarnej magii trochę materiału pamiętała, z transmutacji niby też i z eliksirów… Ale to obrona przed czarną magią i zaklęcia były jej ulubieńcami i to z nich czerpała najwięcej. W wolnym czasie lubiła powtarzać wiadomości z zakresu obu przedmiotów i ćwiczyć uroki. Niestety, z powodu anomalii musiała się z tym ograniczyć, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - dzięki temu zaczęła zajmować się więcej mniej inwazyjnymi czynnościami: jeździć na koniu, pisać, układać kostki domina i wyszywać. Po tylu latach nudne początkowo wyszywanie okazało się dziwnie wyciszającym zajęciem - może po prostu musiała się przemóc, a może Hogwart zmienił ją tak dobitnie, że przestawił jej się gust. Ale kogo to interesowało? Była szczęśliwa, szkoła ze złymi wspomnieniami znajdowała się gdzieś hen daleko i tylko to się obecnie dla niej liczyło. Nie żeby wiązały się z tym jakieś wybitnie tragiczne wspomnienia - nigdy nie ubolewała nad utratą domniemanych przyjaciół w Hogwarcie w jakiś szczególny sposób. Za krótko ich znała, w przeciwieństwie do brata. Jej problemy bardziej wynikały z tego, że pewien samozwańczy pan wszedł do Hogwartu i zmienił wszystkie zasady. Zniszczył to, na co tak ciężko pracowała. A ona po prostu nie lubiła, gdy tak się działo. Ale pewnie gdyby nie to, nigdy nie nauczyłaby się wymyślać planów na szybko, być znacznie bardziej zaradną osobą i wyciągać ręki po więcej. Zdaje się, że tak właśnie powszechnie nazywa się to w literaturze - "morał".
Tak zakończyła pewien rozdział w swoim życiu. A przyszłość? Cóż, to następny wątek. Cokolwiek by się nie działo, miała siebie: mentorkę, przyjaciółkę, stratega, informatora… Była wszystkim w jednym.
"C" jest dla Clary, którą zabrał wieczny sen
"D" dla Desmonda, w saniach własnych spotkał śmierć
。・:*:・゚★,。・:*:・゚☆
"L" jest dla Leo, przeżył, choć zakłuł go żal
Przywołując patronusa, Una myśli o ostatnich szczęśliwie spędzonych chwilach z bratem przy oczku wodnym. To tam często kiedyś przesiadywali, wpatrując się w pływające z gracją ryby.
Statystyki i biegłości | |||
Statystyka | Wartość | Bonus | |
OPCM: | 18 | 2 (rożdżka) | |
Zaklęcia i uroki: | 13 | 1 (rożdżka) | |
Czarna magia: | 2 | 2 (rożdżka) | |
Magia lecznicza: | 0 | 0 | |
Transmutacja: | 1 | 0 | |
Eliksiry: | 1 | 0 | |
Sprawność: | 0 | Brak | |
Zwinność: | 10 | Brak | |
Język | Wartość | Wydane punkty | |
Język angielski | II | 0 | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty | |
Historia Magii | II | 10 | |
Kłamstwo | I | 2 | |
Perswazja | I | 2 | |
Spostrzegawczość | I | 2 | |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty | |
Odporność Psychiczna | I | 5 | |
Szczęście | I | 5 | |
Szlachecka Etykieta | I | 0 | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty | |
Neutralny | Neutralny | ||
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty | |
Literatura (tworzenie prozy) | II | 7 | |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 | |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 | |
Układanie obrazów z kostek domina | II | 7 | |
Wyszywanie | II | 7 | |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty | |
Latanie na miotle | I | 0,5 | |
Taniec balowy | II | 7 | |
Szermierka | I | 0,5 | |
Pływanie | I | 0,5 | |
Jeździectwo | II | 7 | |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty | |
Brak | - | (+0) | |
Reszta: 7 |
[bylobrzydkobedzieladnie]
How long ago did I die?
Where was I buried?
Ostatnio zmieniony przez Ebony Bulstrode dnia 08.03.19 12:04, w całości zmieniany 8 razy
Witamy wśród Morsów
[30.03.19] Losowanie ingrediencji (listopad/grudzień)
[08.08.19] Ingrediencje (styczeń-marzec)
[28.10.19] [G] Zakupiono: sierść gryfa, -75 PM
[17.07.19] Zakup sowy, -50 PD
[31.07.19] Wsiąkiewka (listopad/grudzień), +30 PD, +0,5 PB
[20.12.19] Udział w kuligu, otrzymano: słowik w klatce