Elphinstone Urquart
Nazwisko matki: Potter
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: były policjant, aktualnie uczeń latarnika
Wzrost: 173 cm
Waga: 64 kg
Kolor włosów: ciemny brąz
Kolor oczu: ciemny brąz
Znaki szczególne: nieład we włosach, duże uszy
8 cali, giętka, drewno dębu czerwonego z rdzeniem z sierści psidwaka
Hogwart, Gryffindor
pająk
akromantulę pod moim łóżkiem
gumą balonową, truskawkami
siebie w stroju mistrza szachów, z lodami truskawkowymi pod pachą i szarfą "dzięki Tobie panuje na świecie pokój"
LUBIĘ POZNAWAĆ NOWE MUZYCZNE TRENDY, A PRZY OKAZJI POHOPSAM NA PARKIECIE, całkiem nieźle gram w szachy
Zjednoczonym z Puddlemere
gram w eksplodującego durnia, mistrzuję w szachach i oszukuję w gargułki
każdej, do której mogę potańczyć, a pod prysznicem śpiewam przeboje Celestyny Warbeck
Tom Holland
Pani Potter była kobietą średniego wzrostu. Jej mąż przewyższał ją o głowę. Mieli syna, któremu niefortunnie urzędnik przekręcił imię i Elphinstone wybrzmiał w dokumentach młodego czarodzieja. Cóż. Jeszcze nie takiego czarodzieja, a niemowlaka o niewyobrażalnie dużej głowie i dziwacznych uszach. Wyglądał jak gnom i niektórzy zastanawiali się czy przypadkiem państwo Urquart nie zaadoptowali jednego z nich. Ale nie. Elphie był pozbawiony domieszki krwi magicznych istot. Czy innych stworzeń. Podobno jedynie elfy ciągnęły go za uszy, gdy mama zostawiła go na chwilę w ogrodzie. Miał mieć wtedy kilka miesięcy, a złośliwe stworzonka tak rozciągnęły mu małżowiny, że te nie wróciły do naturalnego rozmiaru. Ale czy była to opowiastka prawdziwa, czy też nie - nie miało to znaczenia, bo gdy tylko reszta głowy zaczęła rosnąć, proporcje się uregulowały i wielkie uszy stały się po prostu nieco większymi uszami. Już wtedy, wychowując się na szkockich terenach, był dość dobrze znany z przyjaznego usposobienia i dobrego serca, chociaż jak to z chłopcami bywa - nie należał do najgrzeczniejszych. Gdzie się tylko dało, wściubiał nos, nie raz i nie dwa porządnie sobie go przytrzaskując. Wszystko go ciekawiło, a gdy obserwował czarodziejów posługujących się magią, nie mógł się doczekać, aż sam będzie mógł jej używać. Żeby wyczarowywać sobie lody truskawkowe i bitą śmietanę oczywiście. Wszystko wydawało się ambitnemu czterolatkowi takie proste i cudowne, ale nie spodziewał się, że ujawnienie się czarodziejskiej mocy w nim samym wcale takie nie będzie. W tym samym czasie zbiegły się dwa wielkie wydarzenia - rozpoczęcie mugolskiej jak i magicznej wojny. Państwo Urquart podejrzewali, że właśnie ten strach i stres spowodował tak niebezpieczną eskalację magii w ich dziecku. Panowała noc i Elphie jak zawsze kładł się do łóżka, jednak nie zrobił tego od razu po kolacji. Wymknął się z pokoju i podsłuchiwał pełne emocji rozmowy dorosłych. Padało tam wiele złych słów. Śmierć, napięcie, niebezpieczeństwo, ucieczka. Nie wiedział dokładnie, o czym mówili, ale bał się i gdy tylko na podłogę upadła strącona przez przypadek książka, pędem puścił się do siebie, gdzie zakopał w kołdrze. Opatulił się pościelą, nie pozwalając, by wystawała mu chociażby stopa. Zupełnie jakby wszystkie strachy, o których mówili rodzice, miały wyłonić się z ciemności i go dosięgnąć. Wyobraźnia rozbudziła skrywaną jak dotąd magię w ciele czteroletniego chłopca i po chwili z szafy, spod łóżka, z cieni zaczęły wylęgać się setki pająków. Dopiero krzyk dziecka zaalarmował rodziców, którzy przybyli na ratunek i rozgonili insekty. I tak jak Elphie pragnął władać czarami, tak jego początek z nimi nie rozpoczął się tak cudownie. Chociaż koszmar wojny dotykał wszystkich, państwo Urquart starali się jak mogli, żeby zapewnić swojemu synowi jak najpiękniejsze dzieciństwo. Pani Potter, jako zawodowa tancerka, próbowała uczyć syna tańczyć, chociaż ten nie wydawał się być zachwycony baletem. W końcu te spódniczki to dla dziewczyn, a wszyscy wiedzą, że dziewczyny są głupie. Nie można było mu jednak odmówił smykałki do szachów. Potrafił naprawdę szybko rozpracować plan przeciwnika i wygrywał ze starszymi od siebie jeszcze przed pójściem do Hogwartu. Otrzymał list ze szkoły tak jak masa innych dzieci czarodziejów, jednak nie kupił swojej nowej różdżki. Odziedziczył ją po ciotce Constance, która kochała róż i koty. Było to dość zabawne, szczególnie, że rdzeniem czarodziejskiej broni była sierść psidwaka. Najwyraźniej jednak Elphinstone nie mógł uwolnić się od kobiecych wpływów w swoim życiu.
Nie widział się w innym domu. Gryffindor był oczywistym wyborem, chociaż przez moment martwił się, że Tiara Przydziału odeśle go do Puchonów. Może jednak widziała w nim coś więcej niż jedynie bycie łobuzem? Może znała przyszłość? Może to wszystko było ukartowane?! Nieważne, co tam sobie myślała ta czapka, Elphie stał się pełnoprawnym Gryfonem. Z wielkimi uszami. I różowawą na pierwszy rzut oka różdżką. Raczej nie miał problemów ze znalezieniem przyjaciół, którzy w dość krótkim czasie wyrobili sobie o nim opinię. Dla nieznajomych Urquart był zabawny, dla bliskich kolegów był głupkiem. Miał swoją paczkę, z którą ładowali się w kłopoty, chociaż to głównie on był inicjatorem przekraczania dozwolonych granic. Oszukiwanie starszych uczniów w gargułki? Drobnostka. Podrzucanie nielubianym Ślizgonom łajnobomb do łazienki? Proszę bardzo. Wykradanie się po nocy, żeby obserwować jęczącego Krwawego Barona? Od razu. Co ciekawe Elphinstone uczył się całkiem nieźle. Potrafił z prędkością światła opanować kilka uroków już na pierwszych zajęciach, ochrona przed czarną magią szła mu gładko i do rozpoczęcia szóstej klasy prognozowano, że zostanie aurorem. Klub Pojedynków mógł być dumny, posiadając takie członka, a kółko szachowe było przez niego non stop oblegane. Na tym w sumie kończyły się większe sukcesy nieletniego Gryfona. Koszmarem okazała się dla niego transmutacja, eliksiry i zielarstwo, które zdawał chyba jedynie z dobroci serca nauczycieli. Czy korepetycje, które brał od kolegów i koleżanek na coś się przydały? Ciężko było powiedzieć, bo wyniki z tych przedmiotów nie były olśniewające. Jak już to przyprawiające o siwiznę. Rok przed skończeniem nauki, Hogwart zyskał nowego dyrektora. Grindelwald działał na nerwy sporej części uczniów. Przerażał ich i siał czarną magię dokoła, zatruwając odpowiednią dla zamku atmosferę bezpieczeństwa. Niektórzy z rodziców nie pozwalali wracać swoim dzieciom z powrotem do szkoły, jednak Elphie ubłagał, by państwo Urquart dali mu zakończyć ten ostatni przystanek. Nie mógł jednak dostosować się do wymogów nowego opiekuna. Za swoją butę kilka razy był porządnie ukarany przez dyrektora, który starał się jak mógł, by wybić z głowy uczniowi zostanie aurorem i poniekąd mu się to udało. Jednak nie była to sprawka czarnoksiężnika, a spotkanego pewnego razu w Trzech Miotłach funkcjonariusza policji. Mężczyzna zrobił wrażenie na podbitym, poobijanym od zaklęć nastolatku opowieściami o słusznej sprawie i brakach w szeregach Patrolu Egzekucyjnego. Bo wszyscy pchają się na tych łowców czarnoksiężników. I miał rację. Policjantów nie było zbyt wielu, nie byli specjalnie poważani, a Elphie nie był asem w wielu dziedzinach, by aplikować na kurs aurorski. Wolał skupić się na tym, co umiał najlepiej. I na tym, co dawało mu realną szansę. Uroki i ochrona przed czarną magią wystarczyły, by po zakończeniu edukacji dostał się na roczny kurs. Przygotowywał się tam do pracy w terenie, ale również i rozmów ze świadkami. Nie brakło tropienia podejrzanych, szukania śladów czy opanowywania technik kamuflażu. Szalenie mu się to podobało, bo w końcu mógł spożytkować swoją wrodzoną ciekawość i rozładować tlącą się w nim energię, a zdolność do rozwiązywania zagadek okazała się sporą zaletą. To właśnie już podczas tych dwunastu miesięcy przygotowywania uznał, że śledzenie innych ludzi było tym, co wychodziło mu najlepiej. Umiał być naprawdę cicho, gdy tylko tego chciał, chociaż wymagało to ogromnego wysiłku dla gadatliwego nastolatka. Bądź co bądź końcowe egzaminy przeszedł bez większych problemów, a jego zdjęcie z inauguracji uwieczniło wielkie uszy nowego funkcjonariusza.
Praca początkowo była niezwykle pasjonująca. Nawet zwykłe czatowanie przez wiele godzin i obserwacja pustego mieszkania było niczym wyzwanie. W końcu był prawdziwym stróżem prawa! Z odznaką i w ogóle. Miał pełne prawo do tego, by aresztować złych ludzi i pomagać maluczkim, którzy nie potrafili się odpowiednio bronić. Chciał pomagać, jednak mało kto chciał współpracować z Urquatem. Powód był jeden - usta mu się nie zamykały. Potrafił mówić bez przerwy. Trzeba było mu jednak przyznać, że jeśli chodziło o siedzenie na ogonie wybranym podejrzanym, nie miał sobie równych wśród rówieśników. Potrafił podążać za celem niezauważony, chociaż nie było to takie proste, a początki nie były takie kwieciste jakby się mogło wydawać. Zaliczył parę wtop, będąc wzywanym do gabinetu przełożonego. Przez jedną z nich był narażony na zdemaskowanie, ale kilka miesięcy pracy pod czujnym okiem starszych policjantów zweryfikowało jego kompetencje. Bo kurs to jednak nie to samo co rzeczywistość. Pomimo naprostowania paru kwestii, policjanci wciąż traktowali młodego kolegę bardziej jako maskotkę drużynową niż jednego ze swoich. W dodatku który poważny policjant ma różdżkę po kobiecie? Jeszcze po ciotce co lubiła koty i róż! Elphie lubił tę szaloną ciotkę. Zresztą jej różdżka to ważna pamiątka rodzinna. Powoli ów patrzenie przez pryzmat wieku zaczynało się zmieniać wraz z wystąpieniem anomalii, które postawiły na nogi służby porządkowe Wielkiej Brytanii. Wszyscy musieli na sobie polegać i nie można było wybrzydzać - Elphie dowiódł, że mógł być odpowiedzialnym policjantem, dbającym o bezpieczeństwo obywateli, a nie dzieciuchem, którego trzeba pilnować. Nikt nie spodziewał się jednak ataku na Azkaban, zabicia Ministra Magii, a później tragedii w Stonehenge. Świat stanął w płomieniach, ukazując tlące się już na długo wcześniej pod ziemią zło. Chaos nie był w stanie jednak zachwiać wiarą czarodzieja w dobro ani zgasić w nim wiecznie żywego dziecka. Po przejęciu przez szlachtę rządów jednym z głównych zmartwień Urquarta stał się pan Malfoy na stołku szefa całego Ministerstwa Magii. Elphie jeszcze nie rozpracował jak obejść narzucany przez niego system działania i czy w ogóle powinien był zostać w policji z taką władzą, jednak póki w tym bajzlu miało tlić się jakieś światło, nie zamierza pozwolić mu zagasnąć.
Statystyki i biegłości | |||
Statystyka | Wartość | Bonus | |
OPCM: | 10 | 0 | |
Zaklęcia i uroki: | 21 | 5 (różdżka) | |
Czarna magia: | 0 | 0 | |
Magia lecznicza: | 0 | 0 | |
Transmutacja: | 0 | 0 | |
Eliksiry: | 0 | 0 | |
Sprawność: | 5 | 1 (waga) | |
Zwinność: | 5 | Brak | |
Język | Wartość | Wydane punkty | |
Angielski | II | 0 | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty | |
Historia Magii | I | 2 | |
Kłamstwo | I | 2 | |
Spostrzegawczość | II | 10 | |
Ukrywanie się | III | 25 | |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty | |
Odporność magiczna | I | 5 (0) | |
Wytrzymałość fizyczna | III | 10 | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty | |
Neutralny | Neutralny | ||
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty | |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 | |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty | |
Latanie na miotle | I | 0.5 | |
Taniec współczesny | I | 0.5 | |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty | |
Brak | - | (+0) | |
Reszta: 15 |
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Elphie Urquart dnia 07.03.19 7:23, w całości zmieniany 6 razy
No matter how far
I know when you go down
All your darkest roads
I would've followed all the way
To the graveyard
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Tristan Rosier
[19.04.20] Przekazano na spotkaniu aurorów
[07.03.19] Ingrediencje (wrzesień/październik)
[13.09.19] Ingrediencje (styczeń-marzec)
[12.07.19] Zdobycie osiągnięcia (Syn marnotrawny), +5 PD
[19.07.19] Wsiąkiewka (listopad/grudzień), +30 PD, +0,5 PB
[11.02.20] [G] Rozwój postaci: -100 PM